poniedziałek, 14 listopada 2016

Życie na niby 9



Weekend bez Marka i rodziny Kubasińskich minął Uli szybko.  Nawet na myślenie o nich i o tym, co usłyszała w piątek od babci Marka nie miała zbyt dużo czasu. Głównie, dlatego że miała sporo zajęć przed roczkiem Beatki i wstępnym pakowaniem ojca na wyjazd do sanatorium. Miał wyjechać we wtorek na ponad trzy tygodnie i nie chciała zostawiać tego na ostatnią chwilę. Uroczystość Betti minęła bardzo przyjemnie.  Głównym tematem nie był jednak mała jubilatka, ale jej ojciec i jego choroba oraz występ Jasia na ubiegłotygodniowym pokazie i co się z tym wszystkim wiązało, Marek. Część gości tak jak przypuszczała Ula była nawet rozczarowana, że go nie ma.
Markowi weekend minął równie szybko. W piątek przyjechali rodzice Wioli i Szymka na dziesiątą rocznicę śmierci jego rodziców i zostali do wieczora w niedzielę.  Ula również gościła w ich rozmowach. Babcia nie mogła o niej nie wspomnieć przed synem i synową i nie opowiedzieć, że przypomina Helenę w poprawianiu obrazków. Wiola natomiast pochwaliła się swoimi postępami w nauce i tym, że w Uli znalazła kumpelę.

W poniedziałkowe popołudnie Marek pojawił się w Rysiowie z rowerkiem dla Beatki. Rano zadzwonił do Uli z zapytaniem, czy Betti ma rowerek, bo jest właśnie w sklepie i zastanawia się, co ma jej kupić. Choć Ula próbowała przekonać go, że nie musi niczego kupować to i tak pojawił się tam z upatrzoną zabawką. Rowerek Kaczuszka był różowy z regulowaną rączką, rozkładanym daszkiem, z koszem na drobiazgi, miejscem na picie, dzwonkiem, kolorowymi światłami, hamulcem, wzmocnionymi kołami, melodyjkami i innymi dodatkami. Drobiazg, jak Marek mówił o prezencie, jak najbardziej, spodobał się Beatce, bo zapiszczała na jego widok i chciała od razu do niego wejść. 


Po pierwszej jeździe przyszedł czas na kawę i ciasto. Ula specjalnie przygotowała dla nich mały torcik, a Beatka mogła jeszcze raz zdmuchnąć świeczkę. Marek wszystkie te chwilę uwieczniał na telefonie, robiąc zdjęcia i nagrywając krótkie filmiki. Dziewczynka oduczyła się też prawie mówić do niego tata i zaczęła mówić do niego tak w środku przyjęcia mówiąc jednocześnie tata i do prawdziwego ojca. Z Beatką nie widział się ponad tydzień i trudno było, aby to i jego samego pamiętała.  Nie przeszkadzało to jednak w tym, aby przez większość czasu przesiedzieć mu na kolanach. Oprócz niańczenia Beatki, Marek miał też okazję na rozmowę z Cieplakiem. Widzieli się dopiero trzeci raz a poprzednimi razami dużo czasu na rozmowę nie mieli. W czasie, gdy Ula przygotowywała kawę oni zajęli się właśnie rozmową.
-Beatka nie widziała pana tyle czasu a lgnie do pana, panie Marku jak mało, do kogo -rzekł mu Józef. —  Podobno dziecko dobrego człowieka wyczuje.
-To pewnie, dlatego że rowerek dostała, a nie z dobroci- odparł nieco zmieszany.  — A jak się pan czuje? Na wyjazd gotowy.
-Tak –odparł uprzejmie. — Ula spakowała mnie już w sobotę. Chciałem sam się spakować, ale stwierdziła, że więcej we walizkę wejdzie jak ona to zrobi.  I lepiej się czuję.  Lekarz zapewnia nawet, że po sanatorium to będę jak nowo narodzony. Tylko, że to takie ich typowe gadanie. Serce to serce-mówił wzruszając ramionami.  — Ślad zawsze zostaje.
-To prawda, ale wypocznie pan trochę i nabierze siły-próbował dodać otuchy.
- Tylko, że znowu cały dom będzie na głowie Uli- zaczął widzieć ujemne strony wyjazdu. —  Bo wie pan, po maturze miała wyjechać ze sąsiadem do Niemiec zarobić trochę pieniędzy i przy okazji zwiedzić i wypocząć, a moja choroba wszystkie jej plany pokrzyżowała. Pieluchy, obiad, pranie, sprzątanie i tak na okrągło. Pracuje jakby był matką i żoną a nie młodą dziewczyną.
- Taka córka to skarb i powinien pan cieszyć się, a nie wymyślać sobie powody do rozżalenia-starał się wyperswadować jego obiekcje. —  Inna rzuciłaby to wszystko i zajęła się sobą.
-Tylko na życie osobiste nie ma czasu- dalej przedstawiał swoje racje.  — Może jak będzie już na studiach to pomyśli bardziej o sobie. Znajdzie sobie chłopaka, będzie wychodzić do kina, dyskoteki.
-Ma czas na to wszystko- oznajmił to co myślał. —  Ula wybrała sobie trudne studia i lepiej będzie jak zajmie się nauką. Sam jeszcze niedawno studiowałem i wiem jak łatwo jest wpaść w imprezowanie a później kłopoty z zaliczeniami i egzaminami. Nawet najpilniejsi i najspokojniejsi studenci stali się imprezowiczami i zawalali studia. Babci i wujek łatwo ze mną też nie mieli i też musieli czasami do porządku przywoływać. Gdyby nie oni to nie wiem, czy dalej bym jeszcze nie studiował.
-O, czym rozmawiacie-przerwała im Ula stawiając na stole tort.
-O studiowaniu córciu-odparł Cieplak, bo znał córkę i wiedział, że nie lubi, gdy mówi się o niej w tym kontekście, o którym mówił.
-Tak Ula- poparł go Marek bez mrugnięcia oka. — Wspominam swoje studia.
-A – odparła krótko. — To rozmawiajcie dalej a ja pójdę po kawę.


Wkrótce dołączyli do nich sąsiedzi Szymczykowie i mogli rozpocząć świętowanie. Po kawie była jeszcze przewidziana kolacja. Czas, jak to na udanym przyjęciu mijał szybko i miło. Jadł, rozmawiał, oglądał zdjęcia z poprzedniego dnia. Wieczorem, gdy żegnał się i dziękował za zaproszenie mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że bawił się doskonale.

Przez kolejne trzy dni nie widzieli się. Co prawda Ula była u niego w domu we wtorek i czwartek, ale Marka nie było.  Od Wioli i jego babci dowiedziała się natomiast, że rozkręca nową firmę z Pshemkiem i ma w związku z tym trochę spraw do załatwienia. Dopiero w piątek, gdy przyszła na ostatnie korepetycje spotkali się. Popołudniu miał odwieść rodzinę do Skierniewic i wrócił do domu prędzej, aby przed podróżą wypocząć i zjeść obiad. Piły właśnie we trójkę pożegnalną kawę, gdy Marek pojawił się w domu i przyłączył się do nich.  Po kawie a przed obiadem, na który została już prędzej zaproszona, Ula zrobił Wioli jeszcze krótki sprawdzian. Marek zapłacił jej też za wszystkie lekcje.
-Proszę Ula- rzekł podając jej banknoty. —  Siedemset złotych plus premia trzysta złotych.
-Ale nie trzeba-zaprotestowała z miejsca.  — Wystarczy tyle na ile się umawialiśmy.
- Tak myślałem, że się nie zgodzisz-mruknął w ogóle niezdziwiony.  — Ula trzeba było, bo wiem jak ciężko jest uczyć Wiolettę.  
-Hola, hola Marek- warknęła znienacka sama zainteresowana przechodząc obok nich z talerzami. —Jakie ciężko?  
-Dobra źle się wysłowiłem. Niełatwo- określił delikatniej. — Może być.
-Tak zdecydowanie lepiej- rzekła usatysfakcjonowana, rozkładając talerze.   — A ty Ula bierz jak dają. Należy ci się premia. Może nie za ciężkie uczenie, ale za cierpliwość do mnie i za całokształt. Mama jest zachwycona nie tylko postępem w nauce, ale i tym jak zmieniłam się. Z trzpiotki Wioletty zrobiłaś ustatkowaną dziewczynę- zachwalała samą siebie.  
-Dokładnie tak Ula-poparł kuzynkę Marek. —   Poza tym inny korepetytor wziąłby więcej. Sprawdzałem i ceny sięgają do stu pięćdziesięciu złotych za godzinę. Ty spotkałaś się z Wiolą sześć razy po półtora godziny do dwóch to zasłużyłaś. Zresztą ciotka i wujek sami zaproponowali, aby dać ci premię albo jakiś drobiazg.
-Moje własne uszy to słyszały Ula –tym razem to Wioletta poparła kuzyna. —  Nie krępuj się, więc kochana i bierz śmiało- dodała klepiąc ją po ramieniu i odchodząc do kuchni.
-Skoro tak to niech będzie i dzięki -odparła wdzięcznie. — Zrobię ojcu niespodziankę przed jego powrotem z sanatorium i kupię komodę do pokoju. Mam już trochę odłożone z pokazu to akurat starczy.  A to na spłatę długu – dodała oddając mu połowę banknotów.
-Ula umawialiśmy się, że będziesz wpłacał na fundację- przypomniał jej i zaprotestował.  — I miałaś nie spieszyć się. Za miesiąc rozpoczyna się rok szkolny i Jasiowi będą potrzebne zeszyty książki.
- Tak Marek, ale umawialiśmy się też, że spłacę dług tak szybko jak się da. Gdyby mnie teraz nie było stać to nie oddawałabym. Zaniesiesz do fundacji i zaoszczędzi się na opłatach. Po odliczeniu tego, to zostanie trzynaście pięćset do oddania. Mam w domu poświadczenia.
- Ula błagam cię-mówił tonem politowania i takim samym wzrokiem spojrzał na nią. — Nie przesadzaj. Nie zamierzam sprawdzać cię ani rozliczać z każdej złotówki.
-Ale wolę żebyś wiedział- nie ustępowała. — To od ciebie pożyczyłam a nie od fundacji.
-To przynajmniej nie informuj mnie za każdym razem, gdy coś wpłacisz. Ufam ci i wystarczy, że raz na pół roku coś mi tam wspomnisz.
-Zgoda-rzekła ugodowo. — Raz na pół roku będę mówiła ci ile wpłaciłam.
-Myślisz, że Wiola zaliczy poprawkę?- wyraźnie usłyszała sceptycyzm w jego glosie.
- Wątpisz w to kuzynie?- odezwała się oskarżycielsko Wiola, która akurat wróciła do jadalni ze surówką.
-Myślę, że tak- wzięła stronę Wioli. — Przerobiłyśmy cały materiał z drugiej klasy, a dzisiaj zrobiłam jej powtórkę i mały sprawdzian. U mnie miałaby mocną tróję albo nawet i czwórkę.
- Dobra, dobra Ulka nie rozpędzaj się tak- studziła jej marzenia.  — Ja nigdy nie mówię hula-hop póki nie zakręcę kółkiem.  Trója mi w zupełności starczy. Postanowiłam na egzaminie postawić na ilość a nie, na jakość i skupić się na wymaganych pięciu zadaniach żeby zdać, a nie brać się za kolejne jak nie będę pewna tych pierwszych. Dokładnie wszystko sprawdzę dwa, trzy razy tak jak mi mówiłaś.
-Bardzo rozsądnie Wiola- pochwaliła ją.
-Dokładnie- dodał i Marek. — I oby tak dalej.
-A, co myślałeś, że moje słowa o wydorośleniu, to były tylko puste słowa?- pytała z wyrzutami. — Jak mówię to już mówię, a nie rzucam słowami w kąt ściany.  Nie jestem już taka głupia jak ustawa ze zeszłego roku. Teraz jestem jak nowo poczęta. Taka otwarta na wszelkie nowalijki i zdobywanie niebios.  Łykam wiedzę jak kania dżin.  I to wszystko dzięki Uli. Jesteśmy jak te dwie połówki bułki razem złożone.
-Wiola bez przesady- próbowała umniejszyć swoje zasługi. — Ty swojej pracy też sporo włożyłaś.
-Wiem, co mówię kochana -odparła z wyraźną szczerością. —  Spadłaś mi z nieba niczym puszka z Pandorą albo jak jakiś kamień fizjologiczny. Gdy ty mi to wszystko tłumaczy to jest proste jak ta bułka maślana, a jak mój matematyk to mam w głowie istotny groch z marchewką.   Ale ja tu gadu, gadu, a w kuchni ryż harcuje- stwierdziła przytomnie i oddaliła się.
-Harcuje?- zwróciła się cicho Ula do Marka, gdy Wioletta zniknęła z pola widzenia. — Chyba chodziło jej o hartuje.
-Raczej tak-zaśmiał się.
-Kamień fizjologiczny, Pandora- mówiła z równą wesołością. —  Czasami nie nadążam za jej tokiem myślenia.
 -Ula ja nie rozumiem połowy jej złotych myśli- rzekł z pozytywną ironią. — Jest w tym mistrzynią, jak sama wiesz.  A co dziwniejsze w szkole nic takiego nie ma miejsca. Kiedyś powiedziała, że samo się jej to w głowie pojawia i jakoś samoczynnie to mówi. Jakby były w niej dwie Wioletty.  Może te dziennikarstwo to dobry pomysł na studia. Mówiła ci, że jej szkolna gazetka w gimnazjum pod jej kierownictwem zdobyła dwa razy z rzędu pierwsze miejsce w ogólnopolskim konkursie.
-Tak i dlatego też uważam, że powinna spróbować swoich sił właśnie tam.
-To, co możemy siadać- Wiola ponownie zmaterializowała się obok nich niosąc ów ryż. — Babcia z Szymkiem kończą się pakować i zaraz też przyjdą.  I smacznego. Jedzcie, pijcie, używajcie a przy stole nie bekajcie, jak to mówią-dodała siadając.
 Obiad minął równie miło, co czas przy kawie. Ula dawała Wioli ostatnie rady, aby wszystko sobie powtórzyć w sobotę a w niedzielę nie zaglądała do książek i nie myślała o poprawce tylko odprężyła się.  Marek natomiast rozmawiał z babcią i Szymkiem. Po skończonym posiłku pożegnała się z rodziną Kubasińskich. Najbardziej wylewnie z babcią, bo kobieta polubiła ją bardzo i liczyła, że zobaczą się jeszcze, gdy przyjedzie do wnuka następnym razem. Wioli oczywiście nie życzyła zdania, aby nie zapeszyć, ale obiecała trzymać kciuki.  Z Markiem powiedzieli sobie tylko do widzenia, bo obiecał wpaść do Rysiowa w niedzielę wracając ze Skierniewic.

W Rysiowie pojawił się tak jak obiecał, w niedzielę wieczorem przed ósmą. Na dworze ciągle było ciepło to zastał Cieplaków na podwórku.  Betti smacznie spała w cieniu na kocu a Jasiu z Ulą jedli kolację.  Ula już z daleka, gdy wchodził na ich posesję zauważyła, że dzisiejszego dnia wyglądał rewelacyjnie i przebił ubiorem wszystkie ich poprzednie spotkania. Do tej pory widywała go głównie w garniturze a dzisiaj ubrany był na sportowo i swobodnie. Miał na sobie białą koszulkę polo, dżinsy, sportowe buty i okulary przeciwsłoneczne na czubku głowy. Równie swobodnie szedł w ich stronę i uśmiechał się tym swoim popisowym uśmiechem. W rękach niósł również mały pakunek.
-Cześć wszystkim- przywitał się, gdy był bliżej i podkręcając jeszcze bardziej uśmiech.
-Cześć-odparł, jako pierwszy Jasiek.
-Cześć-odezwała się i Ula, patrząc na niego z ciągłym błyskiem w oczach.
- Proszę to dla was z pozdrowieniami ze Skierniewic-dodał oddając ostrożnie w ręce Uli tajemniczy pakunek. To ptysie. Wyrób babci, cioci i Wioli. Dzisiaj robione i najlepsze są świeże. Śmietana do jutra może nie wytrzymać. Mam nadzieję, że lubicie bitą śmietanę?
- Nawet bardzo-odparła Ula za siebie i brata. — I dziękujemy.  Siadaj, proszę– zaprosiła go do stołu dostawiając krzesełko.  — Zjesz z nami?
-Dzięki Ula, ale nie jestem głodny-odparł siadając. —  Babcia bez kolacji by mnie nie wypuściła w drogę-wyjaśnił nieco ironicznym tonem nadopiekuńczość kobiety.  — Ale kawy chętnie się napiję, jeśli można.
-Pewnie, że można.  Mam upieczone ciasto z kokosem to też przyniosę.
Uli nie było z nimi nie więcej jak dziesięć minut, ale po powrocie widok Marka i Jasia do zachwycających nie należał, bo obaj siedzieli na czereśni. Jasiek był na niższej gałęzi a Marek na samej górze i próbował zrywać kiściami te najładniejsze czereśnie i zrzucać Jasiowi do koszyczka. Może nic by się nie stało, gdyby nie nagłe jej nadejście i ostry głos. Jasiek szybko i bezpiecznie zeskoczył, ale Marek zareagował zbyt gwałtownie zachwiał się i w ostatniej chwili chwycił się gałęzi. Było jeszcze słychać głos rozdzieranej koszulki i jakimś cudem również zeskoczył na ziemię.
-Można wiedzieć, po co wchodziliście na drzewo?- pytała ich z założonymi rękoma na piersi.
-I tak mieliśmy je jutro zrywać- zaczął tłumaczył się Jasiu.
-Ale z drabiny a nie chodzić po nim. Co wam przyszło w ogóle do głowy? Mogliście spaść.
-Ula to moja wina- odezwał się i Marek i sumiennie przyznał do winy. —  Te na górze tak ładnie wyglądały.
-Tylko, że teraz twoja koszulka nadaje się do wyrzucenia.  Tył rozerwany i w dodatku jest brudna.
-Fakt coś słyszałem, że się drze-odparł zdejmując ową koszulkę. 
Ula przez chwilę patrzyła na jego nagi tors. Marek był opalony, lekko owłosiony z widocznym śladami, że jest też wysportowany. Szybko odwróciła jednak wzrok, bo sama zauważyła, że i Marek przygląda się jej z tym swoim magnetycznym uśmiechem. Najgorsze w tym wszystkim był to, że poczuła, że się czerwieni.
- Jasiu możesz przynieś mi torbę z samochodu?- przerwał w końcu niezręczną ciszę.  — Jest na tylnym siedzeniu. Tu masz kluczyki-dodał sięgając do kieszeni. — Wystarczy nacisnąć ten guzik a samochód otworzy ci się.
-Wiem jak się obsługuje kluczyli-odparł chłopiec i pobiegł w stronę ulicy.
-Chyba widziałaś już półnagiego faceta Ula- zagadnął z rozbawioną miną.
-Wiadomo, że widziałam-odparła wzruszając ramionami. —Nie rób ze mnie jakiejś ostatniej ignorantki.
-Tak?- mówił uśmiechając się łobuzersko. — A mówisz jakby coś cię za gardło ściskało. Nawet na mnie nie spojrzysz.
-Wydaje ci się-odparła i spojrzała na niego przelotem wedle życzenia.
- Pytam, bo masz taką minę jakbyś nigdy nie widziała- kontynuował. — Ale musisz przyznać, że bez koszuli wyglądam dobrze- dodał po chwili, gdy nie usłyszał odpowiedzi.
- Możliwe, ale nie jesteś w moim typie- mówiła tak, aby brzmieć jak najbardziej wiarygodnie.  Wolę blondynów.
-Ula nie pytałem czy jestem w twoim typie, ale czy wyglądam dobrze-wyraźnie rozmowa ta bawiła go.
-Może być- stwierdziła cicho.  — Chociaż mógłbyś trochę ciała nabrać.
-Nie to chciałem usłyszeć- odparł niezadowolony. Ale mimo wszystko przyjmę to, jako komplement Ula- dodał rozpierając się na krześle.
Na szczęście Uli, Beatka obudziła się i nie musiała dalej z nim rozmawiać. Wrócił również Jasiek z jego torbą i zajął się przebieraniem nie fatygując się nawet z pójściem do domu. Patrząc na niego ukradkiem pomyślała sobie, że faktycznie miał rację i czuła się tak jakby był pierwszym mężczyzną w tak niekompletnym stroju, jakiego widziała.
U Cieplaków został jeszcze trochę. Wypił kawę, zjadł ciasto, porozmawiał z Jasiem i zabawił się chwilę z Beatką. Na koniec jeszcze raz przeprosiła za zamieszanie, pożegnał się i odjechał.
 
CDN PO MINI BRZYDULE

Uff. Dobrnęłam do końca części.  Od dwóch tygodni dzidziuś rządzi moim samopoczuciem i weną i dlatego jest jak jest czyli średnio, nic konkretnego i bardziej dla rozjaśnienia co było w poprzednich częściach. W październiku było wszystko ok. a teraz mdłości, zmęczenie i pisanie przychodzi z trudem niestety. Na szczęście to mija z czasem podobno.

10 komentarzy:

  1. Gratuluję RanczUla.Zdrowie dziecka i Twoje najważniejsze.
    Monika.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo rodzinna ta część. Beatka miała chyba najlepsze urodziny. Naprawdę się cieszyła z tego, co w tym dniu się działo. Marek widać, że kocha takie rodzinne momenty, bo niezmierną miał radochę jak uwieczniał te chwile telefonem.
    Serdeczne gratulacje i życzę zdrowia, szczęścia i ogromnej pomyślności :*
    Pozdrawiam serdecznie, Andziok :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za życzenia. Marek jak najbardziej lubi taką rodzinną atmosferę i dlatego wraca do Cieplaków z przyjemnością.Jest to też sympatia z wzajemnością.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  3. RanczUla
    Przede wszystkim serdeczne gratulacje i życzenia dotrwania do szczęśliwego rozwiązania.

    Tę część właściwie zdominowała Violetta. Z nikim nie można jej pomylić, bo tylko na używa tych charakterystycznych powiedzonek. Uśmiałam się.
    Nadal jednak nie rozumiem w tym wszystkim intencji Marka. Czy dlatego przyjeżdża do Rysiowa, że uważa Ulę i w ogóle całą rodzinę Cieplaków za swoich przyjaciół, czy też przyjeżdża, bo czuje coś szczególnego do Uli? Prowokuje ją do wyznań i trochę chełpi się nagim torsem, co wyraźnie dziewczynę krępuje. Co chce osiągnąć przez takie zachowanie?
    Mam nadzieję, że jednak mdłości odpuszczą i już wkrótce uraczysz nas nową częścią.
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za gratulacje. Do porodu daleko jednak. Coś się kończy w moim życiu i coś zaczyna. Teraz na pisanie coraz mniej czasu.

      Wiola jak najbardziej rządzi i była najłatwiejsza do napisania. Co do Uli, Marka i Cieplaków to tak jak pisałam wyżej to jest przyjacielem rodziny a Ula koleżanką. Ostatnia ich rozmowa była zwykłym drażnieniem dziewczyny, choć Marek jak najbardziej podoba się jej. Nie chce się jednak do tego przyznać.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  4. Przede wszystkim dużo zdrowia dla ciebie i maleństwa :).
    Rozdział miły i rodzinny. Betti miała piękne urodziny i ładne prezenty .(szczególnie od M.). Violka w akcji najlepsza ona i te jej powiedzenia...Za to Ulce chyba coraz bardziej podoba się Marek...Czekam cd. Czy dobrze pamiętam ,że w tym opowiadaniu miał być przeskok pięciu lat? Czy coś pomyliłam?Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za życzenia.
      Dobrze pamiętałaś. Będzie przeskok o pięć lat.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  5. Zdrowia dla ciebie i maluszka. :-) Ma być przeskok więc chcę spytać za ile części bo ja chcę już czytać o ich randkach itd. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki.
      Jak pisałam wyżej tuż, tuż, ale będzie inaczej niż randki. Będzie..... a później będzie już tylko ślub.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń