Weekend
bez Marka i rodziny Kubasińskich minął Uli szybko. Nawet na myślenie o nich i o tym, co usłyszała
w piątek od babci Marka nie miała zbyt dużo czasu. Głównie, dlatego że miała
sporo zajęć przed roczkiem Beatki i wstępnym pakowaniem ojca na wyjazd do
sanatorium. Miał wyjechać we wtorek na ponad trzy tygodnie i nie chciała
zostawiać tego na ostatnią chwilę. Uroczystość Betti minęła bardzo przyjemnie. Głównym tematem nie był jednak mała
jubilatka, ale jej ojciec i jego choroba oraz występ Jasia na ubiegłotygodniowym
pokazie i co się z tym wszystkim wiązało, Marek. Część gości tak jak
przypuszczała Ula była nawet rozczarowana, że go nie ma.
Markowi
weekend minął równie szybko. W piątek przyjechali rodzice Wioli i Szymka na
dziesiątą rocznicę śmierci jego rodziców i zostali do wieczora w niedzielę. Ula również gościła w ich rozmowach. Babcia
nie mogła o niej nie wspomnieć przed synem i synową i nie opowiedzieć, że
przypomina Helenę w poprawianiu obrazków. Wiola natomiast pochwaliła się swoimi
postępami w nauce i tym, że w Uli znalazła kumpelę.
W
poniedziałkowe popołudnie Marek pojawił się w Rysiowie z rowerkiem dla Beatki.
Rano zadzwonił do Uli z zapytaniem, czy Betti ma rowerek, bo jest właśnie w
sklepie i zastanawia się, co ma jej kupić. Choć Ula próbowała przekonać go, że
nie musi niczego kupować to i tak pojawił się tam z upatrzoną zabawką. Rowerek
Kaczuszka był różowy z regulowaną rączką, rozkładanym daszkiem, z koszem na
drobiazgi, miejscem na picie, dzwonkiem, kolorowymi światłami, hamulcem, wzmocnionymi
kołami, melodyjkami i innymi dodatkami. Drobiazg, jak Marek mówił o prezencie,
jak najbardziej, spodobał się Beatce, bo zapiszczała na jego widok i chciała od
razu do niego wejść.
Po
pierwszej jeździe przyszedł czas na kawę i ciasto. Ula specjalnie przygotowała
dla nich mały torcik, a Beatka mogła jeszcze raz zdmuchnąć świeczkę. Marek
wszystkie te chwilę uwieczniał na telefonie, robiąc zdjęcia i nagrywając
krótkie filmiki. Dziewczynka oduczyła się też prawie mówić do niego tata i
zaczęła mówić do niego tak w środku przyjęcia mówiąc jednocześnie tata i do
prawdziwego ojca. Z Beatką nie widział się ponad tydzień i trudno było, aby to
i jego samego pamiętała. Nie
przeszkadzało to jednak w tym, aby przez większość czasu przesiedzieć mu na kolanach.
Oprócz niańczenia Beatki, Marek miał też okazję na rozmowę z Cieplakiem.
Widzieli się dopiero trzeci raz a poprzednimi razami dużo czasu na rozmowę nie
mieli. W czasie, gdy Ula przygotowywała kawę oni zajęli się właśnie rozmową.
-Beatka
nie widziała pana tyle czasu a lgnie do pana, panie Marku jak mało, do kogo -rzekł
mu Józef. — Podobno dziecko dobrego
człowieka wyczuje.
-To
pewnie, dlatego że rowerek dostała, a nie z dobroci- odparł nieco
zmieszany. — A jak się pan czuje? Na
wyjazd gotowy.
-Tak
–odparł uprzejmie. — Ula spakowała mnie już w sobotę. Chciałem sam się
spakować, ale stwierdziła, że więcej we walizkę wejdzie jak ona to zrobi. I lepiej się czuję. Lekarz zapewnia nawet, że po sanatorium to
będę jak nowo narodzony. Tylko, że to takie ich typowe gadanie. Serce to serce-mówił
wzruszając ramionami. — Ślad zawsze
zostaje.
-To
prawda, ale wypocznie pan trochę i nabierze siły-próbował dodać otuchy.
-
Tylko, że znowu cały dom będzie na głowie Uli- zaczął widzieć ujemne strony
wyjazdu. — Bo wie pan, po maturze miała
wyjechać ze sąsiadem do Niemiec zarobić trochę pieniędzy i przy okazji zwiedzić
i wypocząć, a moja choroba wszystkie jej plany pokrzyżowała. Pieluchy, obiad,
pranie, sprzątanie i tak na okrągło. Pracuje jakby był matką i żoną a nie młodą
dziewczyną.
- Taka
córka to skarb i powinien pan cieszyć się, a nie wymyślać sobie powody do rozżalenia-starał
się wyperswadować jego obiekcje. — Inna
rzuciłaby to wszystko i zajęła się sobą.
-Tylko
na życie osobiste nie ma czasu- dalej przedstawiał swoje racje. — Może jak będzie już na studiach to pomyśli
bardziej o sobie. Znajdzie sobie chłopaka, będzie wychodzić do kina, dyskoteki.
-Ma
czas na to wszystko- oznajmił to co myślał. — Ula wybrała sobie trudne studia i lepiej
będzie jak zajmie się nauką. Sam jeszcze niedawno studiowałem i wiem jak łatwo
jest wpaść w imprezowanie a później kłopoty z zaliczeniami i egzaminami. Nawet
najpilniejsi i najspokojniejsi studenci stali się imprezowiczami i zawalali
studia. Babci i wujek łatwo ze mną też nie mieli i też musieli czasami do
porządku przywoływać. Gdyby nie oni to nie wiem, czy dalej bym jeszcze nie
studiował.
-O,
czym rozmawiacie-przerwała im Ula stawiając na stole tort.
-O studiowaniu
córciu-odparł Cieplak, bo znał córkę i wiedział, że nie lubi, gdy mówi się o
niej w tym kontekście, o którym mówił.
-Tak
Ula- poparł go Marek bez mrugnięcia oka. — Wspominam swoje studia.
-A –
odparła krótko. — To rozmawiajcie dalej a ja pójdę po kawę.
Wkrótce
dołączyli do nich sąsiedzi Szymczykowie i mogli rozpocząć świętowanie. Po kawie
była jeszcze przewidziana kolacja. Czas, jak to na udanym przyjęciu mijał szybko
i miło. Jadł, rozmawiał, oglądał zdjęcia z poprzedniego dnia. Wieczorem, gdy
żegnał się i dziękował za zaproszenie mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że
bawił się doskonale.
Przez
kolejne trzy dni nie widzieli się. Co prawda Ula była u niego w domu we wtorek
i czwartek, ale Marka nie było. Od Wioli
i jego babci dowiedziała się natomiast, że rozkręca nową firmę z Pshemkiem i ma
w związku z tym trochę spraw do załatwienia. Dopiero w piątek, gdy przyszła na
ostatnie korepetycje spotkali się. Popołudniu miał odwieść rodzinę do
Skierniewic i wrócił do domu prędzej, aby przed podróżą wypocząć i zjeść obiad.
Piły właśnie we trójkę pożegnalną kawę, gdy Marek pojawił się w domu i
przyłączył się do nich. Po kawie a przed
obiadem, na który została już prędzej zaproszona, Ula zrobił Wioli jeszcze krótki
sprawdzian. Marek zapłacił jej też za wszystkie lekcje.
-Proszę
Ula- rzekł podając jej banknoty. —
Siedemset złotych plus premia trzysta złotych.
-Ale
nie trzeba-zaprotestowała z miejsca. —
Wystarczy tyle na ile się umawialiśmy.
-
Tak myślałem, że się nie zgodzisz-mruknął w ogóle niezdziwiony. — Ula trzeba było, bo wiem jak ciężko jest
uczyć Wiolettę.
-Hola,
hola Marek- warknęła znienacka sama zainteresowana przechodząc obok nich z
talerzami. —Jakie ciężko?
-Dobra
źle się wysłowiłem. Niełatwo- określił delikatniej. — Może być.
-Tak
zdecydowanie lepiej- rzekła usatysfakcjonowana, rozkładając talerze. — A ty Ula bierz jak dają. Należy ci się
premia. Może nie za ciężkie uczenie, ale za cierpliwość do mnie i za
całokształt. Mama jest zachwycona nie tylko postępem w nauce, ale i tym jak
zmieniłam się. Z trzpiotki Wioletty zrobiłaś ustatkowaną dziewczynę- zachwalała
samą siebie.
-Dokładnie
tak Ula-poparł kuzynkę Marek. — Poza tym inny korepetytor wziąłby więcej.
Sprawdzałem i ceny sięgają do stu pięćdziesięciu złotych za godzinę. Ty
spotkałaś się z Wiolą sześć razy po półtora godziny do dwóch to zasłużyłaś. Zresztą
ciotka i wujek sami zaproponowali, aby dać ci premię albo jakiś drobiazg.
-Moje
własne uszy to słyszały Ula –tym razem to Wioletta poparła kuzyna. — Nie krępuj się, więc kochana i bierz śmiało-
dodała klepiąc ją po ramieniu i odchodząc do kuchni.
-Skoro
tak to niech będzie i dzięki -odparła wdzięcznie. — Zrobię ojcu niespodziankę
przed jego powrotem z sanatorium i kupię komodę do pokoju. Mam już trochę odłożone
z pokazu to akurat starczy. A to na
spłatę długu – dodała oddając mu połowę banknotów.
-Ula
umawialiśmy się, że będziesz wpłacał na fundację- przypomniał jej i
zaprotestował. — I miałaś nie spieszyć
się. Za miesiąc rozpoczyna się rok szkolny i Jasiowi będą potrzebne zeszyty
książki.
-
Tak Marek, ale umawialiśmy się też, że spłacę dług tak szybko jak się da. Gdyby
mnie teraz nie było stać to nie oddawałabym. Zaniesiesz do fundacji i zaoszczędzi
się na opłatach. Po odliczeniu tego, to zostanie trzynaście pięćset do oddania.
Mam w domu poświadczenia.
- Ula
błagam cię-mówił tonem politowania i takim samym wzrokiem spojrzał na nią. —
Nie przesadzaj. Nie zamierzam sprawdzać cię ani rozliczać z każdej złotówki.
-Ale
wolę żebyś wiedział- nie ustępowała. — To od ciebie pożyczyłam a nie od
fundacji.
-To
przynajmniej nie informuj mnie za każdym razem, gdy coś wpłacisz. Ufam ci i wystarczy,
że raz na pół roku coś mi tam wspomnisz.
-Zgoda-rzekła
ugodowo. — Raz na pół roku będę mówiła ci ile wpłaciłam.
-Myślisz,
że Wiola zaliczy poprawkę?- wyraźnie usłyszała sceptycyzm w jego glosie.
- Wątpisz
w to kuzynie?- odezwała się oskarżycielsko Wiola, która akurat wróciła do
jadalni ze surówką.
-Myślę,
że tak- wzięła stronę Wioli. — Przerobiłyśmy cały materiał z drugiej klasy, a
dzisiaj zrobiłam jej powtórkę i mały sprawdzian. U mnie miałaby mocną tróję albo nawet i czwórkę.
-
Dobra, dobra Ulka nie rozpędzaj się tak- studziła jej marzenia. — Ja nigdy nie mówię hula-hop póki nie zakręcę
kółkiem. Trója mi w zupełności starczy.
Postanowiłam na egzaminie postawić na ilość a nie, na jakość i skupić się na
wymaganych pięciu zadaniach żeby zdać, a nie brać się za kolejne jak nie będę
pewna tych pierwszych. Dokładnie wszystko sprawdzę dwa, trzy razy tak jak mi
mówiłaś.
-Bardzo
rozsądnie Wiola- pochwaliła ją.
-Dokładnie-
dodał i Marek. — I oby tak dalej.
-A,
co myślałeś, że moje słowa o wydorośleniu, to były tylko puste słowa?- pytała z wyrzutami. — Jak mówię to już mówię, a nie rzucam słowami w kąt ściany. Nie jestem już taka głupia jak ustawa ze
zeszłego roku. Teraz jestem jak nowo poczęta. Taka otwarta na wszelkie nowalijki
i zdobywanie niebios. Łykam wiedzę jak
kania dżin. I to wszystko dzięki Uli.
Jesteśmy jak te dwie połówki bułki razem złożone.
-Wiola
bez przesady- próbowała umniejszyć swoje zasługi. — Ty swojej pracy też sporo
włożyłaś.
-Wiem,
co mówię kochana -odparła z wyraźną szczerością. — Spadłaś mi z nieba niczym puszka z Pandorą
albo jak jakiś kamień fizjologiczny. Gdy ty mi to wszystko tłumaczy to jest
proste jak ta bułka maślana, a jak mój matematyk to mam w głowie istotny groch
z marchewką. Ale ja tu gadu, gadu, a w
kuchni ryż harcuje- stwierdziła przytomnie i oddaliła się.
-Harcuje?-
zwróciła się cicho Ula do Marka, gdy Wioletta zniknęła z pola widzenia. — Chyba
chodziło jej o hartuje.
-Raczej
tak-zaśmiał się.
-Kamień
fizjologiczny, Pandora- mówiła z równą wesołością. — Czasami nie nadążam za jej tokiem myślenia.
-Ula ja nie rozumiem połowy jej złotych myśli-
rzekł z pozytywną ironią. — Jest w tym mistrzynią, jak sama wiesz. A co dziwniejsze w szkole nic takiego nie ma
miejsca. Kiedyś powiedziała, że samo się jej to w głowie pojawia i jakoś
samoczynnie to mówi. Jakby były w niej dwie Wioletty. Może te dziennikarstwo to dobry pomysł na
studia. Mówiła ci, że jej szkolna gazetka w gimnazjum pod jej kierownictwem
zdobyła dwa razy z rzędu pierwsze miejsce w ogólnopolskim konkursie.
-Tak
i dlatego też uważam, że powinna spróbować swoich sił właśnie tam.
-To,
co możemy siadać- Wiola ponownie zmaterializowała się obok nich niosąc ów ryż.
— Babcia z Szymkiem kończą się pakować i zaraz też przyjdą. I smacznego. Jedzcie, pijcie, używajcie a przy
stole nie bekajcie, jak to mówią-dodała siadając.
Obiad minął równie miło, co czas przy kawie.
Ula dawała Wioli ostatnie rady, aby wszystko sobie powtórzyć w sobotę a w
niedzielę nie zaglądała do książek i nie myślała o poprawce tylko odprężyła
się. Marek natomiast rozmawiał z babcią
i Szymkiem. Po skończonym posiłku pożegnała się z rodziną Kubasińskich. Najbardziej
wylewnie z babcią, bo kobieta polubiła ją bardzo i liczyła, że zobaczą się
jeszcze, gdy przyjedzie do wnuka następnym razem. Wioli oczywiście nie życzyła
zdania, aby nie zapeszyć, ale obiecała trzymać kciuki. Z Markiem powiedzieli sobie tylko do
widzenia, bo obiecał wpaść do Rysiowa w niedzielę wracając ze Skierniewic.
W
Rysiowie pojawił się tak jak obiecał, w niedzielę wieczorem przed ósmą. Na
dworze ciągle było ciepło to zastał Cieplaków na podwórku. Betti smacznie spała w cieniu na kocu a Jasiu
z Ulą jedli kolację. Ula już z daleka,
gdy wchodził na ich posesję zauważyła, że dzisiejszego dnia wyglądał
rewelacyjnie i przebił ubiorem wszystkie ich poprzednie spotkania. Do tej pory
widywała go głównie w garniturze a dzisiaj ubrany był na sportowo i swobodnie.
Miał na sobie białą koszulkę polo, dżinsy, sportowe buty i okulary
przeciwsłoneczne na czubku głowy. Równie swobodnie szedł w ich stronę i
uśmiechał się tym swoim popisowym uśmiechem. W rękach niósł również mały pakunek.
-Cześć
wszystkim- przywitał się, gdy był bliżej i podkręcając jeszcze bardziej uśmiech.
-Cześć-odparł,
jako pierwszy Jasiek.
-Cześć-odezwała
się i Ula, patrząc na niego z ciągłym błyskiem w oczach.
- Proszę
to dla was z pozdrowieniami ze Skierniewic-dodał oddając ostrożnie w ręce Uli
tajemniczy pakunek. To ptysie. Wyrób babci, cioci i Wioli. Dzisiaj robione i
najlepsze są świeże. Śmietana do jutra może nie wytrzymać. Mam nadzieję, że
lubicie bitą śmietanę?
-
Nawet bardzo-odparła Ula za siebie i brata. — I dziękujemy. Siadaj, proszę– zaprosiła go do stołu
dostawiając krzesełko. — Zjesz z nami?
-Dzięki
Ula, ale nie jestem głodny-odparł siadając. — Babcia bez kolacji by mnie nie wypuściła w
drogę-wyjaśnił nieco ironicznym tonem nadopiekuńczość kobiety. — Ale kawy chętnie się napiję, jeśli można.
-Pewnie,
że można. Mam upieczone ciasto z kokosem
to też przyniosę.
Uli
nie było z nimi nie więcej jak dziesięć minut, ale po powrocie widok Marka i
Jasia do zachwycających nie należał, bo obaj siedzieli na czereśni. Jasiek był
na niższej gałęzi a Marek na samej górze i próbował zrywać kiściami te najładniejsze
czereśnie i zrzucać Jasiowi do koszyczka. Może nic by się nie stało, gdyby nie
nagłe jej nadejście i ostry głos. Jasiek szybko i bezpiecznie zeskoczył, ale
Marek zareagował zbyt gwałtownie zachwiał się i w ostatniej chwili chwycił się
gałęzi. Było jeszcze słychać głos rozdzieranej koszulki i jakimś cudem również
zeskoczył na ziemię.
-Można
wiedzieć, po co wchodziliście na drzewo?- pytała ich z założonymi rękoma na
piersi.
-I
tak mieliśmy je jutro zrywać- zaczął tłumaczył się Jasiu.
-Ale
z drabiny a nie chodzić po nim. Co wam przyszło w ogóle do głowy? Mogliście
spaść.
-Ula
to moja wina- odezwał się i Marek i sumiennie przyznał do winy. — Te na górze tak ładnie wyglądały.
-Tylko,
że teraz twoja koszulka nadaje się do wyrzucenia. Tył rozerwany i w dodatku jest brudna.
-Fakt
coś słyszałem, że się drze-odparł zdejmując ową koszulkę.
Ula
przez chwilę patrzyła na jego nagi tors. Marek był opalony, lekko owłosiony z
widocznym śladami, że jest też wysportowany. Szybko odwróciła jednak wzrok, bo
sama zauważyła, że i Marek przygląda się jej z tym swoim magnetycznym
uśmiechem. Najgorsze w tym wszystkim był to, że poczuła, że się czerwieni.
-
Jasiu możesz przynieś mi torbę z samochodu?- przerwał w końcu niezręczną
ciszę. — Jest na tylnym siedzeniu. Tu
masz kluczyki-dodał sięgając do kieszeni. — Wystarczy nacisnąć ten guzik a
samochód otworzy ci się.
-Wiem
jak się obsługuje kluczyli-odparł chłopiec i pobiegł w stronę ulicy.
-Chyba
widziałaś już półnagiego faceta Ula- zagadnął z rozbawioną miną.
-Wiadomo,
że widziałam-odparła wzruszając ramionami. —Nie rób ze mnie jakiejś ostatniej ignorantki.
-Tak?-
mówił uśmiechając się łobuzersko. — A mówisz jakby coś cię za gardło ściskało.
Nawet na mnie nie spojrzysz.
-Wydaje
ci się-odparła i spojrzała na niego przelotem wedle życzenia.
- Pytam,
bo masz taką minę jakbyś nigdy nie widziała- kontynuował. — Ale musisz
przyznać, że bez koszuli wyglądam dobrze- dodał po chwili, gdy nie usłyszał
odpowiedzi.
- Możliwe,
ale nie jesteś w moim typie- mówiła tak, aby brzmieć jak najbardziej
wiarygodnie. Wolę blondynów.
-Ula
nie pytałem czy jestem w twoim typie, ale czy wyglądam dobrze-wyraźnie rozmowa
ta bawiła go.
-Może
być- stwierdziła cicho. — Chociaż
mógłbyś trochę ciała nabrać.
-Nie
to chciałem usłyszeć- odparł niezadowolony. Ale mimo wszystko przyjmę to, jako komplement Ula- dodał rozpierając się na krześle.
Na
szczęście Uli, Beatka obudziła się i nie musiała dalej z nim rozmawiać. Wrócił
również Jasiek z jego torbą i zajął się przebieraniem nie fatygując się nawet z
pójściem do domu. Patrząc na niego ukradkiem pomyślała sobie, że faktycznie
miał rację i czuła się tak jakby był pierwszym mężczyzną w tak niekompletnym stroju,
jakiego widziała.
U
Cieplaków został jeszcze trochę. Wypił kawę, zjadł ciasto, porozmawiał z Jasiem
i zabawił się chwilę z Beatką. Na koniec jeszcze raz przeprosiła za zamieszanie,
pożegnał się i odjechał.
CDN PO MINI BRZYDULE
Uff. Dobrnęłam do końca części.
Od dwóch tygodni dzidziuś rządzi moim samopoczuciem i weną i dlatego jest jak jest czyli średnio, nic konkretnego i bardziej dla rozjaśnienia co było w poprzednich częściach. W
październiku było wszystko ok. a teraz mdłości, zmęczenie i pisanie przychodzi
z trudem niestety. Na szczęście to mija z czasem podobno.
Gratuluję RanczUla.Zdrowie dziecka i Twoje najważniejsze.
OdpowiedzUsuńMonika.
Dziękuję bardzo. Na razie jesteśmy zdrowi.
UsuńBardzo rodzinna ta część. Beatka miała chyba najlepsze urodziny. Naprawdę się cieszyła z tego, co w tym dniu się działo. Marek widać, że kocha takie rodzinne momenty, bo niezmierną miał radochę jak uwieczniał te chwile telefonem.
OdpowiedzUsuńSerdeczne gratulacje i życzę zdrowia, szczęścia i ogromnej pomyślności :*
Pozdrawiam serdecznie, Andziok :)
Dzięki za życzenia. Marek jak najbardziej lubi taką rodzinną atmosferę i dlatego wraca do Cieplaków z przyjemnością.Jest to też sympatia z wzajemnością.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.
RanczUla
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim serdeczne gratulacje i życzenia dotrwania do szczęśliwego rozwiązania.
Tę część właściwie zdominowała Violetta. Z nikim nie można jej pomylić, bo tylko na używa tych charakterystycznych powiedzonek. Uśmiałam się.
Nadal jednak nie rozumiem w tym wszystkim intencji Marka. Czy dlatego przyjeżdża do Rysiowa, że uważa Ulę i w ogóle całą rodzinę Cieplaków za swoich przyjaciół, czy też przyjeżdża, bo czuje coś szczególnego do Uli? Prowokuje ją do wyznań i trochę chełpi się nagim torsem, co wyraźnie dziewczynę krępuje. Co chce osiągnąć przez takie zachowanie?
Mam nadzieję, że jednak mdłości odpuszczą i już wkrótce uraczysz nas nową częścią.
Serdecznie pozdrawiam. :)
Dzięki za gratulacje. Do porodu daleko jednak. Coś się kończy w moim życiu i coś zaczyna. Teraz na pisanie coraz mniej czasu.
UsuńWiola jak najbardziej rządzi i była najłatwiejsza do napisania. Co do Uli, Marka i Cieplaków to tak jak pisałam wyżej to jest przyjacielem rodziny a Ula koleżanką. Ostatnia ich rozmowa była zwykłym drażnieniem dziewczyny, choć Marek jak najbardziej podoba się jej. Nie chce się jednak do tego przyznać.
Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Przede wszystkim dużo zdrowia dla ciebie i maleństwa :).
OdpowiedzUsuńRozdział miły i rodzinny. Betti miała piękne urodziny i ładne prezenty .(szczególnie od M.). Violka w akcji najlepsza ona i te jej powiedzenia...Za to Ulce chyba coraz bardziej podoba się Marek...Czekam cd. Czy dobrze pamiętam ,że w tym opowiadaniu miał być przeskok pięciu lat? Czy coś pomyliłam?Pozdrawiam serdecznie:)
Dzięki za życzenia.
UsuńDobrze pamiętałaś. Będzie przeskok o pięć lat.
Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Zdrowia dla ciebie i maluszka. :-) Ma być przeskok więc chcę spytać za ile części bo ja chcę już czytać o ich randkach itd. ;)
OdpowiedzUsuńDzięki.
UsuńJak pisałam wyżej tuż, tuż, ale będzie inaczej niż randki. Będzie..... a później będzie już tylko ślub.
Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.