Ciąg dalszy cyklu miniaturek.
Koszyczek z wikliny pełen jest pisanek,
A przy nich kurczaczek i z cukru baranek.
Przy baranku babka, sól, chleb i wędzonka,
Oto wielkanocna świąteczna święconka- nuciła sobie pod nosem Emilka idąc w stronę pokoju
rodziców.
-Tatusiu
czy książeczki też mam poukładać, czy tylko zabawki? -zapytała przystając w drzwiach.
-Książeczki
również, kotku. I jeszcze pisaki i kredki z biurka-odparł ojciec odkurzając
meble sypialniane.
-A
tak, dla czemu mam sprzątać pokój skoro jutro jedziemy do Rysiowa?-dopytywała z niezadowoleniem jak wydawało się Markowi.
-Bo
idą święta i tak trzeba. I
jeszcze, dlatego że zajączek z prezentami przychodzi nie tylko do tych
grzecznych dzieci, ale i z posprzątanymi pokojami. I kto wie Emilko może i do
twojego pokoju zajrzy i przyniesie ci mały drobiazg i słodycze.
-Dlaczego
mały-wyraźnie nie spodobało się jej to.
-Bo
to tylko jest zajączek i więcej nie uniósłby- próbował jakoś wybrnąć z
pytania.
-A
jak dostaje się do domów?-dalej stawiała pytania.
-Mają
swoje sposoby-odparł trochę od niechcenia.
-Czyli
mama albo ty przyniesiesz?- rzekła pewnie.
-Skąd-mówił
spoglądając na córkę obrażonym wzrokiem. —Gdyby rodzice przynosili to prezenty
mogłyby być duże a są małe.
-A
Beatka ma duży prezent-kontynuowała z pretensją.
-Bo
Beatka ma niedługo urodziny kochanie i to prezent urodzinowy. I nie o prezenty
tu chodzi i nie są najważniejsze tylko ...-zaczął, ale stwierdził, że na dorosłe wytłumaczenie tych
świąt córeczka jest za mała. —Bo widzisz kochanie to są święta, kiedy wszyscy
cieszą się, bo drzewa zielenieją się, robi się cieplej, coraz więcej ptaszków
śpiewa, kwiatki zakwitają, jest wesoło a Pan Jezus, chociaż umarł to tak jakby
drugi raz narodził się.
-W
przedszkolu pani mówiła, że natura budzi się do życia po zimie i Pan Jezus
wrócił do życia żeby nas zbawić– rzekła rezolutnie.
-Dokładnie
tak córeczko- odparł głaszcząc po główce. —To teraz, skoro już wszystko wiesz to pobiegnij do
pokoju i dokończ sprzątanie. A później pójdziemy z koszyczkiem na święconkę do kościoła, na
spacer i do babci Heleny i dziadka Krzysia na podwieczorek i kolację. Jutro wyjeżdżają do znajomych na
święta, my też wyjeżdżamy i nie będziemy się widzieć w niedzielę ani w poniedziałek.
-A
będę mogła zabrać hulajnogę ze sobą-zapytała z nadzieją.
-Nie
bardzo kochanie. Na chodniku i przed kościołem będzie dużo ludzi i wszystkich
rozjeżdżałabyś. Poza tym będziesz miała rączki zajęte. W jednej będziesz mieć
koszyczek a w drugiej kwiatki dla Bozi. Hulajnogę zabierzemy jutro do Rysiowa i
z Betti będziesz jeździła przez dwa dni. Zgoda.
-Zgoda-odparła dość szybko
i pobiegła w podskokach do swojego pokoiku.
Parę
minut później Marek zajrzał do pokoju córki sprawdzając czy Emilka sprząta. Razem
z Ulą postanowili, że zaczną uczyć córeczkę samodzielności i trzymania porządku
w swoim pokoiku. I choć wiedział, że przekupywanie
jej zajączkiem nie było to do końca wychowawcze a Ula może mieć do niego
pretensję o to, to było skuteczne, bo ku jego zadowoleniu dziewczynka nucąc piosenkę
i klęcząc przed małym regałem zawzięcie układała książeczki.
Pisanki, kraszanki, skarby wielkanocne,
Pięknie ozdobione, ale niezbyt mocne.
Pisanki, kraszanki, całe kolorowe, aby
Uświetniły święta wielkanocne.
Tymczasem Ula zajęła się pieczeniem babki i mazurka. Jednocześnie pilnowała bawiącego się w salonie dziesięciomiesięcznego synka Tomka. Chłopiec był żywym dzieckiem i zaczynał chodzić trzymając się mebli. Czekała też na Marka i Emilkę aż uporają się ze sprzątaniem i pomogą jej w tych obowiązkach. Oboje w końcu zeszli na dół i odciążyli ją. Emi zajęła się zabawą z bratem, malowaniem jajek oraz przyozdabianiem mazurka a Marek kroił sałatkę. Później tylko przygotowali święconkę i we czwórkę poszli do kościoła i Dobrzańskich seniorów. Dziadka zastali na dworze.
-Wiesz
dziadku-zaczęła Emilka tuż po przywitaniu. —Najpierw dzieci z koszyczkami
podeszły bliżej Bozi a później ksiądz pokropił nam koszyczki a chłopiec
rozdawał dzieciom karteczki z kolorowanką i zagadką-dodała wymachując
karteczką. —O tu jest jajeczko ze wzorkami, tu kurczaczek a tu zajączek na
łące.
-Bardzo
ładne obrazki-odparł głaszcząc po główce. — A ty gdzie masz zajączka- zwrócił
się do wnuka, który akurat przewrócił się.
-Dlaczego
zajączka?- zainteresowała się Emi.
-Tak
się mówi, gdy dziecko uczy się chodzić a
przewróci się-wytłumaczyła jej mama podnosząc synka.
-Mama
ma rację-rzekł i Krzysztof. — To, co kochani zapraszam do domu-dodał otwierając drzwi. Babcia ma twój
ulubiony sernik z brzoskwinią Emilko-zwrócił się też do wnuczki.
Wizyta
u dziadków przebiegała standardowo, czyli Emilka psociła i wygłupiała się z
dziadkiem, a Ula z Markiem głównie zajęci byli uspokajaniem córki i rozmową z
Heleną. Dobrzańska postarała się też o świąteczny nastrój i potrawy. Na koniec wizyty dziadkowie podarowali
wnuczce książeczkę „ O
zajączku Filipie, który ze strachu dokonał wielu czynów” oraz słodycze. Dziewczynka, więc odchodził
od nich zadowolona.
Nazajutrz
Ula i Marek z dziećmi pojechali na całe dwa dni do Rysiowa. Tuż po
przyjeździe Ula i Alicja zajęły się uroczystym śniadaniem a Marek
z Józefem pilnowali dzieci. Beatka tymczasem
nakryła stół w salonie i przyozdobiła świątecznymi ozdobami i wiosennymi
kwiatami. Półgodziny później wszystko
było gotowe i rodzina mogła usiąść do stołu.
Po
śniadaniu przyszedł czas na Wielkanocnego Zajączka, a Emilka musiała też sama go znaleźć. Z tym nie miała kłopotu, bo zestaw mała ogrodniczka
szybko rzucił się w oczy. Z racji, że Emilka lubiła pomagać mamie w ogródku to i
prezent sprawił jej radość. Rano cieszyła się też ze skarbonki biedronki i jajka
niespodzianki a które dostała od rodziców i znalazła w kącie swojego pokoju.
Po
wypróbowaniu konewki, grabek i łopatki przez Emilkę i sprzątnięciu ze stołu zbędnych
rzeczy był czas na chwilę wytchnienia. Wczesnym
popołudniem natomiast Betti z Emilką poszły na obiecaną Emi hulajnogę a rodzice i dziadkowie zajęli się
przygotowaniami na przyjęcie gości. Mieli nadzieję, że dziewczynki pobędą
godzinę poza domem i zdążą wszystko przygotować, ale obie wróciły szybciej.
-Znaleźliśmy
pieski- oznajmiła Emi od drzwi. — W torbie. O tyle –pokazała na paluszkach i
dodała- cztery.
Chwilę
później w drzwiach pojawiła się Beatka z szarą torbą, z której dobiegało
piszczenie. Po otwarciu jej Cieplakom i Dobrzańskim ukazały się cztery słodkie
pyszczki.
-Ktoś
zostawił je przy tym placu zabaw przy szkole-wyjaśniła Beatka.
-Zostawimy
je-zapytała Emi.
-Kotku,
ale nie potrzebujemy czterech piesków-rzekł Marek. Chciał powiedzieć, że żadnego nie potrzebują,
ale córka ubiegła go.
-To
jednego tu zostawimy, jednego my zabierzemy, jednego dla drugiej babci i
drugiego dziadka, bo nie mają a jednego to nie wiem-rozplanowywała licząc na
paluszkach. — Ja bym chciała tego –dodała wskazując na czarnego z brązowymi
łatkami i najgroźniej wyglądającego. Nazwiemy go Fiona.
-Ale
to jest chłopiec- odezwał się Jasiek, który razem z Kingą do domu zawitał
chwilę przed pojawieniem się piesków i zdążył je dokładnie pooglądać. Tylko
jeden z tych czarnych to dziewczynka.
-Tato
nasz Morus urodził się jeszcze przede mną i jest już stary, a ja nie miałam nigdy
małego pieska- wtrąciła Beatka. Ten brązowy jest słodki.
-U
nas jeden w ostateczności może zostać-zadecydował Cieplak, bo córka miała rację
i widać było, że Morus ma swoje lata. Beatka znalazła też dla niego imię Kapsel
i miejsce w swoim pokoju, choć Alicja uprzedziła, że lepiej będzie jak
podrośnie i nauczy się pewnych rzeczy.
Ula
i Marek po namowach córki też zgodzili się na jednego. Ich ogród duży nie był, ale pieska z
pewnością zmieści. Na pieska dla rodziców Marka, jednak nie zgodzili się, bo nie chcieli obarczać ich dodatkowymi obowiązkami i jeden wspólny piesek, jak tłumaczyli córce w zupełności im starczy. Miało to też nauczyć Emilkę obowiązków. Tylko z wyborem
imienia było gorzej, bo Emilce wszystkie imiona podobały się. W końcu imię
Tofik przypadło jej do serca. Miał on jednak do czasu jak
wszystko nie będzie przygotowane na przyjęcie nowego lokatora zostać w
Rysiowie razem z resztą szczeniąt.
Przez
resztę dnia i kolejny dzień Beatka i Emilka opiekowały się pieskami i bawiły
się z nimi. Delikatnie głaskały, nosiły na rękach i rzucały kawałki suchej
karmy od Morusa. Przy okazji jak to małe psiaki nienauczone pewnych rzeczy
nabrudziły, ale to w żaden sposób nie zniechęciło dziewczyn do opieki nad nimi.
Cieplak znalazł dla nich również karton a Alicja stary koc i umieścili je tam,
aby nie rozchodziły się za bardzo. Cieplaków niepokoiło tylko to, że dla dwóch
szczeniąt trzeba znaleźć dom.
Popołudniu
dom Cieplaków jeszcze bardziej zapełnił się, bo na kawę i kolację przyszli
rodzice Kingi państwo Matysiakowie. Na jesień młodzi planowali ślub i trzeba było omówić kilka
spraw. Jednak i tak na początku spotkania głównym tematem rozmowy było porzucenie
piesków. Rozmawiali nie tylko to tym, które miało
miejsce w Rysiowie i w miejscu uczęszczanym, ale i o tych znacznie
okrutniejszych porzuceniach w odludnych miejscach i bez szans na przeżycie piesków czy też kociąt. Pan Matysiak wziął też sprawę
w swoje ręce i jeszcze przed wieczorem pozostała dwójka szczeniąt znalazła
właścicieli wśród jego znajomych. Reszta wieczoru mijała już w radośniejszym
nastroju i nawet trochę despotyczny ojciec Kingi w przeszłości okazał się
teraz całkiem przystępnym człowiekiem i wszyscy rozmawiali ze sobą bez skrępowania.
Na stole oprócz ciasta i dań kolacyjnych nie mogło zabraknąć nalewki Cieplaka i
innego alkoholu a przyniesionego przez gości oraz Marka. On też miało poniekąd wpływ
na wesołą atmosferę przy stole, choć nikt nie nadużył go.
Drugi
dzień świąt rozpoczął się dla niektórych mokro. Rok temu Ula była w siódmym miesiącu ciąży i
musiała unikać takich zabaw to teraz nadrobiono to jej z nawiązką i pozwoliła
oblać się córce, mężowi i siostrze. W odwiedziny przyszedł też Maciek z Anią i z trzyletnim synkiem Mateuszem, a Emilka cioci i Mateuszkowi od razu pokazała pieski. Wujek Maciek widział je wczoraj to został w domu z rodzicami.
-Ulę
to ja regularnie, co roku oblewałem- oznajmił Maciek, Markowi. —Pierwszy raz
jak miała sześć lat a ostatni przed waszym ślubem.
-Dokładnie-poparła Ula pojawiając się na chwilę w salonie przynosząc kawę. — Zawsze mnie uprzedził i przynajmniej raz, dwa razy musiałam przebierać się.
-To fajnie mieliście. U mnie to było z umiarem.
-No
nie wiem czy fajnie, bo tylko ja i Ula braliśmy w tym udział-rzekł posępnie Szymczyk po wyjściu Uli. —Czasami tylko dołączał do nas Bartek
Dąbrowski albo ktoś dla złośliwej zabawy. Wtedy nie mieliśmy tylu tu przyjaciół, co teraz- ironizował. — A teraz i tak
połowa z nich zazdrości nam. Mi, że dobrze zarabiam, mam dobry samochód i
buduję dom, a Uli to już w ogóle. Szkolna brzydula wypiękniała, ma przystojnego
i bogatego męża, jest sławna i robi karierę. Mówię ci Marek to drażni ludzi.
-Tak
mówiła mi- odparł westchnąwszy. — Ula sama nie wie czy nie lepiej było, jak była pośmiewiskiem
niż teraz, kiedy widzi zazdrość.
-Bo
niestety Marek, ale tak już jest, że zawiść ludzka jest czasami gorsza od
szowinizmu-dodał Szymczyk.
- Niestety- poparł Maćka. —Ale
najważniejsze, że nie załamało was te wykluczenie. I dzięki, że zajmowałeś się
Ulą i nie była taka samotna.
-Nie ma, za co-odparł przyjaźnie. Ula po
prostu była i jest warta przyjaźni.
Chwilę
później Ula oraz Ania z dziećmi dołączyli do nich i zajęli się przyjacielską
rozmową. Emi w tym czasie bawiła się z Mateuszkiem. Okazję na zabawę mieli już
parę razy to i bawili się zgodnie w ulubioną zabawę Emilki, czyli dom. Mateusz ze
względu na to, że był za mały, żeby zaprotestować to zgadzał się na pomysły
dziewczynki.
Po
odejściu Szymczyków i przyjściu z kościoła Alicji, Józefa i Batki, Ula zajęła się tortem. Spód miała już zrobiony i
teraz pozostało tylko ubić śmietanę, ustroić go i czekać na popołudnie i gości.
Na urodzinach, bowiem oprócz rodziny miały być też obecne koleżanki Betti. Dziewczyna
tak to sobie zorganizowała, że tort miał być wspólny a po torcie chciała
świętować urodziny w swoim pokoju bez dorosłych. Ładna pogoda, pieski i fakt, że był śmigus dyngus to wyciągnęły je jednak
na dwór i czas do kolacji spędziły z dorosłymi i zajmowały się szczeniakami
oraz bawiły z Emilką i Tomkiem. Czas jak to na udanych urodzinach mijał szybko
i po czterech godzinach zabawy i kolacji urodziny dobiegły do końca i wszyscy wyszli
z nich zadowoleni.
Ula
do domu wracała równie zadowolona i szczęśliwa, bo już dawno nie spędziła dwóch
całych dni z rodziną w Rysiowie i tęskniła za tym. Z miłością patrzyła też
na swoje dzieci i męża. Oni również podzielali jej nastrój. Emilka siedząca na
tylnym siedzeniu spoglądała przez okno i ściskając małą ogrodniczkę myślami
była z Tofikiem, a Tomek, który z tych świąt najmniej wyniósł spał smacznie
uśmiechając się. Marek natomiast zadow0lony był, bo odpoczął trochę i miał
okazję wypić coś mocniejszego z teściem i szwagrem a co zdarzało się rzadko, bo
zawsze później prowadził auto.
-Kochanie
to były wspaniałe dwa dni- rzekł cicho czytając w jej myślach. — I wiem, że już mówiłem ci to, to powiem
kolejny raz. Z Febo takich świąt nigdy
nie miałem, a Paulina nigdy nie dałaby mi się tak oblać wodą jak ty.
-Pewnie
dostałaby histerii- zaśmiała się.
-Jeszcze
powiedziałaby niepoważny jesteś i obraziłaby się.
-A
ty biedaku miałbyś przechlapane-stwierdziła ze współczuciem.
-To
na pewno- odparł z rozbawieniem. —Ale na szczęście obok mnie jesteś ty, a nie
ona i z każdym kolejnym dniem uświadamiam sobie to. Takimi właśnie szczegółami
Ula. I dziękuję ci, że jesteś taką wspaniałą żoną, matką, córką i siostrą-mówił
czule.
-A
ja dziękuję ci, że jesteś tak wspaniałym mężem, ojcem, zięciem, szwagrem i że
chętnie jeździsz do Rysiowa. I bardzo was wszystkich kocham.
- A
ja was- odparł i skupił się na drodze, bo był szczyt powrotów do domu i tłok na
drodze.
Zdrowych, Pogodnych Świąt Wielkanocnych,
przepełnionych wiarą, nadzieją i miłością.
Radosnego, wiosennego nastroju,
serdecznych spotkań w gronie rodziny i wśród przyjaciół
oraz wesołego "Alleluja".
Życzy RanczUla.
Ranczula dla Ciebie i dziecka również zdrowych i spokojnych świąt. Dzięki za miniaturkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Dziękuję bardzo i nawzajem.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam.
Bardzo fajna świąteczna mini. Febo oblana wodą całe osiedle by ją usłyszało ,bo wrzeszczałaby jak opętana i warczała jak wściekły pies na wszystkich. Bawić trzeba się umieć. Zaś Marek ,Ulka i dzieciaki to świetna rodzinka ,a ula zupełne przeciwieństwo Pauli. Wesołego Alleluja :).
OdpowiedzUsuńTak jakoś napisałam ją w trzy dni i trochę z nudów, bo planowana nie była. Fakt faktem Febo i zabawa w śmigus dyngus to tylko byłoby tyle co pokropienie kropidłem i to jeszcze przy ostatnim kropieniu(ruchu kropidłem)
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam świątecznie.
Wszystkiego najlepszego z okazji świąt dla Ciebie i maleństwa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Julita
Również wesołego Alleluja.
UsuńTobie też życzę zdrowych, rodzinnych, smacznych Świąt. Co do mini to jak zawsze rodzinna. Chyba to jeszcze nie koniec i coś dopiszesz kiedyś do ? G
OdpowiedzUsuńNie wiem czy dopiszę coś, bo zatoczyłam rok i tak jak pisałam wyżej nie planowałam jej.
UsuńRównież wesołego Alleluja.Dzięki za wpis.
Mini bardzo rodzinna i ciepła. Emilka jak zwykle bezkonkurencyjna. Wszystko napisane poprawnie i z sercem choć sam opis kościelnych rytuałów i mówienie dziecku o śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa mocno się kłóci z moim racjonalizmem i przekonaniami. Nie tykam tu samej wiary, bo szanuję każdą i nie wtrącam się do żadnej, ale obrzędy po prostu zwalają mnie z nóg. Opisujesz księży kropiących koszyki z jajkami a ja widzę potencjalnych zboczeńców z chorymi zakusami na wykorzystanie dziecka. Oczywiście nie można tu generalizować, bo nie każdy ksiądz jest zboczony, ale od bardzo długiego czasu śledzę wszelkie doniesienia na ten temat i często włos mi się na głowie jeży. Ciarki człowieka przechodzą, kiedy pomyśli, że rodzice mogą być tak naiwni i sami pchają dzieci w łapska klechów. To tylko smutny i niejako uboczny temat, bo każdy przeżywa okres świąt na swój sposób. Ty pięknie przedstawiasz życie rodzinne Dobrzańskich, to jak wychowują swoje potomstwo, jak usiłują zaszczepić im tradycje nawet niekoniecznie te katolickie, bo to przecież nie jest pierwsza mini o nich. Spokojny, cichy dom, wielka wzajemna miłość, ogromna cierpliwość w wyjaśnianiu zawiłych rzeczy ciekawskiej Emilce, to dla mnie największe wartości. Myślę, że właśnie tak będziesz wychowywać własne dziecko, bo jeśli ktoś w tak ciepły i bardzo wiarygodny sposób potrafi napisać coś naprawdę wzruszającego, musi nosić w sobie całe pokłady miłości, którą chętnie dzieli się z innymi. A czas zwany Wielkanocą niech przyniesie Ci radość i wiosnę w sercu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam najserdeczniej. :)
Marek dużo o świętach nie mówi, bo nie wiedział j jak wytłumaczyć te bardziej skomplikowane święta i dlatego wspomina o wiośnie i tylko coś nadmienia , a słowa Emilki są słowami bratanka męża. Fragment był po to, aby Emi nie myślała tylko o świętach w kategorii prezentów.
UsuńPrawie całą akcje natomiast umieściłam w Rysiowie, bo w poprzednich częściach było więcej Dobrzańskich i Olszańskich to chciałam i o rodzinie Uli wspomnieć i o Maćku, bo o nich w ogóle nie było. A przygoda z pieskiem była tylko po to, żeby coś było.
Dzięki za wpis i życzenia. Mokrego poniedziałku niekoniecznie z nieba.
Kiedy będzie kolejny rozdział opowiadania? Wiki pyta.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ��
Pisze się choć opornie i dopiero mam 2 strony.W przyszłym tygodniu może dodam. Ja tak mam, że nic parę dni a nagle w jeden dzień wszystko wychodzi.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.