środa, 5 kwietnia 2017

Winda 3/3



Przez kolejny tydzień we Warszawie odbywały się Targi Mody „Jesień –zima 2010” i to praca zdominowała życie Uli i Marka. Rano wpadali do firmy a w południe jechali do Łazienek i spędzali tam czas do wieczora.  Czasami jechali jeszcze na kolacje a później Marek odwoził Ulę do domu.  Miał też okazję poznać rodzinę Uli. Cała trójka bardzo go polubiła i nawet Beatka, która przy obcych czuła się nieswojo tym razem rozmawiała z nim wesoło już pierwszego dnia tuż po poznaniu. Cieplak, jak to ojciec dopatrywał się też czegoś więcej, ale Ula szybko wyprowadziła go z tych marzeń.  Sama natomiast cieszyła się, że tyle czasu spędzają razem. Oprócz tego, że pracowali to dużo ze sobą rozmawiali, śmiali się i żartowali. Jedyny mankamentem było to, że ciągle oglądał się za hostessami i co z niektórymi zawierał znajomości.

 Tydzień mody w końcu minął i Wioletta stwierdziła, że pora na powrót zająć się swataniem. Ula, co prawda przez ten czas wszystko przemyślała i doszła do wniosku, że to nie ma sensu, bo Marek uwagi na nią nie zwróci, bo bardziej traktuje jak przyjaciółkę niż kobietę, którą mógłby zainteresować się, ale wbrew temu Kubasińska postanowiła działać. Urodziny Marka, które przypadały na początek października miały być dobrą okazją, jak myślała na rozpoczęcie tego czegoś.  
 Jedną z sal klub 69 Marek już prędzej zarezerwował i zaprosił rodziców, dalszych krewnych, swoich znajomych i pracowników firmy. W sumie około stu osób.  Oprócz urodzin chciał również uczcić rozstanie z Pauliną. Febo miała oświadczyny z rozmachem, zaręczyny miały być jeszcze bardziej huczne to on postanowił powetować sobie i zorganizować mniej huczne rozstanie. Ze względu, że było to dość nieetyczne to prawie nikt nie wiedział o tym drugim powodzie świętowania. Imprezę połączył też z celem charytatywnym i goście w ramach prezentu, a co w większości okazałoby się alkoholem, to mieli przynosić wyprawki szkolne i zabawki, a które miały być przekazane fundacji jego mamy.   
-Zobacz Seba- rzekła Wiola pokazując tańczącą parę. —Ewelina klei się do Marka jak jakaś guma saudyjska. —Prędzej płaszczyła się przed panią Heleną. Przyszła, gdy razem z Ulą pomagałyśmy jej zapakować zabawki do samochodu. Może pomóc pani, pani Heleno z tymi zeszytami i piórnikami- zaimprowizowała głos dziewczyny. —Jeszcze dobrze pamięć nie zanikła po Paulinie a już chce zająć miejsce kuzynki- kontynuowała wzburzonym tonem. —A pasuje do niego jak wóz do karety.
-No-odparł krótko Olszański. —A tam w kącie Emil ma coś do Uli-dodał pokazując jak chłopak wyraźnie zaczepiał Ulę a ona sobie tego nie życzyła.
-Ja wam się pokleję- mruknęła do siebie Kubasińska idąc w stronę parkietu i brutalnie przerywając taniec Markowi i Ewelinie nowej a zarazem starej modelce F&D. —Ty sobie tu spokojnie tańczysz a tam Ula jest napastowana przez jakiegoś Emila-dodała wskazując odpowiedni kierunek. —To podobno twój kolega.
Markowi dwa razy nie trzeba było powtarzać, bo zostawił na środku parkietu Ewelinę i poszedł na ratunek Uli.
-Ula chodź zatańczymy-zagadnął wciskając się między Ulę a Emila. Nie czekając nawet na jej zgodę pociągnął w stronę parkietu.


-Dzięki Marek. Miałam go dość. Facet nie rozumie, co to znaczy nie. Mówię mu, że nie umówię się z nim, a on swoje.
-Nie ma sprawy Ula.  A z Emilem później porozmawiam-dodał obejmując w pasie i biorąc za jedną rękę. Melodia była cicha i nastrojowa to można było porozmawiać chwilę.
-Ewelina na ciebie czeka-rzekła, choć w ogóle nie chciała tego mówić.
Ona podobnie jak Wioletta zauważyła ich taniec i zastanawiała się, co ich łączy albo łączyło w przeszłości, bo dziewczyna dopiero trzy dni temu wróciła z kontraktu. Wiedziała tylko to, że kuzynka Pauliny i Aleksa w drugim pokoleniu. Ich babcia i dziadek Eweliny byli rodzeństwem i przyprowadzili ją któregoś dnia.  Później wyjechała na rok do Madrytu, ale kontrakt skończył się jej i wróciła na stare śmieci.
-Niech czeka- odparł tymczasem Marek. —Jest dość nachalna i wolę trzymać się od niej z daleka. Jeszcze przed wyjazdem do Madrytu próbowała mnie poderwać i nie wiem, czy sama chciała zrobić takie świństwo kuzynce, czy miała być tą testerką wierności. Chociaż w to ostatnie trudno uwierzyć, bo wiadomo jak żyję. Bądź, co bądź Ula nie byłem, nie jestem i nie będę nią zainteresowany.
-I, kto to mówi-zakpiła.  —Pierwszy Casanova Warszawy.
-Ula bez takich uszczypliwych uwag-odgryzł się. —To są moje urodziny.
-Bardzo przyjemna impreza- zmieniła, więc temat.
-Dzięki. Paulina, kiedyś tam w planach miała połączyć urodziny i zaręczyny w jedną uroczystość, ale szybko wybiłem jej to z głowy. Już to widzę pięćset osób a znam tyko garstkę. A teraz nie stać ją było nawet na telefon z życzeniami. Ula gdyby wszystkie kobiety były takie ja ty to życie byłoby piękniejsze i znośniejsze-nieoczekiwanie rzucił komplementem.
-To znaczy, jakie?- zapytała, bo Marek nie raczył powiedzieć.
-Mądre, dowcipne, dobre.  Takie, z którymi można było pogadać.
-To może ożenisz się z nią-zagadnął tańczący obok mężczyzna a Uli przypomniało się, że widziała go wtedy w mieszkaniu, gdy omyłkowo trafiła pod zły adres.
-Tylko, żeby Ulka mnie, takiego typka zechciała-stwierdził z szelmowskim uśmiechem.
-A pytałeś ją-odparł mężczyzna.
Są pytania, na które nie ma odpowiedzi i takie, na które nie chce odpowiadać się a teraz padło pytanie, które oba te zagadnienia wiązało. W dodatku oboje mężczyźni i tańcząca brunetka z kolegą Marka spojrzeli na nią.
-Słodkie dranie zawsze mają największe wzięcie- odparła wysilając się na swobodę.
-Moja mama ma odmienne zdanie-rzekł sugestywnie. — Ciągle zastanawia się gdzie znajdę taką, która zechciałaby mnie.
-Zawsze możesz wrócić do Pauliny-odparła błaho. —Ona chciała. Nawet bardzo.
-Nie, nie-zaprotestował z miejsca. —Ona to zamknięty rozdział raz na zawsze. I nic więcej oprócz pracy z rodziną Febo nie będzie mnie łączyć. Nawet tą dalszą-dodał spoglądając wymownie w stronę Eweliny.
-Były jeszcze inne-kontynuowała tymczasem Ula.
- Inne też nie- zapewniał.  —Ich też nie kochałem.
-Trudno będzie ci dogodzić –mruknęła pod nosem.  —A tak właściwie jak ty w ogóle wyobrażasz sobie miłość? Ty, który nie wierzysz w nią.
-Jeśli pojawi się jakaś kobieta, przy której nie będę myślał o innych i nie będę zdradzał jej nawet w myślach to znaczy, że zakochałem się i kocham-rzekł logicznie.
Całkiem sensowne-pomyślała, bo właśnie przez to przechodziła. —My kobiety mówimy jeszcze o motylkach w brzuchu, szybkim biciu serca i drżeniu, gdy miłość naszego życia jest w pobliżu-odparła już nie w myślach.
-A jest w twoim życiu jakiś motylek?- znowu zadał pytanie z dziedziny, z której nie chciałoby się usłyszeć. —Pytam, bo nigdy nie słyszałem, żebyś rozmawiała na ten temat z Wiolą a koleżanki mają to do siebie, że plotkują na temat swoich facetów.
-To, że teraz nie ma nie oznacza, że nie było ich- starała się mówić jak najbardziej swobodnie. —Byli różni, którzy podobali mi się i tacy, którzy byli zainteresowani mną.
-Rozumiem-odparł, ale z tonu i wyrazu twarzy było można wywnioskować, że nie wierzy jej, a mówiła prawdę. — I szkoda, bo myślałem, że byłem pierwszy, który całował cię.
-Nie pochlebiaj sobie-odparł antypatycznie.
Miała w swoim życiu parę randek i chłopaków, chociaż do żadnego z nich nie poczuła wystarczająco dużych motylków, aby było coś więcej niż pocałunki. I oczywiście nikt mu nie dorównał w całowaniu. Przez myśl przebiegło jej też to, żeby jakiegoś kolegę poprosić, aby poudawał zainteresowanie nią i udowodnić Markowi, że to nie jest tak, że uwagi mężczyzn nie przyciąga. Myśl tą jednak szybko odpuściła sobie nie wiedząc nawet, jak później okazało, że była bardzo trafiona. Ku uldze Uli piosenka skończyła się a didżej zapowiedział przerwę. Do końca urodzin też tematów damsko-męskich nie podejmowali i jeśli już rozmawiali to zawsze w większym gronie.

Październik mijał im pod znakiem przypadkowych i tych aranżowanych głównie przez Wiolettę wyjść. Były wspólne wyjścia na obiad, po raz drugi do kina, wypad do klubu, zakupy, spacery. Czasami z takich spotkać Wiola wychodziła z Sebastianem prędzej, spóźniała się albo w ogóle nie przychodziła. Mówiła też dużo o zaletach Uli i chwaliła za wszystko, co się dało. Marek, pomimo tego, że był inteligentny to żadnego podstępu nie zauważył i chętnie wychodził z Ulą, bo lubił spędzać z nią czas. Po trzech tygodniach, choć Wioletta dwoiła się i troiła to Ula i Marek dalej byli na etapie szefa i asystentka i nic nie wskazywało na jakieś radykalne zmiany między nimi, a i Ula patrzyła na to coraz bardziej sceptycznie.  
Za to w życiu Wioli sporo zmieniło się, bo została asystentką Kamili Cichosz specjalistki od PR-u. Kobieta miała jakieś pięćdziesiąt lat i była podobnie ekscentryczna jak mistrz Pshemko i zwariowana jak Wioletta. We firmie szybko odnalazła się i jakimś szczęśliwym trafem dla Uli i Marka najlepiej dogadywała się z Wiolettą, która po dwóch tygodniach została jej asystentką. Kubasińska, bowiem marzeń o PR nie porzuciła.  Musiała spełnić tylko jeden warunek i rozpocząć studia. To jednak w żaden sposób nie zatrzymało ją w spełnieniu marzeń i dostała się na rozpoczęty już rok. Miejsce Wioletty natomiast zajęła Karolina piękna brunetka o powabnych kształtach, ale jakimiś niezrozumiałymi dla Marka okolicznościami nie potrafiła zainteresować go, choć sam zatrudnił ją w wiadomym celu.  Była niewiele mądrzejsza od Wioli i wolał, żeby to Ula przychodziła z papierami. Długo też nie popracowała we firmie, bo tylko niespełna  miesiąc. Marek sam zwolnił ją, bo zaczęła denerwować go a powód znalazł się szybko.  Miała tendencję spóźniania się przynajmniej o półgodziny i podobnie jak Wioletta do przeglądania wyprzedaży z ubiorami w Internecie. Wiola natomiast, aby oczyścić pole dla Uli to przekonała Marka, że kolejna sekretarka nie jest im potrzebna, bo bardziej Uli przeszkadza niż pomaga i wie to z własnego doświadczenia.  Z dziewczynami z klubu Marek miał podobny problem jak z Karoliną, bo nie umiały go zainteresować tak jak kiedyś. Brakował im ciętych odpowiedz, a jakie miała Ula na zawołane. Do klubu zaczął też chodzić rzadziej, bo Sebastian piątki a i niekiedy całe weekendy poświęcał Wioli a samemu nie było już to. Nawet Mikołaj i inni koledzy zaczęli być nudni. On potrzebował Uli albo Sebastiana do towarzystwa. Na jego rozterki Olszański doradzał mu, żeby poszedł za powiedzeniem nowe stanowisko nowa kobieta i znalazłby sobie kogoś, kto umilałaby mu wieczory. Tylko, że on chciałby żeby Ula umilała je a nawet zamieszka z nim w sensie przyjacielskim, ale nie mógł jej tego zaproponować. Weekendowe wieczory spędzał, więc najczęściej z rodzicami.  Od tej pamiętnej i szczerej rozmowy miał znacznie lepsze relacje z nimi i częstsze kontakty. Wpadał do nich niemal codziennie i opowiadał ojcu, co we firmie, grał w szachy a i z mamą znalazł temat do rozmowy i spędzania czasu. Rodzice z takiego obrotu sprawy byli jak najbardziej zadowoleni, bo nawet za czasów, gdy był z Pauliną to tak często nie odwiedzał ich i teraz cieszyli się, że odzyskali syna.

Tuż po jedenastym listopada Ula i Marek wybrali się w pierwszą trzydniową służbową podróż. Dla Wioletty miał to być przełomowy moment w ich znajomości.
-Wiola ja nie jadę z Markiem tylko ze szefem do pracy-tłumaczyła po raz kolejny koleżance, że to wyjazd służbowy a nie prywatny i to nie jest okazja do przechodzenia na następny etap. —Ponad miesiące razem wychodzimy we czwórkę albo osobno i nic z tego nie wychodzi, bo dalej jesteśmy przyjaciółmi.   A teraz będziemy przez trzy dni zawierać umowy z ajentami butików a nie coś przechodzić.
-Niejedna chciałaby jechać z szefem do pracy- Wiola dalej nie ustępowała. Pozałatwiacie, co macie pozałatwiać a później, kto wie co może się zdarzyć. Jest listopad długie wieczory. Ula trzy dni i dwie noce to są-dodała podkreślając słowa noce.
-Wiola nic się nie zdarzy i nie fantazjuj- rzeka tracąc do niej cierpliwość.
-Przecież jesteście stworzeni do siebie-mówiła pełnią optymizmu. —Pasujecie do siebie jak te dwie krople deszczu na szybie.
-I rozmywamy się w dwie strony-mruknęła w odpowiedzi Ula. —Tak czy siak Wiola od środy do piątku będziesz mnie zastępować a Marka pan Krzysztof. Zrozumiałaś?
-A, co miałam nie zrozumieć-wzruszyła ramionami.Ty tam a ja tu.

Z Markiem odwiedzili zachodnią Polskę. Poznań, Wrocław i Opole. Wyjechali rano w środę i pojechali do pierwszego celu, czyli Poznania przenocowali tam i rano udali się do Wrocławia znowu przenocowali i rano skierowali się na ostatni przystanek, czyli do Opola. W planach mieli powrót do Warszawy jeszcze tego samego dnia, ale droga była długa a pogoda nie najlepsza to postanowili przenocować i dopiero rano w sobotę wrócić do Warszawy.
Sprawy służbowe starali się załatwiać jak najszybciej, aby popołudnia i wieczory mieć wolne.  Rano jedli wspólnie śniadanie, później służbowy lunch i kolacja znowu była we dwoje.  Ze względu na to, że szybko robiło się ciemno na dworze, to popołudnia spędzali w ten sposób, żeby światło dzienne nie było potrzebne. W Poznaniu poszli do muzeum, we Wrocławiu do palmiarnia a w Opolu największą atrakcją była przeszklona winda wiodąca do restauracji hotelowej na ostatnim piętrze. Ula już nieraz jechała z Markiem windą od czasu tego pocałunku, ale była to zawsze zwykła winda i zazwyczaj stali na przeciw siebie w bezpiecznej odległości a teraz Marek stał tuz za nią i czuła nawet jego oddech na szyi. Miała też dziwne wrażenie, że przez chwilę patrzył na nią rozmarzonym wzrokiem.


-Piękny widok prawda Ula-usłyszała tuż przy uchu.
- Rzeczywiście- westchnęła spoglądając na oddalającą się ziemię. —Nigdy jeszcze nie jechałam taką windą i czuję się jakbym jechała windą do nieba.
-We Warszawie jest kilka takich wind w hotelach między innymi to zabiorę cię kiedyś na kolację i pokażę ci Łazienki, F&D i inne miejsca.
- Brzmi interesująco-odparła spoglądając przelotnie na niego. — A tak na marginesie Marek to nie wiem, jak ja teraz wrócę do codzienności. Trzy dni pod rząd posiłki w restauracjach, duży pokój z dużym łóżkiem i łazienką.  Czuję się taka rozpieszczona.
-To znaczy, że życie w luksusie spodobało ci się- ni to stwierdziła, ni zapytał.
-To znaczy, że czasami dobrze jest oderwać się od rzeczywistości, oddać się szaleństwu, zmienić coś na chwilę -wyjaśniła.
-Coś w tym jest Ula-odparł po chwili. —Od czasu jak rozstałem się z Pauliną i sam sobie gotuję a nie chodzę do restauracji, czy nie zamawiam jedzenia do domu to mi lepiej smakuje.  Nawet jak sam sobie coś sprzątnę a nie dzwonię z byle kurzem do gosposi rodziców to czuję satysfakcję-mówił z wyraźnym zadowoleniem.
-No Marek- pochwaliła go. — Będą z ciebie jeszcze ludzie.
-Przepraszam bardzo Ula, ale czy to znaczy, że teraz masz mi coś do zarzucenia?- pytał lekko oburzony.
-Na każdego przyjdzie paragraf, jakby powiedziała Wioletta- odparła poważnie. A tak serio to odbiegasz od mojego stereotypu faceta- kłamała jak z nut.
-Tak właśnie myślałem, że kiedyś wypomnisz mi mój styl życia, moje inne grzechy- mówił posępnie.
-Ala jeśli poprawisz się to, kto wie i może zdanie zmienię-rzekła asekuracyjnie.
Z wyjazdu Ula wróciła całkiem zadowolona, chociaż dalej była w tym samym miejscu, co przed wyjazdem. Starała się o tym jednak nie myśleć i cieszyć się tym, że mogła tyle czasu spędzić z nim sam na sam. Kokietką nie była i po prostu nie umiała zainteresować mężczyzn. Marek również był zadowolony, bo połączył przyjemne z pożytecznym.  Ula nie tylko świetnie poradziła sobie z umowami, ale i była świetną kumpelą na wyjeździe i odpoczął przy niej. Nie chciał chodzić w wolnym już czasie godzinami po zakupach tylko wolała inne rozrywki. Była też zawsze zadowolona i nawet jak padał deszcz nie marudziła.

 Czas wyjazdu i reszta weekendu szybko minęła i trzeba było wrócić do rzeczywistości i pracy. W poniedziałek rano tuż po przyjściu do firmy przy windzie Ulę dopadła Wioletta.
-No i-dopytywała sugestywnie czekając na dobre wieści.
-No i nic Wiola- odparła z zniechęceniem. Dalej jestem w punkcie wyjścia.
-No nic Ula – mruknęła z równą rezygnacją. —Trzeba uruchomić plan B kochana, czyli nic nie rób.  Taki brak zainteresowania to czasami działa.
-Wiola to nie ma sensu- westchnęła. —Ale masz rację nic nie będę robić. Tylko nie, dlatego żeby uwagę na siebie zwrócić tylko, dlatego że nie ma to najmniejszego sensu.

Kubasińska nie poddawała się jednak i do planu B postanowiła włączyć swój plan C bez wiedzy koleżanki. Musiała wykonać tylko jeden telefon.
-Bartek pamiętasz jak miałeś czternaście lat i przyłapałam cię na paleniu i obiecałeś mi przysługę?(...) — I co z tego, że było to dwanaście lat temu-warknęła do telefonu. —Przysługi są bezterminowe, więc słuchaj. Masz przyjść na moje urodziny sam i udawać zainteresowanie moją koleżanka.(...) Oj tam.  Aśkę byle, czym przeprosisz. Przecież wiem, że to nie na poważnie.(...) Bartuś masz w przyszłości leczyć serca to trzeba teraz zbliżyć dwa inne serca.(...) Jesteś zawsze obtoczony wianuszkiem kobiet to nie mów, że nie potrafisz. Dla ciebie nie będzie to nic trudnego.(...)  W sobotę rano wszystko ci dokładniej wytłumaczę.(...) Pa.
-No –rzekła sama do siebie z zadowoleniem, kiedy rozłączyła się z bratem. —Albo ja albo nie nazywam się Wioletta Kubasińska.

Na urodziny Ula przyjechała razem z Markiem a jubilatka zajęła się nimi od razu przedstawiając ich rodzinie.


-A to jest mój starszy brat Bartek-rzekła pokazując w miarę przystojnego, barczystego mężczyznę. — Bartek to Ula i Marek, o których opowiadałam ci.
-Cześć –odezwał się ciemny blondyn wyciągając rękę do Uli i Marka. Bartek Kubasiński. Nie Bartosz-dodał w stylu Wioletty przez V i dwa T.
-Cześć-odpowiedzieli niemal równocześnie.
-Wiola opowiadała mi o tobie-zagadną do Uli ignorując na ten moment Marka. —Same pozytywne rzeczy.
-Mi też wspominała o tobie-odparła. —Mówiła, że jesteś na medycynie i że kardiologiem chcesz zostać.
-Konkretnie to kardiochirurgiem – sprecyzował.  —Najchętniej dziecięcym, ale konkurencja dużo.
-To bardzo trudną specjalizację wybrałeś sobie- rzekła będąc pod wrażeniem.
- Rodzice to samo mówili. Zresztą już jak zdawałem egzaminy to odradzali mi, a od dziecka chciałem być lekarzem. Biadolili, że nie mamy znajomości i gdzie ci na medycynę. Ale udowodniłem im, że dam radę. To, że ze wsi to nie znaczy, że gorszy prawda Ula.
-Dokładnie. To rozumiem, że żaby w dzieciństwie krajałeś.
-Zdarzało się. A ty lubiłaś cyferki.
-I cyferki i literki i roślinki. Tak ogólnie wszystko i dopiero w liceum zdecydowałam się na SGH.
-A ty Marek zawsze chciałeś pracować we firmie rodziców - zwrócił się w końcu do Dobrzańskiego. — Nie buntowałeś się nigdy? Wiesz jak to jest. Syn prawnika idzie na prawo, bo ojciec nie ma, komu zostawić kancelarii a później jest całe życie zestresowanym prawnikiem niż zadowolonym bankowcem na przykład.
-Nie miałem z tym problemu jakoś- odparł mało uprzejmie, bo z rozmowy wynikał jakby dla nich był lepszy, bo miastowy i sam nic by nie osiągnął. —I robię to, co lubię.
-To dobrze-odparł  równie od niechcenia. —Bo nie ma nic gorszego jak stres w pracy.
Marek przez resztę urodzin obserwował jak rozwija się znajomość Uli i Bartka. Sebastian, który miał okazję poznać go wcześniej to opowiadał mu kiedyś, że kobiety same lgną do niego, wykorzystuje to i flirtuje z nimi i nie chciał, aby Ulę spotkało coś takiego jak rozkochanie i porzucenie. Sam nie wiedział jeszcze, że bardziej chodzi mu o zazdrość niż troskliwość.



Kubasiński w swoją rolę wczuł się aż za dobrze, bo już we wtorek przysłał Uli bukiet kwiatów. Marek i Wioletta byli nawet świadkami, gdy posłaniec wręczał jej kwiaty i gdy czytała bilecik od koga. Sam też pojawił się we firmie z zamiarem wyjścia z nią na lunch. Zanim wyszedł to poszedł jeszcze do Marka zapytać o pozwolenie wyjścia asystentki. Marek zgodził się aczkolwiek niechętnie. Zachowywał się jak pies ogrodnika. Sam nic nie robił i innym zabroniłby również. Po ich wyjściu spojrzał w okno i widział jak Bartek otwiera jej drzwi od swojego Audi i odjeżdżają. Bartek zdecydowanie nie był dla niej, jak rozmyślał. Ona potrzebowała kogoś, kto zaopiekuje się nią, pożartuje, a nie poważnego pana w białym kitlu. Być może ulżyłoby mu gdyby wiedział, że Ula wyszła z nim, bo to brat Wioletty i w przyszłości mógłby być pomocny w chorobie ojca.
Przez kolejny miesiąc Bartek przewijał się przez firmę, a Marek coraz gorzej to znosił i zrozumiał coś. Ula nie była tylko asystentką, kumpela, przyjaciółką tylko kobietą, z którą chciałby związać się na poważnie. Chciał nawet zaprosić ją gdzieś popołudniu i na powrót zainteresować swoją osobą jak to było jeszcze miesiąc temu, gdy razem wychodzili. Z pomysłu szybko jednak rezygnował, bo był Bartek a Ula wyglądała na szczęśliwą. Na wyjeździe powiedziała mu też, że nie jest w jej typie. Z żalu, więc przeszukiwał swój notesik z telefonami do swoich byłych panienek. Miał w nadzieję, że znajdzie jakąś, która dorówna Uli i zastąpi ją w jego głowie i sercu. Ula tymczasem postanowiła spotykać się z Bartkiem, bo szans u Marka nie widziała, a Bartek taki zły nie był. Wiola, co prawda mówiła, że to flirciarz, ale z umiarem, a miłość jak myślała może przyjdzie z czasem. Dla Bartka natomiast to, co miało być tylko uczynnością spodobało się a sama Ula była interesująca i spotykał się z nią z przyjemnością licząc na coś więcej.  Tylko Wioletta była zdezorientowana, bo to nie tak miało wyglądać. Chciała wzbudzić zazdrość w Marku a wyswatała niechcący Ulę z bratem. Wiedziała też dokładnie, że Ula nic nie czuje do Bartka, jest tylko w zastępstwie, a Bartek angażuje się. Cała ta groteskowa sytuacja trwałaby dalej, gdyby nie firmowa wigilia.
-Ula możesz wejść do mnie jeszcze na chwilę-zapytał Marek, kiedy wrócili z poczęstunku. —Mam coś dla ciebie, a nie chciałem dawać przy wszystkich.
-Pewnie-odparła zabierając małą torebeczkę z szuflady biurka. —Ja też mam coś dla ciebie.
-Ula-zaczął Marek. —Jeszcze raz życzę ci wesołych świąt, żeby nadchodzący rok był dla ciebie szczęśliwy, żeby spełniły się twoje marzenia. Nawet te najskrytsze. A to dla ciebie-dodał podając jej swoją torebeczkę z prezentem.
-A ja życzę ci dokładnie tego samego.  I jeszcze żebyś znalazł swoją miłość- rzekła szczerze. —A to może ci pomóc w odnalezieniu jej-dodała podając mu swój prezent dla niego.
- Dzięki. To, co Ula otwieramy?- zapytał zaglądając do wnętrza torebeczki.
-Pewnie.
Otwieranie prezentów długo nie trwało i chwilę później ich oczom ukazały się dwa kamienie.


-Ale, dlaczego ten kamyk-pytała chwilę później śmiejąc się z Markiem z identycznych prezentów.
-Bo to twój szczęśliwy kamyk- odparł. A ty, dlaczego wybrałaś go?
-Bo otwiera serca na miłość i spełnia marzenia- mówiła pełna optymizmu.
- To na pewno przyda się i dzięki– odparł ściskając go w dłoni.  Schylił się też, aby podziękować również krótkim cmoknięciem w policzek. Jednak jeden mały ruch sprawił, że ich usta spotkały się w delikatnym pocałunku. Ula pierwsza oprzytomniała i spojrzała niepewnie na Marka. Chciała uciec nawet, ale Marek nie pozwolił jej.
-Całe szczęście, że na śledzie się nie skusiłem ani na inne ryby- rzekł tylko, przyciągając do siebie i ponownie całując. 


Dalszy ciąg dla Uli był jak z bajki. Marek trzymał ją w ramionach i całował. Bez najmniejszego problemu wślizgnął się w jej usta i dostarczał rozkoszy. Przez całe jej ciało przechodziły motylki, łaskotki i dreszcze.
- Ula na moich urodzinach powiedziałem ci, że jeśli kiedyś będę ciągle myślał o jednej kobiecie to znaczy, że zakochałem się? I teraz tak się stało Ula-wyszeptał pomiędzy jednym a drugim pocałunkiem. —Nie potrafię wybić cię z mojej głowy. Zakochałem się w tobie. Daj mi szansę. Proszę.
-Też cię kocham. Zakochałam się jeszcze, kiedy pisaliśmy prezentację- wyjaśniła tylko i wrócili do tego, czym byli zajęci prędzej.
W biurze zostali jeszcze trochę, choć inni pracownicy firmy wyszli już. Później Marek odwiózł ją do Rysiowa i pożegnał się z ociąganiem przed jej domem.

Dwa dni świąt miały być czasem odwiedzin i powiedzenia rodzinom o swoim uczuciu. Marek w Rysiowie pojawił się już w pierwsze święto, popołudniu.
-Ja tak czułem panie Marku, że coś między wami jest-zaczął Cieplak po przywitaniu.— Już pierwszego dnia, gdy Ula przyprowadziła pana. Wpatrzona była w pana a pan mówił o niej w samych zaletach. Chociaż Ula mówiła później, że oprócz pracy nic was nie łączy.
-Bo tak było w wtedy z mojej strony.  Ja musiałem dojrzeć do tego. I nie pan tylko Marek panie Józefie.
-To znaczy, że teraz będzie z tobą i Ulcią tak jak z Kingą i Jaskiem i będziecie razem wychodzić i tu przychodzić-zagadnęła Beatka.
-Jeśli tylko Ula zgodzi się i tata to chętnie będę tu wpadał-rzekł biorąc ją na kolana.
-Super!- zawołała uradowana dziewczynka. —Jasiek i Kinga robią czasami razem naleśniki. Wy też będziecie je robić?- zainteresowała się.
-Obawiam się, że nie umiem- odparł ze smutkiem.
-To, co będziecie robić?- dopytywała, bo miłość kojarzyła się z robieniem naleśników.
-Dużo innych rzeczy Betti- Ula postanowiła wyręczyła z odpowiedzi Marka. —Włączając to zabawę z tobą.
-Super – pomysł siostry Beatka podsumowała z entuzjazmem.
Na drugi dzień Ula pojechała do rodziców Marka. Okazję poznać miała ich we firmie i na urodzinach Marka i aż tak bardzo wizyty się nie bała. Zwłaszcza, że Marek powiedział jej, że cieszą się z jego szczęścia i że jego wybranka to mądra i rozsądna dziewczyna.

Kolejne dni i tygodnie były niezapomniane dla nich. Codziennie razem gdzieś wychodzili, trzymali się za ręce, przytulali, całowali.  Ula opowiedziała mu o swoim życiu a on o swoim. Dla pracowników firmy też nie była to zbyt długa tajemnica i nie było we firmie osoby, która nie cieszyła się z ich szczęścia. Najbardziej cieszyła się chyba Wioletta i triumfowała, bo dopięła swojego i wyswatała ich. Zobowiązała się też porozmawiać z bratem.
Z Ulą, Markowi było całkiem inaczej niż z kobietami, z którymi spotykał się dotychczas.  Teraz było tak prawdziwie i przyjemnie. Nawet w tych najintymniejszych sytuacjach. Wszystkie ich pocałunki były szczere przepełnione miłością, czułością, delikatnością a nie tylko pożądaniem jak było dotychczas ze strony Marka. I chcieli coraz więcej tych pieszczot. Jednak te najważniejsze chwile zostawili na walentynki i zaplanowali je wspólnie. Najpierw obiad, prezenty a później dom Marka.  Ula już prędzej powiedziała mu, że nie była z nikim i Marek najdelikatniej jak potrafił przeprowadził ją przez ten najnieprzyjemniejszy moment. Później dawał jej tylko rozkosz, a ona oddawała mu miłość w miarę swoich możliwości. Choć brak doświadczenia Uli można było wyczuć to i tak uważał, że było to najpiękniejsze chwile, jakie przeżył w łóżku a kolejne ich spotkania były tylko dowodem na to. Ula szybko uczyła się i wiedziała jak dać mu tę najwspanialszą rozkosz. Najchętniej też budziłby się i zasypiał przy niej, ale Ula na stałe z nim nie chciała zamieszkać i musiał zadowalać się wydzieloną miłością po pracy i wyjazdami służbowymi. Tego ostatniego nie szczędził sobie, bo było jeszcze kilak umów do zawarcia i regionów Polski do odwiedzenia.
Oświadczyny i zaręczyny były tymi kolejnymi ważnymi wydarzeniami w ich życiu i Marek zorganizował je w tajemnicy przed Ulą w dniu jej urodzin, co przypadało w marcu.  Rano dla niepoznaki koleżanki powinszowały jej i dały prezenty a przyjęcie zaplanowane było na sobotę.  Popołudnie natomiast miało należeć już tylko dla Marka i zabrał ją do ich ulubionej restauracji Ogród smaków, a tam czekała na nich już, najbliższa rodzina oraz przyjaciele.  Choć jeszcze parę miesięcy temu, gdy Paulina jego urodziny chciała połączyć razem z zaręczynami, to uważał ten pomysł za idiotyczny to teraz był to jak najbardziej odpowiedni moment, bo gości było mnie i wszystkich znał.  Marek jak należy najpierw poprosił pana Józefa o rękę córki a później Ulę. Kwiaty i pierścionek miał już przygotowane to pozostało mu tylko ładnie to przeprowadzić.
-Ula kochanie-zaczął klękając przed nią. — Może to za szybko, bo jesteśmy razem dopiero trzy miesiące, ale czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną-pytał otwierając pudełeczko z pierścionkiem z białego złota z błękitnym kamieniem i małymi brylancikami.
Ula na jedną chwilę zaniemówiła, rozczuliła się, a w jej głowie było tysiąc myśli i nie wiedziała, co powiedzieć. 
-Oświadczasz mi się-mówiła z wzruszeniem i napływającymi łzami do oczu. —Nie spodziewałam się. Ale tak wyjdę za ciebie-mówiła a Marek bez pośpiechu wyciągnął pierścionek z pudełeczka i wsunął na palec ukochanej. Później, przy aplauzie gości przyszedł czas na pocałunek a następnie gratulacje i zabawę.
Ula dla Marka również na ten dzień miała niespodziankę, bo w pracy pojawiła się odmieniona. To Wioletta z Pshemkiem i panią Cichosz zajęli się nią poprzedniego dnia. Zmienili, kolor włosów, skrócili je, postarali się o szkła kontaktowe i ładniejsze ubrania. Choć dla Marka zawsze był piękna i przeciętny wygląd nie przeszkadzał mu to teraz jej widok zapierał dech w piersi.
Nazajutrz zaczęli przygotowania do ślubu i zajęło im to ...

Cztery miesięcy później w ostatnią sobotę lipca w mieszkaniu Sebastiana.
-Seba prosił cię ktoś o to-mówił i pokazywał ulotkę z klubu Elitte. —Obiecałem Uli, że żadnych panienek nie będzie.
-Ja też obiecałem Wioli, Kuba swojej żonie, Mikołaj Kasi, Wiktor Natalii - mówił błaho. —Nic się nie stanie jak spojrzysz na nagą kobietę.  Zresztą za późno, bo już jest-dodał słysząc dzwonek do drzwi.
-Dzień dobry-usłyszał w korytarzu głos.... mężczyzny. —Byłem umówiony na dwudziestą pierwszą z panem Olszańskim.
-Seba o, co tu chodzi? – pytał i spoglądał na przyjaciela.
-Nabrałem cię z tą striptizerką. Jerry pokaże nam jak rozbudzić zmysły kobiety tańcem erotycznym. To jest świetny prezent na noc poślubną i przy okazji my skorzystamy-argumentował.
-To, co panowie możemy zaczynać- wtrącił przybyły. —Za godzinę umówiony jestem na wieczór panieński na Lwowskiej w F&D.
-Co? Jak powiedziałeś? – zreflektował się Marek.— W F&D?
-Dokładnie.
-Panna młoda to jego narzeczona-wtrącił Olszański.
-Ups- odparł Jerry.
-Najlepiej jak w ogóle tam nie pójdziesz-odezwał się ponownie Marek. —Zapłacę ci nawet podwójnie, ale zadzwonisz i odwołasz wszystko. Powiesz, że chory jesteś, samochód nawalił.
-Spokojnie Marek- zaśmiał się Olszański. — To żart taki był. Jerry miał cię tylko wkręcić. Chociaż Wiolka jest nieprzewidywalna i mogła coś takiego wymyślić. Ale do firmy by go raczej nie sprowadziła-dodał szybko dla uspokojenia przyjaciela.

Tymczasem w F&D
-O! Sam nasza atrakcja przyszła-rzekła Wiola do reszty dziewczyn zgromadzonych w bufecie firmy, po odebraniu telefonu.
-Wiola nie prosiłam cię o takie atrakcje-odparła zezłoszczona Ula.
-Z tej będziesz zadowolona-rzekła tylko tajemniczo i zeszła na dół. Chwilę później wróciła z dziewczyną.
-Samanta pokaże nam jak przyciągnąć uwagę tańcem erotycznym-wyjaśniła. —To będzie w sam raz na twoją noc poślubną a i my skorzystamy.
-Wiola, ale ja i ...
-Ula nie marudź tylko patrz i ucz się-przerwała jej.  —Jak napatrzą się na nas to inne panienki w ich głowach nie będą siedziały- stwierdziła na koniec przekonująco.
Ula oczywiście zastanawiała się, co się dzieje w mieszkaniu Sebastiana. Marek obiecał jej, że nie będzie panienek, ale co innego Marek a co innego Sebastian. Miała jednak zaufanie do narzeczonego.

Tydzień później w sobotę w Rysiowie.
-Kochani –zaczął Marek swoją mowę. —Rok temu mniej więcej o tej porze poznałem moją żonę. Później byłaby okazja poznać ją, gdy potrzebowałem ekonomistę do napisania projektu, ale te pierwsze wrażenie jest najważniejsze i może gdyby nie ten wieczór z przed roku teraz nie bylibyśmy małżeństwem od czterech godzin. Ula wtargnęła w moje życie niczym burza i przewróciła do góry nogami. Była taka inna.  Do tamtej pory to nawet nie wiedziałem, że takie typy dziewczyn istnieją i chyba, dlatego stała się dla mnie kimś wyjątkowym i zwróciła moją uwagę. Teraz mogę przyznać się też, że już tamtego wieczoru pocałowałem ją w windzie i z mojego powodu trafiła do szpitala. Ale sama pani przyzna, pani Dobrzańska, że było warto-zwrócił się do żony i obracając się w jej stronę.
-To był prawdziwy pocałunek twojej zguby kochanie- odparła a dodatkiem do tego był kolejny małżeński pocałunek. 



Jeśli są błędy to przepraszam, ale nie mam ani siły, ani czasu sprawdzać.

18 komentarzy:

  1. Fajnie, że coś wstawiłaś a drobne literówki nie mają znaczenia. Przynajmniej dla mnie. Super się czytało, takie zakończenia lubię i oby więcej takich opowiadań
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie zawsze wszystko bobrze się kończy . Nawet nie lubię zbytnio komplikacji i staram się aby było wesoło.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  2. Tak nie przejmuj się niczym część jest świetna. Tylko szkoda że Marek dopiero w 3 część zrozumiał że to co czuje do Uli to miłość. Czy teraz wracasz do pisania Życia na niby? G ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bądź co bądź mężczyźni dłużej dojrzewają a on musiał mieć jeszcze konkurenta aby coś zrozumieć. Tak teraz muszę skończyć Życie na niby bo czas mnie goni.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  3. Świetna część. Czy ten Marek najpierw musi coś stracić lub prawie że. Aby zrozumieć taki oczywisty fakt. On to chyba nigdy się nie zmieni. Ale na jego szczęście Ulka jest cierpliwa.
    Pozdrawiam serdecznie
    Julita
    PS kiedy kolejna część życia na niby?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym dodać przed świętami, ale jak to przed świętami pracy jest więcej a jeszcze do pracy będę chodziła tydzień.
      Co do Marka i Uli to mężczyźni po prostu dłużej dojrzewają do pewnych decyzji.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  4. Wiola rządzi, Wiola radzi, Wiola nigdy nie zawiedzie. Dla niej warto było to przeczytać.
    Wiki��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co racja to racją Wiola namieszała w życiu trzem osobom.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  5. Literówek jest sporo, ale kto by na nie zwracał uwagę, jak rozgrywają się takie ważne rzeczy. Viola wymiata. Trzeba przyznać, że dziewczyna jest uparta i konsekwentna. Wobec Uli i Marka poczuła misję i za wszelką cenę chciała połączyć ich ze sobą. Stanęło wprawdzie na planie C, ale kto wie ile takich planów zrodziło się w tej postrzelonej głowie.
    Kompletnie zastrzeliłaś mnie Bartkiem nie Dąbrowskim, ale Kubasińskim. Nie dość, że przyjął nazwisko Violi, to jeszcze zawód Sosnowskiego. Ty to masz wyobraźnię!
    I wreszcie końcówka taka jak lubię. Jest pięknie, sielankowo i miłośnie. Taka miłość rzadko się zdarza a ukoronowaniem jej był ślub. Cudo.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobieństwo do postaci i zdarzeń było celowe a Piotr Sosnowski vel Bartek Dąbrowski to dwa w jednym. A twarz ma Bartka, bo zdjęcia z jego udziałem bardziej pasowały mi do treści. No i Sędrowski nie obrażając Bobka był dla mnie najprzystojniejszym aktorem i postacią.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam.

      Usuń
    2. Ja przepraszam że się wcinam ale jak to on najprzystojniejszy? Dla mnie on nie był w ogóle przystojny za to Bobek jak najbardziej. Chociaż każdemu podoba się co innego. G ;-)

      Usuń
    3. Bo mi z reguły szatyni i bruneci nie podobają się a Sędrowski jest podobny do mojego ślubnego. Zwłaszcza na tym nie serialowym zdjęciu.
      Jeszcze raz pozdrawiam.

      Usuń
    4. Dla mnie Bobek też był bezkonkurencyjny. Ale co do drugiego miejsca to trudno byłoby mi wskazać i wybierałabym między Sebą a Bartkiem właśnie. �� Wiki

      Usuń
  6. Zakończenia domyślałam się od początku ,ale parę rzeczy mnie zaskoczyło. ( oczywiście na plus). Odnośnie gustów mi ciemny blond nie podoba się ,bo sama mam taki z natury i farbuję. Wiec zdecydowanie ciemnowłosi ,ale postatura zdecydowanie bartka/piotra.( mimo ,że Sosnowskiego ledwie torelowałam w serialu ,ale to ze wzgłedu na charakter i...może coś jeszcze nie wiem przez ,co nie polubiłam postaci i tyle.
    Odnośnie opowiadania znaczy mini ,chociaż to short story jest ,ale mniejsza o to.
    Marek jak to facet musiał dojrzeć i zrozumieć ,kto jest w jego życiu najważniejszy. A tą osobą się jakby inaczej...Ulka ,która pierwsza się zakochała.Najważniejsze ,że koniec szczęśliwy.Ostatnio wolę tę zdecydowanie dobre zakończenia, choć u mnie to różnie , bo jak czytałam kryminał to wiadomo tam nie zawsze można liczyć na happy end czy w horrorze ,który ,kiedyś tam czytałam i to jeszcze S.Kinga jakoś w zeszłym roku to powiem ,że te dwie ksiązki zrobiły na mnie spore wrażenie i jeszcze film.
    Wracając do opowiadania to powiem ,że ten Bartek również mnie zaskoczył w dodatku jako brat Violi.
    Z racji takiej,że mam ciemne blond z natury ,nie lubię ich ( szkoda ,że nie mam po mamie) jest brunetką , tata był blondynem właśnie i gustuje w ciemnowłosych ,ale nie chudzielcach. ( nie obrażając oczywiście nikogo. To tylko moje zdanie.
    A podobno o gustach się nie dyskutuje.
    Mini fajna no i miałam ,co czytać =D. Pozdrawiam serdecznie Ciebie i maleństwo. <3.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak na marginesie to ,kiedy ,,Życie na niby'' . Jak widać już dawno uzależniłam się od opowiadań o M&U . ( ogólnie czytania ,pisania i innych. Nie wnijąc w szczegóły ,to wolałabym ,aby to ŻnN było pierwsze niż to short story o mixie seriali ,bo mylą mi się dwie Moniki i Darek z kimś tam...mało Julii widziałam ,a Majkę no ,coż wolę nie pamiętać i jedynie o Elce i Tomasza coś bym poczytała ewentualnie Kontancji ( to dlatego ,że lubię tą aktorkę)Monice i Arturze może nie koniecznie ,lubiłam niby serial ,ale orginał i Natalia Oreiro ,którą pamiętam jeszcze ze Zbuntowanego ( mam na gdy leciało na polsacie ,dawno temu jak dzieckiem byłam ,a teraz został sentyment do piosenki i troszkę do serialu. Już nie tak jak wtedy.Dlatego Mucha jak dla nie wypadało w pws strasznie blado.
      Rozpisałam się. Sorry. Pozdrawiam :).

      Usuń
    2. Biorę się właśnie za opowiadanie i wszystkie kolejne wydarzenia są poukładane w głowie , ale na "papier" trudno mi jest to przenieść.Ale ja tak już mam , że nic nie wychodzi i nagle wena mnie nachodzi i jest znowu dobrze. Mixa teraz na pewno nie będzie. To mogę obiecać.
      Co do mini to tak myślałam, że mieszanina Bartka-Piotra zaskoczy. Tu trochę ich? jego? charakter wybieliłam. Końcówka oczywiście musiała być szczęśliwa, bo u mnie to tradycja. Ja raczej kryminałów nie czytam i dlatego też jest u mnie zero przemocy i brutalnych scen.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
    3. Kryminałów nigdy nie lubiłam...znałam też nieodpowiednie osoby.
      Dopiero jakieś czy ja wiem...Ze dwa ,może trzy lata zaczęłam oglądać (czasami) czytać kryminały. Wczęsniej coś czytałam ,ale nie jakoś dużo ,ale inne gatunki.
      Inspiracją może być niemalże ,każda rzecz. Ja też miewam ( pewnie jak ,każdy coś tam piszący) ,że mam nie umiem przelać na ,,papier'' doskonale rozumiem ten stan. No i cieszę się ,że jednak opowiadanie będzie pierwsze.
      I wiem ,że masz zwyczaj wybielać postacie ,a ja wręcz przeciwnie. Lubie dawać im negatyne cechy i wady.No w sumie zdarzyło mi się w zeszłym miesiącu wypoczyć dwie ksiązki. Do dziś leżą i czekają na czytanie ,bo albo nie miałam czasu lub mi nie chciało czytać się obyczajówki i romansu historycznego.
      Nie zanudzam ,bo większosć przyzwyczaiła się(co mnie znają) do moich długich (czasami ) wywodów o niczym.
      Pozdrawiam :).

      Usuń
    4. Posuwam się pomału do przodu. 4 strony już są.
      Jeszcze raz pozdrawiam.

      Usuń