Wioletta
tuż po wtargnięciu do gabinetu Marka i nie przypuszczając nawet, że
przeszkodziła im w porywie żądzy rozpoczęła swój monolog na temat swojego
trzymiesięcznego wyjazdu na warsztaty dziennikarskie.
-Kochani
kupiłam prawie wszystko, co będzie mi potrzebne w Londynie –rzekła od drzwi.
—Dwie spódnice i sukienki, prochowiec, torebkę, parasolkę, garsonkę, dżinsy i
bluzeczki-mówiła wyciągając owe rzeczy z torebek. —Wydałam na to wszystko
majątek, ale muszę przecież jakoś prezentować się tam, a nie wyglądać jak jakaś
dziesiąta wdowa po Kisielu.
Ula
starała się słuchać tego, co mówi Wiola, ale myśli były złośliwe i ciągle
uciekały do niedawnych wydarzeń. Jesteś taka? Jaka Marek? -zastanawiała się nad niedokończonym zdaniem . Pociągająca, całuśna, seksowna? Przecież nie jestem w jego typie. Ani seksowna, ani ładna. Jestem tylko przeciętna. Szybka też nie jestem. Chociaż tu postawiła bym duży znak zapytania. Pozwalałam mu na więcej niż pocałunki. I było to cudowne i to przez duże C. I sama nie wiem czy powinnam cieszyć się, czy żałować, że pojawiła się Wiola. Ale gdyby przyszła pięć minut później mogłabym być bez bluzki i na ubieranie nie byłoby czasu. Ale też, gdyby w ogóle nie przyszła to może dalej całowałabym się. A Marek, co zrobiłby gdyby Wiola nie przyszła? - zastanawiała się głęboko. Wystarczyłoby rozpiąć dwa guziczki i stanik byłby na widoku. I co będzie jak znów zacznie mnie kiedyś całować? Zrobił to raz, drugi, to może i trzeci raz zrobić. Tylko czy powinnam tego chcieć i bardziej angażować się?
Najchętniej też chciałaby być teraz sama z Markiem,wyjaśnić wszystko, ale na szybkie porozmawianie szans nie było, bo Wioletta dopiero rozkręcała się.
-Kolega
wrócił właśnie stamtąd to opowiedział mi trochę o tym i dał kilka wskazówek-
kontynuowała tymczasem Wioletta. —W THE SUN podobno
jest całkiem inny świat niż w moim Znani cenieni lubiani wszystko szybciej się dzieje i trzeba
być przygotowanym na wszystko. On na przykład miał iść na nudne obrady partyjne
a okazało się, że pójdzie na raut, gdzie był książę Karol i Camilla. Ma nawet
zdjęcia z nimi. Dlatego
też na rano lepiej mieć coś eleganckiego przygotowane, a na sam wieczór coś mniej
zobowiązującego. Tam podobno wszyscy z redakcji po pracy, jak nie mają dyżuru
oczywiście, to idą odreagować cały dzień do pubu. I chociaż ja akurat za takim
spędzeniem czasu nie przepadam, to nie mogę nie wyjść, żeby na jakiegoś odludka
nie wyjść- tłumaczyła się.
Tylko
drugie tylko to te, że ja bez całowania kocham go. Wystarczy, że jest. Już
przed laty przy pierwszym spotkaniu spodobał mi się. Stał w mojej kuchni a ja
patrzyłam jak zauroczona na niego, choć wiedziałam, że jest nieosiągalny dla
mnie. Teraz jednak zmieniłam się i gdyby nie chciał, czegoś nie poczuł choćby
najmniejszego pożądanie, ciągoty to nie zrobiłby nic. I co on myśli o mnie
teraz?- zastanawiała
się spoglądając na niego przelotnie. Zauważył, że wydoroślałam? Bądź, co bądź
całował z pożądaniem i patrzył zgłodniałym wzrokiem. Tylko w jego wypadku to
norma i z miłością nie ma nic wspólnego. Niestety.
- W
pubie podobno też można te najlepsze tematy zaklepać sobie- poinformowała ich Wioletta. —I kto wie może i ja
będę mieć szczęście i spotkam kogoś z rodziny królewskiej albo inną znaną osobę
i trzeba będzie pokazać się wtedy z jak najlepszej strony. Bądź, co bądź teraz
tyko muszę dokupić sobie do tych ciuchów ze trzy - cztery pary butów, jakąś
kurtkę i mogę jechać. Ale tym pojutrze
zajmę się.
-Wiola
a o limicie bagażu słyszałaś- wtrącił Marek, gdy zamilkła na chwilę. — I
kupiłaś coś na kolację i na jutro na rano na śniadanie?
-Trzech
rąk to ja nie mam- rzuciła w stronę kuzyna. —Nawet z tym było mi trudno. Ale spokojnie
Marek. Zaraz skoczę na pasaż i kupię coś.
-Lepiej
jak ja pójdę- zaoferował się sam, bo podobnie jak Ulę wywód Wioletty rozpraszał
go, a chciał przez chwilę pobyć sam i spokojnie pomyśleć. —Trafisz
jeszcze na obuwniczy i szybko nie wrócisz. Ty w tym czasie pozbieraj te ubrania i
torebki-dodał pokazując mały stosik rzeczy na biurku i walające się firmowe
torebki po podłodze.— I Ulą zajmij się. To nasz gość.
- Nie
trzeba ja już też pójdę-odezwała się sama zainteresowana podrywając się z
kanapy. —I tak zasiedziałam się- usprawiedliwiła się popularną w takich
sytuacjach wymówką, a tak naprawdę to chciała wyjść z Markiem i porozmawiać. —Za półgodziny mam autobus do Rysiowa to akurat dojadę do centrum.
- Ula nie musisz wychodzić- odparł jej Marek. — Zjesz z nami kolację a później odwiozę. Będzie nam miło, prawda Wiola?-zapytał jeszcze kuzynkę.
-Pewnie-
przytaknęła. —Po co masz telepać się autobusem w tłoku ściśnięta jak serdelki w
konserwie skoro możesz jechać ful wypasem. I przymierzymy sobie jeszcze te ubrania-dodała, dla zachęty.
Marek
jesteś ostatnim kretynem- skrytykował
sam siebie półgłosem, gdy znalazł się na dworze.
Miałem więcej razy nie całować Uli i nawet obiecałem jej, że się to nie
powtórzy. I co? I nie mogłem powstrzymać się. Była tak blisko, na wyciągnięcie
ręki. Ale też w ostatnim czasie zdecydowanie za dużo myślę o niej i za dużo
spędzamy razem czasu sam na sam. Do niedawna widywaliśmy się głównie, gdy wpadałem
z wizytą do Rysiowa i zawsze był ktoś z jej rodziny, a w ostatnich dwóch
tygodniach widzimy się prawie codziennie. Poza tym wygląda słodko i słodko całuje. Chociaż
słodkie dziewczyny nigdy nie były w kręgu mojego zainteresowań, bo było z nimi
więcej problemów niż korzyści, to z Ulą jest inaczej. Ma ponętne usta i interesującą
figurę. I pomyśleć, że gdy poznałem ją była niewartą
uwagi dziewczynką, daleką od moich upodobań i zdecydowanie za młoda, a teraz dojrzała
i niebezpiecznie zaprząta myśli. Nie ma, co okłamywać się Dobrzański, Ula kręci
cię i chciałbyś więcej niż jej ust. Całowaliśmy się przecież bez oporów i gdyby
Wiola nie przyszła to jeszcze trochę a zacząłbym ją rozbierać. I na moje
szczęście, że przyszła i nic nie zauważyła. I muszę jak najszybciej ograniczyć moje
spotkania z Ulą sam na sam. Ula dla mnie jest jak młodsza siostra i nie mogę
zaciągnąć do łóżka ani całować. Byłoby to świństwo i dla niej i dla pana Józefa
a uważa mnie przecież za takiego porządnego. Na szczęście pani Renia i pan Leszek wracają z wakacji za trzy dni to i mniej będziemy spotykać się sam na sam- myślał sobie.
Będą
już w sklepie doszedł też do wniosku, że wyjazd Wioli jest mu nawet na rękę, bo
będzie mógł poużywać trochę rozpustnego życia w domu. W ostatnich miesiącach,
co prawda był znużony panienkami i klubem, ale czuł, że znowu wraca do niego
poprzednie życie i liczył, że najlepszym sposobem na wybicie sobie z głowy
myśli o Uli jest inna kobieta.
Wiola i Ula tymczasem uprzątnęły gabinet Marka
z nowo zakupionych rzeczy i torebek i poszły do pokoju Kubasińskiej. Przymierzając sukienki, spódniczki i bluzeczki
w różnych wariantach i zestawieniach ze starymi rzeczami zajęły się rozmową.
-Masz
szczęście z tym wyjazdem - zaczęła Ula. —The Sun to znany dziennik.
-Dokładnie.
Gdy Marcin powiedział, że mam iść do naczelnego to nie myślałam, nawet o tym.
Obstawiałam, że zajmę się działem mody po Agnieszce a okazało się, że jest w
ciąży i lekarz odradzał jej podróż i to ja lecę za nią. Takie szczęście w
szczęściu-zaśmiała się. —Tylko zostawiać
Marka samego na tak długo trochę mi głupio.
-Wiola
to tylko trzy miesiące -mówiła przekonująco. —Jest dorosły i poradzi sobie.
-Mówi, to samo, ale wiadomo to, co tak
naprawdę myśli- odparła sceptycznie. — Ostatnio
stał się jakiś nerwowy i byle bałagan zaczął mu przeszkadzać. A jak ja się tu
wprowadziłam to ja musiałam zbierać jego rzeczy.
-Może
pedantem staje się na stare lata- wyrokowała Ula. —Albo przybiera nawyki starokawalerstwa.
- Nie wiem co nim kieruje, ale wiem, że w ostatnich tygodniach to częściej wieczorami
w domu siedzi z Lordem( pies Marka) niż gdzieś wychodzi- oznajmiła przejrzyście. —A jeszcze parę
miesięcy temu nie uświadczyłaś go tu. Zaliczał z Sebastianem wszystkie klubu i imprezy
i to ja musiałam sama siedzieć. Zresztą sama wiesz jak było.
-Ale
to chyba dobrze, że już tak nie szwendają się –bardziej stwierdziła niż zapytała.
Przez chwilę zastanawiała się też czy
nie powiedzieć Wioli o pocałunkach, ale szybko myśl odrzuciła, bo choć bardzo
ją lubiła to na zwierzenia się nie nadawała. Zwłaszcza, że chodziło o jej
kuzyna i na pewno drążyłaby temat, domagała się od niego wyjaśnień a i Marek
mógłby mieć o to pretensję.
-
Dobrze i nie dobrze - oznajmiła tymczasem Wiola patrząc na nią sugestywnie.
-Jak
niedobrze?- pytała zdziwiona.
-A
wiadomo, co im teraz w tych głowach siedzi- zaczęła tłumaczyć. —Kiedyś było
wiadomo klub i panienki, a teraz to może być wszystko. Markowi to być może pies,
a Sebastianowi to nie wiadomo, co i co robi popołudniami i wieczorami też nie
wiadomo. Wielce tajemnicę oboje robią z tego- prychała. —Jak jakiegoś Senegala . A najgorsze jest to Ula że ten łachudra, fircyk i bałamuta nie chce wyjść mi z głowy za żadne skarby świata- mówiła z rozżaleniem i pretensjami do siebie. —Normalnie to ja nie powinnam była myśleć o nim, bo wiem, jaki jest,
a myślę.
-Ze
mną jest tak samo- odparła równie markotnie.
— Zakochać
się jest łatwo, ale odkochać to ni w ząb się nie da. Od dawna tak jest. Ale ty przynajmniej może
spotkasz kogoś interesującego w Londynie i zapomnisz- próbowała pocieszyć ją.
-Interesujących
facetów to ja mogę mieć tu na miejscu –mówił mrucząc antypatycznie.— W samej redakcji jest kilku chłopaków, a Piotrek i Damian już parę razy
chcieli zaprosić mnie do kina. Tylko z Markiem i Sebą jest coś nie tak. Musi chyba jakieś nieszczęście stać się, żeby te bezmyślne
matoły zaczęły myśleć poważnie o swoim przyszłym życiu.
-Wiola lepiej
nie wywoływać wilka z lasu –hamowała jej zapędy. —Przecież nie jesteśmy mściwe.
-Może
i masz rację- stwierdziła po chwili namysłu. — Licho to nie pilot od telewizora i
sterować się nie da. Trafi jeszcze gdzie nie trzeba i będzie i pozamiatane i pozmywane- rzekła na koniec dosadnie i w swoim stylu.
Marek
do sklepu miał blisko i szybko wrócił. Zajął się też od razu kolacją nie
czekając na Ulę i Wiolettę aż zejdą. Przygotował im sałatkę z pomidorów, sałaty
lodowej i sera feta, zapiekane parówki z serem, warzywami i sosem czosnkowym z
bazylią oraz podgrzał zakupione krokiety z brokułem. Całości dopełniał chleb i
pokrojone wędliny, żółty ser i pomidory. Gdy miał wszystko przygotowane to zawołał
je.
-To
jakaś uczta a nie kolacja-rzekła Ula spoglądając na stół.
-Starałem
się-odparł odsuwając przed nią krzesełko.
-I tego
właśnie będzie brakować mi w Londynie- i Wiola wyraziła swoje zdanie siadając
do stołu. —Kolacji i śniadań z Markiem. W ostatnim czasie rozpieszczał mnie i
szykował kolacje.
-Wiola,
to drobnostka w porównaniu z szansą, jaką dostałaś- rzekła Ula. —Zwiedzisz
Londyn, może inne miasta, poznasz nowych ludzi, może kogoś sławnego, nabierzesz
akcentu. Same pozytywy.
-Dokładnie-odparł
Marek idąc do kredensu po wino i dwa kieliszki dla Uli i Wioletty. —Mną też nie
przejmuj się. A, jako mistrzyni riposty i złotych myśli na pewno szybko
znajdziesz sobie towarzystwo-dodał jak wydawało się Wioli szyderczo a tak nie
było.
-Jedni
operują jęzorkiem a inni rozporkiem, co nie Ula –szepnęła do Cieplak.
-
Wiola słyszałem- rzucił w stronę dziewczyn. — I mam nadzieję, że nie mnie
miałaś na myśli.
- Marek,
za kogo ty mnie uważasz? Za jakąś ostatnią głupią?- pytała spoglądając na
kuzyna wymownie. — Przecież nie będę tak samowolnie podcinać złotej grzędy, na której siedzę.
-Nie
wiem, dlaczego ciągle trzymam cię pod moim dachem- odparł nalewając im wino. —
Powinienem już dawno wystawić cię za drzwi.
-Ale
nie zrobisz tego, bo beze mnie zginąłbyś jak ta krowa Anćka na kartoflisku-przekomarzała
się z nim. —Wiola nie wiesz gdzie pani Stenia zostawiła rachunek, Wiola nie
widziałaś mojej koszuli w paski. Wiola to, Wiola tamto. A i tak całe te moje poświęcenie to nawet pies
z kulawą nogą nie doceni.
-OK.
Wiola ty ten dom prowadzisz-rzekł ugodowo. —A mówiłaś
już Uli o kolacji?
-Właśnie
Ula- zwróciła się do niej. —W sobotę organizuję tu kolację
pożegnalno- urodzinową. Oprócz mnie i Marka
będą moi rodzice, Szymek (młodszy brat) i babcia. Ciebie też zapraszam.
-Ale
czy to wypada? -pytała sceptycznie. —Nie jestem z rodziny.
-Wypada-odparł
Marek. —Sebastian też będzie. I to nie
tyle będzie uroczysta kolacja tylko spotkanie towarzyskie przy grillu, jeśli
pogoda dopisze.
-
Ula nie odmawiaj mi-prosiła
Wiola. —Po Marku tu we Warszawie jesteś
mi najbliższa. A i babcia sama mówiła mi, żeby nie zapomnieć o tobie.
-Potwierdzam-
wtrącił Marek. —Zawsze pyta o ciebie, kiedy tu przyjeżdża i chętnie spotyka się
z tobą. Ma do ciebie zresztą od początku
znajomości sentyment. Ty dla niej również.
-Zobaczysz
będzie bardzo przyjemnie- zachęcała ponownie Wioletta. — Marek zrobi szaszłyki,
a są świetne w jego wykonaniu, tato schabik, mama sałatkę, ja kupię tort. Ula to ma być mój ważny dzień i przyjaciółki się w takich chwilach nie zostawia-dodała widząc niezdecydowanie Cieplak. —Chyba, że idziesz na randkę, to co innego.
- W porządku, przyjdę –odparła przekonana ostatnim stwierdzeniem.
- W porządku, przyjdę –odparła przekonana ostatnim stwierdzeniem.
Przez
resztę posiłku rozmawiali dalej o wyjeździe Wioli oraz o zbliżających się
weekendowych targach mody, na które jechał zarówno Marek ze swoją kolekcją
jesienną, jak i firma Dec&
Lange, gdzie
pracowała Ula. Po kolacji Wiola
zobowiązała posprzątać a Marek zajął się odwiezieniem Uli do domu.
-Marek, czego
ty ode mnie chcesz?- zapytała tuż po wejściu do auta i zanim Marek
przekręcił kluczyk. —Całujesz i przepraszasz.
I co chciałeś powiedzieć mówiąc, że jestem taka? Nie dokończyłeś.
-Że
jesteś taka słodka i inna-odparł obracając się do niej. —Ula wiem, że nawaliłem
i że powinienem przeprosić cię, ale nie mogę, bo tak naprawdę nie żałuję. Byłaś
tak blisko i chyba też chciałaś. Nie spoliczkowałaś mnie ani nie
odepchnęłaś, ani w żaden inny sposób nie zaprotestowałaś. Nie miej teraz tylko
do mnie pretensji.
-Tu
akurat mogę zgodzić się z tobą- przyznała mu rację, choć niechętnie. —Ale to ty
zacząłeś.
-Ty
zacząłeś -mruknął. — Ula teraz mówisz jak skarżące się dziecko w piaskownicy
albo w szkole. I nie zrobiłem tego
celowo. Po prostu tak wyszło.
-To
tak na przyszłość Marek wolałabym, żeby nie było takich sytuacji.
- A,
dlaczego ty nic nie zrobiłaś?- dopytywał.
- Bo
znowu mnie zaskoczyłeś i nie zdążyłam zebrać myśli- usprawiedliwiała się
kłamiąc. —A później to już przyszła Wiola.
-A
gdybym uprzedził cię to by coś zmieniło?- zapytał, ale gdy nie doczekał się
odpowiedzi to kontynuował. —Ula czy ty zakochałaś się we mnie-postanowił
wyjaśnić tę sprawę. —Pytam, bo przed
laty, gdy opiekowałem się Betti pocałowałaś mnie. Najpierw pogłaskałaś po policzku a później
pocałowałaś w policzek i usta. Gdyby był to sam dotyk i cmoknięcie w policzek
to jeszcze zrozumiałbym czułostka jak w stosunku do Beatki, ale pocałowałaś
mnie w usta.
Zaskoczył
ją i pytaniem i tym, że wie. Nie wiedziała też, co ma teraz powiedzieć mu. Kłamać
czy mieć to już za sobą i powiedzieć prawdę.
-Dlaczego
dopiero teraz mówisz o tym?- postanowiła odpowiedzieć najpierw pytaniem na
pytanie.
-Bo
to nie jest temat na, który aż tak bardzo chciałem rozmawiać- odparł zgodnie z prawdą.
—I nie odpowiedziałaś na moje pytanie
Ula. Kochasz mnie, kochałaś, czy to może tylko jakieś zauroczenie było albo
ciągle jest.
-Nie
jesteś mi obojętny- określiła się, ale nie jednoznacznie. —I nawet nie wiesz jak trudno
jest z tym żyć. Widywać cię, rozmawiać, kumplować się z tobą i wiedząc jednocześnie, że tak naprawdę,
chciałoby się czegoś innego, a jest to nierealne.
-Tak
myślałem- westchnął. — I dlatego pozwalałaś całować się- ni stwierdził ni
zapytał. —Chciałaś mieć namiastkę miłości i mnie.
-Tak-
krótko, ale rzeczowo odparła. —Chociaż wiedziałam, że nigdzie mnie to nie
zaprowadzi. Jestem realistką i wiem, że
ty nigdy nie związałbyś się z kimś takim jak ja.
-Ula
nie jestem, jak Febo i dla mnie status społeczny nie ma znaczenia-wtrącił
pośpiesznie — Powinnaś to wiedzieć. Znamy się przecież tyle lat. Twoja rodzina
jest dla mnie jak druga rodzina.
-Nie
Marek- przerwała mu. —Nie chodzi o pozycję, ale o to, jaka ja jestem. Nie
powalam urodą jak te twoje modelki i sekretarki.
- Masz
ładne oczy, usta, uśmiech i figurę-rzekł nieoczekiwanie.
-Ale reszta przeciętna- odparła oschle.
-
Nie Ula- zaprzeczył odrywając na chwilę wzrok od ulicy i spoglądając na nią. — Jeśli spoglądam na kobietę, to w
pierwszej kolejności patrzę na jej figurę i usta a ty masz jeszcze piękny
uśmiech i oczy do tego. To dwa razy więcej. Ja po prostu miłością nie jestem
zainteresowany, nawet nie wierzę w nią i tylko seks bez zobowiązań łączy mnie z kobietami, z którymi spotykam się. A ty, chociaż fizycznie
podobasz mi się i bardzo, bardzo cię lubię, to nie mogę dać ci tego, co chcesz.
I, dlatego miałaś rację mówiąc, że lepiej będzie jak będziemy unikać takich
sytuacji jak dzisiejsza.
-Szczery do bólu jesteś- odparła cicho. —Chociaż sama to wiedziałam.
-Szczery do bólu jesteś- odparła cicho. —Chociaż sama to wiedziałam.
-Czasami
jest, to lepsze niż obiecywać coś- mówił beznamiętnie. —I jeśli
potrafisz to odkochaj się. Dla własnego dobra. Ja nie wiem jak mógłbym pomóc
ci.
-Zostaw
to mi-odparła spoglądając w okno. —To moja uczucie i mój problem. Pan Dec, jeśli go poproszę to może
oddeleguje mnie do pana Lange do Berlina na pewien czas. Co z głowy to z serca Marek, jakby powiedziała
Wiola- pomyślała też.
Przez
resztę drogi tematów osobistych unikali i zajęli się rozmową z przed pocałunku,
czyli tematem fundacji. Oboje wiedzieli, że już tak nie będzie między nimi jak jeszcze
parę godzin temu.
No to się porobiło Ula powiedziała co czuje do Marka a on dał jej kosza. Oby tylko te ich relacje po tym zabardzo nie ucierpiały. Marek zapewne zrozumie co do niej czuje jak Ulka gdzieś wyjdzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Julita
Ula nie wyjedzie.To mogę zdradzić. Za to ktoś do Marka przyjedzie a później będą razem na targach. Dalej nie zdradzę.O ich relacjach też nie.
UsuńNa kosza to ona była przygotowana, ale i tak miłe to nie było.
Pozdrawiam miło.
Jaki ten Marek jest wkurzający. Całuję a potem każe się odkochać jakby to było takie proste. Niech tylko biedna Ula nie wyjeżdża przez niego. Niech on zacznie sobie uświadamiać że ją kocha może ta impreza pożegnalna Wioli coś zmieni. G ;-)
OdpowiedzUsuńZa jakieś dwa miesiące( w sensie opowiadania) zrozumie,choć opornie, że zakochał się. A do tego czasu będzie chciał dalej żyć po swojemu.
UsuńPozdrawiam miło.
Czyli znowu laski na jedną noc? Nie zmienił się choć trochę? Jak za dwa miesiące zrozumie że się zakochał to mógłby tyle wytrzymać bez nikogo. ;-) G
UsuńTak dla uspokojenia. On chciałby, ale nic z tego nie wyjdzie.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Ale sprawiłaś mi niespodziankę urodzinową. Dziękuję :).
OdpowiedzUsuńUla zakochała po prostu w niewłaściwy czas w w człowieku ,który życie traktuje jak zabawę. Ale i na stabilizacje przyjdzie czas i cieszę się ,że on też w końcu się zakocha. Pozdrawiam serdecznie :).
Najlepszego Justynka w kolejnych osiemnastych urodzinach.
UsuńZakocha się, ale nogami i rękoma będzie chciał bronić się przed tym uczuciem.
Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Dzięki za życzenia. No ,niestety nie osiemnaste.
UsuńDlatego piszę, że kolejne osiemnaste. :)
UsuńSorry ,nie doczytałam.
UsuńPrzeprosiny przyjęte i warto było czekać. To że dziecko najważniejsze jest teraz dla Ciebie to zrozumiałe. Dialogi dla mnie są ok. Ostatni fragment podobał mi się i dzięki za Wiolettę. U Ciebie zawsze mogę liczyć na nią. Pozdrawiam i zdrówka. Wiki��
OdpowiedzUsuńDzięki że podobało się. A co do Wioletty to nie jest tak że wszystko co mówi jest moje. Serdelki w konserwie to np. pamiętałam i wykorzystałam. Grzęda i pies z kulawą nogą to taka pół na pół moje i jej, bo najpierw ja sama zastosowałam a później przeszukując wikicytaty na coś podobnego natrafiłam. Trudno jest dorównać jej a i siły i czasu na myślenie nie mam.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Tak wiem że nie wszystko jest Twoje ale ładnie masz to wkomponowane. Wiki. ����
UsuńMarek to głuchy, ślepy i niemyślący jest i Wiola może ma rację mówiąc że tylko nieszczęście może otworzyć mu i Sebastianowi oczy. Czasami tak bywa że trzeba doświadczyć złego żeby później coś pojąć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Fakt Marek wykazuje wszystkie te cechy i nawet Sebastian szybciej zmądrzeje a on dalej będzie chciał wieść życie kawalerskie.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
O rany! Ależ ten Marek cyniczny. Tu wcale nie chodzi o to, że wobec Uli jest szczery i mówi to, co czuje, ale o ten cynizm właśnie. Zero taktu, zero delikatności. Najpierw nakłania dziewczynę do zwierzeń i kiedy ta wyznaje mu prawdę o swojej miłości do niego, ten mówi "odkochaj się"? Jak w ogóle tak można. Dziwię się Uli, że przyjęła to tak spokojnie i nie czuła się urażona. Ja na jej miejscu byłabym bardzo rozczarowana i zawiedziona, a już na pewno zweryfikowałabym swoje uczucia do takiego człowieka.
OdpowiedzUsuńMarek powinien wytrwać w starokawalerstwie co najmniej do czterdziestki, a wtedy przetrzeć oczy i rozejrzeć się dokoła. Wtedy nie będzie już panienek, które polecą na jego aparycję i nagle zostanie sam jako stary kawaler, którego żadna już nie chce. On powinien czegoś takiego doświadczyć. Miałby wtedy nauczkę, że kobiet nie traktuje się przedmiotowo. Strasznie mnie wkurzył w tym rozdziale. Wymyśl jakąś nauczkę dla niego, ale taką, żeby pożałował.
Pozdrawiam. :)
Niestety w mojej rozpisce nie ma nauczki dla Marka. Chyba, że na krótko pojawi się inny. Zresztą za dwa miesiące to on będzie szczęśliwie zakochany w Uli.
UsuńUla w głębi duszy wiedziała, że jej wyznanie nic ne zmieni i że Marek nie odpowie jej że też kocha. Chciał po prostu uciąć to od razu i może tak do końca nie myślał o taktu. Ale wróci do tego w kolejnej części.
Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.