czwartek, 15 czerwca 2017

Życie na niby 22 Koniec.



+18

Propozycja Marka 0 wspólnym zamieszkaniu zaskoczyła ją i musiała zastanowić się przez chwilę nad odpowiedzią. Niedawno też miała podobną rozmowę z Beatką. Siostra dopytywała się jak to będzie, gdy wyprowadzi się z domu i trochę czasu zajęło jej wytłumaczenie, że całkiem z ich życia nie znika.
-Wiem, że już raz proponowałem ci coś podobnego i źle na tym wyszedłem, ale teraz jest trochę inna sytuacja- kontynuował tymczasem Marek. —Teraz jesteś moją narzeczoną i kochamy się.  I nie musisz odpowiadać mi teraz. Proszę cię żebyś zastanowiła się, chociaż.
- Marek to nie jest takie proste- odparła mimo to i choć propozycja była kusząca. —Betti już jest niepocieszona, że mam kiedyś tam wyprowadzić się i gdybym tak nagle teraz odeszła to mogłaby to źle znieść. Możemy zrobić tak, że będę czasami zostawać u ciebie na noc. Ty będziesz zadowolony i ja –pomyślała i Beatka tak stopniowo będzie oswajana z moim odejściem. To chyba dobre rozwiązanie.
-Bardzo dobre-przytaknął bez najmniejszego protestu i zgodnie z odczuciami, do których dochodził w czasie jak Ula mówiła.  — I wilk będzie syty i zadowolony i owca będzie zadowolona kochanie. A tak na poważnie to mądrze to rozplanowałaś. Nie chciałbym, żeby Betti ucierpiała na twojej nagłej wyprowadzce.Jest dla mnie jak córka.
-To świetnie- rzekła z zadowoleniem.  —To, co robimy jakiś grafik czy stawiamy na spontaniczność?
-Kochanie, spontaniczność świetnie nam wychodzi-zamruczał do ucha. —Pomyśl, chociaż o dzisiejszej nocy albo o pójściu do palmiarni po zamknięciu czy o zabawie w parku w Mediolanie na placu zabaw dla dzieci.
-W takim razie panie swoboda nie pozostaje nic innego panu,  jak kupić mi szczoteczkę do zębów-zażartowała.
-O ulubionej kawie Cappuccino, pani naturalność nie zapominając-odparł całując ją.

Przez kolejne dni Ula dzieliła swój czas pomiędzy dom Marka i w Rysiowie. W tym pierwszym odnowili sypialnię uwzględniając również, że w przyległej do niej garderobie będzie sporo miejsca na ubrania Uli.  W samej sypialni natomiast Ula upatrzyła sobie miejsce na łóżeczko i małą komódkę na wypadek gdyby jej przypuszczenia potwierdziły się. Z upewnieniem się musiała jednak poczekać jeszcze i na razie wola nie mówiła nic Markowi.  Oczywiście na ten temat rozmawiała z Markiem, jeszcze w Madrycie, ale kiedy miałoby to nastąpić to już nie. Czuła jednak, że dziecko jest w drodze.


Tydzień przed świętami Marek poleciał nieoczekiwanie na cztery dni do Mediolanu.  To Aleks zadzwonił do niego i zwołał posiedzenie zarządu w trybie pilnym. Okazało się, że jego ojciec dostał zawału po tym jak zorientował się, że firma ma problemy po nietrafionych inwestycjach Pauliny.  Panna Febo, bowiem od pół roku piastowała stanowisko wiceprezesa i związała się z dyrektorem finansowym Mario Moretti i pod ich kierownictwem firma zaczęła mieć problemy. Oprócz tego, że część pieniędzy z zysków przelewali na własne konta to jeszcze brali od dostawców i innych firm chcących współpracować z F&D gratyfikacje za podpisanie umów.  Większa część z nich była też niekorzystna i trudna do wycofania się z nich. Po rozmowie z Aleksem i wujkiem Marek zgodził się wspomóc finansowo firmę pod warunkiem, że Paulina i Mario znikną z firmy i oddają, choć część pieniędzy ulokowanych na ich kontach. Z oddaniem pieniędzy większego problemu nie było, bo za kradzież i inne machlojki groziło im więzienie i przestraszyli się. Aleks w obliczu kryzysu i choroby ojca postanowił też wrócić do firmy i razem z Markiem wyprowadzić firmę z kryzysu, a swoje restauracje, które całkiem dobrze prosperowały zostawić zaufanym osobom.
Ula w tym czasie i po namowach pani Reni Dec, z którą spędziła trochę czasu przygotowując świąteczne prezenty dla podopiecznych fundacji, postanowiła zmienić nieco wygląd. Przyciemniła włosy a okulary zmieniła na szkła kontaktowe. W dniu powrotu Marka ubrała się bardziej elegancko, przygotowała dla niego kolację i postarała się o świąteczny już wystrój i nastrój.  Ustroiła choinkę, rozpaliła w kominku, a stół i talerze elegancko nakryła.
-Ula wyglądasz....- mówił taksując ją od głów do stóp będąc jeszcze w korytarzyku. —Bajecznie.
-Miałam nadzieję, że zauważysz-odparła posyłając mu swój piękny uśmiech. —A dalsza część niespodzianek przed tobą kochanie.
-Brzmi interesująco- mówił całując ją w usta. —Stęskniłem się za tobą i nie wiem jak Seba może funkcjonować bez Wioletty tyle czasu-dodał obejmując w pasie.
-A wiesz, że ja tak samo-rzekła po namyśle.  —Czas tak dłużył się. Ale teraz odśwież się i zapraszam na kolację. Ja w tym czasie przyniosę jedzenie.
Po wyjściu Marka z łazienki mogli usiąść do stołu.


-To mała uczta Ula-rzekł odsuwając przed nią jedno z krzesełek i spoglądając na stół. —I jeśli za każdym razem, gdy będę gdzieś wyjeżdżał będzie czekało na mnie takie powitanie to będę wyjeżdżał częściej.
-Po prostu chciałam przywitać cię jak należy-mówiła, gdy i Marek siadał do stołu tuż obok. — I smacznego kochanie - dodała uważnie przyglądając się Markowi a który pod swoją starannie złożoną serwetką do wycierania ust miał schowaną niespodziankę.
-Ula czy to znaczy, że...-pytał wstając zza stołu i patrząc na znalezioną fasolkę.
-Tak Marek- wtrąciła.  —Byłam wczoraj u lekarza a jeszcze prędzej zrobiłam trzy testy ciążowe i wyszły pozytywnie. To musiało stać się wtedy po zabawie andrzejkowej w gabinecie.  Ale cieszysz się, prawda? –pytała, bo wyraz twarzy Marka nic konkretnego nie mówił.
-Jestem przeszczęśliwy kochanie- rzekł ze wzruszeniem i klękając przed nią.  — Bardzo szczęśliwy-mówił całując jej brzuszek przez ubranie i dłonie.  —To najpiękniejszy prezent pod choinkę, jaki mogłaś mi dać- dodał, gdy oderwał się od jej rąk a z oczu popłynęły łzy. Uli radość również udzieliła się i poczuła też ulgę, że wiadomość ucieszyła go. —I babcia będzie uszczęśliwiona. Czeka na prawnuka- kontynuował pomagając jej wstać zza stołu. — Nie będę nawet dzwonić do niej tylko powiemy osobiście, gdy przyjedziemy do nich- mówił przytulając lekko i wirując po salonie. — Takie nowiny powinno przekazywać się bardziej uroczyście.
-Ja swojej rodzinie też powiem w czasie wigilii-odparła, gdy Marek postawił na podłodze.
-Razem powiemy kotku – mówił wpatrując się w nią. —Bądź, co bądź mam z tym dużo wspólnego.  Ale twój ojciec chyba nie zabije mnie z tego powodu?- pytał zaniepokojony.
-Spokojnie -zaśmiała się. —Tato dokładnie wie, że różańca nie odmawiamy jak nocuję tu. A jakby, co to stanę w twojej obronie a na kobietę w ciąży ręki nie podniesie.
- To dobrze-wyraźnie ulżyło mu. — A wracając do prezentów to mam coś dla ciebie-dodał idąc w stronę walizki. —Miał być dodatkiem do prezentu pod choinkę, ale skoro teraz jest taka wyjątkowa okoliczność -mówił wręczając jej malutką firmową jubilerską torebkę z kartonikiem w środku. —To dla ciebie kochanie.
-Kamyk? -pytała zdziwiona po otwarciu, bo spodziewała się innej biżuterii, ale rozczarowana nie była.
-Wyjątkowy kamyk Ula, bo twój szczęśliwy. Księżycowy. Przynosi szczęście i pomyślność. Aleks kupował podobny dla Alicji to i ja wziąłem dla ciebie. Ale chyba nie czujesz się rozczarowana, że to tylko kamyk-pytał, gdy Ula uważnie przyglądała się owalnemu, lekko połyskującemu drobiazgowi.
-Nie- szybko wtrąciła. —I dziękuję-dodała cmokając w policzek.  —Szkoda tylko, że ja nie mam nic dla ciebie.
-Jak to nie masz-mówił tuląc ją.  —Dasz mi największy skarb kochanie, a ja będę cię na rękach nosić za niego.
-Chyba, że dam siebie-dodała od siebie.
-A w ciąży można kochać się? –podchwycił spoglądając na nią z nadzieją.
-Można, można-mówiła uśmiechając się do niego uwodzicielsko.
Kolacja minęła im szybko a włożenie resztek jedzenia do lodówki i brudnych naczyń do zmywarki jeszcze szybciej. Później tak jak Marek obiecał jej wziął na ręce, zaniósł do sypialni i położył delikatnie na łóżku.
-Jesteś piękną kobietą i cała moja-szeptał jej do ucha leżąc obok na brzuchu, aby móc patrzeć na nią. —I umiesz doprowadzić mnie do szału-mówił całując jej jeszcze płaski brzuszek. — Witaj kruszynko- rzekł wprost do pępka. —To ja twój tata. Chciałbym mieć przynajmniej trójkę dzieci Ula- dodał wpatrując w nią. — Tak jak jest u ciebie.
- Kto by pomyślał panie Casanovo, pan i dzieci- mówiła bawiąc się jego włosami i nie przejęta perspektywą planów Marka. —Bardzo śmiałe plany. Od tej strony nie znałam pana.
- Jeszcze dużo nie wiesz o mnie, skarbie-odparł tajemniczo. — I nie mogę doczekać się wspólnych śniadań z dziećmi. Będziemy jeść bułki z serem i pić kakao.
-Dlaczego akurat kakao i bułki z serem?- pytała i spoglądała na niego zdziwiona.
-Bo przed laty, gdy byłem u was to właśnie to miałaś dla Jasia na śniadanie i tak jakoś zapamiętałem tamten ranek- wyjaśniał odpinając jednocześnie guziki od bluzeczki. —Poczęstowałaś mnie nawet kakao.
- No proszę-śmiała się.  —Nie tylko romantyczny i opiekuńczy to jeszcze pamiętliwy.
-Mam jeszcze inne zalety-szeptał łobuzersko do ucha. —Ale o tym później porozmawiamy. Teraz mamy ciekawsze sprawy do załatwienia.

 Trzy dni później przypadała wigilia i po raz pierwszy Marek nie spędził jej z babcią i resztą rodziny Kubasińskich tylko u Cieplaków.  Ula do domu pojechała jednak już wcześniej, bo dzień po powrocie Marka z Mediolanu i zajęła się pierwszymi przygotowaniami do tych wyjątkowych tego roku świąt.  Marek natomiast dojechał do Rysiowa rano we wigilię. Razem z Jasiem powiesił lampki na przydomowej choince a z Beatką kończył stroić choinkę domową. Sama wigilia nie odbiegała od tej, jaką pamiętał z dzieciństwa i tych z ostatnich piętnastu lat, a spędzonych w Skierniewicach. Po kolacji przyszedł czas na prezenty a później na wyjawienie tego, co najważniejsze. Rodzina wiadomość o ciąży Uli przyjęła całkiem spokojnie i zdziwiona nawet nie była. Zwłaszcza Jasiek, który oznajmił im a nie mówiłem, że z tego nocowania u Marka coś będzie. Betti natomiast zainteresowana była głównie kwestią bycia ciocią i zabawą z dzidziusiem.
Dzień później popołudniu pojechali do Skierniewic i zostali na całe drugie święto. Kubasińskim również trzeba było powiedzieli o ciąży i tak jak można było przypuszczać najbardziej ucieszyła się babcia, choć uważała, że kolejność jest nie taka, jaka powinna być. Oprócz nich w Skierniewicach pojawił się Sebastian a który przyjechał do Wioletty. Wiola, bowiem wraz z nadejściem świąt zakończyła swój prawie czteromiesięczny pobyt w Londynie i mogła teraz z Olszańskim rozwinąć swój związek bardziej oficjalnie a nie tylko przez telefon.
Nowy Rok Ula i Marek przywitali hucznie, bo na jednym z ważniejszych bali sylwestrowych Warszawy. Było to też od zaręczyn pierwsze tak ważne ich wspólne wyjście i zainteresowanie nimi było duże.  Dziennikarze z prasy i telewizji walczyli o jak najlepsze zdjęcia czy krótkie wywiady. Ula, która zdążyła przyzwyczaić się już, że jej wizerunek pojawia się w brukowcu czy na portalu plotkarskim uśmiechała się swobodnie, odpowiadała na pytania omijając jedynie tematów ślubu, bo zgrai paparazzi nie zamierzała widzieć na własnym ślubie.

Dni do ślubu upływały szybko, bo i było trochę spraw do załatwienia. Wybór menu, obrączek, sukni Uli a którą miał zaprojektować i uszyć Pshemko, dopieszczali też dom. Poszli również do lekarza na pierwsze USG ich maleństwa i mogli posłuchać jak bije jego serduszko. Tydzień przed ślubem oboje wyprawili sobie wieczór panieński i kawalerski. Ula w domu w Rysiowie a Marek w klubie we Warszawie. Wyczekiwana sobota w końcu nadeszła.


Dzień ślubu bardzo zimy nie był, ale ze świeżym śniegiem i plany na atrakcje weselne mogły być zrealizowane. Zanim jednak dotarli na weselę to w małym kościółku w Rysiowie przysięgali sobie miłość, wierność i to, że nie rozstaną się aż do śmierci.  Później pojechali na mały rysiowski cmentarz, aby złożyć kwiaty na grobie mamy Uli a następnie na warszawski cmentarz i na grób rodziców Marka. Weselna zabawa udała się znakomicie. Był pierwszy taniec nowożeńców, piętrowy tort, fajerwerki, rzucanie welonem i muszką. Dla chętnych a których nie brakowało była jazda saniami po leśnych drogach. Była też sesja zdjęciowa nowożeńców.



 Oprócz Uli i Marka najszczęśliwszą osobą była babcia Marka a która zastępowała wnukowi tutaj rodziców i dała mu i Uli razem z Józefem swoje błogosławieństwo przedślubne w domu Uli. Szybko też nawiązała dobry kontakt z gośćmi od strony panny młodej.


Przed drugą w nocy wesele dobiegało końca i wszyscy rozjechali się po swoich domach. Ula z Markiem również odjechali do swojego.
-Pani Dobrzańska wróciła do domu -rzekł Marek przenosząc przez próg żonę.
-Bardzo ładnie to powiedziałeś -odparła wzruszona. —Być w ten sposób porównaną do matki to najpiękniejszy komplement.
-Bo to prawda kochanie-mówił kręcąc się z nią po pokoju. — Już pierwszego dnia tu pasowałaś. I możesz do woli poprawiać obrazki przy schodach- dodał kierując się w stronę schodów.
-Oczywiście, że będę poprawiać- stwierdziła bardzo wyraziście.
Dwa dni później wyjechali na dwa tygodnie do Wisły w podróż poślubną. Okres ferii skończył się właśnie to mogli w spokoju odpocząć. Długo spali, chodzili na spacery, korzystali z dobrodziejstw hotelu, zwiedzali i jeździli na krótkie wycieczki. Kolejne dni, tygodnie i miesiące wspólnego życia mijały im równie sielankowo jak miesiąc miodowy. Jedynymi zgrzytami były krótkie ciążowe humory Uli i dziennikarze, którzy czyhali na ich jakieś wpadki. Ula w końcu postanowiła nie zwracać uwagi na to, co piszą w Z buciorami u sław na portalu Papużka. pl czy w innych tego typu szmatławcach.
W połowie czerwca obchodzili rocznicę poznania się. Datę trudno nie było odtworzyć, bo było to dwa dni po pójściu Cieplaka do szpitala. Na tę okazję przygotowali dla siebie uroczystą kolację. Marek miał też dla Uli prezent komplecik z turkusa, a Ula miała dla niego srebrną bransoletę ze serduszkiem i napisem Kocham Cię Ula .


Pod koniec sierpnia na świat przyszedł pierworodny syn Krzysztof Józef i już od urodzenia był wykapanym tatusiem, co sprawiło, że został oczkiem w głowie mamusi. Przyjechała też w odwiedziny babcia Marka i została na trochę, aby pomóc Uli w obowiązkach domowych i opiece nad prawnukiem. W kolejnych latach i dopóki pozwalało jej zdrowi wizyty były częste i mogła cieszyć się widokiem szczęśliwej i kochającej się rodziny.

*****************************************

-Marek daj mi dokończyć- protestowała Ula. —Do końca rozdziału zostało mi parę kartek.
-Kochanie, jeśli facet w moim wieku czuje, że może to trzeba korzystać-mówił gładząc ramię żony. —Jestem przed pięćdziesiątką. No i dzieci są na wakacjach. Trzeba korzystać.
-I będą jeszcze przez ponad tydzień-odparła broniąc się przed pieszczotami męża.
-Ale, co ja na to poradzę, że chcę teraz kochać się ze swoją żoną- mówi żałosnym głosem, aby wziąć ją na litość.
Urszula Dobrzańska młodą kobietą już nie była, bo miała czterdzieści dwa lata, ale ciągle jej widok zapierał dech w piersiach. I to nie tylko w mężu, ale u innych mężczyzn. Mogła też poszczycić się idealną figurą a której pozazdrościły jej młode kobiety. Do tego spełniała się zawodowo i rodzinnie. Prowadziła dom, była dyrektorem finansowym w Dec& Lange i prezesem fundacji Szczęśliwe dzieciństwo. Znajdywała też czas na odwiedziny ojca i Alicji w Rysiowie, Beatki, kontakty z Jasiem i Kingą oraz z Wiolettą i Sebastianem.
 Marek jak na swoje czterdzieści siedem lat wyglądał bardzo przystojnie i niejedna kobieta spoglądała na niego z tęsknotą. Niejedna też próbowała uwieść go. Zwłaszcza w ostatnich latach, gdy był w tym wieku, że często mężczyźni zmieniają żony na nowszy model. On jednak zmieniać nic w swoim życiu nie zamierzał. Miał piękną żonę z ciałem jak marzenie, wspaniałe dzieci i dwie dobrze prosperujące firmy. Strefę Mody M&P prowadził sam a F&D wspólnie z Aleksem. Jego przybrany wujek po kłopotach zdrowotnych, jakie miał przed laty i po kłopotach, jakie stworzyła Paulina oddał kierowanie firmą swojemu synowi a on o pomoc poprosił jego. Sama Paulina natomiast żyła z zysków i kosztem kolejnych facetów.

Ula skończyła w końcu czytać i odłożyła książkę na stolik usta Marka znalazły się przy jej ustach. Delikatnych cmoknięć oszczędzili sobie i całowali się żarliwie oddając wzajemnie pocałunki. Będąc tyle czasu małżeństwem doskonale znali się i wiedzieli, co kto lubi to i Ula szybko znalazła się na nim. Dobrzańska miała na sobie tylko cieniutką koszulę nocną na ramiączkach to większego problemu z nią Marek nie miał i gładząc ramiona zdejmował odsłaniając piersi. Ula natomiast z rozpięciem guzików od piżamy miała trochę więcej roboty, ale i z tym uporała się szybko i mogła pieścić jego tors nie omijając jego najczulszych miejsc. Już po pierwszych pieszczotach był widzialny efekt, bo Marek pojękiwał, a piersi Uli stawały się pełniejsze od jego pieszczot. Koszula Uli szybko znalazła się na podłodze a dłonie jej męża pieścił talię i uda. Uśmiechając się do siebie z zadowoleniem wrócili do pocałunków i pieszczot ustami. Oboje czuli się jak napalona para nastolatków a nie jak małżeństwo ze stażem. Wiedzieli też, że ta noc szybko nie skończy się. Marek na chwilę podniósł się lekko z siedzącą na nim Ulą, aby ściągnąć spodnie od piżamy. Chwilę później oboje byli już nadzy i spragnieni większych pieszczot i doznań. Ula wyłączyła jeszcze lampkę nocną, bo pełnia księżyca i dodatkowe zjawisko w postaci Saturna dawała im dostateczną ilość światła i romantycznej atmosfery. Z prowokującym uśmiechem nachyliła się nad Markiem i wbiła się w jego usta. Tymczasem dłoń Marka doszukała się drogi do najintymniejszych części jej ciała. Już wiele razy czuła to, ale za każdym razem drżała na tą pieszczot. Koleją rzeczy było oddanie pieszczoty i to Ula bez skrępowania wzięła w ręce dowód jego podniecenia. Dłonie jej sprawiały cuda i wkrótce Marek uniósł ją lekko i połączyły w jedność a przez ich ciała przechodziły spazmy rozkoszy. Ula jak piłeczka podskakiwała na nim, a on patrzył jak falują jej włosy, piersi i jak wygina się dając mu większą rozkosz. Od pierwszej nocy w Madrycie i pierwszego kochania się z nią uwielbiał tę pozycję.
-Kochanie to było takie niesamowite-mówiła Ula chwilę później leżąc w ramionach męża.
-Bardzo, bardzo niesamowite-odparł bawiąc się jej długimi włosami. — Prawdziwy seks rozpoczyna się naprawdę dopiero po czterdziestce.
- I musimy wysyłać przynajmniej raz na miesiąc dzieci do rodziny albo znajomych na weekend- dodała bawiąc się jego włosami na torsie. Albo szukać czasu jak są w szkole.
-Koniecznie- wymruczał. — Igrasz kochanie-dodał, gdy poczuł, że ręka Uli znalazła się w okolicach pępka.
-Owszem-mówiła całując w usta. —Muszę korzystać z okazji póki jeszcze możesz.

Ponad dwa miesiące później.
-Tato powiedz mu coś- skarżyła się prawie czternastoletnia Magdalena Helena na starszego brata. —Kanapki mi podbiera.
-To zrób sobie drugie-odparł od niechcenia spoglądając na córkę mieszaninę jego i Uli.
-Nie ma więcej chleba-rzekła nastolatka głosem jakby był to dla niej problem nie do przeskoczenia.
- To zjedz płatki jak Laura – odparł patrząc na młodszą córkę, która grzecznie jadła swoje płatki a była wykapaną mamą. —Albo idź do sklepu. To takie miejsce za rogiem gdzie można kupić i chleb.
-Nie mam ochoty na płatki -mówiła spoglądając na opakowanie z napisem z miodem i pomijając temat sklepu.
-Przecież płatki są doble-zasepleniła sześciolatka.
-Może misiowe pyszność są dobre dla ciebie, ale nie dla mnie – odparła głaszcząc przelotnie siostrę.
-Od białego chleba tyje się- odezwał się winowajca kradzieży. —A od keczupu robią się pryszcze.
-Widzisz tato, jaki on jest-żaliła się Madzia.
I ja chciałem kiedyś, żeby dzieci były duże i jeść z nimi wspólnie śniadania? – myślał spoglądając na starsze pociechy. U Uli inaczej to wyglądało.
-A mama, kiedy wróci- zapytał syn. — I gdzie poszła tak rano.
-Jak wróci to będzie- rzucił obojętnie. — I nie wiem gdzie poszła. To ma być niespodzianka. Podobno.
Ula wróciła do domu półgodziny później a rodzinę zastała w salonie. Marek zamówił dla nich pizze i teraz wszyscy jedli zgodnie
-Mamusia-zawołała ucieszona najmłodsza pociecha.
-Cześć kotuś-odparła tuląc córeczkę.
-A gdzie byłaś mamo -zainteresowała się starsza córka.
-U lekarza. Będziecie mieć rodzeństwo-postanowiła szybko podzielić się z rodziną wiadomościami.
-Jak to rodzeństwo?- jako pierwszy odezwała się syn. —Wy to jeszcze robicie.
-A, co myślałeś, że mama i tata to paciorek i spać idą-zakpiła siostra.  —Moje kumpele zazdroszczą mi takich rodziców. Ale dziecko w tym wieku to ryzyko mamo-dodała mimo to.
-Hula- zasepleniła i zapiszczała Laura a która musiała wszystko przeanalizować.
-Kochanie a to pewne –wtrącił  się w rozmowę Marek podzielający radość młodszej córki.
-Tak i to będą bliźnięta-dodała niepewnie.
-Bliźnięta?!- odpowiedział chór trzech głosów. Brakowało w nim tylko dziecięcego głosiku.

-Kochanie, jeśli będzie przynajmniej jedna dziewczynka to damy jej na imię Basia-mówił Marek, gdy zostali sami. —Babcia byłaby szczęśliwa wiedząc, że będziemy mieć kolejne dzieci.
-To zrozumiałe- przytaknęła.  —A babcia może patrzy na nas z góry i wie, co się dzieje. Poza tym dzieci poczęliśmy dwa dni przed jej śmiercią i może coś to znaczy.
-Może, ale byłaby bardziej szczęśliwa.
-Kochanie, ale babcia umierała szczęśliwa doczekawszy sześcioro prawnucząt-wtrąciła a mając na myśli trójkę swoich dzieci, jak i dwójkę Wioli i Seby i córkę Szymka i Natalii.
-To prawda-odparł całując ją w policzek. —Ja sam chciałbym doczekać z tobą tak wspaniałej starości. Cieszyć się zdrowiem, rodziną, wnukami i prawnukami.
-A ja panie Dobrzański zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby spełnić te marzenia. I bardzo, bardzo pana kocham.
-A ja panią, pani Dobrzańska- odparł. —I całą naszą rodzinę.
Jakieś sześć miesięcy później na świat przyszła dwójka dzieci. Dziewczynka Basia i chłopiec Mikołaj, a kolejne lata mijały im w szczęściu, radości i miłości. I było tak do samej późnej starości.

KONIEC

12 komentarzy:

  1. Kochana nie będziemy widzieć się jeszcze dwa tygodnie to dzisiaj tą drogą. Ula i Marek szczęśliwi z piątką dzieci babcia również odeszła szczęśliwa. Tylko pozazdrościć im tak udanego małżeństwa. A Tobie i Szymkowi w przeddzień rocznicy ślubu życzę takiego samego życia. Pozdrawiam serdecznie całą trójkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ciociu za życzenia. Ale piątki dzieci to nie chciałabym mieć. Co do szczęścia to jak najbardziej.
      Pozdrawiam miło i odpoczywaj. Pozdrowienia dla wujka.

      Usuń
  2. Chyba dobrze, że Marek się wyszumiał. Teraz przynajmniej wie, że nie ma czego szukać gdzie indziej. Tworzą fajna rodzinę. Cierpliwość Uli i Wiolki się opłaciła. Pozdrawiam Daga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na każdego przyjdzie czas jak powiedziane było w serialu.Poza tym Marek i Sebastian mają piękne żony i nie potrzebują nic innego.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  3. O matko, piątka dzieci?! Przecież oni się wykończą. Chociaż z drugiej strony jak jedni zaczną opuszczać dom, to zostaną im jeszcze inne pociechy. Fajny ten Marek i jego przemyślenia dotyczące wspólnego śniadania z dziećmi;) Cieszę się, że pomimo upływu lat Ula i Marek wciąż się tak kochają. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z dziećmi masz rację. Ja ze starszym bratem opuściliśmy już dom a rodzice zostali z bliźniętami. Urodzili się nawet mniej więcej gdy ja i brat byliśmy w podobnym wieku jak tu Krzysztof i Magdalena. Brakuje u nas tylko Laury. Nawet reakcja była u nas podobna.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  4. Ależ się rozszalałaś z tymi dziećmi. Tylko podziwiać, że Ula w wieku 42 lat zdecydowała się jeszcze na ciążę, chociaż pewnie to była klasyczna wpadka, bo w ich wieku raczej się już dzieci nie planuje.
    Podziwiam niezaprzeczalną metamorfozę Marka w tym opowiadaniu, który bardzo długo był zatwardziałym kawalerem i wciąż wierzył, że nigdy się nie zakocha. Właściwie dwa ostatnie rozdziały to prawdziwa wolta w jego dotychczasowych przekonaniach. Teraz to naprawdę dojrzały, świadomy facet, kochający mąż i ojciec. Pogratulować.
    Jestem ciekawa, czy w natłoku obowiązków znajdziesz czas na pisanie czegoś nowego.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej była to wpadka jak u mojej mamy. Wypadek Markowi dał mu dużo do myślenia chociaż już prędzej coś czuł do niej. Ale lepiej późno niż wcale i z tego życie na niby można go rozgrzeszyć.
      Teraz muszę dokończyć obie rozpoczęte mini a później zobaczymy jak będę z czasem stać.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  5. Marek przeszedł niesamowitą metamorfozę ,w którą z początku trudno było mi uwierzyć.No ,no aż piątka dzieci i jeszcze po czterdzieste ,gdy jest większe ryzyko upośledzonego dziecka ,chociaż zdarza się ,że i młode rodzą chore maluchy.
    Wiadomo ,że nie zrobiłabyś tego Uli i Markowi ,bo miało zakończyć się wszystko szczęśliwie i ja innego końca też jakoś sobie nie wyobrażałam.
    Teraz któraś z rozpoczętych mini czy nowe opowiadanie? Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak pisałam wyżej bliźnięta to wpadka i gdy pisałam rozpiskę opowiadania to nawet nie pomyślałam aby któreś dziecko było chora. A nawet gdyby było chore to i tak byłoby u mnie kochane.
      Teraz ta mini o rozmowie kwalifikacyjnej, później ta druga a jeszcze później to zobaczymy.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  6. Piątka dzieci? Ja sobie tego nie wyobrażam. Jak dla mnie to trójka to już bardzo dużo. Ja sama jeszcze nie mam bo uważam że na dzieci jest jeszcze dużo czasu. Co do opowiadania to Marek jest idealnym mężem a nie zapowiadał się na takiego na początku opowiadania. Marek niech nie narzeka że w tym wieku już może być różnie. ;-) Opowiadanie przeczytałam tego dnia co dodałaś, chociaż co chwila mi ktoś przeszkadzał i musiałam iść. Na komentarz nawet czasu nie miałam. :-( Teraz czekam na dalszą część tej miniaturki. G

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piątka to bardzo ładna cyfra a ja chciałabym mieć trójkę dzieci. Dwoje teraz i jedno takie późniejsze.
      Ja mam podobnie z odpisaniem co Ty z dodaniem komentarza. Wczoraj miałam rocznice ślubu i chrzest córeczki i zawsze ktoś po domu kręcił się.Teraz chwila do ok.19 wytchnienia to coś spróbuję napisać.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń