+18
Szybko
okazało się, że Marek słowami na wiatr nie rzucał i tuż po wyznaniu Uli miłości
i chwilach pieszczot zabrał się za planowanie ślubu.
-Co
byś powiedziała na drugi dzień świąt-zapytał leżąc z nią na jej łóżku. —Albo
tuż po świętach. W sylwestra na przykład. Tak oryginalnie.
-Czy
ja wiem-mówiła bez entuzjazmu Marka. —Po co mamy święta albo sylwestra sobie
psuć.
-Ula
a może tak bez uszczypliwości- odgryzł się.
-Po
prostu nie musimy i nie ma powodów, aby spieszyć się i brać ślub w dwóch miesiącach-wytłumaczyła
mu.
-Tylko,
że ja nie chcę czekać do wiosny czy lata-nalegał. — Śluby zimą mogą być równie
urocze, co wiosną, latem albo jesienią-argumentował.
-
Nie chodzi o to, że jest zima Marek tylko o to, że możemy nie dać rady z
organizacją wszystkiego- postanowiła przedstawić mu swoje zapatrywania. — Jest prawie
listopad i zostają nam tylko niecałe dwa miesiące, a takie śluby trzeba
planować z wyprzedzeniem. Trudno będzie z salą i jakąś orkiestrą na ten
okres-argumentowała. —A i goście mogą
być niezadowoleni z takiego terminu i trzeba wziąć pod uwagę to, że mogą mieć
już własne plany na okres świąteczno-noworoczny, a nie nasze wesele. Dochodzi
też kwestia tego czy będziesz w pełni zdrowy. Nie chciałabym, żebyś do ślubu
szedł o kulach. A i samo wesele może dać ci się we znaki i możesz obciążyć
sobie nogę przez taniec. A ja chciałabym zatańczyć z tobą na własnym weselu
przynajmniej raz. Inne panie zapewne też. Lepiej będzie jak poczekamy parę
tygodni aż całkiem dojdziesz do sprawności-przekonywała. —Pamiętam, że lekarz jeszcze na początku
leczenia mówił ci, że leczenie potrwa do trzech miesięcy to przynajmniej do
końca roku powinieneś uważać a później tak od razu też nie powinieneś
nadwyrężać nogi.
-
Fakt nie pomyślałem o tym wszystkim- odparł
przesuwając palcem po kalendarzu w telefonie. — To może luty?- zapytał wchodząc
w tenże miesiąc. Czternastego na
przykład. W dzień zakochanych.
-W
Walentynki- z tonu głosu i mimiki twarzy można było wywnioskować, że dzień
spodobał się jej.
-Dokładnie.
Lepszego dnia nie znajdziemy. Nigdy nie obchodziłem go tak na poważnie i czas
nadrobić to z gałązką, jak mawiała Wioletta.
-Jak
to nie obchodziłeś? -pytała podejrzliwie. —Żartujesz ze mnie.
-Nie-odparł
pewnie. — A nie obchodziłem, bo nigdy nie byłem zakochany Ula. I jeśli były
jakieś karteczki albo kwiatki to w celach uwiedzenia a nie uczucia. Teraz to będą prawdziwe Walentynki-dodał
całując jej usta. —To, co kochanie czternasty luty?
-Ok-odparła
krótko, ale rzeczowo.
- Świetnie. To teraz skoro mamy ustalony dzień
to możemy zająć się resztą. Listą gości,
salą, potrzebnymi dokumentami.
-Ale
jak to teraz? Tak od razu chcesz załatwić wszystko? -pytała zdziwiona.
-
Ula skoro już zaczęliśmy to nie ma na co czekać- mówił przekonująco. —Punkt pierwszy
lista gości. Z moją rodziną będzie łatwo, bo rodziny od ojca nie mam a od mamy
liczy tylko pięć osób. Tylko z Febo nie
wiem, co zrobić. Aleksa i Alicję na pewno zaproszę a co do reszta to...
- Wypadałoby
zaprosić –wtrąciła, bo Marek wahał się z decyzją.
-To
wyślę im zaproszenie i zobaczymy. Do tego jeszcze Pshemko, Sebastian, Decowie i
trzech kolegów. A jak z twoją rodziną i znajomymi?
Pół
godziny później lista gości była zrobiona i liczyła niewiele ponad sześćdziesiąt
osób. Marek zadzwonił też do kolegi, który miał mały zajazd z salą bankietową
za Warszawą i poszczęściło mu się, bo termin był wolny. Wieczorem natomiast,
gdy cała rodzina Uli wróciła do domu ze swoich wyjść i tak jak obiecał Uli poprosił
Cieplaka o rękę córki. Józef nie był nawet tym faktem zdziwiony. Tym bardziej,
że nic nie wiedział o ich dwutygodniowym nieporozumieniu i był przekonany, że
Ula opiekowała się nim przez pięć ostatnich tygodni a nie tylko przez trzy
pierwsze i to poniekąd miało wpływ na decyzję Marka. Dał im też bez jakichkolwiek wątpliwości swoje
błogosławieństwo. Jaśka i Beatkę również ta wiadomość ucieszyła, bo oboje od
bardzo dawna byli za Markiem. Bez telefonu do babci i przyjaciela też nie obyło
się. Zwłaszcza Kubasińska nie kryła swojego zadowolenia, gdy wnuk powiedział
jej, że zamierza ożenić się i pogratulowała im. Ula natomiast zajęła się
Wiolettą i do niej zadzwoniła z tą radosną nowiną. Rozmowa z Wiolą zajęła jej
zdecydowanie więcej czasu niż obie rozmowy Markowi, bo wszystko trzeba było jej
opowiedzieć ze szczegółami.
Nazajutrz
po obiedzie Ula odwiozła Marka do domu. Pomogła zrobić też większe zakupy, bo
wieczorem na Wszystkich Świętych miała przyjechać do niego babcia z ciotką i
wujkiem. Przygotowała również wspólnie z Markiem kolację. Widok Uli obok Marka rodzinę Kubasińskich jak
najbardziej uszczęśliwił.
-Nawet
nie wiesz, drogie dziecko jak bardzo się cieszę, że doszłaś z Markiem do
porozumienia i że jesteś z nim-zaczęła seniorka tuż po przywitaniu się i gdy
usiadła w salonie, aby wypocząć po podróży. —On potrzebuje takiej kobiety jak
ty. Opiekuńczej, rodzinnej, która zajmie się nim. Przez ostatnie dwanaście lat
nie miał tu prawdziwego domu tylko przechowalnie dla panienek.
-Babciu
było minęło i nie ma sensu wspominać tego- odezwał się Marek za Ulę i niezbyt
zadowolony z faktu, że babcia wspomina dawne czasy.
-Ula
to skarb i powinieneś po rękach całować ją, że dała ci szansę– kontynuowała
Kubasińska.
-Ale
Marek już przeprosił mnie i podziękował – wtrąciła Ula siadając obok niej na
sofie. — A i ja za bardzo go kocham, żeby gniewać się na niego.
- To
prawda babciu-poparł słowa Uli. — I za to ja między innymi kocham Ulę- dodał patrząc na nią z
czułością. —Za to, że nie jest taka pamiętliwa.
-
Muszę przyznać, że Marek zaskoczył
nas wczoraj swoim telefonem- i ciotka Grażyna włączyła się w rozmowę i zwracając
się bezpośrednio do Uli. —W bardzo pozytywnym i niespodziewanym sensie zaskoczył- sprecyzowała.
-Tak
jak i mnie- odparła uśmiechając się do ciotki Marka. —Jeszcze trochę a poszedłby do
księdza dać na zapowiedzi.
-Cały
Marek-westchnęła spoglądając na siostrzeńca męża. —Całe życie zaskakiwał. Raz
potrafi zranić a drugi raz kochać i być miłym i słodkim.
-
Dla mnie samego uczucie do Uli było zaskoczeniem- oznajmił im nieoczekiwanie. —Którejś
nocy śnili mi się rodzice a później Ula i zrozumiałem, że nie jest dla mnie
tylko dobrą znajomą, ale kimś ważniejszym. Byłem tylko na tyle głupi, że nie chciałem
przyznać się do tego, choć żałowałem tego, co powiedziałem i tęskniłem. Aż do
czasu jak nie wylądowałem w szpitalu.
-A
mama zawsze powtarzała ci, żebyś pamiętał, że zawsze coś docenimy, gdy stracimy
to- odezwał się i wujek.
-I
miała całkowitą rację – odparł uśmiechając się na wspomnienie rodziców.
-Helena
i Krzysiu byliby szczęśliwi widząc ciebie szczęśliwego- odezwała się ponownie
babcia. —Pamiętam jak na plany Febo patrzyli sceptycznie, śmiali się i mówili
pożyjemy, zobaczymy. Ale niestety nie dane im było zobaczyć i pożyć.
-Babciu
na pewno widzą to- pocieszał seniorkę.
-I
pomyśleć, że gdyby nie burza to prawdopodobnie nie spotkalibyście się-
zawyrokowała ciotka.
-Widocznie
mieliśmy takie przeznaczenie ciociu. Jedni
zapoznają się w klubie inni na uczelni a jeszcze inni w innych okolicznościach.
Chociaż czasami wydaje mi się, że takie przypadkowe to nie było. Rodzice
zginęli w czasie burzy, gdy wracali od was i my poznaliśmy się w czasie burzy,
gdy wracałem od was.
-Może
i coś w tym jest - rzekła ciotka z namysłem. —Los bywa przewrotny i nieprzewidywalny.
-To
prawda, ale nieważne gdzie i co to było, ale najważniejsze, że
poznaliśmy się-odparł wyraziście.
-I babcia
jest w końcu szczęśliwa-dodał wujek. —A
sam wiesz jak do tej pory ciągle martwiła się, że jesteś sam i że czeka cię ciężki
los.
-Bo
tak byłoby – wypowiedziała swój pogląd dosadnie. — A tak przynajmniej przez wypadek
rozumu nabrał. Inaczej to zwodziłby
tylko Ulę i nic nie zrozumiał- mówiła bez zahamowań.
- W
końcu pewnie zrozumiałby coś - Ula po dłuższym nieodzywaniu się włączyła się ponownie w
rozmowę i stając w obronie Marka. —Na ostatnich targach Marek był nawet
zazdrosny o wspólnego znajomego.
-Bo nic
tak nie działa na mężczyzn jak pojawienie się rywala drogie dziecko-
stwierdziła babcia. —Mój mąż zaczął działać, gdy na swaty do moich rodziców
przyszedł sąsiad ze znajomym. A później przeżyliśmy szczęśliwie ponad pół
wieku. Wiadomo, że były lepsze i gorsze dni, ale potrafiliśmy rozmawiać ze sobą
i mieliśmy czas dla siebie.
-I my
będziemy się z Markiem tej zasady trzymać się- zapewniała. —Prawda Marek.
-Prawda.
Będę dmuchać i chuchać na nasz związek- mówił spoglądając na Ulę czule.
Przez
resztę wieczoru i w czasie kolacji rozmawiali na różne tematy, chociaż temat
ich związku i ślubu ciągle przewijał się. Późnym wieczorem natomiast i kiedy
Ula odjechała babcia miała dla Marka niespodziankę. Wnuka zastała samego w
salonie.
-Proszę
to dla ciebie-rzekła podając mu srebrną małą szkatułkę w kształcie serduszka. — Mi przynosił szczęście przez ponad
pięćdziesiąt lat to niech tobie i Uli przyniesie.
-Ale
to twój pierścionek babciu-odparł, gdy zajrzał do środka.
- I
już nie noszę go. Palce zgrabiałe mam i
jeszcze zgubię gdzieś. A i do grobu nie
jest mi też potrzeby.
-Ale
masz synową i wnuczkę i....
-Grażynka
ma dość pierścionków od męża a Wioletta dostanie od Sebastiana-wtrąciła. —Zresztą
to był pierścionek zaręczynowy i niech tak pozostanie. Chyba, że nie podoba ci
się i wolisz podarować Uli coś nowego.
-Bardzo
podoba i Uli na pewno spodoba się też. Ale
czy jesteś pewna babciu?
-
Tak i lepszej osoby niż Ula na noszenie go nie ma- zapewniała.
-W
takim razie dziękuję - rzekł całując ją w policzek.
-
Cała przyjemność po mojej stronie kochanie. Teraz dajcie mi tylko szybko
prawnuka i będę mogła spokojnie odejść do Antosia.
-Babciu
nawet nie myśl o tym- powiedział zdecydowanie, bo słowa babci nie spodobały się mu. —To znaczy o
śmierci- poprawił się szybko. —Bo o prawnuka zamierzam postarać się szybko.
-A
ja trzymam cię za słowo, jak wy teraz mówicie- rzekła uśmiechając się do niego
z miłością.
Idąc
do swojego pokoju Marek uważnie oglądał pierścionek a plan podarowania go Uli
miał gotowy.
Przez
kolejne dni Ula i Marek spotykali się codziennie po pracy albo w czasie przerwy
na lunch. Ula zawoziła go czasami też na rehabilitację, robiła zakupy i pomagała
w domu. W wolnych chwilach oddawali się
też czułością, a w niecałe dwa tygodnie po oświadczynach natomiast pojechali do
Madrytu.
Pobyt
zaczęli od części prywatnej i już pierwszego dnia, choć przylecieli tam w porze
wieczornej, wiele się działo i obfitowało w niespodzianki dla Uli. Pierwszą rzeczą
był hotel pięciogwiazdkowy i apartament zarezerwowanym przez Marka w tajemnicy
przed nią i jak później Ula zorientowała się bardzo drogi. W skład w niego
wchodził salonik z widokiem na park, dwie sypialnie i łazienka z dużą wanną i
jacuzzi. Ale wspólne zamieszkanie już
dla niej zaskoczeniem nie było i jadąc tam wiedziała, co ją czeka. Po dłuższej
kąpieli i po powrocie do salonu zastała Marka również odświeżonego, elegancko
ubranego a w pomieszczeniu panował romantyczny półmrok. Z głośników natomiast
leciała cicha melodia. Kolejną
niespodzianką była kolacja zamówiona przez Marka do pokoju, a wraz z nią
szampan i duży bukiet kwiatów.
-Ula
zanim zaczniemy jeść to chciałbym podarować ci coś szczególnego- rzekł
wyciągając coś z wewnętrznej kieszeni marynarki. —To pamiątka rodzinna-mówił
klękając przed nią. —Dziadek dał go babci a babcia mi dla ciebie. Kochanie
teraz tak jak należy z pierścionkiem- kontynuował uroczyście. Wyjdziesz za mnie?
-A
obiecasz mi, że nie będziesz nadużywał kawy, odżywiał się regularnie, wysypiał
i nie szlajał po klubach-stawiała warunki, ale i była zaskoczona całą sytuacją.
-Słowo
Dobrzańskiego i na pamięć rodziców- szybko zaregował.
-W
takim razie zostanę twoją żoną –odparła podając mu swoją dłoń, a Marek bez pospiechu założył
jej pierścionek.
-Jest
piękny-rzekła spoglądając na biżuterię przez łzy w oczach.
-Tak
myślałem, że spodoba ci się- mówił przyciągając do siebie i delikatnie całując
w usta.
-Muszę
podziękować twojej babci przy pierwszej okazji-odparła, gdy Marek skończył całować
ją.
-Wszystko
w swoim czasie- rzekł z zadowoleniem, że niespodzianka udała się. — Ale teraz
zajmijmy się tymi specjałami szefa kuchni-dodał odsuwając krzesełko przed nią.
Kolacja
zamówiona przez Marka była wyśmienita i delektowali się nią przez dłuższy czas,
ale dopiero później przyszedł czas na prawdziwe rozkosze. Po kolacji wyszli na
balkon, aby popatrzeć na rozświetlony park, fontannę i miasto.
-Pięknie
tu, prawda Ula-mówił stojąc tuż za nią. —Jutro od rana pójdziemy zwiedzać
miasto.
-Fakt
pięknie- westchnęła. —Neony zachęcają z daleka. Chciałabym pójść do katedry i
muzeum Prado
-Co
tylko zapragniesz- mówił do ucha. —Nawet mogę chodzić z tobą po sklepach.
-Szkoda
czasu- odparła i spojrzała na Marka a on tak jakby tylko czekał na to, bo gdy
tylko ich spojrzenia skrzyżowały się zaczął muskać jej usta.
Chwilę później delikatnie
obrócił do siebie i całował twarz, szyje, płatki ucha, a Ula bez
protestu oddawała się tym pieszczotom. Z każdą kolejną chwilą też Marek
pozwalał sobie na coraz to zachłanniejsze pocałunki. Gdy w końcu odsunęli się od siebie Ulę ogarnęło
pragnienie tak wielkie, że nie potrafiła oddychać spokojnie.
-Tak
bardzo chciałbym kochać się z tobą już teraz- rzekł z przyklejonym swoim czołem
do jej czoła.
-Ja
też, ale czy nie zaszkodzi ci to-zapytała mimo to.
-Kochanie
nie to miałem uszkodzone- rzekł przewrotnie.
—I zapewniam cię, że jest sprawy,
choć nieużywany od paru dobrych miesięcy.
-Wiem,
że nie to, ale takie gwałtowne ruchy mogłyby ci zaszkodzić
na nogę- tłumaczyła trochę zażenowana.
-Są
inne sposoby skarbie- przekonywał i tego właśnie zapragnął. Zobaczyć ją na
sobie.
-Tylko,
że ja nie mam w tym doświadczenia- mówiła ciągle skrępowana. — W moim życiu był
tylko Bartek i to dawno temu.
-Tym
lepiej-mówił tuż przy jej ustach. —I zapewniam cię, że jest to bardzo proste.
Chwilę
później położył na łóżku i wdychając jej balsam do ciała bez pośpiechu zaczął
grę wstępną. Całował usta, szyję i rozpinając guziczki bluzki schodził coraz
niżej. Szybko jego oczom ukazał się biały koronkowy staniczek, który więcej
pokazywał niż skrywał. Ula przewidując taki scenariusz wieczoru specjalnie
ubrała nowo zakupiony komplecik bielizny i teraz widziała w jego oczach jak
rozpalała go ten widok i wydatku nie żałowała. Kolejnym ruchem Marka była spódniczka Uli, która szybko
powędrowała do góry odsłaniając jej zgrabne uda i drogę do jej kobiecości. Ula w tym czasie bierna nie zamierzała pozostać i sama
zajęła się jego koszulą. Odpinała guzik po guziku i masowała delikatnie jego
kark i ramiona wyczuwając, efekty swoich pieszczot. Swoimi dłońmi doszła do
zapięcia spodni, ale tym Marek sam zajął się. Wstał na krótką chwilę zdjął je
tak jak spódniczkę Uli i przez chwilę patrzył na jej piękne ciało w samej
bieliźnie, które jak myślał za chwilę będzie należało tylko do niego. Ula mogła robić to
samo i popatrzeć na Marka w samych bokserkach z napisem Cały Twój
i marzyć, że za moment będzie pieścił ją a ona jego. Dłużej Marek nie zamierzał
zwlekać i wrócił na łóżko i do pieszczot. Bez pośpiechu całował ją dochodząc do
jej piersi i stanika. Z zapięciem poradził sobie bez problemu i rzucił na
podłogę. Piersi Uli znał już z tych pierwszych pieszczot w jej pokoju, ale i
tak zachwycały go idealnością. Po kilku pieszczotach i pocałunkach dalej
całując jej ciało schodził niżej do jej skąpych fig a które szybko podzieliły
los stanika, a jego ręka sama powędrowała w najintymniejsze miejsca Uli dając
błogą rozkosz. Ula leżała pod nim już całkiem naga i rozpalona. Sama też chciał
oddać mu to wszystko i coś zrobić.
Odważyła się i delikatnie masowała jego męskość czując efekty przez
bokserki. Z rozebraniem ich
pomógł jej jednak Marek i po uwolnił się od niepotrzebnego i uwierającego
kawałka odzieży oddali się już całkiem szaleństwu namiętności. Kolejne minuty
mijały na wzajemnym ssaniu, całowaniu i kąsaniu. Gdy Marek stwierdził, że Ula
jest gotowa to przewrócił się na plecy i patrząc na nią pożądliwym i
uwielbianym wzrokiem ogarniając też każdy kawałek ciała posadził na sobie.
Pomógł unieść się jej delikatnie i wejść w jej ciało. Ruchy Uli był na początku
delikatne, ale rozkręcała się a on mógł patrzeć na nią i jego niedawne
marzenia spełniały się. Pomagał jej też i wkrótce ich ruchy stały się jednością,
coraz gwałtowniejsze i dawały coraz większą rozkosz.W końcu szczytowali razem a fale tejże rozkoszy rozchodziły się po ich
ciałach i dostarczając niesamowitych doznań cielesnych. Gdy ich ciała i umysły dochodziły do spokoju Ula zmęczona, ale bardzo szczęśliwa opadła w ramiona Marka.
-Kocham
cię Ula, a to, co teraz mi dałaś żadna kobieta nie dała mi prędzej- szeptał jej
do ucha chwilę później i głaszcząc plecy. — I dziękuję.
- To
ja ci dziękuję, że pozwoliłeś mi na coś takiego-odparła unosząc lekko głowę i
spoglądając na niego. — Nie myślałam, że to takie przyjemne, choć trochę
wyczerpujące -mówiła lekko sennie.
-
Fakt, energii straciłaś trochę- mówił cicho.
—Odpocznij teraz, bo należy ci się –dodał samemu zamykając oczy i
myśląc, że w łóżku będzie mu z Ulą fantastycznie i ciesząc się na te chwile
oraz na kolejne trzy noce w Madrycie.
Od tego
czasu więcej takich chwil mieli. I tu w Madrycie i po powrocie do Polski. Oboje
tego chcieli i nie potrafili oprzeć się. Marek czuł się nawet jak tuż po
uzyskaniu pełnoletniości, gdy na dobre zaczynał przygodę z seksem, a Ula
odkrywała wszystkie tajemnice tegoż procederu. W końcu nadszedł ten dzień, że została po raz
pierwszy na noc u niego. Było to po charytatywnym balu andrzejkowym we fundacji
jego mamy. Rano Marek zajął się nią jak
królową i śniadanie, które sam przygotował przyniósł do łóżka a obudził
pocałunkiem.
-Witaj
kochanie-rzekł wsuwając się pod ciepłą kołdrę.
-
Marek- wymruczała w ramach powitania i przeciągając się.
-Wyspana?
-Tak.
A która godzina?
-Po
dziesiątej. Proszę śniadanie dla ciebie-dodał sięgając po tacę ze stolika
nocnego.
-Kawa,
rogaliki, jajko, soczek- mówiła siadając na łóżku. —Rozpieszczasz mnie. Życie jak w Madrycie. I
dziękuję-dodała całując w usta.
-Cała
przyjemność po mojej stronie-odparł wpatrując się w nią. —W nocy byłaś wspaniała-dodał. —Mam tylko nadzieję, że nie masz siniaków.
Nie musiałaś odnosić od razu faktur do gabinetu.
-To
ty mogłeś poczekać a nie całować mnie po szyi- sprzeczała się z nim. —Dokładnie
wiesz jak wtedy reaguję.
-A
ty mogłaś nie oblizywać ust tak zmysłowo- wytknął jej. —Dokładnie wiesz, że
wtedy nie panuję nad sobą.
-Już
raz całowałeś mnie na tym biurku, pamiętasz?- pytała uśmiechając się do niego. —Ale Wiola nam wtedy przeszkodziła i teraz
dokończyłeś dzieła poniekąd.
-Trudno
zapomnieć-odparł uśmiechając się również na wspomnienia z przed paru miesięcy. —Ula zamieszkajmy razem- nieoczekiwanie dodał.
— Moglibyśmy mieć codziennie takie noce i poranki.
Tak tradycyjnie. Przepraszam za błędy i niedociągnięcia. Muszę też po
raz kolejny zmienić ilość części. Będzie jeszcze jedna i epilog. Rozpiszę ślub
oraz relacje z Febo i sprawy firmy. Może jeszcze coś na +18
My przecież nie będziemy narzekać na jeszcze większą liczbę części. Jak dla mnie to może ich być jeszcze z 10. Fajne chwile spędzili w Madrycie. Marek szybko działa ale to znaczy że kocha Ule i chce by jak najszybciej była jego żoną. G :-D
OdpowiedzUsuńDziesięć części to na pewno nie będzie. Z czasem kiepsko. Co do opowiadania to są jeszcze mężczyźni którzy dążą do ślubu i Marek do nich należy.Tu głównie zadziałała samotność w chorobie.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Ula jest już narzeczoną Marka i wszystko układa się między nimi jak należy.Teraz wystarczy poczekać na dzieci i ślub.A Madrycie spędzili magiczne chwile ,które będą za jakiś czas mile wspominać.Czekam na cd. Pozdrawiam serdecznie :).
OdpowiedzUsuńBędzie ślub i gromadka dzieci.Szczęściu nic już nie grozi.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Ale się Mareczek zmienił. Ze skrajności w skrajność, ale ta skrajność mi się podoba. I mam nadzieję, że Marek już się nie zmieni i do końca opowiadania pozostanie taki romantyczny i opiekuńczy.
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię to opowiadanie, dlatego cieszę się, że jeszcze je trochę pociągniesz.
Pozdrawiam :)
Jeszcze tylko jedna część. Tak jak pisałam wyżej nie ma czasu na pisanie. Nawet na czytanie. Chyba, że w parku na telefonie w czasie spaceru. Oj tak Marek będzie opiekował się nią w swoim czasie i to bardzo.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Czy Marek na błędach się nie uczy. Raz proponował jej wspólne zamieszkanie i znowu proponuje. Chociaż teraz jest inna sytuacja to Uli i tak może nie spodobać się. A poza tym same pozytywy. Oby tak dalej. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńOstatnia scena nie zagrozi ich szczęściu to mogę obiecać.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Wychodzi na to, że natura Dobrzańskiego jest pełna sprzeczności. Bardzo długo bronił się przed miłością, kpił z niej i wmawiał sobie, że takie coś nie istnieje. Rozbudził w Uli nadzieję, rozkochał, ale wciąż jej powtarzał, że nie wierzy w miłość. Aż tu nagle dostał turbodoładowania, bo zaręczył się piorunem i w równie ekspresowym tempie chce załatwić formalności związane ze ślubem. Czy aby nie zawładnęła nim jakaś burza emocjonalna? Mam nadzieję, że nie dopadnie go w końcu jakiś bieg wsteczny i nie wycofa się w ostatniej chwili, bo to złamało by Uli serce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Nic złego nie stanie się już i to z dwóch powodów.
Usuń1 Nic takiego nie ma w mojej rozpisce.
2Nie mam czasu na wymyślanie komplikacji. A tak szczerze to ledwie ciągnę pisanie. Czasami nie chce mi się nawet odpisywać albo pisać komentarzy.
A wracając do Marka to samotność dała mu do myślenia i działania a teraz gdy zaznał jak to jest mieć Ulę to byłby głupi gdyby z tego zrezygnował.
Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.