-Tatusiu, dlaczego musimy jechać do tego kopanego- pytała
z pretensją prawie sześcioletnia Emilka, która z pomocą ojca pakowała swoje
zabawki i książeczki. —Lepiej będzie, jak zostaniemy w domu.
- Zakopanego kotku- poprawił. —A święta w Zakopanem są
urocze. Będą też Olszańscy, obie babcie,
dziadkowie i Beatka, bo Boże Narodzenie to takie rodzinne święta Emilko i
chcemy być przez ten czas razem. Tylko wuja Jasia będzie brakować, bo jedzie z
Kingą, gdzie indziej.
-Jak będę duża, to też będę jeździła gdzie indziej- zagroziła
ojcu.
- Ale na razie jesteś naszą małą córeczką i pojedziemy do
Zakopanego na parę dni. Zobaczysz, jak
ładnie jest w górach zimą. Ty i Natalka (córka
Wioli i Sebastiana) będziecie uczyły się
jeździć na nartach. Wykupiliśmy z wujkiem Sebastianem dla was kilka lekcji.
-A choinka będzie -zapytała, omijając pytanie o gwiazdora
i prezenty.
-Będzie i choinka, i gwiazdor, i prezenty. W planach jest jeszcze kulig. Na pewno
spodoba ci się taka przejażdżka. Koniki
będą ciągły sanie i małe sanki, a ty i Natalka jesteście wystarczająco duże,
abyście mogły skorzystać z przejażdżki. Pójdziemy jeszcze na taką specjalną
ulicę, gdzie będzie można kupić dużo różnych rzeczy. Kolorowe misie, baloniki,
czapki góralskie. Atrakcji będzie tyle, że na wszystko może czasu nam nie
starczyć Emilko. I całe góry śniegu.
-A pani w przedszkolu mówiła nam dzisiaj, że tam, gdzie
urodził się Jezus, to było ciepło bez śniegu i choinek. Był jeszcze Józef jak dziadek, osiołek i inne
zwierzątka. I długo szli i byli biedni.
-Bo to wszystko prawda córeczko- odparł, pakując jej
kredki. —W mieście Betlejem jest ciepło. Inaczej Jezusowi byłoby zimno w nocy w
tej szopce na sianku i owiniętemu tylko w chustę mamy.
-Pani mówiła jeszcze, że Jezus był kimś ważnym i dlatego
od bardzo dawna świętujemy jego narodziny. Tak jak świętujemy nasze urodziny,
bo dla naszej mamy i taty jesteśmy ważni. I dlatego tak jak i na urodziny
przychodzą goście to i na święta przyjeżdżają goście albo my idziemy.
-To też prawda, bo to są takie magiczne święta. Tego
dnia całe rodziny spotykają się i jakby ktoś był sam, to byłoby mu smutno tego
dnia. Nikt przez ten czas nie powinien się też kłócić ani gniewać. A jak już
gniewa, to powinno się pogodzić przy wigilii.
-Ale my się nie kłócimy prawda tatusiu. Ani ty z mamą,
ani z babcią Alą, Heleną, dziadkiem, wujkiem Jasiem, ciocią Wiolą, dziadek z babcią...
-Dokładnie córeczko- przerwał jej, bo była na najlepszej
drodze, aby wymienić wszystkich członków rodziny. —To co wszystko już spakowałaś?
-Wszystko tatusiu. A mojego misia Śpioszka wezmę do ręki.
Marek i Sebastian już dawno temu zaplanowali ten wyjazd i
wynajęli duży dom na ponad dwa tygodnie, bo do Warszawy planowali wrócić po Trzech
Królach. Na początku miał to być wyjazd tylko dla tych dwóch rodzin i na okres
świąteczny, ale z racji, że trafili na atrakcyjną ofertę, to postanowili
wyjechać większą grupą i zostać dłużej.
Dzień później w sobotę rano dwudziestego drugiego grudnia obie rodziny Dobrzańskich, Olszańscy i Cieplakowie wyruszyli w długą drogę. Marek
jechał swoim autem a reszta osób ze względu na wygodę i koszty wynajętym BUS-em
przystosowanym do przewozu dzieci. Po
ponad sześciu godzinach dotarli na miejsce, a Zakopane przywitało ich pięknymi
widokami, świeżym śniegiem i niewielkim mrozem. Ich dom również prezentował się
pięknie, a Emilka i Natalka zapiszczały z zachwytu i chciały wyjść od razu na
sanki.
W środku dom był równie imponujący i składał się z kuchni, salonu i
jednej sypialni na dole oraz czterech sypialni na górze. Na dole zostali
Dobrzańscy młodsi z półtorarocznym Tomkiem a na górze swoje lokum znaleźli
Dobrzańscy seniorzy, Cieplakowie, Olszańscy z roczną córeczką Sarą oraz Emilka,
Natalka i czternastoletnia Beatka. Każde małżeństwo miało swoją sypialnie a
dziewczynki swoją.
Po wypakowaniu bagaży i odpoczynku po podróży przyszedł czas
na dokładniejsze sprawdzenie okolicy i domku. Ku zadowoleniu pań kuchnia była w
pełni wyposażona w garnki, miksery, piekarnik i mogły ze spokojem zająć się
planowaniem potraw wigilijnych i pierwszego obiadu. Panowie tymczasem zwiedzali
okolicę, wypróbowali kominek w salonie, a popołudniu i z pomocą starszych
dzieci ubrali choinkę. Wieczorem zaś wszyscy usiedli w salonie i zjedli kolację
w miłej rodzinnej atmosferze. Po niej Ula z Markiem oraz Olszańscy wyszli na
krótki spacer uliczkami Zakopanego.
Na dłuższy spacer czasu nie było, bo trzeba było wykąpać
dwójkę młodszych dzieci, drugą dwójkę przypilnować i położyć wszystkich spać. Przed snem Ula pomyślała, że będą to piękne, niezapomniane
i rodzinne święta spędzone w spokoju. Podobnie myślała Wioletta, Helena i
Alicja.
Dzień później od rana ta rodzinna atmosfera zaczęła się
psuć. Ula i Marek wstali jako pierwsi i gdy byli już w kuchni usłyszeli
interesującą wymianę zdań.
-Helenko nie ma się o co gniewać- mówił Krzysztofa, idąc
za żoną.
-Chyba w twoim mniemaniu- odparła Helen.
-Dzień dobry kochani- oboje Dobrzańscy na ich widok uśmiechnęli się i przywitali jednocześnie.
-Zgadnijcie, co właśnie znalazłam u nas w szafie? –
zapytała już sama Helena, spoglądając głównie na syna.
-Mysz, karaluchy- zapytał Marek.
-Ty akurat doskonale powinieneś wiedzieć, co mogłam
znaleźć- rzekła mu sugestywnie matka. — Jak można było być tak nierozsądnym i
kupić ojcu wódkę. I nie mów, że to nie ty, bo zostawiłeś paragon z tutejszego
sklepu a wczoraj, gdy byliśmy na zakupach, to przepadłeś gdzieś.
- Mamo są święta, spotykamy się całą rodziną i jest
okazja – tłumaczył matce.
-Tylko że ojciec choruje na serce i bierze leki- rzekła z
wyrzutem. —Pomijając to że w ostatnim czasie odzywały się mu wrzody na
żołądku. Zapomniałeś, jaki miał atak dwa
miesiące temu.
-Nie, nie zapomniałem mamo- rzekł spokojnie.
- I myśleliście, że nie zauważylibyśmy tego, skoro
robicie z tego tajemnicę? – dopytywała Ula.
-Chcieliśmy powiedzieć po wigilii Ula- odparł Marek.
-Poza tym litry wódki na czworo dorosłych facetów, to
dużo nie jest- do rozmowy włączył się i małżonek.
-Skoro zachowujecie się jak dzieci i myślicie tak, to
proszę bardzo pijcie sobie- odparła Dobrzańska, trwając przy swoich
argumentach. —Ale zobaczymy co będzie, jak skończy się to atakiem wrzodów. I co
Ala powie na to. Albo, gdy odezwie się
woreczek żółciowy Józefa.
Uli długo od rodzinnych spięć niedane było odpocząć, bo
idąc na górę obudzić dzieci, usłyszała sprzeczkę Ali i ojca. Podsłuchiwać nie
chciała, ale drzwi były uchylone.
-Alu panuję nad tym- mówił ojciec.
-Tak zawsze mówi się, a później okazuje się, że wpadło
się w nałóg- usłyszała w odpowiedzi Alę.
Nałóg na co? Tato
chyba nie zaczął palić? - myślała Ula.
-Dąbrowski ten punkt bukmacherski założył chyba tylko po
to, żeby żerować na innych- kontynuowała Alicja, rozwiewając przy okazji jej
wątpliwości.
-Alu to były tylko dwa zakłady- tłumaczył Cieplak. —Za
pierwszym razem zainwestowałem dwieście złotych i wygrałem pięćset.
- Raz ci się udało. Trafiło się jak ślepej kurze ziarno- mówiła
gniewnie.
-Znam się na tym- próbował uspokajać żonę. —Marek nauczył
mnie najpierw grać wizualne tak dla zabawy na punkty, a później pomógł obstawić.
Marek i zakłady bukmacherskie? Czy on również gra? - zastanawiała się
dogłębnie.
-Ciekawa jestem, czy zamierzałeś powiedzieć mi o tym? -
pytała dobitnie Ala. —Bo myślę, że gdybym przypadkiem nie odebrała telefonu od
Bartka i gdyby nie spytał mnie, czy dalej stawiasz na tego Wellingera, to nie
dowiedziałabym się nigdy.
-Chciałem Alu- zapewniał.
-Pewnie po świętach – stwierdziła z rozgniewaniem Ala.
Dalej już nie podsłuchiwała, bo dowiedziała się
wystarczająco dużo. Cicho odchodząc, poszła obudzić siostrę, córkę i Natalkę.
Niesnaski Uli na Marka nie zdążyły jeszcze przegrzmieć,
gdy w kuchni pojawili się Olszańscy. Już na pierwszy rzut oka było widać, że zeszli
na dół bez humoru. Sebastian ubrany w dres i po czymś, co można było uznać za
cześć, skierował się z Markiem do wyjścia, aby pobiegać, a Wiola z Sarą na
rękach do Uli do kuchni.
-A wam co się
stało? – zapytała wprost, patrząc na zamykające się drzwi. —Pokłóciliście się?
-Można tak powiedzieć- mruknęła. —Sebastian niedojrze, że
nie rozpakował nas, to zrobił bałagan w bagażach szukając swojej ulubionej
koszulki do spania. Później grał w łóżku na laptopie w jakąś durną strzelaninę,
pił piwo przy tym i rozlał pół butelki na świeżą pościel. A na sam koniec
okazało się, że zapomniał zabrać płytę z kołysankami Sary i trudno było nam ją
uśpić. To znaczy mi, bo Seba był na trzecim poziomie i nie miał czasu dla
córki.
-To chyba jakieś fatum Wiola- odparła. —Ala i tato
pokłócili się o zakłady bukmacherskie, rodzice Marka o wódkę, a ja z Markiem
mam na pieńku o obie te rzeczy.
-Przynajmniej dzieci się nie kłócą- znalazła coś
optymistycznego Olszańska, choć nie na długo, bo wkrótce Ula z ojcem zmagała
się z problemami dziecięcymi i buntem nastolatki.
Cała trójka, bowiem po wyjściu Ali i Dobrzańskich seniorów do kościoła zeszła do kuchni na śniadanie i daleka była od harmonijnej rodziny.
Cała trójka, bowiem po wyjściu Ali i Dobrzańskich seniorów do kościoła zeszła do kuchni na śniadanie i daleka była od harmonijnej rodziny.
-Ula, one pół nocy gadały i chichotały i nie mogłam spać-
rzekła na dzień dobry Cieplakówna. —A rano, gdy myłam się to grzebały mi w
telefonie.
- A Betti ciągle rozmawiała przez telefon z koleżanką i
jadła chipsy w łóżku-Emilka w odwecie naskarżyła na ciocię i zanim jej mama
zdążyła się odezwać.
-A kto zjadł mi całą paczkę żelków. Żelkozjady małe.
-A ty masz schowane kosmetyki – wypaliła Emilka
-Możecie przestać skarżyć na siebie i kłócić - Ula
przerwała im w końcu tę wymianę zdań. —Jurto są przecież święta. A wy małe szkraby- zwróciła się do
dziewczynek- macie grzecznie zjeść kanapki, bo po śniadaniu pójdziemy na spacer
i zakupy.
- Właśnie tato- odezwała się ponownie Beatka, nalewając
sobie herbatę. —Zbyszko zaprosił mnie na zwiedzanie miasta. Mogę z nim iść?
-Jaki znów Zbyszko, Beatko? -zapytał ją ojciec. —Ominęło
mnie coś?
- To syn właścicieli i poznałam go wczoraj- wyjaśniła.
—Obiecał pokazać mi Krupówki i miasto. Zaprosił mnie jeszcze na ognisko do
siebie na drugi dzień świąt- dodała, serwując ojcu kolejnej niespodzianki.
-A nie uważasz, że powinniśmy go najpierw poznać? –
odparł wyraźnie zły na córkę.
-Po co- rzekła, wzruszając ramionami. —Za parę dni nas tu
już tu nie będzie.
-Bo tak wypada Beatko- zezłościł się jeszcze bardziej na
córkę. —Masz dopiero czternaście lat.
- Zbyszko też ma czternaście lat tato- rzekła, jakby
miało coś to zmienić. —Ula powiedz tacie, że nic złego nie robię.
-Tata ma rację – rzekła siostra ku jej rozczarowaniu. —
Wyjście z kimś, kogo zna się pół dnia nie jest dobrym pomysłem. I może zamiast
obrażać się na nas, to zaproś go do nas- doradziła siostra. —Jeśli poznamy go,
to może będziesz mogła spędzać z nim czas.
- W Rysiowie, jak
z kimś wychodzę, to takiego problemu nie robicie- argumentowała opryskliwie
Betti.
-Bo w Rysiowie moja droga to my wszystkich znamy- rzekł
Cieplak. —A na Krupówki pójdziesz z nami.
Po śniadaniu, pomimo niesmaków, wszyscy poszli razem na
Krupówki i zakupy, a świąteczna atmosfera spowodowała, że zapomnieli o kłótniach.
Stragany większe i mniejsze uginały się od towarów i każdy znalazł coś dla
siebie. Emilka i Natalka wybrały sobie małe torebeczki, korale, widokówki i
drobne zabawki. Rodzice do tego dokupili im ciepłe kapcie i stroje góralskie na
zabawy karnawałowe do przedszkola. Panie i Beatka zagustowały w rękodziele,
galanterii skórzanej i chustach, chociaż i tak nie miały w planach ich nosić.
Panowie zaś zaopatrzyli się w kapelusze i ciupagi, a Marek z Sebastianem
również w pistolety na kapiszony. Dla małego Tomka i małej Sary również
znalazły się drobiazgi. Dodatkiem do tego były oscypki, miód, chleb, pierniczki
i wędliny. Dzieci zrobiły sobie również zdjęcia z Mikołajem.
Dorośli również
nie szczędzili sobie pamiątek w postaci zdjęć i nawzajem fotografowali się i
robiąc przy tym zabawne miny. Wszystko to spowodowało, że obiad w naleśnikarni minął
im w lepszej atmosferze niż śniadanie. Po
południu jednak znowu zaczęło się wszystko psuć.
Powrót Natalki i Emilki z wyprawy na sanki w towarzystwie
swoich tatusiów, Ula i Wioletta nie tak wyobrażały sobie, bo wyglądało na to,
że dziewczynki i ojcowie są pokłóceni.
-Ona mnie drapnęła- zaczęła Natalka.
-A ona mnie śniegiem sypnęła i pchła- zawtórowała Emi. (pchła w sensie stwierdzenia dziecka)
-A mnie scypnęła- zasepleniła Natalka.
-Spokojnie – zaczął Marek, widząc nieciekawe miny Uli i Wioli.
—Nikt nikogo nie drapał ani nie szczypał.
Pokłóciły się tylko trochę.
-Ale to przez Jędrzejka- dodał Sebastian. —Najpierw bawili się we trójkę, a potem, gdy poszedłem
z Natką na dużą górkę, to bawił się z Emi sam przez chwilę. Później, gdy wróciliśmy
i Marek z Emilką poszedł na tę górkę, to bawił się z Natalką. A jeszcze później,
gdy wrócili, to każda chciała bawić się z nim sama, a on nie mógł się
zdecydować, z kim chce się bawić i się pokłóciły.
-I nie umieliście poradzić sobie z nimi dwiema- pytała Ula.
—Zawsze się was słuchają.
-Tak jakoś wyszło, że nie zauważyliśmy od razu, że się
kłócą- rzekł Marek jakoś niewyraźnie.
-Jak mogliście nie zauważyć, że się kłócą? - dopytywała
Ula, wiedząc już, że coś się stało.
-Tak jakoś wyszło, że byliśmy zajęci czymś innym – tym
razem Olszański wziął na siebie odpowiedź.
-Ciekawa jestem, czym byliście tak zajęcie, że nie
zauważyliście- dopytywała Wioletta.
-Tata i wujek rozmawiali z panią- wyjaśniła nieoczekiwanie
im Natalka.
-A później kłócili się o Marcysie- dodała i Emilka.
-To takie kozaczki- wymruczała Wiola. —Marcysi się wam zachciało,
zamiast pilnować dzieci.
-To nie tak Wioluś- próbował tłumaczyć jej mąż. —Ta
kobieta to jakaś przypadkowa turystka, a Marcysia to przeszłość. Czasy liceum i
wyjazd w czasie wakacji na obóz przed ostatnią klasą.
-Dokładnie - przytaknął Marek.
Wytłumaczyć się im bardziej szczegółowo niedane było, bo
w drzwiach pojawiła się Helena z Alicją, które wróciły ze spaceru z Tomkiem i
Sarą.
-Krzysiu z Józkiem mają ponad sześćdziesiąt lat, a
zachowują się, jakby mieli po sześć. Albo i mniej- oznajmiła im Helena.
-Co tato, to znaczy, co tatusiowie zrobili tym razem-
zapytał ironicznie Marek.
-Mieli iść na spacer, a siedzą w szopie u sąsiadów z
dziadkiem Staszkiem i palą fajki, bo prędzej nie mieli okazji- odparła mu. —A duszno tam i siwo, że siekierę mogliby
powiesić. Pomijając, że pachnie tam jak w gorzelni.
-Oczywiście mają do tego domowego grzańca- dodała Ala. —A
ten dziadek charczy jak stara lodówka, a pali jak lokomotywa.
Nie tak miało to wyglądać- myślała tymczasem Ula. Prawie wszyscy się o coś kłócą.
-Ula nie chcę wywoływać
lisa z lasu, ale czarno widzę te nasze święta- rzekła Wiola. —Jak nic padła na nas ta puszka
z Pandorą.
Wszystkie pary się kłócą, ale może gdy siądą za wigilijnym stołem wszystko się ułoży? Zapomną o kłótniach i pogodzą się. Fajny pomysł, ale troszkę mi brakuje w tym Uli i Marka. Kocham te parę i czytanie o ich uczuciu powoduje dreszczyk na mojej skórze. Na początku nie umiałam się przyzwyczaić, że Ala jest panią Cieplak. Myślałam wtedy bardziej o Uli. Jeszcze nie czytałam rozwiniętej historii gdzie pojawia się już Alicja jako żona Józefa. Ale fajnie, że ty to wykorzystałaś.
OdpowiedzUsuńWesołych świąt :)
Pozdrawiam serdecznie.
Marku,szefie,prezesie
To jest mini bardziej rodzinna i chciałam o wszystkich napisać. Może w drugiej części będzie więcej dialogów Uli i Marka. Alicja była już żoną Józefa w poprzednich częściach, chociaż nie pamiętam czy tak wyraźnie było napisane o tym.
UsuńRównież życzę wesołych świąt.
Dziękuję za wpis i pozdrawiam miło.
Szykują się cudowne święta, wyjeżdżali szczesliwi, ciesząc się z tego że wszyscy razem spędzą ten magiczny czas a tu nagle każdy się kłóci. Ale przecież magia świąt musi zadziałać i wszyscy pewnie już pogodzeni zasiądą do kolacji. Mi też brakuje Ulki i Marka bo ich jest tu mało a to przecież ich lubimy najbardziej. Co to za kobieta z którą Marek i Seba rozmawiali nie zwracając uwagi na dzieci? Jest tu przypadkowo czy będzie jeszcze o niej?
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego na święta. :-D
Nikt na pewno takiego obrotu sprawy nie przewidywała, ale o burzy wychodzi słońce, prawda.Postaram się aby w kolejnej części było więcej Dobrzańskich młodszych.
UsuńSą święta to mogę zdradzić, że mówili prawdę i to jakaś tam turystka. Co do Marcysi to zamilczę.
Również spokojnych i szczęśliwych świąt.
Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Życzę Ci pięknych ,magicznych spędzonych w gronie rodzinnym świąt. Niech będą inspirujące,przepełnione miłością. Wesołych świąt życzę Tobie i córeczce. Pozdrawiam :).
OdpowiedzUsuńNawzajem Justynko.
UsuńDzięki z wpis i pozdrawiam miło.
Jak zwykle raczysz nas w ten niezwykły czas świąteczną miniaturką. Bohaterów już dobrze znamy z poprzednich więc czyta się przyjemniej. W dodatku akcję mini umieściłaś w Zakopanem, moim ukochanym zakątku Polski,który też często wykorzystuję w swoich opowiadaniach. Jako żywo przed oczami stanęły mi góralskie chaty z bali, gęste od tłumów Krupówki i zaśnieżone szczyty Tatr. Dobrzańscy pojechali naprawdę liczną grupą w góry więc nic dziwnego, że zdarzają się jakieś nieporozumienia i sprzeczki. Póki co dopiero szykują się do świąt, więc jest jeszcze czas, żeby oswoić krnąbrne dusze. Wigilia to taki czas, kiedy milkną swary. W człowieka wlewa się jakaś łagodność i podniosły nastrój. Nikt już wtedy nie myśli o nieporozumieniach, bo duch świąt zrobił swoje. Ludzie łamią się opłatkiem i składają życzenia, co z pewnością łagodzi obyczaje. Jestem pewna, że kiedy już nadejdzie czas świętowania, to w całej tej grupie zapanuje miłość, radość i zrozumienie.
OdpowiedzUsuńA z okazji świąt dla Ciebie, męża i małej Iguni wszystkiego co najlepsze i najpiękniejsze: pomyślności wszelkiej, żelaznego zdrowia i wiecznej radości.
Najserdeczniej pozdrawiam. :)
Zakopane to takie typowe miastowa wyjazdowe. Ja byłam niestety tylko dwa razy i to latem, a na kolejny wyjazd się nie zapowiada.
UsuńOczywiście wszyscy pogodzą się do wigilii i będzie tak jak w rozmowie Marka i Emilki. Bardzo rodzinnie.
Również życzę Ci Wesołych Świąt.
Dzięki za wpis i życzenia w imieniu córki i męża.
Ten czas świąt nie zapowiada się zbyt ciekawie. Każdy z kimś się sprzecza lub kłóci. Nie wygląda to dobrze.
OdpowiedzUsuńMała Beti też zaczyna pokazywać pazurki.
Ciesze się, że powstanie nowa seria miniaturek, które bardzo lubiłam czytać.
Z okazji świąt życzę Ci pogody ducha, radości i mnóstwa nowych pomysłów na opowiadania.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Beatka jest w okresie dojrzewania i towarzystwo sześciolatek jest dla niej męczące.Ale i na nią zadziałają święta.
UsuńRównież wszystkiego najlepszego i spokojnych świąt.
Wszystkiego najlepszego z okazji Świąt dla Ciebie i rodziny Ulka.
OdpowiedzUsuńMini bardzo rodzinna i ciepła pomimo kłótni kłótni między członkami rodzin. Mnie osobiście interesuje o co pokłócił się Marek z Sebastianem i pewnie nie zdradzisz w komentarzu. Ale skoro o Marcysię to gdybam że ktoś komuś odbił ją.
Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz najlepszego.
Pozdrawiam serdeczne całą rodzinkę.
Dzięki za życzenia Moniczko. Oczywiście nie zdradzę co ma Marcysia do Seby i Marka.
UsuńDla Ciebie również wszystkiego najlepszego, pomyślności i bogatego gwiazdora.