niedziela, 28 stycznia 2018

Rozmowa kwalifikacyjna 21 Epilog.

Pobyt w SPA w Kórniku Uli i Markowi mijał szybko i miło. Czasu na nudę też nie mieli. Rano korzystali z basenu, sauny, masaży i innych dobrodziejstw ośrodka, a popołudnia i wieczory mieli dla siebie.  Chodzili na spacery, rozmawiali, przytulali się i cieszyli się sobą. Jedynie co psuło im nastrój to pogoda, która nie rozpieszczała ich przez pierwsze dwa dni pobytu.  Na dworze było buro i zimno i daleko od ośrodka się nie wypuszczali. Niedziela za to okazała się bardzo słoneczna i idealna na dłuższe wyjście.



Zamek w Kórniku zachwycał już z zewnątrz. Były okazałe okna, fosa, wieżyczki i dziedziniec. Do tego piękny ogród z unikatowymi okazami roślin. Całości dopełniały posążki, fontanna, mała palmiarnia i ławki w różnych zakątkach.  Tam właśnie Ula z Markiem udali się przed zwiedzaniem wnętrz.



-Kocha, lubi, szanuje- zaczął wyliczać Marek na listkach akacji.
-Sprawdzasz moje uczucia czy innej – zagadnęła.
-Nie chce, nie dba, żartuje- kontynuował. —Robię  wstęp do tego, co zaraz ma nastąpić – dodał, obracając się do niej. —Równo cztery miesiące temu, nawet mniej więcej o tej porze, przyszłaś na rozmowę kwalifikacyjną, poznaliśmy się i rozmawialiśmy pierwszy raz.
-No i…– zapytała zaintrygowana jego tajemniczym tonem.
- W mowie, w myśli- kolejne listki opadały na ziemię. —No i pomyślałem, że to jest dobry moment Ula- rzekł, wyciągając z kieszeni pudełeczko w kształcie serduszka. —Wyjdziesz za mnie Ula-dodał po chwili, otwierając puzderko z pierścionkiem.
-To zależy, czy przejdziesz rozmowę kwalifikacyjną – odparła bardzo poważnie.
- W sercu, na ślubnym kobiercu. Rozmowę? -zapytał rozczarowany, bo spodziewał się szybkiego tak, a na gałązce zostały dwa listki.
-Ty kiedyś przeprowadzałeś ze mną, to czas na mnie – wyraźnie droczyła się z nim.
-OK. Ula. Mów.
-Po pierwsze dzieci Marek- zaczęła wyliczać. —Musimy ustalić…
-Jeśli chcesz to może być cała gromadka- wtrącił, zanim dokończyła.
-Wakacyjne.
-Zdecydowanie wolę aktywnie spędzać czas, ale to od ciebie będzie zależało- rzucił automatycznie.
-Praca.
-Skoro chcesz chodzić i rozwijać się to nie będę ci zabraniał- z góry uspokoił.
-Sprawy i obowiązki rodzinne.
-Uważam, że należy obowiązkami się dzielić- rzekł bezspornie.
-Sprawy czysto małżeńskie i nie chodzi mi o łóżko.
-Na pewno będziemy znajdywać kompromis- zapewniał. —W samym zaś łóżku nie widzę problemów. Jest nam idealnie i na tym skończyłbym rozmowę kwalifikacyjną. 
-Właśnie Marek kompromis a ty wszystko stawiasz na tak albo tak ja bym chciała- odparła, pomijając jego ostatnie zdanie.
- Kochanie to tylko drobiazgi – mówił, biorąc za rękę.  — Najważniejsze jest to, że się kochamy. To, co jestem przyjęty?
-Oddzwonimy do pana- rzuciła przewrotnie.
-Ula- jęknął. —Na ślubnym kobiercu, na ślubnym kobiercu-dodał odrywając ostatnie dwa listki.
-Jesteś przyjęty- odparła, całując go w policzek.
Chwilę późnij, bez pośpiechu wsunął pierścionek na palec i pocałował delikatnie w usta. Zrobiłby to zdecydowanie porządniej, ale sami na alejce nie byli.
-A wracając do pierwszego pytania o dzieci, to nie chodziło mi o ilość tylko, kiedy- rzekła nieoczekiwanie.
-Czy to znaczy, że jesteś w ciąży? - zapytał podejrzliwie. — Nie zabezpieczaliśmy się w żaden sposób.
- Nie, nie jestem w ciąży- szybko rozwiała jego wątpliwości. —Pytam teoretycznie.
- Od początku wiedziałem, że chciałbym mieć z tobą dzieci. Przy innych kobietach tego nie czułem i tak o tym nie myślałem.  Co do czasu to chciałbym choć trochę nacieszyć się tobą bez obowiązków.
-To mamy plan Marek – odparła. —Najpierw ślub a później dzieci.
- Tak- przytaknął, przytulając do siebie. A co powiedziałabyś na ślub w czasie karnawału? Wesele zimą byłoby romantyczne.
-A co powiedziałbyś na czerwiec?- rzuciła swoją kontrpropozycję.  —Jest tak zielono i ciepło.

Dziedziniec i wnętrza zamku wyglądały równie imponująco co sama  budowla.  Razem z przewodnikiem oglądali komnaty, sale balowe, alkowy, salony, buduar, gabinety, pokoje gościnne i inne pomieszczenia.



-Może zamówimy do naszego salonu parę antyków Ula? Będziemy mieć trochę zamku na co dzień? – zapytał, przechadzając się z nią po komnatach.
-Nowoczesna kuchnia i antyki nie bardzo współgrają- stwierdziła rzeczowo.
-Do obecnego nie pasują, ale ja mam na myśli nasz przyszły salon – rzucił zaskakująco. —Nie mówiłem ci jeszcze, ale chciałbym kupić dom. Moje mieszkanie może i jest duże i wygodne, ale dla nas dwojga, a nie na wychowywanie dzieci.  
- Ty naprawdę zaangażowałeś się i spoważniałeś.
-A ty myślałaś, że co? - zapytał z wyrzutem.  —Że te oświadczyny i cała gatkach o dzieciach to były tylko żarty?
-Nie. Po prostu jest to takie niebywałe.

Przez kolejne dwa dni pomiędzy zabiegami i wieczorami planowali ten najważniejszy dzień. Po małym kompromisie wybrali datę ślubu na połowę kwietnia, ustalili z grubsza listę gości i znaleźli małą salę na wesele. Kolejnym punktem było poszukanie w ofertach Internetu domów na sprzedaż. Tutaj również poszczęściło się im i umówili się na oglądanie kilku z nich.
 Po powrocie do Warszawy przyszedł też czas, aby powiedzieć rodzinie i znajomym o zaręczynach i planach ślubnych. To że kiedyś zaręczą się tajemnicą dla nikogo nie było, ale fakt, że już zaręczyli się było bardzo miłą niespodzianką dla wszystkich i szczerz gratulowali im. Najwięcej powodów do radość mieli, jednak Dobrzańscy. Marek bowiem miał już skończone trzydzieści trzy lata a na jego ustatkowanie, przed poznaniem Uli, widoków nie było. W dodatku Agnieszka i Francesko Febo ciągle chwalili się synową, wnukiem, przyszłym zięciem Mario i kolejnym wnukiem dzieckiem Pauliny, która była siódmym miesiącu ciąży. Było to dość denerwujące i teraz gdy w końcu i oni mogli pochwalić się przyszłą synową i to z jak najlepszej strony czuli się szczęśliwi. Okazją do tego zaś miał być bankiet wydany przez Febo, z okazji rocznicy ich ślubu, a który miał odbyć się w najbliższą sobotę.

Ula na przyjęcie szła z obawami, bo daleko było jej od takiego towarzystwa i lokali. Febo bowiem na bankiet wybrali jedną z droższych restauracji. Do tego Szwedzki Stół, drogie trunki i kwartet smyczkowy. Samych Febo miała okazję poznać tuż po przyjściu, a pojawienie się jej u boku Marka zrobiło na nich ogromne wrażenie i zaskoczenie. Zwłaszcza na Paulinie, bo jej mina po przedstawieniu przez Marka, Uli mianem moja narzeczona, mówiła dużo. Uli zaś nie umknęło wejrzenie Pauliny na jej dłoń i coś jakby zazdrość wymalowana na jej twarzy. Nie myliła się nawet, bo Febo wiedziała, że Marek w kwestii biżuterii ma dobry gust i pierścionek, choć tańszy i mniejszy od jej własnego pierścionka był zdecydowanie ładniejszy.



 W dalszej części wieczoru lepie nie było, bo chociaż ani Ula, ani Marek nie zwracali jakiejś szczególnej uwagi na nią, to czuli utkwiony w nich wzrok. Było zresztą na co patrzeć, bo razem prezentowali się bardzo pięknie i wyglądali na szczęśliwych, i zakochanych.



 Jej Mario zaś w porównaniu do byłego narzeczonego wyglądał blado. Był po czterdziestce, zaczął łysieć i tyć.  Brak urody narzeczonego Paulina zrekompensowała sobie natomiast opowiadaniem o swoich planach ślubnych i weselnych. Febo, jak okazało się, zaplanowała uroczystość na sierpień przyszłego roku i z odpowiednią oprawą. Ula i Marek odwzajemnili się tym samym i opowiedzieli o swoich planach, ale kościółek w Rysiowie i wesele na osiemdziesiąt osób nie zrobiły na niej wrażenia. Zwłaszcza do jej katedry mediolańskiej i wesela na siedemset osób.  Jej słowami, że ich ślub jest taki stereotypowy nie przejmowali się i dalej zajmowali się tym, co dla nich najważniejsze, a kolejne dni, tygodnie i miesiące przybliżały ich do tego.
W międzyczasie Ula dalej pomieszkiwała u Marka, wyjeżdżała z nim zwiedzać kolejne zamki i zajmowała się nim samym i mieszkaniem. Znaleźli też odpowiedni dom. Był wystarczająco blisko ich rodziców, aby w przyszłości pomóc im w ewentualnej opiece nad dziećmi i wystarczająco daleko, aby wizyty te nie stały się męczące. Cieplakowie i Dobrzańscy również coraz częściej spotykali się i zżywali się ze sobą.  W pracy również układało im się dobrze. Pokaz jesienny przyniósł im sporo zysków, współpraca z firmą ze Szwecji była intratna, a kolekcja wiosenna miała wystartować dwa tygodnie przed ich ślubem.

Życie Wioletty i Sebastiana także układało się pomyślnie. Kupowali wyprawkę dla dziecka, chodzili na badania, wychodzili na spacery, kina czy w inne miejsca. Czasami nawet zostawała u Seby na noc i pozwalała na więcej pieszczot niż pocałunki. Kadrowy odwoził i odwiedzał ją też w domu i poznawał rodzinę. Wszystko to sprawiło, że Wiola wiedziała już, że kocha swojego Cebulka, jak pieszczotliwie nazywała go tak samo mocno, jak swojego zmarłego narzeczonego. W lutym zaś została mamą zdrowego synka Dariusza Sebastiana.  Olszański był nawet przy porodzie i od pierwszych dni pomagał w opiece nad niemowlakiem.  Niedługo potem oświadczył się Wioletcie i zaręczył.
Macierzyństwo Wioli jak najbardziej służyło i rozkwitała przy dziecku. Do tego znajdywała czas na Sebastiana i znajomych. Do formy i figury sprzed ciąży również szybko wróciła. Z czasem zaczęła też udzielać się towarzysko i jedynie bezzasadne wątpliwości mąciły jej w życiu.
-Ula ja wiem, że ktoś może powiedzieć, że robię źle, bo nie minął jeszcze rok od śmierci Darka, a ja mam nowego narzeczonego– mówiła w czasie wieczoru panieńskiego Uli. —Ale nie robię nic złego, prawda.
-Nie Wiola. Nie robisz- przekonywała przyjaciółkę.
-Nawet rodzice Darka uważają, że mam prawo do szczęścia i abym ułożyła sobie życie z innym – mówiła z ciągłą obawą, że robi coś złego.
-Bardzo mądrzy ludzie i widać, że cię szanują i są z tobą- poparła w całej rozciągłości niedoszłych teściów Kubasińskiej. —Równie dobrze mogliby wymóc na tobie dożywotnią żałobę po synu. Darek twojego szczęścia również by chciał. Przestań więc myśleć, co mówi, jakaś tam wścibska sąsiadka tylko rób to, co mówi ci serce.
- Dzięki- odparła, przytulając się do przyjaciółki. —Potrzebowałam takich słów. Wspierałaś mnie po śmierci Darka i teraz jesteś ze mną.
-To miłe co mówisz, ale to Sebastian najbardziej wspiera cię i jemu powinnaś to mówić- rzekła wyraziście.
-Wiem Ulka i jemu też jestem bardzo wdzięczna- zapewniała. —Mówię mu, że jest dla mnie kimś ważnym, że kocham go i że chcę dzielić z nim smutki i radości naszego życia.
-I tego się trzymaj.  A raczej trzymajmy. Ja Markowi mówię to samo. Takich słów nigdy nie za mało Wiola.

W tym samym czasie Marek organizował wieczór kawalerski i rozmawiał z Sebastianem na podobny temat.
-I jak było w sądzie- zagadnął Marek przyjaciela. —Załatwiliście wszystko.
- Nie jest to takie proste, jak się wydaje Marek- odparł, popijając swojego drinka. —Najpierw trzeba złożyć wniosek o ustalenie ojcostwa i nadania małemu nazwiska ojca. I tu są dwie formy ustalania. Albo rodzice Darka będą musieli zeznawać, że ich syn jest biologicznym ojcem albo zrobić badania DNA.  Kiedy już ta sprawa zostanie załatwiona, to będę mógł adoptować Darka i być równoprawnym opiekunem jak Wiola. Ale najlepiej byłoby gdyśmy byli już po ślubie, a to dopiero na jesieni.
-Szybko zleci te pół roku. Zobaczysz.
-Marek myślisz, że Wiola naprawdę chce być ze mną czy bardziej potrzebuje ojca dla Darusia i opieki mężczyzny- wypalił nieoczekiwanie Olszański.
-Nawet tak nie myśl- z miejsca upomniał go. —Wiola jest, jaka jest, ale na pewno nie zwiąże się z tobą z jakichś innych pobudek niż miłość.
-To że kocha, to wiem, ale co stawia na pierwszym miejscu? - drążył temat.
-Na pierwszym miejscu to walnę cię za głupie pytania- wymruczał sarkastycznie. —Seba będziesz z nią szczęśliwy i będziesz miał wesoło. 
-Wesoło na pewno – odparł, podśmiewając się zabawnie. —Wczoraj jak wyszliśmy ze sądu, to dała upust złości na tego urzędnika. Skończył taki prawo Cebulku i się mądrzy.  Prawiczek od siedmiu męk się znalazł.
-Dobre- zaśmiał się i Marek.
- Dobrze, że tego nie słyszał, bo oskarżyłby ją o jakieś zniesławienie- dodał kadrowy.

Tydzień później w drugi dzień Wielkanocy Ula i Marek ślubowali sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie rozstaną się aż do śmierci. Cała uroczystość tak jak planowali była skromna, ale piękna i radosna. Było też sporo wzruszenia, bo łzy szczęścia pociekły po policzkach wielu osób. Później przyszedł czas na wesele i na sesję zdjęciową we firmie.



Podróż poślubną zaplanowali sobie na wyjazd do Czech i Słowacji, a po powrocie rozpoczęli wspólne i zgodne życie. Po trzech miesiącach ich mamy zaczęły wspominać o wnukach. Głośno i jawnie nie mówiły, ale opowieści o wnuczętach znajomych były wystarczającą sugestią. Oni zaś chcieli nacieszyć się sobą i dopiero parogodzinna opieka nad siedmiomiesięcznym Darkiem tuż przed ślubem Wioli i Sebastiana, zmieniła ich podejście do sprawy. Siedzieli przy małym i rozkoszowali się jego widokiem i gaworzeniem.
-Kochanie może już czas i na nas? - zaczął Marek.
- Za jakieś dwa tygodnie- odparła cicho i uśmiechając się na myśli o własnym dziecku.
Dziewięć miesięcy później na świat przyszedł Mateusz Dobrzański i zawojował ich życiem i dziadków. Zwłaszcza Magda i Helena nie posiadały się z radości i rozpieszczały wnuka do granic możliwości. Obie miały również sporo cennych rad, co do opieki nad niemowlakiem. Młodzi rodzice przymykali jednak na to oko i pozwalali na te małe angażowanie się w ich życie. Bądź co bądź dla babć ich potomek był drugim celem po ich ślubie.


KONIEC

10 komentarzy:

  1. Tak pięknie to zakończyłaś. Fajne były te zaręczyny, bo nie takie zwyczajne. Ula przeprowadziła rozmowę kwalifikacyjną i można powiedzieć, że wybrała najlepszego kandydata na męża :D Kochają się, a w małżeństwie to jest najważniejsze. Ta zazdrość Pauliny mnie trochę irytuje. To ona wybrała sobie kandydata na męża, który jej się podobał. To czemu marudzi, że stary, łysieje i grubszy się robi? Mogła wybrać młodszego i przystojnego. Ale kto by chciał taką zimną kobietę? Mężczyzna też trochę potrzebuje ciepła, a kto może mu takie dać? Oczywiście kobieta. Rozwaliłaś mnie tym tekstem Violki jak wyszli z sądu. "Prawiczek" haha. Ula i Marek zdecydowali się na dziecko dopiero, gdy chwilę pobawili malutkiego Dareczka. To nawet słodkie :)
    Pozdrawiam i czekam na "skazani na miłość" :)
    Marku,szefie,prezesie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi osobiście urywek zaręczynowy również się podobał. Tak jak otoczenie na zaręczyny jakie wybrał. Zresztą to Ula zrobiła z niego romantyka i tego trzymał się do końca. Pauliny zazdrość, choć irytująco to zasłużyła sobie na to żeby pokazać jej że Marek może być szczęśliwa.
      Z tekstem Wioli to miało być prawniczek od siedmiu męk, ale tak w trakcie pisania przyszła mi wersja prawiczek i wykasowałam N.
      Teraz kończę taką mini Pięć w jednym a później raczej Panicz Marek.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  2. Nad tym rozdziałem latają skowronki, fruwają motylki i czerwone serduszka odzwierciedlające szczęście Uli, Marka, Violi i Sebastiana. Bardzo podobała mi się rozmowa kwalifikacyjna, która ma tu wymiar kropki postawionej nad "i". Wszystko musi być ustalone i dograne, żeby później uniknąć jakichkolwiek spięć. Najważniejsza jest jednak miłość i tej tu nie brakuje. Zakończenie takie jak lubię, radosne i szczęśliwe.
    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą rozmową to historia zatoczyła poniekąd koło. Tak rozpoczęłam i tak chciałam zakończyć.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  3. Romantyczne zaręczyny, piękny ślub jako ukoronowanie ich miłości. U Seby i Violi i Darka także wesoło, słodko i miłośnie ,a co najważniejsze szczęśliwie. No i wisienka na torsie dziecko państwa Dobrzańskich.
    Pozdrawiam serdecznie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogło być inaczej. Razem cała czwórka poznała się i razem świętowali swoje szczęścia.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  4. Te zaręczyny były takie inne niż wszystkie. Zamiast utartej regułki mamy dobrze znaną wyliczankę kocha, lubi.
    Miłość i szczęście u jednej jak i u drugiej pary widać chyba z kosmosu.
    Paulina nie była by sobą gdyby nie okazywała swej wyższości nad innymi. No cóż ona już tak ma.
    Pozdrawiam serdecznie
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nad pomyłem oświadczyn trochę namęczyłam się i gdybym nie wymyśliła to byłoby tak zwyczajnie. Z Pauliną dokładnie tak jest. Szczęście innych potrafi zniszczyć albo nadszarpnąć.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  5. Bardzo fajny epilog ;) Zaręczyny rzeczywiście były inne, fajnie Ci to wyszło. Viola jak zawsze przezabawna :D Seba mnie zaskoczył, ale w sumie dobrze że chce zaadoptować synka Violi ;) A co do Pauliny to jak zawsze zazdrosna o Marka. Powinna docenić to że ma męża i że niedługo zostanie mamą. Ładne imię wybrali Ula i Marek dla swojego synka :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nad imieniem nie zastanawiałam się zbytnio. Na ekranie tv mignął mi Mateusz Damięcki i miałam imię.
      Seba od początku był w porządku i był nawet w stanie zrezygnować z Wioli gdy dowiedział się, że ma narzeczonego. Później od początku jej ciąży dbał o nią i o małego.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń