Część 1
Choć o Brzyduli to brzyduli w
niej mało, bo.....( wyjaśnienie na końcu). Mam nadzieję, że będzie zaskoczenie.
Chyba, że już coś takiego było.
- Cześć mamo- rzekł Marek
całując na przywitanie rodzicielkę w policzek.
-Witaj- odparła. — A gdzie
Ula?
-Poszła na zakupy z Wiolą i
Majką. Ojciec wrócił już z tego Serocka?
- Nie, ale dzwonił półgodziny
temu i oznajmił mi, że wraca i ma coś ważnego i nieprawdopodobnego-rzekła
intrygującym głosem.
-Może pochodzimy z
arystokratycznej rodziny a nie tylko z inteligenckiej- snuł domysły.
- Nie wiem synku. Zobaczymy jak przyjedzie. Od
czasu jak dowiedział się, że zostanie dziadkiem to ciągle po głowie chodzi mu
te drzewo genealogiczne. Kawy?
-Chętnie mamo-odparł siadając
na kanapie.
Krzysztof wrócił kwadrans
później i to bardzo zadowolony.
-Kochani nie uwierzycie,
czego dowiedziałem się - rzekł od drzwi. — Prawdopodobnie mam ciotkę- dodał nie
dając im okazji na zgadywanie. — Mówię prawdopodobnie, bo jeśli żyje, to ma
siedemdziesiąt siedem lat. Byłem w
tamtejszym archiwum i okazało się, że wszystkie dane z ostatnich stu lat mają
zeskanowane i znalezienie danych o Dobrzańskich okazało się bardzo proste.
Poszedłem jeszcze upewnić się do kancelarii parafialnej i w księgach widniał
wpis, że w lipcu trzydziestego dziewiątego ochrzczona została dziewczynka Anna
Dobrzańska, córka Władysława i Agnieszki z domu Małecka z ulicy Młyńskiej.
Dokładnie tak jak mój ojciec. Jego wpis też tam był Wojciech Dobrzański syn
Władysława i Agnieszki z domu Małecka z ulicy Młyńskiej. Proboszcz dał mi też
adres do pana Kazimierza, bo od dziecka mieszkał na Młyńskiej i jeśli ktoś miał
coś wiedzieć więcej to tylko on.
Staruszek ma dziewięćdziesiąt cztery lata, ale rozum całkiem dobry i
potwierdził wszystko. Od razu też poznał, że jestem od Dobrzańskich, bo podobno
podobny jestem do dziadka a znał go dobrze, bo przed wojną mieszkał z rodzicami
po sąsiedzku, a jego ojciec uczył w szkole tak jak mój dziadek. Powiedział mi nawet, że zajmował się czasami
moim ojcem-uśmiechnął się na te słowa a po chwili kontynuował. —W czerwcu trzydziestego dziewiątego moja
babcia wysłała mojego ojca na czas swojego
porodu i podchowania dziecka do swojej mamy do Warszawy. Mój pradziadek był
urzędnikiem państwowym i miało mu tam być przez ten okres dobrze. Tylko, że
wojna wybuchła i wszystko skomplikowała. Babcia spakowała małego Wojtka i
przywiozła na początku września z powrotem do rodziców, ale ojciec był już na
wojnie a matka z małą Anią zdążyły uciec. Wzięła tylko dokumenty ojca i wróciła
do Warszawy a później dalej wyjechali do Grójca w rodzinne strony mojej
prababci. To, co się działo później z moim ojcem to już wiadomo. Dziadek trafił
do obozu koncentracyjnego w czterdziestym trzecim i nie wrócił stamtąd, babcia
zmarła dwa lata później a tato został u dalszych krewnych. Po wojnie przywieźli
go do Serocka, ale od urzędników dowiedzieli się tylko, że matka zmarła w
czterdziestym czwartym roku a ojciec z wojny nie wrócił to wzięli go do
siebie. Siostry nie wiadomo, dlaczego
nie szukali. Być może krewni nie wiedzieli, że ma siostrę a on sam miał wtedy
cztery lat i może nawet nie wiedział, że będzie mieć rodzeństwo. Bądź, co bądź
dzieci w tamtych czasach takie uświadomione nie były. Z pomocą pana Kazimierza udało mi się
dowiedzieć nieco więcej o powojennych losach mojej cioci. Jest on miejscowym bohaterem i bardzo
szanowanym człowiekiem. Działał, jako nastolatek w partyzantce był na wojnie,
później działał w konspiracji, siedział w więzieniu i do Serocka wrócił dopiero
w latach sześćdziesiątych. Panie w urzędzie chyba tylko na jego wzgląd tak
szybko odnalazły dokumenty z przed lat.
Okazało się, że Anią zaopiekowało się bezdzietne małżeństwo Kozibąk z
drugiego końca Serocka, ale w połowie lat pięćdziesiątych wyjechali do
Warszawy. Poszliśmy tam z nadzieją, że ktoś ze starszych ludzi z tamtej okolicy
będzie coś pamiętać, ale starsi dawno pomarli i tylko jedna sąsiadka
przypomniała sobie, że przed laty ich mama wysyłała kartki świąteczne do swojej
koleżanki na nazwisko Dobrzańska a później Szagowska, Cugowska czy jakoś tak,
ale adresu niestety, ale nie pamiętała.Wiem za to, że pan Kozibąk był organistą
w Serocku a później gdzieś we Warszawie i to będzie jakiś trop.
-Niebywałe-rzekła
Dobrzańska. — Do tej pory tylko czytałam
o takich historiach.
- I co teraz tato? Dalej
będziesz szukać po archiwach?- zainteresował się Marek.
-Nie. Wynajmę detektywa i zajmę się tym jutro.
Tymczasem w galerii na
zakupach.
- To, co dziewczyny-
zagadnęła Wiola. — Sukienka, buciki kupione to teraz idziemy na kawę i ciacho.
-Tylko na coś małego Wiola-
zastrzegła Ula. — Nie chcę przytyć.
-Marek tak cię kocha, że dla
niego kochanego ciała nigdy nie za wiele- dodała Majka.
-Dokładnie-poparła koleżankę
Wiola. — Jesteś już panią Dobrzańską i
to w ciąży to możesz przytyć.
-Nazwisko i dziecko pewności
nigdy nie daje, jakby pani nie wiedziała, pani Olszańska- skwitowała dobitnie
koleżankę.
-Fakt- wymruczała smętnie.
- Przepraszam na chwilę, ale
chyba telefon mi dzwoni- odezwała się ponownie Majka otwierając torebkę. — To
koleżanka z Krakowa -dodała. — Idźcie same do Romantycznej a ja dołączę do was.
Jakby, co to dla mnie zamówcie sernik i małe espresso- dodała do odchodzących
dziewczyn.
Majka do kawiarenki dotarła chwilę później.
Ula zajęta była przeglądaniem kolorowego pisma, a Wioletta przeglądaniem
telefonem.
-Dzwoniła moja koleżanka
Julka z ofertą współpracy dla F&D- rzekła głównie do Uli i siadając do
stolika. — Pracuje w „Klinika Piękna” u
Janickich i okazało się, że chcą stworzyć coś w stylu „Łabędziem być” i szukają
do współpracy projektanta mody, który zająłby się ubiorem uczestniczek.
Wspominałam jej kiedyś, że teraz pracuję w F&D to zadzwoniła do mnie od
razu.
- Brzmi interesująco-mówiła
pełnią optymizmu. — Pshemko lubi
wyzwania to powinien zgodzić się.
-To samo pomyślałam sobie
Ula- oznajmiła jej Majka z równie dobrym nastawieniem.
- Jutro rano z nim
porozmawiam, a wieczorem z Markiem- rozmyślała Dobrzańska planując co ma
powiedzieć. — Trzeba pić te żelazo póki gorące – dodała przenosząc wymownie
wzrok z Majki na Wiolettę.
-O Majka jesteś już –
Wioletta odezwała się jak na zawołanie i oderwała na chwilę wzrok od telefonu.
— Nie zauważyłam, kiedy dosiadłaś się.
-Trochę już jestem. A ty, co
tak przeglądasz?
- Co tam- odparła łykając
jednocześnie kawę i Ula z Majką usłyszały słowo czytam.
-A konkretnie, co czytasz?-
dopytywała Majka. — Jeśli można wiedzieć.
-Nie czytam tylko „Co tam”
czytam. To znaczy czytam „Co tam”. To taki portal – wytłumaczyła, gdy dojrzała
zdziwione miny swoich rozmówczyń. — O wszystkim- sprecyzowała. —Tylko polityki
nie ma. Trochę, mody, plotek, przepisów kulinarnych. Jest tam taki felieton „ Zwierzenia
Singielki” Nigdy nie słyszeliście o nim? –zdziwiła się.
-Jakoś tak złożyło się, że
nie – odparła Ula
-Ja też nie-dodała Majka.
- O Majka mam coś dla
ciebie-wykrzyknęła Wiola. Zatrudnimy dobrego fotografa od zaraz. Oferty prosimy
składać w redakcji. Termin do jutra. U
nas zatrudniona jesteś dorywczo to przyda ci się stała praca. Zwłaszcza, że
chcesz zostać we Warszawie na stałe.
-Czemu nie mogę spróbować-odparła,
ale większego entuzjazmu i chyba bez nadziei na zatrudnienie. — Rano pójdę tam
z CV i moim osiągnięciami a dopiero popołudniu pojadę do Krakowa. Pozałatwiam
swoje sprawy i wrócę najpóźniej za trzy dni.
Po powrocie do domu Ula
zastała w nim już Marka. Był w kuchni i nucąc coś przygotowywał kolację. Swój
dom szybko odzyskał, choć formalne przekazanie go byłej narzeczonej było już w
toku. Wystarczyły teczki Adama
pogrążające Aleksa i jego słowa, że ujawni je, aby Paulina zrezygnowała z
planów posiadania domu. Oboje Febo od
czasu pamiętnego pokazu w Polsce byli tylko raz, aby uregulować sprawy
służbowe. Po ich odejściu we firmie nastało trochę zmian. Ula została po raz
drugi dyrektorem finansowym, ale też nie na długo, bo po powrocie Adama przekazała
mu swoje stanowisko a sama zapełniła wakat na stanowisku szefa działu reklamy i
marketingu i była tam szczęśliwa. Marek
natomiast został prezesem, chociaż wszyscy uważali, że choć jest szefem i głową
firmy to Ula jest szyją i nią kręci.
-Cześć- rzekła Ula wchodząc
do kuchni.
-Cześć kochanie- oparł
całując na przywitanie żonę. — Siadaj do stołu a ja podam ci kolacje i opowiem
o dobrych wieściach ojca. O dobrych i niesamowitych.
-Ja mam też dobre wieści
dotyczące firmy-oznajmiła tajemniczo. —
To, kto zaczyna?
-Ty kochanie, bo ja mam
trochę do opowiadania-rzekł stawiając przed żoną talerz pachnącej lazanii.
-Majka ma koleżankę w
Krakowie a ona z kolei pracuje w Klinice Piękna Janiccy i właśnie od nich
dostaliśmy propozycję współpracy. Robią polską wersję „Łabędziem być”, szukają dobrego projektanta i chcą
zaangażować Pshemka.
-Świetnie Ula- mówił z
podekscytowaniem. — Teraz wszystko zależy od Pshemka.
-Od Pshemka i prezesa- rzekła
spoglądając na męża zalotnie. — Ale z tym drugim to sobie poradzę na wypadek
gdyby nie chciał zgodzić się.
-Ale jak teraz o tym myślę
kochanie, to może odrywać go od naszych kolekcji-odparł po zastanowieniu.
-Kochanie porozmawiamy o tym
w sypialni na spokojnie-przerwała mu. —
A co u ojca. Wspominałeś coś o czymś niezwykłym.
-Tato dowiedział się, że jego
ojciec a mój dziadek miał młodszą siostrę- odparł i opowiedział żonie historię
z przed lat.
Kolejne dni miały przynieść w
przyszłości w życiu paru osób wiele zmian. Krzysztof już następnego dnia rano
zadzwonił do biura detektywistycznego i udało mu się umówić jeszcze tego samego
dnia na spotkanie. Wszystko to, co sam
wiedział i zdjęcia, które dał mu pan Kazimierz przekazał w ręce Kamila
Jaskólskiego.
Ula tymczasem porozmawiała z
Pshemko na temat jego udziału w programie przygotowywanym przez Klinikę
Piękna. Mistrz tak jak Ula i Majka
przypuszczały był zachwycony pomysłem i rozmowy na temat współpracy szybko
nabrały tempa.
Majce również poszczęściło
się, bo redaktor naczelna Dorota Łapacka i fotoreporter Tomasz Górski byli
zachwyceni jej pracami i dwa dni później dostała odpowiedź, że została
zatrudniona w portalu „Co tam” i miała zająć się na początek tematem „Piękne a
zapomniane miejsca Polski”.
Do firmy natomiast przyszła
Alicja w towarzystwie swojej bratanicy Moniki Milewskiej. Dziewczyna, jak na
kobietę uprawiała nietypowy sport, bo boks, ale nabawiła się właśnie kontuzji i
musiała zrezygnować na pewien czas z treningów. Kadrowa wiedziała, że jest wakat
po Damianie w recepcji to postanowiła zaprotegować swoją krewną. Zwłaszcza, że
dziewczyna skończyła liceum administracyjne i uważała, że te stanowisko byłoby
dla niej odpowiednie do czasu aż nie wróci do treningów.
Ula, Marek i Pshemko do
Krakowa na podpisanie umowy o współpracę udali się już parę dni po pierwszym
telefonie do Majki. Korzystając z
okazji, że był to piątek i że są już w tak ładnym miejscu to zostali na
weekend. Sami Janiccy zadbali, aby czas spędzony tam był dla nich przyjemny i
zaprosili na uroczystą sobotnią kolację. Cała rodzina i sama Julia okazali się
bardzo mili i czas spędzony w ich domu upływał całej trójce gości prawie
przyjemnie. Tą sielankową atmosferę psuła jedynie Monika dziewczyna Janka,
która miała chęć na bliższą znajomość z Markiem i nawet nie ukrywała tego zbyt,
ku niezadowoleniu Uli. Marek miał podobne myśli widząc żonę uśmiechniętą i
wesoło rozmawiającą z Maćkiem narzeczonym Julii. Pshemko natomiast do końca
przyjemności z kolacji nie mógł czerpać, bo u jego boku siedziała Bożena Miller
i wprawiała go w zły nastrój. Bystre oko Uli dojrzało również to, że Janek
Janicki nie był przejęty tym, że jego dziewczyna flirtuje z Markiem i to że
spoglądał w stronę brata Maćka i jego dziewczyny Julii.
Niedzielę Ula z Markiem
postanowili poświęcić tylko dla siebie.
Już prędzej wyjaśnili sobie wczorajsze niedomówienia i po niesmakach nie
było śladu.
Rano tuż po śniadaniu poszli
na rynek i na Wawel. Chodzili objęci i czerpali przyjemność z pierwszych
promieni słońca tej wiosny. W czasie obiadu Marek podarował żonie wisiorek w
kształcie kwiatka a po wyjściu z restauracji bukiecik fiołków kupiony na
krakowskim rynku.
-Kochanie tak tu pięknie, że
aż nie chce mi się wracać do Warszawy- westchnęła Ula późnym popołudniem, gdy
wracali do hotelu. — Ostatnim razem jak tu byłam miałam to samo.
-To ja obiecuję ci, że
wrócimy tu za dwa tygodnie na długi majowy weekend. Dzisiaj jeszcze zarezerwuję
dla nas pokój. Co ty na to?
-Z przyjemnością. A ja spytam Majkę o jakieś mniej znane
miejsca, a warte obejrzenia.
-Najlepiej związane z wodą.
Chcę uczcić nasz wyjazd do SPA.
-Pamiętałeś-słowa Marka
sprawiły jej radość.
-Ula jak mógłbym zapomnieć
coś tak ważnego i pięknego- rzekł jakby z pretensją. — Coś, co zmieniło moje życie.
-I moje- odparła.
-Myślałem nawet o wyjeździe
do SPA, ale skoro tu podoba ci się to przyjedziemy tu.
- Bez znaczenie gdzie byleby
tylko z tobą Marek- zapewniała.
-Czy ja ci już mówiłem, że
ostatnie osiem miesięcy były najpiękniejsze w moim dorosłym życiu- wyszeptał
jej do ucha.
-Osiem to jeszcze nie-
odparła po zastanowieniu. — Ale siedem, sześć, pięć... to tak.
Po tych wszystkich
niedomówieniach, nieżyczliwym im osobach, liście przeczytanym zbyt późno,
kłopotach we firmie, przyszedł w końcu czas na ostateczne wyjaśnienia i porozumienie
się. Okazją do tego był pokaz i wypadek Marka, który wydarzył się trzy dni
prędzej i który uświadomił Uli, że kocha tylko Marka i tylko z nim może być
szczęśliwa. Ślub wzięli nietypowo, bo trzydziestego grudnia i uczcili go tylko
obiadem dla najbliższej rodziny i świadków w jednej z restauracji a przyjęcie
weselne połączyli z Sylwestrem i urządzili je we firmie a w miesiąc po ślubie
Ula zaszła w ciążę. Nie był to też jedyny ślub w rodzinie, bo Alicja i Józef
również pobrali się niedawno, bo w drugi dzień świąt Wielkanocnych.
Detektyw Kamil Jaskólski
tymczasem odnalazł krewną Krzysztofa, Annę Sagowską z domu Dobrzańska. Nazwisko
Kozibąk jej przybranych rodziców było oryginalne i po nim szybko trafił na
trop, bo we Warszawie przed laty był tylko jeden organista o takim nazwisku.
Obecnie mieszkała w Konstancinie i była wdową.
-Okazało się, że miałem
przyjemność poznać jej syna Jakuba –opowiadał Krzysztof parę godzin po
spotkaniu z detektywem swojej żonie, synowi i synowej w czasie lunchu. —I
pomyśleć, że rozmawiałem z własnym kuzynem i nawet o tym nie
wiedzieliśmy-zamyśliła się na chwilę ze smutkiem. — To było jakieś piętnaście
lat temu w czasie balu charytatywnego przedsiębiorczości. Był wtedy prezesem
firmy Sagowski Development, ale niestety razem z żoną zginął w wypadku
samochodowym parę lat temu i teraz firmą zarządzają ich dzieci Artur i Rafał.
Powinieneś ich znać Marek. Są mniej więcej w twoim wieku.
-Tak tato kojarzę, ale
osobiście nie poznaliśmy się-odparł Marek zastanawiając się chwilę.— Jest jeszcze ich siostra. Jeśli dobrze
pamiętam to chyba Wiktoria ma na imię.
Tą znam z klubu.
-Ale ty z nią...- zaczęła Ula
a trzy pary oczu spojrzało na niego.
-Spokojnie kochanie-przerwał
jej. — Ona jest przynajmniej dziesięć
lat młodsza ode mnie i znam ją z widzenia. Nawet z nią słowa nie zamieniłem.
Ale między braćmi to chyba dobrze nie jest.
-Tak- przytaknął mu
ojciec. —To samo mówił mi ten detektyw.
Kłócą się o stołek prezesa.
-I, co dalej z tą twoją
ciotkę?- zapytała Helena męża zainteresowana głównie tą sprawą a nie
konfliktami między rodzeństwem. — Tak nagle pojawić się w jej drzwiach nie
możesz. To starszy człowiek i może źle się to dla niej skończyć.
-Wiem i dlatego zadzwoniłem
do tej firmy i umówiłem się na jutro z jej wnukiem. Chyba nasze nazwisko zadziałało,
bo sekretarka na początku nie bardzo chciał wcisnąć mnie w grafik szefa i
dopiero, gdy powiedziałem, że jestem z tych Dobrzańskich to umówiła mnie na
trzynastą. Pójdziesz ze mną synu?
jesteście w podobnym wieku jak Artur Sagowski to będzie mi raźniej.
-Pewnie tato-odparł.
Nazajutrz Krzysztof i Marek
udali się do siedziby firmy Sagowskich.
Na prezesa musieli jednak poczekać chwilę, bo nie zdążył wrócić z
poprzedniego spotkania. W biurze pojawił się po kwadransie. Marek i Artur przy
przywitaniu przyglądali się sobie, bo podobieństwo było zauważalne. Choć oboje
o sobie słyszeli to okazji do poznania dziwnym trafem prędzej nie było. Tam
gdzie chadzał Marek to nie pokazywał się Artur i na odwrót.
-Dzień dobry panom- przywitał się Sagowski wyciągając
dłoń. — I przepraszam za spóźnienie, ale zatrzymały mnie sprawy na
mieście. Razem z przyjacielem tworzymy
pewien projekt i musieliśmy popracować nad tym. A że jest z Krakowa i
przyleciał samolotem to czas naglił.
-Naprawdę nic się nie stało-
zapewniał Krzysztof.
- To dobrze, że pan tak
myśli, bo ja nie lubię spóźnień. I cieszę się, że w końcu jest okazja poznać
się. Kawy?
-Z przyjemnością się
napiję-odparł Krzysztof.
-Ja również-odezwał się i
Marek a Artur poprosił sekretarkę o trzy kawy i zaprosił do swojego gabinetu.
-Moja babcia również z domu
nazywała się Dobrzańska- dodał, gdy poprosił już aby gości usiedli.
- My właśnie w tej sprawie-
odparł Krzysztof. — Pewnie pana mocno
zaskoczę, ale pana babcia jest moją ciocią. W skrócie mówiąc to młodsza siostra
mojego ojca. Po prostu zostali rozdzieleni w czasie wojny.
-Ale cała rodzina babci
zginęła w czasie wojny-rzekł z oniemieniem.
— Opowiadała nam, że jej mama zmarła, gdy miała pięć lat na suchoty,
tato poległ na wojnie a brat z dziadkami zginął na początku września pod
gruzami zbombardowanej ich kamienicy we Warszawie przy ratuszu. Jej dziadek tam
pracował.
-Wszystko się zgadza z tym,
że dziadkowie z moim ojcem zdążyli uciec do Grójca. Byłem niedawno w Serocku
skąd pochodzili i sporo dowiedziałem się od pana Kazimierza o tamtych dniach.
Dobrze znał rodzinę Dobrzańskich, bo mieszkali po sąsiedzku. Opowiem, co wiem.
Młody prezes całą opowieścią
był nie bardziej zaskoczony i zdziwiony niż on sam niedawno będąc w Serocku.
-I pomyśleć, że wojna tyle
namieszała- mówił i kręcił z niedowierzaniem głową. —Gdyby babcia miała, choć
cień nadziei, że ktoś żyje z jej rodziny to poruszyłaby niebo i ziemię, żeby
ich odnaleźć.
-I ja żałuję, że dopiero
teraz, gdy mam zostać dziadkiem wziąłem się za szukanie przodków. Może gdybym
prędzej pomyślał o tym to ojciec doczekałby się wiadomości, że miał siostrę, a
tak zmarł trzy lata temu.
-Ale trzeba i cieszy się, że
chociaż teraz mogliśmy poznać się panie, wujku?...-zawahał się.
-Może być ten pan, bo wiem,
że trudno przyzwyczaić się tak
nagle-odparł uśmiechają się życzliwie. — I to prawda, że dobrze jest chociaż
tak jak jest.
..., bo zawarłam pięć
seriali. To tak dla wszystkich fanów całej piątki. Wiadomo też, że w innych
serialach musiałam coś pozmieniać i ponaciągać fakty. Zresztą widziałam tylko
Julię i początek Singielki a o reszcie coś tam poczytałam. Mam nadzieję, że
zaskoczyłam.
Pięć w jednym 2
Ze spotkaniem z Anną Sagowską
nie zwlekali i już dzień później doszło do niego. Artur rano na spokojnie
uprzedził babcię o wizycie i o jej powodach. Poprzedniego dnia nie chciał tego
robić, bo mogłaby to zakończyć nieprzespaną nocą. Tak jak było to do
przewidzenia całą opowieścią wnuka była wzruszona, słuchała ze łzami w oczach i
na spotkanie z Dobrzańskimi czekała z niecierpliwością. Krzysztof razem z żoną
przyszedł do niej popołudniu. Zaanonsowali się domofonem i po chwili stali pod
drzwiami. Otworzyła im zadbana siwowłosa
uśmiechnięta kobieta. Przez chwilę
przyglądała im się ze łzami w oczach.
-To jest właśnie twój
bratanek Krzysztof, babciu i jego żona Helena- rzekł zza jej pleców Artur, gdy
cisza się przedłużała
-Dzień dobry- odezwał się w
końcu i Krzysztof wyciągając dłoń na przywitanie do kobiety i całując ją.
-Dzień dobry-odparła ze
wzruszeniem. —Syn Wojtusia. Wojtusia, którego nigdy nie poznałam.
-Tak droga pani- rzekł równie
poruszony. — We własnej osobie.
- Wprost nie mogłam w to
uwierzyć, co powiedział mi wnuk-mówiła rzewnie, gdy już wszyscy przywitali się
i usiedli w salonie. —O takich historiach do tej pory tylko czytałam albo
oglądałam reportaże w telewizji.
-To samo żona mówiła- odparł
Krzysztof uśmiechając się. —I jeszcze, że jest to nieprawdopodobne.
-Bo to prawda – przytaknęła.
— Nieprawdopodobne i niesamowite. Myślałam, że już tylko śmierć czeka mnie w
życiu a tu taka niespodzianka-dodała a z oczu znowu popłynęły jej łzy. —
Przeżyłam wojnę i stratę bliskich, później męża, syna i synową a na koniec żonę
wnuka-wyliczała smutno.
-Tak wnuk opowiadał nam-
odparł Dobrzański.
-Ale i człowiek może znieść
więcej niż myśli-powiedziała Helena ściskając dłoń pani Anny. — A pani ma tej
siły sporo.
-Pani Helena ma rację babciu-
odezwał się z kuchni Sagowski przygotowując kawę i ciasto. — Masz dla kogo żyć.
Teraz są jeszcze dodatkowe powody.
-To prawda- stwierdziła
uśmiechając się pierwszy raz od czasu, gdy przyszli tam. — A jaki był Wojtek?
Macie może jego zdjęcie? Podobny był do mnie?- zarzuciła pytaniami gości.
-Oczywiście, że mamy zdjęcia-
odparł Krzysztof.
Od Sagowskiej wyszli dopiero
wieczorem. Krzysztof po raz kolejny musiał opowiedzieć historię ojca i o ojcu
oraz wysłuchali historii swojej cioci, a którą znała od przybranych rodziców
Kozibąków. Z ich opowieści dowiedziała
się, że jeszcze na początku wojny jej mama zaryzykowała i pojechała do
okupowanej Warszawy po synka, ale zastała gruzowisko na miejscu kamienicy rodziców.
Od ludzi dowiedziała się natomiast, że została zbombardowana nad ranem, gdy
wszyscy spali. Później ukrywała się córeczką, bo była z inteligenckiej rodziny
i bała się, że może gestapo po nią przyjść. Na sam koniec wojny zachorowała,
szybko zmarła a nią zostawiła zaprzyjaźnionemu małżeństwu, które obiecało jej
zająć się małą i opowiadać o rodzinie.
Był też czas na zaplanowanie rodzinnego spotkania i oglądanie zdjęć.
Pani Anna pokazała mu zdjęcia z dzieciństwa a Krzysztof oprócz ojca również
syna i synowej.
W połowie wizyty poprosiła
również bratanka o to, aby zwracał się do niej ciociu, jeśli oczywiście nie
byłby to problem dla niego. Problem to nie był, bo i sam chciał zaproponować
przejście na tytułowanie ciocia-Krzysztof.
Z zorganizowaniem uroczystej
kolacji nie zwlekali i zorganizowali ją dwa dni później w sobotę w posiadłości
Sagowskich. To seniorka wybrała to
miejsce, aby czuć się swobodnie na nim. Obok Artura i jego babci na kolacji
pojawiła się reszta rodzeństwa. Brat Rafał i siostra Wiktoria. Była też
Konstancja dziewczyna Artura. Bez porównania Marka i Artura nie obyło się.
Dobrzański był młodszy o pięć lat, nieco wyższy i szczuplejszy a co
najważniejsze jak zauważyła Ula i co stawiało go w jej oczach znacznie
przystojniejszym od Sagowskiego miał dołeczki a Artur tylko ich ślady. Rodzice
Marka i Ula doszukali się i podobieństw w charakterze do rodzeństwa Sadowskich
i z każdego z nich coś miał. Po Rafale
odziedziczył krętactwo, po Arturze to, że zauważył w końcu wartości rodzinne, a
po Wiktorii tryb imprezowicza. Oboje też mieli zamiłowanie do samochodów Lexus
i kolekcjonowania. Z tą różnicą, że
Marek kolekcjonował samochodziki a Artur modele motocykli. Kolacja mijała w przyjaznej i ciepłej
atmosferze przy rozmowie oglądaniu zdjęć i samego domu, a przy pożegnaniu
Dobrzańscy zaprosili wszystkich na rewizytę.
-I, jakie wrażenia
kochanie-zagadnął Marek swoją żonę w samochodzie w drodze powrotnej.
-Bardzo dobre- odparła. —
Pani Ania jest czarującą staruszką, Artur kulturalnym i dobrze wychowanym
mężczyzną, Rafał no cóż to wypisz wymaluj Aleks, Wiktoria jest sympatyczną,
choć jeszcze roztrzepaną dziewczyną, a Konstancja to mieszanka Pauliny i
Wioletty. Ale może ludzie z niej będą jeszcze, jak z Wioli.
-Bardzo trafnie to wszystko
określiłaś –rzekł potakując głową. — A Artur bardziej przystojny niż ja?-
zapytał o to, co najbardziej interesowało go.
Przyglądał się też jej, odrywając na chwilę wzrok od drogi.
-A, jeśli tak to, co
zazdrośniku?- podpuszczała go.
-Jak to, co kochanie?-
stwierdził filuternie. — Zapuszczę brodę.
Od tego dnia więzi rodzinne
zacieśniały się. Krzysztof z żoną więcej czasu spędzał ze swoją ciocią, a
młodzi ze sobą. Głównie to Artur i Marek nawiązali bliższe kontakty i
odwiedzali się we firmie i w domu.
-Bardzo ładnie wszystko tu
urządziliście- rzekł Sagowski podczas pierwszej wizyty w domu Dobrzańskich
juniorów. — Tak tu przytulnie.
-To głównie Uli
zasługa-odparł Marek podając mu kieliszek z alkoholem. — Z domu to wyniosła.
Ale o mały włos a mogłem tego wszystkiego nie mieć. A zamiast tego zimny dom i związek bez prawdziwego
uczucia.
-Tak słyszałem o twoim
poprzednim związku i Paulinie- rzekł oglądając zdjęcia. —
Rozstać się po siedmiu latach i to tuż przed ślubem to nie lada wyczyn.
Żadne spotkanie biznesowe czy towarzyskie bez tego tematu nie odbyło się.
-To na pewno- zaśmiał się.
-Tak jak kiedyś po śmierci
mojej żony- kontynuował temat bankietów, ale tym razem ze smutkiem. — Ciągle
słyszałem wyrazy współczucia, chociaż nie prosiłem o nie. I te współczujące
spojrzenia, gdy pojawiałem się gdzieś.
- Mi jest nawet trudno
wyobrazić sobie taką boleść, jaką czułeś i czujesz- mówił wpatrując się tępym
wzrokiem w kieliszek z koniakiem. — Ale zobaczysz Artur- zaczął pocieszać go.
—Jesteś jeszcze młody to nawet się nie zorientujesz a miłość znowu dopadnie
cię. W najmniej spodziewanym momencie. Tak jak mnie parę miesięcy temu.
-Zobaczymy –odparł bez
przekonania. — Z Konstancją nie jest to
samo, co było, gdy poznałem Annę.
-Ze mną i Ulą na początku też
było nie to samo, co z innymi kobietami, a skończyło się pięknie- dalej dodawał
otuchy.
-Tak. Zdążyłem zauważyć, że
twoja żona to wspaniała kobieta. Moja Ania była taka sama.
-Kolacja podana chłopcy
-rzekła do nich Ula wchodząc do salonu z półmiskiem ze sałatką. — Zapraszam. Aha Marek- zwróciła się do męża. —
Dzwonił Maciek i mówił, że Monika jest u ciotki w Rysiowie to da jej faktury
PRO- es i podrzuci nam jeszcze dzisiaj.
Od Dobrzańskich wyszedł
dopiero, gdy było już ciemno. Tuż przy
aucie upuścił kluczyki i kiedy odnalazł je i próbował otworzyć drzwi poczuł, że
ktoś wykręca mu rękę, a później dostaje kolanem kopniaka w okolice brzucha.
-Samochodu zachciało ci się
kraść- usłyszał kobiecy głos.
-Ale to mój samochód- odparł
zwijając się z bólu.
-Taaa- ten ktoś wyraźnie
zakpił. — Znam auto szefa.
-Ale to na prawdę mój
samochód a auto Marka pewnie w garażu stoi.
I kim pani jest, że mnie bije? Policjantką?
-Nie. Recepcjonistką w
F&D, trenuję boks i jestem znajomą Uli i Marka.
-Artur Sagowski, kuzyn Marka
i prezes Sagowski Development- odparł.
-A kuzyn- rzekła zakłopotana.
— Przepraszam, ale z daleka wyglądało to tak jakby chciał pan włamać się do
tego samochodu. Monika Milewska-dodała
wyciągając rękę na przeprosiny i przywitanie. — Bardzo boli?
-Boli- odparł witając się. —
Bardziej chyba ręka niż wie pani, co.
-Może powinien zobaczyć pana
lekarz? Mogłam niechcąco skręcić rękę.
-Niechcąco?- zadrwił.
-Widzę, że już poznaliście
się- rzekł Marek, który zmaterializował się obok nich. — Widziałem z okna jak
ktoś napada na ciebie Artur i pomyślałem, że ktoś samochód chce ci ukraść. Ale
później usłyszałem głos Moniki- wyjaśnił im.
-Można powiedzieć, że
poznaliśmy się- odparł Artur rozcierając rękę.
-Nie chciałam uszkodzić
go-tłumaczyła się tymczasem Milewska. — Ale z daleka wyglądało to tak jakby
chciał się włamać do twojego samochodu.
-Ok Monika- uspokajał ją. —
Ja postąpiłbym tak samo. Artur na pewno
też.
-Ale nikogo nie nokautowałbym
od razu-odparł. — Mówię ci Marek, siłę to ona ma.
-To na pewno- zaśmiał się,
chociaż sytuacja nie była adekwatna do tego. — Widziałem Monikę w akcji na
ringu. Teraz leczy bark i zapewniam cię, że mogłoby być gorzej.
- Bez przesady Marek-odezwała
się Monika. — Pan pomyśli sobie, że jestem Bóg wie, kim.
- Kobietą bijącą- zażartował.
— I nie pan tylko Artur-dodał podając rękę po raz drugi.
-Monika-odparła
odwzajemniając uścisk. —I jeszcze raz przepraszam, ale jedyne, co mi w tej
sytuacji przyszło do głowy to zastosować chwyty samoobrony.
-Nie ma sprawy Monika i nie
wracajmy do tego- Sagowski postanowił zakończyć temat. — Kupię sobie jakąś maść
i będzie dobrze. Ruszać ręką mogę to złamana ani skręcona raczej nie jest. I
mój pech, że przyjechałem dzisiaj autem a nie motocyklem.
-Dobrze byłoby gdybyś zrobił
sobie okład- zasugerowała. — Im szybciej tym lepiej. Znam się na tym to wiem,
co mówię.
-To może wrócisz i może Ula
poradzi ci coś na te twoje boleści- wtrącił Marek. — Wychowała młodsze
rodzeństwo to na siniakach, skręceniach i okładach się zna. Razem z Moniką na pewno coś poradzą.
Obie dziewczyny na okładach
znały się i Dobrzańska zrobiła mu kilku minutowy zimny okład i wmasowała żel.
-Nic więcej nie poradzę
Artur- rzekła jakiś czas później Ula. — Przed snem jeszcze raz wsmarujesz sobie
żel, a jak będzie boleć cię dalej to idź jutro do lekarza.
-Już tak nie boli jak na
początku to chyba obędzie się bez lekarza- stwierdził poruszając ręką.
-Źle też nie wygląda-dodała
Monika oceniając to wizualnie. — Tylko nie nadwyrężaj jej.
-Ok dziewczyny. Wmasować żel,
nie nadwyrężać i iść ewentualnie do lekarza. I dziękuję.
-Nie ma, za co-odparła Ula za
siebie i Monikę. — Pacjent może się już ubrać-dodała.
-Musisz jeszcze omijać
dalekim kołem Monikę- wtrącił Marek. — A przynajmniej wieczorową porą.
-Bardzo zabawne- odezwała się
sama zainteresowana.
-Albo muszę znaleźć sobie
dobrego instruktora i zainwestować w kurs samoobrony-dodał Artur ubierając
koszulkę.
- To dobrze trafiłeś, bo
Monika jest taką instruktorką- poinformowała go Ula. — Umie trochę tych sportów
walki, a nie tylko boksować i wykręcać rękę.
-No proszę-mówił z
respektem. — Nie tylko bokserka, ale i
instruktorka sportów walki.
-Tak się jakoś złożyło, że do
tego ciągnęło mnie a nie do gotowania i szycia- stwierdziła klarownie. —Chociaż
coś tam upichcić i guzik przyszyć też umiem.
Ale chłopięce strony życia bardziej mnie pociągają niż te dziewczęce.
Chciałam iść nawet do szkoły o profilu mechanicznym, ale rodzice marudzili to
skończyłam liceum administracyjne. Ale nie było tak źle i nie narzekam.
- Kobieta wielu talentów
można by powiedzieć- stwierdził kurtuazyjnie.
— Pójdę już-dodał do Dobrzańskich. — Późno już jest i nie chcę całego
wieczoru wam zajmować- mówił ubierając kurtkę.— I jeszcze raz dziękuję za kolację Ula.
-Nie ma, za co- odparła. — I
pamiętaj, że zawsze będziesz tu mile widziany. Prawda Marek?
-Prawda- poparł żonę żegnając
się uściskiem dłoni z kuzynem.
Na koniec Artur pożegnał się
i z Moniką.
-Było mi mimo wszystko miło
poznać cię-powiedział wyciągając rękę na do widzenia.
-Mi również- odparła
wdzięcznie.
Oboje spotkali się szybko, bo
już dwa dni później. Artur przyszedł obejrzeć firmę kuzyna i spotkał Monikę
przy drzwiach do windy. Stała tyłem do niego i czekała na pojawienie się windy.
-Cześć- rzekł do niej
znienacka i prosto do ucha.
-O Matko –przelękła się
rozsypując papiery. —Możesz następnym razem ludzi nie straszyć -dodała
schylając się jednocześnie z Sagowski po upuszczone kartki i uderzając go przy
okazji łokciem w twarz.
-Naprawdę będę musiał omijać
cię z daleka- odparł z rozbawieniem i rozcierając nos.
-Na to wygląda. A jak ręka?-
zapytała, gdy wrócili do pozycji stojącej.
-Lepiej. Już w ogóle nie
boli.
-To dobrze.
-Słuchaj Monika- zagadnął. —
A z tym instruktarzem samoobrony to poważnie mówiłaś?
- Bardzo poważnie -oznajmiła
mu porządkując papiery. — I jeśli jesteś chętny to zapraszam na Kolbego 80, we
wtorki i piątki po siedemnastej. Chociaż
uprzedzam, że ja mam grupę kobiet i dzieci i prywatnych lekcji nie daję.
-Nawet nie myślałem o tym-
rzucił z przekąsem. — Nie chcę być
bardziej obolały. Ale wpaść to może i
wpadnę. Zawsze chciałem nauczyć się samoobrony. Do Marka jedziesz z tymi papierami?-
zapytał, gdy znaleźli się w kabinie windy i zajął się wciskaniem przycisków.
- Nie tym razem-
odparła. — Dla mnie trzecie piętro.
CDN PO MINI SWATY
Trzy razy czytałam tekst i o ile rozpoznaję bezbłędnie bohaterów "Singielki", "BrzydUli" i "Prosto w serce", tak "Julii" i "Majki" nie ogarniam w ogóle. Dzisiaj jednak pokojarzyłam przynajmniej częściowo kto, gdzie i z kim i najbardziej utkwiła mi w głowie Sylwia taka namolna, bezpardonowa, bezczelna i jak się okazało podczas rozmowy z Pshemko, szantażystka. Sądziłam, że mistrz okaże się nieprzejednany i nie zgodzi się na udzielanie żadnych lekcji początkującej projektantce, ale jednak naiwnie wierzy, że dzięki nim ona odpuści Wojtka. Nie zdziwiłabym się gdyby było zupełnie odwrotnie.
OdpowiedzUsuńNadchodzi również schyłek co najmniej czterech związków. Dwie naiwne gąski Monika i Ola knują intrygi nie mając pojęcia, że są nagrywane. Wszystko szybko wychodzi na jaw i należy się spodziewać, że Duszyński jednak dostanie rozwód, a Janicki rzuci Monikę w diabły. W podobnej sytuacji jest Tomasz, który ma już dość wiecznie zazdrosnej Sylwii i Artur mający najbardziej ułatwione zadanie, bo Konstancja wyprowadziła się z jego domu.
Moja konkluzja jest taka: cztery głupie baby, które tak naprawdę nie wiedzą czego chcą i szukają nie wiadomo czego. Są w stabilnych związkach i chyba życie stało się dla nich zbyt monotonne, bo próbują przeżyć miłosne przygody z kimś innym. Sparzą się, ale na wyciągnięcie wniosków będzie już za późno.
Serdecznie pozdrawiam. :)
Ja wszystkich seriali też nie ogarniam. Tylko Brzydulę, Julię i trochę Singielkę a reszta z Internetu i własne pomysły.
UsuńTrójka z nich i jak łatwo domyślić się kto źle wyjdzie na całym tym zamieszaniu. Tak wszystkich nie chciałam karać. A te trzy były za pewne siebie i musi się to źle skończyć.
Dzięki za długi komentarz i pozdrawiam miło.
W kolejnej części Ula i Marek będą już występować.
Ta Sylwia rzeczywiście nie odpuszcza. No, no zaskoczyła mnie Konstancja. Ale w sumie to to fajnie że podjęła taką decyzję :) A co do Moniki i Oli. Bardzo dobrze że Michał zainstalował te kamery i wszystko wyszło na jaw. Ale pewnie będą jeszcze z nimi problemy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Dziewczyny dużo nie wskórają. Czas na Monikę - bokserkę, Elkę, Majkę i Julię.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Nazywam się Ahiga Audrey, mieszkam w Ohio w Stanach Zjednoczonych i jestem szczęśliwie żonaty z uroczym i troskliwym mężem z trójką dzieci. Bardzo duży problem pojawił się w mojej rodzinie rok temu, między mną a moim mężem, tak straszny, że złożył sprawę do sądu o rozwód. powiedział, że nigdy więcej nie chciał zostać ze mną i że już mnie nie kocha. Opuścił dom i zmusił mnie i moje dzieci do ciężkich bólów. Wypróbowałem wszystkie możliwe sposoby, aby go sprowadzić z powrotem przez błaganie, ale wszystko bez skutku. W końcu potwierdził, że podjął decyzję i już nigdy nie chciał mnie zobaczyć. Pewnego pamiętnego wieczoru, gdy wracałem z pracy, spotkałem starego przyjaciela, który poprosił mojego męża. Wyjaśniłem jej wszystko, więc powiedziała mi, że jedyny sposób, w jaki mogę odzyskać mojego męża, to odwiedzić rzucającego czar, ponieważ to naprawdę zadziałało dla niej. Przeciwnie, nigdy nie wierzyłem w zaklęcie, ale nie miałem innego wyjścia, jak pójść za jej radą. Podała mi adres e-mail rzucającego czar, którym jest "wiseozizaspiritualhome@gmail.com"
OdpowiedzUsuńNastępnego ranka wysłałem wiadomość na adres, który mi podała, a rzucający zaklęcie zapewniał mnie, że odzyskam męża w ciągu dwóch dni. Cóż za niesamowite stwierdzenie !! lol !!! Nigdy nie wierzyłem, więc rozmawiał ze mną i powiedział mi wszystko, co musiałem zrobić. Następnego dnia rano, co zaskakujące, mój mąż, który nie dzwonił do mnie przez ponad rok, dał mi znać, że wraca . Tak niesamowite, prawda? Cóż, tak właśnie wrócił tego samego dnia, z wielką miłością i radością, i przeprosił za swoje błędy i za bóle, które spowodował mnie i moje dzieci. Od tego dnia nasz związek był silniejszy niż przedtem. Dzięki za pomoc tego wspaniałego rzucającego czar. Moją radą dla wszystkich, którzy przeżywają różne wyzwania, jest skontaktowanie się z tym wspaniałym człowiekiem i tak jak on zrobił to dla mnie, rozwiąże on wszystkie twoje problemy. Możesz wysłać mu maila za pośrednictwem tego adresu e-mail. Obiecałem mu, że zamierzam powiedzieć całemu światu o jego wspaniałych zdolnościach. (wiseozizaspiritualhome@gmail.com), jeśli jesteś w jakimkolwiek stanie takim jak ten lub masz problem związany z "przywróceniem swojego byłego" nie tylko, że może ci pomóc
1) awansuj we wszystkim, co robisz.
2) Zarób dobre pieniądze lub wygraj loterię.
3) osiągnąć sukces w biznesie.
4) problemy duchowe.
5) wygrać sprawę sądową.
6) Poszukaj swojego partnera życiowego.
7) uzyskać dobrze płatną pracę.
8) przejmij kontrolę nad swoim małżeństwem.
9) Zaklęcie, aby zatrzymać rozwód
10) otrzymuj przysługę i zyskaj atrakcję od ludzi.
11) odzyskaj utracone pieniądze.
(12) leczyć was ze wszystkich chorób. zarówno uleczalna jak i nieuleczalna, tak jak HIV / AIDS, rak, cokolwiek w ogóle
(13) rozwiązuj problemy ciążowe i pobłogosław dzieci.
jego adres e-mail raz ponownie jest (wiseozizaspiritualhome@gmail.com) można również skontaktować się z nim za pośrednictwem WhatsApp na +2348111448971