Sielanka, sielanka i sielanka.
Część napisana z pomocą siostry.
Dwa dni świąt minęły w iście rodzinnej atmosferze i nikt
nie pamiętał o zwadach z poprzednich dni. Były wspólne posiłki, spacery,
rozmowy, zabawy z dziećmi. Już pierwszego dnia podczas wspólnego wyjścia mogli
posłuchać kapel góralskich, poznać białego misia, zobaczyć grupę górali, którzy
przy ognisku odtańczyli gościom taniec zbójnicki i podziwiać ośnieżone szczyty
z punktów widokowych.
Popołudniem
natomiast panie z dziećmi wybrały się do kościoła na jasełka, a panowie
świętowali w domu przy stole i Żubrówce. Ich żony, choć na początku nie były
zachwycone pomysłem spędzenia przez mężów w ten sposób czasu świątecznego, to
im ustąpiły. Zwłaszcza że wódki było niewiele, mieli zagryzkę, a picie
rozłożone było na całe popołudnie. Wieczorem zaś, Cieplakowie i Dobrzańscy
seniorzy poszli na spacer, Betti do domu Zbyszko, a Marek i Sebastian natomiast
zostali w domu z żonami i dziećmi. Urzeczeni alkoholem opowiadali zabawne
historie, żartowali, śmiali się wesoło, rozrabiali i bawili się ze swoimi
pociechami. Na początek obaj usadowili się w pobliżu kominka i składali z
klocków Lego kolejkę i małą stacyjkę.
- Nie chcę nic wam
mówić, ale na opakowaniu pisze, że klocki są przewidziane dla dzieci w wieku
dwóch-sześciu lat- zwróciła im uwagę Ula.
-Kochanie sama widzisz, że Tomek nie jest nimi
zainteresowany- odparł jej mąż. —Woli bawić się z Sarą.
- A tak na marginesie to Tomek będzie kiedyś łamał
kobiece serca, jak jego tatuś- rzekł Olszański, patrząc na swoją młodszą córkę
i syna przyjaciela. —Wdał się w tatusia nie tylko z urody, ale i charakteru.
-Albo w swojego ojca chrzestnego- rzucił ripostą
Marek. —I to Sara ciągle za nim drepcze,
a nie on za nią.
-Chodzi za nią, bo twój Tomek wziął Sarze konika-
odparł sensownie Olszański.
-To może się kiedyś ożenią- odezwała się Natalka.
- I będziemy prawdziwą rodziną- dodała Emilka z równym
entuzjazmem.
- Teraz też jesteśmy jak rodzina kotku- odparł Marek,
hamując ich zapędy. — Mama jest chrzestną Sary, a wujek Sebastian chrzestnym
Tomka. Ciągle się spotykamy, bardzo
lubimy i to jest najważniejsze. Ślub Sary i Tomka do niczego nie jest
potrzebny.
-A mama powiedziała mi, że miałeś kiedyś ożenić się z tą
panią Pauliną Febo- rzekła Emilka. —Tylko poznałeś mamę i z nią się ożeniłeś.
- Bo to prawda- rzekł, spoglądając na Ulę z wyrzutem.
-Oglądała stare zdjęcia, widziała was razem i spytała-
rzekła usprawiedliwiająco. I co miałam
jej powiedzieć? Że to tylko znajoma? Kiedyś i tak dowiedziałaby się, co was łączyło.
—Sałatki kochanie? - dodała.
-Mamusia i tak jest ładniejsza- odezwała się jeszcze
Emilka. —Tak ładna i dobra jak Śnieżka.
-Najładniejsza, najważniejsza i najlepsza mama i żona.
Jest jeszcze bardzo mądra, dobra i kochająca- odpowiadał z uczuciem córce, ale
patrząc na żonę. — I nie zamieniłbym ją na żadną inną mamę na świecie Emilko.
-Marek musiał napić się, żeby coś takiego powiedzieć? –
zwróciła się Ula do siedzącej obok Wioli.
-Bez alkoholu też potrafię się wykazać kochanie- odparł
mimo to Marek i mając na myśli ostatnią noc i przysiadając obok żony na sofie.
-A ty Cebulku mógłbyś postarać o coś podobnego dla mnie –
odezwała się i Wioletta. —Marek potrafi Ulę obsypać komplementami i zaskoczyć.
-Jesteś nieprzewidywalna, szalona, słodka i wybuchowa jak
gorący wulkan. I za to cię kochamy całą
czwórką.
-A co to jest gorący wulkan? - zapytała ich córeczka.
-To takie ciasto z czekoladą- odparła Emi, zanim
ktokolwiek inny zdążył się odezwać.
—Mama nam robi jest pyszne, słodkie i najlepsze jeszcze ciepłe.
-Dokładnie córeczko- wtrącił Sebastian, potakując głową.
-A pro po ciasteczek to, kto jest chętny na ciasto
marchewkowe z lukrem i kolorową posypką– zapytała Olszańska, schylając się nad
dziewczynkami. —Idę po jogurcik dla Sary
to przyniosę.
-Ja- odezwały się jednocześnie dwa dziewczęce głosiki.
-Zagramy w Chińczyka albo Reksia? - zapytała Emilka po
odejściu cioci.
-Jest nas akurat szejściu tatusiu- dodała Natalka.
-A nie będziecie oszukiwać i mówić, że kostka przypadkiem
się potoczyła? – zapytał Olszański.
- Yy- odparły,
kręcąc główkami.
-Na pewno Natuś – podpytywał córeczkę.
-Przysięgam na mojego anioła strusia (autentyk siostry) - odparła sepleniąc,
bądź specjalnie, bo już od najmłodszych lat wykazywała zdolności odziedziczone
po mamie i albo nieumyślnie coś przekręcała, albo dla zabawy.
-A ty, dlaczego tak mi się przyglądasz? - zagadnęła
tymczasem Ula swojego męża, spoglądając na niego z ukosa.
Miłość, miłość w Zakopanem – zaczął
nucić w odpowiedzi do jej ucha.
Polewamy się szampanem
Rycerzem jestem ja
A ty królową nocy
Miłość żarzy w twoje oczy
Rozpędzona jak motocykl
Hej wypijemy wszyćkie drinki aż do dna.
To na wspomnienie nocy kochanie - dodał zdziwionej Uli z tym swoim popisowym uśmiechem.
W drugi dzień świąt w domu zostali tylko seniorzy z
młodszymi dziećmi, a reszta towarzystwa wybrała się za miasto i spędziła tam
cały ranek i popołudnie. Marek miał bowiem wykupione bilety na kulig, do
gospody na obiad i do mini ZOO. Dla
dziewczynek były to niezapomniane chwile, bo mogły zobaczyć i pogłaskać małe
owieczki, kucyka, króliczki, lamy, pawie, papugi i inne zwierzęta.
-Najładniejsze są osioły, pawy i kucyk- opowiadała Emilka,
gdy wychodzili z ZOO.
-I jeszcze cielaczek, papużki nierozstajki i króliczki -
dodała Natalka.
-Same jesteście jak te osioły- odparła Betti.
- A dlaczego? -
zapyta siostrzenica.
- Bo mówi się pawie, papużki nierozłączki i osiołki albo
osły- poprawiła hurtowo Betka. —Nie zdziwcie się, jak będą chciały mieć tego
osła albo owieczkę w domu- dodała do reszty.
-Kucyka, bo jest śliczny- odparła poważnie Emilka za siebie i Natalkę. —Możemy mieć?
-Kotku mieszkamy w
centrum miasta i gdzie trzymałabyś go? – pytał ją ojciec. —Kucyk potrzebuje
jeszcze siana, trawy, owca. Trzeba
zajmować się nim, wyczesywać, sprzątać po nim, wychodzić z nim. Masa obowiązków
jest z takim konikiem.
-My mamy miejsce-
wtrąciła Natalka.
-Dokładnie -
podchwycił Sebastian.
-Kuc potrzebny nam
jest tak jak diabłu kadzidło- przerwała mu zdecydowanie Wioletta.
-To u dziadka w
Rysiowie tatusiu jest miejsce – rzekła Emilka, bo choć nie wiedziała co miała
na myśli ciocia Wioletta, to wywnioskował, że pomysł męża i córki nie spodobał
się jej. —Jest dużo miejsca i trawy i dziadek ma czas.
-To prawda, ale nas
tam nie ma, a konik tęskniłby za tobą- zaczął tłumaczyć.
-To będziemy jeździć
albo oglądać jak wujka Jaśka przez to coś jak wczoraj- odparła rezolutnie i znajdując
i na to rozwiązanie.
-I co teraz Marek? -
pytała szwagra Betti. —Ja żadnego kuca nie chcę widzieć w Rysiowie.
-Pójdziemy na
kompromis i kupimy małego psa i damy na imię Pony-odparł.
Najwięcej jednak radości przyniósł im kulig i chwile
jazdy zarówno w dużych saniach, jak i w małych sankach. Razem z chętnymi dorosłymi i Beatką piszczały i
śmiały się na każdym zakręcie czy wyboju. Po obiedzie był ciąg dalszy atrakcji
i organizatorzy kuligu zorganizowali konkurs na śnieżną postać bądź figurę.
Chętnych do zabawy było sporo i wkrótce na polance pojawiły się małe bałwany,
stonogi, kurczaczki i inne rzeźby. Oni ulepili kotka i mogli cieszyć się z
wygranej i kosza smakołyków.
Dzień po świętach Emilka i Natalka rozpoczęły naukę jazdy
na nartach i choć na początku nie były zbytnio chętne, to sposób nauki im się
spodobał. Poza tym miały okazję poznać inne dzieci. Ubrane w kolorowe kaski i
kamizelki najpierw ćwiczyły w miejscu skręty tułowiem, stanie na jednej nodze,
przewracanie się, a później dzielnie dreptały za instruktorem na płaskim terenie
Oślej Łączki. Przez kolejne dni trzymając
się instruktora bądź linii szkoliły swoje umiejętności poprzez podchodzenie pod
górkę.
Marek z Sebastianem również oddali się białemu szaleństwu
i sporo czasu spędzali na stoku. Ula i Wioletta, które takich umiejętności nie
posiadały, chodziły w tym czasie na spacery z dziećmi i na sanki. Dla wszystkich był też pobliski basen, sauna,
siłownia, a dla dzieci sala zabaw.
Sylwester i Nowy Rok były kolejnymi dniami do
świętowania. Dla wszystkich było ognisko, kiełbaski i ciepły żurek u sąsiadów,
a później dla Beatki, Olszańskich i Dobrzańskich juniorów wyjście na sylwestra
marzeń. Cała czwórka seniorów zaś została w domu z dziećmi przy telewizorze i
oknie, aby obejrzeć pokaz fajerwerków.
Noc sylwestrowa pod Giewontem była bardzo udana i od
pierwszych taktów muzyki rozgrzewała publiczność. Północ w tak miłej atmosferze też nadeszła szybko i wzniesiono toasty oraz
składano sobie życzenia.
-To, co kochani – rzekł Marek do swoich towarzyszy.
—Życzę wam, żeby ten rok był lepszy od poprzedniego i żeby szczęście gościło w
naszych domach.
-I tak tradycyjnie zdrowia i pieniędzy- dodał Olszański
-A dla uczących się pomyślności w szkole- Ula zwróciła
się do siostry bezpośrednio.
-Jeszcze radości i uśmiechu- dołożyła Betti.
-Żeby powodzenie goniło sukces, a sukces biegł ramę w
ramę z realizacją marzeń i z ciepłym uśmiechem przekroczyli metę. Żeby słońce nam
świeciło, a przykrości poszły w las. Żeby
nas przybywało, a nie ubywało …
-Wioluś – przerwał jej mąż. —Starczy tych życzeń. Północ
wybiła i czas na szampana.
Po powrocie do domu i gdy Ula z Markiem znaleźli się we
własnej sypialni Marek, miał dla żony oddzielne życzenia.
-Skarbie to był wspaniały rok dla nas i naszej rodzinki i
życzę ci i sobie dalej tak udanej rodziny i żebyśmy dalej się tak kochali, jak
teraz. Życzę ci jeszcze uśmiechu na twarzy i żeby smutki cię omijały.
- A ja ci życzę, żebyś się nie zmienił, bo kocham cię
takim, jakim jesteś i nic więcej do szczęścia oprócz zdrowia nie jest mi
potrzebne.
-Ja się na pewno nie zmienię kochanie - odparł i
przypieczętował te chwile pocałunkiem. —Jeszcze raz szczęśliwego Nowego Roku
kochanie i dziękuję za ten miniony- dodał, gdy oderwali się od siebie.
Po krótkiej przerwie spowodowanej sylwestrem i Nowym
Rokiem dziewczynki wróciły do nauki jazdy na nartach. Wracały tam zdecydowanie
chętniej niż wtedy, gdy miały iść pierwszy raz, a głównym powodem były oglądane
zawody Turnieju Czterech Skoczni. Po
krótkim przypomnieniu tego, co już nauczyły się, przyszedł czas na jazdę
pługiem, skręty, hamowanie, jazdę równoległą i na krawędziach oraz zmiany tempa
jazdy. Na koniec szkolenia zaś dostały dyplomy Małego Narciarza.
Dorośli tymczasem postanowili spędzić trochę czasu na
słowackiej stronie Tatr i każda z par małżeńskich miała dzień tylko dla siebie.
Wszyscy wybrali też te samo miejsce i
miasto Poprad. Z Zakopanego bowiem kursował tam BUS i z dojazdem i powrotem nie
było większego problemu.
-W końcu sami kochanie- rzekł Marek, przytulając żonę.
—Brakowało mi tego.
-Przecież nocami jesteśmy sami- przypomniała mu.
-Owszem, ale nie o to mi chodziło. Chcę chodzić z tobą przytulony
trzymając się za rękę, rozmawiać, patrzeć na ciebie, czuć obok.
-Mówisz, masz- odparła, całując go w policzek. —A tak
szczerze to mi też brakowało mieć cię tylko dla siebie i nie dzielić się tobą z
Emilką. Wiem, że to głupie, że jestem zazdrosna o córkę, ale z każdym dniem
staje się coraz bardziej córeczką tatusia.
-Tak, tak Ula. Te błękitne oczka, rozbrajający uśmiech,
słodkie usteczka i powalające dołeczki, robią swoje– mówił z rozmarzeniem.
-Jesteś okropny Marek- zbeształa go. —Najgorsze co może spotkać
kobietę, to słuchanie komplementów na temat innej kobiety. Jakbyś się czuł, gdybym to ja mówiła coś o
Tomku.
-Zależy co byś mówiła kochanie-odparł przewrotnie.
W Popradzie zostali do wieczora, bo Marek zaplanował romantyczną
kolację w małej przytulnej restauracji. Był grajek, oświetlenie świec, kwiaty, regionalne
dania, czerwone wino i truskawki z bitą śmietaną na deser. Na sam koniec wypadu
udali się jeszcze raz na rynek, a przechadzając się oświetlonymi uliczkami miasta
po raz kolejny czuli świąteczną atmosferę.
Jednym z ostatnich punktów ich pobytu z Zakopanem było
obejrzenie orszaku Trzech Króli. Dziewczynki co prawda widziały już coś takiego
rok temu, ale niewiele pamiętały i wszystko podobało się im od nowa. Były
zwierzęta, dzieci w koronach, mędrcy w długich i kolorowych szatach, duża
gwiazda, a do tego gwar i śpiew kolęd. Dla oglądających cały korowód przeznaczone
były też cukierki i pamiątki świąteczne. To najmłodsi mieszkańcy Zakopanego
ubrani w regionalne stroje biegali wzdłuż trasy i rozdawali łakocie i drobne
bibeloty.
Po obiedzie zaś poszli pożegnać się z sąsiadami Tutkami i
Chowaniec- Jurga, a południu wszyscy zaczęli się pakować. Podobnie jak przed
pakowaniem przed przyjazdem tutaj, to i teraz Marek pilnował w tej czynności
córeczkę.
- Dlaczego musimy wracać do domu? - pytała z żalem Emilka
swojego ojca. —Tu jest tak bajecznie-
zacytowała słowo Zbyszko. —Moglibyśmy zostać tu na zawsze. Zbudować dom i zamieszkać.
-Kotku ja i mama chodzimy do pracy w Warszawie a ty do
przedszkola. Mamy tam firmę i nie możemy zostawić wszystkiego. Poza tym
budujemy dom na Mazurach i dwa domy nam starczą. I nie wierzę, że nie tęsknisz za swoimi
koleżankami, pokoikiem i zabawkami.
- Ale tu jest śnieg a tam nie i nie będzie, gdzie chodzić
na narty- odparła, nie przyznając się ojcu, że trochę tęskni.
-Jest śnieg, bo jest zima- tłumaczył. —Zresztą w
Warszawie też jest śnieg i są blisko stoki i będziemy chodzić na narty. A tu
wrócimy za rok. Albo pojedziemy w inne góry.
-Obiecujesz? – zapytała, bo rok dużo jej nie mówił.
-Obiecuję. Wszystko już spakowałaś? -zapytał jeszcze.
-Wszystko tatusiu. Tylko lalki wezmę do ręki.
Dzień później po śniadaniu przyjechał po nich BUS i udali
się w drogę powrotną. Nie wiedzieli jeszcze, że wyjechali w trzynastkę, a
wracali w czternastkę.
No tak Marek i Sebastian jak dwaj mali chłopcy. Ale skąd ja to znam chyba z życia.
OdpowiedzUsuńCieszy fakt, że okres sporów i kłótni mają wszyscy za sobą. I jest sielsko i anielski.
To ostatnie zdanie bardzo mnie zaintrygowało. Myślę, że któraś z pań tzn albo Ula bądź Viola jest w stanie błogosławionym. Czy może się mylę?
Pozdrawiam serdecznie
Julita
To prawda tatuś kupi kolejkę to bawi się nią a jak kupi kobieta lalkę to się nie bawi.
UsuńTak myślałam, że ta czternastka Was zainteresuje. Helena i Ale można wykluczyć i pozostaje Ula, Wiola i Betti. Górale to gorąca krew podobno.
Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Jak to jest ich więcej niż było? Też pomyślałam o ciąży ale może Zbyszko jest z nimi. Chociaż to mało prawdopodobne. Fajnie jest tak pobawić się zabawkami dzieci, nam dorosłym zostaje coś z dziecka a klocki są fajne. :-D
OdpowiedzUsuńZbyszko to nie był . Kto jest w ciąży to w następnej ciąży. Może tak około Wielkanocy. Co co zabawy to wiadomo, że mężczyźni mają do końca coś z dziecka.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Całe opowiadanie jest piękne ale ostatnie zdanie szczególnie mnie zaintrygowało. Czyżby życzenia Violi się tak szybko spełniły? Zgadzam się z Julitą i myślę, że jedna z pań jest w ciąży. A przypominając sobie opis nocy Dobrzańskich z poprzedniej części stawiam na Ulę. Zdradzisz czy dobrze myślę?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Będę wredna i nie zdradzę. Wykreślę z wpisu Julity Betti. Zbyszko nic nie zmajstrował.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Całe to świąteczne opowiadanie jest gotowym przepisem na atrakcyjne spędzenie świąt i sylwestra w uroczym, niemal bajkowym zakątku. Mimo początkowych kłótni wszystko jednak się układa, bo każdy z obecnych ulega tej świątecznej atmosferze okraszonej w dodatku białym śniegiem, zapachem choinki, góralską tradycją kolędników i podniosłym nastrojem wigilii. Cały pobyt zaplanowany jest w najdrobniejszych szczegółach. Są atrakcje dla dorosłych i dla dzieci. Nikt nie ma prawa narzekać i nikt nie ma prawa się nudzić. Gdyby ktoś miał zamiar spędzić koniec grudnia w Zakopanem, powinien przeczytać to opowiadanie, bo przepis na dobrą zabawę jest tu podany jak na tacy.
OdpowiedzUsuńOczywiście podobnie jak komentujące przede mną jestem zaintrygowana tym ostatnim zdaniem. To dopiero zapowiedź szczęśliwej rodziny i trudno jeszcze cokolwiek wyrokować, zwłaszcza, że praktycznie i Ula i Viola mogły w ciążę zajść. Ja nie będę zgadywać, ale spokojnie poczekam na następny rozdział.
Serdecznie pozdrawiam. :)
Taki miał być ten wyjazd rodzinny troszkę zaplanowany troszkę spontaniczny. I miło że udało mi się to wszystko opisać i ująć.
OdpowiedzUsuńKto zaowocował dzidziusiem w kolejnej części. Prawdopodobnie na Wielkanoc. Chyba że prędzej coś przyjdzie mi do głowy.
Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Twojego bloga znalazłam przez przypadek. Przeczytałam wszystkie opowiadania, miniaturki w trochę ponad tydzień. Niektóre bardziej mi się spodobały niektóre trochę mniej. Świetny pomysł na ten cykl mini. ;) To opowiadanie ,,Rozmowa kwalifikacyjna'' przyjemnie się czyta, mam nadzieję że je dokończysz. ;) Jest też jedno zaczęte opowiadanie - ,,Skazani na miłość'' - bardzo fajnie się rozpoczęło :) A wracając do tego cyklu ciekawe która z par spodziewa się dziecka. Dobrze że wszyscy się pogodzili. Zwłaszcza Marek z Sebastianem.
OdpowiedzUsuńNa pewno z chęcią będę tu zaglądała. Pozdrawiam ;*
Dzięki za wpis i miło Cię powitać. Inne blogi są również godne uwagi.
OdpowiedzUsuńCo do Rozmowy kwalifikacyjnej, to mówisz - masz.
Pozdrawiam miło