piątek, 20 kwietnia 2018

Panicz Marek cz. 2


Jedna z cukierni Dobrzański& Febo mieściła się na ulicy Złotej w kamienicy należącej do rodziny Cieplaków. To w tym miejscu właśnie cukiernia połączona była z kawiarnią i przynosiła największe zyski. Rodzinnym interesem zajmowała się głównie Magda, a jej zarządzanie żelazną ręką były jak najbardziej intratne dla obu stron. Jej mąż zaś pracował jako dźwiękowiec we filmie.  Na spore zyski z cukierni miał również fakt, że niedaleko tego miejsca był jeden z urzędów, szpital, szkoła, przystanek tramwajowy to i ruch był spory od wczesnych godzin. Główna piekarnia i biura zaś mieściły się dwie ulice dalej. Pan Dobrzański jednak bywał tu często, a wszystkie nowości Pshemka trafiały najpierw do cukierni Szarlotka należącej do Cieplaków. Trzy dni po powrocie Uli z Paryża również pojawił się w kamienicy Cieplaków.


-I co słychać panie Józefie w świecie kinematografii- zagadnął po załatwieniu spraw służbowych.
-Ano kręci się panie Krzysztofie- odparł oszczędnie. — Jak to we filmie.
-Tatko mówiłam ci, że nie mówi się ano- wtrąciła Ula, która pojawiła się w cukierni. —Dzień dobry panie Dobrzański- dodała, dygając tak jak uczyła ją niegdyś matka.
-Panna Ula jak mniemam- odparł, przyglądając się dziewczynie.
-We własnej osobie proszę pana- odparła grzecznie.
-Ależ się zmieniłaś w tej Francji- mówił, uśmiechając się życzliwie. —Ostatni raz widziałem cię, gdy przygotowywałaś się do matury i byłaś nieśmiałą panienką.  
-Paryż zmienia ludzi, proszę pana.  
-Zmienia na gorsze- stwierdziła Magda z wyraźnym biadoleniem. —Ma pomysły na życie po swojemu, a nie po Bożemu.
-Ale i zdobyła dyplom dla najlepszej studentki za rachunki- pochwalił się Cieplak. —Do tego nauczyła się trzech języków. Włoskiego, francuskiego i niemieckiego – dodał z dumą.
-Gratuluję serdecznie. Teraz tylko posażnego kawalera szukać.
-Teraz chcę znaleźć pracę- wtrąciła. —W jakimś biurze. A do zamążpójścia niespieszno mi. Mam czas.
-Jakbym syna słyszał. Nie mamy sił do niego z Heleną. Ciągle dostarcza nam zmartwień.
-Inne czasy nastały panie Krzysztofie- odezwała się ponownie Cieplakowa. —Za naszej młodości dzieci słuchały się rodziców, a teraz swoje zdania mają. Idą złe obyczaje.
-Żona nad tym samym boleje pani Magdo- odparł równie strapiony zmieniającymi się obyczajami.  —A pracą u mnie byłabyś zainteresowana? –zapytał nieoczekiwanie pannę Cieplak. —Potrzebuję kogoś młodego i biegłego w rachunkach.
-Chętnie proszę pana- odparła, nie zastanawiając się długo i nie dając nic więcej powiedzieć matce. —Mogę w każdej chwili zacząć.
-W takim razie wpadnij w poniedziałek po dziewiątej do mojego biura przy piekarni. Głównie tam pracuję i tylko czasami zostaję w domu. Wtedy w razie potrzeby Jakub nasz szofer przyjeżdżałby po ciebie i odwoził. Nie będzie to problem dla ciebie.
-Żaden.  Mogę nawet codziennie dojeżdżać- zapewniała. —I postaram się pana nie zawieść.
Z zaoferowanej pracy była jak najbardziej zadowolona, bo zaoszczędziła sobie szukania jej, była blisko domu, dobrze płatna, u znajomej osoby i matka nie mogła mieć powodów do narzekania, że źle trafi.  Był też drugi powód do zadowolenia. Od dawna bowiem podkochiwała się w synu pana Krzysztofa i miała nadzieję, że pracując u Dobrzańskich, zobaczy go ponownie. Był jej pierwszą, jedyną i niespełnioną miłość.  Marzyła o nim od dnia, gdy zobaczyła go po raz pierwszy i ujrzała dwa śliczne dołeczki w policzkach.  W skrycie oglądała również jego fotografię i pisała o nim w swoim pamiętniku.



Pracę zaczęła trzy dni później i od pierwszego dnia polubiła swoje zajęcie.  Również z panem Dobrzańskim układało się jej bardzo dobrze, z którym dzieliła gabinet i który szybko docenił jej kompetencje. Umiała obsługiwać maszynę liczącą i do pisania oraz dalekopis.  Pomagała również sekretarzowi w obowiązkach bardziej reprezentacyjnych.  Na pojawienie się Marka w biurze nie liczyła jednak bo rodzice, którzy byli na bieżąco w sprawach Dobrzańskich, powiedzieli jej, że państwo mają z nim kłopoty, firmą się nie interesuje i pracuje w magistracie na Siennej. Na wyjazd do posiadłości w Rysiowie zaś się nie zanosiło. O jego miłosnych podbojach również dużo wiedziała i nawet w jednej z bibliotek znalazła stare numery gazet i poczytała o życiu panicza Marka.
Po ponad tygodniu od czasu rozpoczęcia pracy miała okazję pojechać na wieś. Pan Krzysztof tego dnia dobrze się nie czuł, a było kilka spraw do omówienia, to wysłał po nią szofera. Do dworku jechała z bijącym sercem i z nadzieją na spotkanie z Markiem. Ostatni raz bowiem widziała go ponad osiem lat temu tuż przed jego wyjazdem na studia zagraniczne. Po jego powrocie natomiast ona wyjechała na trzy lata. Szybko jednak okazało się, że nie będzie jej dane zobaczyć go tego dnia, bo był w pracy. Mogła za to porozmawiać z Heleną Dobrzańską. Pamiętała ją jeszcze z czasów, gdy była jeszcze dzieckiem i nastolatką i zawsze czuła przy niej skrępowanie. Teraz idealnie też nie było, ale nie czuła też takiego dużego zażenowania jak przed laty. Inaczej miała się sprawa z szefem, bo pan Krzysztof zawsze tryskał humorem, był uśmiechnięty i od najmłodszych lat czuła się przy nim swobodnie. Została zaproszona również na obiad, z którego to zaproszenia chętnie skorzystała. Zwłaszcza że była mowa o pojawieniu się Marka. Z upływem czasu jednak nadzieja malała i w końcu całkiem zgasła, gdy szofer odwoził ją do Warszawy.

Marek tymczasem czas spędzał z przyjacielem w mieście na wspólnym obiedzie. Nie widzieli się kilka dni i mieli o czym rozmawiać.
-Seba mówię ci- mówił z tym swoim rozmarzeniem w głosie, a który pojawiał się, gdy mówił o kobietach. —Panna idealna. Kształtna z ponętnymi ustami. Stała przy swoim straganie i kusiła.
-A co z Sonią? – zapytał. —Gdyby znudziła ci się, to chętnie zająłbym twoje miejsce.
-Nie tak szybko przyjacielu- odparł momentalnie. — Anielki dobrze jeszcze nie znam. Może nie da mi tego, co chcę.
-To by było coś nowego panie Casanova- zadrwił.  —A jak przygotowania do przyjęcia? Wszystko gotowe?
-Mama razem ze służbą na pełnych obrotach działa- opowiadał z awersją na myśl o czekającym go przyjęciu. —Sprzątanie, gotowanie, szykowanie garderoby i zastawy. Lampiony i ogród też gotowy. Tak jak salon na wypadek złej pogody. Szykuje się bal niczym na sto par.
-Nie będzie tak źle - pocieszał, poklepując go po ramieniu.  —Nie takie bale mieliśmy okazje przeżywać w Londynie. I może naprawdę kogoś tam poznasz.
-Nie sądzę- odparł pesymistycznie. —Większość z tych dzierlatek znam i nie jestem zainteresowany. Za to ty będziesz miał w czym wybierać. Hrabianki, szlachcianki, panny z dobrych domów. Przyjedź już w piątek przed wieczorem, to trochę umilisz mi czas i pokażę ci okolicę- zachęcał.
-Ok. Marek. Będę na pewno. A wracając do tej Alinki czy Anielki, to co planujesz?
-Jak zawsze Seba. Kilka komplementów, uśmiechów jakiś drobny prezent i sprawa załatwiona.
-No tak Marek. Niezawodny pakiet na podryw.

Do domu wrócił tuż przed kolacją. Odświeżył się, przebrał i pojawił w jadalni. Rodzice już tam byli i rozmawiali o jakiejś Uli. Były to też same pochlebstwa.  Imię było mu znane, ale nie mógł z nikim skojarzyć.
-Ula, kto to? - zapytał wprost rodziców.
-Córka Cieplaków- odparł Krzysztof. —Pracuje ze mną już ponad tydzień i jest bardzo kompetentna. Gdybyś bywał z nami częściej, to wiedziałbyś, co się dzieje we firmie- dodał z wyrzutem.
-Wróciła właśnie z Paryża i zmieniła się nie do poznania- oznajmiła mu również matka. —Wypiękniała, nabrała pewności siebie i zdobyła wykształcenie. Bardzo rozsądna i miła z niej dziewczyna Marku- kontynuowała, jakby chciała zareklamować ją. —Gościła u nas dzisiaj na obiedzie i bardzo przyjemnie się z nią rozmawiało.
-A pan Józef jest z niej bardzo dumny- dodał od siebie Krzysztof.
-Nie ma się czemu dziwić Krzysiu- dorzuciła Helena. —Mało kto w jej wieku ma tak rozsądnie poukładane w głowie.
Po tych wszystkich zachwytach nad panną Cieplak postanowił zobaczyć to piękno, bo ostatnim razem, gdy widzieli się, była nieopierzoną i wzdychającą na jego widok panienką. Pomyślał też, że skoro spodobała się rodzicom to jemu niekoniecznie, a raczej na pewno nie spodoba. Wizytę u ojca w biurze zostawił jednak na kolejny tydzień.



Trzy dni później w dzień przyjęcia, Ula ponownie i całkiem przypadkiem pojawiła się u Dobrzańskich. Rano okazało się, że trzy dochodzące służące Dobrzańskich zachorowały i brakowało dziewczyn do obsługi na przyjęciu. Pan Dobrzański wraz z żoną przyjechał więc do Warszawy, aby za stosowną cenę znaleźć kogoś w stolicy. Proste to nie było i tylko jedna z dziewczyn służąca Cieplaków nadawała się na salony. Z pomocą im przyszła Ula, która sama z siebie zgodziła się poratować ich.
-To może ja mogłabym- zaczęła nieśmiało. —W domu i tak nie mam nic ciekawego do roboty. Rodzice z  rodzeństwem wyjechali i sama zostałam.
-To bardzo miło z twojej strony, ale to nie wypada drogie dziecko- rzekła Helena. —Powinnaś raczej być tam jako gość i bawić się z nami, a nie usługiwać. I powinnam pomyśleć o tym prędzej.
-Hańba czy poniżenie to nie jest- zapewniała.  —A na etykiecie się znam i gafy, nie popełnię. Mogę ewentualnie w kuchni pomagać.
- Niech będzie Urszulo- odparła, po namyśle.  —Ale na następne przyjęcie możesz już czuć się zaproszona.

Przyjęcie faktycznie zgromadziło sporo osób i urządzone było z przepychem. Od początku też utworzyły się nie za duże grupki osób, które zmieniały się liczebnością.  Jedni dochodzili inni, natomiast odchodzili. 


Marka w tym towarzystwie Ula zauważyła szybko i jak można było przypuszczać, był w otoczeniu paru kobiet.
Ależ on słodki i męski- myślała, patrząc na niego. I piękniejszy niż na moim zdjęciu.  Tylko co z tego, bo nie patrzy na mnie ani w tę stronę. A za to jedno spojrzenie i uśmiech do mnie dałabym wiele.  Tak cudownie się uśmiecha. I te dołeczki. Są zabójczo niebezpieczne dla kobiecego serca. Ciekawa jestem co będzie jak podejdę do nich. 
Z myśli nieoczekiwanie wyrwał ją głos Wioletty.
-Ulka to naprawdę ty- zagadnęła. A już myślałam, że mam jakieś omamy.
-Część- odparła, ale z pojawienia się Kubasińskiej, choć lubiła ją, to zadowolona do końca nie była.
-Co tu robisz w tym stroju służącej i z tacą? – pytała, przyglądając się jej uważnie. —Masz u nich dwie posady?
-Nie.  Pomagam tylko pani Helenie. Brakowało jej służących, to zgodziłam się przyjechać z naszą Agatą i pomóc. Ktoś tam zachorował.
-Taa- zadrwiła. —I dlatego wpatrzona jesteś w tamtą grupę- mówiła, pokazując gestem głowy. — Który ci się podoba?
-A co ty tu robisz? – odparła pytaniem na pytanie.
-Mama odnowiła znajomość z panią Heleną i jestem. To który z nich ci się podoba.  Nie mów mi, tylko że ta twoja miłość, o której mówiłaś to Marek Dobrzański. Chociaż wszystko się zgadza. Brunet, którego kiedyś poznałaś, ale dawno nie widziałaś.  I to oni mają cukiernię w waszej kamienicy.
-Znasz go lepiej? -zapytała, bo nie było sensu zaprzeczać.
- Miałam okazję poznać i porozmawiać ze dwa miesiące temu, ale nie mój typ. Za to ten blondyn obok jest interesujący i zamierzam poznać go bliżej, a nie ukrywać się pod fartuszkiem służącej. Jeśli chcesz, to zapoznam cię z Markiem.
-Lepiej nie Wiolka- odparła szybko i nie sądząc nawet, że nie minie nawet dziesięć minut, a będzie rozmawiać z Markiem. —Nie dzisiaj i nie w tym stroju.  —I nie mów mu o mnie- poprosiła błagalnie na koniec.
-Jak chcesz Ulka- rzekła, patrząc ciągle w stronę owej grupy. —Później pogadamy. Idę teraz poznać to ciacho. Zanim inne kobiety go dopadną -dodała, odchodząc w stronę Marka, Sebastiana i innych osób.  Wkrótce jak zauważyła Ula, blondyn całował jej dłoń i zaczęła rozmowę z całym towarzystwem. Ona tymczasem zajęła się pracą. Sprzątnęła puste naczynie, rozdała soki i poszła po ciasteczka do domu.

W drzwi prowadzące do spiżarki i piwniczki weszła niemal równo z jedną ze stałych dziewczyn posługujących u Dobrzańskich. Ona jako pierwsza a chwilę po niej służąca. Po nich zaś wszedł młody mężczyzna i skierował się za oddalającą się postacią. Ula zajęta wybieraniem ciasteczek nie usłyszała, że ktoś skrada się za nią. Chwilę później poczuła, że ktoś objął ją w pasie, a z boku szyi poczuła usta. Odruchowo łokciem uderzyła tego kogoś w bok i nie patrząc dołożyła do tego uderzenie w policzek.


- Kim jesteś? -  zapytał mężczyzna, rozcierając policzek.
- Nie tą za kogo mnie pan bierze- rzuciła w odpowiedzi. Była też mocno zaskoczona osobą, która stała przed nią. 
-To prawda- przytaknął, przyglądając się dziewczynie. —Nie jesteś.  Szła tutaj Rozalia, ale musiała chyba skręcić w korytarzu do piwniczki. Z tyłu jesteście podobne. A tobie jak na imię?
-Janka- odparła nerwowo. — Pani mnie najęła na dzisiaj- dodała, chcąc brzmieć bardziej po wiejsku.  
-Bardzo ładnie- stwierdził, delikatnie dotykając kciukiem jej brodę, a jej serce z tą chwilą zaczęło mocniej bić. —Ja jestem Marek Dobrzański, syn państwa.  
Choć w spiżarce panował półmrok, to dostrzegł urodę dziewczyny. Mogła mieć nie więcej niż dwadzieścia pięć lat, była szczupła i miała ponętne usta.
-Muszę wracać- rzekła, próbując wyminąć go i unikając jego wzroku. —Trza zanieść gościom deser.
-Boisz się mnie? – zapytał, gdy przepuszczał ją przodem do korytarza. Tam też było światło i dojrzał piękne i błękitne oczy dziewczyny.
-Nie proszę pana. Chcę tylko sumiennie wykonać swoją pracę i muszę iść- mówiła pewnie i już bez akcentu wiejskiego. —Goście czekają, a pańska mama może być zła, że mnie nie ma tam gdzie powinnam być.
-Bez obawy Janko- wtrącił automatycznie. Moja mama nie zlinczuje cię za małe spóźnienie i możemy chwilę porozmawiać- odparł, podkręcając uśmiech, gdy tylko Ula spojrzała na niego. —Nie ma też charakteru hegemona.
- Trudno byłoby powiedzieć o pańskiej matce, że jest despotką i bawi się w samosąd- wymruczała, idąc z nim w stronę kuchni. — Pan wybaczy, ale muszę wracać do ogrodu– dodała głośniej i zostawiając go samego w kuchni.    

8 komentarzy:

  1. Extra zdjęcia. Jak zawsze zresztą. Wszystkie idealnie dobrane. Marek z falą na włosach i można uznać, że nie jest z naszych czasów, a Ula jak pensjonariuszka i służąca. Nawet ulica sprzed wojny i przyjęcie.
    Bardzo miła niespodzianka przy porannej kawie i bardzo miło się czytało.
    Pozdrawiam serdecznie Kamila.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze znalezieniem zdjęć źle nie było. Chociaż Ula pensjonariuszka była najtrudniejsza.
      Miło mi że rozpoczęłaś dzień z moim blogiem.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  2. To opowiadanie może być hitem, a przynajmniej na taki się zapowiada. Wspaniale oddajesz atmosferę tamtych czasów. Ula kreuje się tu na osobę wyemancypowaną, posiadającą własne zdanie, nie ulegającą presji rodziców i raczej nie słuchającą ich pouczeń. Ma własny rozum i wie co dla niej najlepsze. Ma też jedną słabość, a mianowicie panicza Dobrzańskiego, bo nie wiem, czy w tamtych czasach popularne już były krówki. Panicz typowy dla paniczów z tamtych czasów, którzy masowo zaliczali kobiecy personel służebny za błyskotkę, czułe słówka, za parę nylonowych pończoch. Marek nie odbiega tu od stereotypu. Ciekawa jestem, czy rodzice przedstawią mu oficjalnie Ulę, a jeśli tak, to chciałabym zobaczyć jego minę, bo przecież poznał ją jako Jankę. Może być wielkie zaskoczenie. Zwrócił uwagę na jej oczy i jestem pewna, że one zapadły mu w pamięć. Sytuacja jest mocno rozwojowa, a ja nie mogę się już doczekać następnej części. Ta była znakomita.
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie Małgosiu nie chwali się dnia przed zachodem słońca. Ale staram się.
      Na razie Uli ani Markowi nie w głowie stabilizacja małżeńska, ale wkrótce to się zmieni. I ku zadowoleniu obu rodzin. Najpierw jeszcze kilka zdarzeń przed nimi.
      W jakich okolicznościach Marek dowie się, że Janka to Ula nie zdradzę oczywiście.
      Co do samego Marka to dokładnie taki mógłby być, gdyby żyła w czasach międzywojennych. Raj miałby pod domem, bo Rozalia mieszka obok ich posiadłości. A dla Uli fakt Marek to słabość od lat.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Krówki cukierki:Mianem "ojca" tych cukierków określany jest Feliks Pomorski (zm. 1963), który ich wytwarzania miał się nauczyć w dzieciństwie u swego wuja w Żytomierzu. Umiejętności te rozwinął na skalę przemysłową w Poznaniu, gdzie w latach 1921–1929 prowadził fabrykę słodyczy. Wikipedia tak podaje to Ula się łapie.

      Usuń
  3. Zaczyna robić się coraz bardziej ciekawie. Widać, że Marek nie przepuści żadnej.
    Jego mina będzie bezcenna gdy ujrzy Ulę. Myślę, że zapewne nastąpi to już niebawem. Może będzie tak iż przyjdzie do firmy i tam ją ujrzy.
    Ciekawe jak ona się będzie tłumaczyć.
    Pozdrawiam serdecznie
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem nie przepuści, ale teraz skupi się na Uli, bo będzie go intrygować z pewnych powodów. Tak jak pisałam wyżej nie zdradzę jak dowie się o Uli. Powiem że przypadkiem.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  4. Te opowiadanie jest takie inne niż wszystkie które były dotychczas i dlatego jest tak ciekawe. Chociaż Marek jest taki sam bo mu tylko jedno w głowie ale Ulka nie jest taka naiwna, głupia i łatwo nie da się poderwać. Ciekawe jak zareaguje gdy dowie się kim naprawdę jest Janka. :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że kolejne części nie zawiodą,a przynajmniej postaram się zawieść. Marek mało kiedy jest inny chociaż planuje tutaj szybko go zmienić.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń