Jedna
z cukierni Dobrzański& Febo mieściła się na ulicy Złotej w kamienicy
należącej do rodziny Cieplaków. To w tym miejscu właśnie cukiernia połączona
była z kawiarnią i przynosiła największe zyski. Rodzinnym interesem zajmowała
się głównie Magda, a jej zarządzanie żelazną ręką były jak najbardziej intratne
dla obu stron. Jej mąż zaś pracował jako dźwiękowiec we filmie. Na spore zyski z cukierni miał również fakt,
że niedaleko tego miejsca był jeden z urzędów, szpital, szkoła, przystanek
tramwajowy to i ruch był spory od wczesnych godzin. Główna piekarnia i biura zaś
mieściły się dwie ulice dalej. Pan Dobrzański jednak bywał tu często, a
wszystkie nowości Pshemka trafiały najpierw do cukierni Szarlotka należącej do Cieplaków. Trzy dni po powrocie Uli z Paryża również pojawił się w kamienicy
Cieplaków.
-I co
słychać panie Józefie w świecie kinematografii- zagadnął po załatwieniu spraw
służbowych.
-Ano
kręci się panie Krzysztofie- odparł oszczędnie. — Jak to we filmie.
-Tatko
mówiłam ci, że nie mówi się ano- wtrąciła Ula, która pojawiła się w cukierni.
—Dzień dobry panie Dobrzański- dodała, dygając tak jak uczyła ją niegdyś matka.
-Panna
Ula jak mniemam- odparł, przyglądając się dziewczynie.
-We
własnej osobie proszę pana- odparła grzecznie.
-Ależ
się zmieniłaś w tej Francji- mówił, uśmiechając się życzliwie. —Ostatni raz
widziałem cię, gdy przygotowywałaś się do matury i byłaś nieśmiałą panienką.
-Paryż
zmienia ludzi, proszę pana.
-Zmienia
na gorsze- stwierdziła Magda z wyraźnym biadoleniem. —Ma pomysły na życie po
swojemu, a nie po Bożemu.
-Ale i
zdobyła dyplom dla najlepszej studentki za rachunki- pochwalił się Cieplak. —Do
tego nauczyła się trzech języków. Włoskiego, francuskiego i niemieckiego – dodał
z dumą.
-Gratuluję
serdecznie. Teraz tylko posażnego kawalera szukać.
-Teraz
chcę znaleźć pracę- wtrąciła. —W jakimś biurze. A do zamążpójścia niespieszno
mi. Mam czas.
-Jakbym
syna słyszał. Nie mamy sił do niego z Heleną. Ciągle dostarcza nam zmartwień.
-Inne
czasy nastały panie Krzysztofie- odezwała się ponownie Cieplakowa. —Za naszej
młodości dzieci słuchały się rodziców, a teraz swoje zdania mają. Idą złe
obyczaje.
-Żona
nad tym samym boleje pani Magdo- odparł równie strapiony zmieniającymi się
obyczajami. —A pracą u mnie byłabyś
zainteresowana? –zapytał nieoczekiwanie pannę Cieplak. —Potrzebuję kogoś młodego
i biegłego w rachunkach.
-Chętnie
proszę pana- odparła, nie zastanawiając się długo i nie dając nic więcej powiedzieć
matce. —Mogę w każdej chwili zacząć.
-W
takim razie wpadnij w poniedziałek po dziewiątej do mojego biura przy piekarni.
Głównie tam pracuję i tylko czasami zostaję w domu. Wtedy w razie potrzeby Jakub
nasz szofer przyjeżdżałby po ciebie i odwoził. Nie będzie to problem dla
ciebie.
-Żaden. Mogę nawet codziennie dojeżdżać- zapewniała.
—I postaram się pana nie zawieść.
Z
zaoferowanej pracy była jak najbardziej zadowolona, bo zaoszczędziła sobie
szukania jej, była blisko domu, dobrze płatna, u znajomej osoby i matka nie
mogła mieć powodów do narzekania, że źle trafi.
Był też drugi powód do zadowolenia. Od dawna bowiem podkochiwała się w
synu pana Krzysztofa i miała nadzieję, że pracując u Dobrzańskich, zobaczy go
ponownie. Był jej pierwszą, jedyną i niespełnioną miłość. Marzyła o nim od dnia, gdy zobaczyła go po raz
pierwszy i ujrzała dwa śliczne dołeczki w policzkach. W skrycie oglądała również jego fotografię i
pisała o nim w swoim pamiętniku.
Pracę
zaczęła trzy dni później i od pierwszego dnia polubiła swoje zajęcie. Również z panem Dobrzańskim układało się jej bardzo
dobrze, z którym dzieliła gabinet i który szybko docenił jej kompetencje. Umiała
obsługiwać maszynę liczącą i do pisania oraz dalekopis. Pomagała również sekretarzowi w obowiązkach bardziej
reprezentacyjnych. Na pojawienie się
Marka w biurze nie liczyła jednak bo rodzice, którzy byli na bieżąco w sprawach
Dobrzańskich, powiedzieli jej, że państwo mają z nim kłopoty, firmą się nie
interesuje i pracuje w magistracie na Siennej. Na wyjazd do posiadłości w
Rysiowie zaś się nie zanosiło. O jego miłosnych podbojach również dużo
wiedziała i nawet w jednej z bibliotek znalazła stare numery gazet i poczytała
o życiu panicza Marka.
Po
ponad tygodniu od czasu rozpoczęcia pracy miała okazję pojechać na wieś. Pan
Krzysztof tego dnia dobrze się nie czuł, a było kilka spraw do omówienia, to
wysłał po nią szofera. Do dworku jechała z bijącym sercem i z nadzieją na spotkanie
z Markiem. Ostatni raz bowiem widziała go ponad osiem lat temu tuż przed jego
wyjazdem na studia zagraniczne. Po jego powrocie natomiast ona wyjechała na
trzy lata. Szybko jednak okazało się, że nie będzie jej dane zobaczyć go tego
dnia, bo był w pracy. Mogła za to porozmawiać z Heleną Dobrzańską. Pamiętała ją
jeszcze z czasów, gdy była jeszcze dzieckiem i nastolatką i zawsze czuła przy
niej skrępowanie. Teraz idealnie też nie było, ale nie czuła też takiego dużego
zażenowania jak przed laty. Inaczej miała się sprawa z szefem, bo pan Krzysztof
zawsze tryskał humorem, był uśmiechnięty i od najmłodszych lat czuła się przy nim swobodnie. Została
zaproszona również na obiad, z którego to zaproszenia chętnie skorzystała.
Zwłaszcza że była mowa o pojawieniu się Marka. Z upływem czasu jednak nadzieja
malała i w końcu całkiem zgasła, gdy szofer odwoził ją do Warszawy.
Marek
tymczasem czas spędzał z przyjacielem w mieście na wspólnym obiedzie. Nie
widzieli się kilka dni i mieli o czym rozmawiać.
-Seba
mówię ci- mówił z tym swoim rozmarzeniem w głosie, a który pojawiał się, gdy
mówił o kobietach. —Panna idealna. Kształtna z ponętnymi ustami. Stała przy
swoim straganie i kusiła.
-A co
z Sonią? – zapytał. —Gdyby znudziła ci się, to chętnie zająłbym twoje miejsce.
-Nie
tak szybko przyjacielu- odparł momentalnie. — Anielki dobrze jeszcze nie znam.
Może nie da mi tego, co chcę.
-To by
było coś nowego panie Casanova- zadrwił.
—A jak przygotowania do przyjęcia? Wszystko gotowe?
-Mama razem
ze służbą na pełnych obrotach działa- opowiadał z awersją na myśl o czekającym
go przyjęciu. —Sprzątanie, gotowanie, szykowanie garderoby i zastawy. Lampiony
i ogród też gotowy. Tak jak salon na wypadek złej pogody. Szykuje się bal
niczym na sto par.
-Nie
będzie tak źle - pocieszał, poklepując go po ramieniu. —Nie takie bale mieliśmy okazje przeżywać w
Londynie. I może naprawdę kogoś tam poznasz.
-Nie
sądzę- odparł pesymistycznie. —Większość z tych dzierlatek znam i nie jestem
zainteresowany. Za to ty będziesz miał w czym wybierać. Hrabianki, szlachcianki,
panny z dobrych domów. Przyjedź już w piątek przed wieczorem, to trochę umilisz
mi czas i pokażę ci okolicę- zachęcał.
-Ok.
Marek. Będę na pewno. A wracając do tej Alinki czy Anielki, to co planujesz?
-Jak
zawsze Seba. Kilka komplementów, uśmiechów jakiś drobny prezent i sprawa
załatwiona.
-No tak
Marek. Niezawodny pakiet na podryw.
Do
domu wrócił tuż przed kolacją. Odświeżył się, przebrał i pojawił w jadalni.
Rodzice już tam byli i rozmawiali o jakiejś Uli. Były to też same pochlebstwa. Imię było mu znane, ale nie mógł z nikim
skojarzyć.
-Ula,
kto to? - zapytał wprost rodziców.
-Córka
Cieplaków- odparł Krzysztof. —Pracuje ze mną już ponad tydzień i jest bardzo
kompetentna. Gdybyś bywał z nami częściej, to wiedziałbyś, co się dzieje we
firmie- dodał z wyrzutem.
-Wróciła
właśnie z Paryża i zmieniła się nie do poznania- oznajmiła mu również matka.
—Wypiękniała, nabrała pewności siebie i zdobyła wykształcenie. Bardzo rozsądna
i miła z niej dziewczyna Marku- kontynuowała, jakby chciała zareklamować
ją. —Gościła u nas dzisiaj na obiedzie i bardzo przyjemnie się z nią
rozmawiało.
-A pan
Józef jest z niej bardzo dumny- dodał od siebie Krzysztof.
-Nie
ma się czemu dziwić Krzysiu- dorzuciła Helena. —Mało kto w jej wieku ma tak
rozsądnie poukładane w głowie.
Po
tych wszystkich zachwytach nad panną Cieplak postanowił zobaczyć to piękno, bo
ostatnim razem, gdy widzieli się, była nieopierzoną i wzdychającą na jego widok
panienką. Pomyślał też, że skoro spodobała się rodzicom to jemu niekoniecznie, a raczej na pewno nie spodoba. Wizytę
u ojca w biurze zostawił jednak na kolejny tydzień.
Trzy
dni później w dzień przyjęcia, Ula ponownie i całkiem przypadkiem pojawiła się
u Dobrzańskich. Rano okazało się, że trzy dochodzące służące Dobrzańskich zachorowały
i brakowało dziewczyn do obsługi na przyjęciu. Pan Dobrzański wraz z żoną
przyjechał więc do Warszawy, aby za stosowną cenę znaleźć kogoś w stolicy.
Proste to nie było i tylko jedna z dziewczyn służąca Cieplaków nadawała się na
salony. Z pomocą im przyszła Ula, która sama z siebie zgodziła się poratować
ich.
-To
może ja mogłabym- zaczęła nieśmiało. —W domu i tak nie mam nic ciekawego do
roboty. Rodzice z rodzeństwem wyjechali i sama zostałam.
-To
bardzo miło z twojej strony, ale to nie wypada drogie dziecko- rzekła Helena.
—Powinnaś raczej być tam jako gość i bawić się z nami, a nie usługiwać. I
powinnam pomyśleć o tym prędzej.
-Hańba
czy poniżenie to nie jest- zapewniała. —A
na etykiecie się znam i gafy, nie popełnię. Mogę ewentualnie w kuchni pomagać.
-
Niech będzie Urszulo- odparła, po namyśle. —Ale na następne przyjęcie możesz już czuć się
zaproszona.
Przyjęcie
faktycznie zgromadziło sporo osób i urządzone było z przepychem. Od początku też utworzyły się nie za duże grupki osób, które zmieniały się liczebnością. Jedni dochodzili inni, natomiast odchodzili.
Marka w tym towarzystwie Ula zauważyła szybko i jak można było przypuszczać, był w otoczeniu paru kobiet.
Ależ on słodki i męski- myślała, patrząc na niego. I piękniejszy niż na moim zdjęciu. Tylko co z tego, bo nie patrzy na mnie ani w tę stronę. A za to jedno spojrzenie i uśmiech do mnie dałabym wiele. Tak cudownie się uśmiecha. I te dołeczki. Są zabójczo niebezpieczne dla kobiecego serca. Ciekawa jestem co będzie jak podejdę do nich.
Ależ on słodki i męski- myślała, patrząc na niego. I piękniejszy niż na moim zdjęciu. Tylko co z tego, bo nie patrzy na mnie ani w tę stronę. A za to jedno spojrzenie i uśmiech do mnie dałabym wiele. Tak cudownie się uśmiecha. I te dołeczki. Są zabójczo niebezpieczne dla kobiecego serca. Ciekawa jestem co będzie jak podejdę do nich.
Z myśli nieoczekiwanie wyrwał ją głos Wioletty.
-Ulka
to naprawdę ty- zagadnęła. —A już myślałam, że mam jakieś omamy.
-Część-
odparła, ale z pojawienia się Kubasińskiej, choć lubiła ją, to zadowolona do
końca nie była.
-Co tu
robisz w tym stroju służącej i z tacą? – pytała, przyglądając się jej uważnie.
—Masz u nich dwie posady?
-Nie. Pomagam
tylko pani Helenie. Brakowało jej służących, to zgodziłam się przyjechać z
naszą Agatą i pomóc. Ktoś tam zachorował.
-Taa-
zadrwiła. —I dlatego wpatrzona jesteś w tamtą grupę- mówiła, pokazując gestem
głowy. — Który ci się podoba?
-A co
ty tu robisz? – odparła pytaniem na pytanie.
-Mama
odnowiła znajomość z panią Heleną i jestem. To który z nich ci się podoba. Nie mów mi, tylko że ta twoja miłość, o której
mówiłaś to Marek Dobrzański. Chociaż wszystko się zgadza. Brunet, którego
kiedyś poznałaś, ale dawno nie widziałaś.
I to oni mają cukiernię w waszej kamienicy.
-Znasz
go lepiej? -zapytała, bo nie było sensu zaprzeczać.
- Miałam
okazję poznać i porozmawiać ze dwa miesiące temu, ale nie mój typ. Za to ten blondyn
obok jest interesujący i zamierzam poznać go bliżej, a nie ukrywać się pod
fartuszkiem służącej. Jeśli chcesz, to zapoznam cię z Markiem.
-Lepiej
nie Wiolka- odparła szybko i nie sądząc nawet, że nie minie nawet dziesięć minut, a będzie rozmawiać z Markiem. —Nie dzisiaj i nie w tym stroju. —I nie mów mu o mnie- poprosiła błagalnie na
koniec.
-Jak
chcesz Ulka- rzekła, patrząc ciągle w stronę owej grupy. —Później pogadamy. Idę teraz poznać to
ciacho. Zanim inne kobiety go dopadną -dodała, odchodząc w stronę Marka,
Sebastiana i innych osób. Wkrótce jak
zauważyła Ula, blondyn całował jej dłoń i zaczęła rozmowę z całym towarzystwem.
Ona tymczasem zajęła się pracą. Sprzątnęła puste naczynie, rozdała soki i poszła po ciasteczka do domu.
W
drzwi prowadzące do spiżarki i piwniczki weszła niemal równo z jedną ze stałych
dziewczyn posługujących u Dobrzańskich. Ona jako pierwsza a chwilę po niej
służąca. Po nich zaś wszedł młody mężczyzna i skierował się za oddalającą się postacią. Ula zajęta wybieraniem ciasteczek nie usłyszała, że ktoś skrada się za
nią. Chwilę później poczuła, że ktoś objął ją w pasie, a z boku szyi poczuła
usta. Odruchowo łokciem uderzyła tego kogoś w bok i nie patrząc dołożyła do tego uderzenie w policzek.
- Kim
jesteś? - zapytał mężczyzna, rozcierając policzek.
- Nie
tą za kogo mnie pan bierze- rzuciła w odpowiedzi. Była też mocno zaskoczona osobą, która
stała przed nią.
-To
prawda- przytaknął, przyglądając się dziewczynie. —Nie jesteś. Szła tutaj Rozalia, ale musiała chyba skręcić w korytarzu do piwniczki. Z
tyłu jesteście podobne. A tobie jak na imię?
-Janka-
odparła nerwowo. — Pani mnie najęła na dzisiaj- dodała, chcąc brzmieć bardziej po
wiejsku.
-Bardzo
ładnie- stwierdził, delikatnie dotykając kciukiem jej brodę, a jej serce z tą chwilą zaczęło mocniej bić. —Ja jestem Marek
Dobrzański, syn państwa.
Choć w
spiżarce panował półmrok, to dostrzegł urodę dziewczyny. Mogła mieć nie więcej
niż dwadzieścia pięć lat, była szczupła i miała ponętne usta.
-Muszę
wracać- rzekła, próbując wyminąć go i unikając jego wzroku. —Trza zanieść
gościom deser.
-Boisz
się mnie? – zapytał, gdy przepuszczał ją przodem do korytarza. Tam też było
światło i dojrzał piękne i błękitne oczy dziewczyny.
-Nie
proszę pana. Chcę tylko sumiennie wykonać swoją pracę i muszę iść- mówiła
pewnie i już bez akcentu wiejskiego. —Goście czekają, a pańska mama może być zła, że mnie nie ma tam gdzie powinnam być.
-Bez
obawy Janko- wtrącił automatycznie. —Moja mama nie zlinczuje cię za małe spóźnienie i możemy chwilę
porozmawiać- odparł, podkręcając uśmiech, gdy tylko Ula spojrzała na niego. —Nie
ma też charakteru hegemona.
- Trudno
byłoby powiedzieć o pańskiej matce, że jest despotką i bawi się w samosąd- wymruczała,
idąc z nim w stronę kuchni. — Pan wybaczy, ale muszę wracać do ogrodu– dodała głośniej
i zostawiając go samego w kuchni.
Extra zdjęcia. Jak zawsze zresztą. Wszystkie idealnie dobrane. Marek z falą na włosach i można uznać, że nie jest z naszych czasów, a Ula jak pensjonariuszka i służąca. Nawet ulica sprzed wojny i przyjęcie.
OdpowiedzUsuńBardzo miła niespodzianka przy porannej kawie i bardzo miło się czytało.
Pozdrawiam serdecznie Kamila.
Ze znalezieniem zdjęć źle nie było. Chociaż Ula pensjonariuszka była najtrudniejsza.
UsuńMiło mi że rozpoczęłaś dzień z moim blogiem.
Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.
To opowiadanie może być hitem, a przynajmniej na taki się zapowiada. Wspaniale oddajesz atmosferę tamtych czasów. Ula kreuje się tu na osobę wyemancypowaną, posiadającą własne zdanie, nie ulegającą presji rodziców i raczej nie słuchającą ich pouczeń. Ma własny rozum i wie co dla niej najlepsze. Ma też jedną słabość, a mianowicie panicza Dobrzańskiego, bo nie wiem, czy w tamtych czasach popularne już były krówki. Panicz typowy dla paniczów z tamtych czasów, którzy masowo zaliczali kobiecy personel służebny za błyskotkę, czułe słówka, za parę nylonowych pończoch. Marek nie odbiega tu od stereotypu. Ciekawa jestem, czy rodzice przedstawią mu oficjalnie Ulę, a jeśli tak, to chciałabym zobaczyć jego minę, bo przecież poznał ją jako Jankę. Może być wielkie zaskoczenie. Zwrócił uwagę na jej oczy i jestem pewna, że one zapadły mu w pamięć. Sytuacja jest mocno rozwojowa, a ja nie mogę się już doczekać następnej części. Ta była znakomita.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam. :)
Właśnie Małgosiu nie chwali się dnia przed zachodem słońca. Ale staram się.
UsuńNa razie Uli ani Markowi nie w głowie stabilizacja małżeńska, ale wkrótce to się zmieni. I ku zadowoleniu obu rodzin. Najpierw jeszcze kilka zdarzeń przed nimi.
W jakich okolicznościach Marek dowie się, że Janka to Ula nie zdradzę oczywiście.
Co do samego Marka to dokładnie taki mógłby być, gdyby żyła w czasach międzywojennych. Raj miałby pod domem, bo Rozalia mieszka obok ich posiadłości. A dla Uli fakt Marek to słabość od lat.
Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Krówki cukierki:Mianem "ojca" tych cukierków określany jest Feliks Pomorski (zm. 1963), który ich wytwarzania miał się nauczyć w dzieciństwie u swego wuja w Żytomierzu. Umiejętności te rozwinął na skalę przemysłową w Poznaniu, gdzie w latach 1921–1929 prowadził fabrykę słodyczy. Wikipedia tak podaje to Ula się łapie.
Zaczyna robić się coraz bardziej ciekawie. Widać, że Marek nie przepuści żadnej.
OdpowiedzUsuńJego mina będzie bezcenna gdy ujrzy Ulę. Myślę, że zapewne nastąpi to już niebawem. Może będzie tak iż przyjdzie do firmy i tam ją ujrzy.
Ciekawe jak ona się będzie tłumaczyć.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Owszem nie przepuści, ale teraz skupi się na Uli, bo będzie go intrygować z pewnych powodów. Tak jak pisałam wyżej nie zdradzę jak dowie się o Uli. Powiem że przypadkiem.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Te opowiadanie jest takie inne niż wszystkie które były dotychczas i dlatego jest tak ciekawe. Chociaż Marek jest taki sam bo mu tylko jedno w głowie ale Ulka nie jest taka naiwna, głupia i łatwo nie da się poderwać. Ciekawe jak zareaguje gdy dowie się kim naprawdę jest Janka. :-D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kolejne części nie zawiodą,a przynajmniej postaram się zawieść. Marek mało kiedy jest inny chociaż planuje tutaj szybko go zmienić.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.