Po pożegnaniu się z Markiem Ula skierowała się prosto do
domu Zalewskich, gdzie wraz z rodziną z wizytą przebywała Wioletta. Adres
znała, daleko również nie miała, to postanowiła nie czekać na ich powrót do
Dąbrowy Dużej.
-Znasz Marka Dobrzańskiego? – zapytała Ula, gdy wyszły z
posiadłości Zalewskich.
-Aby, aby. A, dlaczego pytasz?
-Jechał wczoraj do was, ale zepsuł się dyliżans i trafił
do nas. Dzisiaj podwiozłam go do Warszawy i wypytywał mnie jak z twoimi uczuciami.
Chyba smali cholewki do ciebie- zrelacjonowała pokrótce.
-Do ciasnej Anielki- wymruczała pod nosem. —Tylko jego
zalecanek mi brakuje. I ciekawa jestem, ile prawdy jest w tym, że ma żenić się
z Pauliną Febo.
-Może bawi się w swaty i do kolegi cię szykuje-
zawyrokowała Ula.
-To się rozczaruje. Od dziecka chcę być żoną Sebastiana i
zdania nie zmienię.
-Ale to hrabia a Sebastian to tylko szlachcic- podpuściła
ją.
-Od kiedy patrzysz na status społeczny, he- warknęła. —A
może chcesz Cebulka dla siebie?
-Nie jest w moim guście. Wolę mężczyzn z ciemnymi
włosami.
-Oby Ulka.
-Tylko cię sprawdzałam Wiolka- dodała dla uspokojenia. —A
tak na poważnie, to chciałabym kiedyś kochać tak jak ty Sebastiana i żeby ktoś
kochał mnie, tak samo mocno, jak on ciebie- mówiła z rozmarzeniem.
-Kto wie Ula, kogo i co szykuje ci jak los- odparła.
Marek tymczasem po całonocnej nieobecności w domu wrócił
do zimowej posiadłości, jak nazywali Dobrzańscy dom znajdujący się w Warszawie.
Mieli również drugą letnią posiadłość za miastem, gdzie od wiosny do jesieni
mieszali jego rodzice. On zaś ze względu, że od niedawna pełnił funkcję prezesa
w rodzinnej firmie produkującej tkaniny, mieszkał prawie przez cały rok w
stolicy, a na wieś wpadał od czasu do czasu. Mieszkając bez rodziców, miał też
więcej swobody, chociaż nie nadużywał jej zbytnio. Wychodził tylko w niektóre
wieczory i wracał później albo rano. Nikt ze służby nie martwił się tym, bo panicz
miał dwadzieścia siedem lat i jako zdrowy mężczyzna potrzebował czasami uciech
i kobiety. Znali też zachowania innych panów i przy nich Marek żył niczym jak
mnich. Tym razem jego całonocną nieobecnością służba nie martwiła się również.
Z wizytą u Zalewskich i z realizowaniem swojego planu na spotkanie
z Wiolettą długo nie czekał i pojawił się tam popołudniem na podwieczorku. Miał
też powód przyjścia, bo miał odebrać zaproszenia na coroczną zabawę
Wielkanocna. Jego pojawienie się
zaskoczyło Wiolettę, bo jeśli już to co mówiła Ula było prawdą, to spodziewała
się go u siebie w Dąbrowie Dużej, a nie tutaj. Nie miała też nic zaplanowanego,
co mogłaby mu powiedzieć i jak to rozegrać. Na jej szczęście przez cały czas podwieczorku
towarzyszył jej ktoś z rodziny, a później, gdy pojawił się kawaler panny Jadzi
Zalewskiej, sprawa sama się rozwiązała.
-Pamięta pan pana Leszka Chełmickiego- rzekła pani domu. —Są
po słowie z Jadzią.
-Tak. Mieliśmy okazję poznać się już.
-Wiolcia też ma starającego się- oznajmiła Hania młodsza
Kubasińka. —Pana Cebulka.
-Kogo? – zdziwił się Marek, na jak mniemał nazwisko mężczyzny.
-Tak dla ścisłości to Sebastiana Olszańskiego- odparła momentalnie
Wioletta, chcąc wyjaśnić jej relacje z ukochanym. —Znamy się od dziecka. Sebuś
mieszka dwa majątki dalej w Boguszycach.
-Nie mieliśmy chyba jeszcze okazji na poznanie- zagadnął,
przypominając sobie osoby mieszkające blisko Dąbrowy Dużej.
-To dlatego, że uczy się prawa w Krakowie na
uniwersytecie Jagiellońskim i jest w moim wieku. Dla pana to młodziak, to i nie
było wspólnych spotkań. Mamy po dwadzieścia lat.
-Tak przy moich dwudziestu siedmiu, prawie ośmiu to można
tak rzec. Gołowąs panno Wioletto.
Wioletta odpada- pomyślał nawet bez żalu. A planu B nie mam. Plan rodziców jest zaś nie do
przyjęcia. Zasadnicze pytanie też brzmi czy pokochałbym Wiolettę. Oprócz urody w niczym mi nie imponuje.
-Na wielkanocnej zabawie pana zobaczymy? -zapytała tymczasem
pani Zalewska.
-Oczywiście, że będę- odparł kurtuazyjnie. —Przyjechałem
właśnie po zaproszenie.
W drugi dzień świąt Wielkanocy Wioletta, Ula i Sebastian
pojawili się na wielkanocnej zabawie w Parku Ujazdowskim. Ula, choć nie bywała
w takich miejscach, to Wioletta postanowiła wyrwać ją z domu i marazmu i zabrać
ze sobą. Tym razem roku Pańskiego 1848 święta
przypadały późno, bo na dwudziestego trzeciego kwietnia, to i pogoda była już
iście majowa i sam raz na wesołą zabawę i porozkładanie koców.
-Zobacz Ula, Marek w towarzystwie jakiejś kobiety-
zagadnęła Wioletta, pokazując dyskretnie lewą stronę. —Na najmłodszą nie wygląda.
-To panna Cecylia Górecka i fakt najmłodsza nie jest- poinformował
je Sebastian.
-To nie wiecie, że Marek szuka sobie żony, aby uniknąć
małżeństwa z Pauliną Febo- oznajmiła im nieoczekiwanie jakaś blondynka, która
pojawiła się obok nich z jakąś brunetką. —To rodzice chcą ożenić go z nią, ale
Marek daleki jest od tego.
-A ty Felicjo skąd masz takie wiadomości? - zapytała
Wioletta.
-Z wiarygodnych źródeł. I nie zamierzam przepuścić okazji
na ożenek z nim- dodała zdecydowanie.
-Marzenia- wtrąciła jej towarzyszka. —Ja zamierzam być
panią Dobrzańską.
-Wybij sobie go z głowy- odburknęła blondynka.
-Naprawdę jest wart ich zabiegów? – zapytała Ula, gdy
obie dziewczyny niczym wystrzelone ze strzały pognały w stronę Dobrzańskiego.
-Jest jedynakiem, hrabią i spadkobiercą dwóch posiadłości
oraz fabryki tkanin. Do tego w miarę
porządny. Nie słyszałam, aby wdał się w jakiś romans z mężatką albo panną. Która
by nie chciała takiej partii na męża Ula? Chyba tylko ja. I nie dziwota, że kobiety biją się o niego a
matki i ojcowie pchają w ramiona swoje córki.
-Ja tego nie popieram Wiola. Gdyby mama posłuchała
rodziców, to byłaby teraz nieszczęśliwa.
-A ty Sebulku mógłbyś tak poświęcić się dla mnie-
zapytała dociekliwie. —Przeciwstawić się całemu światu.
- Dla ciebie góry mógłbym przenosić- odparł poniekąd
szczerze i to co chciała usłyszeć Kubasińska.
Przez kolejnych parę minut rozmawiali, a dokładnie mówiąc,
plotkowali o innych uczestnikach zabawy. Te ich ploteczki przerwała sama Wioletta,
która miała lepsze pole widzenia i oznajmiła im, że Marek zostawił Felicję i Jankę
i chyba idzie do nich. Chwilę później, tak jak przypuszczała, podszedł.
-Witam miłe panie i…- zaczął Marek.
-To właśnie mój Sebastian- dokończyła Kubasińska, a
dokładniejszego zapoznania i powitania panowie już sami dokonali.
-Wioletta mówiła, że studiuje pan prawo w Krakowie-
zagadnął Marek.
-Tak i bez pan. Pozwolę
sobie zaproponować przejście na mniej oficjalną formułę. Sebastian, Seba. Jak
to woli.
-Jeśli i panie pozwolą- rzekł Dobrzański. —Marek- dodał,
kłaniając się przed Ulą i Wiolettą.
-Panie pozwolą- odparła za siebie i Ulę, Wioletta.
-W takim razie proponuję podejść do stolika i wypić bruderszaft
szampanem- dodał Olszański.
-Uwielbiam te bąbelki- rzekła Wioletta chwilę później,
rozkoszując się smakiem.
-Wiecie, że szampan jest jedynym winem, po wypiciu
którego kobieta pozostaje piękną, jak powiedziała Madame de Pompadour- dodała
Ula.
-Jest jakiś temat, na którym się nie znasz? – zapytał
życzliwie Marek, ale Ula odebrała to inaczej.
-Nie lubię, gdy traktuje się kobiety jak najsłabsze
ogniwo- odparła mu wrogo.
-Dlaczego mnie to nie dziwi- wymruczał Marek.
- Z Uli to w ogóle taka suflerka- rzuciła Wioletta.
-Wiola sufrażystka jak już- poprawiła koleżankę. — I to
dużo powiedziane- zwróciła się do panów. — Jestem tylko działaczką społeczną i
wiem, że pewnych granic zarezerwowanych dla mężczyzn nie przeskoczę. Po prostu
uważam, że kobiety mają równie dobrze rozwinięty mózg, jak i mężczyźni i mogą
sprawdzić się tam, gdzie tylko panowie mają pole do działania. Taka praca na przykład. W dzisiejszych czasach kobieta powinna umieć zapracować na siebie sama, a nie patrzeć tylko na łaskę i niełaskę mężczyzny. Albo na jego humor. Powstaje wiele nowych fabryk, więc i dla kobiet znajdzie się praca. Jest przecież rozkwit gospodarczy.
-Czyli uważa pani, to znaczy uważasz, że czas, aby
zrównać status kobiet i mężczyzny?
-Dokładnie. My kobiety mamy wystarczająco wiele zakazów,
aby dokładać jeszcze wyłączne siedzenie w domu i rodzenie dzieci.
-Do tego musimy umilać czas mężczyznom- dodał Wioletta,
która chciała poczuć się jak Ula.
-Zdecydowanie za dużo czytasz Ula- rzekł Marek.
-I na złą drogę sprowadzasz mi Wiolkę- dodał Olszański.
-Przy Ulce to ja dopiero dostałam rozumu- odparła mu sama
zainteresowana.
-Bravissimo Wiola- przyklasnęła Ula.
-Bóg stworzył kobietę, chyba tylko na naszą zgryzotę Marek- stwierdził
Sebastian.
-Może i tak, ale bez nich byłoby nudno Seba- odparł z
rozbawieniem Marek.
Przez kolejne minuty Ula i Wioletta oglądały z bliska
występ maga, a Marek z Sebastianem przyglądając się dziewczętom, oddali się
rozmowie. Oboje, choć dzieliło ich siedem lat różnicy i znali się dopiero parę
minut, to swoje towarzystwo uważali za interesujące i polubili. Po rozejściu
się zaś do Marka podszedł pan Krzyżewski.
-Nie wiedziałem, że znasz pan Ulę Cieplak- zagadnął
znajomy.
-Bo nie znam. Dzisiaj drugi raz widzę ją na oczy.
-Pytam, bo była kiedyś związana z moim krewnym Frankiem
Zagórskim. —Miał być nawet ślub.
-I, co się stało? - zapytał z zaciekawieniem,
przypominając sobie jednocześnie mężczyznę po trzydziestce, chudego, z rzadkimi
i ciągle przetłuszczonymi włosami. Zastanawiał się też, co skłoniło Ulę do
związku z tak nieatrakcyjnym mężczyzną.
- Wszystko rozeszło się, gdy dowiedział się o skandalu,
jaki zrobiła jej matka. Franka mama zaś stwierdziła, że niedaleko pada jabłko
od jabłka i Ulka może być taka sama.
-To znaczy? – pytał zachęcająco.
-Jej mama uciekła z guwernantem brata, gdy ojciec chciał
wydać ją za mąż za swojego kolegę. Mieszkali wtedy pod Kaliszem, ale skandal
sięgał daleko het. Ciotka Zagórska dowiedziała się o tym i zaprzestała ich
spotkań. Ten jej brat podobno musiał wstąpić do zakonu, aby odkupić winy
siostry za nieposłuszeństwo. Chociaż inni mówią, że musi odkupić winy ojca.
-Ciekawa historia panie Krzyżewski. Tylko nie rozumiem, dlaczego
pan mi to mówi?
-Żeby przestrzec pana- odparł tonem, jakby miało to być
oczywiste.
-To dziękuję, ale osobiście uważam, że grzechy rodziców nie
powinny przechodzić na dzieci. Jest to
bardzo nieludzkie i nie popieram.
Historia Uli opowiedziana przez Krzyżewskiego
zainteresowała go do tego stopnia, że postanowił dowiedzieć się coś więcej, a
najlepiej nadawała się do tego Wioletta. Stała nieopodal sama, to podszedł.
-Znasz historię o rodzicach Uli? – zapytał delikatnie. —Słyszałem, że Ula miała wyjść za Franka Zagórskiego, ale coś
było na rzeczy z jej mamą.
- Poniekąd znam- zaczęła, opowiadać bez zbędnych pytań o
powody jego zainteresowania. —Tę wymarzoną partią miał być wdowiec z trójką
dzieci i o trzydzieści parę lat starszy. Pani Magda nie chciała zgodzić się, to
Uli babcia i brat pani Magdy ułatwili córce ucieczkę. Sama została zmuszona do małżeństwa ze
sporo starszym od siebie mężczyzną, to wiedziała jak to jest. Ale
jak to mówią najbrudniej jest pod latarnią, to ci Zagórscy lepsi nie byli.
Trudno było znaleźć im żonę dla syna, to postanowili, że za pomoc finansową dla ratowania ich dworku i leczenie Beatki, Ula
poślubi go. To znaczy Ula tak
postanowiła, bo Cieplaki nigdy by na to nie pozwolili.
-I Ula poświęciłaby się dla nich- zapytał ze zdziwieniem.
-Ulki nie znasz. Za bardzo kocha swoją rodzinę, żeby się
nie zgodzić. Na szczęście wszystko się rozeszło po ościach. Ten cały Franuś był
oślizgły jak wąż.
A ja chyba znalazłem rozwiązanie na swoje problemy- pomyślał tymczasem,
Marek szukając jednocześnie wzrokiem Uli. Piękna, inteligentna i dobra. Przeszłość jej mamy nie ma
dla mnie znaczenia. Winy rodziców nie powinny przechodzić na dzieci. Tak
muszę zająć się tym jeszcze dzisiaj. Rodzice teraz siedzą z Febo i może próbują ożenić mnie z Pauliną.
-Ula to nie jakaś ostatnia potwora, żeby brać za męża
ecie - pecie– kontynuowała Wioletta. —Zasługuje na lepszego niż ten, pożal się
Boże Franek.
-Na znacznie lepszego- przytaknął.
Ulę dostrzegł, oglądającą dziecięce zawody na bieg we
worku. Stała sama to podszedł.
-Kiedyś byłem mistrzem w tym- zagadnął zza pleców.
-I ja mam w to uwierzyć? - odparła wątpiąco.
-Przekona się Urszulo. Konkurs dla dorosłych przewidziany
jest również i zamierzam wygrać.
Konkurs odbył się tuż po zejściu dzieci z trasy biegu, a
Marek tak jak obiecał Uli, wziął w nim udział. Przeznaczona była również
nagroda dla zwycięzcy, kwiatek dla ukochanej. Był również bezkonkurencyjny i
wygrał z dużą przewagą. Ku zdziwieniu wszystkich kwiatek trafił natomiast do
Uli Cieplak.
Czytam Twoje opowiadanie i dochodzę do wniosku, że nigdy w życiu nie chciałabym się urodzić i żyć w tamtych czasach. Swatanie było okropne, a młode kobiety najczęściej swatano ze starymi, obleśnymi dziadami, starymi wdowcami obciążonymi gromadką dzieci. Robiono tak ze względu na podupadający majątek, na to, że panna była po trzydziestce i miała coraz mniejsze szanse na to, by wyjść za mąż za kogoś w podobnym wieku. Konszachty, intrygi, potajemne schadzki, to już kompletnie nie moja bajka. Fakt jest jednak faktem, że aranżowanych małżeństwo było bardzo dużo. Myślę, że co najmniej 70%.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że ani Ula ani Marek nie doświadczą niczego podobnego. To spotkanie w Parku Ujazdowskim upewniło go chyba w przekonaniu, że spośród wszystkich wolnych panien Ula będzie tą najbardziej odpowiednią. Poza tym ona mu się podoba i imponuje mu wiedzą, a że feministka i sufrażystka, to kto by się tym przejmował.
Czekam na kolejną ciekawą część. Serdecznie pozdrawiam. :)
Żyć też bym nie chciała, ale tak na jeden dzień dostać się tam byłoby ciekawe. Ale tylko wiosną albo inny chłodniejszy dzień, bo latem w upale pod tymi wszystkim halkami, gorsetami i długimi sukniami musiałoby być gorąco.
UsuńCo do zamążpójścia stary i młódka to duży wpływ miał też fakt umieralności kobiet przy kolejnych porodach i zapewnienie gospodyni. I tu się zgadzam z Tobą, że było to coś nie do zaakceptowania. Ale są jeszcze niestety kraje, gdzie jest to na porządku dzienny. Ula i Marek to jednak ucywilizowani ludzie i będzie po ich myśli.
Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Odniosłam wrażenie że Marek postanowił zaproponować Uli transakcję wiązaną, ona za niego wyjdzie a on pomoże jej rodzinie finansowo. Mam jednak nadzieję, że oprócz tych obopólnych korzyści połączy ich także uczucie. No i oczywiście zgadzam się z Markiem, że winy rodziców nie powinny przechodzić na dzieci. Smutne jest tylko że dążenie Magdy do własnego szczęścia przez innych postrzegane jest jako wina.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Transakcja będzie, ale szybko oddali się i będzie wspomnieniem. W takiej Uli nie można nie zakochać się na zabój. Co do winy to są ludzie i ludziska. Marek i jego rodzice (zdradzę) to ludzie.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Marek z Ulą nie będzie się nudził. :D A co do rodziców Marka nie powinni go swatać z Paulą, skoro on sobie tego nie życzy. Dobrze że Dobrzański nie przejął się zbytnio tą historią z mamą Uli.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Swatanie Marka z Pauliną to fortel Dobrzańskich, bo chcą aby sam znalazł sobie zonę. Było to w poprzedniej części. I udało się im bo jedynak zaczął działać.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Ach faktycznie. Przepraszam, musiało mi gdzieś umknąć.
UsuńNie ma za co przepraszać. Ja to wiem, bo pisałam a sama zapominam albo umyka mi coś u innych dziewczyn.
UsuńPozdrawiam miło.
Ula widać, że wpadła Markowi w oko. Ale zastanawiam się nad jednym. A mianowicie czy jeśli zaczną się spotykać czy oby nie będzie to mezalians. Ona jest przecież z niezbyt bogatej rodziny, a Marek jest bogatym człowiekiem.
OdpowiedzUsuńDo tego te plotki o jej matce mogą nie spodobać się jego rodzicom.
Pozdrawiam gorąco
Julita
Uli matka pochodziła z równie dobrej rodziny co Marek tylko że uciekła z ukochanym i dlatego żyją jak żyją. Seniorzy jak pisałam wyżej są ludźmi wyrozumiałymi i nie będzie im przeszkadzało to co miało miejsce dwadzieścia lat temu.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Co tam robi pani z zegarkiem i prawdopodobnie z komórką? �� A tak na poważnie to fajny pomysł na przeniesienie opowiadania w czasie. Z Paniczem również.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Aldona.
Skoro w Krzyżakach wystąpiły tenisówki to u mnie może wystąpić telefon i zegarek. Na kocyku leży również opakowanie ciasteczek mi znanych. A tak na poważnie to zauważyłam, ale fotka pasowała.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.