wtorek, 31 lipca 2018

Panicz Marek cz. 14


Urodziny Sebastiana przechodziły pomału w niepamięć, ale znajomość Uli i Marka z rodzeństwem Malickich trwała. Ula głównie na słowa Wioletty, aby wzbudzić w Marku zazdrość, umówiła się na kolejne spotkanie z Emilianem, a Marek z Kamilą, bo chciał zapełnić pustkę po Uli. Wyjście do kina i na spacer nie było jednak dla Uli czymś, co chciałaby rozpamiętywać. Mężczyzna jak dla niej był przesadnie miły i za słodki. Znacznie większe wrażenie Malicki zrobił na matce Uli. Emilian bowiem któregoś popołudnia pojawił się w cukierni i oczarował Cieplakową kindersztubą, elegancją, elokwencją i urodą.
Marek z Kamilą natomiast wychodził bawić na miasto i tam, gdzie mogła spotkać osoby w swoim wieku. Również ulubiony klub Marka i Sebastiana był w zasięgu jej zainteresowań i Dobrzański zabrał ją tam dwa razy w ciągu tygodnia. W takim towarzystwie odnalazła się szybko, a chętnych do zatańczenia z nią nie brakowało. W sobotni wieczór również pojawili się w Klubie 26 i szybko znalazła chętnego do zatańczenia. Zazdrosny o towarzystwo innych Marek nie był, bo była dla niego tylko koleżanką i nic poza sympatii koleżeńskiej nie czuł. W czasie, gdy Malicka tańczyła, dosiadła się do niego ciotka Uli, Anna (część 6). Z widzenia ją znał, ale nigdy nie miał okazji poznać.


-Wolne? – zapytała. —Czekam na znajomych, a wszędzie są pozajmowane miejsca.
-Tak proszę- odparł. —Może coś pani postawić?
-Skoro pan jest tak miły, to poproszę o Gin z tonikiem.
-Służę uprzejmie- rzekł, podkreślając uśmiech.
-Twoja dziewczyna nie będzie zła za moje towarzystwo? – zagadnęła.
-Skąd wie pani, że jestem tu z kimś? – zapytał zaintrygowany.
-Dwa dni temu bawiłeś się z taką rudowłosą kobietą, która tam tańczy. Miała również oryginalną torebkę, a ta sama torebka leży na stołku z drugiej strony.
-Nie będzie zazdrosna, bo nie jest moją dziewczyną. To tylko koleżanka do pójścia do klubu. Mój kumpel ostatnio spędza więcej czasu ze swoją dziewczyną, jest więc w zamian.
-Wiem chyba, o kim mówisz. Taki blondyn. Sebastian ma na imię, a ty jesteś Marek. Jesteście tu stałymi bywalcami, to pamiętam. Kolega spoważniał, a ty dalej bawisz się beztrosko- dodała, bo w uczuciach Wioletty i Sebastiana również była na bieżąco.  —Od lat widzę, jak przychodzisz tutaj.
-Pani jest tajniakiem, że wszystko i wszystkich obserwuje? -zapytał złośliwie.
-Zastanawiam się tylko, dlaczego najbardziej pożądany kawaler Warszawy jest ciągle sam- wtrąciła. —Niejedna panna byłaby chętna na związek z tobą.
-Zainteresowana jest pani, skoro pani pyta?
-Nie skąd. Dziwne to trochę. Chyba że uczucie miłości jest ci obce.
-Nie jest. Jest nawet taka jedna dziewczyna, ale boję się, że mogę tylko ją skrzywdzić związkiem ze mną- zaczął się zwierzać. —Wiem, jak żyję i jakie ma podejście do pewnych spraw Ula. Ja lubię zabawę a ona spokojne życie. Ja grzeszę rozpustą, a ona jest ciągle jak pensjonariuszka. Ja impulsywny, a ona romantyczka. Mamy inne charaktery jak widać. Tylko płakałaby przeze mnie.
-Tego nie możesz być pewny Marek- stwierdziła klarownie. —Coś, co wydaje się oczywiste nie zawsze, takie jest.  
-Mówi pani jak Sebastian. Tylko że on jest za Ulą, bo jego dziewczyna to najlepsza koleżanka Uli.
-Ale ja jestem obca i obiektywna- argumentowała.
-Ale kobietą, a kobieta stanie po stronie kobiety- rzucił kontrargument.
-Kobietą z doświadczeniem życiowym- sprecyzowała ripostą. —Pogubiłeś się i tyle. Nie znam Uli, ale może jest właściwą kobietą, która twoje życie wprowadzi na właściwe tory. Według mnie warto spróbować. Miłość wiele może zdziałać.
-Myśli pani- zaczął, poważnie zastanawiać się nad słowami kobiety. Zastanawiał się również nad wiernością, bo za Sonią i Rozalią nie tęsknił za bardzo.
-Dokładnie tak myślę- odparła zdecydowanie.


Dwa dni później Marek pojawił się na ulicy Złotej. Szedł właśnie do ojca i do cukierni Szarlotka, gdy dojrzał Ulę i Emiliana idących w przeciwnym kierunku po drugiej stronie ulicy. Oni zajęci rozmową, nie zauważyli go, ale on zdążył dostrzec zadowolenie Uli. Chwilę później pojawił się w cukierni, a Cieplakowa po małej zachęcie Marka i swoich chęci nie omieszkała opowiedzieć mu o Malickim.
-To bardzo miły i młody człowiek- mówiła z zachwytem. —Ma dwadzieścia pięć lat i wiekowo pasuje do Uli- dodała tak sugestywnie, że przy swoich trzydziestu trzech poczuł się staro i zdecydowanie za staro dla Uli.
-Chyba tak- zgodził się tylko z uprzejmości. —Poznałem go w czasie urodzin u Sebastiana. To jego krewni.
-Mają jakąś fabrykę z ubraniami- kontynuowała swoje peany. —Był tak elegancko ubrany i wyczesany.
-A mi wydaje się, że to zwykły goguś panie Marku- odezwał się Józef. —Jest tu przejazdem i tylko niepotrzebnie zawraca Uli głowę. Nie wiadomo, jak jest w tym Wilnie. Może ma tam narzeczoną. Lepiej byłoby, gdyby Ula miała stąd kawalera. Można dowiedzieć się, czy rodzinna porządna. 
-To zawsze swój panie Józefie- przytaknął.
-Powiedzieć Uli, że pan był? – zapytał Józef z życzliwością.
-Niekoniecznie. Będziemy widzieć się na dożynkach. Państwo również przyjdą?
-Tak- odparł mu Cieplak, odprowadzając do drzwi. Tam zaś minął się z Bartkiem Dąbrowskim. —Nie podobają mi się jego częste wizyty tutaj- dodał z niechęcią. —Nazwisko sławne a on szelma. Nie macie innych dostawców?
-Pewnie są, ale nie mi decydować kto, gdzie jedzie. A tak na marginesie to również nie przepadam za nim.  
W tym przypadku Cieplak również się nie mylił, bo do grona adoratorów Uli chciał, dołączył również Bartek, który w ostatnich dwóch tygodniach prawie codziennie pojawiał się w cukierni z dostawą albo u Dobrzańskiego w biurze z fakturami. Ula zaś z każdym takim spotkaniem czuła, że liczy na coś więcej niż zwykłą znajomość. 
 Z cukierni wyszedł wyraźnie niezadowolony, choć ciągle wahał się co ma zrobić z tym co powiedziała mu ta kobieta w klubie.
Jestem jak ten pies ogrodnika- myślał chmurnie. Sam nie chcę rozwinąć znajomości, a i innym żałuję, że chcą. 
Byłoby mu pewnie lżej na duszy, gdyby wiedział, że Ula śmiała się z żart, odprowadzała go kawałek, bo sama szła odebrać Betti od koleżanki i że nie żywi do Emiliana żadnych wielkich uczuć.

Powiatowe dożynki w Rysiowie zgromadziły nie tylko mieszkańców wsi Rysiów i okolicznych wiosek, ale i sporo miastowych. Głównie to właśnie dla nich atrakcje dożynkowe były niezapomniane i oglądali z zaciekawieniem dożynkowy pochód, podziwiali wieńce uplecione ze zbóż, ziół i kwiatów i uczestniczyli w uroczystej Mszy Świętej. 



Tego roku z racji, że gospodarzami byli sami Dobrzańscy to i impreza urządzona była z większym rozmachem.  Odbywała się na polach przy ich dworku, był fotograf, dziennikarze z gazet, włodarze Warszawy i inni prominenci. Z miasta zjechała również spora grupa ich znajomych. Wśród nich byli Kubasińscy, Sebastian, Kamila i Emilian oraz cała rodzina Cieplaków.

 Ulę Marek dojrzał, gdy stała wraz z Wiolettą przy jednym ze stołów i układał kwiaty w wazonach. Prędzej widział ją już z Emilianem, to wolał nie podchodzić i ukradkiem spoglądał na nich. Później, chociaż z Malickim, Wiolettą, Kamilą i Sebastianem miał okazję przywitać się, to Ula zawsze gdzieś przepadała. Teraz zaś była do tego okazja.
-Witaj Ula- rzekł z rezerwą. —Dobrze się bawisz?
-Nawet bardzo- odparła również bez emocji.
-To dobrze. A jak się ma twoja znajomość z Emilianem? Widziałem was ostatnio razem przy waszej cukierni.
-Dziękuję dobrze. A twoja z Kamilą?
-Też nie narzekam.
-Jak tak dalej będziecie gadać, to daleko nie zajdziecie- wtrąciła Wioletta, która była w towarzystwie Uli, gdy podszedł Marek. —Ktoś kogoś sprzątnie sprzed nosa i będzie pozamiatane.
-To wstęp do rozmowy Wiola- rzekł Marek.
-Zwykła uprzejmość- dodała Ula.
-To wy sobie tutaj rozmawiajcie, a ja pójdę Cebulka poszukać- odparła, odchodząc.
-Dzisiaj mijają dokładnie cztery miesiące, jak się poznaliśmy Ulijanko- zagadnął.
-Nieprawda. Poznaliśmy się ponad dziesięć lat temu. Wtedy poznałeś Jankę.
-Ta znajomość nam lepiej wychodziła- stwierdził cicho.
-Zawsze możemy rozpocząć znajomość od nowa- odparła wesoło. —Jestem Urszula Cieplak i obiecałam pańskiej mamie pomóc w przyozdobieniu stołów i całej reszcie.
-Ta Ula Cieplak? -zapytał z mocnym zdziwieniem. —Pamiętam panią z czasów pensjonariuszki. Była pani nieopierzonym kurczaczkiem. 
-Fakt. Trochę się zmieniłam.
-Trochę to mało powiedziane. Zmieniła się pani nie do poznania.
-Oby na lepsze- wtrąciła.
-Oczywiście, że tak- rzekł zdecydowanie. Mogę liczyć, chociaż na jeden taniec wieczorem panno Urszulo? -zapytał, podkręcając uśmiech.
-Chyba mam wolnych kilka tańców w karneciku – odparła po chwili zastanowienia.
-Byłbym więc zaszczycony kilkoma- rzucił  kurtuazyjnie.
-To jesteśmy umówieni na wieczór- odparła z uśmiechem. —Teraz jednak muszę iść do spiżarki i przynieść owoce- dodała usprawiedliwiająco. — Obiecałam pańskiej mamie, że przyniosę i poukładam na paterach.
-Te obowiązki- stwierdził z głębokim westchnieniem. —Zawsze pojawiają się, kiedy chciałoby się od nich uciec. Ja z rodzicami muszę zając się powitaniem prominentów.
Znowu jest jak dawniej- myślała Ula, idąc w stronę domowej spiżarki. Umiemy pożartować i spokojnie porozmawiać. Będzie dobrze Ula. Nic straconego.
Jest taka piękna- myślał tymczasem Marek. I uwielbiam te przekomarzania w jej wydaniu. Przy niej nie można się nudzić. I kto wie? Może naprawdę czeka nas nowy rozdział życia.

W spiżarce Ula zastała również Bartka Dąbrowskiego. Mężczyzna przyszedł tam po schowane napoje.


-Śledzisz mnie? – zapytała z wyrzutem.  —Półgodziny temu natknęliśmy się w domowej piwniczce. Jeszcze prędzej w sadzie.
-Nie moja wina Uleńko, że pan Dobrzański zrobił mnie balowym i że trunki mają pochowane w dwóch miejscach. Muszę poroznosić butelki, zanim wszyscy zejdą się po mszy.
-Nie jestem żadną Uleńką- wtrąciła. —W ogóle, od kiedy jesteśmy na ty. Ja sobie tego nie przypominam.
-Dla Mareczka i tego gogusia Malickiego jesteś milsza- rzekł jakby z groźbą. —A nie są w niczym lepsi ode mnie. Chyba tylko w tym, że mają pełne kieszenie pieniędzy.
-Jesteś sprośny i bez kultury- rzuciła z odrazą.
-Takich jak ja kobiety lubią najbardziej- mówił coraz bardziej niebezpiecznie. —A nie takich dandysów jak Marek i ten drugi.
-Ty nie masz na co liczyć u mnie- odparła spokojnie. —Do pięt im nie dorastasz w kulturze osobistej. Można być biednym, ale kulturalnym. W tym tkwi różnica pomiędzy Markiem, Emilianem a tobą, a nie w zamożności. Teraz wybacz, ale oboje jesteśmy zajęci i lepiej będzie, jak zajmiesz się swoją pracą. Chyba że mam powiedzieć panu Dobrzańskiemu jak spędzasz czas.
Mężczyznę zostawiła bez odpowiedzi, ale gdzieś podświadomie bała się, że jeszcze nie koniec ich spotkań na dzisiaj.

Po części oficjalnej dożynek przyszedł czas na mniej oficjalną. Były pieczone ziemniaki i kiełbaski, racuszki, podpiwek, inne trunki, ciepły chleb, owoce, muzyka, dla miastowych przejazd na sianie a wieczorem potańcówka.  


Zabawa trwała już w najlepsze, gdy obok stodoły zataczającego się i dziwnie zachowującego się Jasia zauważył Jakub szofer Dobrzańskich.  Nie umiał nigdzie znaleźć Uli, to powiadomił Marka. Ten zaś przyszedł razem z Sebastianem. Jasiek siedział na kamieniu, mówił coś do siebie, a w ręku trzymał butelkę po popiwku.
-Pierwszy kac, co Jasiu- rzekł Marek. —Dobrze, że ojciec cię nie widzi.
-Po popiwku by go tak nie ścięło- odparł Jakub.
-Dokładnie. Zachowuje się jakby, wypił popiwek z morfiną albo kokainą i się odurzył- dodał Sebastian, gdy próbował cucić Jaśka, aby nie zasnął i zbadał pobieżnie puls i źrenice. —Na te środki są różne reakcje.
-Seba to jest Rysiów, a nie Warszawa. Nie mamy takich używek.
-Może ktoś przyniósł. Ktoś ci dał popiwek? - pytał młodego Cieplaka.
-Wypiłem po Uli- wybełkotał. —Była tu z tym Bartkiem albo może z  Emilianem i zostawiła większe pół butelki, to nie mogłem zostawić.
-Emilian wygląda mi na takiego, co szprycuje się świństwami- orzekł Sebastian. —A po tym Ulka może być potulna jak baranek i chętna na wszystko. Ja się zajmę nim, zaprowadzę do domu i powiem służbie co mają robić, a ty Marek z Jakubem idź poszukać Ulki- zadecydował Olszański.
Markowi dwa razy nie trzeba było mówić.  Po drodze napotkał Emiliana, naskoczył na niego, ale ten zapewniał go, że ostatnie półgodziny spędził na strzelnicy, nie widział Uli i nigdy by jej nie spoił. Inni uczestnicy dożynek również niewiele widzieli.
-Widziałaś ostatnio Ulę- zapytał w końcu i Wiolettę. —W ostatnie półgodziny tak w ścisłości.
-Była  z tym całym Bartkiem i jakąś kobietą przy stodole- odparła. —A stało się coś? Jasiu, podobno zalał się na amen.
-To niedobrze- rzekł Marek ni to do siebie, ni do Jakuba i Emiliana. —Bartka też nigdzie nie widać.
Długo nie zastanawiając się, Marek razem z Jakubem, osiodłali konie i ruszyli w dwie przeciwne strony. Ten drugi miał więcej szczęścia a dokładnie pies Marka Brutus, bo pognał w stronę pola i zaczął ujadać przy jednym stogu słomy. Gdy dojechał tam, to jego oczom ukazał się obraz szamotaniny.
-Brutus piesku idź po pana- powiedział do psa, a ten na komendę pobiegł co sił w nogach szukać Marka.  Sam zaś próbował rozdzielić całującą się parę. Dąbrowski był jednak wyższy, lepiej zbudowany, silniejszy i miał przewagę nad nim. Ula tymczasem wyglądała na półprzytomną i leżała z porozdzieraną sukienką. 


Kolejnej część tak szybko, czyli po paru dniach nie będzie, bo instytucja młodsza siostra, która zajmowała się moją córeczką wyjechała z rodzicami na wczasy.

10 komentarzy:

  1. Ciotka Uli dała Markowi do myślenia i chyba wyciągnął z tej rozmowy dla siebie wnioski, bo na dożynkach zachowuje się już zupełnie inaczej. Jawi się jako rycerz w lśniącej zbroi, który chce uratować Ulę przed Bartkiem. Początkowo sądziłam, że Dąbrowski będzie pozytywną postacią, ale jednak nawet w opowiadaniach niektórzy się nie zmieniają. Dzisiaj powiedzielibyśmy o nim zboczeniec i zwyrodnialec, bo w wiadomym celu upił Ulę dorzucając do trunku jakąś substancję odurzającą, żeby po niej była łatwiejsza i nie stawiała oporu. Mam nadzieję, że Marek uratuję jej honor i cześć a Dąbrowski dostanie zasłużoną karę.
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z fragmentu rozmowy Marka z ciocią Uli nie do końca jestem zadowolona. Chciałam to jakoś mocniej zaakcentować, ale z komentarzy widzę, że coś tam dotarło do Marka. Fakt Bartek do tej pory przewijał się taki nijaki, ale dlatego że miał odegrać kluczową rolę tak jak i dożynki to wspominałam o tym już parę części wstecz.
      Kara oczywiście będzie co do Uli to nie wiem.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  2. Do Marka chyba coś zaczęło docierać. Lepiej późno niż w cale jak to mawiają.
    Bartek jak i w serialu jest podłą gnidą i szują. Mam tylko nadzieję, że nie zdążyło dojść do czegoś więcej niż tylko porozdzierana sukienka Uli. Marek powinien mu obić gębę.
    Pozdrawiam gorąco
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dać mu w mordę i kolegium gotowe. Ale tak jak pisałam wyżej kara spotka Bartka. Oczywiście Bartek to najgorsze co mogło spotkać Ulę a o powodach jego czynu w kolejnej części.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  3. Ja również mam nadzieję że nie doszło do czegoś więcej a Dąbrowski poniesie konsekwencje swojego czynu. Myślę też że ta sytuacja zbliży Marka do Uli i da mu do myślenia.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet bardzo zbliży. Szkoda tylko że w takich okolicznościach.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  4. Po Bartku można się wiele spodziewać, ale coś takiego. Dobrze że ten pies ich znalazł. Rozmowa z ciotką Ulki dała Dobrzańskiemu dużo do myślenia. Przykre wydarzenie, ale mam nadzieję że zbliży Marka i Ulę do siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takiego Bartka musiałam stworzyć i sytuację nieciekawą na te czasy. Ale sprawidliwość będzie.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  5. To kiedy siostra wraca z tych wakacji. Codziennie zaglądam z nadzieją że jednak coś dodałeś.
    Pozdrawiam serdecznie Kamila.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sobotę, ale nie oznacza to że nic nie piszę i leniuchuję. Po prostu mam czas tylko wieczorami, gdy odpocznę po pracy i uśpię Igę. Pięć stron jest i teraz kończę ostatni fragment.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń