czwartek, 14 marca 2019

Skazani na miłość cz. 17


Wróciłam, dopisałam scenę Uli i Marka ze szpitala, a która brakowała mi przed moim pójściem do szpitala. Tym razem reguła, że chłopcy rodzą się później się, nie sprawdziła, bo syn urodzi się prędzej. Kolejna część musi być pisana od zera, to trochę potrwa.



 Ośrodek rekreacyjno- konferencyjny nabierał ostatnich szlifów i na ostatnie dni przed otwarciem potrzebował tylko prac kosmetycznych i ekipy sprzątającej. Otwarcie również było już zapięte na ostatni guzik.  Catering zamówiony, prasa umówiona, dmuchane zabawki dla dzieci ustawione. Nawet pogoda zapowiadała się obiecująco, bo miało nie padać a temperatura sięgać dwudziestu pięciu stopni. To zaś było dla Marka ważne, bo Ula chciała pojawić się wraz z Piotrusiem, a deszcz i zbyt wysoki upał mógłby zaszkodzić synkowi. Tam też po raz pierwszy oficjalnie miał wystąpić przed jego znajomymi i dalszą rodziną. Dla dziadków Dobrzańskich zaś miała to być dopiero druga okazja do kontaktu z wnukiem.  Więcej uwagi musieli poświęcić Paulinie, która po cesarce dochodziła do siebie długo oraz małej Agusi. Febo do córeczki bowiem nie miała cierpliwości i nalegała na opiekunkę. Na to zaś nie chcieli zgodzić się Dobrzańscy, bo uważali, że matki nie zastąpi nawet najlepsza niania. Paulina, dlatego też zaczęła myśleć o przeprowadzce do domu Aleksa, zamieszkania z Bartkiem i zatrudnienia niani.  Znacznie inne nastawienie do dziecka wykazywała Ula, bo od czasu jak synek wyszedł ze szpitala, czyli dziesięć dni temu miał matczyną miłość zapewnioną nieustannie. Marek również nie zaniedbywał swoich obowiązków i w Rysiowie pojawiał się codziennie. Szybko nauczył się też zmieniania pieluch, ubierania, kąpania oraz innych czynności. Miał nawet okazję pobyć z synem przez weekend, bo Józef z młodszymi dziećmi wyjechał na rodzinną uroczystość i ktoś musiał zostać dla bezpieczeństwa z Ulą.  Wtedy zaliczył również pierwszy swój spacer z Piotrusiem i mógł doświadczyć nocnych pobudek. To nie przerażało go jednak i dalej chciał, aby Ula zamieszkała z synkiem u niego.


Otwarcie ośrodka Zacisze  dla większości gości było niespodzianką. Tak jak to, że to wspólny biznes Uli, Marka i Sebastiana. Honory gospodarza pełnił zaś Marek i witał kolejne zaproszone osoby. Sebastian z Maćkiem natomiast zajęli się oprowadzaniem niektórych z gości. Większe zainteresowanie niż ośrodek wzbudzał jedna Piotruś. Sam Marek mógł tego doświadczyć, bo w pierwszej kolejności gratulowali mu syna a dopiero później ośrodka. Niektórych interesowała jeszcze sprawa Pauli i to czy prawdą jest, że ojcem małej jest Bartek. Jeszcze inni wracali do sprawy jego ojcostwa. Pomiędzy obowiązkami Marek znalazł też czas, aby pobyć i zająć się synem. Ula w tym czasie mogła usiąść pod parasolem w pobliżu wody i ze spokojem porozmawiać z dawno niewidzianą Wiolettą.


-Aż trudno uwierzyć, że Marek jest teraz taki porządny- mówiła Kubasińska, patrząc z oddali na Marka z wózkiem. —Widać, że dojrzał do roli ojca. Nie chodzi po kubach, nie szuka przypadkowych znajomości.
-Fakt- odparła Ula, patrząc również na niego. —Na razie można liczyć na niego w stu procentach.
- I to wszystko dzięki ciąży Pauliny- stwierdziła wymownie Wiola. —Co prawda jej metody były dość perfidne i wszystko wymuszała szantażem, ale liczy się efekt i to, że ty na tym zyskasz. Tylko kompletnie nie rozumiem cię. Marek świata poza wami nie widzi, a ty nie chcesz przyjąć jego pomocy.
-Nie pomocy tylko propozycji zamieszkana razem Wiola- wtrąciła Ula, precyzując. —To jest różnica. Ludzie będą myśleli, że specjalnie zaszłam w ciążę, żeby coś osiągnąć, a prawda jest taka, że Piotruś to szczęśliwy przypadek.
- Może i masz rację. Nikt nie chce być tą przysłowiową potrawką (pożywką) dla dziennikarzy jak Paulina. Najpierw mówili o jej ciąży, później, że dziecko nie Marka a teraz, że Bartka. Nie schodzi normalnie z tapety.
-Sama jest sobie winna- stwierdziła Ula. —Kłamstwo pociąga za sobą kolejne kłamstwo.  I nie ma co jej żałować.
-Dokładnie Ula. Gdybyś tylko widziała ją, jak chodziła dumnie po firmie, demonstrując brzuch- mówiła z powetowaniem w głosie. —Tak jakby za każdym razem chciała powiedzieć, to dziecko Marka. A teraz, gdy wszystko się wydało, to przez ostatnie dwa tygodnie ani razu nie było jej w firmie.  Ona chyba myśli, że jak nie będzie pokazywać się w firmie, to nic nikt nie będzie o niej mówił.
-O mnie też coś mówią- zagadnęła. —Muszę być przygotowana na coś, jak wrócę.
-Jak to w firmie Ulka- odparła Wiola z wymuszonym uśmiechem. —Jedni ci zazdroszczą, drudzy obrabiają, inni są z tobą, a jeszcze inni są obojętni.  
-Jednak i mi się dostało- odparła cicho i z rozczarowaniem.
-Ula nie ma się czym martwić- pocieszała. —Pogadają i przestaną. 


Przez kolejne dwa wakacyjne miesiące życie Uli, Marka i Piotrusia toczyło się spokojnie. Maluszek ku uciesze rodziców, dziadków i reszcie rodziny był zdrowym i pogodnym dzieckiem. Ula tak jak obiecała Markowi bywała też z synkiem u niego w domu. Tam zaś zawsze pokazywali się Dobrzańscy. Helena i Krzysztof szybko zauroczyli się wnukiem i z góry zaoferowali swoją pomoc na przyszłość. Zwłaszcza że stosunki z Pauliną z każdym dniem się psuły. Febo bowiem wyprowadziła się od nich do domu brata, znalazła dla Agnieszki tatusia i wynajmowała kolejne nianie do opieki nad córeczką.  Sama tymczasem pod okiem specjalistów wracała do formy i figury jak sprzed ciąży.  Ula również próbowała odzyskać swoją figurę, ale prowadzeniem domu, spacerami i opieką nad synem. Obie młode mamy po niemal roku niewidzenia się miały też okazję na całkiem przypadkowe spotkanie u lekarza w czasie kontrolnych badań poporodowych. Febo oczywiście miała ochotę wyrzucić z siebie całą nienawiść do Uli, ale w poczekalni były dwie inne pacjentki, to się hamowała.  Inaczej do sprawy podchodziła Ula i chciała porozmawiać z nią na spokojnie od dawna, ale mina, jaką obrzuciła ją Paulina, gdy wychodziła, nie zapowiadała, że dojdzie do tego tak szybko.
Ośrodek Zacisze tymczasem stawał się coraz bardziej popularny, przynosił pierwsze zyski i codziennie zawierane były nowe umowy na rezerwacje. Kierował nim głównie Marek z niewielką pomocą Sebastiana i z siedziby firmy F&D. To zaś powodowało, że krążył nie tylko pomiędzy pracą w Warszawie a synkiem w Rysiowie, ale i ośrodkiem w Jabłonnej. Do tego w sierpniu wpadał do domu rodziców w czasie ich dwutygodniowego wyjazdu na wczasy. Sam zaś czasu na urlop nie miał, a jedyną jego rozrywką były spotkania z Sebastianem na codzienny jogging oraz na partyjkach squasha, czy kosza dwa razy w tygodniu.  O kondycję fizyczną oboje dbali zawsze, ale teraz gdy Marek został ojcem, to szczególnie pilnował się, aby nie zaniedbywać się w tej dziedzinie. Nie chciał zbyt szybko stracić, to co wypracował latami i mieć zadyszkę biegając za dwa- trzy lata za synkiem albo grając z nim w piłkę za dziesięć lat. W jedno sobotnie przedpołudnie końca sierpnia, choć od rana Marek nie czuł się dobrze, to również wybrał się z przyjacielem na godzinną grę w sguasha. Gra jednak od początku mu nie szła, ale przez pierwszy kwadrans nie dał po sobie znać.  Gdy jednak Marek po raz kolejny nie dobiegł do piłki, to Seba się zaniepokoił. 
-Marek, coś się dzieje? -pytał przyjaciel. —Podejrzanie wyglądasz i dziwnie się zachowujesz. Nigdy bez formy nie byłeś.
-Nic mi nie jest- odparł, podskakując w miejscu. —Chwilowa niedyspozycja. Twój serw Seba- mówił, wycierając rękawem pot spływający z czoła.
-Nie wiem jak ty, ale ja robię sobie przerwę- odparł, przyglądając się mu uważniej. 
-Niech ci będzie – odparł, idąc za nim, ale zanim doszedł do ławki, to w głowie mu pociemniało i gdyby nie refleks Olszańskiego upadłby z hukiem na podłogę.
-Marek, co ci- usłyszał z oddali
-Kłuje mnie coś w piersi- mówił, słabym głosem i w chwili, gdy obok nich pojawiło się dwóch mężczyzn z kortu obok.
-Kolega może mieć zawał- usłyszał jakiś obcy męski głos.
Zawał nie mogę mieć zawału. Nie, teraz kiedy urodził mi się syn. Co Ula zrobi sama? Nie mogę ich zostawić.
-Seba zaopiekuj się Piotrusiem i Ulą- odparł jakby z oddali.
-Proszę nic nie mówić- mówił mu obcy głos. —Jestem lekarzem kardiologiem i zaraz zajmiemy się panem. Kolega choruje na coś- pytał Olszańskiego.
-Do tej pory był okazem zdrowia. Ale jego tato ma problemy z sercem- wyjaśnił Olszański.
-Może być, to rodzinne proszę pana.
-Mówił pan, że to zawał, ale Marek ma przecież dopiero niespełna trzydzieści cztery lata- wtrącił Olszański ze zdziwieniem. Za młody jest. Do tego ma sporo ruchu.
-Każdy po trzydziestce myśli, że za młody i to ich gubi- odparł klarownie lekarz. —A prawda jest taka, że nawet młodsi mogą mieć zawał albo wylew.  Zwłaszcza w takie dni jak dzisiejszy trzeba uważać. Idą burze i jutro ma być o piętnaście stopni mniej niż dzisiaj.
Po dotarciu do szpitala podaniu leków i zrobieniu podstawowych badań Marek miał czas, aby zadzwonić do Uli i uprzedzić, że nie będzie mógł przyjechać do Rysiowa, bo wyciąga Sebę z aresztu za bójkę.
-Musiałeś okłamywać ją – pytał Olszański, gdy skończył rozmawiać. —I jeszcze mnie wciągać?
-Nie mogłem powiedzieć jej, że tu jestem, bo zamartwiałaby się tylko- tłumaczył się gorliwie.  —Jutro jak będę wiedział więcej, zadzwonię i powiem prawdę. Obiecuję Seba- dodał, widząc krzywo patrzącego na niego przyjaciela. —Ty też nie dzwoń do niej. Zrób to dla mnie i na naszą długoletnią przyjaźń.
-Niech będzie Marek- odparł bez przekonania. Poczekam do jutra.

 Nadchodzące załamanie pogody i spadające ciśnienie dało i Uli się we znaki.  Czuła zmęczenie większe niż zazwyczaj i postanowiła uciąć sobie popołudniową drzemkę. Zwłaszcza że i synek był ospały i szybko zasnął.




Jej jednak sen długo nie przychodził, a gdy zdrzemnęła się, to szybko obudziła z dziwnym bólem w okolicach sercach i myślami o Marku. Nie było to jednak nic miłego tylko koszmar, bo odjeżdżał gdzieś i widziała go bladego, zmęczonego i bez uśmiechu. Godzinę później, gdy zadzwonił, to ucieszyła się i zaniepokoiła jednocześnie, bo gdy dzwonił przed wizytą w Rysiowie, to oznaczało, że się spóźni.  Teraz zaś powiedział, że nie będzie mógł przyjechać w ogóle, bo Sebastian pobił się z kimś i wyciąga go z aresztu. To natomiast spowodowało, że Ula zastanawiała się nad jego prawdomównością, bo historia wydawała się mało przekonująca, a i tłumaczył się nerwowo. Pod uwagę brała natomiast jego powrót do dawnego trybu życia, inną kobietę i znudzenie się rolą ojca. W końcu postanowiła zadzwonić do niego pod pretekstem przypomnienia o wizycie na bilansie, ale abonent był niedostępny.  Po kolejnych nieudanych próbach zadzwoniła do Sebastiana myśląc, że może to Marek trafił za coś do aresztu. Ten zaś choć obiecał Markowi co innego, to nie potrafił okłamywać Uli i powiedział jej prawdę o zasłabnięciu i że Marek trafił do szpitala grochowskiego.
Ula z pomocą Maćka pojawiła się w szpitalu jeszcze tego samego dnia wieczorem. Marka zastała podpiętego do aparatury i kroplówki. Jej widokiem zaskoczony nie był, bo Sebastian zdążył uprzedzić go o telefonie i ewentualnej wizycie.
-Marek jak mogłeś okłamywać mnie? -pytała z wyrzutem.
-Przepraszam Ula, ale nie chciałem denerwować cię. To nie jest wskazane przy karmieniu piersią.
-Teraz dla odmiany podwójnie mnie zdenerwowałeś. Wiesz już skąd to zasłabnięcie.
-Zawał to nie jest, ale powinienem kontrolować serce. Choćby ze względu, że ojciec chorował. 
-To zrozumiałe Marek. Serce to nie przelewki. Każdy to wie, a ty zaniedbywałeś sobie sprawę. 
-Już nie będę Ula- obiecał solennie. Moje zdrowie będzie tak samo ważne, jak ty i Piotruś.
-Powinno być ważniejsze Marek i tego będę się trzymała i wymagała od ciebie.
Chwilę później pojawił się obok nich lekarz.


-To jest właśnie doktor Jarosz Ula. Przywiózł mnie i zajął się mną- wyjaśnił.
-Dzień dobry pani- przywitał się uprzejmie. —Jest wolne miejsce na kardiologii, to zatrzymam pan u siebie na dwa, trzy dni i zrobię dodatkowe badania- zwrócił się do Marka. —Próbę wysiłkową, echo serca, badanie dopplerowskie. A po wyjściu zlecę badanie Holtera. Przeprowadzimy jeszcze gastroskopię, skoro mówił pan o bólach żołądkowych. Na szczęście wyniki z krwi nie są złe. 
-Czyli będzie z Markiem dobrze? -zapytała Ula.
-Tak. Musi tylko zmienić tryb życia i przyhamować. Z tego, co mi opowiadał, to nie dojada, nie dosypia, jest nieustannie w drodze pomiędzy Warszawą, Rysiowem i Jabłonną. Wieczorami po pięciu wypitych kawach w ciągu dnia zaś, nie mogąc zasnąć, ogląda telewizje do późna.
-Poniekąd również przeze mnie tak żyje- odparła szczerze. —Przyjeżdża codziennie do syna.
-Słyszałem. Mówił o pani i Piotrusiu jeszcze na korcie. Widać, że zależy panu Markowi na was. Tylko zdrowiem nie powinien tego przypłacać. Dostał pan pierwsze ostrzeżenie i ma pan dla kogo żyć- zwrócił się do Marka. Ja mogę wypisać tylko leki i na teraz zlecić panu urlop.
-Na pewno dostosuję się panie doktorze- obiecał sumiennie Marek.
-Mądra decyzja- odparł lekarz przed odejściem. —Proszę pamiętać jeszcze o czymś takim jak dobre odżywianie i wypoczynek nocny.
-Teraz te twoje niedojadanie i niedosypianie skończą się Marek- rzekła zdecydowanie Ula, gdy lekarz zajął się innym pacjentem. —Będziesz jadł codziennie porządne śniadanie, obiad, kolację, wysypiał się i ograniczał wyjazdy do ośrodka.
-A jak sobie to wyobrażasz? -pytał z obawą na pomysł Uli.  Gosposie chcesz wynająć mi na stałe, aby dowoziła jedzenie i pilnowała, abym chodził szybko spać.
-Nie.  Po prostu przeprowadzę się do ciebie i zajmę się domem i tobą- oznajmiła mu nieoczekiwanie. A w ośrodku czas na zatrudnienie kogoś na stałe, a nie kierować ośrodkiem z Warszawy. Maciek na pewno byłby chętny na stanowisko kierownika.
-Naprawdę wprowadzisz się do mnie? -zapytał wyraźnie ucieszony.
-Jak tylko wyjdziesz ze szpitala- odparła.

CDN W MAJU

5 komentarzy:

  1. Kochana najpierw gratulacje z okazji narodzin synka i życzenia aby chował się zdrowo.
    Jesteś niesamowita za co piekielnie ciebie podziwiam.
    Teraz co do opowiadania dobrze, że Dobrzańscy seniorzy zaakceptowali do końca Piotrusia i myślę, że Ulę również. A Ula jak w serialu musi dostać dawkę wstrząsów aby zrozumieć oczywiste rzeczy. Ale dzięki temu zamieszka wraz z Piotrusiem u Marka.
    Dziękuję Ci bardzo za ten wpis.
    Gorąco pozdrawiam w piątkowy ranek.
    Julita.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za gratulacje.
      Nie chciałam wątku wypadku wykorzystywać to łagodniejszą wersję zastosowałam. Jak widać równie skuteczną.Relacje Ula Dobrzańscy będą już dobre.
      Dziękuję za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  2. Podobnie jak Julita składam gratulacje z okazji szczęśliwego urodzenia synka. Teraz jesteś już mamą na pełen etat. Do tego dochodzi etat blogerki. Kiedy Julita powiadomiła mnie, że wstawiłaś rozdział po prostu oniemiałam. Chyba już nigdy nie przestanę Cię podziwiać za Twoje niezwykłe umiejętności logistyczne i za to jak świetnie radzisz sobie z dwójką małych dzieci i obowiązkami domowymi. Ja wiem, że masz pomoc, bo jest mama, siostra i mąż, który też jest pomocny, ale dla takiego maleństwa to przecież Ty jesteś najważniejsza. Oczywiście egoistycznie bardzo się cieszę z nowej części opowiadania, ale sądziłam, że dasz sobie więcej czasu i trochę odsapniesz po porodzie. Jesteś NIESAMOWITA!

    Ale Ad rem.
    Bardzo ładnie ukazałaś kontrast w opiekowaniu się niemowlętami zarówno Uli i Pauliny. Ta druga zdecydowanie na matkę się nie nadaje i już bardzo mi jest żal jej córeczki, że nie zazna raczej w życiu matczynej miłości. Jej wspomnienia z dzieciństwa ograniczą się do wciąż zmieniających się nianiek i braku jakichkolwiek uczuć ze strony najbliższych. Ula stanowi całkowite przeciwieństwo Pauliny. Bardzo troskliwie zajmuje się Piotrusiem i poświęca mu mnóstwo czasu. Za to Marek powinien się sklonować. Takie łapanie dziesięciu srok za ogon nie wyszło mu jednak na zdrowie. Zasłabnięcie było pierwszym sygnałem ostrzegawczym, żeby przystopował. Mam nadzieję, że to zrozumie. Jego zasłabnięcie to takie trochę szczęście w nieszczęściu, bo uświadomiło Uli, że trzeba o niego zadbać a to wiąże się ze wspólnym zamieszkaniem. Nie powinna brać pod uwagę opinii w tej materii innych ludzi. Ludzie gadali i zawsze będą gadać, a zdrowie Marka jest teraz priorytetem.
    Ciągle w głowie siedzi mi Paulina i jej biedna córka. Może powinna zrzec się jej na rzecz seniorów. Taka adopcja ze wskazaniem. Tu już nie chodzi o to, kto jest biologicznym ojcem Agnieszki, ale o jej szczęśliwe dzieciństwo. Matko jak ja nie nawidzę takich wrednych matek!
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Kamil ma się dobrze. Jak pisałam na górze dużo pisania mi nie zostało. Cały początek ze zdjęciami był już nawet z kopiowany na boga w postaci wersji roboczej. Wystarczyło tylko dopisać te parę zdań.Pomoc rodziny to fakt niezastąpiona. Poza tym Iga więcej czasu spędza za płotem u teściów. Kolejna część jednak tak szybko nie będzie.

      Uspokajam, że Agusia aż tak źle nie będzie się miała. Znajdą się osoby, które będą kochały ją za mamę. W swoim czasie będzie miała również towarzystwo Piotrusia. W swatanie ich oczywiście nie będę bawiła się, bo aż tak daleko opowiadaniem nie sięgam. Ula i Paulina to już na początku ciąży inaczej podchodziły do macierzyństwa i tak pozostało.
      Marek za to, to przykładowy człowiek który ma na wszystko czas oprócz odpoczynku i czasu na pójście do lekarza. Później widać na klepsydrach i słychać, że ktoś kto wczoraj jeszcze chodził dzisiaj jest po tamtej stronie.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  3. Ranczulko, gratulacje, niech synuś chowa się zdrowo na pociechę swoich rodziców i siostrzyczki.
    Czy Marek musiał zasłabnąć aby Ula zdecydowała się zamieszkać z ojcem swojego dziecka, a Marek poczuł trochę strachu, że może ich zostawić samych? Wiem, ludzie z firmy gadają ale prawda jest taka, że pogadają i przestaną, kiedy znajdą nowy temat. Paulinka jak można się było tego spodziewać bardziej zajęta sobą niż córką, cóż "kobieta z klasą", szkoda tylko, że cierpi głównie córka podrzucana w ręce zapewne wciąż nowych niań. Dziękuję za wstawienie rozdziału, przecież wiem ile jest pracy przy maluszku. Pozdrawiam Agata

    OdpowiedzUsuń