niedziela, 14 lipca 2019

Skazani na miłość cz. 22



Odgłosy i zapachy dochodzące z kuchni obudziły Ulę, ale zanim zeszła na dół to sprawdziła swój telefon. Idą uśpić Piotrusia wyciszyła go i teraz po odblokowaniu na ekranie wyświetliły się jej trzy nieodebrane połączenia z Wiolettą i jej SMS.
Ulka jak już będziesz miała chwilę czasu, to zadzwoń. Robi się gorąco wokół Marka.
Rozmawiać z koleżanką na razie ochoty nie miała to zeszła na dół do kuchni. Tam zastała Marka szykującego talerze, a na stole stał już półmisek ze surówką i drugi z polędwiczkami.
-Cześć Ula- rzekł na jej widok. —Obudziłem cię.
-Nie obudziłeś. Zresztą nie mogę spać przez całe popołudnie. Co ja będę w nocy robiła. Miło, że dokończyłeś obiad. Nie wiem, nawet kiedy mi się przysnęło.
-Należy ci się taki relaks Ula.  I to codziennie. A to dla ciebie- dodał, podając jej kwiaty.



-Piękne. Z jakiej okazji Marek? - pytała dociekliwie. —Imienin ani urodzin nie mam dzisiaj.
-I brak okazji, to okazja jak to mówią- odparł wymijająco.
-A już myślałam, że narozrabiałeś i to w ramach przeprosin- zagadnęła podchwytliwie i nawiązując do SMS-a Wioli.
-Ula, w czym mogłem narozrabiać- mówił, próbując brzmieć swobodnie. —Siadaj- dodał, odsuwając jej krzesełko. —Ziemniaki dogotują się za jakieś pięć- dziesięć minut.
-Ok. Nie będę dopytywać- odparła, siadając. —Marek chciałam porozmawiać o czymś. Już od tygodnia zbieram się na odwagę, jak ci to powiedzieć.
-Postanowiłaś wrócić do Rysowa?  - ni zapytał, ni stwierdził z niepokojem. —Gdy wprowadzałaś się do mnie, to mówiłaś, że czasowo.
-Nie o tym- wtrąciła. — Chciałabym od nowego roku pójść do pracy na pół etatu. Jest taka ustawa dla matek na wychowawczym. Mogą zajmować się dzieckiem i jednocześnie nie zaprzestać pracy.
-Jak do pracy? Gdzie?  
- Pomyślałam sobie, że skoro etat po Maćku ciągle jest wolny, to znowu mogłabym być twoją asystentką. (Maciek objął to stanowisko po Uli i na jej prośbę po tym, jak odkryła, że jest w ciąży i wyjechała do ciotki). Można byłoby Piotrusia ewentualnie czasami zabierać ze sobą do firmy.
- Nie Ula- zaprotestował. —To nie jest dobry pomysł. Ustaliliśmy, że ty zajmujesz się domem i dzieckiem, a ja zarabiam.
-Po pierwsze nie przypominam sobie, żebyśmy coś takiego ustalali Marek- ponownie weszła mu w słowo. — Po drugie Piotruś ma już pół roku i można zostawić go pod czyjąś opieką na parę godzin albo posłać do żłobka, a po trzecie to nie chodzi tu o pieniądze.  Ja zaczynam dusić się w domu i robię w kółko to samo. Zrozum to. Chcę wyjść do ludzi i nie wypaś z rynku pracy.  Dzisiaj nie usnęłam ze zmęczenia tylko z nudów. Rano ogarnęłam dom, wstępnie przygotowałam obiad i dla zabicia czasu położyłam się obok Piotrusia. Nie ja jedna byłabym pracującą matką.
-Ula ok, rozumiem, że masz ambicje, ale możesz chyba poczekać, aż Piotruś urośnie. Poza tym idzie zima i chcesz codziennie wozić go do żłobka. Złapie infekcję jedną, drugą i zacznie jeżdżenie się po lekarzach.  Piotruś jest jeszcze za mały na takie przejścia- mówił twardo. 
-To zawsze możemy zatrudnić nianię albo twoi rodzice mogliby nam pomóc- argumentowała.
-Rodzice na pewno zgodziliby się bardzo chętnie, ale jakbyś zapomniała to tato choruje na serce i nie chcę obarczać ich dodatkowymi obowiązkami. A z nianiami różnie bywa. Poza tym nie chcę, żeby jakaś obca osoba miała wychowywać mojego syna. Mnie mama wychowywała do trzech lat i było dobrze.
-Wymyślasz tylko powody. A dobrą nianię mogę znaleźć ci na zawołanie.  Mama Maćka jest na rencie i chętnie zajęłaby się jakimś dzieckiem.
-Tylko że ona mieszka w Rysiowie i przyjeżdżanie tutaj nie kalkulowało się jej.
-Zawsze mogę tam wrócić- rzuciła prowokacyjnie.
-Ma to być szantaż? -pytał wzburzony.
-Nie Marek. Ja tylko uświadamiam ci, że mogę dać sobie radę bez ciebie.
Dalszą rozmowę przerwał im dzwoniący w salonie telefon Marka. Był nawet wdzięczny za ten przerywnik, bo obojgu chwila na uspokojenie nerwów, jak myślał się przyda.
-Maciek – rzekł, gdy wrócił do salonu. —Zepsuł mu się samochód i chce, abym przyjechał do niego i podpisał kilka dokumentów. Obiecałem, że wpadnę jeszcze dzisiaj. (Maciek jest menadżerem  ośrodka wypoczynkowego Zacisze, a którego właścicielami są Ula, Marek i Sebastian. A został nim, bo Marek w swoim czasie zajmował się jednocześnie prowadzeniem ośrodka, firmą oraz jeździł do Uli i Piotrusia do Rysiowa. Dlatego też któregoś dnia zasłabł z przemęczenia i trafił do szpitala. To zaś spowodowało, że Ula postanowiła wprowadzić się do niego, a Maciek awansował na menadżera, aby Marek nie musiał tam jeździć)
-To jedź- odparła krótko.
-Ula nie chcę kłócić się z tobą- mówił łagodnie. —Ale zima to naprawdę nie jest dobry moment na rozpoczynanie pracy i na wożenie Piotrusia po żłobkach.
-Może masz i rację, ale ja nie chcę być kurą domową.
-Możemy pójść na jakiś kompromis.
-A co proponujesz?
 -Poczekać, chociaż do wiosny i wtedy zadecydować co dalej. Piotruś będzie miał prawie rok i pogoda będzie inna. Poza tym te sześć miesięcy dla tak małego dziecka to ważny okres. Uczy się siadać, gaworzyć, mówić, chodzić. Szkoda byłoby te momenty przegapić. Zwłaszcza że mnie praktycznie od siódmej do siedemnastej nie ma w domu.
-Fakt. Każda nowa umiejętność Piotrusia mnie cieszy- mówiła z uśmiechem.
-Widzisz Ula. W innych sprawach jak przemyślisz, to również przyznasz mi rację.
-Dobrze Marek poczekam do maja, ale później wracam do pracy i nie zatrzymasz mnie w domu- odparła ugodowo.
-Bardzo mądra decyzja Ula- odparł z ulgą. —A do tego czasu w ważniejszych sprawach będziesz mi pomagała i jeździła do firmy.
-Trzymam cię za słowo. A ziemniaki mają chyba już dosyć gotowania.
Pięknie Marek- myślał, odlewając wodę z garnka. Miałeś zrobić krok do przodu w relacjach z Ulą, a włączyłeś bieg wsteczny. Tylko że ja mam rację. Z kim Piotrusiowi będzie lepiej, jak nie z mamą.

Po obiedzie tak jak obiecał Maćkowi, Marek pojechał do ośrodka Zacisze podpisać kilka dokumentów. W drodze powrotnej natomiast postanowił odbić nieco z drogi i odwiedzić panią Więcek. (jego wychowawczyni z liceum przebywająca obecnie w domu pogodnej starości, a którą odwiedza regularnie) Zwłaszcza że nie widział się z nią od dobrych dwóch miesięcy. Zadzwonił tylko do Uli, aby uprzedzić ją, że się spóźni i powiedzieć, gdzie jest. Wychowawczynię zastał samą w jej pokoju, to mógł i porozmawiać z nią swobodnie.
-Wszelki duch Pana Boga chwali- rzekła na jego widok. —Dobrzański we własnej osobie. 
-Dzień dobry pani i przepraszam, że nie było mnie tyle czasu. Ale wie pani, obowiązki rodzicielskie zabierają czas- tłumaczył się gorliwie.
- I tylko to cię usprawiedliwia. A co u Uli i Piotrusia? Zdrowi?
-Tak i obiecuję, że jeszcze przed świętami przywiozę ich tutaj.
-Liczę na to. Udziergałam nawet dla Piotrusia sweterek.   A ty i Ula doszliście w końcu do porozumienia?- zapytała zachęcająco.
-Nie jest to takie proste, jakby się wydawało.  Mamy uparte charaktery.
-To nie charaktery, tylko to, że się starzejesz Dobrzański- oznajmiła wymownie. —Całe liceum dziewczyny jadły ci z ręki i wiedziałeś jak z nimi postępować, a teraz nie umiesz poradzić sobie z jedną.  
-To, dlatego że kiedyś dziewczyny były inne. Bez ambicji. 
-Bo takimi się otaczałeś. Patrzyły tylko na twoje bogactwo. A co konkretnie was dzieli w charakterach? 
-Chciałaby wrócić do pracy, a nie tylko w domu siedzieć. Nudzi się w domu. Myśli nawet, aby wrócić do ojca i rodzeństwa.
-Odwieczny problem par wspólnie mieszkających- stwierdziła wymownie. —Kobieta do garów, a mężczyzna do zarabiania pieniędzy. A ty, jeśli chcesz coś zmienić i zatrzymać przy sobie, to zacznij traktować jak kobietę, a nie jak pomoc domową- mówiła mu to samo, co Sebastian. —Zaproś gdzieś, aby się rozerwała. Jednym wyjazdem do SPA i autem takiej kobiety jak Ula nie przekupisz. Ja, gdybym nie odrzuciła miłości w młodości, nie byłabym tu i nie liczyła tylko na odwiedziny swoich wychowanków. Piotruś dorośnie, może pójdzie własną drogą i zostaniesz sam.
-Ma pani sporo racji- mówił z namysłem.
-To się nazywa doświadczenie życiowe mój drogi- odparła nauczycielka.
Od pani Więcek wracał z mocnym postanowieniem, że od tej pory będzie dbać o to, aby Ula miała czas na wyjścia i rozrywki.  Sam nawet planował w sobotnie popołudnie zaprosić gdzieś Ulę. Z konkretnym zaproszeniem postanowił jednak poczekać i porozmawiać najpierw z rodzicami na temat opieki nad wnukiem. 




Z myśli o planach wybił go telefon od Pauliny. Był akurat na stacji benzynowej, to odebrał. Febo na jego szczęście wiele nie chciała, tylko to aby przywiózł jej stare, ale markowe zabawki dla Agnieszki, a pozostawione u niego na strychu. Przed powrotem do domu zawitał jeszcze do rodziców, aby spytać o sobotnie popołudnie i czy nie zajęliby się Piotrusiem. Rodzice nie tylko byli chętni, ale i oddali mu bilet do teatru.

Tymczasem Ula sprzątnęła kuchnię, nakarmiła synka i zamierzała już oddzwonić do Wioletty, gdy ta zadzwoniła do niej i zapowiedziała się z krótką wizytą. Ochoty na rozmowę z koleżanką za bardzo nie miała, ale znała też wystarczająco dobrze Wiolę i wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała wysłuchać jej i zgodziła się, aby wpadła po pracy. Godzinę poźniej stała pod drzwiami.
-Nie przyszła góra do Machoneja, to Machonej przyszedł do góry- zagadnęła od drzwi. —Cześć Ulka. Możesz mi to przejrzeć? -zapytała, wciskając jej jakąś kolorową teczkę.  
-Cześć. Marek cię przysłał z tymi papierami? Jeśli tak to powiedz mu, że łaski nie potrzebuję.
-Jak Marek? - zadziwiła się. —Gośka moja kumpela chce wynająć butik, ale w umowie są takie słowa, że żaden słownik tego nie przetłumaczy, a nie chce wdepnąć na bombę. Powiedziałam jej, że znasz się na tym i poproszę o pomoc.
-Ok Wiola.  Wierzę ci. Pytałam, bo przed wyjściem Marka pokłóciliśmy się trochę o to, że ciągle zajmuję się domem i nie mam kontaktu z biurową pracą.
-Kłótnia jak w starym dobrym małżeństwie, co Ulka- stwierdziła zaczepnie.
-Siadaj, a ja przejrzę te papiery, póki Piotruś nie marudzi- odparła, nie komentując słów koleżanki. Kawy, herbaty.
-Nie dzięki. Właśnie Ula a pro po Marka, to rozmawiałam dzisiaj z Barbarą i jej nie chodzi o Sebulka tylko o Marka- oznajmiła mimo to i przeszła na główny cel wizyty. —Wypytywała mnie o niego. W końcu powiedziałam jej, że Marek to łakomy kąsek, ale już połknięty.
-A mówisz mi to, bo- wtrąciła Ula.
-Bo tu chodzi o przyszłość dwojga bliskich mi ludzi – odparła bez owijania w bawełnę. —A Ewa wróciła do firmy cała w skowronkach i zaczęła mówić, jaki to Marcus jest hezki, slodki. Sprawdziłam, co to znaczy hezki i znaczy, że jest miły i słodki.  Obie zagięły na niego palec. Dasz wiarę. 
-To mają problem. On jest jeden, a one dwie- odparła spokojnie.
-I nic a nic cię to nie obchodzi Ula? -pytała.   
-A w jakim języku rozmawiałaś z Barborą? -odparła pytaniem.
-Czeskim i polskim. Bo co?
-Właśnie Wiola- mówiła, czytając jednocześnie umowę. —Rozmowa z nią jest jak ta umowa. Połowy nie zrozumiałaś, a resztę dopowiedziałaś sobie. I na odwrót. Ona ciebie źle zrozumiała. U nich maj to kwiecień, jak wszędzie maj jest majem. Z innymi wyrazami jest podobnie.
-Fakt u nich chudy to biedny- wymruczała do siebie.  —Ale chyba lepiej jest dmuchać na gorące niż się później sparzyć- rzuciła jedną ze swoich mądrości. —Ula, jeśli czegoś nie zrobisz, to obie wezmą go w takie obroty, że sam nie będzie wiedział, kiedy osaczą go.
-Mam je wytargać za włosy albo zrobić awanturę na korytarzu? To nie moje metody- mówiła zezłoszczona.  Nie chcę być jak Paulina. Zresztą Marek, jeśli będzie chciał, to sam sobie poradzi z nimi albo one same się pozabijają o niego. Pomijając to, że Marek jest wolny i nic nas nie łączy.
-A ty swoje- mruczała Kubasińska. —Cztery miesiące razem mieszkacie, Marek dawno wyzdrowiał, a ty mówisz, że nic was nie łączy? Nie strój wariata czy tam nie ubieraj Ulka.
-Strugaj wariata Wiola.  To znaczy mówi się nie strugaj wariata. A do miłości nie można zmusić. Gdyby Markowi zależało, to by już coś zrobił.
-Oboje po studiach a rozum przedszkolaka- mówiła bezradnie. —Nawet gorzej, bo taki Wojtuś podchodzi do Marysi i wali prosto z mostu chcesz zostać moją dziewczyną, ta się zgadza i …
- Wiola- przerwała jej wywód. —Jeśli mam to przejrzeć to możesz dać mi się skupić? —I nie chcę wysłuchiwać po raz kolejny kazania na temat mojego związku z Markiem.  Będzie, co będzie Wiola.
-Ok. Ula. Będę milczała jak mogiła albo inny posąg, ale ty z takimi poglądami to długo panną będziesz- podsumowała Wioletta.

Marek do domu wrócił po ósmej, gdy Ula była już przebrana do spania i zajęta swoimi sprawami w swoim pokoju. Drzwi były otwarte na oścież, to nie musiał nawet pukać, tylko wejść.



-Jestem- rzekł, aby coś powiedzieć. —Piotruś grzeczny był?
-Tak. Nawet nie pluł kaszką. A, co słychać u pani Więcek?
-Wszystko dobrze- odparł, patrząc na śpiącego synka w łóżeczku. —Zaprasza całą naszą trojkę i obiecałem, że wpadniemy jeszcze przed świętami.  
-Chętnie. Bardzo ją lubię.
- Tak jak ona ciebie Ula. Rozmawialiśmy trochę i przemyślałem parę rzeczy. Musimy zorganizować inaczej nasze życie i zadbać, abyś mogła spełniać się zarówno zawodowo, jak i rodzinnie. Mogłabyś na dobry początek pracować w domu i prowadzić małe biuro rachunkowe. Sporo jest ogłoszeń o obliczanie podatków i innych rozliczeń.  Co prawda duże pieniądze to nie są, ale jak sama mówiłaś, nie o pieniądze tu chodzi.
-Niegłupie Marek- odparła po chwili namysłu. —Może kiedyś stworzyłabym własną firmę.
-Z twoimi zdolnościami na pewno by ci się udało. A dla nadrobienia zaległości towarzyskich, zapraszam cię do teatru w sobotę. Rozmawiałem już z rodzicami i zostaną z Piotrusiem. 
-No proszę- rzekła ze zdziwieniem. —Wyszedłeś tylko na pięć godzin, a wracasz całkiem odmieniony.
-Czasami wystarczy jeden mały moment, aby zrozumieć pewne sprawy Ula- odparł klarownie. —Pójdę teraz zrobić sobie kolację, a później przyjdę jeszcze powiedzieć ci dobranoc.
Kwiaty, teatr, troska o mnie.  Co on kombinuje? – zastanawiała się po jego wyjściu. —Myśli, że takimi gestami mnie przekupi, aby ciągle zajmowała się Piotrusiem.

Następnego dnia Marek do pracy jechał jak na ścięcie. Najchętniej to w ogóle by nie jechał, ale wiedział, że musi, chociaż na chwilę pokazać się, aby podpisać umowę z Nowotną.  Na jego szczęście uniknął dłuższy czas bycia z nią sam na sam, bo towarzyszył mu Pshemko oraz Hugo projektant z Czech. Na sam koniec wizyty jednak natknął się na korytarzu na Ewę. Wchodził właśnie do windy, a ona wślizgnęła się do środka w ostatniej chwili i skazany był na chwilę bycia z nią i rozmowę.
-Marco mam nadzieję, że zmienisz zdanie i pojawisz się w Pradze zamiast rodziców- zagadnęła po angielsku. —Zrozumiałam, że nie mam u ciebie szans na nic. 
-Trudno mi w to uwierzyć- odparł oskarżycielsko. —Podobno wczoraj wróciłaś do firmy zadowolona i opowiadałaś, jaki to jestem miły i słodki. Może po nieudanej próbie uwiedzenie mnie postanowiłaś coś udawać.
-Robisz tylko niepotrzebny zamęt- mówiła z wyrzutami, choć była to prawda. Chyba że nie jest to pierwsza taka sytuacja, że krążą takie plotki- prorokowała.
-Przeciągasz strunę Ewo- mówił ostrzegawczo. —A odpowiadając na twoje pierwsze pytanie, to nie zamierzam pojawiać się w Pradze.
-Jak chcesz Marco. Zaproszenie będzie aktualne.
-To się nie doczeka. Widzimy się na wiosennym pokazie- mówił stanowczo.
-Może prędzej- oznajmiła tajemniczo. —Paulina zaprosiła mnie na zabawę sylwestrową waszej firmy.
-Mnie nie będzie- odparł automatycznie. —Mama małe dziecko jakbyś zapomniała. Wybacz, ale Wiola dobija się do mnie telefonami- rzekł, gdy dojechali na piąte piętro. —Cześć Ewa i miłego lotu- dodał z czystej kurtuazji.
-Ahoj Marcus- odparła, całując w policzek.

Dwa dni później w sobotni ranek Marek nic nie przewidując, spakował stare zabawki Pauliny i pojechał do Febo.



Bartek tymczasem idąc na siłownię spotkał panią Dorotę nianię Agnieszki i dowiedział się, że Paula dała jej wolne i że razem z Ewą postanowiła zająć się dzieckiem. Było to dla niego o tyle dziwne i podejrzane, bo z tego, co było mu wiadomo, to Nowotna miała wylecieć dwa dni temu do Czech, a Paulina była umówiona z nową zdobyczą, restauratorem Matteo. Przypomniała mu się również niedawna rozmowa Pauliny z Nowotną o tym, że Febo szykuje zemstę. Od Marka natomiast wiedział, że wybiera się do nich właśnie w sobotę z rzeczami i zabawkami dla Agnieszki.  Długo nie myśląc, postanowił wrócić i sprawdzić co planuje Febo. Zwłaszcza że Ulę lubił od czasów liceum (chodził do jednej klasy z Ulą i Pauliną), a i Markowi zawdzięczał awans w pracy. W domu zainstalowane były również kamery i chciał je przejrzeć. To Paulina bowiem zainwestowała w domowy monitoring, aby mieć pewność, że gosposia i niania nie grzebią w jej rzeczach.  CDN PO ZAPOWIEDZI DLA MIŁOŚCI

10 komentarzy:

  1. Ta dwójka dorosłych osób zaczyna coraz bardziej grać mi na nerwach. Zachowują się gorzej niż dzieci. Błagam zrób coś z tym ich zachowaniem.
    Paulina chyba już do reszty postradała zmysły. Ale z drugiej strony to może właśnie jej zachowanie sprawi, że tych dwoje będzie w końcu razem.
    Dziękuję Ci bardzo za dzisiejszy wpis.
    Cieplutko pozdrawiam w niedzielny chłodny dzień.
    Julita
    PS Z góry przepraszam za brak komentarzy, w okresie od 17 lipca do 27 lipca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie jak wrócisz to będzie tak jak ma być. Co do Febo to na razie chce tylko swoje zabawki. Co z tego wyniknie to zobaczymy.
      Dziękuję za wpis pozdrawiam miło i życzę miłego urlopu. Ja w drugiej połowie sierpnia.

      Usuń
  2. Muszę się zgodzić z Julitą w kwestii zachowania względem siebie Uli i Marka. Marek się stara a Ula zawsze jest contra. W taki sposób to oni nigdy nie dojdą do porozumienia. Na Marka czyhają z każdej strony pokusy. Na razie skutecznie się im opiera a jeśli któregoś dnia ulegnie, bo nie będzie już miał nadziei na normalny związek z Ulą? Wtedy ona też będzie go obarczać winą nie widząc w tym swojej własnej? Na razie to ona robi wszystko, żeby ta miłość absolutnie im nie wyszła. Udaje, że jej na nim nie zależy. Obojętnie wysłuchuje relacji Violetty o tych dwóch Czeszkach a powinna zapalić jej się w głowie czerwona lampka. Nawet głupiutka Viola bardzo wyraźnie widzi zagrożenia a Ula wciąż jest ślepa jak kret.
    To już 22 rozdział i nadal nie zanosi się na jakieś porozumienie między Ulą i Markiem, co nie ukrywam zaczyna mnie trochę męczyć. Ula jest irytująca, a Marek właściwie bez przerwy musi jej tłumaczyć oczywistą oczywistość. Niechże ona wreszcie przejrzy na oczy i przestanie stroić fochy, bo jako żywo zaczyna przypominać Paulinę Febo.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie są aż tak długo w tych swoich podchodach i niedomówieniach, bo jakieś trzy - cztery miesiące minęły od czasu jak Ula zamieszkała z Markiem a na początku mieli tylko dziecko. I czasami jest tak jak powiedział Marek że wystarczy moment, aby inaczej myśleć. Obiecuję też ,że skończy się w 25 częściach. A tak na prawdę to w pierwotnych planach nie było nic o Ewie i Barborze dopiero po urodzeniu Kamila wpadła na taki pomysł aby Skazani na miłość mieli dłuższą drogę do szczęścia.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  3. Czasami wystarczy jeden mały moment, aby pewne sprawy zaszły za daleko, i oby to nie stało się w domu Pauliny z udziałem Novotnej. Ula irytuje mnie swoim zachowaniem i na jej szczęście bardziej czujni są Violetta i Bartek. Czy w końcu tych dwoje dojdzie do tego, że oprócz dziecka może ich łączyć coś więcej? Marek się stara ale Ula nie bardzo wie czego chce.Zrób coś, bo jak dalej odmieniona Ula będzie się tak zachowywać to nie widzę szans aby byli razem.
    Pozdrawiam serdecznie, czekając na następną część, pozdrawiam Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie wręcz przeciwnie, choć plan Paulina z Ewą będą miały. A Ula potrzebuje mocnego wstrząsu aby zrozumieć pewne rzeczy i będzie go miała.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  4. Zaczyna się robić gorąco, Paulina z Ewą to chyba w końcu przegna pale i same sie wyeliminuje z życia Marka. A co do Uli I Marka to Viola ma rację, przedszkolaki się szybciej dogadaja niż Tych dwoje Tak chcieliby, a boja się. Mam nadzieję, że się w końcu dogadaja. Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w twórczej pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez obaw porozumieją się we wszystkich sprawach. Miłosnych, domowych i zawodowych.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  5. Z własnego doświadczenia wiem że z boku widać więcej dlatego nie dziwi mnie fakt że Viola widzi coś czego nie dostrzega Ula. Rozumiem też tych dwoje, bo nie jest łatwo zrobić ten pierwszy krok. Trzy miesiące to nadal jednak bardzo krótki okres, ja ze swoim obecnym partnerem dwa lata wmawialismy sobie że to tylko przyjaźń.
    Komentarz napewno mało poprawny gramatycznie ale pisany w autobusie w drodze do pracy, dlatego mam nadzieję że mi wybaczysz :-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak bywa, że jednym przychodzi to od razu a inni muszą wszystko przemyśleć i poczekać. Ja im trzech lat nie zafunduję. Z mojego założenia jak i oberwałoby mi się od niektórych czytelniczek.
      Komentarz całkiem poprawny. Gdy ja korzystam z dobrodziejstwa telefonu to czasami wychodzą naprawdę zabawne rzeczy.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń