niedziela, 27 października 2019

Dla miłości cz. 7



Powrót z Sulejówka do firmy dla Marka zaczął się niefortunnie, bo jeszcze będąc w holu firmy, Ania recepcjonistka poinformowała go, że czeka na niego adwokat. Słowo adwokat skojarzyło się mu tylko z Ulą i rozwodem. 
-Dzień dobry. Marek Dobrzański. Pan do mnie? -pytał uprzejmie.
-Tak. Adwokat Tomasz Kamiński. Możemy przejść w bardziej ustronne miejsce. Chcę porozmawiać o prywatnych sprawach i finansowych.
-Moja żona pana przysłała? – pytał za złością. —Jeśli tak to na żaden rozwód się nie zgadzam.
-Nie. Pan Aleksander Febo. Chce zadośćuczynienia dla siostry. Chociaż pani Paulina Febo pytała mnie, czy potrafiłbym pana szybko rozwieść.
-Nie będę rozmawiał z panem na żaden z tematów -odparł dosadnie. —Zwłaszcza na ten drugi. Nie zamierzam się rozwodzić. Może pan powiedzieć to swoim klientom. Co do drugiej sprawy proszę zostawić mi wizytówkę, a mój prawnik skontaktuje się z panem.
Po odejściu adwokata i patrząc na wspólne zdjęcie z podróży poślubnej, Marek odetchnął z ulgą, że to nie Ula go przysłała. Febo zaś nie zamierzał się przejmować, bo najważniejsza teraz była jego żona.



Krótko po jego wyjściu czekała na Marka miła niespodzianka, bo we firmie pojawili się jego rodzice z prezentem urodzinowym. Z życzeniami dzwonili już rano i ich wizyty się nie spodziewał.  
-Synku jeszcze raz wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń -rzekła mu mama, przytulając i całując policzki.
-A ja się dołączam do mamy życzeń -dodał ojciec.
-Obecnie mam tylko jedno życzenie. Chcę odnaleźć Ulę.
-Czyli Ula się nie odzywała? -ni stwierdziła, ni zapytała Helena.
-Nie, ale jestem bliski odnalezienia. I wiem, że nic jej nie jest.
-Oby ci się udało -mówił Krzysztof, poklepując po ramieniu. —Zabieramy cię dzisiaj na urodzinową kolację do Starej Kamienicy. Tylko my. Bez Pauliny i Aleksa. Teraz nasz prezent. Dzisiaj już oficjalnie Marek, chociaż bez prawnika. Nasze udziały firmy, tak jak obiecywaliśmy.
-Zaskoczyliście mnie -odparł z oszołomieniem.
-Myślałeś, że po tym, co zrobiłeś, to się rozmyślimy -rzekł ojciec. —Było to lekkomyślne, ale i udowodniłeś, że potrafisz być na swój sposób odpowiedzialny i wiesz, na czym ci zależy.  Nigdy taki zdeterminowany nie byłeś.
-Ojciec tak naprawdę bał się, że nigdy nie zdobędziesz się, żeby w czymś się nam przeciwstawić i będziesz taką marionetką -dodała Helena.
-Miło wiedzieć, że jest inaczej -mówił z ciągłym zadowoleniem i zaskoczeniem.
-Proszę -odezwał się Krzysztof, dając mu kopertę.
-Dziękuję -odparł, odbierając kopertę. —A z zaproszenia na kolację chętnie skorzystam. Nie pamiętam, kiedy ostatnio zjadłem porządny posiłek. Chyba kolację w poniedziałek przed zaginięciem Uli.
Ula tymczasem po serii badań uspokoiła się, bo lekarz zapewnił ją, że z dzieckiem i jej zdrowiem jest wszystko dobrze. W szpitalu miała jednak zostać jedną noc.
Dzisiejszy dzień inaczej miał wyglądać -myślała.  Marek ma dzisiaj urodziny i mieliśmy świętować je razem. A jutro miał pojechać do rodziców na uroczystą kolację i po te nieszczęsne udziały. Później miało być tylko lepiej. Nasz związek miał przestać być tajemnicą i mieliśmy żyć pełnią życia bez ukrywania się i kłamstw.
 Następnego dnia po dobie obserwacji Ula mogła wyjść do domu. Sama w Sulejówku nie chciała jednak być, to wstąpiła tam tylko na chwilę, a później zamierzała pojechać do Halinowa. Zwłaszcza że ojciec z Jaśkiem i Beatką również mieli wrócić z ferii.
W Sulejówku pojawiła się na krótko po czternastej, aby wziąć kilka swoich rzeczy i powiedzieć sąsiadce, że wyjeżdża i żeby zajmowała się mieszkaniem po babci jak dawniej. Sąsiadka nie zamierzała jednak wypuścić ją bez zaproszenia do siebie i rozmowy.  
-Niezłego alarmu narobiłaś swoim zasłabnięciem -rzekła jej pani Karwacka, gdy postawiła wodę na herbatę. — Wczoraj od rana szukał cię twój mąż.
-Marek był tu? -zapytała ze zdziwieniem.
-A był. Chociaż na początku nikt nie wiedział, że nim jest. Dopiero, gdy zadzwoniliśmy na policję i wylegitymował się powiedział, że jest twoim mężem.
-Policja? Po co policja? Awanturował się albo zrobił coś innego? -dopytywała. 
-Nic z tych rzeczy. Siedział przed domem parę godzin, to się zaniepokoiliśmy. Dzisiaj znowu tu był i pytał o ciebie. Odjechał godzinę temu.
-Będę musiał spotkać się z nim, bo inaczej nie da mi spokoju. Wiem od brata, że był w Halinowie we środę. Wypytywał sąsiadkę o mnie, ale pani Marysia bała się coś powiedzieć.
-To zrozumiałe. Tyle teraz oszustów. Nie wiem, co było między wami drogie dziecko, ale wygląda na porządnego.
-Tylko że okłamał mnie w pewnych sprawach – odparła z wyrzutem.
-Faceci tak już mają Ula. Najpierw coś zrobią a później dopiero myślą. A on tak bardzo martwił się o ciebie i dziecko. Wczoraj byłby w stanie sam drzwi wyważyć i sprawdzić czy przypadkiem nic ci się nie stało.
 -Martwił się o dziecko? Ale on o niczym nie wie. Nikomu nie mówiłam. Skąd mógł wiedzieć -pytała sąsiadkę, tak jakby znała odpowiedź.
-Tego nie wiem, ale to kolejny dowód, że mu zależy.
-Musiał chyba znaleźć test ciążowy. Albo skłamał.
-On zrobił coś poważnego, że jesteś tak cięta na niego -pytała życzliwie Karwacka.
-Nakłamał w sprawach urzędowych -odparła, uogólniając.
-Czasami nie wszystko jest takie, jakim się nam wydaje Ula. Tak mówiła zawsze twoja babcia i mama. Pamiętasz?
-Tak. Tylko że jest jeszcze była narzeczona Marka i jego rodzice. Bo my proszę pani pobraliśmy się w tajemnicy i teraz gdy wszystko wyjdzie na jaw, będą kłopoty -odparła, nie wiedząc, że Marek powiedział już rodzicom o ślubie. —W dodatku Paulina była narzeczona Marka to pupilka jego rodziców, a oni byli ze sobą parę lat.
-To jest problem. Trudno będzie konkurować z rodzicami. Jednak, jeśli kocha, to nie ma takiej siły, aby was rozdzielić. Dla miłości można wiele poświęcić.
-Z mojej strony na pewno pani Karwacka, ale jak jest z Markiem, nie wiem.
Dobrzańscy natomiast wbrew temu, co myślała Ula postanowili, że poczytaniami Pauliny zajmie się detektyw. W planach mieli wynajęcie tego samego detektywa, który wynajmowała Paulina i z którego oni sami skorzystali.Ten jednak doradził im całkiem kogoś innego, bo jego ludzi Febo znała. Polecił im natomiast Julię Gondecką początkującą panią detektyw.

W sobotni ranek Marek zamierzał ponownie pojawić się w Sulejówku. Najpierw jednak postanowił pojechać do Halinowa. Ferie kończyły się właśnie i było duże prawdopodobieństwo, że Cieplakowie wrócili do domu. Ciągle nieodśnieżone podwórko wskazywało jednak na to, że jeszcze ich nie ma. W Sulejówku szczęście również mu nie dopisało, bo Uli nie było i po trzynastej pojechał do Warszawy. Więcej szczęścia natomiast miał w niedzielę. Podobnie jak poprzedniego dnia najpierw pojechał do rodzinnego domu Uli i już na podwórku spotkał rodzeństwo Uli.


-Jasiek ja nie chcę bałwana. Ja chcę panią bałwanową -usłyszał, dziewczęcy rozkazujący głos.
-Nie idzie Betti. Bałwan to bałwan.
-Cześć wam -przywitał się z uśmiechem. —Piękne dzieło -dodał na widok figury ze śniegu. Wy jesteście rodzeństwem Uli? Jaśkiem i Beatką?
-A kto pyta? -zapytał asekuracyjnie Jasiek, choć domyślił się kto to.
-Marek Dobrzański. Jestem znajomym Uli- mówił, kłamiąc, bo uważał, że siostra Uli jest za mała, aby mówić jej, że jest mężem siostry. —Nie mogę skontaktować się z nią od wtorku. Zgubiła telefon, a nowego numeru nie znam.
-Umiesz ulepić panią bałwanową? -zapytała go tymczasem Betti.
-Jeśli będę miał jakąś wstążkę, korale albo spinkę to tak. Gdybyś przyniosła coś swojego z domu, to da się zrobić.
-Widzisz Jasiu -rzuciła do brata oskarżycielsko. —Idzie ulepić.
-Specjalnie wysłałem Beatkę, bo nie chciałem przy niej rozmawiać -oznajmił Marek, Jaśkowi, gdy Betti pobiegła do domu. —Tak naprawdę jestem mężem Uli.
-Tak myślałem, a gdy przedstawił się pan, to wiedziałem na pewno. Ula wczoraj powiedziała mi i ojcu o ślubie i że będziecie mieć dziecko.
-To Ula tu jest -wtrącił.
-Teraz jej nie ma, bo pojechała na cmentarz i …
-Gdzie jest cmentarz? -zapytał, nie dając mu dokończyć, że Ula dzwoniła do niego z wiadomością, że właśnie jedzie do niego.
Zanim Jasiek zdążył cokolwiek więcej powiedzieć, to na podwórku pojawił się Cieplak. Przez okno widział, że jego dzieci rozmawiają z kimś obcym i się zainteresował.
-Tato przyjechał pan Marek.
-Marek Dobrzański. Miło mi pana poznać -przywitał się, wyciągając rękę na powitanie.
-Józef Cieplak. Zapraszam do środka. Mamy do porozmawiania.
-Tato, ale Ula -próbował ponownie powiedzieć, że jest w Warszawie.
-Poczekamy na nią. Będzie mieć niespodziankę. A ja ze spokojem porozmawiam z panem Markiem.
Marek najchętniej odmówiłby i pojechałby jednak na cmentarz, ale nie chciał bardziej narażać się Cieplakowi, to wszedł. Z korytarza został wprowadzony do przytulnej kuchni. Główne miejsce zajmował stary odnowiony stylowy kredens  z podświetleniem za szybą. Do tego okrągły stół z czterema krzesełkami i drewniana podłoga. Z nowoczesnych rzeczy natomiast była lodówka, mikrofala, kuchenka z okapem oraz inne szafki kuchenne z IKEI. Uroku dodawały również doniczki z różnymi ziołami i przyprawami.


-Ładny kredens i stół z krzesłami -rzekł Marek, aby coś powiedzieć.
-Jestem stolarzem i gdy jeszcze pracowałem, to głównie zajmowaliśmy się w stolarni renowacją starych mebli. Dawaliśmy im drugie życie i przy okazji swoje odnowiłem. Dla mnie było to samą przyjemnością. Proszę siadać. Napije się pan kawy albo herbaty?
-Kawę poproszę. Bez cukru, ale z mlekiem, jeśli jest.
-Kiedy dokończymy panią bałwanową -zapytała Betti, która pojawiła się w kuchni ze spinkami.
-Nie teraz Beatko -odparł jej ojciec. —Musimy porozmawiać z panem. Jasiek skończy lepić.
-Widzę, że nosi pan obrączkę -rzekł Cieplak, gdy rodzeństwo Uli wyszło.
-Tak i zapewniam pana, że kocham pana córkę. Jakkolwiek by to nie wyglądało.  Nie wiem co i ile powiedziała Ula, ale prawnik był naprawdę chory, a za problemami ślubnymi stoi Wioletta.
-To właśnie mówiła. Problemy prawne. Opowiedziała jeszcze o sprawie udziałów, szwalni i małżeństwie. Rozsądne to nie było. Ślub w tajemnicy.
-Wiem, ale i tak chciałem ożenić się z pana córką latem - przytaknął grzecznie.
-A ta pana narzeczona? Podobno oficjalnie ciągle jesteście parą? -pytał, stawiając kawę na stół.
-Oficjalnie my nigdy się nie zaręczyliśmy -odpowiedział gotowy na to, aby powiedzieć Cieplakowi całą prawdę o swoim życiu. —Były tylko oświadczyny i to z paniki, bo jej brat przyłapał mnie w ramionach innej. Nie byłej jej wierny panie Józefie, bo nie kochałem jej. Nie wiem, czy Ula mówiła panu, ale miało to być małżeństwo bardziej biznesowe niż z miłości. Dopiero przy Uli zrozumiałem, że zakochałem się naprawdę. Nawet moi rodzice to zauważyli.
-Są jednak sceptycznie nastawieni to pana innych związków niż ta pana narzeczona -stwierdził wymownie.
-Wiedzą już o Uli i ślubie. Pan może o tym nie wie, ale w ostatni wtorek wydarzył się wypadek tramwajowy i myślałem, że Ula w nim ucierpiała. Na szczęście okazało się, że był tam tylko jej telefon. Przesiedziałem w szpitalu w oczekiwaniu na koniec operacji jakiejś dziewczyny cztery godziny i miałem sporo czasu na rozmyślania. Wtedy zdecydowałem, że powiem rodzicom prawdę niezależnie od tego, co się później stanie. Udziały, spadek przestały być ważne. Jeszcze tego samego dnia powiedziałem im o Uli i ślubie. Na początku był to dla nich szok, ale rozmawiałem z nimi i w piątek oraz wczoraj, i są ciekawi poznania Uli i czy już się odnalazła.
-Czyli rodzice pogodzili się z faktem, że ma pan żonę?
-Tak. Teraz brakuje mi tylko Uli do szczęścia -odparł.

Ula tymczasem na cmentarzu omiotła śnieg z nagrobku i zapaliła znicz.
-Dawno nie byłam tu mamo -mówiła cicho. —Moje małżeństwo przechodzi właśnie pierwszy kryzys. Chociaż nie wiem czy mogę nazwać to małżeństwem i kryzysem. Może nie jesteśmy nawet małżeństwem i to nie kryzys, tylko oszustwo. Wiem, że powinnam porozmawiać z Markiem o tym. Zwłaszcza że będziemy mieć dziecko. Nawet jeszcze nie mówiłam ci, że będę mamą. Ale wierzę, że patrzysz na nas z góry i już wiesz. Nie wiem, jak będzie między nami dalej, ale Marek dał mi coś pięknego mamo i za to będę mu wdzięczna. Gdybyś była z nami może inaczej patrzyła na sprawę.  Żebyś chociaż dała mi jakiś znak, co mam robić. Mam pojechać do niego?
W tej samej chwil zza grobu wyleciał wróbel, usiadł na krzyżu i zaćwierkał. Tym samym Ula uznała to za znak, aby pojechać do Marka i porozmawiać. Autobus do Warszawy miał odjechać za pięć minut, a kolejny był dopiero w południe to postanowiła nie wracać do domu, tylko pojechać tym. Z przystanku chciała zadzwonić do domu i powiadomić rodzinę, że jedzie do Warszawy i Marka, ale bywało, że nadajnik w tym miejscu gubił zasięg. Z samego autobusu również nie mogła zadzwonić, bo dosiadła się do niej sąsiadka Dąbrowska, a przy niej nie chciała rozmawiać. Rodzinę powiadomiła, dopiero gdy była już w stolicy i pożegnała się z sąsiadką.
Do mieszkania, które do niedawna dzieliła z Markiem, szła z niepokojem. Miała ciągle klucze, to nie dzwoniła domofonem, tylko od razu pojechała na górę. Marka jednak nie było w mieszkaniu. Znalazła za to wizytówkę adwokata Tomasza Kamińskiego specjalizującego się, jak wyczytała w szybkich rozwodach, sprawach finansowych, karnych, cywilnych. Z całej gamy obowiązków adwokackich zaś postawiła na sprawy rozwodowe, bo były wymienione w pierwszej kolejności. Dłużej w mieszkaniu nie zamierzała zostać. Miała jeszcze parę swoich rzeczy tu, to spakowała je tylko. Na koniec napisała krótki list do Marka.
Klucze od mieszkania wrzucę do skrzynki Marek. Przy rozwodzie bądź unieważnienia małżeństwa problemów robić nie będę. Wiem, że wiesz o ciąży.  Porozmawiamy kiedyś o tym. Ojcem nie zabronię ci być.
Gdy zjechała już na dół, to zrobiła z kluczami to, co napisała w liście. Po wyjściu na dwór popatrzyła jeszcze na budynek i poszła w stronę przystanku. Tam zadzwonił do niej Jasiek z informacją, że Marek siedzi u nich w kuchni i pije z ojcem kawę.

13 komentarzy:

  1. Oj ta Ula jak zwykle wyciąga pochopne wnioski. Na wizytówce pisze czym zajmuje się adwokat, a ona zachowuje się tak jakby widziała tylko to co chce widzieć. Ciekawe jak długo jeszcze będą się tak mijać. Oby tylko nie do późnej starości. A może Józef byłby pomocny w tym aby ta dwójka doszła do porozumienia.
    Dobrzańscy w końcu widać, że zrozumieli swojego syna.
    Dziękuję Ci bardzo za dzisiaj.
    Cieplutko pozdrawiam w niedzielny wieczór.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Praktycznie już nie będę się mijać. Kto gdzie dojedzie nie zdradzę
      Pozdrawiam miło.

      Usuń
  2. Zgodzę się z Julitą, Ula widzi tylko to co chce widzieć, i działa nie rozsądnie. Marek ma więcej determinacji. Szkoda tylko,że tak ciągle się mijają.
    Oboje Febo, chyba na głowy poupadali, Aleks chce dla siostry zadośćuczynienie tylko z jakiego powodu, a Paulina koniecznie chce doprowadzić do rozwodu Marka i Uli, tak sobie to wymyślili.
    Świat się przekręca.
    Czekam co dalej się będzie działo, pozdrawiam serdecznie, Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele już nie będzie się działo bo to końcówka. Chcę w 10 częściach się zmieścić. Ale jeszcze jedna trudność będzie.
      Pozdrawiam miło.

      Usuń
  3. Oj, Ula to najpierw działa a potem rozpacza. Przeczytała wizytówkę i zaraz uznała, że chodzi o rozwód. Jak chce porozmawiać z Markiem gdy ciągle przed nim ucieka. Mam nadzieję, że Cieplak zatrzyma Marka do powrotu Uli i Ci dwoje wreszcie porozmawiaja. Znowu caly tydzień czekania, ale poczekam. Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego tygodnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak bywa że wszyscy chcą dla Uli jak najlepiej i tylko Ula idzie w zaparte i wyciąga złe wnioski
      Pozdrawiam miło.

      Usuń
  4. Czy to zwykle tak jest, że kobieta w ciąży bardziej słucha swoich hormonów niż zdrowego rozsądku? Zadziwiające jak szybko Ula wyciąga wnioski i to w dodatku kompletnie bezsensowne. Jak można wydedukować z wizytówki adwokata, który tylko między innymi para się rozwodami, że Marek chce się z nią rozwieść? Niechże wreszcie ona oprzytomnieje, bo robi głupotę za głupotą a to pociąga za sobą szereg sytuacji, które za chwilę okażą się nie do odkręcenia. Wydawało się, że Marek wszystko wyprowadził mniej więcej na prostą. Wyjaśnił swojej rodzinie i Cieplakom w czym rzecz. Tymczasem Ula to wszystko psuje swoimi nieprzemyślanymi decyzjami. Ręce i majtki opadają. Jedyna szansa teraz to uzbrojenie się Marka w cierpliwość i zaczekanie na nią w Rysiowie, bo jeśli tego nie zrobi będą się tak mijać przez kolejne miesiące aż do narodzin dziecka.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja raczej humorów w ciąży nie miałam ale nie wiem jak inni odbierali mnie. Tu Marek jak rzadko bywa jest bardziej rozsądny. Ale spokojnie to ostatnie chwile osobno.
      Pozdrawiam miło.

      Usuń
  5. Super! Nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Przy okazji czytałam kilka twoich opowiadań i najbardziej podobają mi się te, które odgrywają się XX wieku albo i nawet jeszcze wcześniej.Ile masz taki opowiadań? Ja tylko wiem o dwóch: "Dyliżans" i "Panicz Marek".

    OdpowiedzUsuń
  6. Część. Witaj. Miło mi że się podoba to co piszę. Z tych niewspółczesnych opowiadań są dwa. Hańba czeka na publikację i ma być po Dla miłości. Tu zostały 2-3 części.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ranczulko kiedy można liczyć na kolejną część. Wiem że masz ważniejsze obowiązki ale opowiadanie jest tak wciągające że chce się szybko dowiedzieć co będzie dalej.
    Pozdrawiam cieplutko �� Eliza.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzieci mam chore a Kamilowi zęby dodatkowo się wyżymają i czasu nie mogę wyskrobać.Może coś krótkiego jutro.
    Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci najważniejsze. Poczekam. Dziękuję za odpowiedź i zdrowia dla całej rodziny.

      Usuń