sobota, 23 listopada 2019

Hańba cz.1



Małe przypomnienie. Historii Polski nie uwzględniam. 


Swój debiut na salonach Ula nie tak sobie wyobrażała. Pomijając to, że miał mieć miejsce rok temu, to teraz ojciec tuż po balu szykował jej o dwadzieścia lat starszego męża.
-Lekarz to najlepsza partia, jaka może się trafić -mówił na jej protesty.
-Nie dla mnie tato -protestowała z całą upartością. —I nie potrzebujemy ich pieniędzy. Z naszego młyna pół okolicy korzysta, a z piekarni pół Warszawy je chleb, bułki i rogale.
-Nie chodzi o pieniądze córciu tylko o prestiż -wtrącił. —Byłabyś panią doktorową, mieszkała w Warszawie w wielkim domu.
-Tytuł nie jest mi do niczego potrzebny. A na wsi jest mi dobrze. Lubię swoje łąki, las, konie, koleżanki- argumentowała. Nie kocham go. Chcę poślubić kogoś z miłości.
-Rycerze na białym koniu nie istnieją -odparł Cieplak. —Za dużo czytasz tych swoich romansideł.
Piotra Sosnowskiego poznali ponad rok temu, gdy matka Uli rodziła swoje trzecie dziecko. Nastąpiły wtedy komplikacje i to on zajął się pacjentką. Mama Uli niestety zmarła przy porodzie pozostawiając przy życiu najmłodsze dziecko, a znajomość z lekarzem pozostała. Z racji żałoby też Ula nie uczestniczyła w balu osiemnastolatek rok temu jak jej dwie przyjaciółki Wioletta i Paulina. Obie również wspierały ją w kłopocie. Głównie, dlatego że obie kochały z wzajemnością i miały błogosławieństwa rodziców na swoje związki.
-Ty masz się najlepiej Wiola -mówiła Ula, gdy we trójkę spotkały się na przechadzce. —Twój Cebulek jest akceptowany przez twoich rodziców.
-Mama zawsze mówi, że przyszły zięć musi zgadzać się z matką panny w wierze, a z ojcem w polityce. U mnie tak jest -odparła panna Kubasińska.
-Mój Lew ostatnio ma tylko u matki względy -odezwała się Paulina Febo. —Tato najchętniej widziałby mnie u boku jakiegoś Marka Dobrzyńskiego.
-A kto to? -pytała Ula. —Nazwisko jakby było mi znajome.
-To kolega Sebastiana ze szkół -wyjaśniła Wioletta. —Wrócił właśnie ze studiów w Anglii.
-I syn nowych wspólników ojca przy okazji -dodała Febo. —Mają tkalnię pod Łodzią. Będą u nas zresztą na balu.
-Słyszałam Ula, jak plotkowali w służbówce o Sosnowskich, że niezbyt dobrze traktują służbę -odezwała się ponownie Wioletta. —Ich synowa od starszego syna żaliła się swojej pokojówce, a z naszą kucharką są kuzynkami, to wiem. Sama też nie ma za wesoło. Oni wielkie państwo na niżej urodzonych statusem źle patrzą.
- I tylko bogatych by leczył- stwierdziła Febo. —Bardzo materialiści z nich. Ciągle im mało.
-Musiałabyś znaleźć sposób na zniechęcenie go do siebie -dumała głośno Wiola. —Mogłabyś na przykład udawać, że zmysły ci się pomieszały.
-Tak nagle Wiola? -pytała Ula.
-Zawsze możesz powiedzieć, że z konia spadłaś -dodała Paulina. — Słyszałam o takim wypadku z opowiadań babci. Trzeba byłoby ci tylko siniaków narobić tak dla wiarygodności.
-I myślicie, że udałoby mi się tak udawać przez dłuższy czas? -pytała z wątpliwościami. —Piotr to lekarz.
-Możesz na szybko znaleźć sobie starającego się Ula -dodała Wioletta.
-Tato przegoniłby go.
-Jak byłby to ktoś z szlacheckim tytułem samego doktorka by przegonił -argumentowała druga koleżanka.
-Tylko gdzie takiego znaleźć Paulino?
-U mnie na balu maskowym. Pełno będzie kawalerów.
-Jest jeszcze inny sposób -zaczęła płochliwie Kubasińska. —Czytałam w jednej z książek Ula. Tylko jest to niemoralne. Musiałabyś się zhańbić albo udawać, że się tak stało.
-To już chyba wolę ten pierwszy sposób dziewczyny albo samej znaleźć sobie kogoś. Nie chciałabym być wytykana palcami jak Władka i Agnieszka.
-Władkę, to Adam upił i uwiódł. Panna z takim posagiem to niezły kąsek -rzuciła wymownie Paulina.
-Fakt, ale swoje przeszła.
-To, co Ulka? Narwany konik? -ni pytała, ni stwierdziła Wiola.
-Tak. Może się uda, chociaż na jakiś czas zniechęcić Sosnowskiego. Tylko po balu. Mam sukienkę z odsłoniętymi ramionami i nie chcę z siniakami pokazywać się na zabawie.
-Zobaczysz Ula -pocieszała Wioletta. —I owca będzie syta i wilk syty.
W kolejnych dniach Ula jeszcze bardziej przekonywała się, że Piotr to najgorsza rzecz, jaka może ją spotkać. Od kucharki rodziny Kubasińskich bowiem dowiedziała się, że kobiety w mniemaniu panów Sosnowskich są jak dzieci i głosu w ważnych sprawach nie mają. Najlepiej też, aby nie umiały czytać, liczyć, rodziły tylko dzieci i dawały przyjemność mężczyzną.

Czerwcowy bal maskowy u Pauliny miał miejsce tydzień później i zgromadził sporo osób z pobliskich majątków, tych odleglejszych, Warszawy i innych miast. Muzyka, dobre jedzenie, ciepła czerwcowa noc powodowały też, że wszyscy goście bawili się dobrze. Ula czas spędzała głównie z Wiolettą i Pauliną. Czasami dołączali do nich chłopcy w ich wieku i zabawiali dziewczyny. Koleżanki namawiały ją, aby wśród nich znalazła kogoś, kto mógłby uchodzić za ubiegającego się o nią. Ona jednak kandydata na ewentualnego narzeczonego wśród nich nie szukała. Byli przed studiami albo dopiero co je rozpoczęli i ich przyszłe żony według standardów miały dopiero po około dziesięć lat. W drugim końcu ogrodu zaś bawili się i popijali trunki kawalerowie w odpowiednim wieku do ożenku. Wśród nich był hrabia Marek Dobrzański. On jednak nie planował w najbliższym czasie porzucać stanu kawalerskiego i nawet nie patrzył w stronę dziewczyn. Wystrzegał się nawet ich z obawy, że jeśli jakaś matka dostrzegłaby, choćby małe zainteresowanie córką przyśle do niego swaty. On wolał wdowy i młode mężatki, których mężowie byli sporo starsi od żon i w sypialnie się już nie sprawdzali. 
Po północy Ula dowiedziała się, że jeszcze dzisiaj ojciec chce ogłosić jej zaręczyny z Piotrem. W panice uciekła więc daleko za stodołę. Tam w blasku księżyca dojrzała uciekającą ze stodoły panią Ludmiłę Kalinowską. Kobietę znała trochę i wiedziała, że ma około czterdziestu lat i męża starszego od jej ojca, czyli około sześćdziesięcioletniego dżentelmena.  Jej uwadze nie umknął również fakt, że pani Kalinowska, uciekając upuściła swoją maskę z balu. Podniosła ją i poszła w stronę stodoły. Ciekawa była z kim zabawiała się na sianie. Tam w świetle pełni księżyca wypatrzyła młodego mężczyznę, który zapadał akurat w sen po baraszkowaniu i wypitym alkoholu. Druga butelka leżała nietknięta obok. Długo nie myśląc i dla swojej odwagi oraz argumentów dla ojca i innych, że ktoś musiał spoić ją, upiła się połową wina, resztą pokropiła sukienkę i położyła obok mężczyzny. Wiedziała też, że wkrótce zaczną jej szukać. Na to długo nie musiała czekać, bo zanim koguty zaczęły piać, usłyszała, że ktoś się zbliża. Mężczyzna leżący obok również się obudził.


-Co ja tu robię? -pytała sennie. —Nie pamiętam nic. W głowie mi się tak kręci.
-Kim pani jest -odrzucił odpowiedzią mężczyzna leżący obok i w chwili, gdy w stodole pojawił się jej ojciec w towarzystwie pana Febo i Sebastiana Olszańskiego. 

***********************

-Panie Cieplak tu ktoś jest -usłyszeli oboje głos gospodarza zabawy, pana Febo, który oświetlał ich twarze lampą naftową.
-Pytałem, kim pani jest i co robi obok mnie? -pytał Marek, siadając na sianie. —Nie przypominam sobie, żebyśmy się poznali. Zapamiętałbym panią.
- Nie pamiętam nic. W głowie mi się tak kręci -powtórzyła głośno Ula. —Co ja tu robię?
-Marek co ty zrobiłeś? -odezwał się Olszański, który jako drugi pojawił się w stodole. Zanim pojawił się Cieplak. —Zhańbiłeś tę modą dziewczynę?
-Nie wiem. Wypiłem sporo i pamiętam, tylko że byłem tu z kimś.
-Co się tu dzieje? -pytał Cieplak. —Ula wyglądasz, jakbyś łajdaczyła się na sianie.
-Tato ja nic nie pamiętam. W głowie mi szumi.
-Ja wszystko wyjaśnię -odezwał się Marek.
-Nie ma co wyjaśniać -stwierdził Febo. —Sytuacja jest jednoznaczna. Sukienka porozpinana, włosy w nieładzie.
-Taki wstyd, taki wstyd -odezwał się ponownie Cieplak. —Ludzie na języki cię wezmą.  Co pomyśli sobie Piotr? Szukał cię.
-On tato najmniej mnie interesuje.  Nie chcę go za męża i mam nadzieję, że go zraziłam. I ciekawa jestem, dlaczego do tej pory się nie ożenił, skoro to taka dobra partia?
-Mówicie o Piotrze Sosnowskim? Tym lekarzu? -zapytał Marek.
-Taką partię przez pana Ula straciła. To szanująca się rodzina.
-Taka tato, że kobiety i służących ciągle traktują jak w pańszczyźnie. Cofają się o dwadzieścia lat. Nowobogaccy -prychnęła na koniec.
-Teraz tylko pozostaje wydać cię chyba za Alojzego Młoczyńskiego -mówił załamanym głosem Cieplak. —On potrzebuje kogoś młodego i zdrowego do prowadzenia domu.
-Jak za niego?! -zapytała z przerażeniem. —Tato on jest gruby, odrażający i stary -dodała, przypominając sobie znajomego ojca, który ciągle ślinił się na widok, co ładniejszych służących i innych kobiet. —Żaden ojciec nie chciałby dla córki takiego losu. Nawet dla tytułu baronowej.

*


-Córka ma rację -wtrącił Febo. —Dwie żony pochował.
-Widzisz tato. Inni wiedzą, tylko nie ty. Kiedyś inny byłeś. Rozumiałeś mnie. 
-Trzeba było prędzej pomyśleć, co robisz. Twoja matka się w grobie przewraca -mówił nie zważając na wypowiedź córki i Febo.
-Mama nie pozwoliłaby na coś takiego -mówiła pewnym głosem. —I kto się Betti zajmie? Ma dopiero rok.
-Wdowa Alicja jest zainteresowana mną, a ja nią. Dwie gospodynie nie są potrzebne w naszym domu.
-Wolę już pójść, gdzie mnie nogi poniosą niż wydać się za tego starca -odparła odważnie. —A pani Ala jest mi przychylna.
-Wstyd pozostanie. Całą rodzinę zhańbiłaś.
-To do stawu się wrzucę i zejdę ci z oczu.
-Panie Cieplak ja zawiniłem i ja powinienem ożenić się z pana córką -wtrącił odważnie Marek, przerażony tym, co mówi Ula.
-A, kim pan jest, że chce mówić mi co mam robić? -dopytywał podniesionym tonem. —Wy wszyscy panicze w tych nowoczesnych strojach tak samo wyglądacie.
- Marek Dobrzański. Mam majątek z drugiej strony Warszawy i tkalnie pod Łodzią.
-Z tych Dobrzańskich? -zapytał z respektem na nazwisko.
-Tak z tych -odparł bez wyższości. —Jestem hrabią, ale nie mam zwyczaju tytułować się.  Inaczej nie mogę postąpić, niż prosić o rękę córki. Możemy wrócić na zabawę i ogłosić zaręczyny. Albo jutro na sumie w kościele ogłosić zapowiedzi.
-Nikt nie uwierzy w taki obrót sprawy -mówił antypatycznie Cieplak. —Tak nagle mielibyście stać się parą.  
-Uwierzy, proszę pana. Z tego, co wiem pana rodzina była w żałobie przez ostatni rok i można zawsze powiedzieć, że nie był to czas na ogłaszanie zaręczyn. Albo że spotykałem się z pana córką w tajemnicy przed panem u państwa Febo bądź Kubasińskich. Mój serdeczny przyjaciel jest adoratorem panny Wioletty przyjaciółki pana córki.
-Ja mogę potwierdzić, że są parą od dawna -rzekł Sebastian.
-A jeśli już ktoś was widział, to co? -dumał Cieplak. 
-Nie widział. Inaczej zrobiłby larum na całą okolicę. Możemy śmiało wprowadzić w życie mój plan.
-Przynajmniej zachowuje się pan jak mężczyzna. Ma pan zgodę na poślubienie córki.
-Tato, ale ja go nie znam -odezwała się ponownie Ula.
-Ty już nic nie mów. Albo on, albo Młoczyński. Wybieraj.
-Wolę jego -odparła bez zastanowienia.
-Za tydzień wyprawimy przyjęcie zaręczynowe -oznajmił Marek. — A pana panie Febo poprosimy o zachowanie dyskrecji, aby nikt się o niczym nie dowiedział.

Chwile później Ula z ojcem i panem Febo wyszli ze stodoły. Został tylko Sebastian.
-Marek czy ja dobrze słyszałem? -pytał podejrzliwie. — Chcesz się żenić? Przecież nie wiesz nawet, czy ją tknąłeś.  
-Seba nie wiem, czy coś było między nami, czy nie, a raczej nie, bo pamiętałbym.
-To po co te oświadczyny. Dlatego że mówiła, że rzuci się do stawu.
-To też, ale słyszałem przerażenie w jej głosie, gdy ojciec oświadczył jej, że wyda ją za tego lubieżnika Młoczyńskiego.  Mógłby być jej dziadkiem.
-Fakt perspektywa nieciekawa dla dziewczyny.
-Możesz wyobrazić sobie ich razem w łóżku?  On gruby i obleśny i ona taka delikatna. Przygniótłby ją swoim cielskiem.
-To lepiej, żebyś ty ją przygniatał.
-Dla niej na pewno lepiej. A ja kiedyś i tak będę musiał się ożenić. Ta jest przynajmniej chyba bardzo ładna i chyba jest tą koleżanką Wioletty z majątkiem.
-Majątku przecież nie potrzebujesz.
-Nie, ale będzie można pomnożyć go.  Mają sporo żyznej ziemię, kamienice w mieście i w posagu coś wniesie. Do tego ma charakterek. Myślę, że ona zrobiła to specjalnie. Miała zostać żoną niechcianego Piotra Sosnowskiego i wymyśliła sposób, aby uniknąć małżeństwa z nim.  Ja z przyjemnością ją poślubię.
-Czyli ma to być słodka zemsta na Piotrze -stwierdził z chytrym uśmiechem Sebastian. —Odebranie jej dziewczyny?
-To też, ale ocalenie Uli od ślubu z Młoczyńskim jest najważniejsze.

*Pana ze zdjęcia bardzo lubię i cenię. Po wielu próbach znalezienia odpowiedniego zdjęcia to pasowało najbardziej i napisałam, to co musiałam napisać o baronie Młoczyńskim.

12 komentarzy:

  1. Kolejne opowiadanie po „Dyliżansie” i „Paniczu Marku”, które zaczynam czytać z przyjemnością. Ula dziewczyna z dobrego domu, mająca swoje aspiracje i pragnienia, na razie nie ma zamiaru zostać żoną. Na dodatek jej ojciec upiera się, że najlepszym kandydatem byłby doktor Sosnowski, człowiek nie szanujący kobiet i ludzi. Sprytnie wraz z przyjaciółkami Pauliną i Violettą kombinowały aby ogłoszenia zaręczyn nie doszło. Tylko przypadek sprawił, że Ula ma już swojego starającego się. Marek jak na dżentelmena przystało godzi się na układ. Co dalej z tego wyniknie, zobaczymy. Pozostaje uzbroić się w cierpliwość.
    Dziękuję za dziś pozdrawiam, Agata
    Ps.Również uwielbiam tego Pana ze zdjęcia,bez nazwisk z wiadomych względów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Pana X jest mi trochę głupio, że pisałam to co pisałam. Nie wiem skąd pochodzi to zdjęcie, ale chyba z jakiegoś spektaklu i charakteryzacja stroju dobra..
      Tym razem opowiadanie to przełom wieków, więc trochę cywilizacji będzie i zdjęć z Lalki np. Będzie trochę inaczej jak już wiadomo niż w serialu, bo Paulina i Wioletta są po stronie Uli. Miłość Uli i Marka tak od razu też nie wybuchnie, ale z czasem całe zamieszanie przyniesie im szczęście. Sosnowscy to tu tacy Dulscy. Skandalicznej synowej chcieliby unikać a pod swoim dachem mają tajemnice. W przeciwieństwie do Dobrzańskich, którzy wszystkich szanują na równi.
      Pozdrawiam miło i dziękuje za wpis.

      Usuń
  2. Paulina, Violetta i Ula przyjaciółkami to jedna rzecz, a druga to iż Paulina nawet nie chce myśleć o byciu z Markiem to coś nowego.
    Nie dziwie się, że Ula nie chce Sosnowskiego za męża przecież to gbur i prostak. Zachowanie Marka jest pełne podziwu, nie znając Uli ani jej rodziny postanawia się z nią ożenić. Ciekawe tylko czy będzie jej wierny.
    Dziękuję Ci bardzo za dzisiaj.
    Cieplutko pozdrawiam w sobotni wieczór.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paulina nie może być ciągle zła, więc tutaj postanowiłam zrobić z niej od początku do końca miłą i życzliwą.
      Dokładnie mówiąc to Ula w ogóle na razie nie chciałaby wychodzić za mąż. Jednak będzie musiała. I to za kogoś kogo jeszcze nie kocha.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  3. Zapowiada się bardzo ciekawie. Viola, Paulina i Ula przyjaciółkami ciekawa kombinacja. Mareczek też dobrze kombinuje. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. Miłego weekendu życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marek zachował sie bardzo szlachetnie. Wie, że nie zhańbił dziewczyny, ale postanowił ożenić się z nią, aby oszczędzić jej małżeństwa z Młoczyńskim. I aby nic sobie nie zrobiła Ula. Nie jest więc taki zły jakby można sądzić po tym jak szlaja się po stodołach z mężatkami.
      Dziekuję za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  4. Mega intrygująco :P
    Co do mnie do wróciłam hhaha :D Ja aż się dziwię, że Wy macie czas i energię, że kontynuujecie pisanie. WOW! Mój powrót po ponad dwóch latach, a Wy wciąż wciąż i wciąż! Bardzo doceniam i pozdrawiam ANN :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miła niespodzianka. Fakt sporo się zmieniło. U mnie dwójka dzieci i dwa lata do przodu. Mam nadzieję, że na dłużej jesteś.
      Dziękuję za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
    2. woooow, to wielkie gratulacje <3

      Usuń
    3. Dzięki. Córka 2,6 a syn 0,8.

      Usuń
  5. Zapowiada się intrygująco, bo historia osadzona pewnie w dziewiętnastym wieku. Jako jedynej najlepiej wychodzą Ci opowiadania z przeszłością historyczną w tle a piszesz w sposób, dzięki któremu każda z nas uruchamia wyobraźnię. Ja widzę to tak: Piotr Sosnowski - sztywniak z dumnie uniesioną głową, patrzący na wszystkich z góry. Do kobiet przekonania nie ma i żadna nie poruszyła jego serca, ale jest w wieku, w którym wypada się ożenić, bo żona przy jego pozycji to niezbędny dodatek świadczący o stateczności mężczyzny i stabilizacji w życiu. Nie znaczy to jednak, że będzie traktował małżonkę z szacunkiem i uwielbieniem. Raczej jak mebel z połyskiem, z którego od czasu do czasu należy zetrzeć kurz.
    Marek Dobrzański - zupełne przeciwieństwo doktorka. Wesoły bałamut, który nie przepuści niczemu, co się rusza. Wdowy, mężatki, panny, bez różnicy byle zabawa była przednia. I oto trafia mu się taka Ula. Jej uroda robi na nim wrażenie i to tak duże, że jest gotów się z nią ożenić. To jedyny sposób, żeby oszczędzić dziewczynie hańby i ślubu ze starcem. Czy aby ten pan na zdjęciu, to nie Kowalewski? Sporo dzieje się w tej części i już wiem, że nudzić się nie będę.
    Najserdeczniej pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie to XIX wiek. Powiedzmy, że koniec. Co do charakteryzacji to masz rację.Piotr jest przed czterdziestką więc już najwyższy czas aby znalazł sobie żonę. Co do samego charakteru to wspomnę w kolejnej części. Marek zaś podobny jest do serialowego Marka. Lubi towarzystwo kobiet. Z tym że jak na razie unikał ożenku i jakichkolwiek cielesnych kontaktów z pannami. Co do urody Uli, to jeszcze dokładnie jej nie widział tylko w świetle lamp naftowych. Ale pod wrażeniem będzie.
      Co do pana to śmiało mogę dwie osoby pasować pan K Kowalewski oraz T Drozda.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń