Zapiekanka przygotowana przez
Marka pomimo lekkiego przypalenia był smaczna. Jeszcze na początku posiłku
Marek przypomniał sobie o ważnej sprawie.
-Kochanie mam coś, co należy
do ciebie i nigdy nie powinno wrócić do mnie -rzekł, zrywając się od stołu i
podchodząc do komody. —Pierścionek zaręczynowy i obrączka Ula.
-Oddałam, bo uważałam, że powinnam zwrócić ci je, skoro nic nas nie będzie łączyć -tłumaczyła.
-Cała ty. Inne dziewczyny pewnie zostawiłyby sobie,
chociaż pierścionek -mówił, przeszukując szufladę.
-Ja nie mogłabym tak -odparła, gdy Marek z odnalezioną biżuterią wrócił do stołu.
-Wiem, że nie. Teraz mogę
przynajmniej po raz drugi założyć ci obie rzeczy -rzekł, klękając przed Ulą. —Ula kochanie przyjmij ten pierścionek i
obrączkę na znak mojego oddania, miłości, wierności i uwielbienia.
- Będę zaszczycona i szczęśliwa, móc je nosić -szeptała ze wzruszeniem, gdy Marek wsuwał na jej palec pierścionek zaręczynowy.
-Nigdy więcej nie rozstawiaj się z
nimi -mówił, wstając z kolan.
-A co będzie, jak palce mi
spuchną? -przekomarzała się z nim.
-Kupię ci łańcuszek i na szyi
zawieszę. Niech wszyscy wiedzą, że jesteś już zajęta.
Bez przypieczętowania
pocałunkiem nie obyło się i Marek przylgnął do ust Uli w spokojnym pocałunkiem.
Nie na długo, bo mieli na talerzach zapiekankę.
Po skończonym posiłku i
włożeniu naczyń do zmywarki wybrali się na spacer. Chodzili po ulicach Warszawy
przytuleni do siebie, jak prawdziwie zakochana para. Miejsca, gdzie idą
wybranego nie mieli i szli, gdzie ich nogi niosły. Wkrótce znaleźli się w
okolicy kawiarni Beza.
-Kochanie wiesz, co jest na
następnej ulicy? -zapytał tajemniczo Marek.
-Nasz dentysta ma tam gabinet
-odparła.
-Ula ja chcę być romantyczny,
a ty o bólu i nieprzyjemnościach myślisz. Kawiarnia Beza. Mówi co to coś?
-Tak -odparła z uśmiechem na
wspomnienia. —Tam spotkaliśmy się po raz pierwszy. Konkretnie umówiliśmy się na
rozmowę o pracę.
-Dokładnie tak. Siedziałem
przy stoliku i wypatrywałem cię. Gdy pojawiłaś się w drzwiach, to chciałem,
żebyś to była ty. Wyglądałaś tak naturalnie, dziewczęco i interesująco.
-Ja wiedziałam, jak wyglądasz
ze zdjęć w Internecie i w prasie.
-Cwaniara. Jak mogliśmy nigdy
nie pójść tam ponownie Ula? Dla nas to ważne miejsce.
-Bo co innego dla ciebie było
ważniejsze.
-Kochanie nie będziesz chyba
robić mi teraz wyrzutów za łóżko.
-Kochanie ja miałam na myśli
prace nad prezentacją.
-Czy, aby pewno kochanie? Po
pracy umysłowej nigdy nie byłaś tak zadowolona, jak po tym, co robiliśmy w
łóżku.
-Bo w łóżku przejawiałeś większe
zainteresowanie, tym co robisz, niż w tym w czym powinieneś. Nie cierpię, gdy
ktoś nie wykazuje aktywności, gdy ja się staram, aby wykazywał.
-To między innymi podobało mi
się u ciebie od początku -odparł, mocniej przytulając. —Umiałaś mnie zaskoczyć
swoimi ripostami, inteligencją i poczuciem humoru.
-Nie ma nic gorszego niż nuda
w związku Marek.
-To prawda. To, co Ula. Zapraszam cię do
Bezy. Musimy zacząć nadrabiać zaległości.
W kawiarni stoliki były
wolne, to usiedli przy jednym z nich i zamówili sobie po porcji faworków i
kawie.
-Nie mogę tyle jeść Marek
-rzekła Ula na widok stosu faworków. —Niedługo i tak będę gruba, jak słoń.
-Ja zjem kilka za ciebie.
Spalę kalorie jurto na joggingu z Sebastianem. A faworki bardzo lubię. Tylko że
dawno ich nie jadłem. Będzie z parę lat.
-Mam zwolnienie lekarskie na
tydzień, to ci upiekę jutro całą miskę. Przy okazji zawiozę trochę do domu.
Zostawiłam tam niektóre swoje rzeczy, a będą mi potrzebne.
-Zawiozę cię Ula. Chętnie
spotkam się ponownie z twoją rodziną. Z moimi rodzicami powinniśmy również się
spotkać.
-Trochę się boję Marek.
-Spokojnie Ula, nie gryzą. Gdy
spałaś, zadzwoniłem do nich i powiedziałem, że odnalazłaś się i chcą cię
poznać. Miarkuję, że zaproszą nas na obiad na dniach. Mama pewnie wybierze
jakąś restaurację. Nie będzie dla ciebie takie krępujące niż wizyta w ich domu.
-To na pewno. Jakby dzwonili,
to umów się na wtorek albo środę.
-Co sobie tylko życzysz
kochanie.
Po powrocie do domu nic już
tylko nie jedli, tylko wykapali się i poszli do łóżka. Gdy znaleźli się już w
sypialni, Marek zajął się delikatnym masażem stóp żony.
-Do tej pory nie robiłeś tego
-zagadnęła.
-Bo nie byłaś w ciąży. Są takie
specjalne kursy i chyba się zapiszę.
-Rozpieszczasz mnie -mówiła,
gdy Marek z masażu stóp przeniósł się nieco wyżej.
Wkrótce jego dłonie mogła poczuć
na biodrach i piersiach, a oczy wpatrzone w jej twarz. Już samo jego spojrzenie i
zapach żelu pod prysznic powodował pożądanie w Uli. Chwilę później Marek położył się
obok niej i zaczął delikatnie całować usta i szyję. Cienka koszula nocna była
jedyną przeszkodą, aby Marek w pełni mógł ponownie delektować się ciałem żony, to
pozbył się jej szybko. Z siebie przy okazji zdjął bokserki. Kiedy miał już
dostęp do jej nagiego ciała, które już tak dobrze znał, zaczął grę wstępną. Całował,
pieścił i ssał piersi oraz gładził ją po intymniejszych miejscach. Było to tak
przyjemne, że Ula poddawała się tym słodkim torturą bez najmniejszego protestu.
Sama również dłużna nie chciała pozostawiać i całował w te miejsca na ciele
męża, które były dogodne. Raz były to usta innym razem ramiona czy tors. Kolejne minuty były szalone i przygotowywały
na to, co miało nastąpić już za chwilę. Jeszcze parę dni temu w takim momencie
wszystko byłoby szybkie i szalone. Teraz jednak Marek zachował ostrożność i nawet wchodził w ciało Uli ostrożnie. Gdy już stali się jednością, równie delikatnie
poruszał się w niej. Nie oznaczało to, że nie osiągnęli spełnienia, bo oboje
mogli tego doświadczyć w chwili, gdy eksplodował w nich szczyt podniecenia.
-Chyba tak cudownie się
jeszcze nie czułam Marek -mówiła Ula, gdy już odsapnęli. —Każda chwila mogłaby
być dla mnie nieskończona.
-Powiedziałaś właśnie
najprzyjemniejszy komplement, jaki może usłyszeć mężczyzna -odparł, gładząc jej
ramiona.
Następnego dnia na Ulę już
rano czekała niespodzianka, bo Marek zrobił śniadanie i przyniósł do łóżka.
Przy okazji budził ją pocałunkami.
-Kochanie świeże bułeczki,
twarożek i herbata -mówił, gdy otwarła oczy.
-Śniadanie -mówiła jeszcze
przez sen. —Nie wiem, nawet kiedy wstałeś?
-Przed siódmą. Teraz ósma
dochodzi. Zjedź Ula. Powinnaś odżywiać się dobrze.
-A ty nie jesz?
-Już coś tam przegryzłem. Nie
chciałem cię tak szybko budzić. Sen jest tak samo ci potrzebny, jak dobre odżywianie.
-Bardzo to miłe Marek, ale jeśli
przez kolejne osiem miesięcy tak będzie, to czarno to widzę. Kota można
zagłaskać, a ciąża to nie choroba.
-Wiem kochanie. To tylko tak
na teraz -uspokajał, bo nie chciał kłócić się z nią. —Pójdę teraz na godzinkę
pobiegać. Seba już na mnie czeka w parku.
A ty ze spokojem zjedz.
Z joggingu wrócił po niecałej
godzinie i po odświeżeniu się pojechali oboje do F&D. Pojawienie się żony
Marka wzbudziło poruszenie wśród pracowników. Już przy wejściu Marek
przedstawił Ulę ochroniarzowi Władkowi i recepcjonistce Ani. Później idąc
korytarzami ciągle, ktoś witał się z nim poprzez dzień dobry albo cześć i
patrzył z zaciekawieniem na jego towarzyszkę. Gdy przyszli już do jego biura była
natomiast okazja na kolejną rozmowę.
-Dzień dobry -rzekł do swojej
sekretarki i asystenta.
-Dzień dobry -odparli chórem
i odrywając wzrok od ekranów komputera.
-Pani Haniu, Pawle
przedstawiam wam moją żonę Urszulę Dobrzańską.
- Miło panią poznać -odezwała
się wieloletnia sekretarka Marka. —Jest pani ładniejsza niż na zdjęciu.
-Na jakim zdjęciu? -zapytała.
-Pani zdjęcie, zamiast pani
Pauliny, od tygodnia stoi na biurku Marka -wyjaśnił asystent Paweł. —Niezłą
aferę Marek zrobił z tym ślubem.
-Dokładnie tak -odezwała się
ponownie pani Hania. —Znam Marka od dwudziestu lat, jak przychodził tutaj jako
nastolatek do ojca i jeszcze nigdy nic takiego nie wywinął.
-Fakt głośno czasami było o
mnie -odparł bez żalu do sekretarki i asystenta. —Zwłaszcza jeśli chodziło o
kobiety.
-Ale od dobrego pół roku
cicho było -stwierdził Paweł. —Pani Hania mówiła nawet, że kobieta musi za tym
stać.
-Najwidoczniej i na mnie
przyszedł czas, żeby się ustatkować -odparł.
-Widać, że teraz zakochał się
naprawdę -mówiła pani Hania do Uli i patrząc na nią. —Jest taki szczęśliwy i
spokojny.
-Bo jestem ogromnie
szczęśliwy -odparł za Ulę. —Pokażę ci teraz mój gabinet Ula i pójdziemy
dalej zwiedzać.
Paulina tego dnia również
pojawiła się w firmie u brata. O wizycie byłego narzeczonego dowiedziała się zaś
szybko. Poszła nawet do gabinetu Marka, aby jak to ona i nie bacząc na to, że
jest w firmie, zrobić awanturę. Nie
zastała jednak nikogo ani w samym sekretariacie, ani w gabinecie Marka.
Zainteresowała ją za to pozostawiona kosmetyczka na biurku Marka z napisem Ula
i pomadka leżąca na wierzchu. Długo nie zastanawiając się, końcówkami długich
paznokci delikatnie wyciągnęła z kosmetyczki pomadkę, wrzuciła do swojej torebki i odeszła przez nikogo niezauważona do gabinetu brata.
Ula i Marek tymczasem gościli
w pracowni mistrza.
-Pshemko poznaj moją żonę
Ulę.
-Dzień dobry -przywitała się i ona, przypatrując mistrzowi, bo od męża słyszała, że to ekscentryk.
-Dzień dobry -przywitała się i ona, przypatrując mistrzowi, bo od męża słyszała, że to ekscentryk.
- Piękna -zachwycał się
mistrz, patrząc spod okularów. — I te błękitne oczy. Marco zawsze miał dobry
gust -mówił do Uli. —Zaprojektuję dla Urszuli sukienkę w kolorze oczu -dodał
nieoczekiwanie. —W ramach prezentu ślubnego.
-Może za parę miesięcy
Pshemko, bo Ula jest w ciąży i wkrótce przytyje -oznajmił Marek z nieukrywaną radością. —Albo
sukienkę ślubną do ślubu kościelnego, jeśli potrafisz.
-Obrażasz mnie Marco. Na
kiedy?
-Jeśli się uda to w czerwcu chcemy pobrać się przed ołtarzem.
-W takim razie Urszula
przyjdzie w maju na wzięcie miary.
-Będzie mi miło. A ile będzie
to kosztować? -zapytała nieśmiało.
-Urszula chyba żartuje. To
będzie dla mnie przyjemność.
Po godzinnej wizycie w firmie
Ula pojechała po stolnice i wałek do ciasta oraz inne zakupy. Kupiła również
zaległy prezent urodzinowy dla Marka. Później zajęła się przygotowaniem obiadu.
Z faworkami postanowiła poczekać do przyjazdu męża, aby pomógł jej w wałkowaniu
ciasta.
Marek tak jak prędzej
ustalili w mieszkaniu pojawił się o trzynastej.
-Zanim zjemy to mój prezent
-rzekła Ula, podając mu zgrabny pakunek.
-Mówiłem, że nie musiałaś
-odparł, odpakowując prezent. —Koszula bordowa. Bardzo ładny kolor. Od razu
przymierzę kochanie.
Chwilę później ściągał niebieską koszulę i zakładał tę zakupioną przez Ulę. —I jak? -pytał, okręcając się tak, jak robią to kobiety w nowych sukienkach.
Chwilę później ściągał niebieską koszulę i zakładał tę zakupioną przez Ulę. —I jak? -pytał, okręcając się tak, jak robią to kobiety w nowych sukienkach.
-Do twarzy ci. Teraz siadaj.
Zrobiłam zwykłe schabowe i surówkę.
-Świetnie. Dobre, proste, smaczne i
tradycyjne danie.
Po obiedzie zajęli się
faworkami. Ula zagniatała ciasto, a Marek wałkował. Później ona cięła w paski i
zawijała, a on smażył. Gdy już posprzątali, a faworki ostygły posypali cukrem
pudrem i przed siedemnastą pojechali do Halinowa na podwieczorek.
-Miło was widzieć razem
-zaczął Cieplak. —Pogodzonych i szczęśliwych.
-Cała przyjemność po mojej
stronie panie Józefie, że mogłem przyjechać tu ponownie -odparł Marek.
-A Jasiu powiedział, że jest
pan mężem Ulci i będę mogła mówić panu po imieniu -zagadnęła Betti
-Bo to prawda -odparł,
kucając przy Beatce.
-Ale jak to? Pan jest starszy,
a tata mówi, że do starszych mówi się pan i pani -drążyła temat.
-Betti, Marek jest twoim
szwagrem, a do szwagrów mówi się po imieniu- tłumaczyła Ula. —Tak więc ty i Jasiu możecie mówić
mu Marek. Jak będziesz starsza, to zrozumiesz.
-Pan również panie Józefie może mówić mi po imieniu- dodał Marek. —Jestem w końcu zięciem.
-Jeśli to nie problem to
jestem tato -odparł Cieplak.
Podwieczorek mijał w miłej
rodzinnej atmosferze. Zwłaszcza dla Marka było to ważne, bo wyczuł, że
zaakceptowali go, jako nowego członka rodziny. Tematem rozmowy oczywiście był ich ślub. Zarówno
ten cywilny, jak i przyszły kościelny. W połowie podwieczorku dotarł Jasiek i z
nim Marek szybko nawiązał kontakt i rozmawiali o autach.
Dwa dni później we środę Ulę
i Marka czekał obiad w towarzystwie Dobrzańskich. Do Książęcej dotarli, gdy
seniorzy już byli w restauracji.
-Mamo, tato -mówił dostojnie
Marek. —Poznajcie Ulę.
-Dzień dobry -przywitała się
sama zainteresowana. — Ula. Jeśli to nie problem to można do mnie tak mówić.
-Miło nam poznać Ula -odparł
życzliwie Krzysztof.
-Marek opowiadał nam sporo o
tobie -rzekła i Helena, gdy usiedli.
-Oby były to dobre rzeczy
pani Heleno -odparła z uśmiechem.
- Powiedziałem rodzicom prawdę,
tylko prawdę i samą prawdę i inaczej nie może być kochanie -odrzekł Marek, całując przy okazji w dłoń.
-Marek głównie mówił nam o
twojej rodzinie, pracy i o tym jak się poznaliście -odezwał się ponownie
Krzysztof. —Niezły romans byłby z tego.
-Miło wiedzieć, że państwo
podchodzą do sprawy tak przychylnie i z humorem.
-Wiemy, że wkrótce urodzi się
wam dziecko. Tyle czasu czekaliśmy, aby być dziadkami -mówił z serdecznością
Helena.
-Tak. Dokładnie to za niecałe
osiem miesięcy -sprecyzowała Ula.
-Na moje szczęście Paula nie chciała
zostać matką, gdy prosiłem ją o to -stwierdził z ulgą Marek. —Teraz nie mógłbym być z Ulą.
-Nie wszystkim instynkt
macierzyński ujawnia się -mówiła Helena, jakby chciała usprawiedliwić Paulinę.
-A pro po Pauliny, to ciekawy
jestem, dlaczego nie wraca do chorej babci -wtrącił Marek. —W poniedziałek była
w firmie u Aleksa.
-Sami jesteśmy ciekawi -odparł
Krzysztof, choć swoje przypuszczenia z żoną mieli.
W połowie udanego spotkania
podszedł do nich nieznajomy mężczyzna.
-Pani Urszula Dobrzańska?
-zapytał.
-Tak. A kto pyta?
- Aspirant Tomasz Skawiński –
odparł, pokazując delikatnie odznakę, ukrytą wewnątrz policyjnej kamizelki. —Pani
pojedzie z nami na komisariat. Musimy wyjaśnić pewną sprawę.
Widać, że Dobrzańscy chyba do końca zaakceptowali Ulę u boku Marka. Obawiam się co takiego wymyśliła Paulina. Podejrzewam również, że ten policjant to sprawka samej Febo.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za dzisiejszy wpis i czekam na następną część.
Cieplutko pozdrawiam w poniedziałkowy wieczór.
Julita
Dobrzańscy trochę dowiedzieli się o Uli i o tym jaka jest Paulina, więc zaakceptowali ją w pełni . Zwłaszcza że dla nich najważniejsze jest szczęście syna a on kocha Ulę.
UsuńKto inny mógłby chcieć coś namieszać jak nie Paulina. Uspokajam, że na krótko, bo planuję jeszcze tylko jedną część.
Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
U Marka i Uli zagościła normalność i codzienne, wspólne życie. Marek bardzo się stara i dba o Ulę jak może najlepiej. Wreszcie też spotkanie z seniorami Dobrzańskimi, którzy najwyraźniej akceptują Ulę i cieszą się, że zostaną dziadkami. I tylko Paulina budzi niepokój. Po jasną cholerę zabrała Uli pomadkę. Czyżby wywinęła coś, co obciąży Ulę? No bo skąd ten policjant i o co mu chodzi?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam najserdeczniej. :)
Powiedziałabym, że Marek aż za bardzo dba o Ulę.Sama Ula już mu to powiedziała.
UsuńTeraz przed nimi malutkie komplikacje. I faktycznie pomadka będzie miała coś z tym wspólnego. Choć w początkowych planach Pauliny kradzieży pomadki nie było i wykorzystała tylko okazję.
Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
To sobie Paulina wymyśliła, kradzież pomadki, tylko co można zrobić pomadką? Zostawić ślad na koszuli jakiegoś mężczyzny, napisać wulgaryzmy na lustrze, nie wiem? Mam tylko nadzieję, że detektyw, którego wynajęli seniorzy szybko zdemaskuje jej niecny czyn, czym całkiem ją pogrążą.
OdpowiedzUsuńTen rozdział ociekał szczęściem Uli i Marka, i chyba pojawienie się aspiranta, pewnie nasłanego przez Febo, nie zmieni przychylnego nastawienia seniorów do wybranki Marka.
Pozdrawiam serdecznie,Agata
Obiecałam że się pogodzą i tak się stało. W to co zaplanowała Paulina nikt nie uwierzy. Ku jej rozpaczy nawet Dobrzańscy.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Cudownie, że pomiędzy Ula i Markiem wszystko jest OK i seniorzy również Ule zaakceptowali. Ale Paulina wredwr zolza chce wrobic w coś Ule, mam nadzieję że detektyw zadziała i to Paula wyląduje w kiciu. Dziękuję za super część i pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDetektyw wiele jeszcze nie zdążył ustalić niestety. Biorąc jednak pod uwagę, że planuję tylko jedną część wszystko szybko się wyjaśni.
UsuńDziękuję za wpis i pozdrawiam miło.