poniedziałek, 11 listopada 2019

Dla miłości cz. 9



Zapiekanka przygotowana przez Marka pomimo lekkiego przypalenia był smaczna. Jeszcze na początku posiłku Marek przypomniał sobie o ważnej sprawie.
-Kochanie mam coś, co należy do ciebie i nigdy nie powinno wrócić do mnie -rzekł, zrywając się od stołu i podchodząc do komody. —Pierścionek zaręczynowy i obrączka Ula.
-Oddałam, bo uważałam, że powinnam zwrócić ci je, skoro nic nas nie będzie łączyć -tłumaczyła.
-Cała ty. Inne dziewczyny pewnie zostawiłyby sobie, chociaż pierścionek -mówił, przeszukując szufladę.
-Ja nie mogłabym tak -odparła, gdy Marek z odnalezioną biżuterią wrócił do stołu.
-Wiem, że nie. Teraz mogę przynajmniej po raz drugi założyć ci obie rzeczy -rzekł, klękając przed Ulą.  —Ula kochanie przyjmij ten pierścionek i obrączkę na znak mojego oddania, miłości, wierności i uwielbienia.



- Będę zaszczycona i szczęśliwa, móc je nosić -szeptała ze wzruszeniem, gdy Marek wsuwał na jej palec pierścionek zaręczynowy.
-Nigdy więcej nie rozstawiaj się z nimi -mówił, wstając z kolan.
-A co będzie, jak palce mi spuchną? -przekomarzała się z nim.
-Kupię ci łańcuszek i na szyi zawieszę. Niech wszyscy wiedzą, że jesteś już zajęta.
Bez przypieczętowania pocałunkiem nie obyło się i Marek przylgnął do ust Uli w spokojnym pocałunkiem. Nie na długo, bo mieli na talerzach zapiekankę.
Po skończonym posiłku i włożeniu naczyń do zmywarki wybrali się na spacer. Chodzili po ulicach Warszawy przytuleni do siebie, jak prawdziwie zakochana para. Miejsca, gdzie idą wybranego nie mieli i szli, gdzie ich nogi niosły. Wkrótce znaleźli się w okolicy kawiarni Beza.
-Kochanie wiesz, co jest na następnej ulicy? -zapytał tajemniczo Marek.   
-Nasz dentysta ma tam gabinet -odparła.
-Ula ja chcę być romantyczny, a ty o bólu i nieprzyjemnościach myślisz. Kawiarnia Beza. Mówi co to coś?
-Tak -odparła z uśmiechem na wspomnienia. —Tam spotkaliśmy się po raz pierwszy. Konkretnie umówiliśmy się na rozmowę o pracę.
-Dokładnie tak. Siedziałem przy stoliku i wypatrywałem cię. Gdy pojawiłaś się w drzwiach, to chciałem, żebyś to była ty. Wyglądałaś tak naturalnie, dziewczęco i interesująco.
-Ja wiedziałam, jak wyglądasz ze zdjęć w Internecie i w prasie.
-Cwaniara. Jak mogliśmy nigdy nie pójść tam ponownie Ula? Dla nas to ważne miejsce. 
-Bo co innego dla ciebie było ważniejsze.
-Kochanie nie będziesz chyba robić mi teraz wyrzutów za łóżko.
-Kochanie ja miałam na myśli prace nad prezentacją.
-Czy, aby pewno kochanie? Po pracy umysłowej nigdy nie byłaś tak zadowolona, jak po tym, co robiliśmy w łóżku.
-Bo w łóżku przejawiałeś większe zainteresowanie, tym co robisz, niż w tym w czym powinieneś. Nie cierpię, gdy ktoś nie wykazuje aktywności, gdy ja się staram, aby wykazywał.
-To między innymi podobało mi się u ciebie od początku -odparł, mocniej przytulając. —Umiałaś mnie zaskoczyć swoimi ripostami, inteligencją i poczuciem humoru.
-Nie ma nic gorszego niż nuda w związku Marek.
-To prawda. To, co Ula. Zapraszam cię do Bezy. Musimy zacząć nadrabiać zaległości.
W kawiarni stoliki były wolne, to usiedli przy jednym z nich i zamówili sobie po porcji faworków i kawie.


-Nie mogę tyle jeść Marek -rzekła Ula na widok stosu faworków. —Niedługo i tak będę gruba, jak słoń.
-Ja zjem kilka za ciebie. Spalę kalorie jurto na joggingu z Sebastianem. A faworki bardzo lubię. Tylko że dawno ich nie jadłem. Będzie z parę lat.
-Mam zwolnienie lekarskie na tydzień, to ci upiekę jutro całą miskę. Przy okazji zawiozę trochę do domu. Zostawiłam tam niektóre swoje rzeczy, a będą mi potrzebne.
-Zawiozę cię Ula. Chętnie spotkam się ponownie z twoją rodziną. Z moimi rodzicami powinniśmy również się spotkać.
-Trochę się boję Marek.
-Spokojnie Ula, nie gryzą. Gdy spałaś, zadzwoniłem do nich i powiedziałem, że odnalazłaś się i chcą cię poznać. Miarkuję, że zaproszą nas na obiad na dniach. Mama pewnie wybierze jakąś restaurację. Nie będzie dla ciebie takie krępujące niż wizyta w ich domu.
-To na pewno. Jakby dzwonili, to umów się na wtorek albo środę.
-Co sobie tylko życzysz kochanie.
Po powrocie do domu nic już tylko nie jedli, tylko wykapali się i poszli do łóżka. Gdy znaleźli się już w sypialni, Marek zajął się delikatnym masażem stóp żony.
-Do tej pory nie robiłeś tego -zagadnęła.
-Bo nie byłaś w ciąży. Są takie specjalne kursy i chyba się zapiszę.
-Rozpieszczasz mnie -mówiła, gdy Marek z masażu stóp przeniósł się nieco wyżej.
Wkrótce jego dłonie mogła poczuć na biodrach i piersiach, a oczy wpatrzone w jej twarz. Już samo jego spojrzenie i zapach żelu pod prysznic powodował pożądanie w Uli. Chwilę później Marek położył się obok niej i zaczął delikatnie całować usta i szyję. Cienka koszula nocna była jedyną przeszkodą, aby Marek w pełni mógł ponownie delektować się ciałem żony, to pozbył się jej szybko. Z siebie przy okazji zdjął bokserki. Kiedy miał już dostęp do jej nagiego ciała, które już tak dobrze znał, zaczął grę wstępną. Całował, pieścił i ssał piersi oraz gładził ją po intymniejszych miejscach. Było to tak przyjemne, że Ula poddawała się tym słodkim torturą bez najmniejszego protestu. Sama również dłużna nie chciała pozostawiać i całował w te miejsca na ciele męża, które były dogodne. Raz były to usta innym razem ramiona czy tors.  Kolejne minuty były szalone i przygotowywały na to, co miało nastąpić już za chwilę. Jeszcze parę dni temu w takim momencie wszystko byłoby szybkie i szalone. Teraz jednak Marek zachował ostrożność i nawet wchodził w ciało Uli ostrożnie. Gdy już stali się jednością, równie delikatnie poruszał się w niej. Nie oznaczało to, że nie osiągnęli spełnienia, bo oboje mogli tego doświadczyć w chwili, gdy eksplodował w nich szczyt podniecenia.
-Chyba tak cudownie się jeszcze nie czułam Marek -mówiła Ula, gdy już odsapnęli. —Każda chwila mogłaby być dla mnie nieskończona.
-Powiedziałaś właśnie najprzyjemniejszy komplement, jaki może usłyszeć mężczyzna -odparł, gładząc jej ramiona. 

Następnego dnia na Ulę już rano czekała niespodzianka, bo Marek zrobił śniadanie i przyniósł do łóżka. Przy okazji budził ją pocałunkami.
-Kochanie świeże bułeczki, twarożek i herbata -mówił, gdy otwarła oczy. 
-Śniadanie -mówiła jeszcze przez sen. —Nie wiem, nawet kiedy wstałeś?
-Przed siódmą. Teraz ósma dochodzi. Zjedź Ula. Powinnaś odżywiać się dobrze.
-A ty nie jesz?
-Już coś tam przegryzłem. Nie chciałem cię tak szybko budzić. Sen jest tak samo ci potrzebny, jak dobre odżywianie.
-Bardzo to miłe Marek, ale jeśli przez kolejne osiem miesięcy tak będzie, to czarno to widzę. Kota można zagłaskać, a ciąża to nie choroba.
-Wiem kochanie. To tylko tak na teraz -uspokajał, bo nie chciał kłócić się z nią. —Pójdę teraz na godzinkę pobiegać. Seba już na mnie czeka w parku.  A ty ze spokojem zjedz.
Z joggingu wrócił po niecałej godzinie i po odświeżeniu się pojechali oboje do F&D. Pojawienie się żony Marka wzbudziło poruszenie wśród pracowników. Już przy wejściu Marek przedstawił Ulę ochroniarzowi Władkowi i recepcjonistce Ani. Później idąc korytarzami ciągle, ktoś witał się z nim poprzez dzień dobry albo cześć i patrzył z zaciekawieniem na jego towarzyszkę. Gdy przyszli już do jego biura była natomiast okazja na kolejną rozmowę.
-Dzień dobry -rzekł do swojej sekretarki i asystenta.
-Dzień dobry -odparli chórem i odrywając wzrok od ekranów komputera.
-Pani Haniu, Pawle przedstawiam wam moją żonę Urszulę Dobrzańską.
- Miło panią poznać -odezwała się wieloletnia sekretarka Marka. —Jest pani ładniejsza niż na zdjęciu.
-Na jakim zdjęciu? -zapytała.
-Pani zdjęcie, zamiast pani Pauliny, od tygodnia stoi na biurku Marka -wyjaśnił asystent Paweł. —Niezłą aferę Marek zrobił z tym ślubem.
-Dokładnie tak -odezwała się ponownie pani Hania. —Znam Marka od dwudziestu lat, jak przychodził tutaj jako nastolatek do ojca i jeszcze nigdy nic takiego nie wywinął.
-Fakt głośno czasami było o mnie -odparł bez żalu do sekretarki i asystenta. —Zwłaszcza jeśli chodziło o kobiety.
-Ale od dobrego pół roku cicho było -stwierdził Paweł. —Pani Hania mówiła nawet, że kobieta musi za tym stać.
-Najwidoczniej i na mnie przyszedł czas, żeby się ustatkować -odparł.
-Widać, że teraz zakochał się naprawdę -mówiła pani Hania do Uli i patrząc na nią. —Jest taki szczęśliwy i spokojny.
-Bo jestem ogromnie szczęśliwy -odparł za Ulę. —Pokażę ci teraz mój gabinet Ula i pójdziemy dalej zwiedzać.
Paulina tego dnia również pojawiła się w firmie u brata. O wizycie byłego narzeczonego dowiedziała się zaś szybko. Poszła nawet do gabinetu Marka, aby jak to ona i nie bacząc na to, że jest w firmie, zrobić awanturę.  Nie zastała jednak nikogo ani w samym sekretariacie, ani w gabinecie Marka. Zainteresowała ją za to pozostawiona kosmetyczka na biurku Marka z napisem Ula i pomadka leżąca na wierzchu. Długo nie zastanawiając się, końcówkami długich paznokci delikatnie wyciągnęła z kosmetyczki pomadkę, wrzuciła do swojej torebki i odeszła przez nikogo niezauważona do gabinetu brata.
Ula i Marek tymczasem gościli w pracowni mistrza.


-Pshemko poznaj moją żonę Ulę.
-Dzień dobry -przywitała się i ona, przypatrując mistrzowi, bo od męża słyszała, że to ekscentryk.
- Piękna -zachwycał się mistrz, patrząc spod okularów. — I te błękitne oczy. Marco zawsze miał dobry gust -mówił do Uli. —Zaprojektuję dla Urszuli sukienkę w kolorze oczu -dodał nieoczekiwanie. —W ramach prezentu ślubnego.
-Może za parę miesięcy Pshemko, bo Ula jest w ciąży i wkrótce przytyje -oznajmił Marek z nieukrywaną radością. —Albo sukienkę ślubną do ślubu kościelnego, jeśli potrafisz.
-Obrażasz mnie Marco. Na kiedy?
-Jeśli się uda to w czerwcu chcemy pobrać się przed ołtarzem.
-W takim razie Urszula przyjdzie w maju na wzięcie miary.
-Będzie mi miło. A ile będzie to kosztować? -zapytała nieśmiało.
-Urszula chyba żartuje. To będzie dla mnie przyjemność.
Po godzinnej wizycie w firmie Ula pojechała po stolnice i wałek do ciasta oraz inne zakupy. Kupiła również zaległy prezent urodzinowy dla Marka. Później zajęła się przygotowaniem obiadu. Z faworkami postanowiła poczekać do przyjazdu męża, aby pomógł jej w wałkowaniu ciasta.
Marek tak jak prędzej ustalili w mieszkaniu pojawił się o trzynastej.
-Zanim zjemy to mój prezent -rzekła Ula, podając mu zgrabny pakunek.
-Mówiłem, że nie musiałaś -odparł, odpakowując prezent. —Koszula bordowa. Bardzo ładny kolor. Od razu przymierzę kochanie. 
Chwilę później ściągał niebieską koszulę i zakładał tę zakupioną przez Ulę. —I jak? -pytał, okręcając się tak, jak robią to kobiety w nowych sukienkach.
-Do twarzy ci. Teraz siadaj. Zrobiłam zwykłe schabowe i surówkę.
-Świetnie. Dobre, proste, smaczne i tradycyjne danie.


Po obiedzie zajęli się faworkami. Ula zagniatała ciasto, a Marek wałkował. Później ona cięła w paski i zawijała, a on smażył. Gdy już posprzątali, a faworki ostygły posypali cukrem pudrem i przed siedemnastą pojechali do Halinowa na podwieczorek.
-Miło was widzieć razem -zaczął Cieplak. —Pogodzonych i szczęśliwych.
-Cała przyjemność po mojej stronie panie Józefie, że mogłem przyjechać tu ponownie -odparł Marek.
-A Jasiu powiedział, że jest pan mężem Ulci i będę mogła mówić panu po imieniu -zagadnęła Betti
-Bo to prawda -odparł, kucając przy Beatce.
-Ale jak to? Pan jest starszy, a tata mówi, że do starszych mówi się pan i pani -drążyła temat.
-Betti, Marek jest twoim szwagrem, a do szwagrów mówi się po imieniu- tłumaczyła Ula. Tak więc ty i Jasiu możecie mówić mu Marek. Jak będziesz starsza, to zrozumiesz.
-Pan również panie Józefie może mówić mi po imieniu- dodał Marek. Jestem w końcu zięciem.
-Jeśli to nie problem to jestem tato -odparł Cieplak.
Podwieczorek mijał w miłej rodzinnej atmosferze. Zwłaszcza dla Marka było to ważne, bo wyczuł, że zaakceptowali go, jako nowego członka rodziny. Tematem rozmowy oczywiście był ich ślub. Zarówno ten cywilny, jak i przyszły kościelny. W połowie podwieczorku dotarł Jasiek i z nim Marek szybko nawiązał kontakt i rozmawiali o autach.

Dwa dni później we środę Ulę i Marka czekał obiad w towarzystwie Dobrzańskich. Do Książęcej dotarli, gdy seniorzy już byli w restauracji.
-Mamo, tato -mówił dostojnie Marek. —Poznajcie Ulę.
-Dzień dobry -przywitała się sama zainteresowana. — Ula. Jeśli to nie problem to można do mnie tak mówić.
-Miło nam poznać Ula -odparł życzliwie Krzysztof.
-Marek opowiadał nam sporo o tobie -rzekła i Helena, gdy usiedli.
-Oby były to dobre rzeczy pani Heleno -odparła z uśmiechem.
-Powiedziałem rodzicom prawdę, tylko prawdę i samą prawdę i inaczej nie może być kochanie -odrzekł Marek, całując przy okazji w dłoń.
-Marek głównie mówił nam o twojej rodzinie, pracy i o tym jak się poznaliście -odezwał się ponownie Krzysztof. —Niezły romans byłby z tego.
-Miło wiedzieć, że państwo podchodzą do sprawy tak przychylnie i z humorem.
-Wiemy, że wkrótce urodzi się wam dziecko. Tyle czasu czekaliśmy, aby być dziadkami -mówił z serdecznością Helena.
-Tak. Dokładnie to za niecałe osiem miesięcy -sprecyzowała Ula.
-Na moje szczęście Paula nie chciała zostać matką, gdy prosiłem ją o to -stwierdził z ulgą Marek. —Teraz nie mógłbym być z Ulą.
-Nie wszystkim instynkt macierzyński ujawnia się -mówiła Helena, jakby chciała usprawiedliwić Paulinę.
-A pro po Pauliny, to ciekawy jestem, dlaczego nie wraca do chorej babci -wtrącił Marek. —W poniedziałek była w firmie u Aleksa.
-Sami jesteśmy ciekawi -odparł Krzysztof, choć swoje przypuszczenia z żoną mieli.

W połowie udanego spotkania podszedł do nich nieznajomy mężczyzna.
-Pani Urszula Dobrzańska? -zapytał.
-Tak. A kto pyta?
- Aspirant Tomasz Skawiński – odparł, pokazując delikatnie odznakę, ukrytą wewnątrz policyjnej kamizelki. —Pani pojedzie z nami na komisariat. Musimy wyjaśnić pewną sprawę. 

8 komentarzy:

  1. Widać, że Dobrzańscy chyba do końca zaakceptowali Ulę u boku Marka. Obawiam się co takiego wymyśliła Paulina. Podejrzewam również, że ten policjant to sprawka samej Febo.
    Dziękuję Ci bardzo za dzisiejszy wpis i czekam na następną część.
    Cieplutko pozdrawiam w poniedziałkowy wieczór.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrzańscy trochę dowiedzieli się o Uli i o tym jaka jest Paulina, więc zaakceptowali ją w pełni . Zwłaszcza że dla nich najważniejsze jest szczęście syna a on kocha Ulę.
      Kto inny mógłby chcieć coś namieszać jak nie Paulina. Uspokajam, że na krótko, bo planuję jeszcze tylko jedną część.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  2. U Marka i Uli zagościła normalność i codzienne, wspólne życie. Marek bardzo się stara i dba o Ulę jak może najlepiej. Wreszcie też spotkanie z seniorami Dobrzańskimi, którzy najwyraźniej akceptują Ulę i cieszą się, że zostaną dziadkami. I tylko Paulina budzi niepokój. Po jasną cholerę zabrała Uli pomadkę. Czyżby wywinęła coś, co obciąży Ulę? No bo skąd ten policjant i o co mu chodzi?
    Pozdrawiam najserdeczniej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedziałabym, że Marek aż za bardzo dba o Ulę.Sama Ula już mu to powiedziała.
      Teraz przed nimi malutkie komplikacje. I faktycznie pomadka będzie miała coś z tym wspólnego. Choć w początkowych planach Pauliny kradzieży pomadki nie było i wykorzystała tylko okazję.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  3. To sobie Paulina wymyśliła, kradzież pomadki, tylko co można zrobić pomadką? Zostawić ślad na koszuli jakiegoś mężczyzny, napisać wulgaryzmy na lustrze, nie wiem? Mam tylko nadzieję, że detektyw, którego wynajęli seniorzy szybko zdemaskuje jej niecny czyn, czym całkiem ją pogrążą.
    Ten rozdział ociekał szczęściem Uli i Marka, i chyba pojawienie się aspiranta, pewnie nasłanego przez Febo, nie zmieni przychylnego nastawienia seniorów do wybranki Marka.
    Pozdrawiam serdecznie,Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecałam że się pogodzą i tak się stało. W to co zaplanowała Paulina nikt nie uwierzy. Ku jej rozpaczy nawet Dobrzańscy.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  4. Cudownie, że pomiędzy Ula i Markiem wszystko jest OK i seniorzy również Ule zaakceptowali. Ale Paulina wredwr zolza chce wrobic w coś Ule, mam nadzieję że detektyw zadziała i to Paula wyląduje w kiciu. Dziękuję za super część i pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Detektyw wiele jeszcze nie zdążył ustalić niestety. Biorąc jednak pod uwagę, że planuję tylko jedną część wszystko szybko się wyjaśni.
      Dziękuję za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń