Tożsamość tajemniczej dziewczyny w niebieskiej sukience siedzącej w
kościele obok Cieplaka została Markowi poznana, dopiero gdy skończyła się msza.
Z kościoła wyszedł jako jeden z pierwszych i przez kolejne minuty stał wraz z
Sebastianem ukryty pod drzewem i wśród wiernych wychodzących ze świątyni, wypatrywał
tylko jednej osoby.
-Ciągle nie zmieniłeś zdania przyjacielu, co do panny Cieplakówny? -zagadnął Olszański.
-Nie, nie zmieniłem przyjacielu i nie zamierzam zmieniać. Ula to ta
dziewczyna w niebieskiej sukience, która siedziała w kościele obok pana
Cieplaka? - pytał. —Czy może była to niania?
-Nigdy jej nie poznałem, ale z tego co wiem, Cieplakowie nie zatrudniają
niani do małej i Ula głównie się nią zajmuje. Chodzą słuchy, że jest całkiem w
tym dobra. To dobre rokowania na waszą przyszłość i wasze dzieci Marek.
-Nie gorączkuj się tak -hamował jego zapędy. —Nie zamierzam się żenić tak
szybko. Na razie wystarczą mi zaręczyny, a ja będę mógł się jeszcze bawić przez
parę miesięcy. Tyle wdówek jest na świecie -dodał z rozmarzeniem.
-To uważaj, bo znajdzie się lepsza partia dla panny Cieplak -stwierdził przewrotnie Sebastian. —Najpierw był
lekarz, później baron, a teraz hrabia.
-Trudno o lepszego ode mnie -odparł z udawaną wyższością.
-Skromnością nie grzeszysz. Tylko uważaj na pannę Ule. Podobno jest inna
niż inne panny - rzekł poważnie.
-To znaczy, co? -pytał zainteresowany.
-Jest oczytana, nie daje sobą kierować i twardo stąpa po ziemi.
-To dobrze, bo nie cierpię tych ciągle chichoczących panienek z byle czego i
niewiedzących co powiedzieć w danej sytuacji. Jeszcze gorsze są ich matki z
nadskakiwaniem mi i rodzicom.
-To mamusię masz z głowy Marek. Przyjdzie ci tylko żonkę poskromić.
-Wątpisz w to Seba?
-Absolutnie nie. Wybacz, ale Wioletta z rodzicami wyszła z kościoła i pójdę
przywitać się z nimi.
Po odejściu Sebastiana Marek czekał, aż z kościoła wyjdą Cieplakowie. Ci
zaś wyszli jako jedni z ostatnich osób. Gdy
pojawiła się z zasięgu jego wzroku, a słońce rzuciło na jej twarz promienie
słońca, uśmiechnął się na jej widok. Panna Cieplakówna okazała się delikatnej,
subtelnej urody i smukłej figury.
-Witam. Miło państwa widzieć ponownie -przywitał się Marek, kłaniając się jednocześnie,
jak wypadało dżentelmenowi.
-A to pan -odezwał się Cieplak.
-We własnej osobie -odparł Cieplakowi. —Panno Urszulo -dodał, całując w rękę na
przywitanie. —Miło pannę widzieć. Pięknie panna dziś
wygląda -dodał, podkręcając uśmiech i ukazując piękny uśmiech.
-Dziękuję -odparła, wpatrując się z zachwytem w twarz mężczyzny. —Ale mógł
pan oszczędzić sobie komplementy. I nie wiem, co miało znaczyć to dziś? Wczoraj
źle wyglądałam? -zapytał na koniec ciętą ripostą.
-Córcia możesz chociaż raz oszczędzić uszczypliwości -upomniał Cieplak.
-Nic się nie stało, proszę pana. Uwaga była nawet bardzo celna. —Chciałem
być tylko uprzejmy wobec panny -dodał, zwracając się do Uli.
-Tak jak wszyscy gogusiowie tego świata -wymruczała.
-Wdowę Milewską pan zna? -wtrącił Cieplak, aby nie pozwolić córce na
rozkręcenie się w dyskusji.
-Tak -odparł, witając się z nią pocałunkiem w dłoń. —Miło panią widzieć.
Pani Milewska uczęszczała z moją mamą do szkoły, a rodzice znali pani Alicji świętej
pamięci męża -wyjaśnił również Cieplakom.
-Wszystko się zgadza -przytaknęła Milewska.
-Ja bardziej kojarzę pani dzieci. Syn jest dwa lata starszy ode mnie, a
córka jak wydaje mi się około pięciu lat młodsza i niedawno wydała się za Maćka
Szymczyka.
-Dokładnie to osiem miesięcy temu i wkrótce powije mi wnuka albo wnuczkę.
Syn niestety na razie nie zamierza się żenić.
-To serdecznie gratuluję powiększenia rodziny.
-Może zechce pan zaszczycić nas obecnością na obiedzie -zaproponował
Cieplak.
Marek chciał już odmówić, ale zauważył grymas na twarzy swojej przyszłej
żony i postanowił zrobić na przekór jej.
-Z przyjemnością -odparł z ochotą. — Będzie okazja, aby lepiej się poznać z
pana córką. Uprzedzę, tylko pana Febo, że nie będzie mnie u nich na obiedzie.
-Pan Febo już wie -odezwał się sam zainteresowany zza jego pleców, który
wraz z rodziną pojawił się obok. —Możesz iść Marek. A jak u pana trzyma się
cena pszenicy za kwintal panie Józefie?
-Tyle, co w spółdzielni…
W czasie, gdy panowie i Ala zajęli się rozmową, Ula miała okazję na chwilę
rozmowy z Pauliną.
-Ulka co ma znaczyć te lepiej poznać się z tobą? -pytała podejrzliwie
Paula. —Nie wiem o czymś.
-Cały ten Marek to nowy pomysł ojca. Tylko nikomu ani słowa.
-Niby ty i on? -pytała cicho. —Jakim cudem? Jeszcze wczoraj to Piotr był
faworytem.
-Takim, że wczoraj poznali się i jakoś zmówili o mnie. Tylko tyle wiem
-kłamała na doczekaniu.
-Ciekawe -dumała Paulina. —Może prawdą jest to, co mówią o jego krewnych.
-O tym bezdzietnym małżeństwie z kamienicą w Warszawie i majątkiem w
Nieborowie? -pytała i sama zaczęła zastanawiać, czy Marek faktycznie nie chce
skusić się na ich majątek.
-O nich Ula. Kuzyn Marka już spotyka się z Anną od Makowskich.
-Tylko że minął dobry miesiąc od czasu, jak buchnęła wieść o zamiarach
państwa Domagalskich oddania swojego majątku temu, kto pierwszy się ustatkuje z rodziny Dobrzańskich.
Marek miał sporo czasu, aby uderzyć w konkury do kogokolwiek.
-Istotnie Ula. A Marek, jeśli uderzy w konkury do ciebie, to pan Sosna furii dostanie.
-W sumie byłoby dobrze trochę go rozjuszyć -odparła klarownie.
-Nigdy taka nie byłaś Ula. To ja i Wiola miałyśmy zapędy diablicy.
- Widocznie zbyt wiele czasu spędzamy razem Paulinko.
Droga do domu, choć krótka w towarzystwie Marka dłużyła się Uli
niemiłosierni. W dodatku za towarzystwo mieli tylko Beatkę.
-Jest pani zła na ojca za zaproszenie mnie na obiad? -zagadnął. —Minę miała
pani niesrogą.
-A jak pan myśli? -pytała złośliwie.
-Myślę, że tak. Nie wiem tylko dlaczego? Nic pani nie zrobiłem? Nawet na
sianie. Ja o tym wiem i pani wie. Powiem więcej. Powinna pani być mi wdzięczna.
Uratowałem pani honor i przed losem poślubienia barona Młoczyńskiego i Piotra Sosnowskiego.
-I co oczekuje pan w zamian? Absolutnego podporządkowania się panu po
ślubie?
-Absolutnie nie. Nigdy nie zamierzałem swojej przyszłej żony tak traktować.
-To może chce pan coś zyskać na tym małżeństwie? -zaskoczyła go pytaniem.
-Nie rozumiem? Jeśli myślisz, że mam chrapkę na którąś z waszych piekarni
to nie jestem zainteresowany.
-Mój posag to kufer ubiorów. 15 sukien, 5 par trzewików, 20 nakryć głowy i
kilkadziesiąt sztuk bielizny dziennej i nocnej.
Do tego trochę sreber, zastawy, dwa obrazy, dywan, obrusy i zasłony. Piekarni
na tej liście nie ma.
-Za to bielizna nocna z tej listy wydaje się najbardziej interesująca panno
Cieplak.
-Czyli sztuka rozpinania gorsetu przez panicza albo zdejmowanie pantalonów jest tak samo opanowana, jak powożenie -odparła bez skrępowania na
jego słowa.
-To teraz młode dziewczęta rozmawiają o takich spawach? Nie wiedziałem.
-A ja tego, że kawalerowie interesują się tym, czym interesują się młode
dziewczęta.
-To, co mówią o pannie, jest jednak prawdą -rzekł z respektem.
-A, co mówią o mnie?
-To, że nie da panna sobie w kaszę dmuchać.
-Czyli myśląca dziewczyna i decydująca o sobie jest dla pana nie do przyjęcia.
-Nie skąd. Jest miłą odmianą.
-Uznam to za komplement.
-Bo jest i cała przyjemność po mojej stronie, że mogłem pannę poznać
-odparł, całując w dłoń.
-Można wiedzieć, co to za poufałości z moją narzeczoną -rzekł z oburzeniem
Sosnowski, który szedł chwilę za nimi.
-Nie jestem pana narzeczoną -odparła Ula za Marka.
-Ale wkrótce się tak stanie -mówił podniesionym tonem. —Z ojcem panny wkrótce ustalimy wszystko.
-Ojciec nie jest już panu przychylny -wtrąciła odważnie.
-Androny jakieś. Jeszcze wczoraj miały ogłoszone być nasze zaręczyny. Można
wiedzieć, gdzie podziewałaś się pół nocy? -zapytał oskarżycielsko.
-Było kochanie na sianie -rzuciła w odpowiedzi.
-Ojciec porozpuszczał cię jak dziadowski bicz. Ale to się skończy.
-Może grzeczniej -wtrącił ostro Marek. —Mówisz pan do damy. Nikt nie
nauczył pana kultury wobec dam?
-Z kimś o pańskiej reputacją nie będę rozmawiał – odparł pogardą.
-A ja nie powinienem rozmawiać z kimś, kto za nic ma kobietę i traktuje ją
jak niewolnicę mężczyzn, która nie może odezwać się bez jego zgody.
- Panicz Marek postanowił świat zbawiać -prowokował.
-Nie zamierzam, ale mam przynajmniej tyle kultury, aby do kobiet odnosić
się z szacunkiem i niczego siłą nie brać. Oboje dobrze wiemy, jak wyglądają
czasami takie sprawy i jak się kończą. Teraz pan wybaczy, ale spieszymy się na
obiad. Ojciec panny Urszuli był tak miły i zaprosił mnie.
-I ja mam w to uwierzyć. Ile się znacie? Tydzień?
-Nie ważne, ile, ale to prawda -dodała z powetowaniem Ula. —I teraz on jest
faworytem ojca.
-Zobaczymy jeszcze, kto będzie górą -odgrażał się jeszcze Sosnowski.
-Zobaczymy czy zobaczymy panie Sosnowski. A teraz żegnam. Obiad czeka -odparł mu Marek.
-Nie trzeba było wstawiać się za mną -odezwała się Ula, gdy odszedł. —Sama
poradziłabym sobie z nim.
-Być może tak, ale nie mogłem stać bezczynnie i pozwalać na obrażanie pani.
Pani i żadnej innej kobiety. Kobiety są takimi samymi ludźmi jak mężczyźni.
-Czyli jest pan obrońcą płci pięknej. Taką Pauliną Kuczalską -Reinschmit w
spodniach.
-W samej rzeczy panno Cieplak -odparł.
Obiad u Cieplaków okazał się ucztą. Był rosół ze swojskiej kury, pieczony
drób oraz buraczki z chrzanem. Na deser zaś drożdżowy placek oraz jabłecznik. Oprócz niego na obiedzie gościła również Ala.
-Piękny dworek i wystrój -zaczął Marek.
-To zasługa mojej świętej pamięci żony, a teraz córki-wyjaśnił Cieplak. —Ula
ma dryg do prowadzenia domu. Jest też oddaną siostrą. Beatką zajmuje się jak
matka.
-Nie wątpię panie Józefie -odparł z kurtuazją.
-Tato nie jestem towarem na sprzedaż -wtrąciła Ula. —Poza tym takie zachwalanie jest w złym guście.
-Córka ma i inne zalety -rzekł Marek. –Nie jest próżna. W sensie, że nie
chce tylko leżeć i pachnieć. Ma sporą wiedzę.
-Tylko po co jej to, skoro mężczyźni nie lubią uczonych kobiet -mówił z
niezadowoleniem Cieplak. —Teraz chce chodzić na jakiś Uniwersytet Latający i
podjąć pracę w ochronce.
- Ja na pewno nie będę sprzeciwiał się w zdobywaniu wiedzy przez córkę panie
Józefie. Oczywiście, jeśli nie będzie to kolidować z obowiązkami żony, a
później matki. Rygorystycznego posłuszeństwa wobec męża też nie będę wymagał.
-Zawód matki i żony już dawno powinien być zniesiony -odezwała się i
Ala. —A Ula ma spore szanse, aby coś
osiągnąć. Jasiowi, jak do domu przyjeżdża, ciągle pomaga w rachunkach.
-Widzisz tato. W swoich poglądach nie jestem osamotniona-odezwała się ponownie Ula.
-Wracając do wczoraj, to rozumiem, że dalej zamierza pan postąpić, jak wypada?
-pytał Cieplak.
-Niezależnie od wczoraj panie Józefie dzisiaj jestem pod urokiem córki i zamierzam
oficjalnie starać się o rękę Uli. Ujęła mnie właśnie inteligencją i swoja silną
wolą.
-Moją zgodę masz -rzekł prosto Cieplak.
-Dziękuję panie Józefie -odparł z zadowoleniem Marek.
I już? Żadnych romantycznych uniesień? Zakochania się
od pierwszego wejrzenia? -myślała Ula. Nie tak wyobrażałam sobie swoja miłość i małżeństwo. Ale
lepsze takie życie niż z Sosnowskim czy Młoczyńskim.
Późnym wieczorem dom Cieplaków odwiedził Sosnowski. Ula była już w swoim
pokoju, ale poszła po wodę do kuchni i usłyszała rozmowę gościa z jej ojcem.
-Widziałem dzisiaj pańską córkę z tym gogusiem Dobrzańskim panie Józefie i
przyszedłem uprzedzić.
-Tak wiem, że dużo się o nim mówi, że to fircyk, jakiego daleko szukać,
ale…
-Nie chodzi o to -wtrącił. —Słyszałem, że często odwiedza swoich krewnych w
Warszawie. Tylko że on nie chodzi do nich tylko do Jadzi dziewczyny, która
kiedyś mieszkała u nich i jej dwuletniego syna. Wiem pan, co to oznacza? A ta Jadzie jest w dodatku niema od urodzenia.
Leczyłem ją również w okresie ciąży i wiem, że poczęcie nie było takie, jak by
tu panu powiedzieć.
-Coś podobnego -mówił ze wzburzeniem Cieplak. —Powinno się ukarać go choćby
dla przykładu. Skrzywdzić kaleką dziewczynę.
-Ze względu na dobro Dobrzańskich ukrywają ten fakt i lepiej, żeby nie
mówić nikomu o tym -przekonywał. —Wydałoby się, że ja się wydałem. Lepiej
byłoby też dla córki, gdyby pan zabronił jej kontaktów z tym Dobrzańskim i nie
zdradzał szczegółów. Zna pan córkę i wie, że tajemnicy mogłaby nie dochować.
-Tak, tak będzie Piotrze. Jutra postaram się zaprzestać ich spotkań. I
dziękuję, że powiedziałeś mi prawdę.
I on mówił mi o poszanowaniu kobiet -myślała Ula, idąc do swojego pokoju. Hipokryta jeden. Wykorzystał niemą dziewczynę.
Jest taki sam ohydny jak Piotr i baron
Młoczyński. Jutro powiem mu, co o nim sądzę i wszyscy dowiedzą się jaki jest.
Widać, że Sosnowski nie przebiera w środkach aby zdobyć to co chce. Oby tylko Marek miał szansę na wyjaśnienie tej sytuacji. A sama Ula nie powinna tak pochopnie oceniać. Ale jak to ona coś usłyszy i wyciąga pochopne wnioski.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za dzisiaj.
Cieplutko pozdrawiam w niedzielne przedpołudnie.
Julita
Kłamstwo ma krótkie jak to mówią więc prawda szybko wyjdzie na jaw. A Ula jak na razie nie ma podstaw aby nie wierzyć w słowa Sosnowskiego. Wie jaki ma charakter Marek i że igraszki są tym co lubi.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuje za wpis.
Ale szuja ten Sosnowski, swoja winę zrzuca na innego. Ale mam nadzieję, że Marek szybko sprawę wyjaśni i wszystko się dobrze skończy. Fajnie się to czyta panicz, panienka. Jejmoscianka dusze nasze pięknym tekstem raczy. Niecierpliwie więc czekamy i serdecznie pozdrawiamy. 😊
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. Swoją historię przestawił jako Marka. W dodatku oprócz Dobrzańskich, Jadzi, Sosnowskich i Domagalskich nie zna prawdy.
UsuńZ tym tytułowaniem ciężko idzie, bo pod koniec XIX wieku różnie bywało.
Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Prawda musi wyjść na jaw. A Sosnowski działa mi na nerwy tak jak w serialu ,co za paskudny typ człowieka sam dokonał się haniebnego czynu i karnego postępując i to on nie ma za grosz poszanowania do kobiet i je krzywdzi nawet te niepełnosprawne. Zero w nim moralności,czystych intencji i skrupułów ,a za swoje kłamstwa powinien ponieść należytą karę. Marek lubi dobrą zabawę i przygody z kobietami ,ale nigdy do czegoś takiego by się nie posunął. Ula go nie zna więc pochodnie ocenia ,bo reputacji najlepszej to on nie ma. Mam nadzieję ,że przez kłamstwa Sosnowskiego Marek nie zostanie wydziedziczony i nie straci prawa do ożenku z Ulą. Pozdrawiam serdecznie :).
OdpowiedzUsuńWyjdzie, wyjdzie i to bardzo szybko. Wszyscy również dowiedzą się co się stało przed laty. Tylko pytanie brzmi czy to już koniec problemów Uli i Marka.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Zaczyna się walka podjazdowa między Markiem a Sosnowskim. Ten ostatni to taki typ, który posunie się do wszystkiego byleby oczernić Marka w oczach Cieplaka i Uli. Jak widać na ojcu rewelacje Piotra zrobiły wrażenie, ale nie sądzę żeby Ula uwierzyła w nie tak bezkrytycznie, chociaż i u niej wątpliwości zostały zasiane.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam. :)
Oczywiście, że zostały zasiane, ale ona zamierza sprawdzić czy jest to prawdą.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Widać, że panna Cieplakówna spodobała się Dobrzańskiemu, który dostrzega w niej nie tylko subtelną urodę czy smukłą figurę ale również niesforny charakterek, ujęła go również swoją inteligencją. Ula zaś nie żałuje uszczypliwości paniczowi Markowi. Świetnie opisałaś to ich przekomarzanie się w drodze do domu Cieplaków, po prostu boki zrywałam.
OdpowiedzUsuńKiedy pojawił się szuja Sosnowski, już przestaje być fajnie. Na dodatek potrafił oczernić Marka przed Cieplakiem, przypisując mu swoje niechlubne czyny. Cieplak za bardzo uwierzył temu łajdakowi, co może skomplikować starania Marka wobec Uli. Nie pozostawiaj tego stanu za długo, proszę.
Już mnie skręca jak to się rozwinie.
Dziękuję i pozdrawiam, Agata
Jak najbardziej Marek jest pod wrażeniem Uli. I całkiem inaczej niz w serialu. Ale i na Ulę przyjdzie czas i nie będzie widziała w nim tylko gogusia.
UsuńCo do sprawy, to możesz spać spokojnie, bo szybko się wyjaśni.
Pozdrawiam miło i dziękuje za wpis.