UPS. Miało być na wigilię i coś jeszcze dopisane, ale zmieniając wygląd bloga na motyw zimowy przypadkiem opublikowałam. Oczywiście wpis nie jest dopieszczony i sprawdzony. Może jeszcze coś dopiszę, więc sprawdzajcie.
Wigilijny
poranek Urszula Dobrzańska zaczęła dość wcześnie, bo przed siódmą. Na dworze
było jeszcze na wpół ciemno, gdy po omacku szła do drzwi. Przed wyjściem z
sypialni spojrzała na męża, który cichutko pochrapując smacznie spał.
Pomimo upływu czasu i tego, że miał pięćdziesiąt pięć lat, ciągle sypiał w
swojej ulubionej pozycji, czyli po części na boku i brzuch z wtuloną twarzą do
poduszki. Idąc na dół, zajrzała jeszcze do pokoju najmłodszej ich latorośli
sześcioletniej Liwii. Córeczka była
całkowitą wpadką rodziców, bo urodziła się, gdy jej mama była po czterdziestce.
Do pokoi synów już nie zaglądała, bo Tomek miał ponad osiemnaście, a Tomek
czternaście i z zaglądania wyrośli. Emilka najstarsza córka natomiast już nie
mieszkała z rodzicami. Po maturze wyjechała do Włoch, gdzie w najlepszej
Międzynarodowej Katedrze Mody Mediolanu uczyła się kostiumografii i
projektowania ubioru. Dzisiaj po
czterech miesiącach nieobecności miała przylecieć do Polski na święta razem z jakimś gościem. Resztę
domowników stanowili rodzice Marka. Oboje byli przed osiemdziesiątką i pięć lat
temu Ula z Markiem wraz z dziećmi wprowadzili się do niej. Ich willa została w
tym celu odnowiona oraz dobudowano dla seniorów na tyłach domu dodatkowe
pokoje, kuchnię i łazienkę.
Marek, który nastawił sobie budzik na siódmą,
również wkrótce po żonie pojawił się w kuchni. Oboje chcieli ze spokojem wypić
poranną kawę i później pojechać do Rysiowa oraz na lotnisko po córkę i gościa.
W rodzinnej miejscowości Uli dalej mieszkał Józef z Alą oraz Beatka z mężem
Szymonem i synkiem Stasiem. Teraz była w ósmym miesiącu ciąży z córeczką i Ula
oprócz prezentów miała dla całej rodziny pierogi i krokiety własnej roboty.
Marek i Ula mieli również swoją coroczną tradycję całowania się w aucie pod
domem i w ciągu tych wszystkich lat małżeństwa tylko dwa razy ich tu nie było.
Pierwszy raz, gdy wyjechali z całą rodziną do Zakopanego a drugi tuż po
urodzeniu Kubusia.
Energiczne kroki męża na schodach wyrwały Ulę z myśli o najbliższych dniach. Chwilę później Marek pojawił się w kuchni.
Energiczne kroki męża na schodach wyrwały Ulę z myśli o najbliższych dniach. Chwilę później Marek pojawił się w kuchni.
-Witaj
kochanie -rzekł na przywitanie, cmokając czule żonę w policzek.
-Witaj
-odparła jak co rano z uśmiechem i zadowoleniem. —Zrobię ci kawy, a ty
skorzystaj z okazji, że nikt nie zajmuje łazienki, weź prysznic i się ogol.
-Weekendowe
przepychanki czas zacząć -zamruczał.
-Kochanie,
trzeba było prędzej pomyśleć o remoncie drugiej łazienki, a nie dopiero w
grudniu. Nie miej teraz pretensji.
-Nie
lubię, gdy łazienka po ich wyjściu wygląda, jakby przeszedł huragan. Ręcznik na
ziemi, pasta do zębów bez zakrętki a moje kosmetyki poprzestawiane.
-To tylko drobnostki i nie ma sensu się denerwować -mówiła łagodnie. —Zwłaszcza
przed świętami. Dostaniesz tylko siwych włosów -dodała, przeczesując jego rozczochraną jeszcze czuprynę.
-Myślisz,
że nie byłoby mi do twarzy w siwych włosach?
-Dla mnie niezależnie od koloru włosów i od tego czy je będziesz miał, czy nie i tak będziesz przystojny.
-Dla mnie niezależnie od koloru włosów i od tego czy je będziesz miał, czy nie i tak będziesz przystojny.
Po
kwadransie Marek ponownie pojawił się w kuchni i razem z Ulą uraczyli się
świeżo zaparzoną kawą i kawałkiem piernika. Wkrótce dołączyli do nich seniorzy.
-Idziemy
teraz na poranny spacer, a później chcielibyśmy wpaść do Żukowskich z
życzeniami -oznajmiła Helena. —Przed południem syn po nich przyjeżdża i nie
będzie okazji później na spotkanie. Nie wiemy tylko co z Liwią.
-Chłopcy
mogą zająć się nią raz -odparł Marek. —Wystarczy, że na co dzień przesiaduje u
was.
-Dokładnie
tak -dodała Ula. —Musicie mieć czas dla swoich znajomych, a nie tylko dla
Liwii.
-To
nasz aniołek i zawsze czas dla niej znajdziemy -rzekła z czułością Helena.
-I jesteśmy
bardzo wdzięczni mamo, ale Ula ma rację. Musicie mieć chwilę wytchnienia od Liwki.
Wiemy, jak może człowieka męczyć -argumentował Marek.
-Nie
męczy nas w ogóle -odezwał się i Krzysztof. Zawsze grzecznie się bawi i
wszystko zjada. A wracając do sprawy, z którą przyszliśmy, to powinniśmy wrócić
przed powrotem Emilki.
-Spieszyć
się nie musicie, bo prędzej, jak przed dwunastą nie będziemy -odparł Marek.
Tuż przed ósmą wigilijny poranek przestał być spokojny dla Uli i Marka, bo w kuchni kolejno pojawiały się ich dzieci. Tomek, Liwia i Kuba. Każde z nich chciało również co innego na śniadanie. Córeczka płatki, Kuba francuskie tosty, a Tomek omleta z papryką i serem pleśniowym.
-Dzisiaj
są kanapki dla wszystkich i nie ma wybrzydzania -zarządził Marek. —Moglibyście
dać mamie chwilę wytchnienia, chociaż we wigilię. Zrobiła wam krokiety i
pierogi.
-Niech
będą te kanapki -odparł za wszystkich Tomek. —Dla mnie ze cztery mamo.
-Dla
mnie z Nutellą mamusiu -dodała Liwia.
-A
ten łosoś jeszcze jest mamo -zapytał Kuba, zaglądając do lodówki. —I gdzie są
te nowe spodnie.
-Na
pewno nie w lodówce synku -odparła mama.
-A mi
zgubiła się jedna świąteczna skarpetka w gwiazdki -rzekła córeczka. —Nie wiesz,
gdzie jest mamo?
-Sara
i ja chcielibyśmy się dzisiaj spotkać wieczorem -odezwał się ponownie Tomek.
—Jutro jedzie z rodziną do Szczecina i nie wróci jednak przed Nowym Rokiem. Nie wiem tylko, której kończymy wigilię mamo?
-Dostaniesz
te cztery kanapki Tomek, a wigilię nie wiem, o której skończymy. Posiedzisz z
nami i będziesz mógł pójść spotkać się z Sarą. Nutelle skończyła się córeczko,
a jedną taką skarpetkę ostatnio widziałam pod twoim łóżkiem. Łosoś jeszcze
jest, a spodnie wiszą w suszarni. Jeszcze jakieś pytania – zapytała Ula, odpowiadając
jednocześnie i hurtowo na wszystkie pytania swoich dzieci.
-Mamo
ty po prostu ogarniasz dom -rzekł Tomek.
-I
jesteś najlepsa -dodała, sepleniąc Liwia.
-Dokładnie
tak -przytaknął drugi syn.
Reszta
śniadania minęła już bez zgrzytów i dzieci bez wybrzydzania i pytań zjedli
swoje kanapki, a później podziękowali, odstawili naczynia do zlewu i porozchodzili się do swoich pokoi.
-I to
się nazywa podział obowiązków -rzekła Ula do męża, gdy dzieci najedzone i
zadowolone wyszły z kuchni. —Pytania do mam. Gdzie są skarpetki, kiedy obiad, kupisz
mi buty, dlaczego ja a nie on, wypierzesz mi spodnie, spytasz ojca, mogę już
iść. Pytania do ojca. Gdzie jest mama
albo kiedy będzie mama.
-Widać
przynajmniej kto jest ważniejszy -odparł przewrotnie. —A tak na marginesie kochanie,
to gdzie jest ta moja koszula w prążki?
-Beze
mnie chyba zginęlibyście, jak ciotka na Pradze jakby powiedziała Wioletta. Tam,
gdzie spodnie Kuby. Do wigilii uprasuję ci ją.
Na
lotnisko Ula z Markiem wybrali się sami, bo i tak nie byłoby miejsca dla całej
rodziny w ich samochodzie. Zwłaszcza że Emi miła przylecieć do Polski w
towarzystwie chłopaka. Reszta ich pociech miała za zadanie pójść po ostatnie
zakupy i posprzątać swoje pokoje. Z porządkami uporali się szybko i godzinę po
wyjściu rodziców we trójkę wyszli do miasta. Wzięcie małej siostry do galerii
braciom na rękę nie było, ale samej w domu również nie mogli jej zostawić. Obaj
szybko przekonali się, że pilnowanie siostry i robienie zakupów łatwe nie jest,
bo w jej zainteresowaniu były sklepy z zabawkami i zoologiczne, a oni mieli w
planach zakupy spożywcze i Media Expert. W końcu postanowili przekupić siostrę
i dać jej dwadzieścia złotych w zamian za siedzenie z innymi dziećmi w punkcie
zabaw i czekanie aż nie wyjdą. Pech jednak chciał, że bracia wkrótce rozeszli
się i do końca nie dogadali, który z nich ma odebrać siostrę, a wracać mieli osobno. Pierwszy pojawił
się tam Kuba, ale siostra akurat poszła do toalety i myśląc, że odebrał ją
Tomek, poszedł do domu. Tomek natomiast widząc z dala brata, idącego do klubu
zabaw zawrócił i poszedł na dalsze zakupy.
Tymczasem
na lotnisku Ula z Markiem wyczekiwali swojej córeczki i gościa. Gdy już
pojawiła się zdziwili, bo obok Emilki szedł Marcello Gotti pasierb Pauliny. Młodzi
poznali się parę lat wcześniej w czasie świąt wielkanocnych, gdy to Paulina
pojawiła się w Polsce z nową rodziną. Jej małżeństwo jednak nie przetrwało, ale
Emilka i Marcello utrzymywali znajomość. Po wyjeździe młodej Dobrzańskiej do
Mediolanu znajomość jeszcze bardziej się zazębiła, ale Emi nigdy nie
wspominała, że są parą.
-Witajcie
kochani -zaczęła Emi, tuląc się do mamy. —Stęskniłam się za wami i rodzeństwem.
-I my
się stęskniliśmy kochanie -odparła jej Ula. —Zawsze tak jest, gdy wyjeżdżasz.
-Dzień
dobry -przywitał się łamaną polszczyzną Marcello. —Cieszę się, że mogę gościć u
państwa -dodał po angielsku.
-I nam
jest miło widzieć cię ponownie -odparła mu Ula w tym samym języku. —Emilka nie
mówiła, że to ty będziesz.
-Uparła
się na niespodziankę. Nie robię chyba problemu? -pytał.
-Żadnego
-odparł Marek. —Gość w dom Bóg w dom. U nas się tak mówi.
-Wychodzi
na to, że gościnność i rodzinność to również cechy was Polaków, a nie tylko
nas.
-Miło
słyszeć Marcello, że jesteśmy podobnie albo przynajmniej staramy się dorównać gościnności
-odparł Marek.
W
drodze z lotniska do domu Dobrzańskich głównym tematem rozmowy było, to co
mijali, choć Ulę najbardziej interesowały sprawy sercowe córki.
Tuż
przed przyjazdem rodziców, siostry i Marcello, do domu wrócił Kuba z częścią
zakupów. O brata i siostrę się nie martwił, bo był przekonany, że są razem. Chwilę
po nich i niemal równocześnie do domu wróciła reszta rodziny Dobrzańskich, a on
wyszedł im na powitanie. We forze powitań rodzeństwa, wyciągania bagaży przez
Marka nikt nie zauważył braku Liwii i dopiero Emilka zainteresowała się brakiem
siostrzyczki.
-A gdzie
Liwia? Myślałam, że pierwsza będzie mnie witać przed domem.
-Nie
przywiozłeś jej -zapytał Kuba starszego brata.
-Ty
po nią przecież szedłeś.
-No
tak, ale nie było jej.
-O
czym w mówicie -odezwał się ostro Marek. —Gdzie jej nie było?
-Zgubiliście
ją? -zapytała matka.
-Mamo
byliśmy w galerii i uciekała nam, to zostawiliśmy ją w punkcie zabaw na dowód
Tomka -wyjaśniał Kuba. —Poszedłem po nią, ale nie było jej nigdzie, to
poszedłem do domu.
-A ja
widziałem, jak Kuba idzie po Liwkę, to nie szedłem już, tylko poszedłem kupić jeszcze
karmę dla Reksia -usprawiedliwiał się Tomek.
-Zafundowaliście
nam niezłe rozpoczęcie świąt -rzekł im ojciec, zatrzaskując z impetem bagażnik.
-Tato
Liwia się znajdzie. Kiedyś Tomek się zgubił…-próbowała pocieszać Emi.
-Tylko
że on zgubił się w domu, a nie w galerii pełnej ludzi -wtrącił Marek. —Zamykają niedługo galerię.
-Marek
nie ma czasu na dyskusje -rzekła Ula. —Musimy jechać po nią. Ty Tomek jedziesz
z nami, skoro zostawiłeś ją tam. Nie mamy z ojcem i czasu na szukanie tego punktu zabaw.
Siedzenie
w klubie zabaw zaczęło nudzić Liwię. Panie opiekunki również zaczęły się
niepokoić przedłużającym się pobytem małej. Miała zostać na godzinę, półtorej a
minęły już dwie. Dziewczynka zaczęła również mówić coś o rodzicach jadących na
lotnisko i braciach zajętych dziewczynami. W końcu w chwili nieuwagi wymknęła
się spod opieki i postanowiła sama wrócić do domu. Daleko jednak nie uszła, bo
przechodząc obok Media Expert, weszła do sklepu, bo tam ostatni raz widziała
swoich braci. Samotną i zapłakaną dziewczynkę zauważył ktoś z ochrony i po nieudanych
próbach odnalezienia kogoś z rodziny zadzwonili na policję. Liwia miejsce zamieszkania
na szczęście znała, więc odwieźli małą do domu. Rodziców jednak już nie było i to
na Emilkę jako osobę pełnoletnią spadł obowiązek wytłumaczenia wszystkiego. Po odejściu pań z policji zadzwoniła do rodziców i powiedziała o odnalezieniu siostry.
-Zaskoczyłaś
nas córeczko -zaczęła, gdy razem przygotowywały potrawy na wigilię. —Słowem
się nie zdradziłaś, że spotykasz się z Marcello.
-Tak
myślałam mamo i nie wiedziałam, jak zareagujecie ze względu na Paulinę -tłumaczyła.
-Krwi
Pauliny w nim nie ma, a Gotti zawsze byli i są życzliwi Emilko. Jeśli więc myślałaś, że będziemy ci zabraniać spotkań, to się mylisz. To, ile czasu jesteście już
razem.
-Dopiero
trzy miesiące temu coś między nami zaiskrzyło -odparła z błyskiem w oczach. —Przez
te dwa lata byliśmy dobrymi przyjaciółmi.
-Przyjaźń
to dobry materiał na szczęśliwy związek -mówiła z uśmiechem na szczęście córki.
—Ja i tato jesteśmy przykładem.
-Wiem
mamo. Z Marcello tak miło spędza się czas. Z Pierro, Mateuszem a jeszcze prędzej
z Damianem tak przyjemnie mi się nie rozmawiało.
-Cieszę
się skarbie, że jesteś szczęśliwa tak daleko od domu -odparła, przytulając
córkę.
Zainteresowanie chłopaków Emilką nie było takie przypadkowe, bo z urody dostała po rodzicach, to co najlepsze,
czyli błękitne oczy mamy i uśmiech ojca. Z charakteru natomiast przypominała
ojca, bo już od szkoły podstawowej była kokietką i rozkochiwała chłopców tak
jaki kiedyś jej tato dziewczyny. Przeciwieństwem siostry był Tomek, bo choć
urodę miał po ojcu to naturę już po matce i od dwóch lat był stały w swoich uczuciach i do tego odwzajemnionych do Sary Olszańskiej. Obie rodziny kibicowali miłości swoich
pociech, chociaż Sebastian, który ciągle był najlepszym przyjacielem Marka, na
związek swojej córki z Tomkiem z obawy, że odezwie się w nim charakter ojca na początku przychylnie nie patrzył.
Wieczór
i czas wigilii w końcu nadszedł, a najbardziej z tego faktu ucieszyła się
Liwia. Dziewczynka od czasu jak wstała z popołudniowej drzemki, ciągle dopytywała
się która godzina i kiedy będą prezenty. Kiedy się już całkiem ściemniało cała
rodzina i gość podzielili się opłatkiem, złożyli życzenia i zasiedli do stołu.
-Dlaczego
ten talerzyk jest pusty? -spytała Liwka, gdy zaczęli jeść barszcz z uszkami.
—Ktoś jeszcze przyjdzie?
-Puste
miejsce przy stole to tradycja skarbie -odparła jej siostra, która siedziała
obok niej. —Jest dla nieoczekiwanego i głodnego gościa.
-Ale
my już mamy gościa -odparła sensownie. —I chyba głodnego, bo ciągle by jadł. Je
więcej niż Kuba.
-On
musi być zbłąkany -wyjaśniła jaśniej Ula.
-Tomek
mówił dzisiaj do Kuby tak. Chyba obłąkany jesteś.
- Nie
mówił ci nikt, że się nie donosi -odparł jej Tomek.
-A ty
z Kubą prezentów nie dostaniecie. Byliście dzisiaj niegrzeczni.
-A
kto chciał dwadzieścia złotych za siedzenie w klubie zabaw? -wytknął jej
młodszy z braci.
-Jestem
tylko dzieckiem a wy duzi i wy wiecie lepiej, co jest lepiej -odparła
rezolutnie. —Dostaną szlaban? -zapytała rodziców.
-Możecie
się nie kłócić? -zwróciła im uwagę mama. —Mamy w końcu wigilię, a ty córeczko tak bez winy nie jesteś.
-To
jak jest z tym talerzykiem? Do kogo naszykowany -postanowiła zmienić temat rozmowy na poprzedni.
-Zbłąkany
i obłąkany to dwa różne znaczenia mają -wyjaśniała babcia, która siedziała z
drugiej strony wnusi. — Mama miała na myśli osobę samotną i szukającą
towarzystwa oraz posiłku w ten dzień.
-Tak
jak w tej książeczce Zbłąkane Kurczątko? -zapytała.
-Dokładnie
tak -przytaknęła babcia.
-Paulina
kiedyś szykowała wam taką wigilię? -pytał Marek gościa.
-Ze
dwa trzy razy, gdy byłem jeszcze mały. Nasza niania była za to z polski i ona
bardziej opowiadała nam o tradycjach świątecznych. Paulina, poza tym rzadko
bywała w kuchni, a nasza kucharka nie umiała wszystkiego ugotować.
-Nic
nowego Marcello. Gdy byliśmy jeszcze razem, to tu zawsze spędzaliśmy wigilię, a i w domu w kuchni często też nie bywała.
-Kiedy
Paulina wybiera się do Polski? -zapytał gościa Krzysztof. —Stęskniliśmy się za
Vincentem. (syn Pauliny Wielkanoc 2019)
-Dwa
lata niedługo minie, jak nie widzieliśmy go, a jest dla nas jak piąty wnuk
-dodała Dobrzańska.
-Wyjechała
do Szwajcarii na święta z bratem, ale powiem jej, żeby kiedyś wpadła. Może ja
kiedyś przylecę z Vincentem.
-Miło
będzie nam gościć -zapewniła Helena.
Kiedy
wszyscy już zjedli, przyszedł czas na prezenty. Z Mikołaja wszyscy już wyrośli,
to obdarowywanie przebiegało w tradycyjny sposób i każdy swoje prezenty włożył
pod choinkę wraz małą karteczką, informującą dla kogo jest przeznaczony. Wieczór
dla Uli i Marka oraz Emilki i Marcello zakończył się późno, bo najpierw
posprzątali po kolacji, a później jeszcze zajęli się rozmową. Tomek natomiast
pojechał do Pomiechówka na spotkanie z Sarą, a reszta rodziny poszła spać. Gdy Ula już znalazła się w swojej sypialni i
przygotowując się do snu pomyślała, że była to kolejna jej wymarzona wigilia.
Pierwszy
dzień świąt mijał na wizytach. Dom Dobrzańskich odwiedził Pszemko, który miał
już siedemdziesiąt lat i wraz z synem Wojtkiem dalej zajmował się
projektowaniem dla F&D. Był również już dziadkiem i to z synem i jego żoną
oraz dwoma synami i córką spędzał wigilię, a nie jak kiedyś z Dobrzańskimi. Czas
głównie spędził na pogawędce z Emilką, rozmawiając z nią o modzie i studiach. Przyjechał
także Jasiek z Kingą oraz Pawłem i Kacprem ich synami. Popołudniem natomiast Emilka pojechała odwiedzić Natalkę Barańską starszą córkę Olszańskich, z którą to przyjaźniła się od pieluch. Natka
od pół roku była szczęśliwą mężatką i za parę miesięcy miała zostać mamą.
Cudowna ta mini taka rozczulajaca. Bardzo fajny pomysł z tym, żeby już wszystkim dodać trochę lat. Dzięki, że mimo przedswiatecznej bieganie znalazłaś czas, by wstawić mini. Pozdrawiam serdecznie i życzę wesołych świąt, wiele radosci i miłości 🎄
OdpowiedzUsuńTrochę za szybo dodałam a informacja na górze posta.
UsuńCoraz trudniej jest coś wymyślić na czasy współczesne, więc musiałam w latach się przenieś. W początkowej wersji to Kubuś miał być tym pozostawionym dzieckiem w galerii, ale do Emilki mi to nie pasowało.
Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis i życzenia.Również Wesołych Świąt.
Piękna mini. Przeskoczyłaś o kilkanaście lat, ale ukazując wciąż pielęgnację do tradycji. Jak zwykle ich dzieci w każde święta muszą wprowadzić jakieś zamieszanie to chyba u nich też jest tradycja. Począwszy od Emilki.
OdpowiedzUsuńZdrowych, pogodnych Świąt Bożego Narodzenia spędzonych w gronie najbliższych dla Ciebie i całej Twojej rodziny.
Dziękuję Ci bardzo za dzisiaj.
Cieplutko pozdrawiam w sobotni późny wieczór.
Julita
Tak jak pisałam wyżej z braku pomysłu na współczesność przeskoczyłam niecałe piętnaście lat. Mimo to problemy z dziećmi pozostały i Markowi siwych włosów przybywa. Co do przygód dzieci to przynajmniej Dobrzańscy będą mieli o czym wnukom opowiadać.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis i życzenia. Również Wesołych Świąt.
PS Mały dopisek na górze posta.
Przyzwyczaiłaś nas do tych pięknych, świątecznych mini, które wzruszają, rozczulają i w cudowny sposób wprowadzają nas w atmosferę świąt. Naładowana tymi wszystkimi emocjami życzę Tobie i Twoim bliskim spokoju, wytchnienia, może nieco refleksji i wyciszenia. Życzę też radości ze spraw dużych i małych i uśmiechu przy świątecznym stole. Pięknych świąt RanczUla.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam. :)
Bardzo serdecznie dziękuję za życzenia.
UsuńStaram się aby zawsze było bez nudy, zabawnie i rodzinnie.
Dziękuję za wpis i pozdrawiam miło.
Również Wesołych Świąt,zdrowia, szczęścia, pomyślności, wytrwałości w wychowaniu dzieci i cierpliwości.
OdpowiedzUsuńCykl mini cały jest urzekający. W takim tempie to niedługo i Dobrzańscy zostaną dziadkami.
Może zostaną. Zobaczymy jakie pomysły mi do głowy wpadną.
UsuńRównież życzę wesołych świąt, spędzonych w radości i zdrowiu.
Wesołych świąt Bożego Narodzenia dla ciebie i całej twojej rodziny 🎅🎄💖🎁🎀
OdpowiedzUsuńNawzajem Justynko. Dużo szczęścia, pomyślności, zdrowia i spełnienia marzeń.
Usuń