sobota, 21 grudnia 2019

Z biegiem lat z biegiem dni. Cykl mini - BN.2019


UPS. Miało być na wigilię i coś jeszcze dopisane, ale zmieniając wygląd bloga na motyw zimowy przypadkiem opublikowałam. Oczywiście wpis nie jest dopieszczony i sprawdzony. Może jeszcze coś dopiszę, więc sprawdzajcie. 

Wigilijny poranek Urszula Dobrzańska zaczęła dość wcześnie, bo przed siódmą. Na dworze było jeszcze na wpół ciemno, gdy po omacku szła do drzwi. Przed wyjściem z sypialni spojrzała  na męża, który cichutko pochrapując smacznie spał. Pomimo upływu czasu i tego, że miał pięćdziesiąt pięć lat, ciągle sypiał w swojej ulubionej pozycji, czyli po części na boku i brzuch z wtuloną twarzą do poduszki. Idąc na dół, zajrzała jeszcze do pokoju najmłodszej ich latorośli sześcioletniej Liwii.  Córeczka była całkowitą wpadką rodziców, bo urodziła się, gdy jej mama była po czterdziestce. Do pokoi synów już nie zaglądała, bo Tomek miał ponad osiemnaście, a Tomek czternaście i z zaglądania wyrośli. Emilka najstarsza córka natomiast już nie mieszkała z rodzicami. Po maturze wyjechała do Włoch, gdzie w najlepszej Międzynarodowej Katedrze Mody Mediolanu uczyła się kostiumografii i projektowania ubioru.   Dzisiaj po czterech miesiącach nieobecności miała przylecieć do Polski na święta razem z jakimś gościem. Resztę domowników stanowili rodzice Marka. Oboje byli przed osiemdziesiątką i pięć lat temu Ula z Markiem wraz z dziećmi wprowadzili się do niej. Ich willa została w tym celu odnowiona oraz dobudowano dla seniorów na tyłach domu dodatkowe pokoje, kuchnię i łazienkę.




Marek, który nastawił sobie budzik na siódmą, również wkrótce po żonie pojawił się w kuchni. Oboje chcieli ze spokojem wypić poranną kawę i później pojechać do Rysiowa oraz na lotnisko po córkę i gościa. W rodzinnej miejscowości Uli dalej mieszkał Józef z Alą oraz Beatka z mężem Szymonem i synkiem Stasiem. Teraz była w ósmym miesiącu ciąży z córeczką i Ula oprócz prezentów miała dla całej rodziny pierogi i krokiety własnej roboty. Marek i Ula mieli również swoją coroczną tradycję całowania się w aucie pod domem i w ciągu tych wszystkich lat małżeństwa tylko dwa razy ich tu nie było. Pierwszy raz, gdy wyjechali z całą rodziną do Zakopanego a drugi tuż po urodzeniu Kubusia.
Energiczne kroki męża na schodach wyrwały Ulę z myśli o najbliższych dniach. Chwilę później Marek pojawił się w kuchni.


-Witaj kochanie -rzekł na przywitanie, cmokając czule żonę w policzek.
-Witaj -odparła jak co rano z uśmiechem i zadowoleniem. —Zrobię ci kawy, a ty skorzystaj z okazji, że nikt nie zajmuje łazienki, weź prysznic i się ogol.
-Weekendowe przepychanki czas zacząć -zamruczał.
-Kochanie, trzeba było prędzej pomyśleć o remoncie drugiej łazienki, a nie dopiero w grudniu. Nie miej teraz pretensji.
-Nie lubię, gdy łazienka po ich wyjściu wygląda, jakby przeszedł huragan. Ręcznik na ziemi, pasta do zębów bez zakrętki a moje kosmetyki poprzestawiane.
-To tylko drobnostki i nie ma sensu się denerwować -mówiła łagodnie. —Zwłaszcza przed świętami. Dostaniesz tylko siwych włosów -dodała, przeczesując jego rozczochraną jeszcze czuprynę.
-Myślisz, że nie byłoby mi do twarzy w siwych włosach? 
-Dla mnie niezależnie od koloru włosów i od tego czy je będziesz miał, czy nie i tak będziesz przystojny.
Po kwadransie Marek ponownie pojawił się w kuchni i razem z Ulą uraczyli się świeżo zaparzoną kawą i kawałkiem piernika. Wkrótce dołączyli do nich seniorzy.
-Idziemy teraz na poranny spacer, a później chcielibyśmy wpaść do Żukowskich z życzeniami -oznajmiła Helena. —Przed południem syn po nich przyjeżdża i nie będzie okazji później na spotkanie. Nie wiemy tylko co z Liwią.
-Chłopcy mogą zająć się nią raz -odparł Marek. —Wystarczy, że na co dzień przesiaduje u was.
-Dokładnie tak -dodała Ula. —Musicie mieć czas dla swoich znajomych, a nie tylko dla Liwii.
-To nasz aniołek i zawsze czas dla niej znajdziemy -rzekła z czułością Helena.
-I jesteśmy bardzo wdzięczni mamo, ale Ula ma rację. Musicie mieć chwilę wytchnienia od Liwki. Wiemy, jak może człowieka męczyć  -argumentował Marek.
-Nie męczy nas w ogóle -odezwał się i Krzysztof. Zawsze grzecznie się bawi i wszystko zjada. A wracając do sprawy, z którą przyszliśmy, to powinniśmy wrócić przed powrotem Emilki.
-Spieszyć się nie musicie, bo prędzej, jak przed dwunastą nie będziemy -odparł Marek.


Tuż przed ósmą wigilijny poranek przestał być spokojny dla Uli i Marka, bo w kuchni kolejno pojawiały się ich dzieci. Tomek, Liwia i Kuba. Każde z nich chciało również co innego na śniadanie. Córeczka płatki, Kuba francuskie tosty, a Tomek omleta z papryką i serem pleśniowym.
-Dzisiaj są kanapki dla wszystkich i nie ma wybrzydzania -zarządził Marek. —Moglibyście dać mamie chwilę wytchnienia, chociaż we wigilię. Zrobiła wam krokiety i pierogi.
-Niech będą te kanapki -odparł za wszystkich Tomek. —Dla mnie ze cztery mamo.
-Dla mnie z Nutellą mamusiu -dodała Liwia.
-A ten łosoś jeszcze jest mamo -zapytał Kuba, zaglądając do lodówki. —I gdzie są te nowe spodnie.
-Na pewno nie w lodówce synku -odparła mama.
-A mi zgubiła się jedna świąteczna skarpetka w gwiazdki -rzekła córeczka. —Nie wiesz, gdzie jest mamo?
-Sara i ja chcielibyśmy się dzisiaj spotkać wieczorem -odezwał się ponownie Tomek. —Jutro jedzie z rodziną do Szczecina i nie wróci jednak przed Nowym Rokiem.  Nie wiem tylko,  której kończymy wigilię mamo?
-Dostaniesz te cztery kanapki Tomek, a wigilię nie wiem, o której skończymy. Posiedzisz z nami i będziesz mógł pójść spotkać się z Sarą. Nutelle skończyła się córeczko, a jedną taką skarpetkę ostatnio widziałam pod twoim łóżkiem. Łosoś jeszcze jest, a spodnie wiszą w suszarni. Jeszcze jakieś pytania – zapytała Ula, odpowiadając jednocześnie i hurtowo na wszystkie pytania swoich dzieci.
-Mamo ty po prostu ogarniasz dom -rzekł Tomek.
-I jesteś najlepsa -dodała, sepleniąc Liwia.
-Dokładnie tak -przytaknął drugi syn.
Reszta śniadania minęła już bez zgrzytów i dzieci bez wybrzydzania i pytań zjedli swoje kanapki, a później podziękowali, odstawili  naczynia do zlewu i porozchodzili się do swoich pokoi.
-I to się nazywa podział obowiązków -rzekła Ula do męża, gdy dzieci najedzone i zadowolone wyszły z kuchni. —Pytania do mam. Gdzie są skarpetki, kiedy obiad, kupisz mi buty, dlaczego ja a nie on, wypierzesz mi spodnie, spytasz ojca, mogę już iść.  Pytania do ojca. Gdzie jest mama albo kiedy będzie mama.
-Widać przynajmniej kto jest ważniejszy -odparł przewrotnie. —A tak na marginesie kochanie, to gdzie jest ta moja koszula w prążki?
-Beze mnie chyba zginęlibyście, jak ciotka na  Pradze jakby powiedziała Wioletta. Tam, gdzie spodnie Kuby. Do wigilii uprasuję ci ją.
Na lotnisko Ula z Markiem wybrali się sami, bo i tak nie byłoby miejsca dla całej rodziny w ich samochodzie. Zwłaszcza że Emi miła przylecieć do Polski w towarzystwie chłopaka. Reszta ich pociech miała za zadanie pójść po ostatnie zakupy i posprzątać swoje pokoje. Z porządkami uporali się szybko i godzinę po wyjściu rodziców we trójkę wyszli do miasta. Wzięcie małej siostry do galerii braciom na rękę nie było, ale samej w domu również nie mogli jej zostawić. Obaj szybko przekonali się, że pilnowanie siostry i robienie zakupów łatwe nie jest, bo w jej zainteresowaniu były sklepy z zabawkami i zoologiczne, a oni mieli w planach zakupy spożywcze i Media Expert. W końcu postanowili przekupić siostrę i dać jej dwadzieścia złotych w zamian za siedzenie z innymi dziećmi w punkcie zabaw i czekanie aż nie wyjdą. Pech jednak chciał, że bracia wkrótce rozeszli się i do końca nie dogadali, który z nich ma odebrać siostrę, a wracać mieli osobno. Pierwszy pojawił się tam Kuba, ale siostra akurat poszła do toalety i myśląc, że odebrał ją Tomek, poszedł do domu. Tomek natomiast widząc z dala brata, idącego do klubu zabaw zawrócił i poszedł na dalsze zakupy.



Tymczasem na lotnisku Ula z Markiem wyczekiwali swojej córeczki i gościa. Gdy już pojawiła się zdziwili, bo obok Emilki szedł Marcello Gotti pasierb Pauliny. Młodzi poznali się parę lat wcześniej w czasie świąt wielkanocnych, gdy to Paulina pojawiła się w Polsce z nową rodziną. Jej małżeństwo jednak nie przetrwało, ale Emilka i Marcello utrzymywali znajomość. Po wyjeździe młodej Dobrzańskiej do Mediolanu znajomość jeszcze bardziej się zazębiła, ale Emi nigdy nie wspominała, że są parą.
-Witajcie kochani -zaczęła Emi, tuląc się do mamy. —Stęskniłam się za wami i rodzeństwem.
-I my się stęskniliśmy kochanie -odparła jej Ula. —Zawsze tak jest, gdy wyjeżdżasz.
-Dzień dobry -przywitał się łamaną polszczyzną Marcello. —Cieszę się, że mogę gościć u państwa -dodał po angielsku.
-I nam jest miło widzieć cię ponownie -odparła mu Ula w tym samym języku. —Emilka nie mówiła, że to ty będziesz.
-Uparła się na niespodziankę. Nie robię chyba problemu? -pytał.
-Żadnego -odparł Marek. —Gość w dom Bóg w dom. U nas się tak mówi.
-Wychodzi na to, że gościnność i rodzinność to również cechy was Polaków, a nie tylko nas.   
-Miło słyszeć Marcello, że jesteśmy podobnie albo przynajmniej staramy się dorównać gościnności -odparł Marek.
W drodze z lotniska do domu Dobrzańskich głównym tematem rozmowy było, to co mijali, choć Ulę najbardziej interesowały sprawy sercowe córki.


Tuż przed przyjazdem rodziców, siostry i Marcello, do domu wrócił Kuba z częścią zakupów. O brata i siostrę się nie martwił, bo był przekonany, że są razem. Chwilę po nich i niemal równocześnie do domu wróciła reszta rodziny Dobrzańskich, a on wyszedł im na powitanie. We forze powitań rodzeństwa, wyciągania bagaży przez Marka nikt nie zauważył braku Liwii i dopiero Emilka zainteresowała się brakiem siostrzyczki.
-A gdzie Liwia? Myślałam, że pierwsza będzie mnie witać przed domem.
-Nie przywiozłeś jej -zapytał Kuba starszego brata.
-Ty po nią przecież szedłeś.
-No tak, ale nie było jej.
-O czym w mówicie -odezwał się ostro Marek. —Gdzie jej nie było?
-Zgubiliście ją? -zapytała matka.
-Mamo byliśmy w galerii i uciekała nam, to zostawiliśmy ją w punkcie zabaw na dowód Tomka -wyjaśniał Kuba. —Poszedłem po nią, ale nie było jej nigdzie, to poszedłem do domu.
-A ja widziałem, jak Kuba idzie po Liwkę, to nie szedłem już, tylko poszedłem kupić jeszcze karmę dla Reksia -usprawiedliwiał się Tomek.
-Zafundowaliście nam niezłe rozpoczęcie świąt -rzekł im ojciec, zatrzaskując z impetem bagażnik.
-Tato Liwia się znajdzie. Kiedyś Tomek się zgubił…-próbowała pocieszać Emi.
-Tylko że on zgubił się w domu, a nie w galerii pełnej ludzi -wtrącił Marek. —Zamykają niedługo galerię.
-Marek nie ma czasu na dyskusje -rzekła Ula. —Musimy jechać po nią. Ty Tomek jedziesz z nami, skoro zostawiłeś ją tam. Nie mamy z ojcem i czasu na szukanie tego punktu zabaw.



Siedzenie w klubie zabaw zaczęło nudzić Liwię. Panie opiekunki również zaczęły się niepokoić przedłużającym się pobytem małej. Miała zostać na godzinę, półtorej a minęły już dwie. Dziewczynka zaczęła również mówić coś o rodzicach jadących na lotnisko i braciach zajętych dziewczynami. W końcu w chwili nieuwagi wymknęła się spod opieki i postanowiła sama wrócić do domu. Daleko jednak nie uszła, bo przechodząc obok Media Expert, weszła do sklepu, bo tam ostatni raz widziała swoich braci. Samotną i zapłakaną dziewczynkę zauważył ktoś z ochrony i po nieudanych próbach odnalezienia kogoś z rodziny zadzwonili na policję. Liwia miejsce zamieszkania na szczęście znała, więc odwieźli małą do domu. Rodziców jednak już nie było i to na Emilkę jako osobę pełnoletnią spadł obowiązek wytłumaczenia wszystkiego.  Po odejściu pań z policji zadzwoniła do rodziców i powiedziała o odnalezieniu siostry. 


Czas do kolacji wigilijnej mijał już bez niespodzianek. Emilka i Marcello rozpakowali się i odpoczęli po podróży, Ula z Markiem poważnie porozmawiali ze synami, a Liwia zasnęła. Do domu wrócili także seniorzy i dowiedzieli się o przygodzie wnusi. Oboje winili siebie, że wyszli, zamiast zająć się małą. Ula miała również czas, aby porozmawiać z córką od serca i spytać o Marcello, bo jeszcze niedawno była zauroczona jakimś kolegą ze studiów rodowitym Francuzem Pierro. Wyjeżdżając zaś z Polski, czule żegnała Mateusza.
-Zaskoczyłaś nas córeczko -zaczęła, gdy razem przygotowywały potrawy na wigilię. —Słowem się nie zdradziłaś, że spotykasz się z Marcello.
-Tak myślałam mamo i nie wiedziałam, jak zareagujecie ze względu na Paulinę -tłumaczyła.
-Krwi Pauliny w nim nie ma, a Gotti zawsze byli i są życzliwi Emilko. Jeśli więc myślałaś, że będziemy ci zabraniać spotkań, to się mylisz. To, ile czasu jesteście już razem.
-Dopiero trzy miesiące temu coś między nami zaiskrzyło -odparła z błyskiem w oczach. —Przez te dwa lata byliśmy dobrymi przyjaciółmi.
-Przyjaźń to dobry materiał na szczęśliwy związek -mówiła z uśmiechem na szczęście córki.  —Ja i tato jesteśmy przykładem.
-Wiem mamo. Z Marcello tak miło spędza się czas. Z Pierro, Mateuszem a jeszcze prędzej z Damianem tak przyjemnie mi się nie rozmawiało.
-Cieszę się skarbie, że jesteś szczęśliwa tak daleko od domu -odparła, przytulając córkę.
Zainteresowanie chłopaków  Emilką nie było takie przypadkowe, bo z urody dostała po rodzicach, to co najlepsze, czyli błękitne oczy mamy i uśmiech ojca. Z charakteru natomiast przypominała ojca, bo już od szkoły podstawowej była kokietką i rozkochiwała chłopców tak jaki kiedyś jej tato dziewczyny. Przeciwieństwem siostry był Tomek, bo choć urodę miał po ojcu to naturę już po matce i od dwóch lat był stały w swoich uczuciach i do tego odwzajemnionych do Sary Olszańskiej. Obie rodziny kibicowali miłości swoich pociech, chociaż Sebastian, który ciągle był najlepszym przyjacielem Marka, na związek swojej córki z Tomkiem z obawy, że odezwie się w nim charakter ojca na początku przychylnie nie patrzył. 



Wieczór i czas wigilii w końcu nadszedł, a najbardziej z tego faktu ucieszyła się Liwia. Dziewczynka od czasu jak wstała z popołudniowej drzemki, ciągle dopytywała się która godzina i kiedy będą prezenty. Kiedy się już całkiem ściemniało cała rodzina i gość podzielili się opłatkiem, złożyli życzenia i zasiedli do stołu.
-Dlaczego ten talerzyk jest pusty? -spytała Liwka, gdy zaczęli jeść barszcz z uszkami. —Ktoś jeszcze przyjdzie?
-Puste miejsce przy stole to tradycja skarbie -odparła jej siostra, która siedziała obok niej. —Jest dla nieoczekiwanego i głodnego gościa.
-Ale my już mamy gościa -odparła sensownie. —I chyba głodnego, bo ciągle by jadł. Je więcej niż Kuba.
-On musi być zbłąkany -wyjaśniła jaśniej Ula.
-Tomek mówił dzisiaj do Kuby tak. Chyba obłąkany jesteś.
- Nie mówił ci nikt, że się nie donosi -odparł jej Tomek.
-A ty z Kubą prezentów nie dostaniecie. Byliście dzisiaj niegrzeczni.
-A kto chciał dwadzieścia złotych za siedzenie w klubie zabaw? -wytknął jej młodszy z braci.
-Jestem tylko dzieckiem a wy duzi i wy wiecie lepiej, co jest lepiej -odparła rezolutnie. —Dostaną szlaban? -zapytała rodziców.
-Możecie się nie kłócić? -zwróciła im uwagę mama. —Mamy w końcu wigilię, a ty córeczko tak bez winy nie jesteś.
-To jak jest z tym talerzykiem? Do kogo naszykowany -postanowiła zmienić temat rozmowy na poprzedni.
-Zbłąkany i obłąkany to dwa różne znaczenia mają -wyjaśniała babcia, która siedziała z drugiej strony wnusi. — Mama miała na myśli osobę samotną i szukającą towarzystwa oraz posiłku w ten dzień.
-Tak jak w tej książeczce Zbłąkane Kurczątko? -zapytała.
-Dokładnie tak -przytaknęła babcia.
-Paulina kiedyś szykowała wam taką wigilię? -pytał Marek gościa.
-Ze dwa trzy razy, gdy byłem jeszcze mały. Nasza niania była za to z polski i ona bardziej opowiadała nam o tradycjach świątecznych. Paulina, poza tym rzadko bywała w kuchni, a nasza kucharka nie umiała wszystkiego ugotować.
-Nic nowego Marcello. Gdy byliśmy jeszcze razem, to tu zawsze spędzaliśmy wigilię, a i  w domu w kuchni często też nie bywała.
-Kiedy Paulina wybiera się do Polski? -zapytał gościa Krzysztof. —Stęskniliśmy się za Vincentem.  (syn Pauliny Wielkanoc 2019)
-Dwa lata niedługo minie, jak nie widzieliśmy go, a jest dla nas jak piąty wnuk -dodała Dobrzańska.
-Wyjechała do Szwajcarii na święta z bratem, ale powiem jej, żeby kiedyś wpadła. Może ja kiedyś przylecę z Vincentem.
-Miło będzie nam gościć -zapewniła Helena.
Kiedy wszyscy już zjedli, przyszedł czas na prezenty. Z Mikołaja wszyscy już wyrośli, to obdarowywanie przebiegało w tradycyjny sposób i każdy swoje prezenty włożył pod choinkę wraz małą karteczką, informującą dla kogo jest przeznaczony. Wieczór dla Uli i Marka oraz Emilki i Marcello zakończył się późno, bo najpierw posprzątali po kolacji, a później jeszcze zajęli się rozmową. Tomek natomiast pojechał do Pomiechówka na spotkanie z Sarą, a reszta rodziny poszła spać.   Gdy Ula już znalazła się w swojej sypialni i przygotowując się do snu pomyślała, że była to kolejna jej wymarzona wigilia. 



Pierwszy dzień świąt mijał na wizytach. Dom Dobrzańskich odwiedził Pszemko, który miał już siedemdziesiąt lat i wraz z synem Wojtkiem dalej zajmował się projektowaniem dla F&D. Był również już dziadkiem i to z synem i jego żoną oraz dwoma synami i córką spędzał wigilię, a nie jak kiedyś z Dobrzańskimi. Czas głównie spędził na pogawędce z Emilką, rozmawiając z nią o modzie i studiach. Przyjechał także Jasiek z Kingą oraz Pawłem i Kacprem ich synami. Popołudniem natomiast Emilka pojechała odwiedzić Natalkę Barańską starszą córkę Olszańskich, z którą to przyjaźniła się od pieluch. Natka od pół roku była szczęśliwą mężatką i za parę miesięcy miała zostać mamą. 




10 komentarzy:

  1. Cudowna ta mini taka rozczulajaca. Bardzo fajny pomysł z tym, żeby już wszystkim dodać trochę lat. Dzięki, że mimo przedswiatecznej bieganie znalazłaś czas, by wstawić mini. Pozdrawiam serdecznie i życzę wesołych świąt, wiele radosci i miłości 🎄

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę za szybo dodałam a informacja na górze posta.
      Coraz trudniej jest coś wymyślić na czasy współczesne, więc musiałam w latach się przenieś. W początkowej wersji to Kubuś miał być tym pozostawionym dzieckiem w galerii, ale do Emilki mi to nie pasowało.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis i życzenia.Również Wesołych Świąt.

      Usuń
  2. Piękna mini. Przeskoczyłaś o kilkanaście lat, ale ukazując wciąż pielęgnację do tradycji. Jak zwykle ich dzieci w każde święta muszą wprowadzić jakieś zamieszanie to chyba u nich też jest tradycja. Począwszy od Emilki.
    Zdrowych, pogodnych Świąt Bożego Narodzenia spędzonych w gronie najbliższych dla Ciebie i całej Twojej rodziny.
    Dziękuję Ci bardzo za dzisiaj.
    Cieplutko pozdrawiam w sobotni późny wieczór.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak pisałam wyżej z braku pomysłu na współczesność przeskoczyłam niecałe piętnaście lat. Mimo to problemy z dziećmi pozostały i Markowi siwych włosów przybywa. Co do przygód dzieci to przynajmniej Dobrzańscy będą mieli o czym wnukom opowiadać.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis i życzenia. Również Wesołych Świąt.
      PS Mały dopisek na górze posta.

      Usuń
  3. Przyzwyczaiłaś nas do tych pięknych, świątecznych mini, które wzruszają, rozczulają i w cudowny sposób wprowadzają nas w atmosferę świąt. Naładowana tymi wszystkimi emocjami życzę Tobie i Twoim bliskim spokoju, wytchnienia, może nieco refleksji i wyciszenia. Życzę też radości ze spraw dużych i małych i uśmiechu przy świątecznym stole. Pięknych świąt RanczUla.
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo serdecznie dziękuję za życzenia.
      Staram się aby zawsze było bez nudy, zabawnie i rodzinnie.
      Dziękuję za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  4. Również Wesołych Świąt,zdrowia, szczęścia, pomyślności, wytrwałości w wychowaniu dzieci i cierpliwości.
    Cykl mini cały jest urzekający. W takim tempie to niedługo i Dobrzańscy zostaną dziadkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może zostaną. Zobaczymy jakie pomysły mi do głowy wpadną.
      Również życzę wesołych świąt, spędzonych w radości i zdrowiu.

      Usuń
  5. Wesołych świąt Bożego Narodzenia dla ciebie i całej twojej rodziny 🎅🎄💖🎁🎀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawzajem Justynko. Dużo szczęścia, pomyślności, zdrowia i spełnienia marzeń.

      Usuń