Po
wizycie Marka i Jadzi (w poprzedniej części pomyliłam z Janką, ale od początku
była Jadzią, więc niech tak pozostanie) Cieplak udał się do miasta do Banku
Ludowego.
Miał tam znajomego, który mieszkał w pobliżu Sosnowskich i liczył dowiedzieć się czegoś więcej o interesującej go sprawie. Nie wiedział tylko jak rozpocząć rozmowę, a nie chciał pytać wprost. Tymczasem rozmowa potoczyła się po jego myśli.
Miał tam znajomego, który mieszkał w pobliżu Sosnowskich i liczył dowiedzieć się czegoś więcej o interesującej go sprawie. Nie wiedział tylko jak rozpocząć rozmowę, a nie chciał pytać wprost. Tymczasem rozmowa potoczyła się po jego myśli.
-Dzień
dobry panie Jakubie -zaczął z życzliwością Józef. —Jak żona i córeczka.
-Dzień
dobry. Dziękuję za pamięć. Krysia chowa się dobrze. A jak pana Beatka.
-Również
dobrze. Rośnie jak na drożdżach.
-To dobrze. Dawno
pana nie było u nas. Będzie z rok.
-Okazji
nie było panie Jakubie. Dochody z piekarni przynosi do banku nasz księgowy, a
na bieżące wydatki jest z młyna. Dzisiaj wypłacam drogi panie. Dwieście
pięćdziesiąt rubli.
-Czyli
to, co mówią na mieście, jest prawdą.
-A co
mówią? Rzadko bywam w mieście.
-Potrzebuje
pan pieniądze na wesele.
-Z
panią Alą nie myślimy jeszcze o tym. A
pieniądze potrzebuję na zakup maszyny do piekarni.
-Ja o
córce mówię. Podobno wydaje pan Ulę za mąż za Piotra Sosnowskiego. Jego rodzina od kilku dni o tym mówi. I
powiem panu, że się dziwię. Niby doktorostwo, ludzie wykształceni a innych za
nic mają. Nawet jak tu przychodzą, to z góry patrzą na człowieka, a od dziecka
mnie znają. Najgorszy to ten ich synalek jest. Wyniosły, niesympatyczny i egoistyczny. Nawet kalekiej osoby nie uszanuje.
-Co
pan powie. Taki miły był, gdy nas odwiedzał a tu inna osoba.
-Nie
wszystko złoto co się świeci panie Józefie.
-Tak,
tak. A ta kaleka osoba to ktoś znany? -zapytał delikatnie.
-Do
parku, gdzie chodzi żona na spacery z Krysią, przychodzi i jedna dziewczyna
wychowanka miastowych Dobrzańskich z synkiem, a on któregoś dnia coś do niej
krzyczał i szturchał. A biedaczka jest niema od urodzenia.
-Nie
jest to ta dziewczyna, która mieszkała kiedyś w posiadłości u Dobrzańskich za
miastem? -pytał zachęcająco.
-Dokładnie
ta i od czasu jak zamieszkała u Dobrzańskich Sosnowski ma na pieńku z Markiem
Dobrzańskim. Dla pana Marka była jak siostra i chodzą
ostatnio słuchy, że to Piotr Sosnowski jest ojcem Mareczka. Ja nie pamiętam go
z dzieciństwa, ale moi rodzice mówią, że to wykapany Piotr Sosnowski. Nikt
oficjalnie nie mówi o tym, ale coś musi być na rzeczy, skoro zaczynają mówić o
tym inni. Proszę pana pieniądze -zmienił temat na cel wizyty. —Pan przeliczy.
-Nigdy
pan nikogo nie oszukał, więc dlaczego miałoby się stać to teraz. Dziękuję i ślę pozdrowienia i zdrówka dla pana i rodziny.
-Ja
również panu i rodzinie.
Do
domu wracał już całkowicie pewny co do tego, jaki jest Piotr. Ten jeszcze tego
samego dnia wieczorem z niezapowiedzianą wizytą pojawił się u Cieplaków.
-Witam
panie Józefie -zaczął od sieni dworku. —Przyszedłem spytać, kiedy córka wraca.
-A niedługo
proszę ja ciebie. Jutro z rana depeszę wyślę.
-To
dobrze, bo chciałbym wrócić w łaski pana i córki.
-Jakby
to powiedzieć -odparł niepewnie. —To już nieaktualne. Dowiedziałem się czegoś,
co w zbyt dobrym świetle ciebie nie stawia.
-Co
takiego? Jeśli można wiedzieć.
-Nie
umiem tak oszukiwać i powiem prawdę. Odradzono mi związku córki z tobą, bo zachowałeś się karygodnie wobec kobiety. Jednej nie szanujesz, nie uszanujesz drugiej.
-Androny jakieś. Zawsze
znajdzie się ktoś, kto oczerni kogoś -mówił wzburzony.
-Właśnie
Piotr, co do oczerniania -rzekł wymownie Cieplak. —Odwiedził mnie dzisiaj Marek
z tą Jadzią i jej synkiem i powiem ci, że nie wyglądało na to, że coś było źle
między nimi. Mały lgnął do niego, a Jadzia nie wykazywała żalu.
-Toż
mówiłem panu, że ją odwiedza i dlatego mały się nie bał. Ma, chociaż tyle
honoru i zajmuje się nim i Jadzią.
-Tylko
że ten mały to chrześniak Marka. I całkiem niepodobny ani do Marka, ani do
matki.
-Myśli
pan, że kłamię.
-Tego
nie powiedziałem, ale z dobrze poinformowanych źródeł wiem, że gdy Marek wrócił
z Londynu, Jadzia spodziewała się dziecka, a starsi państwo wraz z synem
umieścili ją u krewnych z obawy, że prawdziwy ojciec może chcieć ich
skrzywdzić.
-Tyle
czasu minęło, że ludziom wszystko się może mylić -próbował w oczach Cieplaka
zbagatelizować sprawę.
-Taki
uczony nie jestem jak ty, ale umie liczyć i wiem, ile czasu kobieta chodzi w
odmiennym stanie i można sprawdzić datę urodzin Mareczka i powrotu Marka z
Londynu.
-Nie
wierzy mi jednak pan, a ja z życzliwości panu powiedziałem.
-Życzliwość nie zawsze jest życzliwa. Zastanawiam się czy specjalnie nie wymyśliłeś
tej historii, aby nie pozbyć się konkurencji?
-Wie
pan -odparł z oburzeniem. —Powiedziałem panu, co sam słyszałem.
-To
dziękuję, ale plotkami nie będę się sugerować.
-Tylko
proszę nie mówić później, że pana nie ostrzegałem -mówił z groźbą.
-Coś
za bardzo impulsywnie reagujesz Piotr. Jakbyś miał naprawdę coś na sumieniu.
-Pójdę
już, bo jak widzę nic tu po nic tu po mnie -mówił z niezadowoleniem, wychodząc
z sieni.
-Tak
będzie najlepiej. I dobranoc.
Po odejściu od Cieplaków poszedł do karczmy. Liczył, że spotka tam Dąbrowskiego, ale karczmarz powiedział mu, że poszedł już do domu, bo skoro świt musi pojawić się w młynie. Zamówił więc kufel piwa i usiadł samotnie przy jednym ze stolików. Z każdym łykiem wzrastała w nim agresja względem Dobrzańskiego, Uli a teraz i Cieplaka. Drugim powodem do upicia się, było to, co ludzie zaczęli mówić o nim i o Jadzi. Miał układ z Dobrzańskim i Jadzią i za milczenie zgodził się płacić na dziecko. Teraz uważał, że któreś z nich złamało umowę. Z tego powodu zrobił nawet awanturę Jadzi. Nie wiedział tylko, że geny nie kłamią i są wszystkiemu winne. Jego portret z czasów wczesno dziecinnych jednoznacznie przedstawiał małego Mareczka. W dodatku bardziej dociekliwi znajomi zarówno Dobrzańskich, jak i Sosnowskich zaczęli kojarzyć fakty sprzed ponad dwóch lat.
Po odejściu od Cieplaków poszedł do karczmy. Liczył, że spotka tam Dąbrowskiego, ale karczmarz powiedział mu, że poszedł już do domu, bo skoro świt musi pojawić się w młynie. Zamówił więc kufel piwa i usiadł samotnie przy jednym ze stolików. Z każdym łykiem wzrastała w nim agresja względem Dobrzańskiego, Uli a teraz i Cieplaka. Drugim powodem do upicia się, było to, co ludzie zaczęli mówić o nim i o Jadzi. Miał układ z Dobrzańskim i Jadzią i za milczenie zgodził się płacić na dziecko. Teraz uważał, że któreś z nich złamało umowę. Z tego powodu zrobił nawet awanturę Jadzi. Nie wiedział tylko, że geny nie kłamią i są wszystkiemu winne. Jego portret z czasów wczesno dziecinnych jednoznacznie przedstawiał małego Mareczka. W dodatku bardziej dociekliwi znajomi zarówno Dobrzańskich, jak i Sosnowskich zaczęli kojarzyć fakty sprzed ponad dwóch lat.
Dzień
później Ula dostała telegraficzną wiadomość od ojca, że może wracać do domu.
Następnego dnia już Cieplak odbierał córkę z dworca kolejowego w Warszawie.
-Witaj
tato. Miło jest wracać. Tylko czuję się
jak paczka, którą można w każdej chwili wysłać i odebrać.
-Witaj
córciu. Mogłabyś oszczędzić staremu ojcu
sarkazmu.
-
Przepraszam, ale tak nagle wysłałeś mnie do ciotki i kazałeś wracać. Możesz
powiedzieć mi, co miał znaczyć mój wyjazd i powrót.
-Tak
trzeba było.
-To
już słyszałam tato.
-
Porozmawiamy przy obiedzie córciu. Będzie Ala i lepiej wytłumaczy. Tyle chyba
wytrzymasz?
-Od
zawsze mówiłam, że jest dwulicowy, ale nie myślałam, że aż do tego stopnia
-odparła, gdy skończyli opowiadać na wizycie Marka i Jadzi.
-Teraz
wiem, że nie powinienem narzucać ci go jako męża córciu. Ala powiedziała mi, że
specjalnie uknułaś spisek na przyjęciu u Febo, żeby uniknąć małżeństwa z Piotrem.
-Ula
nie chciałam, żeby Józef popełnił kolejny błąd, wydając cię za mąż za kogoś,
kogo nie chcesz -wytłumaczyła momentalnie Ala i zanim odezwała się Cieplakówna.
-Nie
szkodzi pani Alu. Cieszę się, że tato wszystko zrozumiał.
-Tak
jak powiedziała Ala, do ślubu z Markiem nie będę cię zmuszał. Jak tylko zobaczę
go, to powiem, że może bez żadnych konsekwencji złamać dane ci słowo.
-I
musiałam wyjechać i musiało stać się tyle rzeczy, żebyś zrozumiał? -pytała
ojca.
-Jestem
człowiekiem starej daty i myślałem, że wszystko, co robię, jest najlepsze dla
ciebie córciu. Dopiero Ala wytłumaczyła, że mogłem unieszczęśliwić cię, wydając
na siłę za Piotra, Młoczyńskiego albo Marka. Sama wybierzesz sobie męża. Tak
jak twoje przyjaciółki.
-Dziękuję
tato.
Z tych
ostatnich nowin sama nie wiedziała, czy jest zadowolona. Z jednej strony Marek
działał jej na nerwy, a z drugiej podobało się jego zaangażowanie i to jak
troszczy się o nią i o Jadzię z Mareczkiem. Zastanawiała się też, jak postąpi
teraz Marek. Dalej będzie zainteresowany nią czy odpuści sobie prostą ziemiankę
i zainteresuje się kimś lepiej urodzonym.
Marek
tymczasem wrócił do swojej posiadłości mieszczącej się po drugiej stronie
Warszawy niż dwór Uli. Musiał w końcu powiedzieć rodzicom o swoich matrymonialnych
planach. Całej prawdy nie zamierzał, jednak powiedzieć im. Zwłaszcza o tym, jak się poznali i że głównie
ze względu na Sosnowskiego on zainteresował się Ulą.
-Wróciłeś
w końcu -zaczęła matka. —Miałeś wyjechać na trzy dni, a nie było cię ponad
tydzień. I co miała znaczyć ta niezwykle rozwlekła depesza: Mamo, tato
zatrzymują mnie tu ważne sprawy.
-W
jego przypadku to tylko o kobietę może chodzić Helenko -rzekł Krzysztof.
-To
prawda, bo poznałem pewną dziewczynę. Ma dziewiętnaście lat i spodoba się wam.
Rwie się do wiedzy, a wyjść jak najlepiej za mąż nie jest jej głównym celem.
Nie poznałem nigdy tak inteligentnej kobiety. Do tego jest bardzo piękna, rodzinna i
miła.
-Zaintrygowałeś
nas. Nigdy tyle o kobiecie nie mówiłeś.
-Bo
nigdy do tej pory nie spotkałem takiej kobiety mamo.
-A
gdzie się poznaliście? -dopytywała rodzicielka.
-Na
przyjęciu u Febo -odparł bez szczegółów.
-Czyli
to ktoś z ich znajomych? -pytał Krzysztof.
-Dokładnie
to Pauliny przyjaciółka. A jeszcze dokładniej to córka jednego z bogatszych
ziemian. Mają spory dwór i młyn niedaleko Kubasińskich. Są też właścicielami
kilku piekarni w Warszawie.
-
Cieplak przypadkiem się nie nazywają? -pytał Krzysztof.
-Dokładnie
tak, a jego córka to Ula.
-Marek,
ale z tego, co mówią, ona ma być zaręczona z Sosnowskim -rzekła matka. —Znowu
zaczynasz z nim wojnę.
-Miała
być, ale ja się pojawiłem -wtrącił.
-Ukartowałeś
tę znajomość? -pytał ojciec.
-Nie.
Ulę poznałem, zanim dowiedziałem się o Sosnowskim -nieco skłamał.
-Oby
to była prawda -dodała Helena. —Planować przyszłość tylko po to, aby dopiec innemu albo
zemścić się nie jest dobrym pomysłem.
-Nic
z tych rzeczy mamo. Po prostu jest pierwszą panną, z którą można porozmawiać i
nie ma zwyczaju chichotać denerwująco.
-Poznamy
niedługo tę wyjątkową dziewczynę? -pytał życzliwie ojciec.
-Postaram
się przywieźć ją w najbliższym czasie tutaj. Na razie wyjechała do ciotki.