niedziela, 2 lutego 2020

Hańba cz. 7


W piątkowe późne popołudnie Marek umówiony był z Sebastianem w Warszawie na placu Zamkowym obok Kolumny Zygmunta. Spotkania właśnie w tym miejscu i o godzinie osiemnastej od paru lat był ich rytuałem.  Dawali sobie również półgodzinny czas spóźnienia na wypadek jakiś nieprzewidzianych okoliczności, a okazji na powiadomienie siebie nawzajem nie było. Godzina i czas nie były też przypadkowe, bo większość co bogatszych kawalerów rozpoczynała właśnie wtedy ponad dwudniową zabawę w licznych klubach Warszawy. Z tą różnicą, że od czasu jak Olszański zaczął odwiedzać Wiolettę, to piątek był jedyną okazją na spotkania z przyjacielem.  Sobotnie wieczory Sebastian poświęcał już wyłącznie Wioletcie i bawił się na wsi. W niedzielę natomiast jak przystało, przychodził pod kościół, odprowadzał do domu i zostawał na obiedzie u Kubasińskich. Marek miał natomiast trochę inny rozkład tych dni i zazwyczaj spędzał je w mieście w klubie. Wyjątki stanowiły tylko sobotnie przyjęcia bogaczy. Zarówno tych miastowych, jak i mieszkających w okolicznych wioskach. W oczekiwaniu na pojawienie się przyjaciela przeglądał właśnie kolejne dwa zaproszenia.


-Co tak studiujesz przyjacielu -zagadnął znienacka Olszański.
-Witaj. Zaproszenia na przyjęcia do Andrzejewskich i Wróblewskich.
-Katarzyna Andrzejewska właśnie zadebiutowała, a panna Klotylda Wróblewska skończyła szkołę i jej brat szuka jej męża -oznajmił wymownie.
-Domyśliłem się Seba, że chodzi o ich krewne i aliaż. Tyle razy przechodziłem przez to.
-To weź raz czy drugi Ulę na przyjęcie, to przestaną ci podsyłać córeczki, siostry, kuzynki.
-Tylko że jestem sam zapraszany.
-Szprynce jedne. A jak poszło ci z panem Cieplakiem? Twój plan pojawienia się w towarzystwie Jadzi udał się?
-Chyba tak. Jutro jeszcze raz odwiedzę go i spytam o Ulę. A jakby miała dłużej przebywać u ciotki, to list wyślę do niej i napiszę co i jak z Sosnowskim i całą sprawą.
-To w końcu znalazłeś chętnych do pilnowania doktorka?
-Jurto tym się zajmę. Mam dwóch kolegów z dzieciństwa i liczę, że mi pomogą. To synowie jednego z chłopów, ale bawiliśmy się razem. Teraz są zdunami i praca mocno ich nie ogranicza. 
-Nieźle się napaliłeś. A co do jutra Marek, to jutro w Rysiowie jest zabawa z okazji dwusetnej rocznicy urodzin założyciela Rysiowa pana Jana Rysia. Przyjdziesz?
-Pewnie. Nie odmówię sobie zabawy w twoim towarzystwie Seba. Teraz zapraszam cię do klubu Paryżanka. Mają tam pokaz kankana. Tancerki są podobne bardzo dziarskie.
-Słyszałem i teraz ja nie odmówię Marek -odparł z uśmiechem.



Dzień później tak jak planował, poszedł z rana na mały placyk, gdzie można było znaleźć zatrudnienie na cały sobotni dzień i szczodrze zarobić. Od samego wejścia zaczepiany był przez osoby chętny do pracy, ale on szukał konkretnych osób. Szczepana i Antoniego kolegów z dzieciństwa szybko znalazł. Oboje byli zdunami i pracowali na własny rachunek.
-Panicz tu -zagadnął jeden z nich.
-Antek wiesz, że nie lubię, jak się mówi do mnie w ten sposób.  Mam coś dla was i dobrze płacę. Zapraszam na piwo i pogadamy.
Do budki z piwem daleko nie było, bo wystarczyło przejście przez jezdnię i Marek wkrótce mógł przejść do konkretów.
-Trzeba mieć kogoś na oku. Konkretnie to Piotra Sosnowskiego i czy nie spotyka się z pewnym mężczyzną.
-Tego lekarza?
-Dokładnie tak. Coś kombinuje za moimi plecami.
-Jeśli trzeba doktorowi dać w…
-Nic z tych rzeczy Szczepan -wtrącił. —Będę musiał jeszcze wyciągać was z kozy. Załatwię sprawę bardziej cywilizacyjnie. Wystarczy mi wiedzieć czy po pracy nie spotyka się z Bartkiem Dąbrowskim. To taki rosły chłopak z nie za ciemnymi włosami i grzywką zaczesaną na czubek głowy.
-Możesz liczyć na nas Marek -zapewnił Antek.
-Cieszę się. Najlepiej jakbyście zaczęli od poniedziałku.
-W planach nie mamy nic, więc może być poniedziałek -dodał Szczepan.
-Jakby co to wiecie, gdzie mnie szukać. A tu macie zaliczkę -rzekł, dając banknoty.
-Wielkie dzięki Marek -odparł Antek. —Przyda się. Dopiero na przyszły tydzień umówieni jesteśmy na budowę kilku pieców w kamienicy.

Po udanym spotkaniu jeszcze przed południem zawitał do Cieplaków. Józefa nie musiał nawet szukać, bo przechadzał się po swoich włościach.
-Kłaniam się panie Józefie -rzekł na przywitanie. —Przyszedłem spytać, kiedy córka wraca.
-A to ty. Witam. Zapraszam na salony.
-Dziękuję, ale ja tylko na chwilę. O Ulę chciałem tylko spytać.
-Ulcia już wróciła, ale pojechała do sklepu z Beatką. Może dobrze, że jej nie ma, bo chciałem porozmawiać z tobą o córce.
-Wiem, że chce wydać pan Ulę za Piotra Sosnowskiego, ale ja mam jak najbardziej uczciwe zamiary panie Józefie -wtrącił, zanim coś więcej powiedział. 
-Kiedyś chciałem, ale już nie. Dowiedziałem się o pewnych rzeczach, które w złym świetle go stawiają.
-Rozumiem. Czyli mogę starać się o rękę córki i nie jest pan przeciwny?
-Tylko że obiecałem Uli, że nie będę już więcej narzucał jej kawalerów. Wiem, że wtedy w stodole do niczego nie doszło, a ty zachowałeś się honorowo. Stawia cię to w dobrym świetle.
-Ja wiedziałem od samego początku, ale byłem na przegranej pozycji. Poza tym Ula powiedziała, że wolałaby pójść nad staw niż poślubić Piotra lub barona Młoczyńskiego, a do tego nie mogłem dopuścić.
-Bardzo szlachetne. Mało którego mężczyznę byłoby na coś takiego stać.
- Kiedyś Jadzia chciała zrobić coś podobnego i niemal w ostatniej chwili znalazłem ją.
-Wiem już o nim i o Jadzi. To Piotr jest ojcem małego Mareczka.
-No tak. Miała być to tajemnica, ale coraz więcej osób komentuje.  Ale przynajmniej poznałem pana córkę. Mogę więc starać się o jej rękę. Jest interesującą dziewczyną.
- Jeśli o mnie chodzi, to masz moje przyzwolenie, ale o zdobycie jej serca musisz sam się postarać. Bardzo uparta jest.
-Dziękuję panie Cieplak. Myślę, że dam sobie radę.

Po pożegnaniu z Cieplakiem zastanawiał się nad swoją nową sytuacją. Zagrożenie ze strony Józefa i Piotra minęło, ale chęć posiadania czegoś, co i Sosnowski chciał mieć pozostała. Poza tym dokładnie wiedział, że kiedyś przyjdzie mu ożenić się i mieć potomka, a Ula jak na razie była najodpowiedniejszą kandydatką. Niebrzydka, inteligentna i czuł do niej coś do tej pory mu nieznanego. Na spotkanie z Ulą długo nie musiał czekać, bo gdy przechodził przez mały ryneczek, dostrzegł ją na rowerze wraz z Beatką.



-Witaj -rzekł, gdy tylko zatrzymała się obok niego. —Byłem właśnie u panny ojca i powiedział mi, że tu mogę cię znaleźć.
-Dzień dobry. Co robił pan u ojca?
-Chciałem dowiedzieć się, kiedy wracasz. Powiedział mi, że już wie o Jadzi i Piotrze i że nie chce wydać cię za niego za mąż. Za mnie również nie. Dał ci wolną rękę w wyborze męża.
-Ja również zwalniam cię z danego słowa -oznajmiła ku jego zaskoczeniu.
-Mimo to będę się starał o panny rękę. Dzisiaj jest zabawa może, więc uczynisz mi ten zaszczyt i będę mógł ci towarzyszyć?
-Zabawa jest dla wszystkich i nie mogę zabronić panu przychodzić.
-W takim razie zarezerwuj dla mnie kilka tańców w swoim karneciku.
-Zobaczymy. Tylko nie przychodź po mnie, bo umówiłam się z Wiolettą i Pauliną.  Teraz muszę jechać. Betti od trzech godzin nie była przewijana.
-Nie będę w takim razie zatrzymywał was. Wystarczy mi, że będziemy widzieć się wieczorem panno Urszulo. Zresztą umówiony jestem teraz w interesach z panem Febo.
-Z wieczorem proszę nie wiązać zbyt wielkich nadziei, bo może pan poczuć się rozczarowany.  
-Nie ośmieliłbym się narazić się na gniew panny albo ojca. Wiem czym się może skończyć. Do zobaczenia wieczorem -dodał, kłaniając się na pożegnanie.
W drodze do domu zastanawiała się ponownie nad kwestią uczuć do Marka i swoją przyszłością. W swoich planach zawsze miała założenie własnej rodziny i brakowało jej tylko kandydata na męża, którego darzyłaby jakimś uczuciem. Dobrzański jak dla niej miał urodę księcia i był ogólnie mówiąc interesujący, ale czasami miała wrażenie, że coś w nim jest niebezpiecznego i działał jej na nerwy. 

Zabawa w Rysiowie zgromadziła sporo osób. Nie tylko miejscowych, ale i warszawiaków. Sosnowski pojawił się również, ale tylko na chwilę, aby spotkać Dąbrowskiego.
-To jestem -rzekł Dąbrowski.
-Cygaretka zapalisz? -zapytał, wyciągając paczkę wyrobów tytoniowych.
-Dziękuję, ale nie palę. Przejdźmy lepiej do interesów.
-Za tydzień Św. Anny odpust i kolejna zabawa -odparł, podpalając sobie papierosa zapałką z ozdobnego pudełeczka ze srebra. —Wtedy będziesz mi potrzebny. Tylko nic nie pij. Trzeźwy musisz być. Rozumiesz?
-No. A co mam zrobić?
-Bądź w niedzielę o dwudziestej pierwszej na tym polu za domostwem Kubasińskich. Reszty dowiesz się na miejscu.



Na zabawie Marek pojawił się wraz z Sebastianem i od razu zaczęli się rozglądać za Ulą i Wiolettą. Obie znaleźli w towarzystwie Pauliny i jakiś dwóch młodzieńców. Cała trójka siedziała pod jednym z drzew na długiej ławie i jak wskazywał czerwono jasny kolor w szklaneczkach, raczyła się lemoniadą.
-Witamy piękne panie -zaczął Olszański.
-Uprzejmy jak zawsze -odparła Wioletta.
-Kim są wasi towarzysze? -zapytał Marek.
-Mój brat Jasiek i jego kolega Robert -odparła Ula, wskazując odpowiednie osoby.
-To pan jest tym Markiem Dobrzańskim? -zapytał młody Cieplak.
-Zgadza się Jaśku.
-Ojciec mówił dużo o panu i żeby brać z pana przykład. Jest pan honorowy, szlachecki i takie tam.
-Miło wiedzieć. Panno Urszulo, mogę prosić do walczyka -zapytał, skłaniając się z wyciągniętą dłonią. —Kapela zaczęła grać.
-Skoro obiecałam -odparła, podając mu swoją dłoń.
-Jestem zaszczycony -odparł, cmokając dłoń Uli.
Taniec z Markiem przyniósł jej nowe odczucia. Nigdy do tej pory nie była bowiem w ramionach Marka i czuła przyjemne, przeszywające ciepło jego dłoni.
-Ma pani świetne wyczucie rytmu. Liczę na kolejne tańce.
-Nie wie pan, że afrontem jest, jeśli zatańczymy więcej razy niż trzy.
-Ten savoir-vivre'u jest zdecydowanie za srogi. Zresztą na balu nie jesteśmy. To ludowa zabawa i srogie zasady nie obowiązują.
Tańczącą parę z daleka obserwował Sosnowski. Na długie obserwowanie nie pozwolił sobie, bo nie chciał zostać zauważony. W połowie ich tańca odszedł w stronę lasu, aby poczekać, aż się ściemni.



Na kolejne tańce i towarzystwo Uli Marek mógł liczyć. Robił to pomimo niezadowoleniu bogatszych co matek córek na wydaniu. Te zaś chociaż Ulę lubiły, to patrzyły wrogo, bo Marek nie opuszczał jej na długo.
-Mogę przywieźć jutro Jadzię i Mareczka do was? -zapytał podczas kolejnego tańca. —Bardzo spodobały się mu młyny.
-A może jest to rodzaj wproszenia się panie Marku?
-W odwiedziny chciałbym wpaść pod wieczór sam, a z Jadzią przed obiadem.
-Chętnie poznam Jadzię. Tato mówił, że mimo ułomności, jest miłą dziewczyną.
-Bo taka jest. Umie nawet proste słowa z ruchu warg wyczytać. A co z moją wizytą? Mogę przyjść? Chciałbym jeszcze zabrać cię do moich rodziców. Chcą cię poznać.
-To nie wyścigi konne panie Dobrzański.
-Uwielbiam te twoje celne uwagi panno Urszulo.
-Jeśli dalej będzie pan ciągle w moim towarzystwie, to jutro nie będę miała żadnej koleżanki -oznajmiła mu, gdy po raz kolejny poczuła wzrok utkwionych w nią i Marka. —Janka i Eliza już patrzą na mnie wrogo.
-Paulina i Wioletta ci pozostaną. One nie są mną zainteresowane.
Po dziewiątej na główny plac zabawy wjechał pieczony świniak. Był to dar potomków pana Rysia i punkt kulminacyjny zabawy. Wokół szybko zebrali się biesiadnicy chętni na darmowe jadło.  


Tymczasem na drugim końcu wsi Piotr wprowadzał w plan swój odwet na Cieplaku. W pierwszych planach chciał zaangażować również Dąbrowskiego, ale obawiał się, że może bardziej zaszkodzić mu niż pomóc. Niezauważony przez nikogo dotarł do obejścia Cieplaków i sporego i pustego w tym czasie od ludzi magazynu przy młynie. Wszystkie wrota były zamknięte, ale poradził sobie z tym i wyłamał najbardziej zniszczoną deskę. Później wystarczyło tylko podłożyć ogień. Sucha słoma i ziarno szybko paliły się i ogarniały cały budynek, a dym był coraz większy. Na swoje dzieło patrzył z satysfakcją, ale długo patrzeć nie mógł, bo mógłby ktoś go zauważyć. Oddalając się jednak zgubił pudełeczko zapałek.
To, że coś się pali zauważyły w końcu osoby przebywające na zabawie i prawie wszyscy pobiegli na miejsce pożaru. Jeszcze po drodze domyślali się co może się palić, a strażacy ochotnicy pobiegli po swój wóz strażacki.


Po ugaszeniu pożaru ktoś znalazł etui z zapałkami.  Nikt zbytnio sprawy pożaru i zapałek nie łączył, bo wiele zamożnych osób bywało w tym miejscu i mogło zgubić zapałki. Tylko Dąbrowski domyślił się, że nie był to przypadkowy pożar, tylko celowe podpalenie, bo widział takie srebrne etui na zapałki u Piotra.  Z obawy zemsty milczał jednak. Doszły do niego bowiem słuchy, że Sosnowski przestał być faworytem Cieplaka i domyślił się, że w odwecie mógł podłożyć ogień.

9 komentarzy:

  1. Końcówkę przeczytałam ze zgrozą. Sosnowski ma naprawdę nierówno pod sufitem. Równie dobrze w środku mógł ktoś być a wówczas odpowiadał był nie tylko za podpalenie. Rodzina Cieplaków w ten sposób straciła wszystko, ale sądzę iż ludzie chętnie im pomogą. Oby w końcu dosięgła tego drania sroga kara.
    Dziękuję Ci za dzisiaj.
    Cieplutko pozdrawiam w niedzielne przedpołudnie.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój błąd, bo nie dopisałam, że magazyn był pusty. Ja się trzymałam zamkniętych drzwi i że wszyscy są na zabawie. Już poprawiłam. Młyn wodny na szczęście ocalał więc nie jest tak źle.
      Dziękuję za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  2. Sosnowski zdecydowanie u Cieplaka przepadł a że zawistny z niego sukinsyn, zaczął wcielać w życie swoją zemstę. Nieładnie się bawi doktorek. Czy znajdzie się ktoś inteligentny wśród miejscowych policjantów i skojarzy to srebrne etui z Piotrem? Przecież to koronny dowód jego winy. Szkoda, że w tamtych czasach nie rozwinęła się jeszcze daktyloskopia, bo niechybnie by wykazała odciski linii papilarnych Sosnowskiego.
    Marek ma zielone światło od Cieplaka i może starać się o rękę Uli, tylko czy ona zechce mu być przychylna? On ją denerwuje i drażni, ale też mocno pociąga i bez wątpienia podoba jej się jako mężczyzna. On z kolei uważa ją za najlepszą partię dla siebie i ciągnie go do niej. To głównie dlatego ignoruje wszystkie panny pretendujące do roli jego żony. Historia staje się coraz ciekawsza a zdjęcia idealnie podkreślają atmosferę tamtej epoki.
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sęk w tym że tylko Dąbrowski widział je u Sosnowskiego. Co prawda będą poszlaki, ale Sosnowski znajdzie sobie alibi na ten czas. W końcu wpadnie bo nie doceni pewnych osób.
      Co do Uli i Marka nie tylko Józef jest im przychylny ale i cała reszta. Wyjątek stanowi tylko Sosnowskie.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  3. No to drań z tego Sosnowskiego, ale zapłaci za wszystko jak mniemam. Żeby tylko nie zrobił krzywdy Uli lub Markowi. Mam nadzieję, że koledzy Marka dobrze się spisza. Super jest to opowiadanie już nie mogę się doczekać kolejnej części. Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego tygodnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze mniemasz. W końcu skończy się jego bezkarność.Spokojnie Ula i Marek w całej historii wyjdą bez szwanku.
      Dziękuję za wpis i pozdrawiam.

      Usuń
  4. Z doktorka to jednak mściwa szuja, nie pomyślałabym, że lubi się bawić w piromana. Co musi się jeszcze się wydarzyć, żeby tego popaprańca spotkała zasłużona kara. Mam nadzieję, że koledzy Marka go śledzili i będą pomocni, żeby wskazać winnego podpalenia.
    Marek zaczyna poważnie myśleć o swoich uczuciach do Uli. Teraz już nie musi robić czegoś na złość Sosnowskiemu, tylko czy Ula się nie wycofa? Robi się coraz ciekawiej.
    Pozdrawiam serdecznie, Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żadna inna zemsta na Cieplaku nie przychodziła mi do głowy.Na szczęście kolejny plan Sosnowskiego już tak bezproblemowo nie pójdzie. Marek,jego koledzy i inne osoby będą czujne.
      Pozdrawiam miło i dziękuje za wpis.

      Usuń
  5. As reported by Stanford Medical, It's indeed the ONLY reason women in this country live 10 years longer and weigh on average 42 pounds lighter than we do.

    (And by the way, it really has NOTHING to do with genetics or some secret exercise and absolutely EVERYTHING about "how" they are eating.)

    BTW, I said "HOW", and not "what"...

    TAP on this link to find out if this quick questionnaire can help you decipher your real weight loss possibility

    OdpowiedzUsuń