sobota, 29 lutego 2020

Zamiana - zapowiedź.


Zapomniałam dopisać przy końcu, że w sobotę synek obchodzi roczek i szykuje się mała uroczystość w domu. Tym samym jest więcej pracy i przygotowań więc jeśli wpis nie ukaże się do piątku to dopiero po 8 marca. 

-Marek, ale co ja z tym wieśniakiem będę tu robił? -pytał Sebastian Olszański swojego kumpla w czasie spotkania w klubie.
-Taka jest reguła programu Saba -tłumaczył dwudziestosześcioletni Marek Dobrzański. —Dżentelmen wybiera przyjaciela, który ma się zająć wieśniakiem.
-To wybierz Aleksa albo Paulinę.
-Aleks ostatnio ma coś do mnie, a Paulina sam wiesz, jak jest nastawiona do mojego udziału w tym programie.
-Dziwisz się jej. Boi się, że ten wieśniak zniszczy jej to, co przez ostatnie pół roku tak skrupulatnie tworzyła w waszym domu.
-Czy wy musicie myśleć, że on do tej pory mieszkał w buszu? Może okazać się, że jest bardziej ucywilizowany, niż myślicie. A co do Pauli to żałuję, że zgodziłem się na wspólne zamieszkanie. Czuję, że zaczyna mnie osaczać i śledzić.
-Ja na twoim miejscu wycofałbym się z tego chorego związku, póki czas -przekonywał Olszański. —Już teraz nie da ci żyć po swojemu. 
-Tylko jak Seba? -pytał sceptycznie. Moi rodzice za nią stoją, jakbyś zapomniał. 


Kwadrans później barman podał im po kolejnym drinku, a dla Marka miał dodatkowo list.
                     Cześć Marek.
Gotowy na nowe wyzwania i pracę od świtu po późny wieczór?  Moje życie obecnie takie jest. A pierwsze zadanie dla ciebie to dojechanie do miejscowości Solniczki. Na zadanie masz 35zł.

Tymczasem dwieście kilometrów od Warszawy we wsi Solniczki w pobliżu Białegostoku w drodze powrotnej z pola do domu odbywała się podobno rozmowa.
-Czuję, że będzie ciężko z tym dżentelmenem -mówiła Ula do swojego przyjaciela. —Nie wie, co to znaczy harować w pocie czoła. Przynajmniej ty sobie odpoczniesz.
-Będę spał do dziesiątej i pił najlepsze trunki Ula. Nie te, co z knajpy Zdzicha.
-To uważaj, bo luksus do głowy ci uderzy.
W knajpie Wenecja, gdzie pracował wieczorami czekała na niego koperta.
                   Cześć Maciek
Przed tobą trzy szalone dni w moim życiu w Warszawie. Jutro popołudni przyjedzie po Ciebie kierowca i zawiezie do mojego domu. Co Cię czeka później, to dowiesz się na miejscu.

Następnego dnia od rana Marek pakował jedyną walizkę, jaką mógł zabrać ze sobą. Z Warszawy do Solniczek wyjechał o siedemnastej i na miejsce dotarł po ponad trzech godzinach podróży. Najpierw podróżował PKP a później kursem autobusowym. Na koniec czekał go dwukilometrowy spacer. Ze względu, że był początek lipca, to dotarł na miejsce, gdy było jeszcze całkiem jasno. W kuchni u Szymczyków czekały na niego trzy osoby. Z wieku wywnioskował, że to rodzice i siostra. Dziewczyna zrobiła na nim całkiem dobre wrażenie. Pięknością nie była, ale zauważył jej piękne oczy i uroczy uśmiech. Z wyglądu dawał jej dwadzieścia lat. 


Ula na Marka również spoglądała i wyrobiła swoje zdanie. Piękny był jak z reklamy, ale za delikatny jak na wieś. Wydawał się jej również znajomy.


-Dzień dobry -przywitał się, wyciągając rękę do kobiety w średnim wieku. —Marek Dobrzański.
-Maria Szymczyk mama Maćka. Zygmuś mój mąż i ojciec Maćka. A to jest Ula Cieplak przyjaciółka syna. Mieszka tu po sąsiedzku.
-Witam -odparł, witając się z panem Szymczykiem i z Ulą.  —Myślałem, że jesteś siostrą Maćka.
-To, że nie jestem to dobrze czy źle? Pytam, bo mam zajmować się tobą.
-Ty? Myślałem, że jakiś facet.
-Masz z tym problem?
-Nie skąd.
 Po przywitaniu się zaprosili Marka do kuchni na kolację. Na stole królował pomidor, bo był zarówno pokrojony, w całości, jak i w sałatce. Do tego jakaś zapiekanka i krokiety.  Kiedy rodzice Maćka krzątali się przy nakrywaniu stołu, to on zajął się rozmową z Ulą.
-Co porabia Maciek na co dzień?  -zapytał, siadając na wskazane miejsce.
-Studiuje ekonomię w Białymstoku, a teraz korzysta z wakacji i zarabia na przeniesienie się do Warszawy na dalsze studia -odparła Ula.
- Ja rok temu skończyłem reklamę i marketing i pracuję teraz w rodzinnej firmie.
- To masz szczęście Marek -odparła krótko.
Przy kolacji Marek dowiedział się, że nazajutrz będzie musiał wstać wcześnie, bo już o piątej. Całej reszty miał dowiedzieć się nazajutrz świtem. O dziesiątej poszedł już spać do pokoju Maćka. Sam pokój był schludny i skromnie urządzony. Stał tak półko -tapczan, biurko z nie najnowszym komputerem i regał z książkami. Z tytułów wywnioskował, że Maciek lubi kryminały. Było sporo i o ekonomii. Leżąc, pomyślał sobie, że źle nie trafił, bo miał ciepłą bieżącą wodę, pachnącą pościel, dobre jedzenie i miłą towarzyszkę.
Kiedy następnego dnia o piątej zadzwonił jego budzik, to już tak przyjemnie mu nie było.  Zanim poszedł do łazienki, to przeczytał pozostawiony na stoliku list z zadaniami na cały dzień.
Cześć. Na rozgrzewkę czeka cię pięć godzin na polu truskawkowym. Pojedziesz tam razem z Ulą. Po pracy chwila wytchnienia. Po obiedzie pomożesz mojej mamie w zakupie tapet. Wieczorem około ósmej staniesz za barem w Wersalu.
Kiedy już umył się i ubrał, to zszedł na dół do kuchni. Jeszcze na górze czuł zapach świeżo zaparzonej kawy i przypuszczał, że któryś z rodziców Maćka wstał. Tymczasem w kuchni zastał Ulę.
-Cześć. Kawy? -zapytała.
-Z chęcią. Czarną z łyżeczką cukru. Daleko jest na to pole truskawek?
-Z pięć kilometrów. Ale spokojnie Marek, pojedziemy samochodem Maćka.
Samochód Maćka okazał się starym modelem VOLVO i Marek z dużą obawą zasiadł za kierownicą. Jego Lexus naszpikowany był elektroniką, a tu wszystko było po staremu. Na pole dojechali dość szybko i bez zbędnej zwłoki rozpoczęli zbieranie truskawek. Przez pierwsze półgodziny dotrzymywał tempa Uli, ale z każdą kolejną upływającą godziną odczuwał bóle w plecach. Zaczął rozumieć również sens zamiany z Maćkiem.  On niedawno skończył reklamę i marketing i w czasie studiów nie musiał martwić się o pieniądze, bo miał je od rodziców. Maciek tymczasem należał do tej grupy młodych ludzi, którzy na swoje utrzymanie musieli sami zarobić. Po ósmej była przerwa śniadaniowa i chwila na wyprostowanie pleców.  Ula dla odmiany na zmęczoną nie wyglądała.


-Tak na marginesie Ula to, ile zarobię przez te pięć godzin?
-Siedemdziesiąt pięć złotych. Kanapkę?
-Z chęcią. Truskawkami się nie najadłem. Innej pracy z Maćkiem nie możecie sobie znaleźć? Lepiej płatnej i nie w upale?
-Niby gdzie? Tu tylko truskawki można zbierać albo jagody. A w przypadku Maćka i moim każdy grosz się liczy. Rodzice na studia nam nie dadzą, a nawet dzienne, choć bezpłatne, to coś zawsze kosztują i mogą niejednego przyprawić o ból głowy.
-To było głupie pytanie Ula. A ty już studiujesz czy planujesz dopiero?
-Studiuję to samo co Maciek, tylko że na SGH.
-Naprawdę? -zapytał z ożywieniem. —Kończyłem tę uczelnie. To znaczy, że znasz Warszawę?
-Nie bardzo. Pierwszy rok najtrudniejszy i nikogo nie znałam w Warszawie na tyle dobrze, aby wychodzić. Jeździłam jeszcze na weekendy do domu.  Teraz jak Maciek będzie studiować ze mną, to zamierzam wszystko nadrobić.
-Służę swoją pomocą Ula.  Znam Warszawę od podszewki. Chyba że wolelibyście być sami.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-Czy on jest…
-Nie. Jeśli nawet byłby, to miałbyś z tym problem? -pytała sugestywnie.
-Nie skąd. Nasz projektant jest gejem. To znaczy chyba. Nigdy nie był widziany ani z kobietą, ani chłopakiem.
-Projektant, czyli jak rozumiem ta firma rodzinna to coś związane z modą?
-Dokładnie tak. FEBO & DOBRZAŃSKI.
-To teraz już wiem skąd cię kojarzę. Czytałam ostatnio o tobie i tej piosenkarce Mirabella.   Było jeszcze coś właśnie o Paulinie Febo. To twoja dziewczyna jak dobrze pamiętam i przyłapała cię z tą piosenkarką.
-Niestety Ula.  Nawet w takiej Warszawie nie da się nic ukryć.
Po przerwie było coraz gorzej, bo słońce było coraz wyżej i temperatura wzrastała. Kiedy Ula ogłosiła, że koniec pracy i wracają do domu, to się ucieszył. Nawet powrót samochodem Maćka tej radości nie zmąciła. Przez kolejną godzinę mógł odpoczywać i z przyjemnością położył się w pokoju Maćka. Nie przeszkadzało mu nawet to, że tapczan był wąski jednoosobowy, a nie jego dużym łóżkiem w jego sypialni i Pauliny. Po półtorej godzinie, a nie po planowanej godzinie zwabiony zapachami zszedł na dół do kuchni. Obiad jak okazało się przygotowała mu Ula.
-A ty masz czas, żeby cały dzień tutaj przebywać? -zapytał, siadając przy stole, na którym stały talerzyki z surówkami, półmisek z kotletami schabowymi i kompot w dzbanku z przezroczystego szkła.  —Nie masz rodziny?
-Mieszkam po drugiej stronie ulicy i byłam w domu, kiedy spałeś.
-Nie spałem. Tylko leżałem.
-Spałeś. Byłam niedawno w pokoju Maćka i spałeś jak aniołek. Ile ziemniaków ci nałożyć?
-Ze trzy. Może przez chwilę mi się zdrzemnęło Ula. Ty nie musisz odpocząć?
-Już się przyzwyczaiłam.  A obiad wyjątkowo ja musiałam dzisiaj ugotować. Pani Marysia później wróci z pracy. Częstuj się -dodała, podsuwając mu półmisek z apetycznie pachnącymi kotletami.
Jeszcze na początku ich obiadu do domu wróciła matka Maćka, a Ula jak tylko zjadła, to poszła do siebie. Marek miał nadzieję, że jeszcze wróci i może pojedzie z nimi na zakup tapet, ale do końca dnia się nie pojawiła. Droga do Centrum Handlowego daleka nie była, bo mieściło się na obrzeżach Białegostoku od strony Solniczek i na jego szczęście przejeżdżać samochodem Maćka przez centrum miasta nie musiał. Z zakupami uwinęli się w dwie godziny, a po kolacji poszedł do Wersalu na dalszy ciąg zadania na dziś. Tak czekała na niego kolejna ciężka praca. Stanie i użeranie się z podchmielonymi klientami do łatwych zadań nie należało. Do domu Szymczyków wrócił z pięćdziesięcioma złotymi. Przed północą zaś, położył się spać i od razu zasnął kamiennym snem.
Następnego dnia mógł pospać dłużej, bo do siódmej. Po przebudzeniu przeczytał list i zadania na dziś. Źle to nie wyglądało, bo rano miał odmalować sufit i tapetować altanę Szymczyków, a popołudniem razem z Ulą zająć się wirtualną firmą Maćka.  W tym pierwszym zadaniu miał pomóc mu Józef Cieplak ojciec Uli, który pojawił się u nich tuż po ósmej. Ta praca zdecydowanie bardziej podobała się mu niż wczorajsza. Józef mówił mu co i jak ma robić, a on tylko stosował się do poleceń i przed obiadem pracę mieli skończoną. Od Cieplaka dowiedział się również, że Ula poza chodzeniem do dorywczej pracy i studiami zajmuje się domem i młodszym rodzeństwem.   Ona sama pojawiła się popołudniem i razem zajęli się firmą Maćka.
-Maciek ma firmę zajmującą się głównie nieruchomościami, ale można kupić tutaj wyposażenia wnętrz, dzieła sztuki, biżuterię.  Twoim zadaniem jest sprzedać nierentowną aptekę i kupić za to sklep na kwiaciarnię. Najlepiej na tej ulicy oznaczonej numerem jedenaście. Maciek ma tam już kilka lokali.
-To coś jak stary dobry Monopol Ula -odparł, zabierając się do pracy.
-Dokładnie.
Ze sprzedażą poszło mu całkiem łatwo, ale kupić było znacznie trudniej, bo inni gracze proponowali mu zawyżone ceny albo lokale do remontu. Sam może by coś kupił, ale Ula, która siedziała tuż obok, odradzała mu. Po godzinie gry był już tak zaangażowany, że założył swoje konto i kupił pierwszą nieruchomość.
Spać się kładł w dobrym humorze i z poczuciem, że swoje zadania wypełnił sumiennie. Kiedy już zasypiał, to w myślach przewijały się mu sceny spędzone z Ulą. Jej spontaniczność i roześmiana twarz, gdy siedzieli obok siebie i pilnowali interesów Maćka. Porównał ją nawet do Pauliny, która daleka była od takiego zachowania. 


Ostatni dzień zamiany dobrze się nie zaczął, bo miał pojechać taczką do pobliskiego sąsiada po obornik i przywieźć po taczce do ogródka Cieplaków i Szymczyków. Zapach na początku odrzucał go, ale dał radę wykonać zadanie. Popołudnie natomiast było przyjemniejsze, bo za zarobione pieniądze przy zbiorze truskawek i w Wersalu miał zrobić zakupy na pożegnalną kolację dla Szymczyków i Cieplaków oraz opowiedzieć wszystkim, czym zajmuje się na co dzień. Gotować trochę umiał, więc poradził sobie ze zadaniem dobrze. Najpierw pojechał do Centrum Handlowego po potrzebne mu produkty, a później w samotności w kuchni pani Marysi zajął się przygotowywaniem dań. W menu były krewetki i pierś z kurczaka w cieście piwnym, pieczone bataty i wino. Krewetek z obawy, że mogą im nie smakować i ze względu na koszty przygotował mniej. Co się kryje w cieście zaś zdradził dopiero, kiedy wszystko było już gotowe. Obawy co do krewetek okazały się bezpodstawne, bo smakowały im i jak dowiedział się Szymczykowie chcieli już dawno spróbować, ale ze względu na cenę nigdy nie kupili. Przy stole opowiedział im historię firmy i pokazał zdjęcia. Po kolacji pomógł jeszcze posprzątać i przyszedł czas na pożegnanie.
-Miło było mi was wszystkich poznać -rzekł ogólnikowo, aby nie wyróżniać Uli. —Były to trzy niezapomniane dni dla mnie. Wiem też, jak trudne jest życie przeciętnego studenta. 
-Ja mogę tylko powiedzieć, że sprawdziłeś się dobrze -odparła Szymczykowa. —Obciachu nie ma, jak to wy młodzi mówicie.
-To dobrze. Mój przyjaciel twierdził, że rady nie dam. Z tobą Ula mam nadzieję spotkać się, jak wrócisz na studia.
-Pamiętam. Obiecałeś pokazać nam Warszawę.
-I zdania nie zmieniłem Ula.

Maćkowi tymczasem podróż do Warszawy minęła w wygodnym samochodzie. Z Solniczek wyjechał mniej więcej o tej samej porze, co Marek, ale na miejscu był wcześniej. Po dojechaniu do Warszawy i pod dom Marka kierowca wyciągnął jego bagaż i zaniósł do środka. Tam czekał na niego Sebastian. 
-Cześć -przywitał się tymczasowy gospodarz domu. —Maciek Szymczyk.
-Sebastian Olszański, przyjaciel Marka. Będę towarzyszył ci przez najbliższe trzy dni. Na razie zapraszam do salonu.  
-Ładna chata -dodał, rozglądając się po pokoju.
-Zasługa dziewczyny Marka. Mieszkają razem od czterech miesięcy. A ty sam mieszkasz czy z kimś.
-Na razie z rodzicami, ale od października przenoszę się do Warszawy. Udało mi się przenieś z szkoły Ekonomicznej w Białymstoku na SGH.
-SGH -odparł ni to z respektem, ni ze zdziwieniem. —Nieźle.


Dalsza rozmowa z Maćkiem do trudnych dla Sebastiana nie należała, bo Szymczyk znał się na wielu sprawach. Nie wyglądał też na typowego wieśniaka i wyjście z nim, nie rysowało się już w czarnych kolorach. Po odejściu Olszańskiego Maciek mógł rozejrzeć się po pozostałych pokojach. Wszystko było urządzone z klasą, a sprzęty były najwyższej klasy. Kiedy wszystko już obejrzał, to zafundował sobie kąpiel w jacuzzi i położył się spać. Przyzwyczajony do szybkiego wstawania obudził się przed piątą. Wstawać jeszcze nie musiał, ale wstał i przeczytał pozostawiony list.
Maciek. Na dobry początek dnia i na rozruszanie kości zapraszam na jogging w towarzystwie mojego przyjaciela Sebastiana. Później wizyta w firmie i obiad. Wieczorem relaks klubowy.
Jogging, choć wydawał się mu łatwym zadaniem, to okazał się dla niego katorgą, bo brakowało mu formy takiej, jaką prezentował Olszański. Pobyt w firmie do przyjemnych również nie należał, bo Paulina przy poznaniu rzuciła do Sebastiana po angielsku uszczypliwą uwagę na temat jego spracowanych dłoni. Zanim Olszański zareagował, to Maciek odpowiedział jej ciętą ripostą. Dalsza wizyta w firmie przebiegała już bez zakłóceń. Przy okazji poznania mistrza dowiedział się o kłopotach magazynów, w których zalegają stare kolekcje. Wizytę w klubie uważałby zaś za nie najgorszą, gdyby nie to, że ciągle podchodziły do ich stolika jakieś dziewczyny i pytały się o Marka.  Następnego dnia miał dla mistrza pomysł na sprzedaż starych kolekcji zalegających w magazynach. Na początku projektant podchodził do pomysłu wystawiania ich na Allegro sceptycznie, ale argumenty Maćka zaczęły go przekonywać. Popołudnie natomiast spędził z tysiącem złotych na zakupach. W ostatnim dniu poszedł z Sebastianem na shuasha, a na koniec wizyty w Warszawie czekała go przemiana i spotkanie z Markiem. Marek najpierw obejrzał zdjęcie Maćka, aby mógł porównać jego zmianę.


-Cześć Maciek -zagadnął z uznaniem na przemianę Maćka. —Miło jest poznać cię osobiście. Jak było ci w moim życiu?
-Cześć. W pracy poradziłbym sobie, ale ze sportem gorzej. Nauczony jestem do innego rodzaju wysiłku. Masz jeszcze niezłą chatę. A jak było w Solniczkach?
-Masz sympatycznych rodziców, miłą przyjaciółkę i sporo pracy. Zwłaszcza za te truskawki podziwiam cię. Ja po jednym dniu miałem dość. Odnowiłem jeszcze waszą altanę.
-Ja zająłem się waszymi magazynami. Pan Przemysław dobrze przyjął mój pomysł na sprzedaż starych kolekcji.
-Skoro tak mówił, to znaczy, że cię zaakceptował, a nie wielu ma to szczęście. Obiecałem Uli, że jak w październiku przyjedziecie na studia, to zajmę się wami i oprowadzę po mieście.
-Miło z twojej strony Marek.
-To do miłego zobaczenia Maciek -odparł, wyciągając dłoń na pożegnanie.
-Do miłego -odparł, uściskają rękę Marka.

To po Hańbie

6 komentarzy:

  1. Ciekawie zapowiadające się opowiadanie. Młody Dobrzański, do tej pory miał życie jak pączek w maśle, a tu trzeba było się zderzyć z zupełnie czymś odmiennym. Na złe mu to jednak nie wyszło, dowiedział się jak to jest ciężko pracować.
    Z kolei Maciek, który ciężką pracą zarabiał na studia, poczuł trochę życia w luksusie. Mogło by się wydawać, że zachłyśnie się tym, ale to chłopak zahartowany i trzeźwo myślący.
    Inaczej nosząca głowę w chmurach Paulina, która nie omieszkała pogardliwie ocenić ręce Maćka. No ale jak swoje ma się nie splamione pracą, to czego możemy się spodziewać. Brawo dla Maćka, że umiał się odpowiedzieć na jej uwagę. A to się panna Fe zdziwiła.
    Myślę, że kiedy Maciek dołączy do Uli w Warszawie, i ponownie spotkają się z Markiem to może wyniknąć z tego coś bardzo fajnego, bo oboje zyskali w oczach młodego Dobrzańskiego.
    Czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam serdecznie, Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znajomość na pewno będzie kontynuowana. Chociaż nie wszystkim spodoba się. Ale Marek już raz postawił się Paulinie biorąc udział w programie więc drugi raz będzie jeszcze prościej.Co do zachowania Pauliny to czasami tak zachowują się przyjaciele dżentelmenów lub przyjaciółki dam. Widzą w pierwszej kolejności to co gorsze.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.

      Usuń
  2. Muszę przyznać, że chyba lubisz tego typu programy w tv. Zapowiada się ciekawie. Mina panny Febo musiała być bezcenna po tym jak Maciek jej odpowiedział.
    Czekam już z niecierpliwością na kontynuację tego opowiadania, ale i na kontynuację "Hańby"
    Dziękuję Ci bardzo za dzisiaj.
    Cieplutko pozdrawiam w sobotni wieczór.
    julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt jakoś polubiłam te programy. Czasami można trochę pośmiać się z tego co pakują do walizek damy i dżentelmeni. Czyli szpilki i buty za kilka tysięcy.
      Za Hańbę się już biorę, ale najpierw roczek.
      Pozdrawiam miło i dziękuje za wpis.

      Usuń
  3. Bardzo intrygujący początek. Choć nie oglądam programu to widziałam jakieś migawki stąd kojarzę. U Ciebie proces zamiany jest bardzo ciekawy więc i może program jest taki. Marek poradził sobie świetnie i chociaż truskawki pokonały jego kręgosłup, to szybko doszedł do siebie. W końcu jest młody. Właściwie to żadna praca jaką mu zlecono nie przysporzyła mu większych trudności. Z pewnością te trzy dni z życia Maćka dały mu do myślenia a przy okazji poznał inny świat tak bardzo różny od jego własnego. Maciek nie przepracował się w ogóle. Zażył trochę luksusu i nie wszystko mu się podobało. Z pewnością klubowe życie nie jest dla niego, ale za to zapunktował u mistrza świetnym pomysłem. Bardzo jestem ciekawa jak to dalej się potoczy. Ula i Maciek będą studiować razem w Warszawie więc i kontaktów z Markiem nie zabraknie. Muszę jeszcze nadmienić, że krytyczna Paulina chyba połknęła własny język słysząc, że Szymczyk doskonale rozumie i mówi po angielsku. Jej mina pewnie bezcenna.
    Czekam na kolejną część "Hańby". Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marek owszem poradził sobie, bo jego zadania były w miarę łatwe. W realu różnie bywa. Zdarza się, że wieśniak i wieśniaczka mądrzej gadają niż dama i dżentelmen. A ich wiedza na temat wsi czasami powala. Tu chciałam pokazać różnice studenta z bogatej rodziny jak z biedniejszej. Podobnie dobierane są pary w programie.
      Zadań Maćka nie opisywałam, bo o Ulę i Marka chodzi.
      Pozdrawiam miło i dziękuje za wpis.

      Usuń