poniedziałek, 18 kwietnia 2022

Trzy dni z życia Dobrzańskich

Miało być na święta, ale angina od wtorku zaczęła rozkładać nas wszystkich i dopiero wczoraj wieczorem miałam czas trochę napisać i dzisiaj.

 

Ula tego dnia wstała wcześniej niż pozostali domownicy. Bardzo wcześnie jednak nie było, bo dochodziła siódma. Nie budząc Marka i reszty rodziny zeszła cicho do kuchni i zajęła się śniadaniem dla siebie i męża. Była akurat Wielka Sobota i śniadanie było skromniejsze. Przygotowała twarożek, chleb, herbatę i tabletki dla siebie i Marka. Oboje regularnie musieli zażywać leki, bo byli już w tym wieku kiedy lista chorób się wydłużała. Mimo tego, że Ula miała już siedemdziesiąt pięć lat, a Marek był po osiemdziesiątce, trzymali się całkiem dobrze i cieszyli się wesołym życiem seniora. Mieszkali razem z najmłodszą córką Żanetą jej mężem Błażejem, córkami Weroniką i Judytą oraz synem Kacprem. Żaneta na świat przyszła po ich krótkotrwałym rozwodzie, bo trwającym tylko trzy miesiące. W dodatku zapomnieli odebrać z sądu papiery rozwodowe.  Trójka starszych dzieci Uli i Marka już dawno opuściło rodzinnym domem. Julia z mężem Olkiem Wróbel -Febo i ich dziećmi Basią, Kasią i Marcinem mieszkała kilka kilometrów od nich. Wraz z bratem Kubą wykupili dom bliźniak. Jakub Dobrzański również miał swoją rodzinę. Żonę Anitę oraz dwoje dzieci Zuzię i Wojtka. Syn Antoś natomiast razem z żoną Kasią i córką Malwiną mieszkał w Poznaniu. Oprócz dziewięciu wnucząt na świecie była również dwójka prawnucząt. Zuzia bowiem zdążyła wyjść za mąż i urodzić córkę Marysię i syna Fabiana. Pozostali wnukowie byli mniej więcej w równym wieku, bo mieli od siedemnastu do dwunastu lat.

Święta były też czasem, kiedy cała rodzina się zjeżdżała i Ula z Markiem mogli się nacieszyć swoimi dziećmi i wnukami. Teraz miały to być już czterdzieste ósme ich wspólne święta Wielkanocne. Kiedyś wraz z Markiem przygotowywała święta. Od sprzątania po gotowanie. Początki były trudne, bo kiedy Marek był z Pauliną, nie gotował, ani nie sprzątał. Szybko się jednak uczył i z kolejnymi latami umiał w kuchni i w domu wszystko zrobić.  

Tego roku były dwa powody spotkania w gronie rodziny. Pierwszy to święta, a drugi to urodziny Uli. Urodziny bowiem miała mieć  zaledwie tydzień później i nie opłacało się ściągać rodziny tydzień po tygodniu. Dlatego w świątecznych planach uwzględniono  przyjęcie urodzinowego. Oprócz dzieci miało przyjechać do nich rodzeństwo Uli ze swoimi rodzinami,  Olszańscy, Szymczykowie i Febo.

Kiedy Ula wróciła do sypialni. Marka nie było w łóżku, a szum wody dochodzący z łazienki wskazywał na to, że się mył. Dlatego tacę położyła na łóżku, usiadła przy toaletce i nakładała krem na twarz. 

-Witaj kochanie -rzekł, chwilę później Marek, całując żonę w czubek głowy.

-Witaj. Piękny dzień się zapowiada. Może po śniadaniu wybierzemy się  na krótki spacer.

-Dla ciebie wszystko. Reszta rodzinki śpi?

-Jak to w sobotę. Kupimy przy okazji świeże pieczywo i kwiaty na stół wielkanocny.

-Już widzę to pieczywo i kwiaty -droczył się. — Skończy się jak zwykle na większych zakupach. Wezmę jakby co dwie torby.

-Są święta Marek. Nie musisz się ze mną droczyć.

 

Przed ósmą gotowi byli do wyjścia. Na zielony ryneczek w ich okolicy daleko nie było i doszli w kwadrans. Oprócz chleba i kwiatów kupili stroik wielkanocny. Spacer przedłużał się, bo co chwilę spotykali znajomych z osiedla i składanie życzeń i krótkie rozmowy wydłużały wyjście. Spotkali również Julkę z synem Marcinem na zakupach. Julka w przeciwieństwie do brata Kuby, który już w wieku dwudziestu lat został ojcem,  z założeniem rodziny zwlekała i dopiero po trzydziestce wyszła za mąż i pierwsze dziecko Marcina urodziła mając trzydzieści trzy lata, Córka Basia przyszła na świat po kolejnych dwóch i tuż przed czterdziestką pojawiła się Kasia, Ona również zajęła się rodzinną firmą, była prezesem F&D i jak mówiła przed laty na miłość nie ma czasu.

-Cześć dziadek, babcia -zagadnął do nich wnuk. —Wy jak zwykle ranne ptaszki.

-A ciebie co tak szybko z łóżka wyciągnęło? -pytał dziadek.

-Trening dziadku.  

-Nawet w Wielką Sobotę was ciągną.

-Witajcie -odezwała się Julia, która zapłaciła za zakupy i doszła do syna i rodziców. —W jak zwykle na nogach. Ja gdybym nie musiała zawieść Marcina na spotkanie ministrantów, nie wstałabym.

Zbieżność słów przykuła uwagę Uli i Marka. Chcieli się już odezwać, ale zauważyli, że wnuk stojący za mamą przykłada palec do ust, co oznaczało, że nie mają nic mówić.

-My też musimy jeszcze pójść do kościoła -odparła Ula. — Popołudniu w czasie święconki będzie tłoczno.

-To prawda. Rano sklepy są oblegane. To wesołych świąt kochani i widzimy się w poniedziałek -dodała szybko ich córka, jakby chciała jak najszybciej zakończyć rozmowę.

Po rozstaniu z córką i wnukiem zastanawiali się, co kryje się za ich kłamstwem i czy reszta rodziny wie. Myśląc o reszcie, brali pod uwagę dorosłych i prawie dorosłych, bo młodsi członkowie daliby się przekupić, że coś wiedzą. O nic jednak nie pytali, bo nie chcieli psuć niespodzianki. Kiedy wrócili do domu, było po dziewiątej i prawie cała reszta rodziny była już na nogach. Córka zajęta była robieniem stosu kanapek, wnuczka robiła sobie śniadanie dietetyczne, a zięć Błażej pił kawę i oglądał wiadomości. Brakowało tylko najmłodszych członków, którzy jeszcze spali.

- Dzwonił Antoś -rzekła Żaneta. —Są już w drodze i przyjadą między jedenastą a dwunastą. Do was również dzwonił, ale telefonu nie odbieraliście.

-Ja nie brałem -odparł Marek.

-A ja wyciszyłam, bo byliśmy w kościele. Spotkaliśmy Julkę z Marcinem na targu.  

-Tak? I co u nich? -zapytała córka z małym zaciekawieniem.

-Nie wiemy. Spieszyli się.

 

Przyjazd Antosie już rano był również podejrzany, bo zawsze przyjeżdżali wieczorami. Nie pytali jednak o nic.

Sprawa wyjaśniła się dwie godziny później, kiedy przyjechał nie tylko Antoś, ale pozostała rodzina. Wszyscy mieli również niewielkie walizki.  

-Mamo, tato macie półgodziny na spakowanie się -oznajmił im Jakub Dobrzański. — Jedziemy na cztery dni na Mazury. Dokładnie to w pobliże Ostródy. Wynajęliśmy dom do wtorku.

-Ale jak? Z jakiej okazji?

-Twoich urodzin i zaległych osiemdziesiątych taty z tamtego roku. Byłeś wtedy po operacji biodra i nie było żadnej imprezki. Febo, Szymczykowie, Olszańscy, Zuzia z mężem i maluchami oraz Jasiek i Beatka z rodzinami dojadą w poniedziałek. Wtedy będzie imprezka.

- Kurcze blaszak -rzekła Ula.

-Dokładnie tak powiedział  Kacper i Tomek -odezwała się wnuczka Weronika. — Kurczę blaszka, ale będzie gites.

Kiedy oni się pakowali, część rodziny poszła na święconkę z kilkoma koszyczkami. Później trzeba było wszystkie ciasta, owoce, sałatki, inne jedzenie na śniadanie wielkanocne oraz walizki popakować w samochody i wyjechać w drogę. W podróż wybrali się sześcioma samochodami i na miejscu byli o szesnastej.

 


Dom był bardzo ładny i usytuowany przy lesie. Na dole była kuchnia, salon z jadalnią oraz łazienka. Na górze były sypialnie. Dwie z łóżkami piętrowymi dla młodzieży, a pozostałe pięć dwuosobowych, co odpowiadało właśnie ilości małżeństw.

Rozpakowywanie trochę czasu zajęło, a później wieczorową porą całą rodziną urządzono sobie ognisko. Wtedy był czas na wspomnienie minionego czasu wielkanocnego.

Ula opowiadała, jak Marek miał kupić szponder i szukał go w dziale przypraw. Jak jednego roku będąc na święconce razem Sebastianem i małym Kubą oraz Julką tak się zagadał, że nie zauważył, że trzylatek i dwulatka zjedli to co mieli w swoich koszyczkach i umazali czekoladowym zajączkiem nie tylko siebie ale i wózek. Jak Julka chcą wyprać swoją sukienkę w tajemnicy przed mamą, uruchomiła program na gotowanie i nowiutka sukienka zniszczyła się kompletnie. Jak Julka z Kubą jednego roku musieli pójść sami na święconkę i wrócili do domu z dwoma koszyczkami, tak jak wyszli, ale jeden z nich nie był przegotowany przez Ulę. Skąd ta zamiana nie wiedzieli i dopiero po paru tygodniach na wywiadówce u Julki całkiem przypadkowo dowiedziała się od jednej z mam, że jej Staś jest tak roztrzepany, że nawet święconkę przyniósł do domu nie swoją.  Jak Marek jednego roku był chory i zażyczył sobie kabanosy, ale Ula nie zrozumiała i kupiła mu papierosy, bo choremu nie chciała odmawiać.

 

W niedzielę tuż po ósmej panie zaczęły przygotowywać świąteczne śniadanie zaplanowane na dziewiątą.  Na początku oczywiście podzielili się święconką, a później podano żurek, kiełbasę, szynkę ze śliwką, jajka w majonezie i ciasta. 

 


Obiadu jako takiego nie planowano i po śniadaniu część poszła do kościoła a reszta obejrzeć okolicę. Później wszyscy razem pojechali do Ostródy zobaczyć, chociaż na zewnątrz zamek Krzyżacki i wieżę Bismarcka. Środek mieli zwiedzić we wtorek. Dostępne było molo w Ostródzie i promenada. Motyw jezior Uli i Markowi zawsze był bliski i dlatego tak bardzo podobała się im wycieczka.

-Co byś powiedziała, gdybyśmy przyjechali tu sami na parę dni? -zapytał, wpatrując się jezioro.

-Jestem jak najbardziej za -odparła, pochłaniając tak jak mąż taflę jeziora. —Jeszcze nie ma w pełni wiosny, a jest pięknie. Mogę wyobrazić sobie tylko jak tu jest pięknie w pełni wiosny i latem.

-W takim razie postanowione Ula. Przyjedziemy tu w maju albo w czerwcu przed sezonem urlopowym. 

 

Poniedziałek był kulminacją wyjazdu. Dojechała również reszta rodziny. Tort urodzinowy oraz całe inne jedzenie było zamówione w jednej z tutejszych firm zajmujących się organizacją imprez. Pojawił się również fotograf Rajmund kolega Kuby ze studiów. Oboje ukończyli fotografię i teraz mieli  pootwierane własne zakłady fotograficzne. Zarówno Rajmund jak i Kuba przywieźli sporo przebrań i dlatego oprócz zwykłych zdjęć robiono sesje zdjęciowe w przebraniach. Dlatego goście stawali się eleganckimi damami, panowie piratami, postaciami z filmów, bajek czy zwierzętami.

Były oczywiście prezenty dla Uli i Marka, szampan, toast i mowa. W imieniu rodzeństwa głos zabrał Kuba.

-Kochani rodzice, dziadkowie i pradziadkowie. W dniu waszych urodzin chcieliśmy złożyć wam najserdeczniejsze życzenia urodzinowe i podziękować za trud wychowania nas i naszych dzieci, a waszych wnuków i prawnuków. Mamo, tato życzymy wam zdrowia na dalsze lata życia,  sił, codziennej radości wraz ze słowami największej wdzięczności za wszystkie lata wychowywania nas. Za dobre rady, za wsparcie, za opiekę, że zawsze znaleźliście dla nas czas, za trud wychowania, za wszystkie rozmowy. Za wybaczanie nam błędów i pomoc w ich naprawianiu. Za przytulania kiedy byliśmy chorzy, za plasterki na zdarte kolanka i łokcie i za ciągłą miłość. Bardzo, bardzo dziękujemy.

-Nie wiem co powiedzieć -odezwała się Ula, ocierając łzy z policzka.

-Mamy wspaniałe dzieci kochanie -wyręczył żonę Marek. —I bardzo, bardzo dziękujemy, że wszyscy znaleźliście czas dla nas. To wspaniała niespodzianka i najwspanialszy prezent.

Później były indywidualne życzenia i prezenty. Prezenty były symboliczne. Ręczniki z haftem, wazon z kryształem Swarovski i grawerem, kubki ze zdjęciami, talerzyki, ramki z aktualnymi zdjęciami, statuetki. Tylko Marek miał dla żony droższy prezent, bo komplet biżuterii z naturalnego bursztynu.

-Jest piękny -mówiła, patrząc na korale, bransoletkę i kolczyki.

-Kochanie na siedemdziesiąt pięć lat należy się coś porządnego dać.

-Ale ja nie mam nic dla ciebie.

-Ty jesteś moim najpiękniejszym prezentem i wystarczy jak dalej będziesz mnie tak kochać jak dotychczas -mówił, patrząc w ciągle piękną twarz żony. — Poza tym nic nie wiedziałaś o niespodziance, a rok temu dostałem na urodziny od ciebie kieszonkowy zegarek.

Cała rodzina oczywiście nie mogła nie zaśpiewać Sto Lat i nie zawołać gorzko, gorzko, a oni nie mogli się nie pocałować.

 

8 komentarzy:

  1. Super jakąś odmianę dałaś po swietach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak pisałam, miało być na święta. A tak jest po i trochę niedopracowane.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za komentarz.

      Usuń
  2. Świetna mini. Mimo, że mieli przejściowe kłopoty potrafili stworzyć kochającą rodzinę i doczekać się wnucząt a nawet i prawnucząt.
    Dziękuję Ci bardzo za tę mini.
    Cieplutko pozdrawiam we wtorkowy wieczór.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie, czy nie doczekamy się, chociaż namiastki tego co napisałam w serialu.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za komentarz.

      Usuń
  3. Rozmnożyłaś Dobrzańskich w sposób niekontrolowany do tego stopnia, że początek tych wszystkich koligacji musiałam przeczytać kilka razy, żeby się nie pogubić, kto jest kim. Hahaha. A już tak na poważnie, to jest kolejna świąteczna perełka w Twoim wykonaniu, w której nie brakuje rodzinnej miłości, wzajemnego poszanowania i traktowania z ogromnym szacunkiem nie tylko Uli i Marka, ale i siebie nawzajem. Wielka szkoda, że tak rzadko mamy możliwość obserwowania podobnego zjawiska, bo teraz większośc ludzi skacze sobie do oczu niż okazuje wzajemny szacunek i często są to ludzie spokrewnieni, a szkoda.
    Czytałam z prawdziwą przyjemnością. Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sama gdy lokowałam ich w domku, musiałam wrócić i ich policzyć. To jacy jesteśmy, w dużej mierze zależy od tego jak zostaliśmy wychowani. U Dobrzańskich od zawsze były bardzo rodzinne i tak pozostało.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam miło.

      Usuń
  4. Czytając taką historię Uli i Marka to coś wspaniałego. Bardzo ładnie każdy był tu przedstawiony. Być może kiedyś coś wykorzystają w serialu, wszystko jest możliwe. Dobrzańscy są już w takim wieku, że doczekali się nie tylko cudownych dzieci, ale wnuków i prawnuków. Teraz życie będzie im płynąć zupełnie inaczej wolniej i spokojniej. Pomysł, aby jechać z rodzicami na Mazury i świętować ich urodziny to najlepszy prezent jaki mogli dostać seniorzy.
    W tym opowiadaniu widać jaki każdy jest szczęśliwy, oraz wszyscy się kochają i wspierają.
    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby chcieli wykorzystać, byłby ten lukier, jak określają na FB. Obawiam się jednak, że nie zobaczymy aż takich rodzinnych chwil. Szkoda, że scenarzyści nie pomyśleli o świętach zwłaszcza Bożego Narodzenia, a jedyne co było obchodzone to rocznica ślubu.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za komentarz.

      Usuń