wtorek, 27 czerwca 2023

Rozwód z miłości 2/2

Ula tymczasem zatrzymała się u Szymczyków. Przynajmniej przez weekend chciała tam pobyć z Antosiem, aby zastanowić się, co dalej ma robić. Starsze dzieci natomiast pojechały z dziadkiem i babcią Alą na dwa dni do gospodarstwa agroturystycznego. Ula od Bożenki kuzynki Maćka dowiedziała się też nieco więcej o wyjeździe Nadii. Według tego co mówiono, Nadia postanowiła wyjazd połączyć pożytecznie z przyjemnym. We trzy przejrzały też internetowe portale społecznościowe, ale nigdzie nie natrafiły na Nadię Ulecką. 


 

Przyjazd Marka Ula oczywiście widziała przez okno. Czekała też chwilę, aby zobaczyć czy wybiegnie z domu, ale nic takiego się nie stało.  Później sprawdzała tylko, co jakiś czas, czy stoi samochód. Kiedy zaczęło się szarzeć, a później zrobiło się ciemno, zaniepokoiło ją to, że w żadnym oknie nie widać światła. W końcu postanowiła zadzwonić, ale Marek nie odebrał.

-Pójdę i zobaczę, co się stało -zadecydowała w końcu.

-Może wziął taksówkę i gdzieś pojechał. Cały czas przy oknie nie stałaś.

-Może albo i nie. Będę spokojniejsza Aniu. 


 

Pięć minut później weszła do domu. Nawet nie musiała klucza przekręcać, bo drzwi nie były niezamknięte na zamek. Kiedy zapaliła światło, zauważyła leżącego Marka. Od razu sprawdziła czy oddycha i zadzwoniła pod numer alarmowy.  Po kilku minutach pojawiło się pogotowie.

-Dobry wieczór. Artur Góra. Pogotowie.  Co się stało?

-Jak wróciłam do domu, mąż leżał przy tych schodach.

 

Pół godziny później Ula i Marek byli już w szpitalu. Marek na szczęście odzyskał przytomność, ale ciągle był jakby nieobecny. W dodatku nie miał czucia w nogach i czekały go nocne badania. W kieszeni Marka był telefon i gdy był na SORZE pielęgniarka oddała Uli. Na wyświetlaczu pojawiły się ikonki nieodebranych połączeń i SMS-ów.

Jedna wiadomość była od Nadii.

I jak Marek? Powiedziałeś już Uli.  Mówiłeś, że nie ma Kuby i Julki i będzie okazja na spokojną rozmowę. I dlaczego nie odbierasz moich telefonów.

Więcej dowodów na zdradę nie potrzebowała. Nie czekała nawet na wyniki badań, tylko wyszła ze szpitala. Pod wpływem emocji przestała racjonalnie myśleć i postanowiła pojechać do swojej rywalki. Adres natomiast znalazła w urządzeniu GSM w samochodzie Marka. Daleko nie było i już po półgodzinie była pod jej domem.

Po co Markowi mieszkanie, skoro ona ma dom? -pytała się w myślach, gdy dzwoniła do drzwi.

-Ula? Co tu robisz? -pytała ze zdziwieniem. — Stało się coś. Coś z Markiem? Wejdź.

-Co tu robię?  Powinnaś wiedzieć, co? -odparła ze wzburzeniem. — Sypiasz z moim mężem, wyjechaliście razem i dla ciebie się rozwodzi.

- Zwariowałaś Ula. 

-Nie. Widziałam pozew rozwodowy, Marek kupił mieszkanie i widziałam smsa od ciebie z pytaniem, czy już mi powiedział.

-Ula -wtrąciła ze spokojem.

-Dam mu ten rozwód, ale nie myśl, że będziesz miała słodkie życie u boku Marka -mówiła, nie dając dojść jej dojść do głosu. — On jak widać, szybko traci zainteresowanie.

-Ula to koszmarne nieporozumienie -po raz drugi próbowała Uli wytłumaczyć całą sytuację. Nawet zbliżyła się do Dobrzańskiej. Ta jednak odepchnęła ją.

Chwilę później Nadia się zatoczyła i uderzyła bokiem głowy o komodę. Krew pojawiła się niemal natychmiast. Ula od razu próbowała ją ocucić i jednocześnie zadzwonić na pogotowie. W tym przypadku ci przyjechali, jak już Nadia się ocknęła.

-Nie chciałam -mówiła Ula przed pojawieniem się ekipy ratowniczej. — To był odruch niekontrolowany.

-Wiem.

-Lepiej nie wstawaj. Kurczę blaszka. Marek z dwie godziny temu spadł ze schodów i jest w szpitalu. Znalazłam go nieprzytomnego, kiedy wróciłam do domu.

-Ale jak? Coś się mu stało?

-Nie. Odzyskał już przytomność i przechodzi badania -trochę skłamała, bo nie wie do końca, w jakim jest stanie jej mąż. — Wiem, jak to wygląda, ale ja mu nic nie zrobiłam. Nie mogłabym. Sam spadł. Nie ma świadków, ale tak jest.

-Spokojnie Ula. Wierzę ci. Nie dałaś sobie nic wytłumaczyć. Fakt, że byliśmy w tym samym czasie na wyjeździe, nie oznacza, że razem wyjechaliśmy. Marek był w Sopocie a ja w Mikołajkach u rodziny. I nie jestem zainteresowana Markiem. Dopiero dwa miesiące temu pochowałam męża. Właśnie w Mikołajkach jest pochowany. Praca z Markiem miała mnie wyciągnąć z letargu. Marek kocha tylko ciebie a ty jego.

-To, po co ten rozwód i mieszkanie.

-Rozwód miał być fikcyjny, a mieszkanie, aby wyglądało bardziej realnie. Firma ma kłopoty finansowe. I tak przy okazji nazywam się Nadia Marczyk, a nie Ulecka. Nie będę ci teraz tego wszystkiego tłumaczyć, bo pogotowie już jest.

-Dobry wieczór. Artur Góra. Drzwi były otwarte, to weszliśmy -przerwał im lekarz. — To znów pani? Coś tu jest nie tak. Dwa razy zgłaszała pani upadek. Policja powinna się zainteresować tymi upadkami.

-Mój upadek to był wypadek -rzekła Nadia. — Nie wnoszę żadnego oskarżenia.

-Policja to sprawdzi. My się zajmiemy panią -zwrócił się do Nadii. — Straciła pani na chwilę przytomność, a ta rana dobrze nie wygląda.

Policja pojawiła się, zanim Nadia została wzięta do szpitala. Im również powiedziała, że nie wini Uli za upadek.  Mimo to Ula musiała pojechać na przesłuchanie.

-Mogę, chociaż zadzwonić do koleżanki, żeby dłużej zajęła się Antosiem i do ojca, żeby dłużej zajął się Kubą i Julką. To moje dzieci, a mąż w szpitalu.

-W drodze wyjątku.

 


Ula na komisariacie spędziła całą noc i część dnia. Musiała wszystko opowiedzieć od początku do końca. Kłamać nie potrafiła i tym samym się pogrążyła. Zaczęła od tego, że podejrzewała męża o zdradę, o pozwie rozwodowym i że Nadię podejrzewała o rozpad ich małżeństwa. Dla policji jej zeznania były jednoznaczne, że mogła z zemsty zepchnąć niewiernego męża ze schodów, a później jego kochankę. Choć i Nadia potwierdziła wszystko, ci do czasu zeznań Marka nie mogli zwolnić jej z aresztu. Marek dopiero nazajutrz wieczorem mógł zeznawać. Na szczęście jego zeznania pokrywały się tym, co mówiła Ula i Nadia.

-Przed dziewiętnastą wróciłem do domu i nie zastałem żony. Chwilę później zadzwoniłem do niej, ale zamiast odebrać telefon, wysłała mi MMS-a. Zdjęcie teczki z napisem ROZWÓD i dopisek, żebym jej nie szukał. Godziny będą w telefonie. Od razu chciałem pobiec do sąsiadów, aby się czegoś dowiedzieć, ale upadłem ze schodów. Ula jakieś dwie godziny później mnie znalazła.

-To samo mniej więcej mówiła pańska żona.

-Zwolnicie ją z aresztu? Mamy dzieci i ktoś się musi nimi zająć.

-Tak. Jeszcze dzisiaj wyjdzie.

Po wyjściu z komisariatu Ula pojechała na chwilę do domu, aby się przebrać, umyć i pojechała do szpitala. Marek już wyglądał znacznie lepiej, a czucie w nogach wróciło.

-Ula kochanie -rzekł, wyciągając do niej rękę.

-Marek przepraszam. Tyle namieszałam -mówiła ze skruchą.

-To ja cię przepraszam. Sebastian i Nadia radzili mi, abym porozmawiał z tobą szczerze, a nie kombinował, jak koń pod górkę.

-Bo to prawda. Zrozumiałabym wszystko. I przede wszystkim nie powinieneś ukrywać kłopotów w firmie.

-Wiem. Zajmujesz się całym domem i nie chciałem dodatkowych kłopotów ci na głowę zwalać.

-Kłopoty to ja stworzyłam. Nie powinnam grzebać w twoich papierach. Zwłaszcza nie powinnam myśleć, że mnie zdradzasz.

-I o to mam żal. Jak mogłaś zwątpić w moją miłość?

-Jestem gruba, zaniedbana i myślałam, że postanowiłeś zamienić mnie na lepszy model.

-Kochanie kocham ciebie, tylko ciebie, nikt i nic tego nie zmieni.

-I ja ciebie.  Postanowiłam wziąć się za siebie, schudnąć i znowu wypięknieć. Chciałabym jeszcze, chociaż na pół etatu wrócić do pracy. Antosia zapiszemy do Klubu Malucha i będzie spędzać tam czas tak od dziewiątej do trzynastej. A my zajmiemy się ratowaniem firmy. Ja, ty i Nadia.

-Co tylko chcesz kochanie -odparł Marek.

Niedługo później do szpitala przyjechał Józef ze starszymi wnukami.

 


Ula swoje postanowienia zaczęła wprowadzać w życie jeszcze tego samego dnia, bo wieczorem poszła pobiegać. Następnego dnia poszła zapisać Antosia do Klubu Malucha i do firmy, bo zarówno Marek jak i Nadia byli w szpitalu. Razem z Adamem i Bożenką przejrzeli dokumenty. Sytuacja faktycznie nie wyglądała dobrze.  Wieczorem, kiedy już położyła dzieci spać, miała czas, aby pomyśleć, co można zrobić, aby zdobyć dodatkowe fundusze. Tym miała być kolekcja skierowana do seniorów. Tak jak kanał na YouTube o modzie i doradztwie jak się ubierać w zależności od figury i urody.  Również działalność szwalni wzięła pod lupę. Te miały czasami mniej szycia albo chwilowe przestoje, a w tym czasie można byłoby szyć dla kogoś. Tym miały być poduszeczki, firanki i podobne produkty do wystroju wnętrz. Albo szycie maskotek.

Sławo ma przecież talent do takich kolorowych dzieł. Skarpetki mu całkiem ładnie wyszły.

Kolejną sprawą był biurowiec. Zajmowali pięć pięter, a śmiało wystarczyłyby im trzy, a te dwa piętra można by było wynajmować na biura. Następnego dnia Ula opowiedziała projektantowi o pomyśle, a ten już następnego miał uszytą Kaczuszkę Celinkę oraz żółwia Ludwika. W kolejnych dniach powstały lalki szmaciane. Alinka, Celinka, Zosia oraz Staś.  Do lalek był dodatek w postaci ubranek. 


 

Aby nie mieć problemów ze strony Febo, że tu firma modowa z tradycjami a tu zabawki, Ula stworzyła swoją firmę Pluszowy świat zajmującą się właśnie produkcją zabawek. Po dwóch miesiącach szycia pluszaki stały się hitem. Projekty zostały również zastrzeżone, aby nie pojawiały się podróbki. Projektant Miro natomiast stworzył kolekcję pod tytułem Dla niej, czy dla niego i dla niego czy dla niej. Miały to być stroje rozbudzające zmysły, ale i wygodne.

Marek czasu w szpitalu także nie marnował. Odnowił znajomość z kolegą ze studiów z Markiem Dobrowolskim, który był jednym z menażerów sklepów 5-10-15. Projektant Sławo tak jak w przeszłości Pshemko czasami coś projektował dla Julki, Kuby i Antosia i śmiało mógłby zaprojektować coś na większą skalę. Również koszulki Wojtka i Jaśka cieszyły się popularnością w Internecie i mogli zająć się produkcją masową. Współpraca z siecią przeznaczoną dla dzieci i młodzieży się powiodła i wkrótce można było kupić u nich odzież z marką F&D, koszulki i pluszaki.

 

Oprócz pracy Ula miała czas dla siebie i  kontynuowała swoje postanowienia.  Po miesiącu była już znacznie szczuplejsza. Po kolejnym odzyskała figurę jak przed urodzeniem dzieci. Do tego nowa fryzura i okulary sprawiły, że Ula znowu wyglądała pięknie i ponętnie. Marek mając tak piękną żonę i widząc wzrok podziwu innych mężczyzn, niemal pękał z dumy. Zwłaszcza kiedy Ula pojawiła się na wybiegu w czasie pokazu Dla niej, czy dla niego i dla niego, czy dla niej. 


 

-Dobrze, że dzisiaj dzieci śpią u dziadków kochanie -rzekł jej w czasie bankietu. — Mam plany na wieczór. I w związku z tym mam pytanie, czy byśmy nie urwali się prędzej do domu?

-Masz mi do zaoferowania coś więcej?

-Tak. Truskawki z bitą śmietaną.

Co to oznacza, Ula dokładnie wiedziała, bo w przeszłości Marek właśnie od tego zaczynał, kiedy chciał spędzić z nią upojną noc. Tym razem inaczej nie było. 


 

Jedenasta rocznica ślubu była nie tylko ich świętem, ale i firmy, bo wszystkie plany ratowania firmy się powiodły i zyski były spore. Również firma Pluszowy świat się rozwijała i co pewien czas pojawiały się nowe maskotki.Ula dalej przychodziła do cztery godziny dziennie, choć Marek proponował jej cały etat i stanowisko vice prezesa albo jego asystentki. Ona jednak z prowadzenia domu i wychowywaniem dzieci, nie chciała rezygnować. 

-Oby miniony rok był najgorszym rokiem w naszym życiu -mówiła Ula.

-To prawda kochanie. Pomysł rozwodu z miłości był najgłupszą rzeczą na jaką mogłem wpaść.

-Najważniejsze, że ze wszystkim sobie poradziliśmy Marek. 


niedziela, 25 czerwca 2023

Rozwód z miłości 1/2

Ula Dobrzańska od kilku tygodni czuła, że coś złego dzieje się z jej mężem Markiem. Chodził zamyślony, gdy ktoś dzwonił, to wychodził z pomieszczenia, znikał popołudniami, kłamał i miał mniej czasu dla niej i ich trójki dzieci. Takie zachowanie tylko jedno mogło oznaczać. Marek ma kogoś. Próbowała te myśli od siebie odsunąć, ale za dużo faktów przemawiało za tym. Przestała się nawet dziwić, że mąż  szuka innej kobiety, bo nie wyglądała już jak z początku ich małżeństwa. Jeszcze dziesięć lat temu była szczupła, zadbana i ładna. Teraz po ostatniej ciąży przytyła i nie miała czasu zająć się sobą. Włosy już dawno potrzebowały przycięci, koloru i wizyty u fryzjera, a cera wizyty u kosmetyczki. Strój był również niedbały. 



Nawet kontakty z dawnymi koleżankami z firmy miała mniejszy i spotykała się głównie z Anią i Maćkiem Szymczykami. Ci byli jednak sąsiadami i trudno było ich nie widywać.

Któregoś dnia,  gdy nieoczekiwanie pojawiła się we firmie, w gabinecie męża zastała piękną dziewczynę. Jak się okazało, była to nowa asystentka Marka. Oboje siedzieli na kanapie i zajęci sobą w pierwszej chwili nie zauważyli, że Ula weszła do gabinetu.

-Cześć Marek. Nie przeszkadzam ci?

-Ula kochanie -rzekł, wstając z kanapy. — Co tu robisz?

-Byłam z Antosiem na bilansie i postanowiłam wpaść -mówiła, patrząc na nieznajomą.

-To Nadia Ulecka moja nowa asystentka. Ula moja żona i synek Antoś.

Asystentka? Żart jakiś?  -pomyślała ze smutkiem.  — Ja byłam twoją asystentką i wiemy, jak się to skończyło. Czyżby los mi się odpłacał? Ja przecież zniszczyłam związek Pauliny i Marka. 

-Nie mówiłeś, że masz asystentkę.

-Bo dopiero wczoraj się zgodziła objąć stanowisko. Przez ostatnie dni zdalnie współpracowaliśmy. Nadia przyleciała z Włoch. Z Neapolu konkretnie.

-Miło cię poznać Ula -rzekła sama zainteresowana, wyciągając do niej dłoń.

Następnego dnia przypadała dziesiąta rocznica ślubu Uli i Marka. Ula jeszcze się dobrze nie rozbudziła, gdy w sypialni pojawił się Marek z dziećmi i tortem.

-Wszystkiego najlepszego z okazji naszej rocznicy ślubu kochanie -usłyszała radosne słowa męża oraz życzenia od Kuby i Julki.

-Jakie miłe powitanie kochani. I tobie kochanie też wszystkiego najlepszego. Ale torciku powinnam chyba już nie jeść. Niedługo w nic się nie zmieszczę, co mam w szafie.

-Ale fajnie jest się tak do ciebie przytulać mamo. Taka mięciutka jesteś -pocieszyła ją Julka.

-Kochanego ciała nigdy nie za wiele Ula -dodał Marek.

 


Przez kolejne dni Ula próbowała nie myśleć o tym co się dzieje w jej małżeństwie. Jednak Nadia ciągle siedziała w jej głowie. Nie chciała też być jak Paulina i sprawdzać Marka. Pomimo to instynktownie patrzyła, o której wracał z pracy i czy nie pachnie damskim perfum. Do przejrzenia telefonu męża się nie posunęła. Choć miała okazję do tego, bo znała hasło na odblokowanie. 

Któregoś popołudnia szukając w biurku Marka umowy  z ubezpieczycielem domu, znalazła rachunek za prąd na nazwisko Marek Dobrzański i adres ulicy Orzeszkowej. Z daty wyczytała, że mąż rachunek zapłacił miesiąc temu.

Wracając z Antosiem od ubezpieczyciela, właśnie o tym rachunku myślała.

-Ula wołam cię, a ty nic -usłyszała nieoczekiwanie głos Ani Szymczyk.

-Przepraszam cię. Zamyśliłam się.

-Stało się coś?

-Tak jakby. Nie wiem, co się dzieje z Markiem. Ostatnio podejrzanie się zachowuje.

-To znaczy?

-To znaczy, że ma kłopoty albo kochankę. Albo jedno i drugie. Dzisiaj w dodatku znalazłam rachunek za prąd z mieszkania na Orzeszkowej na jego nazwisko.

-Marek by ci takiego świństwa nie wywinął. Za mocno walczył o ciebie?

-A ta Nadia?  Ukrył ją przede mną.

-Myślisz, że on z nią coś?

-Nie wiem. Jest całkowitym przeciwieństwem mnie. Już Paulinę bardziej przypomina. Wygląda mi na chłodną. Marek omija takie kobiety.

-Bogaci faceci w takim wieku są niezłym kąskiem dla młodych dziewczyn. Potrafią nimi nieźle zakręcić.

-Ale ta Nadia bardzo młoda nie jest. Ma trzydzieści jeden lat. Gdyby chodziło mu o nowy związek, znalazłby sobie jakąś dwudziestolatkę.

-Sens w tym jest.

-Mam wyrzuty sumienia, że po tym jak znalazłam ten rachunek za prąd, przeszukałam jego biurko.

-Ula ty nie miej wyrzutów sumienia, bo chodzi o twoje małżeństwo.  Ja bym dokładniej sprawdź, co trzyma w swoim biurku i szafkach.  A jeszcze lepiej jakbyś się dowiedziała, co trzyma w biurze. Tam może mieć te najważniejsze dokumenty i dowody na zdradę albo na wierność.

-No nie wiem Aniu, czy potrafiłabym. Szkoda, że Wioli nie ma. Ona by wyśledziła. A najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że jeszcze dwa dni temu dał mi prezent z okazji dziesiątej rocznicy ślubu. Mówił do mnie moja paprotko.

-Widzisz Ulka. Dokładnie wszystko sprawdź, a nie zadręczaj na zapas.

 

 Zamiast pójść do firmy pojechała na wskazany adres z rachunku za prąd. Całe osiedle było nowoczesne, a z tablicy informacyjnej wyczytała, że są to apartamenty o powierzchni od osiemdziesięciu do stu dwudziestu metrów. Podane były również numery kontaktowe z pośrednikami nieruchomości. Imię Blanka ją zainteresowało, bo słyszała, jak Marek jakiś czas temu żegnał się właśnie z jakąś Blanką. Powiedział jej wtedy, że to sekretarka ze szwalni. Długo nie myśląc, postanowiła zadzwonić do niej i udając klientkę wypytać o mieszkania.

-Beata Cieplak z tej strony i dzień dobry pani. Mam pani numer z tablicy ogłoszeń o sprzedaży mieszkań na Orzeszkowej. Byłabym zainteresowana czymś małym. Rozpadło się mi małżeństwo i chcę całkiem od nowa je urządzić. Kolega ostatnio kupił mieszkanie za pani pośrednictwem. A przynajmniej tak mi się wydaje. Marek Dobrzański konkretnie.

-A tak przypominam go sobie. Trzy pokoje, salon z kuchnią, garderoba, łazienka i WC. A pani czym byłaby zainteresowana?

-Na pewno czymś mniejszym. Jestem tylko ja i syn. Dobrzańskich w końcu jest piątka. A swoją drogą nie wiem, po co im mieszkanie, jak mają ładny dom.

-Chyba się rozwodzą. Mówił, że czasami dzieciaki będą wpadały do niego.

-Nie wiedziałam. To takie udane małżeństwo.

Do domu wracała cała roztrzęsiona. Nie wiedziała też co dalej robić. Najchętniej od razu porozmawiałaby z mężem, ale ten pojechał do Sopotu na dwa dni załatwiać sprawy z pokazem i sesją zdjęciową nad morzem. W akcje desperacji pojechała do firmy, aby sprawdzić, co trzyma Marek w biurze i czy Nadia jest w pracy, bo zapewniał ją, że jedzie sam. Uleckiej jednak nie było w pracy, a od ochroniarza dowiedziała się, że w rano widział ją, jak wychodziła z małą walizeczką. Nie to było jednak najgorsze, bo w biurku znalazła teczkę z napisem rozwód. Szybko przejrzała dokument, zrobiła ksero i odłożyła na swoje miejsce.

Marek oczywiście dzwonił do niej, ale dwóch połączeń nie odebrała. Dopiero wieczorem, kiedy była pora kłaść się spać, sama oddzwoniła. Szybko jednak zakończyła rozmowę tłumacząc, że miała wyciszony  telefon, a teraz ma mało czasu.

Następnego dnia poszła do prawniczki, pokazała ksero pozwu, opowiedziała o zachowaniu męża i mieszkaniu.

-Wszystko wygląda na to, że pozew gotowy jest do oddania do sądu. W dodatku mąż jest bardzo hojny. Wszystko na panią przepisał i na dzieci. Chociaż udziały w firmie zachował dla siebie.

-To jego rodzinna firma. Pewnie dlatego -mówiła, powstrzymując łzy. 

-Jak rozumiem, chce pani rozwód z orzeczeniem o jego winie?

-Ja w ogóle nie chcę się rozwodzić. Kocham go ciągle. Myślałam, że i on kocha mnie.

-A nie myślała pani, że ten rozwód ma być fikcyjny?

-Nie rozumiem. Jak z fikcyjny?

-Ludzie rozwodzą się, aby oszczędzić sobie kłopotów finansowych. Ładniej brzmi rozwód z miłości. Jest to karalne niestety.

-Nie. Nie mamy kłopotów finansowych. Wiedziałabym coś o tym. Poza tym Marek musiał mieć skądś pieniądze na kupno mieszkania.

 

Marek do domu wrócił wieczorem. Jednak już gdy wszedł, było dziwnie cicho w domu. Julki i Kuby nie miało być, ale Ula miała zwyczaj czekać na niego.

 


Kiedy poszedł do sypialni, zastał tam dwie walizki. Na jednej leżał pokrowiec na garnitury. W otwartej szafie widział, że brakuje trochę rzeczy Uli. Długo nie myśląc, zadzwonił do żony. Połączenie zostało jednak odrzucone. Chwilę później dostał MMS -a teczki z napisem ROZWÓD oraz wiadomość.

Nie będę ci robiła żadnych trudności przy rozwodzie. W Rysiowie mnie nie ma, więc nawet nie jedź.

A niech to przeklął półgłosem i popędził w stronę drzwi. Zbiegając jednak ze schodów, potknął się i stoczył na dół.