poniedziałek, 13 lutego 2017

Walentynki. Cykl miniaturek.



Takie tam trzy dni z życia Dobrzańskich.
Ciąg dalszy miniaturki 19.

-Tatusiu ładna?- zawołała Emilka machając laurką i biegnąc do ojca z części salonowej pomieszczenia do kuchennej.
-Bardzo- odparł spoglądając na trochę krzywe serce, kwiatek i podpis Emi. — To dla mnie kotku?
-Co ty tata- zakpiła.  — Dla Mateusza na jutro, bo jutro jest dzień zakochanych.
-Aha. I ty Mateuszka bardzo lubisz?
-Tak tatusiu- odparła siadając obok ojca, który przy stole karmił synka Tomka. — Pasujemy do siebie. Oboje lubimy zupę ogórkową, chleb z Nutellą, chipsy i czekoladę. A nie lubimy leżakowania, mycia zębów i marchewki na obiad. Tylko w bawieniu się nie pasujemy. Ja wolę bawić się w dom, a on z kolegami i samochodami. To bawimy się tak, że ja gotuję obiad, zajmuję się naszą córeczką Wiktorią a Mateusz idzie do pracy.
-Rozumiem- przytaknął. — Jest jak w prawdziwej rodzinie. Ja w przedszkolu z dziewczyn to głównie bawiłem się z taką jedną Gabrysią i Weroniką.
-A gdybyś znał mamusię to bawiłbyś się z mamusią- ni to stwierdziła ni zapytała.
-Raczej nie kochanie. Mama jest młodsza ode mnie i mieszkała w Rysiowie a ja tu we Warszawie.
-Ale gdybyście razem chodzili to bawiłbyś się z nią –nie ustępowała.
-Pewnie bawiłbym się i z twoją mamą-odparł dla uspokojenia córki.
-W dom?- zapytała tonem, który wskazywał, że chce usłyszeć potwierdzenie od ojca.
-Kotku większość chłopców nie lubi bawić się w dom-postanowił powiedzieć jej prawdę.  — Wolą samochody. Tak jak ten twój Mikołaj.
-On ma na imię Mateusz tatusiu.  Ale czy to znaczy, że on nie lubi mnie?
-Pewnie lubi, bo czasami bawi się z tobą- odparł z westchnieniem, bo wyglądało na to, że to jemu przypadła pierwsza rozmowa na temat miłości z córką.  — Tylko jest w takim wieku, że woli bawić się z chłopcami.
- A jak już będzie duży, to już ze mną będzie chciał się bawić?
-Kto wie Emilko- rzekł spoglądając na córkę i zastanawiając się jak ma jej to wszystko wytłumaczyć.    Ale musisz też wiedzieć, że rzadko, kiedy z takich przedszkolnych miłości wychodzi coś poważnego. To takie zabawy. Ja sam miałem narzeczone i żony w przedszkolu na niby.
-Szkoda, bo Mateusz jest naprawdę super tatusiu.
-Poznasz jeszcze nie jednego fajnego chłopaka- pocieszał ją. —  Zobaczysz. Twój tatuś ci to mówi. Ja miałem dziewczyny w przedszkolu, później w szkole, a jeszcze później na studiach i po studiach i nic. Do czasu jak nie poznałem twojej mamy.
-I zakochałeś się-zapiszczała, bo już w wieku czterech i pół lat była romantyczką.
-Dokładnie. Było tak jak opowiadałem ci z mamą. Twoja mama ujęła mnie swoją dobrocią, szczerością, czułością, ciepłem, troskliwością, uśmiechem, życzliwością. I długo mógłbym jeszcze tak mówić.
Emilka niedawno dowiedziała się od rodziców o ich związku. Była chora, marudziła a czytanie zmyślonych bajek znudziło ją i chciała usłyszeć coś innego. Nowa i współczesna wersja Kopciuszka, gdzie głównymi bohaterami okazali się jej rodzice, bardzo spodobała się i od tego czasu ciągle wracała do tej historii.
-A ty, co masz dla mamusi na jutro?- trochę zmieniła temat.
-A nie powiem, bo ostatnim razem, gdy zdradziłem ci, co mam dla mamy na święta to chodziłaś obok niej i mówiłaś, że znasz sekret taty, ale nie możesz jej powiedzieć a mama przekupiła cię i wszystko jej powiedziałaś. Mogę powiedzieć ci tylko, że z przedszkola odbierze cię babcia albo dziadek i zajmą się tobą i Tomkiem przez całe popołudnie i może noc. Zobaczymy, o której wrócimy z mamą.
-Super tatusiu-entuzjastycznie ucieszyła się. — I wiesz, co też narysuję ci laurkę i mamie. I jeszcze jedną to dasz mamie jutro od siebie. 
-Świetny pomysł kotku-pochwalił ją.
-Myślisz, że mogłabym kupić Mateuszowi lizaka serduszko? -zapytała jeszcze wstając z krzesełka.
-Pewnie, że możesz- odparł pewnie. —Powiem ci nawet więcej kotku-dodał konspiracyjnie. W miłości są wszystkie chwyty dozwolone.
-To znaczy c0?-pytała zaintrygowana. 
 - To znaczy, że są różne sposoby na zdobycie chłopaka albo kobiety a nie tylko zwracaniem jego uwagi na siebie. Albo może trzeba trochę poczekać na coś. Może samo coś się zdarzy. Tak jak mama czekała na mnie.
-To tak zrobię tatusiu, poczekam na coś, a później pomyślę- odparła i pełna nadziei pobiegła w podskokach do stolika przy którym rysowała laurki.



Emilka tematu miłości do końca nie porzuciła i wieczorem, gdy mama pomagała jej w kąpieli i myciu głowy to do sprawy wróciła.
-Tatuś powiedział mi, że gdyby chodził z tobą do przedszkola to bawiłby się z tobą- wyszeptała jej. — Ty też bawiłabyś się z tatusiem?
Marek zdążył jej już opowiedzieć o rozmowie z córką, gdy ona była na zebraniu organizacyjnym w przedszkolu to podjętą przez nią rozmową zdziwiona nie była. Zrozumiała też, dlaczego od paru dni Emilka tak starannie przygotowywała się do wyjścia do przedszkola.
-Z twoim tatusiem każda dziewczynka chciałaby się bawić- odparła córce.  —Dołeczkami przyciągał wszystkie dziewczynki.
-Tak jak ciebie mamusiu?
- Dokładnie. A tatuś coś jeszcze mówił?- postanowiła wypytać nieco córeczkę.
-Że chłopcy nie lubią bawić się z dziewczynkami. Tylko nie wiem, dlaczego. Przecież fajne jesteśmy. Prawda?
-Prawda- poparła córkę. — A chłopcy to dziwne istoty są kochanie. My dziewczyny chciałybyśmy bawić się z nimi od przedszkola a oni dopiero później, gdy są duzi, bo później dojrzewają-postanowiła córkę od dzieciństwa uświadomić w tej kwestii. — Ale kto wie może ten Mateusz będzie inny i za jakiś czas będzie chciał bawić się z tobą.
-W dom? –zapytała pełna optymizmu.
- Może nie w dom, ale możecie razem klocki układać albo puzzle. Albo rysować razem, oglądać książeczki. Z mężczyznami od małości trzeba iść na kompromis.
-To znaczy na film w kinie?
-Nie kochanie- zaśmiała się. — To znaczy, że nie możesz zmuszać go do zabawy w dom tylko szukać innych wspólnych zabaw i zainteresowań.  A o mamusi i jutrzejszym dni tatuś coś mówił?- zmieniła nieco temat.
-Może będę spać u babci z Tomkiem-rzekła konspiracyjnie.    I zrobiłam ci dwie laurki. Jedna będzie dla ciebie a drugą dasz tatusiowi.
- To dobrze kochanie, bo mamusia nie ma dla taty żadnej kartki –odparła ku zadowoleniu dziewczynki.


Następnego dnia rano Marek naszykował dla swoich dwóch dziewczyn śniadanie i przyniósł do łóżka dwie tace smakołyków. Dla żony miał dodatkowo różę i kawę a dla córki lizaka w kształcie serca i kakao. Emilka już prędzej przyszła do sypialni rodziców i razem z mamą czekała na niego. Dała też rodzicom swoje laurki.
-Proszę bardzo to dla was –rzekł Marek elegancko ubrany i kłaniając się nim nisko jak prawdziwy kelner. —Smacznego.
-Taca pięknie wygląda prawda Emilko- rzekła Ula.
-Yhy -odparła dziewczynka zabierając się za rogaliki i dżem.
-Tyle starania a w podzięce tylko Yhy – mruknął Marek.
-Ale ja pochwaliłam- wtrąciła Ula. — A to dla ciebie –dodała podając mu laurkę zrobioną przez Emilkę. Drugą kartkę kupioną też miała, ale nie chciała robić córce przykrości. Podobnie było z Markiem i on dał żonie laurkę, którą zrobiła Emi a drugą zostawił na później. Na koniec przypieczętowali to pocałunkiem.
-Dobrze, że je narysowałam, prawda?- zapytała dziewczynka patrząc na rodziców.
-Bardzo dobrze- odparł Marek głaszcząc ją po główce. — Wy tu jedzcie a ja pójdę po butelkę i nakarmię Tomka. Patrzy na was i zazdrości.



Po śniadaniu i zawiezieniu Tomka do dziadków a Emilki do przedszkola Ula i Marek pojechali na cztery godziny do firmy. Po dwunastej mieli czas dla siebie i podzielili go sprawiedliwie. Przedpołudnie należało do Marka i jego niespodzianki, obiad był wspólnie ustalony, a popołudnie i wieczór do Uli i jej niespodzianki.
-Na początek kochanie zapraszam cię na krótki spacer- rzekł Marek wychodząc z żoną z firmy. — A na dwunastą czterdzieści pięć umówiłem nas w pewnym miejscu.
-A to ma związek z torbą, którą masz ze sobą? –podpytywała. —Cały dzień z nią się nie rozstajesz.
- Ula nie powiem, nie bądź dzieckiem i nie dopytuj się- mówił karcąco.  — Ja muszę dłużej czekać na twoją niespodziankę i o nic nie pytam.
-Ok Marek. O nic już nie spytam-odparła.  Bała się jednak, że może wpadli na ten sam pomysł.
Z wyborem miejsca na spacer Marek nie wysilił się i poszli do ulubionego parku. Po drodze wstąpił do kwiaciarni po zamówione kwiaty. Był to dodatek do prezentu, wisiorka ryby jej znaku zodiaku i kartki-Walentynki.

 Byłaś dla mnie kimś zwyczajnym, -czytała Ula uśmiechając się.
byłaś dla mnie kimś uwagi niewartym.
Byłaś kimś, kogo do końca nie znałem,
byłaś kimś, komu do końca nie ufałem.
Byłaś asystentką oddaną
byłaś koleżanką zaufaną.
Byłaś przyjaciółką dobrą i... udziałem
do czasu zanim Cię nie pokochałem!*

-Bardzo trafiony – stwierdziła będąc pod wrażeniem. — Sam wymyśliłeś?
- Nie do końca- wyznał szczerze. —  Starałem się znaleźć coś pasującego i interesującego w Internecie, ale w każdym wierszyku było coś nie tak. W końcu jeden z nich spodobał mi się, dostosowałem do nas, coś dodałem od siebie i jest. A wiedz, że trochę tych wierszyków przekopałem.
-Coś o tym wiem –odparła tajemniczo. —  A wierszyk bardzo ładnie ci wyszedł.
-Dzięki Ula. Starałem się jak mogłem.
- A to proszę dla ciebie- dodała podając mu elegancko zapakowany krawat i swoją kartkę.

Choć nie byłam seksu bombą,- czytał chwilę później z rozbawieniem.
tylko firmową trąbą.
Choć nie miałam biustu XXL,
 ani gustu za groszy pięć.
Choć nogami do pasa nie sięgałam,
tylko aparatem na zęby się wyróżniałam.
Choć nie miałam zbytnio taktu,
ani w domu dostatku.
To bądź pewny mój kochany,
że od zawsze byłeś mi pisany.*

-Bardzo trafiony- rzekł z rozbawieniem i będąc pod wrażeniem. —   To twoja twórczość.
-Pół na pół- i ona przyznała się, że to nie jej dzieło. — Taka przeróbka wierszyka z Internetu. I dziękuję za kartkę i prezent- dodała tuląc się do męża. 
-I ja dziękuję- odparł muskając usta.  — Czuję, że będą to niezapomniane Walentynki.

 Pół godziny później odjechali z parku a po niespełna dziesięciu minutach Marek zatrzymał auto.
-Jesteśmy na miejscu Ula- rzekł parkując przed zakładem fotograficznym. Zapraszam cię na wyjątkową sesję zdjęciową. Spakowałem parę naszych rzeczy na przebranie i fotografii.
-Fotograf i sesja- odetchnęła z ulgą. — Bałam się, że... . Nie ważne, co.   A to co w torbie ukrywasz to rozumiem, że są nasz rzeczy?
-Dokładnie. Ale teraz nie każmy czekać panu fotografowi.
W zakładzie spędzili małą i miłą godzinę. Stylistka zajęła się ich makijażem i fryzurą a fotograf resztą. Niespodzianka Marka była trafiona i oboje wyszli zadowoleni i z perspektywami, że kolejne punkty Walentynek miną równie przyjemnie.


-Było bardzo romantycznie i oryginalnie Marek- westchnęła Ula, gdy byli już na zewnątrz. Zobaczymy teraz, czy moja niespodzianka przypadnie ci do gustu równie mocno jak twoja mi.  Moja jest już trochę oklepana.
-Cokolwiek to by nie było to na pewno będzie miło Ula i biorę to w ciemno- zapewniał.
-A, jeśli nie to postaram ci się to wieczorem i w nocy jakoś wynagrodzić- odparła  zalotnie. Dzieci zostawimy u twoich rodziców, przygotuję kolację, odpowiedni nastrój w sypialni- nęciła przyglądając się mężowi.
-Brzmi obiecująco- rzekł z rozmarzeniem, tuż przy jej ustach i delikatnie je muskając.  — Na razie jednak czas na punkt drugi popołudnia.
Kolejny punkt na liście był obiad zaplanowany na godzinę czternastą w Ogrodzie Smaków. Dojeżdżali właśnie do restauracji, gdy zadzwonił telefon Uli.
-Pani z przedszkola- rzekła do Marka. —(.... )Jak to zatrucie-spytała po chwili do słuchawki. (.... .) Rozumiem zaraz przyjedziemy. Musimy jechać do szpitala Marek- zwróciła się do męża. Na Biskupińską. Emilka trafiła tam z innymi dziećmi. W przedszkolu czymś potruły się.

Gdy dojechali do szpitala, izba przyjęć wypełniona była dziećmi, rodzicami i pielęgniarkami. Emilki nie było nigdzie widzieć a od jednej z przedszkolanek Dobrzańscy dowiedzieli się, że ich córka leży na sali segregacji.
- Prawie cała grupa Emilki zachorowała tuż po obiedzie - wyjaśniała im idąc z nimi w stronę przeszklonych drzwi. — Z wyjątkiem Mateusza, Karola Piątka i Kuby i okazało się, że chłopcy oddali Emilce, Angeli i Martynie swoje desery.  One trzy zjadły podwójne porcje i dlatego są najbardziej chore. Dzieci z innych grup są zdrowe i to prawdopodobnie deser spowodował zatrucie. Jedna z dziewczynek ma dzisiaj urodziny i jej rodzice przywieźli właśnie na deser małe torciki- tłumaczyła się z zatrucia.
-Dzień dobry –chwilę później Dobrzańscy witali się z lekarką. — Jesteśmy rodzicami Emilki. Co z naszą córką?
-Katarzyna Witkowska- przedstawiła się.  — Państwa córka jest odwodniona i daliśmy jej kroplówkę- wyjaśniała im. — Mocno wymiotowała i miała ostrą biegunkę. Poza tym jest cała spocona, buzia blada. Typowe zatrucie.
-Ale wyjdzie z tego?- zapytała zaniepokojona Ula.
- Tak- uspakajała pani doktor. — Dzieci zatrucia gorzej przechodzą niż dorośli, ale wszystko jest pod kontrolą i najpóźniej pojutrze Emilka wróci do domu.
-Jak się czujesz kotku-pytał tymczasem Marek, Emilkę.
-Brzuszek mnie boli i głowa tatusiu- odparła słabym głosem. Chwilę później znowu dostała torsji.
-Zobaczysz niedługo ci przejdzie -pocieszał ją i głaskał spoconą główkę.
Ze względu na to, że miała zostać przynajmniej jedną noc w szpitalu to Marek pojechał do domu po jej piżamę i maskotkę a Ula została z córką. Po drodze wstąpił jeszcze do rodziców opowiedzieć im o wszystkim i uspokoić. Emilka w tym czasie wraz z dwiema koleżankami przeniesiona została z sali segregacji na oddział pediatryczny. Wieczorem, gdy leki i kroplówki zaczęły działać to jej  stan poprawił się. Była też w lepszym humorze i odzyskała nieco rumieńce. Po wieczornej wizycie Ula i Marek uspokojeni poprawą stanu zdrowia córki pojechali do domu.  
-Z tego wszystkiego zapomnieliśmy o twojej niespodziance-rzekł Marek, gdy wychodzili ze szpitala. — Powiesz, chociaż co to miało być.
-Trzy godziny relaksu w takim przytulnym Zakątku Urody. Relaksująca kąpiel, masaż i takie tam. 
 -Pewnie byłoby interesująco- odparł rozmarzonym głosem. Taki masaż i drobne kobiece ręce czuć na ciele- dodał, bo postanowił trochę się z nią podroczyć, aby zapomniała na chwilę o chorej Emilce.
-A, kto powiedział, że byłaby to kobieta-z miejsca i brutalnie pozbawiła go tych marzeń.  —Dla mnie kobieta dla ciebie mężczyzna.
- Tak myślałem, że to zbyt piękne- westchnął z rozczarowaniem.  — A tak na serio Ula to powinnaś zadzwonić tam jutro przeprosić i wyjaśnić wszystko.
-Spokojnie Marek- wtrąciła. — Rodzice Martynki i Mateusza to prowadzą.  Wczoraj, gdy byłam na zebraniu w przedszkolu to przy okazji zawiozłam ich mamie nasze ręczniki, ulubione olejki i takie tam. A dzisiaj obiecała mi, że znajdzie dla nas inny termin.
-Co się odwlecze to się upiecze Ula. Co Ula?
-Dokładnie-zaśmiała się. —  To, co Marek jedziemy teraz po Tomka i do domu-dodała.
-Do domu tak, a po Tomka nie-rzekł otwierając przed nią drzwi auta.  — Rodzice obiecali zająć się nim, a ja zajmę się tobą skarbie. Przygotuję ci relaksującą kąpiel, zrobię kolację i pójdziemy spać. To był długi i męczący dzień.
-Czy ja mówiłam ci, że jesteś kochany?- zapytała, gdy obiegł samochód i usiadł za kierownicą.
-Coś tam kiedyś-odparł przekręcając kluczyk.


Tak jak lekarka przewidywał dzień później Emilka była już prawie zdrowa i w humorze. Rano przed pracą rodzice wpadli do niej a później miał przyjść też dziadek. Miała też, jeśli nic się nie zmieni, wyjść przed wieczorem do domu.  Nic złego na szczęście nie stało się to popołudniem rodzice przyjechali po nią.
-Był u mnie Mateusz - poinformowała ich tuż po przyjściu. Przyjechał z rodzicami po Martynkę i przy okazji mi powiedzieć cześć i dać misia- dodała głosem szczęśliwego dziecka. — I przeprosić za zatrucie. Powiedział też, że będzie bawić się ze mną w dom- mówiła z nieukrywaną satysfakcją.
-Tylko to tak trochę nieuczciwe kochanie-Ula postanowiła od razu wytłumaczyć córce, że źle postępuje.  —Sytuacja to wymusiła i chce bawić się z tobą, bo czuje się winny.
-Ale tatuś powiedział, że w miłości wszystko jest dozwolone czy tak jakoś-argumentowała.
-Tak jej powiedziałeś?- spytała męża.
-Jakoś tak kochanie- odparł Marek z niewinną miną.

*Oryginały
 Byłaś dla mnie kimś zwyczajnym,
byłaś tylko dziewczyną fajną,
byłaś kimś, kogo nie znałem,
zanim Cię nie pokochałem!
*************************
Choć nie jestem seksu bombą
 i nie jeżdżę super Hondą,
 nie mam biustu XXL i
na koncie wielu zer to
bądź pewny mój kochany,
że jesteś mi pisany.

piątek, 10 lutego 2017

Życie na niby 14



Wjechanie Febo na piąte piętro dużo czasu nie zajęło i chwilę później drzwi windy rozsunęły się. Widok, jaki zastała Paulina na korytarzu zaskoczył ją. Peres rozmawiała z jakąś nieznaną jej kobietą a Marek trzymał jakieś dziecko za rękę.
-O Paulina, jesteś już- udał zdziwienie.  — Jedziemy właśnie do Pshemka.
-Jestem- odparła uśmiechając się.
-Pani Peres i Nicolasa nie muszę ci chyba przedstawiać-mówił swobodnie. —A to jest Beatka i Ula- dodał wskazując raz jedna raz drugą.
-Beatka? - zapytała Febo dokładnie tak jak przewidywał to Marek, że na sam dźwięk imienia zareaguje. —  To jest ta twoja córka?- pytała i przyglądała się dziewczynce szukając podobieństw i których dopatrzyła się w oczach i delikatnych dołeczkach w policzkach dziewczynki.
-Tak- odparł dalej trzymając ją za rękę. —A Ula jest kuzynką i nianią Beatki- wyjaśnił widząc, że jej wzrok powędrował do Uli.
-Kuzynka- mruknęła a zainteresowanie nią zniknęło.  — Cześć- dodała schylając się nad dzieckiem. — Jestem twoją przyszywaną ciocią i mieszkam we Włoszech w Mediolanie. Wiesz?
-Wiem. Tatuś zdjęcia mi pokazywał- odparła mądrze, bo Marek faktycznie pokazywał jej wcześniej zdjęcia.
-A mi twojego nigdy nie pokazał-zaśmiała się. — Ale chciałam poznać cię. Moi rodzice również.  Oni też mieszkają we Włoszech a mój tata zajmują się modą tak jak twój a mama zajmuje się domem. A gdzie ty masz swoja mamę?- zapytała dokładnie tak jak przypuszczał Marek.
-W pracy-odparła krótko.
-A, czym zajmuje się-dopytywała.
-Mama i tatuś mówią, że nie można wszystkiego obcym mówić-rzekła bez zająknięcia i dokładnie tak jak było prędzej ustalone.
-Coś chciałabyś jeszcze wiedzieć Paulino?- wtrącił Marek przerywając dialog. —  To odpowiem ci, że ma brata- dodał, na co kobieta prychnęła niemiło. —  To, co jedziemy do Pshemka- kontynuował.  — Czeka na nas.
Wizyta w pracowni mistrza minęła bez większych komplikacji. Beatka raz po raz mówiła do Marka tato, a pani Peres zachwycała się projektami i firmę opuszczała zadowolona z perspektywami na współpracę ze Strefą Mody. Paulina oczywiście dalej interesowała się Beatką, ale nie wypytywała ją o nic, bo przeszkadzało to mistrzowi a nie chciała z nim rozpoczynać zatargu.  Postanowiła też zmienić nieco plany i zostać dłużej we firmie niż planowała i poznać dziewczynkę. Po odprowadzeniu gości z Hiszpanii Ula i Beatka poszły do toalety, a Paulina i Marek do jego gabinetu.
-Zwątpiłam już w te twoje dziecko- rzekła siadając na sofę.— Nikt oprócz Aleksa jej nie widział ani nie słyszał o niej. Nawet prasa nie interesowała się nią.
- Nikt nic nie słyszał, bo nie ma żadnego dziecka- przerwał jej.
-Jak to nie ma? A Beatka i ta Ula to niby, kto?
-To rodzeństwo. Jest jeszcze Jasiu. Ten chłopak z pokazu.
- I ja mam w to uwierzyć?- prychnęła.
-Sama spytasz Ule jak wróci z łazienki.
-To znaczy, że przez tyle lat kpiłeś z nas i robiłeś idiotów?!- oburzyła się Febo.
- Sama byłaś sobie winna Paulino- zaczął bronić się.  — Chciałem od razu powiedzieć ci prawdę, już tego dnia, gdy przyszłaś do mnie, a Beatka nazwała mnie tatą. Przypadkiem to powiedziała, bo uczyłem ją mówić.  Tylko, że ty obrażona nie dałaś mi dojść do głosu. Dzień później przyjechałaś do mnie i oświadczyłaś mi wielkodusznie, że jesteś ją w stanie zaakceptować pod warunkiem, że nie będzie wchodziło ci w życie.  Uświadomiłem sobie wtedy, że tak mogłabyś traktować moje dziecko, gdybym je naprawdę miał. Nie miałabyś do niego żadnych uczuć. A jeszcze później ciągle odnosiłaś do niej z niechęcią to robiłem to na złość.
- Wiesz, co jesteś nienormalny-wściekała się.  — Ciekawa jestem, co powie pani Peres jak dowie się prawdy.
-Oszczędź sobie, bo pani Peres już wie. A swoją stroną oczernianie mnie przed nią to uczciwe nie było. Zdziwiona jesteś? –zapytał widząc jej minę. — Jej asystent powiedział nam o wszystkim. O tym, że podobno wybiłem się tylko dzięki F&D i spadku po firmie Grubiańscy & Dobrzańscy, że źle prowadzę się. Nie wspominając tego, że F&D nie zajmuję się i przyjeżdżam głównie na zarząd i po kasę z zysków a całą firmą zajmuje się wujek. Tylko zapomnieliście powiedzieć, że zysków jest mało a moje pomysły są przegłosowane. W połowie złośliwie przeistoczyliście fakty Paulino.
-Ale i o wiele nie pomyliliśmy się-odparła z pogardą idąc ku drzwi. — Jesteś zwykłym krętaczem.
-Mi też było mi cię widzieć- rzucił Marek, gdy była przy drzwiach.
-A ciebie smarkulo nikt nie nauczył, że kłamać jest nieładnie- wysyczała do Beatki, która razem ze siostrą akurat wchodziła do biura.
-Paula to był cios poniżej pasa – wtrącił ostro Marek. —  Beatka nie jest niczemu winna. Betti nie słuchaj jej- zwrócił się też do dziewczynki. — Jest zła, bo dowiedziała się, że okłamywałem ją przez lata.
-A nie mówiłam, że źle się to skończy-odezwała się z pretensją Ula widząc minę siostry, przejętą słowami kobiety. — Nie myślałam tylko, że dla Beatki.
-Ale wypadłam dobrze?- zapytała mimo to Betti.
-Tak-odparła Ula.  — Bardzo dobrze- równocześnie odparł Marek.

Choć ostatnie chwile pobytu Pauliny do miłych nie należały to po pożegnaniu jej i wytłumaczeniu Betti, że nic złego nie zrobiła to Marek pomyślał sobie, że lepiej być nie mogło a oburzona mina Febo na wiadomość, że Beatka nie jest jego córką, była bezcenna. 


-To, co dziewczyny proponuję pójście na lody a później odwiozę was do domu-rzekł do obu, ale Ula akurat rozmawiała przez telefon to mogła go nie słuchać.
-Na takie z budki czy w lokalu? –zapytała Betti, bo dla niej była spora różnica.  — Bo ja bym wolała w lokalu.
-Jeśli Ula zgodzi się to pójdziemy do lodziarni.  Jest tu niedaleko.
-Tato dzwoni i okazało się, że mamy awarie w Rysiowie i nie będziemy mieć wody przynajmniej do jutrzejszego popołudnia- oznajmiła tymczasem Ula.
- To kiepsko- skwitował Marek.
-To jak będziemy się myć?- zadała logiczne pytanie Beatka.
-Nie będziemy-odparła Ula.  — Do jutra brudem nie zarośniesz.
-A jak będziemy korzystać z toalety? – kontynuowała swoje rozumne myślenie. — Przy czterech osobach będzie brzydko pachniało.
-Nie wiem jak-rzekła z wahaniem i pomyślała, że siostra ma rację i myśli o takich sprawach, o jakich ona nie pomyślałaby tak od razu.  — Może podstawią beczkowóz z wodą to się przyniesie we wiaderku.
-Możecie pojechać do mnie na jedną noc- zaproponował Marek.    Mam wolne pokoje do spania.
-Ulcia zgódź się- wystrzeliła z odpowiedzią Beatka zanim siostra zdążyła coś powiedzieć. — Obiecałaś mi, że będę mogła kiedyś spać u Marka.
-Ale nie dzisiaj Betti. Nie mamy nic na przebranie ani do spania, ani szczoteczek. Innym razem- próbowała przekonać siostrę.
-Ula to tylko jedna noc-wtrącił Marek. —  Szczoteczki mam w zapasie a Wiola pożyczy wam coś do spania.  Możemy też coś kupić albo podjedziemy do Rysiowa. I będzie mi miło was gościć.
- Ula zgódź się-prosiła nadal Betti.
-Jeśli tata zgodzi się-odparła.
Cieplak nie miał nic przeciw i chwilę później we trójkę wyszli z firmy.
-Mówiłeś coś o lodach Marek, czy tylko wydawało mi się?- zapytała Ula, gdy byli na zewnątrz.
-Owszem mówiłem i zapraszam drogie panie. Kareta czeka- dodał otwierając przed nimi drzwi samochodu.



Lodziarnia „Rożek” w ofercie posiadała wiele smaków lodów i dodatków do nich i każdy mógł wybrać coś wedle własnego uznania. Po złożeniu zamówienia poszli usiąść na zewnątrz w małym ogródku. 
-Pozwolisz pobawić mi się z Lordem-zagadnęła Beatka a mając na myśli szczeniaka rasy bliżej nieokreślonej, którego Marek wziął niedawno ze schroniska i który zastąpił mu Kabanosa.
-Pewnie- odparł pewnie. — Uczę go aportować, siadać, podawać łapę, to mi pomożesz.
-Super - zawołała uradowana.
-W drodze do domu wstąpimy do sklepu zoologicznego i kupimy mu jego ulubione ciasteczka do piesków-dodał.
-To psy mają swoje ciasteczka?- zapytała zdziwiona.
-Mają. A Lord to prawdziwy lord. Najchętniej by tylko leżał i jadł to, co najlepsze.
-I kolekcjonował buty Wioletty- wtrąciła Ula. —Powiedziała mi, że jakby zostawiła w korytarzu albo w holu to chwila moment i szukaj ducha w polu.
-To prawda Beatko- zaśmiał się Marek.   — Dobre dwa tygodnie temu wyniósł jej jeden but to do dzisiaj się nie znalazł. A innego znalazłem pod iglakiem, gdy trawę kosiłem.
 Zajęci rozmową nie zauważyli, że historia powtórzyła się i ktoś zrobił im zdjęcie. Później mieli też ogon, ale i tego nie zauważyli.
-To, kiedy pani Peres da ci znać?- zapytała Ula, gdy lody zostały rozdane, a Betti zajęła się na chwilę jedzeniem swojej porcji i porzuciła temat żywienia i życia psów.
-Po niedzieli.  I myślę, że mam duże szanse. Jeśli uda się, to będzie też twoja zasługa.
-Bez przesady Marek-próbowała pomniejszyć swoje zasługi.  — Nie zrobiłam dużo. Byłam tylko tłumaczką.
-Zrobiłaś Ula, zrobiłaś-odparł z widoczną wdzięcznością. —  A tak właściwie to, dlaczego zgodziłaś się na tą całą szopkę?     
-Teraz już mogę ci powiedzieć-rzekła wpatrzona w swój pucharek lodów. — Bo mam wobec ciebie dług wdzięczności.
-Ula gdybym wiedział to...
-Tak wiem-przerwała mu. — Gdybyś wiedział to nie zgodziłbyś się. I, dlatego nic ci prędzej nie mówiłam. I cieszę się, że tego nie wymagałeś ani nie wypomniałeś.
-Ula, za kogo ty mnie uważasz-lekko obraził się. — Ja nawet nie pomyślałem, żeby oczekiwać jakieś odwzajemnień.
- To dobrze, bo dobrze o tobie świadczy. A tak szczerze to był kolejny przykład na to, że żyjesz na niby.
-Tak właśnie myślałem, że kiedyś mi to wypomnisz -westchnął bez urazy. — Zbiera mi się tego coraz więcej.  Co Ula? Oprócz stałych pozycji jak klub, zabawa, zrzucanie pracy na Adama i Łukasza to zdarzają mi się pojedyncze incydenty.
-Nie da się ukryć- odparła uśmiechnęła się.
-Marek a Lordowi zęby od tych ciasteczek nie będą się psuły?- wróciła to tematu żywienia psów Beatka.
-To nie są słodkie ciasteczka Betti, jak dla ludzi-odparł.  —Tylko takie specjalne dla zwierząt.
-To, dlaczego dla ludzi takich nie wymyślą po których zęby nie psują się?- Betti postanowiła pozadawać trochę dziecinnych pytań.

 - To, co dziewczyny skoro zjadłyście już to teraz idziemy na małe zakupy- rzekł jakiś czas później Marek patrząc na puste pucharki. — Kupimy soki, owoce i coś na jutro na śniadanie.
-I jeszcze ciasteczka dla Lorda- przypomniała mu Beatka.
-I ciasteczka-odparł.
Zakupy minęły im szybko. Zaliczyli sklep spożywczy, zoologiczny i sportowy.  Marek pomimo tego, że obiecał Uli, że nic Beatce nie kupi to do końca obietnicy swojej nie dotrzymał i kupił dziewczynce ochraniacze i kask na rower i rolki. Miał na to też wytłumaczenie. Był to zaległy prezent na Dzień Dziecka, stare te rzeczy były już zniszczone i było to coś pożytecznego a nie do zabawy. 



 Do domu Marka dotarli późnym popołudniem. Ula z siostrą od razu poszły do ogrodu do Wioletty i Lorda a Marek do kuchni rozpakować zakupy. Pogoda ciągle była ładna to na dworze zostali do wieczora bawiąc się z pieskiem i popijając soki.




 Na kolację natomiast Marek zamówił dwie duże pizzy i zjedli je w salonie nie bacząc na to, że nakruszą. Posiłek w towarzystwie trzech kobiet Markowi bardzo podobał się. Było tak spontanicznie. Wiola zdążyła rzucić kilka złotych myśli, Beatka opowiedziała jej o wydarzeniach ze spotkania z Pauliną, a Ula śmiała się wesoło. Marek tymczasem patrzył na to z przyjemnością i myślał, że przyjemnie jest gościć Ulę i Beatkę. Pizza również znikała w błyskawicznym tempie, tak jakby oprócz niego  było tu trzech mężczyzn, a nie dwie kobiety dbające o linię i dziewczynka. Później jeszcze obejrzeli komedię familijną i zagrali w karty. Beatka w domu Marka była parę razy, ale nie na tak długo jak teraz i cieszyła się każdą chwilą spędzoną tutaj. Wybrała sobie też sypialnie i chciała spać tam sama. W domu był jeszcze jeden wolny pokój dla Uli to problem to nie stanowiło, a spać poszli dopiero grubo po dwudziestej drugiej.
-Betti zasnęła?- zapytał Marek, gdy Ula wyszła z jej pokoju.
-Tak. Ja też już pójdę.  Mieliśmy dzisiaj trochę wrażeń- mówiła usprawiedliwiająco.  — Wiola też chyba śpi.
- Tak. Mówiła, że jest śpiąca jak borsuk. Zostawię światło w korytarzu na wypadek, gdyby Beatka obudziła się w nocy i chciała iść do twojego pokoju.
- Dobry pomysł Marek. I dobranoc.
Dobranoc Ula i miłych snów- odparł i poszli do swoich sypialni.
Było po północy, gdy Marek usłyszał otwierane drzwi naprzeciw jego sypialni, to wyszedł. Na korytarzu spotkał Ule w samej piżamie od Wioletty z nadrukiem słonia. Nigdy nawet na kobietę tak ubraną nie spojrzałby, ale Ula wyglądała w niej słodko. Marek natomiast ubrany był w szlafrok a na nogach jak zauważyła nic nie miał. Przez głowę przeleciała jej też myśl czy ma na sobie coś oprócz szlafroka. Myśli te szybko odgoniła.
-Chyba nie idziesz grzebać mi po szafach?- zagadnął zbliżając się do niej.
- Idę poszukać sejfu złamać hasło i okraść cię-odparła ironicznie.
-To daremna twoja fatyga Ula, bo tu nie ma sejfu- rzekł jakby z żalem.  Wszystko, co ważniejsze i cenniejsze trzymam we firmie.
-To napcham kieszenie innymi drobiazgami i zwale na Lorda.
-To uważaj, bo oskarżenia odszczeka.
-A tak na serio to byłam sprawdzić czy Betti śpi. W swoim łóżku nie śpi, to może się rozpraszać.
-I?
-Śpi jak aniołek-odparła.
-To dobrze- rzekł z tym swoim popisowym uśmiechem.
Marek zdecydowanie stał za blisko i zarumieniła się. Poczuła też woń żelu pod prysznic i tego było dla niej za wiele. Chciała odejść, ale prawą ręką oparł się o ścianę i uniemożliwił wejście do jej sypialni. Ale miała też wolną drogę z drugiej strony i choć wiedziała, że powinna przeprosić go ominąć i zniknąć w pokoju zanim nie będzie za późno to nie potrafiła tego zrobić. Marek tymczasem przyglądał się jej coraz bardziej ustawicznie i atmosfera zgęstniała. Chwilę później delikatnie dotknął jej ust i muskał wargi. Było to coś wspaniałego i była pewna, że nigdy prędzej tego nie doświadczyła. Na krótką chwilę przerwał tą pieszczotę, ale kolejny pocałunek był nieco dłuższy.  Uli wydawało się, że sprawdza ją na ile może sobie pozwolić. I miała rację, bo czuwał i był przygotowany na jakiś atak kolanem, ale nic takiego nie działo się to pozwalał sobie na więcej i mocniejsze pocałunki. Ula w dodatku tak ładnie pachniała. Nie były to żadne perfumy tylko coś, czego już dawno nie czuł. W ogóle czuł się jak nastolatek, który dopiero raczkuje w całowaniu. Czuł też szybkie bicie serca Uli. Opanował się w końcu i przerwał pieszczoty, bo uświadomił sobie, że za bardzo mu się spodobało całowanie z nią. To, co miało być tylko krótką zabawą mogło przerodzić się w pożądanie.
-Ula nie powinienem- rzekł oblizując usta.
-Tak Beatka mogła zobaczyć i mogła coś powiedzieć- wyjąkała pierwsze, co przyszło jej do głowy.  — O Wioli nie wspominając. Dobranoc jeszcze raz Marek- dodała szybko i skierowała się do swojego pokoju.
-Dobranoc- odparł.
Wchodząc do swoich sypialni oboje wiedzieli, że nie żałowali.
 
CDN  W KWIETNIU