Kontynuacja mini 16 z życzeniami świątecznymi.
-Tatusiu
to, kiedy przyjdzie ten na niby Mikołaj- zapytała czteroipółletnia Emilka
patrząc na ojca i podając mu bombki.
-Kotku,
jaki na niby?- zapytał i spojrzał na nią z góry. Stał właśnie na drabince w
salonie i poprawiał bombki na ich dużej żywej choince a córeczka pomagała mu. —
To będzie prawdziwy Mikołaj.
-Czyli
dziadek, albo wuja.
-Kochanie-
odparł zakładając łańcuch zrobiony przez Emilkę w przedszkolu. — Jeden i drugi
dziadek będą przy stole, wujek Jasiek z Kingą jest w górach, a wuja Sebastian
będzie u siebie w domu z Natalką, Sarą i ciocią Wiolettą. Po świętach jedziemy
tam na chrzest Sary to sama spytasz Natalkę, czy był. To będzie prawdziwy
Mikołaj, jak mówiłem.
-To,
kiedy przyjdzie ten prawdziwy Mikołaj?- dopytywała niecierpliwym głosem.
-Wieczorem
kotku, jak będzie już ciemno i jak będziemy po kolacji. — Ale będziesz musiała
za prezenty zaśpiewać piosenkę albo wierszyk powiedzieć.
-Umiem
tatusiu-odparła podskakując.
Mikołaju, Mikołaju,
dużo paczek masz.
Jak cię ładnie pocałuję
To mi jedną dasz-
wyrecytowała jednym tchem. I co ładny?-
zapytała sugestywnie.
-Tak
córeczko- odparł schodząc z drabinki. —
Ale ja jeszcze na koniec dodałbym proszę. Dasz to tak za bardzo rozkazująco
brzmi.
-
Dobrze tatusiu-przytaknęła. — A ty, jaki
masz wierszyk dla Mikołaja- zapytała rezolutnie.
-Ja?
–zastanowił się, co ma powiedzieć. — Ja
i mamy byliśmy po prostu grzeczni kotku. Ale wigilia to nie tylko Mikołaj i
prezenty kochanie. Tego dnia radujemy się, bo narodził się Jezus. Każdy jest
życzliwy dla siebie i miły. Będziemy dzielić się opłatkiem, składać życzenia,
jeść uroczystą kolację razem z babcią Heleną i Alicją oraz dziadkiem Krzysiem i
Józefem. Przyjdzie również wujek Pshemko. I jeszcze ktoś, ale to tajemnica.
-To
znaczy, że dostanę więcej prezentów- wyciągnęła wniosek, ale nie ten, o jaki chodziło
Markowi. — Super tatusiu-dodała zanim ojciec zdążyła zwrócić jej uwagę.
Przygotowania
do świąt w domu Dobrzańskich szły pełną parą i już kilka dni wcześniej można
było odczuć świąteczną atmosferę. Ula chciał, aby wypadły jak najpiękniej, bo
miało to być też pierwsze Boże Narodzenie w nowym domu. Wielkanoc już tu przeżyli,
ale nie te święta. Mąż i córeczka dzielnie pomagali jej w tych pracach. Marek
zajął się typowymi męskimi zajęciami, czyli zawieszeniem lampek przed domem,
odśnieżaniem, dywanem, strojeniem choinki, zawieszaniem jemioły, a Emilka
pomagała w kuchni i razem z mamą piekła pierniki. Dostała kilka foremek i
wycinała gwiazdki, księżyce, serduszka i inne kształty, a później ozdabiała je polewą,
lukrem i kolorową posypką.
W
wigilijny poranek natomiast Marek z córeczką kończyli ubierać choinkę, a Ula w
tym czasie była w kuchni i zajęła się lepieniem pierogów, robieniem krokietów,
makiełków oraz barszczem. Potrawy z ryb
zostawiła Ali i teściowej, bo ze względu na uczulenie i tak nie mogłaby ich
próbować.
Po jedenastej
przyszli do nich seniorzy Dobrzańscy, aby zająć się wnukami a oni pojechali do
Rysiowa zawieść stroik na grób mamy Uli i przy okazji pocałować się. Był to ich
rytuał od sześciu lat. Jeździli do Rysiowa we wigilię i przed rodzinnym domem
Uli całowali się i obdarowywali symbolicznymi prezentami. Do domu również
weszli na chwilę przywitać się i wypić coś ciepłego. Wracając wzięli ze sobą
Beatkę, bo była bardziej potrzebna Uli we Warszawie niż w Rysiowie.
Po
powrocie Marek wraz ze swoim ojcem wzięli dwie pary sanek i poszli na spacer z
Emilką i Tomkiem oraz obejrzeć szopkę do kościoła.
Ula, Helena i Beatka natomiast
zajęły się przygotowywaniem stołu i potrawami. Miało być ich wedle tradycji
dwanaście. O szesnastej dojechała Ala z ojcem Uli, a przed samą siedemnastą
przyszedł również Pshemko. Mistrz skorzystał z zaproszenia Marka i Uli, bo
Wojtek jego syn pojechał z Jasiem i innymi przyjaciółmi do jego domku w górach.
Czuł się tutaj tak samo dobrze jak niegdyś u Dobrzańskich seniorów. Miał też
okazję do spotkania z Józefem, bo oboje od dawna byli przyjaciółmi i chętnie
spotykali się. Projektant skradł również serce Emilce i była to miłość z
wzajemnością. Dziewczyna lubiła wujka, bo projektował i szył dla niej sukienki
oraz stroje na zabawy karnawałowe i przedstawienia do przedszkola. Krótko po
przyjściu mistrza seniorzy Dobrzańscy gdzieś wyszli i wrócili z dwójką
sześcioletnich chłopców. Kacper i Kamil chorowali od urodzenia i byli pod
opieką fundacji Heleny. Pech chciał, że
ich mama trafiła dwa dni przed świętami do szpitala z zapaleniem wyrostka, a ojciec
musiał iść do pracy, bo dopiero, co ją dostał a była intratna i nie mógł odmówić. Rodziny we
Warszawie nie mieli to Dobrzańscy zobowiązali zająć się nimi przez noc. Chłopcy
na początku czuli się nieswojo w dużym domu, bo sami mieszkali w dwupokojowym
mieszkaniu w blokach, ale w towarzystwie Emilki szybko oswoili się i po kolacji
bawili się zgodnie.
O
siedemnastej wszystko było już gotowe do wieczerzy a Marek, jako pan domu przeczytał
fragment z Pisma Świętego. Później po krótkiej modlitwie wszyscy podzielili się
opłatkiem i złożyli sobie życzenia. Kolacja mijała w radosnej atmosferze, przy
blasku lampek i kolęd płynących z radia. Po kolacji przyszedł czas na śpiew
kolęd i rozmowę. W między czasie
przyszedł do nich Święty Mikołaj z workiem prezentów a swoje nadejście ogłosił
głośnym i tradycyjnym ho, ho, ho, czy są tu grzeczne dzieci.
Emilka
na widok gościa oniemiała, bo był to Mikołaj dokładnie taki, jakiego widywała na
ilustracjach i w ulubionym filmie. Ale nie tylko na Emilce i bliźniętach sąsiad
pan Karol zrobił wrażenie, bo wszyscy obecni przy stole byli wzruszeni jego rolą. Prezenty wyciągał na chybił trafił i każdemu,
któremu coś wręczał to o coś poprosił, zapytał albo miał dla niego zadanie. Nie zawsze
były to pytania proste a czasami nawet podchwytliwe. Marek musiał nawet
powiedzieć wiersz i jedyne, co mu do głowy przyszło to inwokacja z „Pana
Tadeusza”. Tematu o stosunki sąsiedzkie również nie unikniono. To Emilka na koniec wizyty zaczęła opowiadać
o nich. Na szczęście rodziców nie było to nic złego, bo dziewczynka zgodnie z
prawdą z tego, co słyszała od nich i ze swoich kontaktów powiedziała, że pana Karola lubi, bo jest wesoły, a mama i tata mówią,
że to porządny pan. Z rozpakowaniem prezentów Emilka i chłopcy długo nie
czekali. Emi dostała dokładnie to, co
chciała dostać. Od rodziców małego lekarza, od dziadków Dobrzańskich łyżwy, bo
była na lodowisku i kręcenie piruetów spodobało się jej, od drugich dziadków
gry planszowo- edukacyjne, a od Pshemka małą dziecięcą maszynę do szycia. Dla bliźniąt
przygotowana była kolejka, wóz strażacki, słodycze i ubrania. Reszta również
była zadowolona z książek, kosmetyków, biżuterii i innych drobiazgów. Ula dla
Marka miała koszulę koloru bordo podobną do tej, jaką kupiła mu parę lat temu a
on dla niej elegancką torebkę. Marek oczywiście te wszystkie chwile nagrywał, bo śmiechu była, co nie miara a
inni robili zdjęcia na pamiątkę. Na koniec wizyty Mikołaja, Emilka podarowała
mu paczuszkę ze swoimi piernikami i odprowadziła z Kacprem i Kamilem do drzwi.
Po
kolacji, sprzątnięciu i położeniu Emilki i Tomka spać Ula i Marek mieli czas tylko
dla siebie. Ala z Józefem i Beatką poszli na pasterkę, Dobrzańscy seniorzy z
bliźniętami do siebie, a oni musieli zostać w domu i przypilnować dzieci.
Siedzieli razem przytuleni na podłodze przed kominkiem i zajęli się sobą i
własnymi myślami. Mężczyzna po raz kolejny, jak od lat rozmyślał i porównywał
wigilię spędzoną z Febo a Ulą. Teraz
było tak prawdziwie, tak jak mówił to rano córeczce, bo nie musiał udawać do
nikogo miłości, czy życzliwości. Ula natomiast cieszyła się, że pierwsza
wigilia w ich domu udała się i planowała już jutrzejszy dzień. Jej rodzina
miała zostać u nich na pierwszy dzień świąt i chciała zadbać o nich jak
najlepiej.
-
Kochanie mamy w końcu trochę czasu dla siebie - rzekł Marek. — Na wigilii było
bardzo miło, ale chciałem pobyć tylko z tobą.
-To
prawda-odparła. —Takie chwile sam na sam są najpiękniejsze. Pan Karol świetnie
się spisał, prawda. Sama nawet uwierzyłam, że jest prawdziwy. Tak świetnie
nawiązał kontakt z Emilką, chłopcami i nami. Nawet Tomek nie płakał. A, gdy
usłyszałam pierwsze pytanie do Ali i twojej mamy z typu śmieszne pytania i
odpowiedzi to wiedziałam, że będzie wesoło i ciężko. Tylko jakimś cudem znały
odpowiedzi na wszystkie trzy pytania.
-Tak-zaśmiał
się. Co to jest
żona i teściowa w samochodzie? Zestaw
głośno mówiący- odpowiedział sam
sobie. Muszę Sebastianowi opowiedzieć. To coś o Wioli i pani Ani.
-Bardzo
śmieszne Marek. Zwłaszcza, że ty masz przyszywaną teściową. Poza tym jest stare.
- Ale
z tym samochodem było niezłe i nie znałem. Jak to leciało? Kierowca Fiata ma brata, który nie ma brata.
Kim jest kierowca Fiata? W
pierwszej chwili sam nie wiedziałem, kto. Ja z tym wierszem z porównaniem do
nich, mojego i twojego ojca i Pshemka miałem szczęście. Tylko nauczyciel
historii mógł wymyślić test z historii Polski- zaśmiał się na wspomnienia. — Polegli na całego. Nawet ze współczesną i z
ich młodości mieli problemy. Trójka dorosłych
mężczyzn a tak prostych rzeczy nie wiedzą. Wstyd- zacytował sąsiada. — Ty i Beatka miałyście najprościej, bo tylko przyszło
wam pocałować go w brodę i ładnie poprosić.
-A
miał go mężczyzna całować?- zapytała wesoło i lekko kpiarsko. —Całe szczęście,
że Emilka niczego głupiego nie palnęła. Gdy
powiedział jej, że musi już iść, bo idzie jeszcze do sąsiadów, a ona zaczęła
opowiadać o nich to szczerze przestraszyłam się. Dziecko przecież zawsze prawdę
powie a zwłaszcza Mikołajowi. Dosłownie w jednej sekundzie przez głowę
przeleciało mi wszystko to, co mówiliśmy o Michalakach. Nic złego sobie na
szczęście nie przypomniałam.
-
Fakt mogło zrobić się bardzo nieprzyjemnie- przytaknął bezspornie. — Ale
mamy całkiem rezolutną i mądrą córeczkę Ula.
-Tak-
rzekła ciepło. — Chyba, że zorientowała się, że to pan Karol.
-
Nie sądzę. Był tak przekonujący i nie do podrobienia. A mówiłem ci już, że jej
mamę bardzo, bardzo kocham-rzekł tuż przy uchu.
-Kiedyś
tam- odparła błaho. — Ale dobrze się składa, bo ja jej ojca również bardzo,
bardzo mocno kocham- dodała i delikatnie pocałowała męża w usta. — To, co
idziemy do łóżka? Mam na sobie tą bieliznę, którą podarowałeś mi w Rysiowie.
Jest tak skąpa, że w garści zmieściła mi się.
-Tak?-
zapytał szelmowsko, a oczy rozbłysły.
Następny
dzień szczęśliwie nie rozpoczął się, bo Emilka postanowiła ukradkiem spróbować
rybę a alergię na nią odziedziczyła po mamie. Rodzice już od dawna wiedzieli o
tym i nie dawali jej. Przestrzegali też,
że jeśli spróbuje to będzie chora, ale dziewczynka i tak postanowiła spróbować
czegoś, co rodzice zabronili jej. Zwłaszcza, że jej małemu braciszkowi mama w
czasie wigilii dała parę kęsów. Na pierwsze objawy uczulenia długo nie musieli
czekać. Oczy zaczerwieniły się, dostała pokrzywkę i katar. Do szpitala daleko
nie było to pojechali sami a tam zajęli się małą odpowiednio. Dostała kroplówkę z lekiem i musiała zostać
parę godzin na obserwacji. Jej przymusowa hospitalizacja pokrzyżowała nieco
plany Uli, bo na ten dzień miała w planach uroczysty obiad z teściami i swoją
rodziną. Również Emilka musiała swoje
łakomstwo odpokutować, bo południu miała pójść na lodowisko wypróbować łyżwy a
tak musiała leżeć w szpitalu.
Następnego
dni dziewczynka była na tyle zdrowa, aby pojechać z rodzicami, bratem, Beatką i
dziadkami Dobrzyńskimi do fundacji babci Heleny na Jasełka. Ula od dawna
pomagała teściowej w prowadzeniu jej i obie chciały też, aby Emilka od
najmłodszych lat była uczona tego, że nie wszystkie dzieci mają takie szczęści
jak ona, są biedne albo chore i trzeba czasami tym dzieciom pomagać. Szopka
przedstawiona była na wesoło i z małymi potknięciami, ale zaproszeni goście i
mali aktorzy i tak bawili doskonale. Po zakończeniu Jasełek dla wszystkich
przewidziany był poczęstunek a dla wychowanków Mikołaj przyniósł prezenty. Kwesta
przeprowadzona natomiast zasiliła konto fundacji.
Dwa
dni po świętach w niedzielę Ula z Markiem i dziećmi pojechali do Pomiechówka do
Olszańskich ze spóźnionymi prezentami i na małą uroczystość. Ich córeczka Sara tego dnia miała mieć chrzest
a Ula była matką chrzestną. Obiecała to już Wioli prawie dwa miesiące temu po
wypadku, który wydarzył się w Dzień Wszystkich Świętych. Przez ten okres cała
czwórka wracała do zdrowia i próbowała zapomnieć o tych przykrych wydarzeniach.
Najdłużej sprawa miała się z Sebastianem, ale i on w końcu wrócił do zdrowia,
sprawności, domu, żony i córeczek.
Po
przyjeździe do przyjaciół Wiola zajęła się Ulą i Tomkiem, Sebastian Markiem, a
dziewczynki sobą.
-Wiesz, dlaczego małe dzieci murzynki jedzą białą czekoladę-
zapytała poważnie Emilka, Natalkę tuż po przywitaniu się.
-
No, czemu? -zapytała mała Olszańska, bo oczywiście nie wiedziała
-Bo też chcą ubrudzić sobie buzię- odparła
z zadowoleniem mała Dobrzańska, że to ona może jej o tym powiedzieć.
-Emilka
opowiada o niezwykłym Mikołaju, który nas odwiedził i zadał podobne pytanie Ali
i teściowej w zamian za prezenty- wyjaśniła Ula zdziwionej Wioli. — Później
opowiem ci więcej.
-Przyniósł
mi dużo prezentów- poinformowała jeszcze swoją przyszywaną ciocię Emilka. Był
jeszcze u nas Kacper i Kamil. Tacy dwaj chłopcy.
-Tak
wiem - rzekła schylając się nad dziewczynką. —Twoja mama mówiła mi. Ale słyszałam
też, że na rybę skusiłaś się i trochę strachu narobiłaś rodzicom.
-Tak-
odpowiedziała grzecznie. — Ale już więcej razy nie skuszę się, bo jestem po
niej chora, robią mi zastrzyki i dają tabletki w szpitalu i nie mogłam iść na
lodowisko- wyjaśniła kompleksowo. — Mogę zobaczyć prezenty Natalki ciociu?
-Pewnie,
że możesz-odparła głaszcząc ją po główce. — A ja z twoją mamą pójdziemy do
Sary.
Chwilę
później znaleźli się w sypialni Olszańskich a Wioletta wyciągnęła z łóżeczka ubraną
już do chrztu córeczkę.
-Ależ
ona urosła przez te dwa tygodnie jak jej nie widziałam- rzekła Ula biorąc Sarę z
rąk Wioli na swoje.
-Bo
też mnie ssie ile się da Ula. Czuję się jak ta wydojona krowa.
-
Tak jak mój Tomek. Ale nie odmawiam mu piersi, bo też wiem, że mleko od matki
jest dla niego najlepsze.
-Dokładnie.
Wiesz Ula, gdy siedzieliśmy przy wigilii
i gdy pomyślałam, że mogłoby...
-Wiola
przestań – przerwała jej Ula namolnie. — Ciągle mamy okres świąteczny, dzisiaj
dodatkowo chrzest i nie ma sensu psuć sobie tego złymi wspomnieniami. Było
minęło, jesteście wszyscy razem zdrowi.
-Wiem,
że masz rację, ale trudno wyrzucić to z pamięci. Wraca to do mnie jak bumelant.
Chociaż ciągle powtarzam sobie, że pomimo tego to był szczęśliwy rok dla mnie,
Sebastiana i dzieci.
-I
tego się trzymaj Wiola. Myśl pozytywnie a wszystko ułoży się.
Marek
w tym czasie z Sebastianem w salonie mieli swoje sprawy.
-Koniec
leniuchowania Marek- oznajmił mu. — Po nowym roku wracam do pracy. Złamane
żebra zrosły się i lekarz nie widzi przeciwwskazań. Zwłaszcza, że to praca
umysłowa.
-Świetnie
Seba, bo nie mam, z kim chodzić na lunch.
-Nawet
nie wiesz jak ja się cieszę- odparł z widocznym zadowoleniem. —Wiolka
zamęczyłaby mnie na śmierć tą swoją troskliwością. Ciągle pyta mnie czy czegoś
nie potrzebuję, poprawia poduszkę, sprawdza czy się nie przemęczam. Gdyby mogła
to jadłaby za mnie i załatwiała się.
-Jest
ci wdzięczna-stwierdził z rozbawieniem, chociaż wiedział, jakie może mieć życie
przy troskliwej Wioletcie.
-Tylko
jak długo można coś takiego znosić- mówił z poirytowaniem. — Mówiłem jej, żeby trochę przestała, bo jestem już
zdrowy a to, że wtedy uderzenie wziąłem na siebie było oczywiste i nie musi odwdzięczać
się, ale nic do niej nie dociera. Ja zrozumiałem, gdy powiedziałeś mi przy
trzecim razem jak ci dziękowałem za pomoc, żebym skończył z podziękowaniami to
skończyłam. A tak na marginesie Marek i przy świętach to dzięki za wszystko.
-Seba-
pogroził mu.— Uważaj, bo jeszcze raz a wyślę
cię na urlop zdrowotny.
Wkrótce
dojechała reszta gości i wszyscy pojechali do kościoła. Później przyszedł czas
na mały poczęstunek. Marek w czasie przyjęcia i obserwując Wiolettę doszedł do
wniosku, że przyjaciel nie przesadza i czas, aby wrócił do pracy.
Ostatni
dzień roku Ula z Markiem, seniorzy Dobrzańscy oraz Ala z Józefem spędzili na
pierwszym firmowym sylwestrowym balu. Emilkę podrzucili na dwa dni Olszańskim,
którzy byli w domu, a Tomka zostawili z Mikołajem, czyli panem Karolem i jego
żoną, bo i oni mieli maluszka w domu. Oni natomiast mogli tę noc spędzić razem z rodziną i pracownikami. Zabawa
od pierwszych chwil była bardzo udana i zarówno zwykłe szwaczki jak i osoby z
dyrekcji bawili się razem i harmonijnie. Północ w tak miłej atmosferze nadeszła
szybko i wzniesiono toast a Marek na tą okoliczność przygotował małą mowę.
Później odbył się pokaz rac i fajerwerków. Po pokazie, gdy większa część
bawiących się tam osób wróciła na salę, Marek i Ula zostali jeszcze na chwilę
na zewnątrz.
-Kochanie-
rzekł do żony obejmując ją. — Czas na
moje życzenia dla ciebie. Życzę ci, aby ten rok nie był gorszy od zeszłego. Abyś
była tak samo szczęśliwa jak teraz jesteś albo i bardziej. Abyś była zawsze
taka radosna jak teraz i uśmiechnięta. Abyś dalej mnie kochał i nasze dzieci.
Abyś mogła spełnić swoje marzenia. Aby smutki cię omijały a los samo dobro ci
zsyłał.
-Dziękuję
ci Marek-rzeka ze wzruszeniem. — A ja ci życzę, żebyś pozostał taki, jaki
jesteś. Kochany i troskliwy. I, aby w naszym życiu nic się nie zmieniło, bo
jest teraz dobrze i nic więcej do szczęścia nie jest mi potrzebne. Tylko
zdrowie.
-To
ja mogę obiecać ci, że się nie zmienię i dziękuję- odparł, a życzenia
przypieczętowane zostały pocałunkiem.
- To był wspaniały rok dla nas-rzekł, gdy
oderwał się od jej ust. —Przeprowadziliśmy się do nowego domu, dałaś mi syna,
obchodziliśmy piątą rocznice ślubu, zaczęliśmy budować domek letniskowy,
spędziliśmy wspaniałe wakacje. We firmie wszystko się też dobrze się działo. Mógłbym tak długo jeszcze mówić.
-Tak
–przytaknęła. — Oby ten nowy był tak samo pomyślny.
- I
tego tobie i sobie życzę Ula. Jeszcze raz szczęśliwego Nowego Roku kochanie.