Ula
i Marek w roli rodziców odnaleźli się szybko i wszystko mieli zorganizowane. Już
po paru dniach dostrzegli pewną prawidłowość w tym nowym dla nich
położeniu. Synek zdecydowanie więcej i
częściej jadł, przysypiał przy piersi mamy, prędzej się budził na kolejne karmienie
a swoim płaczem budził przy okazji swoją siostrę. Ula żartowała nawet, że te
przyssanie się do piersi ma po ojcu. Wieczory
i noc również mieli rozpracowane. Najpierw wspólnie kąpali córeczkę, później
Ula karmiła ją, a Marek w tym czasie kąpał synka i ubierał. Gdy Karolina była już najedzona to odbierał i
usypiał córeczkę a Ula karmiła jej brata. Marek na te pierwsze najcięższe dwa
tygodnie wziął wolne i zajmował się całą trójką. Nauczył się przewijać, kąpać, karmić, robić
herbatkę. Wstawał również do nich w nocy a gdy były starsze i pogoda dopisywała
to wychodził na krótkie spacery.
Dziecko
Pauliny takiego szczęścia nie miało. Po porodzie kobieta stała się jeszcze
bardziej zobojętniała niż przed porodem. Jej lekarka nie wiedziała czy depresja
wywołana została z samego faktu porodu, czy z racji koloru skóry jej córeczki. Jeszcze
w czasie pobytu w szpitalu zaniedbywała ją. Położna i pani psycholog nie były
przekonane nawet czy może wyjść ze szpitala w tym stanie i tylko zapewnienia
Aleksa i Dobrzańskich, że zajmą się zarówno dzieckiem, jak i matką spowodowały,
że mogła opuścić szpital. Po powrocie do domu lepiej nie było i większa część
obowiązków spadł na Aleksa, ale on o dzieciach niewiele wiedział i musiał
korzystać z pomocy Dobrzańskich. Do tej pory pomagali w opiece nad bliźniętami,
ale teraz bardziej potrzebni byli Aleksowi i Agnieszce a Ula i Marek zrozumieli
to. Paulina swoim dzieckiem jak prawdziwa
matka nie zajmowała się. Nie karmiła jej
piersią bojąc się, że zdeformuje je, gdy płakała nie podchodziła dłuższy czas i
chciała wrócić jak najszybciej do swojej figury i wagi jak przed porodem. Zaczęła
również coraz częściej wychodziła na całe dnie i wieczory. Prośby i rozmowy na
temat postępowanie jej niewiele dawały. Dobrzańscy byli mocno rozczarowani niedoszła
synową i cieszyli się nawet, że nią nie została. W końcu cztery miesiące po
porodzie oświadczyła, że wyjeżdża na krótkie wakacje do Włoch. Wyjazd
przedłużył się jednak do miesiąca a Dobrzańscy już na dobre zajęli się jej
córeczką. To Aleks skierował sprawę do
sądu o ograniczenie siostrze praw rodzicielskich. Sprawa rozstrzygnęła się
pomyślnie i Dobrzańscy zostali prawnymi opiekunami Agnieszki. Paulina nawet nie
protestowała z takiego obrotu sprawy i wróciła do swoich znajomych i życia we
Włoszech. Wyjaśniła im również sprawę z ojcem dziecka. Z rozpaczy po tym jak
oszukał ją kochanek w klubie poznała młodego śniadego chłopaka i spędziła z nim
chwile uniesienia. Do końca nie była, więc pewna, który z nich jest ojcem. Dobrzańscy z wychowaniem Agnieszki radzili
sobie równie dobrze jak młodzi ludzie. Helena zawsze ubolewała, że po urodzeniu
Marka nie mogła już mieć dzieci i zawsze marzyła się jej córeczka. Teraz po
latach jej marzenia jakoby spełniły się.
Marek
bardzo szybko doszedł do wniosku, że życie u boku Uli jest wspaniałe i całkiem
inne niż te, które wiódł z Pauliną. Ula sama zajmowała się domem, obiadami,
sprzątaniem i jego koszulami. I to zarówno przed porodem jak i po. Jedynie,
czego brakowało to bliskości z Ulą. Nie chciał jednak ryzykować i kochać się z
nią, gdy była w ciąży, aby nie zaszkodzić dzieciom. Po porodzie równiej musieli
odczekać. Zrobili to dopiero po kolejnej wizycie i zapewnieniu lekarki, że nic
nie stoi już na przeszkodzie, aby oddać się cielesnej miłości. Tego wieczora
szybciej położyli dzieci spać i przygotowali dla siebie romantyczną kolację.
- Ula
tyle miesięcy bez seksu to dla mnie naprawdę długo-rzekł całując jej szyję. –
Jakby nie licząc to rok dwa tygodnie i dwa dni.
-Tak
dokładnie pamiętasz-uśmiechnęła się na wyliczenia ukochanego.
-
Tak kochanie-szepnął jej do ucha. – Ale nadrobimy to skarbie, bo zamierzam
kochać się z tobą tak często jak się da. I to do czasu, gdy nie będę już
zgrabiałym staruszkiem i nie będę już mógł. Ale przynajmniej przez najbliższe czterdzieści
– pięćdziesiąt lat nie zamierzam zgrabnieć i dawać ci to, co najlepsze w łóżku.
Od
tej pory miłości, tak jak obiecywał jej Marek, nie szczędzili sobie.
Zrobił
również kolejne badania, ale wynik podobny był jak dwa poprzednie. Znaleźli
jednak w tym coś optymistycznego, bo nie musieli zabezpieczać się ani tracić na
to pieniędzy.
Mijały kolejne dni i tygodnie i nastał
czerwiec. Dzieci były już półrocznymi zdrowymi bobasami z wyrzynającym się
ząbkami, samodzielnie siedzącymi i gaworzącymi. W drugą sobotę miesiąca Ula i Marek
pobrali się. Dzień jak na ślub był słoneczny,
ale nie upalny. Wesele duże nie było. Zaprosili tylko najbliższą rodzinę i
przyjaciół. Pshemko uszył dla Uli
skromną sukienkę, bo uważała, że coś bardzo wyszukanego, jako matce dwójki
dzieci nie wypada zakładać. Przybraniem kościoła natomiast zajęły się zakonnice
a sali wynajęta firma. Tydzień po ślubie
małżonkowie wyjechali na samotny weekend a później zabrali dzieci i pojechali
na pierwsze wspólne wakacje na Mazury. Z początkiem lipca i ku radości pana
Jareckiego po półtorarocznej przerwie Ula wróciła do pracy a dziećmi zajęli się
dziadkowie. W opiece nad trójką maluchów pomagała im gosposia oraz jej wnuczka,
która miała wakacje a w przyszłości chciała studiować zaocznie i potrzebowała
pracy. Rano, gdy Ula jechała na
dziewiątą do banku to zawoziła bliźnięta do teściów a Marek wracając z pracy
odbierał je. Taki układ był znacznie lepszy niż powierzanie dzieci niani.
Gdy Karolina
i Sebastian skończyli dwa latka ich rodzice zaczęli szukać nowego domu. Pokoik przy ich sypialni stawał się dla dzieci
za mały a pokój gościnny był za daleko od ich sypialni. Chcieli też, aby ich
pociechy w niedługiej przyszłości mieli oddzielne pokoiki. Dom znaleźli szybko i wczesną wiosną
wprowadzili się do niego. Nie musieli przeprowadzać nawet remontu, bo był dopiero,
co odnawiany. Na dole mieścił się salon z kuchnią i jadalnią z wyjściem na
taras, mała spiżarnia oraz garaż. Na górze natomiast były cztery pokoje.
Sypialnia rodziców, pokój gościnny oraz dwa inne mniejsze pokoje a do tego
poddasze do zagospodarowania. W nowym domu szybko się urządzili i zadomowili.
Ula wzięła się też za swój warzywny ogródek a Marek dzielnie jej pomagał. Przekopywał, grabił i robił rajki. Zostało już tak przez kolejne lata. Wczesną wiosna przekopywał ogródek a jesienią
pomagał żonie zbierać warzywa. Dla
dzieci natomiast specjalna firma zamontowała huśtawkę oraz domek z zjeżdżalnią
i piaskownicą pod nim. Było też miejsce na urządzenie kącika na grilla i kojec
dla psa. Życie płynęło im w szczęściu,
miłości i dopieszczaniu tego wszystkiego. Dzieciom i sobie poświęcali każdą
wolną chwilę. Nie chcieli, aby ich praca
albo własne inne sprawy odbijały się na rodzinie. Latem i wiosną najczęściej
przesiadywali na tarasie bacznie pilnując swoich pociech bawiących się na
huśtawkach, a jesienią i zimą siedzieli w salonie przy kominku. Nie zapominali
też o swoich przyjaciołach i zapraszali do siebie Karolinę i Sebastiana.
Czas
płynął szybko, dzieci dorastały zaczęły chodzić do przedszkola a później do
zerówki. W wieku sześciu lat już wiele
można było o nich powiedzieć. Karolina była z tych grzeczniejszych dziewczynek
lubiąca chodzić w sukienkach, nie brudzić się i bawić się lalkami i w dom. Przeciwieństwem jej była Agnieszka, która
lubiła łobuzować, chodzić w spodniach i bawić się zarówno samochodami jak i
lalkami. Najbardziej podobała się jej zabawa makietą wujka Marka i nieraz
przesiadywała w sypialni wujka i cioci i ku niezadowoleniu Marka przekładała
armaty i żołnierzyki. Sebastian natomiast
był małym odkrywcą i pełno go było wszędzie. Sam musiał wszystko sprawdzić,
zobaczyć, dotknąć, przekonać się o czymś. Miał też całą masa pytań a dlaczego, a
po co, a czemu. Z siostrą i kuzynką tylko czasami bawił i chyba tylko po to,
aby przekonać się jak działa ich zabawka. Bliźnięta swoją urodę odziedziczyły
sprawiedliwie. Karolina podobna była do mamy z jej błękitnymi oczami i
delikatnymi dołeczkami w policzkach. Jej brat natomiast przypominał ojca z jego
uwodzicielskim spojrzeniem i dołeczkami, gdy uśmiechał się szerzej. Agnieszce
urody również nie brakowało. Była wysoką i szczupłą dziewczynką o prostych
długich włosach.
Paulina córkę odwiedzała parę razy w roku. Nie
były to jednak wizyty, na które Agnieszka jakoś szczególnie by czekała. Jej rodziną
byli dziadkowie, ciocia Ula, wujek Marek i Aleks oraz Karolina i Sebastian.
Nieraz zastanawiała się jednak i pytała dziadków, dlaczego nie ma przy niej
mamy a ojca nie ma w ogóle i wygląda inaczej niż Karola i Cebulek. Dobrzańscy
tłumaczyli jej, że mama ma życie i prace we Włoszech, jej tata okłamał mamę i
po nim ma ciemną skórę. Zapewniali ją też, że nie jest gorsza od innych dzieci
i jest dla nich największym skarbem i nie zamieniliby ją na żadną inną
dziewczynkę. Agnieszka rosła, więc w miłości nie mniejszej jak Karolina i
Sebastian. Te jej spokojne i radosne życie i rodzinną atmosferę na chwilę zamąciła
Paulina. Podczas jednej z wizyt i po tym jak córka zachwalała ciocię Ulę to powiedziała
jej, że gdyby nie ta kochana ciocia Ula to wujek Marek byłby teraz jej tatusiem
i to ją by kochał i byliby razem. Dziewczynka bardzo przeżyła tę informację, nieufnie
patrzyła na Ulę i była dla niej niemiła. Dziadkowie znali ją już dobrze i
wiedzieli, że coś się stało i ma to związek z wizytą Pauliny. Wnusia opowiedziała
im w końcu, co ją dręczy i co powiedziała jej mama. Oboje byli oburzeni zachowaniem Febo i
chcieli jak najszybciej porozmawiać z nią i powiedzieć jej, że jest bardziej
podła niż myśleli. Najpierw jednak zajęli się Agnieszką i wytłumaczyli jej, że
mama ją okłamała, bo zazdrości cioci Uli. Dziewczynka na szczęście uwierzyła
im, bo dziadkowie zawsze byli blisko niej i nigdy jej nie okłamali.
O
tej tragedii mówiły wszystkie programy informacyjne a gazety rozpisywały się. W
wypadku samochodowym tuż przed Zieloną Górą zginęło czworo mieszkańców Warszawy.
Nazwisk nie podawali, ale Ula z informacji, jakie były podawane domyśliła się,
że chodzi o pana Jareckiego jego żonę, syna i synową. Jej przypuszczenia szybko
się potwierdziły. Trudno było jej uwierzyć, że jej szef nie żyje i w piątkowe
popołudnie po raz ostatni powiedziała mu do widzenia, życzyła udanej podroży i
zabawy na jubileuszu ślubu brata.
Ich
pogrzeb zgromadził tłum ludzi. Wśród rodziny, przyjaciół, znajomych i zwykłych
gapiów Ula wypatrzyła córkę pana Jareckiego Julię. Znała ją, bo czasami przychodziła
do ojca. Była późnym dzieckiem i był dumny z jej osiągnięć plastycznych. Dziewczyna
zdała właśnie maturę i miała wkrótce rozpocząć studia w Paryżu. Teraz stała
wśród starszych i młodszych krewnych i tuliła się do jednego z nich. Ula bardzo
współczuła jej. Sama straciła matkę, gdy była w jej wieku, ale jej żal w
porównaniu do żalu Julki był niczym. Ona w jednym momencie straciła oboje rodziców,
brata i bratową, musiała dorosnąć, porzucić marzenia o studiowaniu na
wymarzonej uczelni i zająć się wychowaniem dzieci brata. Sama była jeszcze dzieckiem a miała zająć się
sześcioletnim Adasiem i niespełna czteroletnią Igą. Ich mam była, bowiem jedynaczką i oprócz matki
bliższej rodziny nie miała. Kobieta natomiast była już po sześćdziesiątce i po
przebytym zawala a tragiczna śmierć córki jeszcze bardziej wpłynęła na jej
zdrowie i nie była w stanie zająć się dwójką dzieci.
Julia
w banku pojawiła się parę dni po pogrzebie. Przyszła, aby z gabinetu ojca
zabrać jego rzeczy. Dziewczyna wypłakała również Uli wszystkie swoje żale i
niespełnione marzenia. Wyznała jej też, że myśli o tym, aby umieścić Adasia i
Igę w rodzinie zastępczej. Waha się jednak, bo boi się powierzyć swoich
bratanków całkiem obcym osobom i nie chce, aby tułały się od jednej rodziny do
drugiej. Ula tylko przez chwilę zastanawiała się.
Następnego
dnia razem z Markiem i prawnikiem zaczęli starać się o statut rodziny
zastępczej. Julia decyzję Uli i Marka
przyjęła z radością, jeśli można w takiej sytuacji mówić o radości. Mogła zaufać Uli, bo jej ojciec nie raz
chwalił ją i mówił, że to mądra i dobra kobieta. Przez kolejne tygodnie
chodzili na kurs przygotowawczy dla rodzin zastępczych i dużo rozmawiali z
psychologiem. Pani psycholog uprzedzała, że czeka ich ciężkie zadanie. Za radą
lekarki i dla dobra dzieci Julka miała zamieszkać z nim na czas adaptacji. Musieli również porozmawiać z swoimi dziećmi i
powiedzieć, że przybędzie im rodzeństwo, że spotkała ich wielka tragedia i potrzebują
pomocy również z ich strony i ich towarzystwa i zabawy z nimi. Oboje przyjęli
to bardzo dojrzale i pomagali w małym przemeblowaniu w swoich pokojach.
Wspólnie z rodzicami w szafach i na półkach zrobili miejsce na rzeczy Adasia i
Igi a wujek Sebastian pomógł dostawić łóżka. W niedługiej przyszłości dla
chłopców miało być wyremontowane poddasze. Ula i Marek na pierwsze dwa tygodnie pobytu młodych
Jareckich w ich domu wzięli wolne. Rodzeństwo tak jak przewidywała pani psycholog
z początku było nieśmiałe i zamknięte w sobie. Budzili się również w nocy z
płaczem a Iga moczyła się. Dobrzańscy i Julka tulili ich wtedy i usypiali. Karolina
i Sebastian natomiast zachęcali ich do zabawy, dawali własne zabawki.
Przychodzili również rodzice Marka z Agnieszką i cała piątka bawiła się razem.
Agnieszką zainteresowali się nawet, bo miała inny kolor skóry i też wychowywała
się bez matki i ojca. Z czasem dzieci stawały się coraz śmielsze i otwarte i przylgnęli
do nowej rodziny. Adaś był spokojnym
chłopcem i Sebastian przy nim stał się bardziej zrównoważony. Nie rozkręcał już zabawek i innych rzeczy i
nie robił doświadczeń tylko oglądał z nim książki albo telewizję na
interesujący go akurat temat. Iga
natomiast całkowicie oddała się Karolinie i pozwoliła, aby ta mogła niańczyć ją
i bawić się w dom. Jeździli z nimi również
na cmentarz i do drugiej babci, a ciocia Julka przylatywała do nich raz w
miesiącu. Było to nawet częściej niż przyloty Pauliny. Po tym, co powiedziała
córce o Uli jej kontakty z Dobrzańskimi jeszcze bardziej ochłodziły się a
Agnieszka już całkiem przestała tęskniła i mówić o matce.
Jakiś czas później.
Ula
zadziwiała Marka zawsze, ale teraz szczególnie. Jego żona prowadziła sama dom, zajmowała się
dziećmi, miała czas dla siebie i dla niego, wieczorami nie była zmęczona, zawsze
pięknie wyglądała i do tego chodziła do pracy. Niedawno wygrała konkurs na
jednego z dyrektorów banku i zajęła stanowisko pana Jareckiego. Dla Marka najważniejsze
było to, że nie zmieniła się od czasu jak poznali się. Ciągle była dobra, miła,
uśmiechnięta. Wieczorami, gdy dzieci już spały mieli czas tylko dla siebie.
-Kochanie,
mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa?–zapytał ją Marek któregoś późnego wieczora,
gdy zaglądali do pokoju Igi i Karoliny a później Adasia i Sebastiana.
-Bardzo
szczęśliwa i nic więcej do szczęścia nie jest mi potrzebne - odparła radośnie
patrząc na śpiące swoje dzieci. – Moje marzenia się spełniły kochanie w stu
procentach. Mam ciebie, dzieci, ogródek,
psa, kota. Mam nawet więcej, bo mam jeszcze myszki Adasia.
KONIEC
***************************************************************
Do miłego zobaczenia w połowie lipca. Około 15 czerwca może
będzie miniaturka. 100% nie daję.
Zdradzę, że w kolejnym opowiadaniu tj. „Życie na niby” Marek w 2
lub 3 części dopuści się kłamstwa a po pięciu latach będzie mieć z tego powodu
małe kłopoty. I coś, czego jeszcze chyba nie było. Matka Marka z domu nazywać
się będzie ……? Na początku mowa będzie też o firmie Grubiańscy& Dobrzańscy
oraz pojawi się wątek asystentka –szef. Ula podobnie jak w tym opowiadaniu F&D
pracować nie będzie. To tyle zapowiedzi.
Pozdrawiam i cierpliwości.