+ 18
Od
czasu wyjazdu Marka z Rysiowa minęło trzynaście dni i trzy godziny. Tyle też
czasu Ula nie widziała się z nim. W tym czasie rozmawiali tylko parę razy przez
telefon. Były to jednak typowo koleżeńskie rozmowy z pytaniami typu, co nowego.
Wiele razy za to o nim myślała, chociaż
próbowała myśli odganiać i odkochać się. Nic jednak z tego nie wychodziło i
dalej marzyła o czymś, co miało się nigdy nie spełnić. Dzisiejszego ranka, choć
było to trudne to zadzwoniła do niego również z życzeniami z okazji zaręczyn. Przez resztę dnia chodziła bez humoru a na sam
wieczór przygotowała sobie mega paczkę chipsów, colę i dużą ilość chusteczek
higienicznych. Zamierzała spędzić go przy telewizorze oglądając melodramaty. Na
żadną komedię, a zwłaszcza komedię romantyczną nie miała ochoty, bo jej humor
dzisiejszego dnia był daleki od radosnego. Innego pomysłu na spędzenie wieczoru
niż oglądanie filmów też nie miała. Zwłaszcza, że w domu miała być sama. Po ósmej zawinęła się koc i włączyła
DVD. Na początku pierwszego filmu
zadzwonił dzwonek do drzwi. Włączyła pauzę w odtwarzaczu i poszła otworzyć.
Była pewna, że to Maciek wpadł do niej przed pójściem na randkę albo sąsiadce
pani Dąbrowskiej znowu zabrakło soli albo czegoś innego. Zamiast jakiejś znanej
twarzy zobaczyła rękę z bukietem kwiatów. Róż i margaretek. Właściciel ręki schowany był
za ścianą.
-Maciek
idź lepiej do Agaty-rzekła smętnym głosem. — Nawet kwiaty mnie nie rozweselą.
-To
nie Maciek-usłyszała i zobaczyła wychyloną poważną twarz Marka. — Cześć Ula.
-Marek?
Co ty tu robisz?- dziwiła się. — Dzisiaj są przecież twoje zaręczyny.
-Są.
To znaczy były. Nie mogłem zaręczyć się. Mogę wejść?- mówił krótkimi zdaniami.
-Pewnie-odparła
otwierając szerzej drzwi. — Kawy, herbaty?
-
Chętnie napiję się kawy. A to dla ciebie- rzekł podając jej bukiet i
bombonierkę.
-Dziękuję
– uśmiechnęła się wąchając kwiaty. — Są piękne, takie jak lubię a czekoladki
mogą dzisiaj się przydać. Rozgość się a
ja pójdę zrobić kawę i ubrać się w coś innego. Przyjmować gości w kapciach w
króliczki i podomkę w gwiazdki nie bardzo wypada- dodała znikając w kuchni.
Już
przekręcając kluczyk w stacyjce wiedział, gdzie pojedzie i miał nadzieję, że
zastanie kogoś w domu. Zwłaszcza Ulę miał nadzieję zastać, bo chciał
porozmawiać z nią. Przez ostatnie dwa tygodnie czasami wracał pamięcią do ich
rozmów i czasu spędzonego w Rysiowie i teraz tego właśnie potrzebował. Po
drodze wstąpił jeszcze do kwiaciarni. Pamiętał, że Ula lubi róże i margaretki i taki
bukiet wybrał dla niej. W stoisku obok zaopatrzył się jeszcze w bombonierkę dla
reszty rodziny i ruszył w dalszą drogę. Przed furtką spotkał Jaśka chwilę z nim
rozmawiał i od niego dowiedział się, że Ula jest sama i będzie sama, bo on
idzie na osiemnastkę, a ojciec z Beatką wraca nazajutrz.
W
czasie, gdy Ula była zajęta w kuchni to uruchomił wyłączony telefon i zadzwonił
do Sebastiana. Tak jak przypuszczał miał sporo nieodebranych połączeń i SMS-ów.
Od przyjaciela właśnie i rodziców. Konfrontacji z rodzicami bał się najbardziej
i już wyobrażał sobie, co może się stać. Ojciec będzie zły i zacznie mówić w
samych superlatywach o Aleksie, a matka będzie rozpaczać nad ukochaną Paulinką.
Dzisiaj nie zamierzał z nimi rozmawiać. Chciał tylko wykonać jeden szybki telefon
do Sebastiana i wyłączyć telefon ponownie.
- W
końcu odzywasz się stary- rzekł po przywitaniu się Olszański. — Niezłą akcję
odstawiłeś. — Niczym we filmie akcji. A te liczenie gości to już majstersztyk.
- Seba
w ostatniej chwili coś mnie tknęło- rzekł z uwydatnieniem. — Gdy Paulina wyskoczyła z tymi śmiesznymi
teatralnymi westchnieniami i tym falstartem pomyślałem sobie, że moje życie nie
może tak wyglądać. W dodatku ci wszyscy nieznani mi goście ze sztucznymi
uśmiechami.
-Fakt
towarzystwo jak na przyjęciu u królowej angielskiej-zaśmiał się Olszański. — Tylko, że po Włosku gadali.
-A,
co było po moim odejściu? –zainteresował się.
— Rodzice bardzo źli?
-
Nie wiem, bo nie rozmawiałem z nimi. Razem z Pauliną i Aleksem zniknęli w
jednym z pokoi. Ale głos Pauliny można był słyszeć w całym salonie. Nieźle po
tobie jechała. Chwilę później twój ojciec wyszedł i
wszystkich grzecznie przeprosił i wyprosił. Po piętnastu minutach było pusto-zrelacjonował
mu pokrótce. — Wesoło nie będziesz mieć. A gdzie ty teraz w ogóle jesteś?
Możemy spotkać się gdzieś na mieście i porozmawiać. Przechować cię nie mogę, bo
jest Wiola u mnie i jest cięta na ciebie, delikatnie mówiąc. Zresztą to byłoby
pierwsze miejsce gdzie szukaliby cię. To gdzie ty jesteś?
-U Cieplaków-
odparł tak, aby brzmieć jak najbardziej obojętnie i unikając słowa u Uli. Przyjaciel
wiedział o tym, co zaszło w Rysiowie i chciał oszczędzić tematu o nowym
otwarciu.
-Świetna
kryjówka Marek-odparł mu tymczasem Sebastian bez jakichkolwiek aluzji. — Jakby cię szukali to na pewno nie tam, a ja
będę cię krył.
-Dzięki Seba. Jurto, gdy będę we Warszawie to zadzwonię, spotkamy
się i pogadamy na spokojnie. Teraz nie chcę rozmawiać. Chciałem dać znać tylko,
że żyję.
-Ok.
Marek- odparł lakonicznie Olszański nie wchodząc w szczegóły. — Ja
również nie za bardzo mogę. Wiola kończy kąpać się i lepiej żeby nie wiedziała,
że rozmawiamy.
Umówili
się jeszcze na dzień jutrzejszy na obiad w ich ulubionej knajpce, pożegnali i rozłączyli.
Marek wyłączył też całkiem telefon. Nie chciał, aby w rozmowie coś im
przeszkadzało.
Ula
wkrótce z kuchni wróciła i przyniosła dla niego kawę a dla siebie zieloną
herbatę. Będąc tam zastanawiała się, co się takiego stało, że zaręczyny nie
odbyły się. Po nastawieniu czajnika wróciła nawet do pokoju, ale Marek
rozmawiał z Sebastianem to odeszła.
- To przeze mnie, prawda - stwierdziła cicho
kładąc tacę na stół. — Tyle ci nagadałam o życiu bez miłości.
-Nie
to nie twoja wina- zaprzeczył natychmiast. — Ja sam doszedłem do tego, że życie
z Pauliną byłoby porażką. Przez ostatni miesiąc i dzisiejszy wieczór nazbierało
się wystarczająco dużo spraw, żeby zrozumieć, że to się nie uda i żeby rzucić
ją. Zresztą całe te dzisiejsze przyjęcie
było jakimś koszmarem i nieporozumieniem-zaczął opowiadać jej niedawne
wydarzenia. — Najpierw okazało się, że Paulina oszukała mnie i zaprosiła dwa razy
więcej gości niż myślałem, a później dwa razy podchodziłem do tego, żeby
poprosić ją o rękę i za każdym razem zdążyłem powiedzieć tylko słowo Paula. Za każdym razem coś przeszkodziło mi przed
zadaniem jej tego najważniejszego pytania. Za pierwszym razem przerwał nam kamerzysta, bo
skończył mu się film a za drugim razem sama Paulina sprawę załatwiła. Zdążyłem
powiedzieć tylko Paula, a ona westchnęła stwierdziła, że pierścionek jest
piękny i wyjdzie za mnie. Tak bardzo spieszyła się, że nie poczekała na moje
pytanie, czy wyjdzie za mnie tylko wystrzeliła z tym falstartem. To było tą przysłowiową
przelaną kroplą wody i znak, że nie powinienem oświadczać się. Coś wstrząsnęło
mną i przerwałem tę farsę. W dodatku ci wszyscy jej goście, elita Mediolanu-
mówił z wyraźną wzgardą. — Patrzyłem na te nadęte miny i przyklejone uśmiechy,
rewie mody i kiczu i zastanawiałem się, co ja tu robię. Chwilę pobyłem tam
jeszcze, policzyłem moich znajomych, coś tam wyjaśniłem i wyszedłem.
-Bardzo
odważnie Marek-odparła, bo nie bardzo wiedziała, co ma powiedzieć. —Tylko, że możesz
mieć teraz kłopoty.
-Tylko
tyle?- dziwił się. — Odważnie, kłopoty. Myślałem, że powiesz, że dobrze
zrobiłem nie wchodząc w związek bez miłości.
-Bo
dobrze tylko sposób był bardzo drastyczny-próbowała tłumaczyć.
-Ula
w ostatniej chwili się opamiętałem i nie miałem czasu na zastanawianie się-
tłumaczył jej to samo, co niedawno Sebastianowi. — Zresztą, co by to dało, gdybym wyszedł do
pokoju i tam rzucił ją. Goście i tak zorientowaliby się, że jest coś nie tak.
Chociaż nie. Paulina wyszłaby i z uśmiechem oznajmiłaby, że narzeczony źle się
poczuł, a tak wszystko jest jasne. Teraz tylko spakuję ją i tylko firma będzie
nas łączyć. To, co powinno nas wyłącznie łączyć od dawna.
- No
nie wiem, czy tak łatwo będziesz mieć-mówiła posępnym głosem. — Porzucona kobieta zdolna jest do
wszystkiego. Zwłaszcza z takim charakterem jak ona.
-Ty
to umiesz człowieka pocieszyć- mruknął z rozczarowaniem pod nosem.
-Ale
dobrze zrobiłeś- dodała szybko i pewnie. — Nie wpakowałeś w coś co nie miało
przyszłości, nie byłeś przekonany, byłbyś nieszczęśliwy, żałowałbyś tego do
końca życia, było bez miłości- rzucała argumentami. — Musisz tylko przetrwać
ten najgorszy okres.
-To
właśnie chciałem usłyszeć Ula, że dobrze zrobiłem- wyraźnie ożywił się. — A o tym, co będzie na razie nie chcę myśleć. Jutro
będę się o to martwił. Co oglądasz?-
spytał widząc ciągle włączony na pauzie telewizor i zmieniając temat. — Chętnie obejrzę coś. Jakąś dobrą Polską komedię
na przykład.
-To
raczej nie zainteresuje cię, bo to jest melodramat- odparła wyłączając DVD. — O
nieszczęśliwej i niespełnionej miłości.
-Fakt
nie mój gatunek- przytaknął. — Ale dziwne, że ty to oglądasz. Myślałem, że
wolisz komedie romantyczne. Tyle razy mówiłaś mi o miłości.
-
Mówiłam, ale nigdy też nie mówiłam, że miłość jest tylko szczęśliwa- odparła
wzruszając ramionami. — Czasami z
różnych powodów zdarzają się nieszczęśliwe miłości. A komedii romantycznych to
nie bardzo lubię. Wszystko jest tam przesłodzone.
-Czyli
twardo stąpasz po ziemi czekając na miłość i tego jedynego?- zapytał
spoglądając na nią uważnie.
-Mniej
więcej- odparła unikając jego wzroku.
-A jak
już poznasz kogoś to skąd będziesz wiedziała, że to jest właśnie miłość i że to
jest ten ktoś jedyny?- drążył temat i nie spuszczając z niej wzroku.
-Bo
to się czuje i zapewniam cię, że miłości z niczym inny nie da się pomylić-mówiła
pewnie próbując nie zwracać uwagi na to, że przygląda się jej ustawicznie. — Jeśli kiedyś cię dopadnie miłość, to będziesz
chciał z tym kimś spotykać się, będziesz tęsknić, chciał być na dobre i na złe,
przytulać się zasypiać i budzić się obok, a nie tylko iść do łóżka. Mój tato powiedział mi kiedyś, że najgorsze
chwile po śmierci mamy były właśnie w nocy, gdy chciał objąć żonę, a miejsce po
jej stronie było puste.
-Czyli
wierzysz w miłość i związek do grobowej deski? –stwierdził bez wiary. — Mi trudno
jakoś w to uwierzyć. Może w czasach, gdy
ślub brali twoi i moi rodzice to były takie związki, ale teraz nie ma takich
idealnych związków. Zawsze może zdarzyć się znudzenie, rutyna, zdrada.
- Marek
jak jest prawdziwa miłość to jest wierność, uczciwość to, że się chce być z tym
kimś do końca życia. Z definicji to
wynika. Trzeba tylko dbać o związek. Tato zawsze pamiętał o rocznicach,
przynosił kwiaty bez okazji, drobne prezenty, wychodził z mamą na romantyczne
spacery, mówił komplementy, rozmawiał. Małe gesty a tak dużo znaczyły.
-
Tego mi właśnie zabrakło w związku z Pauliną-wyznał posępnie. — Zamiast
spacerów wolała elitarne przyjęcia albo swoje przyjaciółki, drobiazgi to tylko biżuteria,
kwiaty i komplementy też były złe, bo węszyła w tym podstęp.
-Po
prostu nie pasowaliście do siebie- próbowała usprawiedliwić ich.
-Delikatnie
mówiąc-odparł lekko sarkastycznie. — Jak
ja w ogóle mogłem tak żyć przez siedem lat?- pytał sam siebie z niedowierzaniem.
—Ktoś inny wykończyłby się nerwowo. I
pewnie byłoby tak gdyby nie klub i Sebastian.
- Spokojnie
Marek –rzekła biorąc go za rękę. — Masz to już za sobą a za jakiś czas poznasz
kogoś i zapomnisz-dodała z optymizmem.
-
Nie, nie Ula –studził jej zapędy. —
Związków to ja na razie mam dość i nie planuję w najbliższej przyszłości. Mogę
przenocować u ciebie?- zapytał zmieniając temat. — Nie bardzo mam gdzie iść.
-Pewnie,
że możesz-odparła bez wahania. — Pościelę ci w pokoju Jasia. Ale jest jeszcze
wcześnie to obejrzymy sobie coś w telewizji. Programów mamy od liku to na pewno
znajdziemy coś ciekawego, co zadowoli nas oboje.
Przed snem, aby lepiej mu się spało, zaparzyła
mu melisę z miętą. Zasnąć i tak długo nie potrafił i rozmyślał. Nie żałował
tego, co zrobił i teraz myślał o tym z satysfakcją, że jest to kara za
awantury, śledzenie i inne umilanie mu życia. Ula również nie spała i choć było
to bardzo egoistyczne to cieszyła się, że się nie zaręczył. Nad ranem, gdy
wstała, aby uprzedzić brata, że w jego pokoju śpi Marek, zajrzała do niego. Spał już smacznie na boku. Podeszła do niego
delikatnie odgarnęła grzywkę i pocałowała w czoło. Przy łóżku znalazła też pudełko z
pierścionkiem. Był z białego złota z dużym brylantem i zdecydowanie nie w jej
guście. Rano spał długo, bo do dziesiątej później odświeżył się, zjadł
śniadanie z Ulą i Jasiem i pojechał do Warszawy na spotkanie z Sebastianem. Przyjaciel dobrych wieści dla niego nie miał,
bo od Wioletty wiedział, że Paulina już odgrażała mu się za te poniżenie. Plotkarskie portale, bowiem nie próżnowały i już
zajęły się wydarzeniami z zaręczyn.
Wszystko wskazywało też na to, że będzie to dla brukowców temat numer
jeden w najbliższych numerach gazet. Prawie, dokładnie tak jak chciała tego
Paulina.
Do
domu wrócił popołudniu. Uprzedzony przez przyjaciela wiedział, że łatwo nie
będzie z Pauliną i rodzicami i że będzie musiał zmierzyć się z tym. Pauliny na
szczęście nie było, ale to co zastał przeszło jego najgorsze wyobrażenia. Cały
dom wyglądał jakby przeszedł przez niego huragan. Na podłodze leżało porozbijane
szkło, książki, jego zniszczone koszule, wyrzucone inne rzeczy, kanapy pocięte,
krzesła przewrócone. Nawet telewizor był zniszczony. Z szafy zniknęły natomiast ubrania Pauliny i
biżuteria. Dom był jego i nie zamierzał puścić tego płazem i zadzwonił na
policję. Tak samo jak nie zamierzał
oddawać jej tych wszystkich błyskotek, które podarował jej. Miał nawet pomysł
jak je odzyskać. Wystarczyło tylko zaszantażować ją, że opowie prasie o tym, co
zrobiła a co wiązałoby się z wykluczeniem z towarzystwa. Półgodziny później usłyszał
dzwonek do drzwi. Był przekonany, że to policja przyjechała, ale zamiast nich
zastał na progu rodziców.
-W
końcu jesteś- zaczęła matka bardziej uprzejmym tonem niż myślał. Nie czekając
też na zaproszenie rodzice minęli go i weszli do środka. —Od wczoraj próbowaliśmy
dodzwonić się do ciebie i przyjeżdżaliśmy tutaj, co jakiś czas. W końcu
poprosiliśmy twoją sąsiadkę, żeby powiadomiła nas, kiedy pojawisz się.
-A, co was tu sprowadza?- zapytał cynicznie.
-Marek
nie udawaj idioty- odezwał się ostro ojciec –.
— Wiesz dobrze, co. To, co zrobiłeś było...
- Boże
drogi, co się tu stało?– przerwała mu Helena w pół zdania rozglądając się po
salonie. — Paulina to wszystko zrobiła?
-Włamanie
to raczej nie było-odparł ironicznie. — Wybaczcie, że nie proszę żebyście
usiedli, ale jak sami widzicie nie ma nawet gdzie.
-Sam
jesteś sobie winny Marek- odezwał się ponownie ojciec podnosząc jedno z krzeseł
dla żony. — Mogłeś załatwić to po cichu
a nie przy wszystkich.
-To
była chwila tato-odparł tym samym, co Sebastianowi i Uli.
-Wczoraj
Paulina odgrażała się, ale nie myśleliśmy, że mówi to poważnie- oznajmiła mu matka.
— Po twoim wyjściu zaczęła mówić jak
bardzo została ośmieszona, poniżona, że zniszczyłeś jej marzenia i plany. Epitetów, jakimi zostałeś obrzucony to nawet
nie będę powtarzać. Nigdy jej takiej nie widziałam, chociaż miała prawo tak
zachować się. Marek to, co zrobiłeś było świństwem- mówiła głosem nader
spokojnym.
-Tylko
tyle? Świństwo? Żadnych wyrzutów, ani potępienia? –dziwił się.
-
Synku, Paulina przez dobry kwadrans wylewała swoje żale, słowa upokorzenia i
nienawiści, ale ani razu nie wspomniała o miłości do ciebie- kontynuowała
Dobrzańska. — O tym, co powinna przede
wszystkim mówić. W końcu ojciec spytał ją, gdzie jest w tym wszystkim miłość do
ciebie.
- Na
początku oczywiście zaczęła mówić o miłości, ale to nie była rozpacz zakochanej
kobiety, która utraciła właśnie miłość swojego życia- przejął relacjonowanie
poprzedniego dnia ojciec. — W końcu wykrzyczała nam w twarz, że nigdy cię nie
kochała i była z tobą ze względu na wygodne życie, z egoizmu żebyś nie był z
inną i żeby nie została wystawiona na pośmiewisko, że po tylu latach związku
mielibyście się rozstać. Chciała zawładnąć tobą. Śmiała się nam w twarz, że okłamywała nas
przez cały czas i udawała ukochaną córeczkę, żeby móc mieć nas po swojej
stronie.
- Nie
wiem, co powiedzieć-wyraźnie był zaskoczony. — Ona naprawdę to wszystko
powiedziała?
-Tak-odparła
matka. — Pomyliliśmy się, co do niej. Traktowaliśmy jak córkę a ona zakpiła z
nas. Chodziło jej tylko o pozycję i nazwisko.
-To
akurat wiedziałem-rzucił ku zdziwieniu rodziców.
-I
pomimo tego chciałeś z nią być-dopytywał ojciec. — Kompletnie nie rozumiem was-kręcił z
dezaprobatą głową. — Wiedzieliśmy z matką, że kłócicie się, ale myśleliśmy też,
że jest uczucie między wami.
-Może
było kiedyś na początku zauroczenie, ale nie teraz- oznajmił błaho.
-To,
dlaczego z nią byłeś Marek?- dopytywała się tym razem matka.
- Właśnie
z tych powodów, o których mówiłem wczoraj- mówił beztrosko wzruszając ramionami.
— Firma, znajomi, przyzwyczajenie, wy
tego chcieliście. Może jeszcze z wygodnictwa, żeby nie szukać nikogo innego – dodał
na koniec.
-
Głupszego powodu to już nie mogłeś sobie wymyślić- podsumowała go rodzicielka. — Wygodnictwo. A, co zamierzasz z tym zrobić? –zapytała patrząc
na salon.
-
Zgłosiłem na policji. Już tu jedzie.
-Nie
wiem czy to dobry pomysł- rzekł ojciec. —Zrobiła to w afekcie. Może jeszcze
bardziej mścić się.
-To
ją nie usprawiedliwia tato-wtrącił stanowczo. — Równie dobrze z afektu mogła mnie pobić albo
zabić. Zdania nie zmienię.
-Skoro
tak uważasz-odparł ugodowo, bo wiedział, że syn może mieć rację. — Ale uważaj
na siebie synu. Bądź, co bądź my z mamą jesteśmy z tobą. Przyjechaliśmy zresztą
powiedzieć ci to i przyznać się, że wczoraj niesłusznie mieliśmy do ciebie
pretensje.
-O!?-
tą jedną samogłoską podsumował całą wizytę rodziców oraz swoje uczucia. — Spodziewałem się raczej awantury i oskarżeń-
dodał z wyraźnym zadowoleniem.
-Jesteś
przecież naszym jedynym synem i nawet gdyby to wszystko z Pauliną nie wyniknęło
i nie odkryła swojego prawdziwego oblicza, to i tak pozostałbyś nim- zapewniała
Dobrzańska obejmując syna. —Paulina jest a raczej była dla nas ważna, ale ty
zawsze byłeś i będziesz najważniejszy. Pamiętaj o tym.
- Ja
też was bardzo kocham-odparł po chwili ze wzruszeniem przytulając się do
rodziców.— Będę mógł zatrzymać się u was na parę dni?- zapytał spoglądając na
salon. — Sypialnia lepiej nie wygląda.
-Oczywiście,
że możesz- odparła matka a ojciec zgodził się z nią. — Tak długo jak będziesz
chciał.
Policja
przyjechała chwilę później. Spisali zeznania od całej trójki, porobili zdjęcia,
spytali o ewentualnych sprawców i umówili się na następny dzień na posterunku. Dzień później Marek złożyć obszerniejsze
zeznania i przyniósł swoje oszacowanie strat. Paulina również była już
przesłuchana i przyznała się do wszystkiego z wielką satysfakcją, jak powiedział
mu komisarz prowadzący sprawę. Zatrzymali ją w domu u brata jak szykowała się
na lotnisko a brat o całym zajściu nie wiedział i był mocno zdziwiony
pojawieniem się policji. Po wizycie na komisariacie poszedł jeszcze do salonu
jubilerskiego oddać uciążliwy drobiazg. W ramach zwrotu kupił drobne kolczyki z białego
złota z szafirem. W przyszłości i z jakiejś dobrej okazji chciał podarować je
Uli.
W
środę rano zadzwonił do niej i zaprosił na kawę po pracy. Była zdziwiona, bo do tej pory nigdy jej tego
nie zaproponował, ale zgodziła się natychmiast. Od tej pory ich spotkania
koleżeńsko- przyjacielskie stały się częstsze.
Przez cały sierpień przynajmniej raz, dwa razy w tygodniu po pracy wychodzili
na kawę i spacer, a później odwoził do domu. Dużo ze sobą rozmawiali i szybko
okazało się, że w wielu sprawach na życie myślą podobnie i mają podobne gusta.
Niestety, ale Ula wiedziała też, że weekendowe popołudnia i wieczory spędza w
klubie. Próbowała nie myśleć o tym, co tam robi i nie być zazdrosna i cieszyć
się z ich spotkań. Dla niej te wspólne
wyjścia były tylko zwykłymi spotkaniami i aż.
Spotykała się z nim, chociaż wiedziała, że do niczego to nie zaprowadzi.
Innego zdania był Cieplak, który przychylnie patrzył na Marka, i widział szansę
dla córki na zamążpójście i na zięcia dla siebie. Ula, choć marzyła dokładnie jak ojciec to musiała
studziła jego zapały. W połowie miesiąca razem z Maćkiem świętowali również jego
zwycięstwo w konkursie na prezesa firmy.
Dwaj eksperci z trzech wybrali jego projekt, jako lepiej rokujący. Sukces
Marka połączyli z otwarciem firmy MADS-on.
Marek
ze spotkań z Ulą wynosił równie dobre wrażenia i spotkania z nią sprawiały mu
radość. Nie pamiętał, aby z jakąś inną dziewczyną tak dobrze mu się rozmawiało.
Mógł porozmawiać z nią niemal o wszystkim w przeciwieństwie do innych
dziewczyn, które zbyt inteligentne nie były.
Przyłapał się nawet na tym, że już przy pożegnaniu tęsknił i cieszył się
na kolejne wyjście. Nic nawet
szczególnego nie zrobiła, aby zainteresował się nią. Wystarczyło, że patrzył i
rozmawiał. Ula była mądra, ładna, dogadywali się, dobra w łóżku, choć drugiej okazji
nie miał, ale liczył, że taka się zdarzy.
Miała wszystkie te cechy, które mu były potrzebne do udanego związku
oraz te, które Ula uważała za ważne.
Przeze ostatni tydzień sierpnia myślał nawet nad tym, aby umówić się z
nią na poważnie na randkę. Myśli te
jednak odganiał, bo przecież nie zamierzał tak szybko wchodzić w kolejny
związek. Piątek ostatni dzień sierpnia zmienił
to jednak. Maciek całkiem przypadkiem
podczas bytności u niego we firmie wspomniał o analityku z banku Uli, który
pojawił się nieoczekiwanie obok niej i zainteresował się nią.
Zaproszenie
na sobotę do kina i na kolację zaskoczyło ją mocno i przez resztę dnia i prawie
całą sobotę zastanawiała się, z jakiego powodu Marek zaprasza ją. Tłumaczyła to
sobie tym, że ostatni raz widzieli się w poniedziałek, bo od września Marek miał
przejąć obowiązki prezesa i razem z ojcem siedział niemal do wieczora we firmie
i chciał w ten sposób nadrobić stracony czas. Marek natomiast przez telefon nie chciał mówić
jej o powodach wyjścia, bo bał się, że może się nie zgodzić.
W Rysiowie
zjawił się przed siedemnastą, chwilę porozmawiał z Jasiem i Beatką i wkrótce,
gdy Ula dokończyła makijaż poszli do auta. Dopiero w samochodzie powiedział jej
o swoich planach. W schowku miał też schowany
mały romantyczny bukiet stokrotek i fiołków.
-Ula,
co powiedziałabyś na to, gdybym powiedział ci, że to nie jest spotkanie
koleżeńskie tylko randka-oświadczył jej dając jej wiązankę kwiatków.
-A
jest?- próbowała zapanować nad głosem.
-A
chciałabyś?- zapytał całując w dłoń.
-Tak
Marek- odparła nieśmiało.
-W
takim razie Ula zapraszam cię na randkę- rzekł uśmiechając się.
-A
skąd nagle ta propozycja?- zapytała patrząc na niego uważnie.
-Podobasz
mi się, lubię z tobą rozmawiać- mówił z lekkością. — To chyba na początek
wystarczy.
-Chyba
tak-poparła go odwzajemniając uśmiech.
-Było
nawet łatwiej niż myślałem- dodał przygryzając wargę. — Bo tak naprawdę, to jesteś pierwszą kobietą,
której proponuję randkę.
-Żartujesz-spojrzała
podejrzliwie.
-Nie
Ula- zaśmiał się. — Chociaż mam już
trzydziestkę to omijało to mnie jakimś cudem. Nie licząc oczywiście tych w
młodości i we wczesnym liceum to pierwszy raz umawiam się. Nawet z Pauliną nie wychodziłem. Jakoś tak automatycznie staliśmy się
parą. W kolejnych latach umawiałem się
na kolejne spotkania z różnymi dziewczynami, ale nigdy nie traktowałem tego w
kategorii randek i kończyło się w łóżku, jak zapewne domyślasz się. Dopiero teraz
tak na poważnie.
- Zawsze
musi być ten pierwszy raz-odparła zadowolona, że jest tą pierwszą. Miała też nadzieję, że będzie tą ostatnią i docelową.
Randka
z Markiem była wspaniała. Najpierw wcześniejsza kolacja a później kino. Był też
czas na krótki spacer po parku. To był najbardziej romantyczny dla Uli punkt
spotkania. Chodzili po alejkach jak inne pary trzymając się za ręce albo
obejmując się. Na randce o niczym szczególnym nie rozmawiali. O filmie,
dzieciństwie, jednej i drugiej firmie. Ula nawet jakiś szczególnych deklaracji
miłości nie spodziewała się usłyszeć, bo dokładnie wiedziała, że jest to ich
pierwsze takie spotkanie i za wcześnie na wyznania. Randkę i bez tego uważała
za udaną i gdy przed północą zaparkował przed jej domem była szczęśliwa.
-Ula
nie wiem jak to jest, gdy para zaczyna chodzić ze sobą i czy od razu wie się,
że się chce być razem, ale jedno wiem, że chciałbym to powtórzyć- mówił z
przekonaniem w głosie.
-Czy
to znaczy, że proponujesz mi chodzenie?- chciała upewnić się.
-Chyba
tak Ula. To znaczy tak- szybko poprawił się. — Na
jutro, co prawda jestem już umówiony z rodzicami na popołudnie i wieczór, bo
obiecałem im to już dawno temu, ale chętnie spotkam się z tobą w poniedziałek
po pracy? Moglibyśmy pójść do Książęcej
coś zjeść i może na wystawę Titanica. Mam bilety.
-Brzmi
wspaniale- odparła z biciem serca.
- W
takim razie jesteśmy umówieni- rzekł uśmiechając się. — W poniedziałek po
siedemnastej pod twoim bankiem-sprecyzował. — Zadzwonię zresztą do ciebie
jutro. A za dzisiaj dziękuję. Było bardzo miło.
-To
prawda i również dziękuję- odparła odpinając pas bezpieczeństwa. — Pójdę już- dodała i zastanawiała się, jak
pożegna się z nią. Czy tylko słownie,
czy może pocałuje? Chwilę później wychylił
się i pocałował na pożegnanie w policzek.
- Pa
Ula- dodał również.
-Pa- odparła, otworzyła sobie drzwi i pobiegła
do domu.
Wieczorem,
gdy kładła się spać ciągle nie mogła uwierzyć w to, że Marek zaproponował jej
chodzenie i była z nim na randce. Wiedziała też, że to jeszcze nic nie znaczy,
bo znała go, wiedziała co myśli o takich związkach i jaki jest niestały w
uczuciach. Miała tylko nadzieję, że nie jest to
jego gra na zaciągnięcie ją do łóżka.
Markowi na randce podobało się również.
Uważał, że było dokładnie tak jak powinno być na takim spotkaniu. Romantycznie,
miło, naturalnie a czas pokaże czy coś z tego będzie i skończy się miłością i
ślubem. Pewny był tego, że to co jest
teraz między nimi jest jak najbardziej prawdziwe i że na początek starczy.
Kolejne
dni nie wskazywały na to, aby Marek zmienił zdanie i spotykali się prawie
codziennie. Wychodzili na kawę, lunch, kina. Ula zaprowadziła go również nad
Wisłę w miejsce, gdzie lubiła chodzić, na zapiekanki, których jak mówił nigdy
nie jadł i do palmiarni. Marek zajął się wyjściami tymi bardziej
zobowiązującymi. Jako prezes miał sporo zaproszeń na różnego rodzaju premiery,
wystawy i inne imprezy tego typu i wydarzenia kulturalne. Polubił nawet te wyjścia. Było na nich
całkiem inaczej niż w przypadku, gdy wychodził na nie z Pauliną, która wszystko
robiła na pokaz, pchała się przed kamery i ciągle chciała błyszczeć. Oni woleli
ten czas spędzić sami nie pchając się na pierwszy plan i tylko, gdy wymagała
tego sytuacja i aby nie uchodzić za gburów wchodzili w kontakt z innymi osobami.
Znajomi Marka zaakceptowali ją szybko i ku jej zadowoleniu, bo bała się, że
mogą traktować ją z rezerwą, bo do ich sfer nie należała. Również Dobrzańskiej
się spodobała. Jednej niedzieli Marek z ojcem zabrali ją do Rysiowa na
popołudnie, aby mogła odwiedzić dawno niewidziane, ale znane jej miejsca.
Ich związek trwał już miesiąc i z każdym dniem
nabierał rumieńców. Coraz więcej o sobie wiedzieli i pozwalali sobie na odważniejsze
czułości, a nie tylko na pocałunki na powitanie i pożegnanie. Markowi w takim
nowy dla niego związku, w którym łóżko pierwszej roli nie grało, było całkiem
dobrze i nieraz przyłapywał się na myśli, że może takiej kobiety szukał dla
siebie. Z przeciętną urodą, ale za to dobrej, inteligentnej i rodzinnej. I choć ciągle nie wiedział, czym objawia się
miłość, bo zakochany tak prawdziwie nigdy nie był to wiedział, że ma dość
kobiet kategorii Pauliny, modelek i szybkich panienek. Zrozumiał, że były one
puste, wyniosłe i z wrednym charakterem. Ula takich obiekcji nie miała i swoich
uczuć była pewna od bardzo dawna i czekała cierpliwie na zdecydowanie się Marka
w jakąś stronę. Na razie cieszyła się z tego jak jest.
Na
ten dzień Marek miał przygotowaną wyjątkową niespodziankę, lot balonem. Chciał
powiedzieć jej, że chyba zakochał się w niej i podarować jej kolczyki, które
kupił ponad miesiąc temu. Pracę Ula kończyła o siedemnastej a on godzinę
prędzej. Do domu nie opłacało mu się jechać to został we firmie. Parę minut po
czwartej zadzwonił do niego Sebastian z wiadomością, że w banku Uli coś się
stało, bo roi się tam od policji, straży i karetek. Dotarcie tam zajęło mu kwadrans,
ale już z daleka wiedział, że przyjaciel miał rację, bo teren był oddzielony
taśmą a wokół zebrał się tłum gapiów. Z ich relacji dowiedział się, że w banku
jest jakiś szaleniec z bombą, grozi wybuchem i teraz jest tam negocjator. Krótko po siedemnastej było po wszystkim.
Szaleniec wyprowadzony został z budynku a po nim systematycznie wychodzili
klienci i pracownicy. Ula wyszła z tą
drugą grupą i rozejrzała się, bo umówiona była z Markiem przed bankiem. Choć
był tłum to odnalazła go szybko, zanim zdążył przedzwonić do niej. Stał w
oddali w parku pod drzewem w miejscu ich spotkań. Chwilę później tuliła się w jego ramionach.
-Ula
tak bardzo bałem się, że możesz tam zginąć i że nie zdążyłem powiedzieć ci, że
cię kocham- wyszeptał jej tuląc w ramionach.
-
Kochasz mnie?- spytała z niedowierzaniem podnosząc głowę z jego ramion.
-Tak-odparł
ocierając jej łzy spływające po policzku.
— A ty?- pytał z obawą.
-Ja
też cię kocham-wyznała śmiejąc się radośnie.
— Zakochałam się w tobie tego dnia, gdy byliśmy nad zalewem Dębina.
-To
znaczy kochałaś się ze mną z miłości- ni to rzekł ni stwierdził. — Powinienem
to prędzej odgadnąć, że tylko z miłość mogłaś się tak w pełni oddać.
-Inaczej
nie zrobiłabym tego. Mam zasady, że nie zrobię tego z pierwszym lepszym.
-Nie
to co ja w przeszłym życiu-rzekł bez urazy.
-Nie
to miałam na myśli- zaczęła usprawiedliwiać się.
-Wiem
Ula i mogę zapewnić cię, że od czasu, gdy byłem z tobą nie byłem z nikim.
Chodziłem do klubu i nic. Żadna nie spodobała mi się. Paulinę chyba zdradzałem
na złość i aby odreagować. Te wyskoki zniknęły razem z nią. Z tobą jest całkiem
inaczej. Nie mógłbym i nie chcę cię zdradzać. Przysięgam Ula. Kocham cię i chcę
się z tobą ożenić jak najszybciej- mówił patrząc jej prosto w oczy.
-Ale
jak to Marek? – pytała po części jękliwie i z rozradowaniem. — To znaczy
oświadczasz mi się? Znamy się przecież tak krótko.
- Nie
kochanie – zaśmiał się. — Znamy się jakieś dwadzieścia pięć lat tylko nie
widzieliśmy się. Nie mówiłem ci tego
prędzej, ale tato powiedział mi kiedyś, że byłaś pierwszą dziewczyną, którą
zainteresowałem się. Podobno przybiegłem
do ojca zziajany i powiedziałem, że dzidzia inaczej robi siusiu.
-Przepraszam,
że cię zgorszyłam- rzekła z udawaną skruchą i z taką samą miną.
-No
nie wiem Ula czy małe przepraszam wystarczy- zastanawiał się z wyraźną sugestią.
— Kto wie czy to nie wpłynęło na moje
życie negatywnie- dodał czekając na jakąś reakcję Uli.
-Bardzo
przepraszam- dodała z zapytaniem i wspięła się jeszcze na palce i pocałowała w
policzek.
-Tak
zdecydowanie lepiej- odparł usatysfakcjonowany i uwięził w swoich ramionach. — A tak na poważnie to ty byłaś przeznaczona
mi od dziecka a nie Paulina. Z tobą od początku było całkiem inaczej. Ale nie
odpowiedziałaś na moje pytanie. Wiem, że
miejsce i okoliczności nie są najbardziej romantyczne i nie mam pierścionka,
ale nie chcę czekać dłużej. Ula zostaniesz moją żoną?- zapytał ponownie padając
na kolana.
-Tak
wyjdę za ciebie – odparła prosto bez jakichkolwiek teatralnych gestów. — Wstań
tylko z tych kolan. Nie jesteśmy...
Nie
zdążyła dokończyć, bo wstał z kolan objął i pocałował w usta.
- Tylko
nie myśl, że oświadczyłem ci się, dlatego że każda jest lepsza od Pauliny-
rzekł, gdy oderwał się od niej. — Oświadczyłem ci się, bo kocham cię do szaleństwa.
- Wiem
–zapewniła go, gładząc po policzku. — Teraz
zabierz mnie stąd gdzieś daleko.
-Twoje
życzenie jest dla mnie rozkazem kochanie-rzekł czule. — Mam niespodziankę na
popołudnie i wieczór. Zajście w banku zajściem, ale ze swojej niespodzianki nie
zamierzam rezygnować. Musimy tylko pojechać za miasto.
Gdy
wsiedli do auta Ula zadzwoniła do ojca, aby uspokoić go i powiedzieć o
oświadczynach Marak. Po niecałej godzinę jazdy dojechali na miejsce docelowe,
czyli do aeroklubu Aviator. Marek minął pierwszy parking z hangarami i
stojącymi przy nich samolotami pojechał kawałek dalej i zatrzymała się przy
placu z kilkoma balonami.
-Balony?- Polecimy balonem?- zapytała z błyskiem w
oczach.
-
Tak kochanie-odparł z zadowoleniem, że niespodzianka w pełni udała mu się. — Maciek mówił mi kiedyś, że marzysz o tym i
pomyślałem sobie, że to dobre miejsce na randkę. Ale nasz lot mam tak
zaplanowany, aby część z niego była wieczorem, gdy będzie już ciemno. Na razie
zapraszam cię na kolację. Jest tu też mała restauracyjka i zamówiłem stolik na
osiemnastą.
Przed
ósmą oboje wsiedli do dużego kosza i chwilę później odbili od ziemi. Marek
stanął za Ulą i objął czule. Mógł też przyglądać się jej swobodnie.
-
Gwiazda to jeszcze z nieba nie będzie, ale będziemy blisko- szeptał jej do
ucha, gdy unosili się delikatnie.
-Będzie
Marek, będzie-odparła z westchnieniem. —
Zobacz jak pięknie z oddali wygląda rozświetlona już lekko Warszawa.
Wszystko widać jak na dłoni.
-To
prawda-odparł patrząc z zachwytem w zachwyt ukochanej. —Ula planując dzisiejszy
wieczór chciałem ci coś dać-szepnął w ucho wyjmując z wewnętrznej kieszeni małe
pudełeczko i wyciągając je przed Ulę. — Ale pierścionek to jeszcze nie jest, bo
nie myślałem, że dzisiaj ci się oświadczę-dodał otwierając jednym ruchem
kartonik z kolczykami. — Chciałem ci je dać tutaj mówiąc, że zakochałem się w
tobie.
-Naprawdę
chciałeś i tam we Warszawie to nie był impuls, bo mogłeś mnie stracić?- pytała
ze wzruszeniem obracając się do niego.
-Oczywiście,
że nie głuptasku-rzekł tak, że czule, że głuptasek wydawał sie najpiękniejszym
komplementem. — Nie miałbym przecież
kolczyków przy sobie. Mam nadzieję, że podobają ci się.
-Bardzo
i kocham cię - odparła całując go delikatnie w policzek. — Dziękuję.
- I
ja cię kocham. Jak nikogo innego– wyszeptał
z całą miłością i przypatrując się jej.
-Państwo
się nie krępują i pocałują się w usta-odezwał się pan obsługujący balon. — Już
nie raz byłem świadkiem oświadczyn i wyznań miłości. Robiłem nawet, jako
fotograf.
-Właśnie
zrobi pan nam zdjęcie?- zapytał Marek.
-Z
przyjemnością –odparł mężczyzna.
Ula
dla Marka też miała niespodziankę. Decyzję podjęła w balonie, ale chciała
powiedzieć mu o niej dopiero, gdy będą już sami. Gdy Marek odszedł na chwilę,
aby zapłacić zadzwoniła do ojca z wiadomością, że do domu nie wraca.
-To,
co kochanie teraz kurs na Rysiów-stwierdził, gdy wsiadł do auta.
-Nie-
zakomunikowała mu patrząc na niego wymownie. — Zadzwoniłam do ojca i powiedziałam mu, że
nie wracam do domu.
-Czy
to znaczy, że jedziemy do mnie?- zapytał przełykając ślinę.
-Tak-
odparła bez skrępowania. — Chcę się z
tobą kochać.
Do
domu Marka dotarli szybko. Gdy tylko zamknął drzwi wziął ją na ręce i zaniósł
do sypialni a tam przez chwilę wpatrywali się w siebie. Marek jedna ręką
przyciągnął bliżej siebie i zaczął namiętnie całować. Wkrótce jego dłonie
znalazły się na guzikach bluzki i powoli rozpinał je. Ula natomiast zajęła się
jego koszulą i to znacznie szybciej.
Znała już jego pieszczoty i
pocałunki i chciała zaznać tego jak najszybciej. Marek, jednak nie
spieszył się i bawiąc się pieścił jej twarz, szyję, odkryty nieco dekolt. W
końcu postanowiła wziąć się sama do rzeczy i dłonie powędrowały do jego
spodni. Reakcja Marka była
natychmiastowa i pocałunki stawały się coraz bardziej żarliwe, gesty śmielsze a
jej bluzka podzieliła los koszuli i wylądowała na podłodze. Wsunęła mu palce we włosy i przeczesywała je,
a ustami pieściła jego nagi tors doprowadzając do nieopisanej rozkoszy.
Poczynania Uli były tak porażające, że chciał, aby trwało to jak
najdłużej. Drżał przy każdym jej
muśnięciem i dotykiem. On również nie pozostawał dłużny. Pieścił jej piersi, całował ramiona, szyję i
dekolt a resztka ich ubioru i bielizny leżała na ziemi. Na koniec ponownie wziął
na ręce i położył na łóżku. Chwilę później z zachwytem
wpatrywał się w jej zgrabne nagie ciało. Przesuwał dłonie po każdym kawałku jej ciała a ona cichutko
pomrukiwała. Gdy jego
dłonie zmierzały ku kobiecości, zadrżała.
Delikatnie rozsunęła nogi i pozwoliła na te najintymniejsze pieszczoty.
Na efekt swoich poczynań długo nie musiał czekać. Całe jej wnętrze wypełniały
nieopisane uczucia. Spojrzał jeszcze na nią i jednym szybkim ruchem wszedł w
jej ciało. Wygięła się w łuk by czuć go w pełni a ich ciała stały się
jednością. Na początku poruszał się z lekkością. Chciał pomału stopniować swoje
ruchy. Wkrótce poruszali się wspólnym rytmie, oddając się niesamowitej
rozkoszy, całkowitemu zapomnieniu, a intensywność doznań doprowadzały ich ciało
do granic wytrzymałości. Doszli
w tej samej chwili a potem nastąpiła eksplozja rozkoszy rozlewająca się w jej
ciele.
-Kochania za te chwile warto było żyć w tym celibacie
parę tygodni-rzekł leżąc i tuląc do siebie Ulę. — Byłaś cudowna.
-Kochanie byłeś niesamowity i obiecuje, że będziemy to
powtarzać-odparła układając się wygodniej w jego ramionach.
*******************************************************
-Kochanie
kawusia i mufinka czekoladowa-rzekł Marek całując swoją piękną żonę w szyje.
-Marek-
zamruczała Ula. Uwielbiała takie poranki,
gdy była budzona pocałunkami. Marek dokładnie o tym wiedział i nie szczędził
jej tego od pół roku, czyli od ślubu. Tak samo jak nie szczędzili sobie
kochania się i ciągle mieli siebie za mało, choć Ula była w drugim miesiącu
ciąży. Za każdym razem było im też tak
samo błogo jak za tym pierwszym i drugim razem, gdy byli razem.
-Dzisiaj
mija rok od czasu jak poznaliśmy się- szepnął jej do ucha. — Dwudziesty drugi
czerwca to mój najszczęśliwszy dzień.
-Wiem
i dokładnie to o trzynastej minie. Pamiętam, że mówiłam, że byliśmy umówieni na
punk trzynasta.
-Bo
jesteśmy Ula. Punkt trzynasta Książęca. Musimy to uczcić.
-Rozbierałeś
mnie w myślach – wyrzuciła mu. — Ciągle czułam twój wzrok na ustach, dekolcie.
-Kochanie
tak pięknie wyglądałaś-rzekł wpatrując się łapczywie w usta.
Dokładnie
znała ten wzrok i wiedziała, co się za chwilę stanie.
-Co
ty ze mnie zrobiłaś kobieto- kontynuował całując w ramiona. — W trzy miesiące rozkochałaś mnie, w drugie
trzy zaciągnęłaś do ołtarza a przez pół roku tak uzależniłaś, że nie potrafię
nigdy ci się oprzeć. Czarodziejka i
czarownica w jednym-dodał z widocznym podnieceniem.
-A
kawa-zapytała jeszcze, ale mało przekonująco.
-Kawa
poczeka a ja raczej nie- odparł a na dowód wziął jej rękę i położył na
wypukłości w piżamie.
Chwilę
później zsuwał z niej jej ramion ramiączka od koszuli a usta znalazły się przy
ustach Uli przenosząc się na szyję, dekolt, piersi i niżej do tych najintymniejszych
miejsc. Dużo czasu nie potrzebowała, aby z rozkoszy mruczeć i drzeć. Marek
dokładnie wiedział jak ma pieścić swoją żonę.
Tak samo jak ona wiedziała jak ma pieścić męża. Mieli takie swoje
ulubione miejsca. Dzisiaj to jednak jemu zostawiła inicjatywę i poddała się
całkiem jego pieszczotą. Zanim całkiem
zatraciła się w miłości spojrzała jeszcze na stolik nocny i zdjęcia. Na ich jedyne zdjęcie z dzieciństwa i zdjęcie
ze ślubu. To Pshemko zmienił ją w piękną kobietę, choć dla Marka była i tak
piękna przed przemianą. Mistrz przy poznaniu zauroczył się jej nieodkrytą urodą
i przy pierwszej przymiarce sukni ślubnej czekał na nią odpowiedni sztab ludzi.
-Tak się zastanawiam Marek, po co my w ogóle
ubieramy się na noc?- zapytała jeszcze zanim całkiem nie odpłynęła.
-Jak
to, po co-tylko na chwilę oderwał się od pieszczot. — Żebym mógł z ciebie to
wszystko ściągać.
KONIEC