Czas to podobno najlepsze
lekarstwo, ale chyba nie dla mnie- rozmyślała
Ula jadąc w środowy październikowy poranek na zajęcia. Minęło już pięćdziesiąt dwa dni jak nie
widziałam Marka a ja dalej nie odkochałam się ani nie zapomniałam, ani o
ociupinkę. I nie wiem czy kiedyś to nastąpi. Wiem tylko, że łatwo nie będzie. Ale
nie mogę też unikać go, bo zorientuje się, że coś się stało. Może to dobrze, że
wczoraj zadzwonił i umówił się na dzisiaj i będę mieć te pierwsze spotkanie za
sobą? Jeszcze jakieś sześć godzin i zobaczymy się.
Marek
zadzwonił do niej wczoraj wieczorem w sprawie Jasia. Fundacja Szczęśliwe dzieciństwo imienia jego mamy w najbliższy
weekend organizowała imprezę charytatywną „Weekend
na sportowo” w
Spale i pomyślał również o zaproszeniu Jasia z kolegą, aby nie czuł się tam całkiem
samotnie. Dzisiaj umówił się z nią, aby dowiozła dane chłopców.
Czas
na wykładach minął jej dość szybko. Głównie chyba, dlatego że przez większość
czasu myślała o czekającym ją spotkaniu i tym, co wydarzyło się półtora miesiąca
temu. Ciągle żałowała i źle się czuła z
tym, że pocałowała Marka, gdy spał.
Przez ten czas oczywiście rozmawiała z nim i to nie raz przez telefon,
ale co innego telefon a co innego spotkanie. O jego wizycie w Rysiowie, podczas
gdy ona była u Maćka w Niemczech również wiedziała. Tato opowiedział jej to ze
szczegółami.
Tuż
po czternastej przyszła do małej kawiarenki, przy SGH. Marek czekał już na nią i od razu zauważył, gdy weszła.
-Cześć-rzekł,
gdy podeszła do stolika i wstał. — Kopę dni nie widzieliśmy się jakby to powiedziała
Wiola- zażartował.
-Całe
siedem tygodni- odparła. Dwa dni i kilka godzin- dodała w myślała.
— I cześć.
-Jak
na studiach? –zapytał, gdy już usiedli.
-To
dopiero dwa tygodnie Marek-stwierdziła przytomnie. — Ale, odpukać w niemalowane drewno –dodała
pukając w takież krzesełko — na razie dobrze.
-To
dobrze. Pamiętam, że ja po pierwszych tygodniach studiowania stwierdziłem, że
wszystko, co mówią wykładowcy to wiem, jest dziecinne proste i że nie opłaca
chodzić mi się na wykłady.
- To
tak jak ja-przytaknęła. — Czuję się
jakbym powtarzała rozszerzoną matematykę.
-
Pozory Ula-rzekł z małą z przestrogą. —Schody
zaczynają się dopiero później. Tak przed sesją. To uważaj, bo możesz być
niemile zaskoczona.
- Dzięki za radę i na pewno wezmę to pod uwagę-zapewniała
wdzięcznie.
-Proszę
i polecam się na przyszłość Ula- odparł z uśmiechem. —Co dla ciebie? Kawa i
...?-zapytał, gdy kelnerka pojawiła się przy ich stoliku.
Później
rozmawiali o wyjeździe Jasia i jego kolegi do Spały. Okazało się, że Marek
również jedzie i obiecał Uli, że będzie mieć obu chłopców na oku. Przy okazji
porozmawiali również na temat osiemnastki Wioletty, która miała odbyć się za
dwa tygodnie. Dziewczyna już dawno temu zaprosiła ją i zaproszenie ponawiała za
każdym razem, gdy rozmawiały telefonicznie. Wiola jej rodzice i sam Marek
zorganizowali jej nawet transport do Skierniewic, aby nie miała wymówki, że nie
ma jak dojechać i miała jechać i wrócić z Markiem. Według planu Marka mieli
wyjechać rano, a razem z nimi Sebastian i kuzynka Wioletty, Kinga od strony jej
mamy. Dziewczyna na stałe mieszka w Skierniewicach, ale studiowała we Warszawie
i również miała skorzystać z podwózki. Z takiego obrotu sprawy, że sami nie
będą podróżować, to ucieszyła się nawet w duchu, bo na samotną jazdę z Markiem
nie miała ochoty.
-Pójdę
już Marek-rzekła Ula półgodziny później, gdy dopijała swoją kawę i omówiła
sprawy wyjazdu jak i opowiedziała, co nowego słychać w Rysiowie. — Za kwadrans
mam autobus a kolejny dopiero za piętnaście czwarta i nie chcę tak długo czekać-dodała
wstając.
-
Oczywiście Ula. Pozwolisz odprowadzić się na przystanek?- zapytał i sam wstał.
-Pozwolę-
odparła kurtuazyjnie. — Tak zastanawiam
się, co kupić Wioli- dodała, gdy znaleźli się już na zewnątrz.— Zastanawiam się
nad ręcznikiem kąpielowym albo pluszową poduszką typu Jasiek z jakimś zabawnym
napisem.
-Jeśli
pytasz mnie o zdanie, to kupiłbym poduszkę-zasugerował. — Wiola lubi takie bibeloty. Ma jedną w
kształcie serca z napisem „Wiolett
jest wiele, ale tylko jedna Kubasińska”-
zaśmiał się wesoło. —Chociaż najchętniej to chciałaby dostać Sebastiana
wyskakującego z tortu.
-Ale
mówiłeś, że Sebastian jedzie- stwierdziła zdezorientowana.
-Jedzie
tylko, że na jego zasadach i tak trochę do mojego towarzystwa. Oprócz rodziny
nikogo nie będę tam znać i w dodatku będzie to sama młodzież. A Wiola obiecała, że nie będzie mu się zbyt
narzucać. Ale znając ją to pewnie już rozpowiedziała koleżankom, że Seba jest
jej chłopakiem. Od czterech lat kocha się w nim.
-Wiem- westchnęła lekko za siebie i Wiolę. — Zwierzyła mi się kiedyś, że Seba uwagi na
nią nie zwraca i ciągle traktuje jak zakochaną smarkule.
-I
lepiej żeby tak zostało-oznajmił jej tonem dającym do zrozumienia, co sądzi o
tym. — Dla wszystkich będzie lepiej jak będą trzymać się z daleka od siebie.
Tylko nie zrozum mnie źle Ula- zaczął tłumaczyć się. — Nie chodzi mi tylko o
Wiolę, bo wiem jak żyje Sebastian, ale i o niego, bo wiem, jaka jest Wiola.
Biedna
Wiola- pomyślała
tymczasem Ula dokładnie wiedząc, co czuje.
Ona też ma swoją niespełnioną miłość.
-Znasz
ich lepiej ode mnie i wiesz lepiej co dla nich najlepsze– odparła wzruszając ramionami, ale życzyła Wioli jak najlepiej.
Chwilę
później doszli na przystanek a autobus podjechał i po tradycyjnym cześć i obietnicą
spotkania w sobotę, rozstali się.
Nie
było tak źle -myślała
będąc już autobusie. Trochę
porozmawialiśmy pożartowaliśmy, uzgodniliśmy wyjazdy. Może dam radę widywać się
z nim. Zwłaszcza, że aż tak często nie będziemy spotykać się.
Marek
również zastanawiał się jak to będzie, gdy spotka się z nią. Po tym nieoczekiwanym
pocałunku widzieli się tylko raz następnego dnia i wtedy nie był pewny powodów
jej czynu i mógł tylko zgadywać. Dopiero
później, gdy gościł w Rysiowie a Uli nie było to jego domysły potwierdziły się.
Cieplak wspomniał o dziwny zachowaniu córki i przypuszczeniach, że zakochała
się. Dzisiaj widząc jej rozbiegane oczy to wiedział już na pewno, że ciągle coś
jest na rzeczy albo było.
Marek po Jasia i Roberta w Rysiowie pojawił
się tak jak obiecał w sobotę rano przed siódmą i zawiózł na punk zbiórki przedwyjazdowej,
a w niedzielę wieczorem przywiózł ich z powrotem i został u Cieplaków na
kolacji. Obaj chłopcy byli zachwyceni pobytem tam, bo oprócz tego, że aktywnie
spędzili czas to poznali kilku sportowców. Jasiu dodatkowo zadowolony był z tego, że tyle
czasu spędził z Markiem i opowiadał jak grali w piłkę, pokazywał im urządzenia
na siłowni i kąpał się z nimi na basenie.
Słuchając brata Ula zastanawiała się nad
postępowaniem Marka. Z jednej strony wydawał się odpowiedzialny, dojrzały,
rodzinny i lubiący dzieci a z drugiej żył jak żył. Zaliczał kluby, panienki a
pracę zwalał na Adama. Wiadomości o nim miała
nie tylko z Internetu i gazet, ale i z pierwszej ręki od Izy koleżanki, która pracowała
już we firmie dwa miesiące. To od niej dowiedziała się, że do ciemnowłosej
Dominiki i blondynki Klaudii dołączyła kolejna modelka tym razem ciemna
blondynka Dagmara zwana pieszczotliwie Dagą a sekretarka Lena i recepcjonistka
Hania już nie pracowały. Na ich miejsce Marek
zatrudnił Ewelinę do recepcji a do sekretariatu Łukasza. To Adam zebrał się na
odwagę i powiedział szefowi, że ma dość przyuczania kolejnych sekretarek a gdy
już coś umiały to były zwalniane i że jest ktoś mu naprawdę potrzebny do pomocy, a
kawę sam może parzyć. Zagroził mu też, że odejdzie. Marek zgodził się na
zatrudnienie asystenta dla swojego asystenta, bo wiedział też, że Adam jest
drugą osobą we firmie, po Pshemko, której nie może zwolnić. Turek nie tylko
zajmował się firmą F&D, ale i tą nowo powstałą Strefa Mody M&P, a bez
niego wszystko by padło. Sekretarkę również zamierzał zatrudnić w niedługiej przyszłości.
Firmy
pod całkowicie męskim zarządem miały się całkiem dobrze i nic nie wskazywało na
to, aby miało to ulec zmianie. Kolekcja Familii wylansowana jeszcze pod marką F&D tak
jak przewidywano sprzedawała się znakomicie i nawet w Mediolanie cenili ją, a
Pshemko wrócił na światowy rynek mody z impetem. Kolejna wiosenna pod nazwą „Delikatna i stylowa Polka ze Strefą
mody M&P”
była przygotowywana i zainteresowanie nią było równie duże.
Dwa tygodnie
po wyjeździe do Spały w sobotni ranek Marek ponownie zawitał do Rysiowa a razem
z nim Sebastian i Kinga kuzynka Wioli.
Dziewczyna była miła i rozgadana i godzina jazdy minęła im szybko. Po
przyjeździe do Kubasińskich i po krótkim wypoczynku Ula razem z babcią Marka i
Wioletty, Sebastianem i samym Markiem poszła na krótką wycieczkę po Skierniewicach.
Obejrzała rynek, jeden z parków, pałac prymasowski, dworzec kolejowy i kilka
pomników. Później był tylko czas na
przekąszenie czegoś i na przygotowanie się do wyjścia. Ula na tę okazję wybrała
sukienkę, którą podarował jej Marek jeszcze w lipcu przed pokazem, w którym
wystąpił Jasiu. Pani Kubasińska zajęła się jej włosami i za pomocą lokówki ułożyła
w delikatne loki a Wioletta zrobiła równie delikatny makijaż. Wszystko to spowodowało,
że prezentowała się całkiem ładnie. Zabawa udała się i to bardzo a Ula bawiła
się świetnie. Głównie to koledzy
Wioletty dbali, aby miała, z kim bawić się. Marek z ulgą patrzył na roześmianą dziewczynę
w towarzystwie chłopaków w jej wieku i z nadzieją, że któryś z nich na dłużej
wpadnie jej w oko. Ula natomiast myślała, że koledzy Wioletty są może i mili,
ale w głowie mieli tylko zabawę i byli dla niej tylko do pogadania i
potańczenia a jej wzrok i tak wędrował do innego chłopca, chociaż starszego.
W
drodze powrotnej zamiast Kingi towarzyszyła im babci Basia. We wtorek przypadał
pierwszy listopada i chciała w ten dzień być na grobie córki i zięcia. Odjechać
miała natomiast dopiero po jedenastym listopada, bo chciała pobyć trochę z wnukiem
a i Marek lubił gościć babcię. Na ten drugi długi listopadowy weekend
przyjechała również Wioletta z rodzicami i bratem. Ula i Wiola zaplanowały sobie jeszcze w
Skierniewicach, że przez piątek i sobotę uczyć będą się matematyki, bo matura
panny Kubasińskiej zbliżała się nieuchronnie. Przy okazji korepetycji Ula miała okazję do
spotkania się z jej rodziną. Zwłaszcza seniorka darzyła ją sympatią i
sentymentem. Umiały też rozmawiać ze sobą i różnicy wieku nie było widać. Taka żona jak Ula marzyła się jej dla wnuka, ale
wiedziała też, że szkoda byłoby jej dla Marka i nic nie robiła w tym kierunku.
W kolejnym
tygodniu Marek poleciał do Mediolanu na zarząd i z postanowieniem, że powie
Paulinie i jej rodzicom prawdę o Beatce. Dokładnie wiedział, że w nieskończoność nie
może tego ukrywać i odkładać. Obiecał to też kiedyś Uli. Najpierw jednak chciał
załatwić sprawy służbowe a później prywatne. Jego plany zmieniło jednak
wieczorne przyjęcie. To Paulina z czystej złośliwości zaczęła mówić z pogardą o
nim i jego nieślubnym dziecku a jeszcze rano przed zarządem razem z matką nie
odpuszczały, były dla niego bardzo miłe i wspominały czasy, gdy byli parą. Tematu dziecka również nie ominęły i pytały
go o córeczkę. Paulina zapytała nawet o zdjęcia małej. Miał w telefonie parę z roczku to pokazał im
te gdzie są razem i omijając resztę Cieplaków. Z miejsca też przejrzał ich
zainteresowanie Beatką i tą serdeczność i kolejną próbę na zejście się
zniweczył w zalążku. Wszystko to, co działo
się rano spowodowało, że wieczorem Paulina zemściła się i wśród znajomych rozpowiadała
się tak nienawistnie. Wsparcie znalazł w Aleksie i to on ze względu na to, że byli
tam głównie Włosi to bronił go i komentował zachowanie siostry. Tylko on też znał prawdę o Beatce. Jednak to wujek okazał się najbardziej
cyniczny i ubolewał głównie nad tym, że przez swoje romansiki i głupotę zaprzepaścił
szansę na połączenie i rozwój obu firm, stania się kimś u boku jego córki i
zrobienia kariery w świecie mody. Markowi
trudno było nawet coś takiego skomentować. Mając w końcu dość zachłanności wuja, dwulicowości Pauliny i ciotki i ciągłego tłumaczenie całej trójce Febo, że jego
rozstanie z Pauliną nie ma nic wspólnego z dzieckiem, bo i tak rozstałby się z
nią nie dawało żadnych rezultatów, to postanowił ze zwykłej przekory nie mówić im prawdy i Febo przez kolejne lata żyli w przekonaniu, że ma córkę mówiąc czy myśląc o niej czasami z niechęcią. On tymczasem im bardziej tę niechęć okazywali tym bardziej chwalił się nią. Ula natomiast zapomniała,
że miał sprawę Betti wyjaśnić to go i nie pytała.
W Rysiowie
pojawił się dopiero w pod koniec listopada a później w dzień wigilii, gdy
jechał do Skierniewic na święta. Podrzucił im prezenty i złożył życzenia. Dla
Uli miał perfumy, dla Cieplaka koszulę, Jasiu dostał album z motocyklami i
modelami do sklejania, a Betti pluszaka zajączka. Ula przewidując jego ruch
miała i dla niego mały podarunek. Od całej rodziny dostał podkowę na szczęście
oraz ich fotografię. Odbierając swój prezent obiecał, że wpadnie do nich w
drugi dzień świąt popołudniu i obietnicy dotrzymał. Przyjechał przed siedemnastą i spędził z nimi
późne popołudnie i wieczór. Był to kolejny raz, kiedy czuł się u nich dobrze.
Beatka całą wizytę przesiedziała na jego kolanach raz po raz coś do niego
mówiąc i bawiąc się. Reszta Cieplaków nie
była gorsza, równie rozmowna i zajmowała się nim z wielką gościnnością. Marek
ponownie odezwał się w Nowy Rok. Zadzwonił do Uli z życzeniami noworocznymi dla
całej rodziny, życząc im pomyślności, zdrowia, wiary na dobre dni i równie
udanego roku, co miniony.
Ula
jeszcze w nocy po Sylwestrze u Szymczyków podsumowała cały miniony rok. Dla
niej i jej rodziny był wyjątkowy. Zdała maturę, rozpoczęła studia, ojciec
przeszedł pomyślnie operację i wrócił całkiem do zdrowia, Jasiek stał się
modelem, a w ich życiu pojawił się Marek. Zwłaszcza to ostatnie było dla niej
szczególnie ważne, bo wiązało się z wyzdrowieniem ojca, przygodą Jasia z modą i
jej z miłością.
Mijały kolejne dni, tygodnie, miesiące, lata.
Ula będąc
już na pierwszym roku studiów wykazywała się zdolnościami i szybko uzyskała
stypendium. Kolejne lata były podobne i ukończyła je bez potknięcia i z
wyróżnieniem. W międzyczasie zrobiła profesjonalny kurs ekonomiczny z
niemieckiego oraz średni rosyjskiego. Na trzecim roku studiów zaczęła również
pomagać we fundacji Imienia Heleny Dobrzańskiej.
Do tego dalej udzielała korepetycji, zajmowała się rodziną i miała czas na
życie osobiste. Przez jej życie przewinęło się czterech chłopaków, ale nie było
to nic poważnego ani na dłużej. Wszyscy oni, jak zauważył kiedyś Marek, byli
starsi od niej przynajmniej o trzy lata, brunetami z szarymi oczami.
Podobieństwo do niego nie było taki przypadkowe, bo Ula szukała dokładnie
takich mężczyzn, podobnych do Marka. Na
tym też analogiczność kończyła się, bo byli to ułożeni mężczyźni poważnie
patrzący w przyszłość a ona najwidoczniej gustowała w tych lekkoduchach i
bawidamkach i dalej kochała się w Marku. Mężczyzna swoich wizyt w Rysiowie nie
zaprzestał i przyjeżdżał regularnie przynajmniej raz czy dwa razy w miesiącu
albo zjawiał się, gdy był potrzebny. W życiu jej rodziny również pojawiły się
zmiany. Obok Józefa pojawiła się kobieta Alicja kadrowa z firmy Marka, którą
poznał na festynie. Z małego Jasia stał
się już młodzieniec i wzięty model a Betti ze słodkiego bobasa wyrosła na
słodkiego przedszkolaka i już dawno przestała wołać na niego tata. Robiła to tylko
czasami dla zabawy, bo wiedział, że gdy była całkiem mała to do Marka mówiła jakiś
czas tata.
Marek
tymczasem dalej prowadził swoje beztroskie życie oparte na klubach i nowych
panienkach a pracy poświęcał znacznie mniej czasu i powierzał ją Adamowi i
Łukaszowi. Filia firmy F&D przestała
działać a raczej już całkiem przekształciła się w Strefę Mody M&P i mógł
razem z Pshemko samodzielnie podejmować decyzje nie zważając na rodzinę. Otwarcie jej było strzałem w dziesiątkę, bo z
czasem jak rozwijała się przynosiła znacznie więcej zysków Markowi niż F&D,
które lata świetności miało za sobą i zaczęło podupadać. Strefa Mody natomiast
z biegiem lat stała się coraz sławniejsza i poczytna nie tylko w Polsce, ale i
zagranicą. Z tego też powodu jego relacje z Febo zdecydowanie pogorszyły się i ograniczyły
do spraw służbowych. Fransecko z żoną i Pauliną nie mogli tego przeboleć, że
udało mu się tyle osiągnąć i tylko z Aleksem tak naprawdę utrzymywał kontakty
prywatny. Mężczyzna ożenił się z niechętnie widzianą w rodzinie Alicją, miał
dziecko i był właścicielem sieci restauracji a z pracy w rodzinnej firmie
zrezygnował.
W
przeciwieństwie do przyrodniego brata na ustatkowanie w najbliższym czasie
przez Marka nie zanosiło się. Głównie ubolewała nad tym jego babcia, bo chciała
zobaczyć w końcu szczęśliwego wnuka w małżeństwie i doczekać się prawnuków. Do
tego uważała, że sprowadza na złą drogę i wnuczkę. Wioletta, która po zdaniu matury i
cudem egzaminów na dziennikarstwo zamieszkała w domu kuzyna i chodziła z nim do
klubu, bo chodził tam i Sebastian. Wiary w to, że Olszański zainteresuje się nią ciągle nie porzuciła. Mężczyzna
natomiast, choć kuzynka Marka podobała mu się to miał obawy na związek z nią,
dlatego właśnie, że była kuzynką Marka. Dokładnie wiedział, co przyjaciel sądzi
o ich związku. Nie chciał też tak całkiem porzucać swojego imprezowego życia. Na
wizyty w klubie Wiola namówiła również Ulę. Już dawno zauważyła, że Marek
podoba się Uli i uważała, że jedyna możliwość, aby zwrócić ich uwagę na siebie
to stanie się takimi samymi jak oni. Na pomysł koleżanki przystała, ale bez
przekonania. Makijaż i ubieranie się jak inne dziewczyny z klubu to nie był jej
styl a i klub nie podobał się jej. Po kilku takich wypadach stwierdziła jednak,
że to nie ma sensu, bo Marek i tak nie zwróci na nią uwagi, to zrezygnowała. Wolałaby też, aby Marek zauważył ją taką, jaka
jest. W planach miała ukończyć studia, kurs z języka niemieckiego, uzyskać z
niego certyfikat, wyjechać do Niemiec i tam spróbować zapomnieć o Marku. On tymczasem pomimo tego, że od czasu jak poznał ją minęło pięć lat
i po nie twarzowej grzywce, niemodnych okularach i ubiorach nie było śladu to
dalej była dla niego tylko Ulką, jaką znał i dziewczyną z zaprzyjaźnionej rodziny.
**************************************
W
czerwcowe wtorkowe popołudnie Ula wracając do domu, po kolejnym dniu stażu w
banku, spoglądała z niepokojem w niebo i w nadciągające ciemne chmury od strony
Rysiowa. Tam jak myślała przechodziła właśnie burza. Od pięciu lat tak miała,
że gdy była burza to przypominała sobie tę burzę, gdy poznała Marka. Zwłaszcza w
te czerwcowe i niedziele burze zbierało się jej na wspomnienia. Tak jak
przedwczoraj. W domu była sama to wspominała te niedzielne przedpołudnie, gdy
Jasiu przyprowadził gościa i który tak wiele zmienił w ich życiu. Teraz znowu
wróciła myślami do tego dnia, ale szybko je odgoniła, bo nie chciała kolejny
raz zadręczać się swoją niespełnioną miłością i zaczęła planować popołudnie.
Rano planowała zająć się ogródkiem i plewieniem, ale po burzy ziemia byłaby
zbyt rozmokła to postanowiła posprzątać pokój siostry.
W domu zastała tylko swoje rodzeństwo, a
ojciec jak dowiedziała się od brata poszedł do sąsiada na partyjkę szachów.
Jasiek również wkrótce wyszedł do kolegi i została sama ze siostrą. Dziewczynka
obiecała pomóc jej w sprzątaniu, ale najpierw chciała coś dobrego zjeść na
podwieczorek. Ula od dawna wiedziała, że dla Betti coś dobrego na podwieczorek
to nic innego jak naleśniki z musem truskawkowym albo serem to postanowiła
przygotować je dla niej. Przesiewała
właśnie mąkę do miski, gdy rozległo się głośne pukanie do drzwi. Przekonana
była, że to sąsiadka to nawet nie zdejmowała fartuszka tylko oprószona mąką poszła
otworzyć drzwi. Przed drzwiami zastała jednak Marka.
-Cześć
Ula-rzekł przekraczając próg domu. — Sama jesteś-dodał rozglądając się.
-Nie
licząc Beatki to tak- odparła. — A dlaczego pytasz?
-Bo
mam sprawę - mówił niespokojnie. — Betti musi zostać moją córeczką na jedno
popołudnie. To znaczy dobrze by było gdyby nią została.