Wioletta
tuż po wtargnięciu do gabinetu Marka i nie przypuszczając nawet, że
przeszkodziła im w porywie żądzy rozpoczęła swój monolog na temat swojego
trzymiesięcznego wyjazdu na warsztaty dziennikarskie.
-Kochani
kupiłam prawie wszystko, co będzie mi potrzebne w Londynie –rzekła od drzwi.
—Dwie spódnice i sukienki, prochowiec, torebkę, parasolkę, garsonkę, dżinsy i
bluzeczki-mówiła wyciągając owe rzeczy z torebek. —Wydałam na to wszystko
majątek, ale muszę przecież jakoś prezentować się tam, a nie wyglądać jak jakaś
dziesiąta wdowa po Kisielu.
Ula
starała się słuchać tego, co mówi Wiola, ale myśli były złośliwe i ciągle
uciekały do niedawnych wydarzeń. Jesteś taka? Jaka Marek? -zastanawiała się nad niedokończonym zdaniem . Pociągająca, całuśna, seksowna? Przecież nie jestem w jego typie. Ani seksowna, ani ładna. Jestem tylko przeciętna. Szybka też nie jestem. Chociaż tu postawiła bym duży znak zapytania. Pozwalałam mu na więcej niż pocałunki. I było to cudowne i to przez duże C. I sama nie wiem czy powinnam cieszyć się, czy żałować, że pojawiła się Wiola. Ale gdyby przyszła pięć minut później mogłabym być bez bluzki i na ubieranie nie byłoby czasu. Ale też, gdyby w ogóle nie przyszła to może dalej całowałabym się. A Marek, co zrobiłby gdyby Wiola nie przyszła? - zastanawiała się głęboko. Wystarczyłoby rozpiąć dwa guziczki i stanik byłby na widoku. I co będzie jak znów zacznie mnie kiedyś całować? Zrobił to raz, drugi, to może i trzeci raz zrobić. Tylko czy powinnam tego chcieć i bardziej angażować się?
Najchętniej też chciałaby być teraz sama z Markiem,wyjaśnić wszystko, ale na szybkie porozmawianie szans nie było, bo Wioletta dopiero rozkręcała się.
-Kolega
wrócił właśnie stamtąd to opowiedział mi trochę o tym i dał kilka wskazówek-
kontynuowała tymczasem Wioletta. —W THE SUN podobno
jest całkiem inny świat niż w moim Znani cenieni lubiani wszystko szybciej się dzieje i trzeba
być przygotowanym na wszystko. On na przykład miał iść na nudne obrady partyjne
a okazało się, że pójdzie na raut, gdzie był książę Karol i Camilla. Ma nawet
zdjęcia z nimi. Dlatego
też na rano lepiej mieć coś eleganckiego przygotowane, a na sam wieczór coś mniej
zobowiązującego. Tam podobno wszyscy z redakcji po pracy, jak nie mają dyżuru
oczywiście, to idą odreagować cały dzień do pubu. I chociaż ja akurat za takim
spędzeniem czasu nie przepadam, to nie mogę nie wyjść, żeby na jakiegoś odludka
nie wyjść- tłumaczyła się.
Tylko
drugie tylko to te, że ja bez całowania kocham go. Wystarczy, że jest. Już
przed laty przy pierwszym spotkaniu spodobał mi się. Stał w mojej kuchni a ja
patrzyłam jak zauroczona na niego, choć wiedziałam, że jest nieosiągalny dla
mnie. Teraz jednak zmieniłam się i gdyby nie chciał, czegoś nie poczuł choćby
najmniejszego pożądanie, ciągoty to nie zrobiłby nic. I co on myśli o mnie
teraz?- zastanawiała
się spoglądając na niego przelotnie. Zauważył, że wydoroślałam? Bądź, co bądź
całował z pożądaniem i patrzył zgłodniałym wzrokiem. Tylko w jego wypadku to
norma i z miłością nie ma nic wspólnego. Niestety.
- W
pubie podobno też można te najlepsze tematy zaklepać sobie- poinformowała ich Wioletta. —I kto wie może i ja
będę mieć szczęście i spotkam kogoś z rodziny królewskiej albo inną znaną osobę
i trzeba będzie pokazać się wtedy z jak najlepszej strony. Bądź, co bądź teraz
tyko muszę dokupić sobie do tych ciuchów ze trzy - cztery pary butów, jakąś
kurtkę i mogę jechać. Ale tym pojutrze
zajmę się.
-Wiola
a o limicie bagażu słyszałaś- wtrącił Marek, gdy zamilkła na chwilę. — I
kupiłaś coś na kolację i na jutro na rano na śniadanie?
-Trzech
rąk to ja nie mam- rzuciła w stronę kuzyna. —Nawet z tym było mi trudno. Ale spokojnie
Marek. Zaraz skoczę na pasaż i kupię coś.
-Lepiej
jak ja pójdę- zaoferował się sam, bo podobnie jak Ulę wywód Wioletty rozpraszał
go, a chciał przez chwilę pobyć sam i spokojnie pomyśleć. —Trafisz
jeszcze na obuwniczy i szybko nie wrócisz. Ty w tym czasie pozbieraj te ubrania i
torebki-dodał pokazując mały stosik rzeczy na biurku i walające się firmowe
torebki po podłodze.— I Ulą zajmij się. To nasz gość.
- Nie
trzeba ja już też pójdę-odezwała się sama zainteresowana podrywając się z
kanapy. —I tak zasiedziałam się- usprawiedliwiła się popularną w takich
sytuacjach wymówką, a tak naprawdę to chciała wyjść z Markiem i porozmawiać. —Za półgodziny mam autobus do Rysiowa to akurat dojadę do centrum.
- Ula nie musisz wychodzić- odparł jej Marek. — Zjesz z nami kolację a później odwiozę. Będzie nam miło, prawda Wiola?-zapytał jeszcze kuzynkę.
-Pewnie-
przytaknęła. —Po co masz telepać się autobusem w tłoku ściśnięta jak serdelki w
konserwie skoro możesz jechać ful wypasem. I przymierzymy sobie jeszcze te ubrania-dodała, dla zachęty.
Marek
jesteś ostatnim kretynem- skrytykował
sam siebie półgłosem, gdy znalazł się na dworze.
Miałem więcej razy nie całować Uli i nawet obiecałem jej, że się to nie
powtórzy. I co? I nie mogłem powstrzymać się. Była tak blisko, na wyciągnięcie
ręki. Ale też w ostatnim czasie zdecydowanie za dużo myślę o niej i za dużo
spędzamy razem czasu sam na sam. Do niedawna widywaliśmy się głównie, gdy wpadałem
z wizytą do Rysiowa i zawsze był ktoś z jej rodziny, a w ostatnich dwóch
tygodniach widzimy się prawie codziennie. Poza tym wygląda słodko i słodko całuje. Chociaż
słodkie dziewczyny nigdy nie były w kręgu mojego zainteresowań, bo było z nimi
więcej problemów niż korzyści, to z Ulą jest inaczej. Ma ponętne usta i interesującą
figurę. I pomyśleć, że gdy poznałem ją była niewartą
uwagi dziewczynką, daleką od moich upodobań i zdecydowanie za młoda, a teraz dojrzała
i niebezpiecznie zaprząta myśli. Nie ma, co okłamywać się Dobrzański, Ula kręci
cię i chciałbyś więcej niż jej ust. Całowaliśmy się przecież bez oporów i gdyby
Wiola nie przyszła to jeszcze trochę a zacząłbym ją rozbierać. I na moje
szczęście, że przyszła i nic nie zauważyła. I muszę jak najszybciej ograniczyć moje
spotkania z Ulą sam na sam. Ula dla mnie jest jak młodsza siostra i nie mogę
zaciągnąć do łóżka ani całować. Byłoby to świństwo i dla niej i dla pana Józefa
a uważa mnie przecież za takiego porządnego. Na szczęście pani Renia i pan Leszek wracają z wakacji za trzy dni to i mniej będziemy spotykać się sam na sam- myślał sobie.
Będą
już w sklepie doszedł też do wniosku, że wyjazd Wioli jest mu nawet na rękę, bo
będzie mógł poużywać trochę rozpustnego życia w domu. W ostatnich miesiącach,
co prawda był znużony panienkami i klubem, ale czuł, że znowu wraca do niego
poprzednie życie i liczył, że najlepszym sposobem na wybicie sobie z głowy
myśli o Uli jest inna kobieta.
Wiola i Ula tymczasem uprzątnęły gabinet Marka
z nowo zakupionych rzeczy i torebek i poszły do pokoju Kubasińskiej. Przymierzając sukienki, spódniczki i bluzeczki
w różnych wariantach i zestawieniach ze starymi rzeczami zajęły się rozmową.
-Masz
szczęście z tym wyjazdem - zaczęła Ula. —The Sun to znany dziennik.
-Dokładnie.
Gdy Marcin powiedział, że mam iść do naczelnego to nie myślałam, nawet o tym.
Obstawiałam, że zajmę się działem mody po Agnieszce a okazało się, że jest w
ciąży i lekarz odradzał jej podróż i to ja lecę za nią. Takie szczęście w
szczęściu-zaśmiała się. —Tylko zostawiać
Marka samego na tak długo trochę mi głupio.
-Wiola
to tylko trzy miesiące -mówiła przekonująco. —Jest dorosły i poradzi sobie.
-Mówi, to samo, ale wiadomo to, co tak
naprawdę myśli- odparła sceptycznie. — Ostatnio
stał się jakiś nerwowy i byle bałagan zaczął mu przeszkadzać. A jak ja się tu
wprowadziłam to ja musiałam zbierać jego rzeczy.
-Może
pedantem staje się na stare lata- wyrokowała Ula. —Albo przybiera nawyki starokawalerstwa.
- Nie wiem co nim kieruje, ale wiem, że w ostatnich tygodniach to częściej wieczorami
w domu siedzi z Lordem( pies Marka) niż gdzieś wychodzi- oznajmiła przejrzyście. —A jeszcze parę
miesięcy temu nie uświadczyłaś go tu. Zaliczał z Sebastianem wszystkie klubu i imprezy
i to ja musiałam sama siedzieć. Zresztą sama wiesz jak było.
-Ale
to chyba dobrze, że już tak nie szwendają się –bardziej stwierdziła niż zapytała.
Przez chwilę zastanawiała się też czy
nie powiedzieć Wioli o pocałunkach, ale szybko myśl odrzuciła, bo choć bardzo
ją lubiła to na zwierzenia się nie nadawała. Zwłaszcza, że chodziło o jej
kuzyna i na pewno drążyłaby temat, domagała się od niego wyjaśnień a i Marek
mógłby mieć o to pretensję.
-
Dobrze i nie dobrze - oznajmiła tymczasem Wiola patrząc na nią sugestywnie.
-Jak
niedobrze?- pytała zdziwiona.
-A
wiadomo, co im teraz w tych głowach siedzi- zaczęła tłumaczyć. —Kiedyś było
wiadomo klub i panienki, a teraz to może być wszystko. Markowi to być może pies,
a Sebastianowi to nie wiadomo, co i co robi popołudniami i wieczorami też nie
wiadomo. Wielce tajemnicę oboje robią z tego- prychała. —Jak jakiegoś Senegala . A najgorsze jest to Ula że ten łachudra, fircyk i bałamuta nie chce wyjść mi z głowy za żadne skarby świata- mówiła z rozżaleniem i pretensjami do siebie. —Normalnie to ja nie powinnam była myśleć o nim, bo wiem, jaki jest,
a myślę.
-Ze
mną jest tak samo- odparła równie markotnie.
— Zakochać
się jest łatwo, ale odkochać to ni w ząb się nie da. Od dawna tak jest. Ale ty przynajmniej może
spotkasz kogoś interesującego w Londynie i zapomnisz- próbowała pocieszyć ją.
-Interesujących
facetów to ja mogę mieć tu na miejscu –mówił mrucząc antypatycznie.— W samej redakcji jest kilku chłopaków, a Piotrek i Damian już parę razy
chcieli zaprosić mnie do kina. Tylko z Markiem i Sebą jest coś nie tak. Musi chyba jakieś nieszczęście stać się, żeby te bezmyślne
matoły zaczęły myśleć poważnie o swoim przyszłym życiu.
-Wiola lepiej
nie wywoływać wilka z lasu –hamowała jej zapędy. —Przecież nie jesteśmy mściwe.
-Może
i masz rację- stwierdziła po chwili namysłu. — Licho to nie pilot od telewizora i
sterować się nie da. Trafi jeszcze gdzie nie trzeba i będzie i pozamiatane i pozmywane- rzekła na koniec dosadnie i w swoim stylu.
Marek
do sklepu miał blisko i szybko wrócił. Zajął się też od razu kolacją nie
czekając na Ulę i Wiolettę aż zejdą. Przygotował im sałatkę z pomidorów, sałaty
lodowej i sera feta, zapiekane parówki z serem, warzywami i sosem czosnkowym z
bazylią oraz podgrzał zakupione krokiety z brokułem. Całości dopełniał chleb i
pokrojone wędliny, żółty ser i pomidory. Gdy miał wszystko przygotowane to zawołał
je.
-To
jakaś uczta a nie kolacja-rzekła Ula spoglądając na stół.
-Starałem
się-odparł odsuwając przed nią krzesełko.
-I tego
właśnie będzie brakować mi w Londynie- i Wiola wyraziła swoje zdanie siadając
do stołu. —Kolacji i śniadań z Markiem. W ostatnim czasie rozpieszczał mnie i
szykował kolacje.
-Wiola,
to drobnostka w porównaniu z szansą, jaką dostałaś- rzekła Ula. —Zwiedzisz
Londyn, może inne miasta, poznasz nowych ludzi, może kogoś sławnego, nabierzesz
akcentu. Same pozytywy.
-Dokładnie-odparł
Marek idąc do kredensu po wino i dwa kieliszki dla Uli i Wioletty. —Mną też nie
przejmuj się. A, jako mistrzyni riposty i złotych myśli na pewno szybko
znajdziesz sobie towarzystwo-dodał jak wydawało się Wioli szyderczo a tak nie
było.
-Jedni
operują jęzorkiem a inni rozporkiem, co nie Ula –szepnęła do Cieplak.
-
Wiola słyszałem- rzucił w stronę dziewczyn. — I mam nadzieję, że nie mnie
miałaś na myśli.
- Marek,
za kogo ty mnie uważasz? Za jakąś ostatnią głupią?- pytała spoglądając na
kuzyna wymownie. — Przecież nie będę tak samowolnie podcinać złotej grzędy, na której siedzę.
-Nie
wiem, dlaczego ciągle trzymam cię pod moim dachem- odparł nalewając im wino. —
Powinienem już dawno wystawić cię za drzwi.
-Ale
nie zrobisz tego, bo beze mnie zginąłbyś jak ta krowa Anćka na kartoflisku-przekomarzała
się z nim. —Wiola nie wiesz gdzie pani Stenia zostawiła rachunek, Wiola nie
widziałaś mojej koszuli w paski. Wiola to, Wiola tamto. A i tak całe te moje poświęcenie to nawet pies
z kulawą nogą nie doceni.
-OK.
Wiola ty ten dom prowadzisz-rzekł ugodowo. —A mówiłaś
już Uli o kolacji?
-Właśnie
Ula- zwróciła się do niej. —W sobotę organizuję tu kolację
pożegnalno- urodzinową. Oprócz mnie i Marka
będą moi rodzice, Szymek (młodszy brat) i babcia. Ciebie też zapraszam.
-Ale
czy to wypada? -pytała sceptycznie. —Nie jestem z rodziny.
-Wypada-odparł
Marek. —Sebastian też będzie. I to nie
tyle będzie uroczysta kolacja tylko spotkanie towarzyskie przy grillu, jeśli
pogoda dopisze.
-
Ula nie odmawiaj mi-prosiła
Wiola. —Po Marku tu we Warszawie jesteś
mi najbliższa. A i babcia sama mówiła mi, żeby nie zapomnieć o tobie.
-Potwierdzam-
wtrącił Marek. —Zawsze pyta o ciebie, kiedy tu przyjeżdża i chętnie spotyka się
z tobą. Ma do ciebie zresztą od początku
znajomości sentyment. Ty dla niej również.
-Zobaczysz
będzie bardzo przyjemnie- zachęcała ponownie Wioletta. — Marek zrobi szaszłyki,
a są świetne w jego wykonaniu, tato schabik, mama sałatkę, ja kupię tort. Ula to ma być mój ważny dzień i przyjaciółki się w takich chwilach nie zostawia-dodała widząc niezdecydowanie Cieplak. —Chyba, że idziesz na randkę, to co innego.
- W porządku, przyjdę –odparła przekonana ostatnim stwierdzeniem.
- W porządku, przyjdę –odparła przekonana ostatnim stwierdzeniem.
Przez
resztę posiłku rozmawiali dalej o wyjeździe Wioli oraz o zbliżających się
weekendowych targach mody, na które jechał zarówno Marek ze swoją kolekcją
jesienną, jak i firma Dec&
Lange, gdzie
pracowała Ula. Po kolacji Wiola
zobowiązała posprzątać a Marek zajął się odwiezieniem Uli do domu.
-Marek, czego
ty ode mnie chcesz?- zapytała tuż po wejściu do auta i zanim Marek
przekręcił kluczyk. —Całujesz i przepraszasz.
I co chciałeś powiedzieć mówiąc, że jestem taka? Nie dokończyłeś.
-Że
jesteś taka słodka i inna-odparł obracając się do niej. —Ula wiem, że nawaliłem
i że powinienem przeprosić cię, ale nie mogę, bo tak naprawdę nie żałuję. Byłaś
tak blisko i chyba też chciałaś. Nie spoliczkowałaś mnie ani nie
odepchnęłaś, ani w żaden inny sposób nie zaprotestowałaś. Nie miej teraz tylko
do mnie pretensji.
-Tu
akurat mogę zgodzić się z tobą- przyznała mu rację, choć niechętnie. —Ale to ty
zacząłeś.
-Ty
zacząłeś -mruknął. — Ula teraz mówisz jak skarżące się dziecko w piaskownicy
albo w szkole. I nie zrobiłem tego
celowo. Po prostu tak wyszło.
-To
tak na przyszłość Marek wolałabym, żeby nie było takich sytuacji.
- A,
dlaczego ty nic nie zrobiłaś?- dopytywał.
- Bo
znowu mnie zaskoczyłeś i nie zdążyłam zebrać myśli- usprawiedliwiała się
kłamiąc. —A później to już przyszła Wiola.
-A
gdybym uprzedził cię to by coś zmieniło?- zapytał, ale gdy nie doczekał się
odpowiedzi to kontynuował. —Ula czy ty zakochałaś się we mnie-postanowił
wyjaśnić tę sprawę. —Pytam, bo przed
laty, gdy opiekowałem się Betti pocałowałaś mnie. Najpierw pogłaskałaś po policzku a później
pocałowałaś w policzek i usta. Gdyby był to sam dotyk i cmoknięcie w policzek
to jeszcze zrozumiałbym czułostka jak w stosunku do Beatki, ale pocałowałaś
mnie w usta.
Zaskoczył
ją i pytaniem i tym, że wie. Nie wiedziała też, co ma teraz powiedzieć mu. Kłamać
czy mieć to już za sobą i powiedzieć prawdę.
-Dlaczego
dopiero teraz mówisz o tym?- postanowiła odpowiedzieć najpierw pytaniem na
pytanie.
-Bo
to nie jest temat na, który aż tak bardzo chciałem rozmawiać- odparł zgodnie z prawdą.
—I nie odpowiedziałaś na moje pytanie
Ula. Kochasz mnie, kochałaś, czy to może tylko jakieś zauroczenie było albo
ciągle jest.
-Nie
jesteś mi obojętny- określiła się, ale nie jednoznacznie. —I nawet nie wiesz jak trudno
jest z tym żyć. Widywać cię, rozmawiać, kumplować się z tobą i wiedząc jednocześnie, że tak naprawdę,
chciałoby się czegoś innego, a jest to nierealne.
-Tak
myślałem- westchnął. — I dlatego pozwalałaś całować się- ni stwierdził ni
zapytał. —Chciałaś mieć namiastkę miłości i mnie.
-Tak-
krótko, ale rzeczowo odparła. —Chociaż wiedziałam, że nigdzie mnie to nie
zaprowadzi. Jestem realistką i wiem, że
ty nigdy nie związałbyś się z kimś takim jak ja.
-Ula
nie jestem, jak Febo i dla mnie status społeczny nie ma znaczenia-wtrącił
pośpiesznie — Powinnaś to wiedzieć. Znamy się przecież tyle lat. Twoja rodzina
jest dla mnie jak druga rodzina.
-Nie
Marek- przerwała mu. —Nie chodzi o pozycję, ale o to, jaka ja jestem. Nie
powalam urodą jak te twoje modelki i sekretarki.
- Masz
ładne oczy, usta, uśmiech i figurę-rzekł nieoczekiwanie.
-Ale reszta przeciętna- odparła oschle.
-
Nie Ula- zaprzeczył odrywając na chwilę wzrok od ulicy i spoglądając na nią. — Jeśli spoglądam na kobietę, to w
pierwszej kolejności patrzę na jej figurę i usta a ty masz jeszcze piękny
uśmiech i oczy do tego. To dwa razy więcej. Ja po prostu miłością nie jestem
zainteresowany, nawet nie wierzę w nią i tylko seks bez zobowiązań łączy mnie z kobietami, z którymi spotykam się. A ty, chociaż fizycznie
podobasz mi się i bardzo, bardzo cię lubię, to nie mogę dać ci tego, co chcesz.
I, dlatego miałaś rację mówiąc, że lepiej będzie jak będziemy unikać takich
sytuacji jak dzisiejsza.
-Szczery do bólu jesteś- odparła cicho. —Chociaż sama to wiedziałam.
-Szczery do bólu jesteś- odparła cicho. —Chociaż sama to wiedziałam.
-Czasami
jest, to lepsze niż obiecywać coś- mówił beznamiętnie. —I jeśli
potrafisz to odkochaj się. Dla własnego dobra. Ja nie wiem jak mógłbym pomóc
ci.
-Zostaw
to mi-odparła spoglądając w okno. —To moja uczucie i mój problem. Pan Dec, jeśli go poproszę to może
oddeleguje mnie do pana Lange do Berlina na pewien czas. Co z głowy to z serca Marek, jakby powiedziała
Wiola- pomyślała też.
Przez
resztę drogi tematów osobistych unikali i zajęli się rozmową z przed pocałunku,
czyli tematem fundacji. Oboje wiedzieli, że już tak nie będzie między nimi jak jeszcze
parę godzin temu.