Do Warszawy Ula i Marek nie spieszyli się zbytnio. Po
drodze zjedli jeszcze kolację i rogatki Warszawy przekroczyli po dziewiątej, a
do Rysiowa dojechali przed dziesiątą. Jeszcze przed przekroczeniem granicy
miejscowości Uli natknęli się na erkę jadącą na sygnale. Chwilę później Ula z
przerażeniem stwierdziła, że stoi przed ich domem. W kuchni zastała scenę,
jakiej nie chciałaby widzieć. Jej ojciec leżał na podłodze, a ekipa karetki
zajmowała się nim.
Po niezbędnych czynnościach wzięli go do szpitala. Karetka
dodatkowych pasażerów nie chciała zabrać i to Marek zawiózł Ulę i jej mamę do
szpitala. Został z nim również, bo ktoś
musiał odwieźć dziewczyny do domu. Po północy, gdy lekarz opiekujący się
Cieplakiem powiedział im, że jego stan jest stabilny i po krótkiej wizycie u
niego na sali, pojechały do domu.
Dzień później Ula późnym popołudniem pojawiła się we firmie. Rano razem z mamą była w szpitalu u ojca i u prowadzącego
go lekarza. Marek oczywiście dzwonił do Uli i pytał o jego zdrowie, ale jeszcze
nic nie wiedziała konkretnego i obiecała wstąpić do firmy nieco później.
-Tato już od paru lat miał problemy serowe i przeszedł
zawał- tłumaczyła Markowi we windzie. —Ale od pięciu lat nic złego się nie
działo i brał tylko leki i chodził na kontrolne wizyty. Dopiero wczoraj rano
poczuł się gorzej i miał dzisiaj pójść do poradni kardiologicznej. Teraz czeka go operacja i tu pojawia się
problem.
-Ula, jeśli potrzebujecie pieniędzy to mów bez
skrępowania- wtrącił, gdy Ula na chwilę zamilkła. —Wiem, ile kosztuje leczenie.
Ojciec również ma problemy kardiologiczne.
-Nie Marek- zaprzeczyła momentalnie. —Mamy odłożone pieniądze na czarną godzinę.
Po prostu jest kolejka w tym szpitalu, w którym leży ojciec. Nawet w wypadku, gdy pacjent płaci całą kwotę
za wszczepienie bajpasów. Najprędzej może odbyć się za pół roku.
-A prywatna klinika? Tato ma przyjaciela kardiologa i może
porozmawiałbym z ojcem i dałoby się twojego ojca umieścić tam. Pewnie jest drożej,
ale bez kolejki.
-Mógłbyś- wyraźnie ożywiła się na propozycję Marka.
—Pieniądze nie grają różnicy.
Marek słowami na wiatr nie rzucał i dwie godziny później
Ula siedziała w gabinecie doktora Jaskólskiego. Lekarz okazał się miłym
mężczyzną i sprawami związanymi z leczeniem zajął się od razu. Jedynym
problemem było to, że po opłaceniu wszystkich wydatków konto rodziców będzie
prawie puste. Tym nie zamierzała przejmować się, bo miała swoje oszczędności i
na pewno ona ani jej rodzina z głodu nie poumierają. Postanowiła też nie
rezygnować z pracy w F&D, bo na ten czas każdy grosz się liczył. Była nawet
zdecydowana na poudawanie, że łączy ją coś z Markiem. Szybko zrozumiała też, że
jest potrzebna Markowi w biurze, bo Ania, która zastępowała ją i Wiolettę, choć
była kompetentna, to nie była zorientowana w pełni w papierach sekretariatu.
Powrót do firmy nie był taki zły, jak myślała i było dokładnie
tak, jak mówił Marek, i wszyscy uważali ich za parę. Już tego pierwszego
popołudnia, gdy przyszła tylko na chwilę, mogła przekonać się o tym.
-Od początku była między wami chemia- rzekła Ania
recepcjonistka i czasowa sekretarka Marka. —A, gdy zdjęcie tego twojego
chłopaka zniknęło z twojego biurka, to było już wiadomo, że ty i Marek macie
się ku sobie. Pięknie razem wyglądacie Ula i pasujecie do siebie. Wasze zdjęcia
z tej sesji APART nie schodzą z bilbordów. Para jak malowana.
-Tak- gładko skłamała. —Ale do ślubu daleko, więc nie
zbierałabym na prezent. —To znaczy ja o ślubie nie myślę jeszcze. Znamy się
dopiero trzy miesiące, jakby nie patrzeć na to, a spotykamy dwa tygodnie. I sama wiesz, jaki jest Marek.
-Był Ula. Teraz z daleka widać, że zakochał się- brnęła w
temat, choć Ula wolałaby zakończyć go.
-Pożyjemy, zobaczymy. To, co Ania zabieramy się za te
raporty- gładko zmieniła temat. —Obiecałam ojcu, że długo nie zabawię we
firmie.
-Marek mówił, że masz ojca w szpitalu i że musiałaś
przerwać urlop z tego powodu- dodała jeszcze.
-Tak- ponownie skłamała. Ciekawa jestem, ile Marek jeszcze nakłamał- pomyślała.
Tuż przed wyjściem z firmy i w oczekiwanie na windę miała
kolejną, podobną rozmowę.
-Kto by pomyślał, że nasz Mareczek tak zaangażuje się Ula-
zagadnęła bufetowa. —Tyle czasu z kwiatka na kwiatek, a ty w trzy miesiące
usidliłaś go.
-Nie usidliłam go. My się tylko spotykamy i może nic z
tego nie wyjdzie-zaczęła wyjaśniać.
-Marek pogonił ostatnio Klaudię, a to o czymś świadczy
Ula -dodała krawcowa Iza. —Nawet za czasów Pauliny tak się nie zachowywał i
romansował na okrągło. A Pshemko to już ma wizję na twoją suknię ślubną.
-Czy wy wszyscy powariowaliście- zezłościła się. — Byłam
raptem na dwóch spotkaniach z Markiem, a wy już nas ożeniliście. Nie wiem nawet,
czy kocham go na tyle mocno, żebyśmy byli razem.
-Ale Wojtka zostawiłaś dla Marka- rzuciła bufetowa.
-Nie Ela. Z Wojtkiem już prędzej chciałam się rozstać. A
z Markiem jest mi na razie dobrze, ale nie wiem, co będzie dalej. I nie
rozumiem, dlaczego wszyscy uważają, że powinniśmy być razem.
-Bo pasujecie do siebie-odparła dotąd milcząca Alicja.
Dzień później rano Józef został przewieziony do prywatnej
klinki. Oprócz doktora Jaskólskiego Cieplakiem miał zajmować się Piotr
Sosnowski, dobrze zapowiadający się kardiochirurg. Ula przyjechała z
dokumentacją choroby ojca i zastała go w gabinecie lekarskim. Mężczyzna był ciemnym
blondynem z niebieskimi oczami, dobrze zbudowany i już przy powitaniu
zauważyła, że zrobiła na nim wrażenie i obrzucił ją spojrzeniem od głów do
stóp. On na niej jednak nie, choć miał typ urody, jaki podobał się jej. Szybko
dowiedziała się też, że to on będzie opiekować się jej ojcem i będzie go operować. Zdecydowanie nie spodobało się jej to, że
ktoś jak mniemała dopiero co po studiach, miał zajmować się ojcem.
-Pan wybaczy, ale wolałabym o zdrowiu i szczegółach operacji porozmawiać
z doktorem Jaskólski.
-Doktor Jaskólski jest po sześćdziesiątce i nie operuje
od prawie trzech lat- zaczął wyjaśniać jej. —Boi się, że ręka mu zadrży, a nie chce
pozbawić kogo życia. Jest tylko biernym asystentem na sali operacyjnej. Ale to
chyba dobrze, że życie ludzkie przekłada nad to co było jego pasją, że tak się
wyrażę.
-Ale są chyba inni lekarze w tej klinice. Z większą
praktyką. Przepraszam, że pytam, ale ile jest pan lat po studia? -zapytała,
choć wiedziała, że postępuje wyjątkowo nieuprzejmie, wścibsko, nie tak ją
rodzice wychowali i zawsze mówili, że nikogo po wyglądzie się nie ocenia. —Ile
lat ma pan praktyki?
-Wystarczająco długo, żeby poradzić sobie z bajpasami. Studia
skończyłem z wyróżnieniem, a później przez rok byłem na stażu w Bostonie w
najlepszej klinice. Do Polski wróciłem rok temu i dostałem od razu pracę u
doktora Jaskólskiego. To tak pokrótce. A, jeśli umówi się pani ze mną na kawę,
to swoje kompetencje przedstawię jeszcze dokładniej.
-Słucham?
- Podczas badania pan Józef powiedział mi, że ma piękną,
miłą, inteligentną, zdolną i do tego samotną córkę- mówił czarując uśmiechem, który na Uli dużego wrażenia nie robił. —Byłem ciekaw, jak pani
wygląda i chciałem poznać. Teraz jak patrzę na panią i poznałem to muszę przyznać, że miał rację. Widzę nawet podobieństwo do ojca. On
przez całe badanie tryskał optymizmem i uśmiechała się dobrodusznie. Ma pani oczy i uśmiech po ojcu.
-Tak się składa, że podobna jestem do matki panie
Sosnowski. A za wyjście na kawę, dziękuję. Nie jestem zainteresowana. Wracając
do ojca natomiast, to jest bardzo ważny dla mnie, mamy, rodzeństwa i … .
-Jak to rodzic-wtrącił.
-I chcemy dla niego jak najlepiej- kontynuowała.
-I my zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby operacja
przebiegała bez komplikacji. Wyniki ojca są lepsze niż myśleliśmy i jestem jak
najlepszej myśli.
-To dobrze- odparła, po raz pierwszy uśmiechając się do
niego.
Pukanie do drzwi i pojawienie się w nich pielęgniarki
przerwało ich rozmowę. Ula pożegnała się tylko i pojechała do firmy.
Cztery dni później
Cieplak przeszedł szczęśliwie operację i wracał do zdrowia pod okiem doktora
Jaskólskiego i Sosnowskiego. Do tego czasu z tym ostatnim Ula styczności nie miała
i dopiero we wtorek w czasie odwiedzin u ojca miała okazję ponownie spotkać go.
Wsiadała do windy, a on wskoczył do niej w ostatnim momencie i chcąc nie chcąc
skazana była na jego chwilowe towarzystwo.
-Czy, teraz gdy pani ojciec przeżył operację i ma się
dobrze, to umówi się pani ze mną na tę kawę-zagadnął podkręcając swój uśmiech.
-Nadmiar kawy szkodzi- wypaliła. —Ale pan jako lekarz wie o tym, jak sądzę.
-Ale ja zapraszam panią na jedną kawę, a nie na kilka, a
taka jedna na dzień jest wskazana.
-Ale ja znam tryb życia lekarzy. Wdzięczni pacjenci
przynoszą kawę, tort, czekoladki i wszystko się wali. Wystarczy przejść obok
dyżurki pielęgniarek albo pokoju lekarskiego, aby czuć ciągle zapach świeżo
zaparzonej kawy. Zresztą mój ojciec jest przykładem nadmiaru kawy. Pracował w
pogotowiu energetycznym i na nocnych dyżurach wypijał kilka, a w tygodniu miał
średnio dwa-trzy dyżury. Mnożąc, to przez miesiące i lata to trochę tego
wyjdzie. Do tego w domu z żoną albo gdy szedł do kogoś prywatnie z naprawą. Sam
może pan sobie wyobrazić, ile jest to hektolitrów.
-Ok. Zrozumiałem. Ale to miło, że pani martwi się o mnie.
Jest pani dokładnie taka, jak mówi o pani pan Józef. Jest pani wrażliwa i martwi
się pani o innych.
-Wolałabym nie być tematem rozmów- wtrąciła ostro i
rzucając w niego wzrok niechęci.
-Przyjąłem do świadomości. To może na zieloną herbatę da się pani namówić?
Jest zdrowa. Z tym chyba zgodzi się pani.
- Od nadmiaru robi się osad na zębach, a już dwie wypiłam dzisiaj. Lepiej porozmawiajmy o ojcu. Kiedy będzie mógł wyjść do domu?
-Myślę, że za tydzień,
jeśli nic nie wydarzy się złego.
-Czy miała to być
jakaś groźba? - zapytała ostro. —Zemsta
za niepójście na kawę?
-Nie, skąd. Po prostu
pobyt wydłuża się czasami w szpitalu. Nie łącze spraw prywatnych ze służbowymi.
- Mam nadzieję,
doktorze- rzekła bez uśmiechu i ciesząc się, że drzwi windy się rozsuwają. —I do
widzenia-dodała i odeszła szybko. Idąc w stronę sali, w której leżał jej ojciec,
pomyślała sobie, że ten lekarz jest wyjątkowo denerwujący, zarozumiały, nachalny
i wścibski.
U ojca długo nie zabawiła, bo minęła dopiero doba od operacji i spokój działał na jego korzyść. Z tego samego powodu nie wspominała nic o
jego rozmowach z Sosnowskim na jej własny temat.
W pracy natomiast Ula i Marek dalej uważani byli za parę, a
pracownicy widzieli to, co chcieli widzieć. Wspólne służbowe wyjście brane było
za randkę, uśmiechy kierowane w swoje strony za czułości, a troskliwość o jej
ojca był przejawem wyższej zażyłości. Dla niej jednak to, co dzieje się we
firmie zeszło na drugi plan, bo na pierwszy miejscu był ojciec i jego zdrowie.
Bardzo ładne zdjęcie Uli i Marka, ale Sosny mogłaś oszczędzić nam. Pozdrawiam serdecznie. ☺
OdpowiedzUsuńZdjęcie jak zdjęcie. Mało popularne. Sosna to tylko postać. Równie dobrze mógłby być Jakub Burski.
UsuńPozdrawiam miło.
Wydaje mi się czy część jest krótsza niż poprzednie? Mało tu Marka i Uli razem więc czekam na opis tego ich udawania w firmie. Może jakieś wyjście do kina czy restauracji jak już Cieplak wróci do domu. Po co tu ten denerwujący Piotr? Ula mogła go sprowadzić na ziemię mówiąc że się z kimś już spotyka, może wtedy dałby jej spokój. G
OdpowiedzUsuńJest krótszy, bo przede wszystkim jestem mamą i żoną a później RanczUlą.Kiedyś wspominałam o tym. Córeczka rośnie skończyła niedawno cztery miesiące domaga się łaskotania, grzechotania,innej osoby przy sobie.
UsuńSpokojnie wyjście będzie a Piotr długo nie zabawi w opowiadaniu.
Pozdrawiam milo i dzięki za wpis.
Jak ten czas leci zanim się obejrzysz a będzie zaczynać chodzić a wtedy to już trzeba taką małą osóbkę pilnować. G :-D
UsuńNazbierało się im sprzymierzeńców ot co. Ulka gra hardą i twardo stąpa po ziemi.Markowi trudno będzie skruszyć lód w jej sercu oj trudno.Na temat ,,Pana polo'' się nie wypowiadam. Oby Józef wrócił szybko do zdrowia. Pozdrawiam serdecznie :).
OdpowiedzUsuńPan polo wkrótce odejdzie w niepamięć. Na pewno nie namiesza tyle co serialu.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Lubię dla relaksu w pracy poczytać coś ciekawego.
OdpowiedzUsuńŚwietna część, a nachalność Sosnowskiego jest irytująca. Mam tylko nadzieję że ona będzie z Markiem.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
W pracy się pracuje. Ja robiłam sobie relaks po pracy jak chodziłam jeszcze a teraz jak mam czas. Oczywiście że będzie.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Ale w pracy też są przerwy.
UsuńAż się zjeżyłam, kiedy dobrnęłam do fragmentu o Sosnowskim. Matko, jak ja nienawidzę tej postaci! Namolny i upierdliwy. Jak nie kawa to herbata. Całe szczęście, że Ula podobnie go odbiera. Obawiam się tylko, czy Cieplak nie będzie nalegał z wdzięczności, żeby Ula się z nim spotykała. To byłby cios poniżej pasa, bo doktorkowi za usługę zapłacono i w genach powinien mieć ratowanie ludziom życia.
OdpowiedzUsuńUla i Marek na razie zachowują w firmie pozory. Ciekawe jak długo to potrwa, bo wiadomo, że Dobrzański jest zakochany po uszy a u niej, to tylko kwestia czasu. (tak myślę). Permanentne obcowanie z sobą w końcu może zaowocować jakimś pięknym odwzajemnionym uczuciem, prawda?
Pozdrawiam serdecznie. :)
Spokojnie to tylko imię i nazwisko a Cieplak w przeciwieństwie do serialu nie będzie się wtrącał do znajomości. Sama znajomość umrze wkrótce śmiercią naturalną czyli wyjściem Józefa ze szpitala. Jego choroba potrzebna była tylko do tego aby Ula miała powód do pozostania we firmie. Już sama operacja trochę kosztowała rodzinę i pensja Uli jest potrzebna. Pozostanie to też trochę z wdzięczności, że Dobrzańscy tak szybko załatwili prywatną klinikę. Sosnowski to tak przypadkiem przyplątał się.
UsuńMarek wkrótce zacznie działać. Na razie wie że Ula żyje chorobą ojca.
Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
No i znowu Sosnowski. Trochę dramatyzmu dla nas :D ta część bardziej opisuje stan Józefa. Jednak po tym nieszczęściu Marek może zbliżyć się do Uli.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Andziok :)
Jest Sosnowski a już za moment go nie będzie. Takie życie stety.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
A ja czekam i czekam na ciąg dalszy miniaturki "Pięć w jednym" i się chyba już nie doczekam... Szkoda... :(
OdpowiedzUsuńDoczekasz się tylko muszę skończyć to opowiadanie. Będzie też dłuższa notka wspomnieniowa.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Bardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń