Po
rozstaniu z Markiem, choć był to jej książę z bajki, to miała mieszane odczucia.
Jego zachowanie i pierwsze spotkanie po latach bowiem mocno odbiegało od tego jej
wymarzonego i rozczarowało.
Czy on
naprawdę romansuje ze wszystkimi kobietami, jakie są w jego otoczeniu- myślała, roznosząc ciasteczka. Romansuje, obłapuje i całuje- dodała dosadnie. Pewnie tak i nie powinno mnie to dziwić. Wiem
przecież, jak się prowadzi i jaki jest. I to nie od dziś. To trwa latami. Tylko że co innego wiedzieć a co innego samej
doświadczyć i zobaczyć. I powinnam
wyrzucić go ze swojej głowy i serca. Tylko jak to zrobić Ula? - pytała samą siebie. Jest tak piękny i tak cudownie
pachnie.
Przez
kolejne dwie godziny była wystarczająco mocno zajęta pomocą w kuchni, aby nie
myśleć o wydarzeniach ze spiżarki. Po powrocie do ogrodu natomiast przy stole dostrzegła
samotną Wiolettę, to przy okazji zbierania pustych szklaneczek, podeszła do
niej.
-Wybierasz
się gdzieś? – zapytała, widząc koleżankę ubraną w beret, a którego prędzej nie
miała.
-Pojeździć
konno z Sebastianem- oznajmiła z podekscytowaniem. —To ten kolega Marka. Mówię ci Ulka, jest
bardzo interesujący i jest lekarzem.
-Nie
za szybko na takie komitywy Wiola? - pytała pełna obaw i porządkując stół. —
Znacie się ze dwie godziny?
-To
tylko przejażdżka Ulka- odparła, jakby się usprawiedliwiała.
-A ja
miałam okazję porozmawiać z Markiem- oznajmiła ponuro i z taką samą miną.
-No
proszę- wykrzyknęła z zaskoczeniem tuż przy jej uchu. —A tak się wzbraniałaś. Tylko skąd ta posępna mina? – zapytała, przyglądając
się jej uważniej. —Powinnaś się cieszyć.
-Bo
nie ma się z czego cieszyć- mówiła, spoglądając dyskretnie w prawą stronę,
gdzie to dojrzała Marka rozmawiającego z Sebastianem. —Wyobraź sobie, że gdy
byłam po ciasteczka, to pomylił mnie z jakąś Rozalią, zaczął obejmować i
całować w szyję.
-Żartujesz?
Chociaż nie dziwi mnie to. I co zrobiłaś? – pytała wyraźnie zainteresowana
wydarzeniami ze spiżarni.
-Najpierw
uderzyłam go łokciem w brzuch, później spoliczkowałam, a na koniec
powiedziałam, że jestem służącą i mam na imię Janka. I nie pytaj mnie, dlaczego
nakłamałam mu, bo sama nie wiem.
-Życie chyba chcesz sobie zamotać tymi kłamstwami- rzekła filozoficznie Wioletta. —Powiedziałabyś prawdę, że jesteś Ula Cieplak i byłoby po sprawie. A co będzie, jak pani Helena przedstawi was sobie?- zapytała rozsądnie.
-Życie chyba chcesz sobie zamotać tymi kłamstwami- rzekła filozoficznie Wioletta. —Powiedziałabyś prawdę, że jesteś Ula Cieplak i byłoby po sprawie. A co będzie, jak pani Helena przedstawi was sobie?- zapytała rozsądnie.
-Nie
wiem, co będzie- odparła po chwili. —Obrócę to w żart. Albo rodzice Marka zdążą
wyjechać do opery na koncert. Pan Krzysztof w ostatniej chwili dostał bilety i
pomimo przyjęcia chcą pojechać. A życie to mężczyźni gmatwają- dodała dosadnie.
—Prawie w każdym czytanym romansie są tacy sami. Mają kurtyzany, prowadzą hulaszczy styl życia
i szwendają się, nie wiadomo gdzie i z kim. Wszyscy są zabójczo piękni, ale i
niebezpieczni. Tak jak w przypadku Marka. Stoi właśnie z Sebastianem pod tą
lipą, patrzą w naszą stronę i założę się, że gadają o nas.
- Ale
później, gdy już zakochują się, to żyją długo i szczęśliwie- odparła z romantyzmem i spoglądając dyskretnie w stronę panów.
- Tego
właśnie nigdy nie piszą Wiolka- wtrąciła wymownie. —Może później są tacy sami,
jak przez całą książkę i dalej ranią, romansują i zdradzają. Do jasnej Anielki- dodała z przestrachem. —Idą tu. Jakby co to pamiętaj, jestem Janka.
Zrobiła też krok w tył i wpadła na kogoś, a
gdy obróciła się, to ujrzała elegancką kobietę.
-Jak
chodzisz – usłyszała z ust szatynki. —Z
ulicy cię wzięli.
-Najmocniej
przepraszam- odparła grzecznie. — To było niechcący
i nic się tak naprawdę nie stało.
-Jeśli
nie masz oczu i zręczności, to nie pchaj się w towarzystwo- mimo uprzejmości Uli ta odpowiedziała z wyniosłością.
—Polskie prostactwo i bezczelność -dodała po włosku.
-Mogłaby
pani mnie nie obrażać- odparła Ula w tym samym języku i zbijając kobietę z
pantałyku. —Damie to chyba nie wypada?
-Właśnie? Może tak grzeczniej- odezwała się i Wioletta w języku włoskim.
-Żałosna komitywa – odfuknęła im w
odpowiedzi już w języku polskim.
-Będzie mi tu obrażać i prychać – rzuciła Wioletta
bez jakichkolwiek zahamowania do Uli.
-Wiola nie warto- hamowała jej zapędy Ula.
-Warto. Niech nie myśli, że skoro masz na
sobie fartuszek, to można pomiatać człowiekiem.
-Płacimy im, to wymaga się poszanowania, a
nie dyskusji- usłyszały w odpowiedzi, choć Wioletta do niej nic nie mówiła.
-Psia kręć Ulka, zaraz mnie tu krew
zaleje- wymruczała Kubasińska.
Marek, zapominając o Rozalii w piwniczce, z
kuchni wyszedł tuż za Ulą i odprowadził ją wzrokiem do najbliższej grupy osób.
Miód
malina ta dziewczyna i z charakterem
– myślał, spoglądając na nią. Taka,
jakie lubię najbardziej. Daleko jej do gąski albo paniusi z dobrego domu. Nawet
tu wśród elity błyszczy. Z Rysiowa i okolic jednak raczej nie jest, bo znam
wszystkie dziewczęta i kobiety powyżej dwudziestu lat, a takie oczy
zapamiętałbym na pewno. Cała jest kusząca i ponętna i muszę umówić się z nią i
poznać lepiej.
Przez kolejne
minuty jako współgospodarz przyjęcia przechadzał się po ogrodzie i salonie i
wraz z rodzicami zajmował się gośćmi. Od czasu do czasu szukał też wzrokiem
Uli.
Gdy
już obowiązek porozmawiania ze wszystkim gośćmi miał za sobą to zajął się
Sebastianem. Przez dłuższy czas przyjaciel zajęty był rozmową z Wiolettą, to nie
chciał mu przeszkadzać. Teraz natomiast dostrzegł go samotnego przy stoliku z alkoholem, to podszedł.
Ktoś taki jak Janka był wart porozmawiania.
-Widzisz
tę dziewczynę rozmawiającą z Wiolettą? - pytał z ożywieniem i nie używając
słowa służąca. —Całkiem przypadkiem poznałem ją, gdy pomyliłem z Rozalią. Mówię
ci Seba, jest piękna. Sonia i Aniela nie umywają się do niej.
-Tylko
wydaje się trochę płaska, a wolisz szczodrzej obdarowane przez naturę–stwierdził
Olszański, oceniając stojącą bokiem Ulę.
-Kobieta
nie tylko z ciała się składa- rzucił mu sugestywnie.
-Od
kiedy? – zapytał ironicznie Olszański.
-Ta
intryguje jeszcze i nie wygląda na służącą- odparł, pozostawiając bez
odpowiedzi jego docinek. — Jest za delikatna i raz mówił typowo po wiejska i
nieśmiało, aby chwilę później mówić miastowo i płynnie.
-Na
twój widok kobitki różnie reagują Marek, to mogło być chwilowe onieśmielenie-
zasugerował medyk.
-
Raczej nie Seba – z miejsca odrzucił domysły przyjaciela. —Myślałem, że to
Rozalka, to zaskoczyłem ją, próbowałem objąć i pocałować. Tylko że zamiast oddania czułości to oberwało
mi się w bok i w policzek, a na koniec zbeształa bez zająknięcia. Jej reakcja na moje amory była natychmiastowa.
-Jak
to oberwałeś? – zainteresował się, tym co dla niego było ważne.
-Mało
ważne jak – zbył go szybko. —Chwilę
później zaś zaczęła mówić innym akcentem, krótkimi zdaniami, żeby ponownie wrócić do
pierwszego akcentu i sensowniejszego formułowania zdań. I znała synonimy do
linczu i hegemona. Powiedziałem jej, że mojej mamy za rozmowę ze mną ma się nie
obawiać, bo nie zlinczuje jej ani nie jest hegemonem, to odpowiedziała mi, że
mamę trudno byłoby nazwać despotką albo posądzić o samosąd.
-
Ciekawe Marek- odparł Olszański trochę bardziej zainteresowany niż na początku
wypowiedzi Marka. —Może ma jakąś miłą panią i da jej chodzić do szkół- wysuwał też
domysły. —Nie każdy jest Pauliną i traktuje służące jak niewolników. Albo to historia jak z tej powieści Znachor*.
Tak naprawdę jest wykształcona, tylko straciła pamięć.
-Sebek
nie fantazjuj – rzucił kpiarsko. — Ale
fakt wydaje się, że przewyższa inteligencją niejedną pannę z dobrego domu. Ciekawy
jestem, skąd matka ją wytrzasnęła- zastanawiał się też głośno. —Chodź, podejdziemy do dziewczyn- dodał,
ciągnąc za sobą przyjaciela. —Patrzą na nas, a Wiola wydaje się gotowa na
przejażdżkę konną.
Tymczasem
incydent z Pauliną z winy Wioletty przybrał na sile, a ostatnie zdania dobiegły
do uszu Marka i Sebastiana.
-Co
się tutaj dzieje? – zapytał Marek, widząc kłócącą się Wiolettę i Paulinę. —Paula,
Wiola możecie mi łaskawie wyjaśnić, o co wam chodzi.
-Twoja
służąca… – zaczęła Febo.
-Janka
nie jest moją służącą- wtrącił Marek. —Jest, jest…
-Jest
moją znajomą- dodała Wioletta do Pauliny. —Moją koleżanką a Paulina za nic ją
zwyzywała. Tylko lekko ją trąciła.
- Mogła
mnie oblać, gdybym nie odstawiła chwilę prędzej kieliszka z czerwonym winem –
mówiła ciągle wzburzona Febo. —Mam bluzkę z Paryża. Twoja mama Marek naprawdę
powinna uważniej dobierać posługaczki.
-Robisz
z igły widły Paula- rzekł jej jeszcze w miarę spokojnie niedoszły kandydat na
męża.
-Bronisz
jej, bo masz w głowie tylko służące, tancereczki i aktoreczki- wyrzuciła z
siebie brunetka. —Masz ją w kolejce do łóżka albo na siano.
-Nie przesadzaj-
odparł zdecydowanie ostrzejszym tonem.
-Może
tak nie jest? Przecież żadnej kobiecie nie przepuścisz. Jesteś jak ten …
-Idziemy
– przerwał jej stanowczo, odciągając na bok i wzbudzając zainteresowanie gości
obok.
- Co
za zołza jedna- odezwała się tymczasem Wioletta. —Żeby ją tak koń kopnął albo pokręciło
na amen.
-Wiola
nie warto języka sobie strzępić- uspokajała Ula.
-Kiedyś
byli razem, ale Matek rzucił ją i teraz się mści- wyjaśnił Olszański. —Nie
powinna jednak wywlekać swoich spraw na publikę. Głupia sprawa a tyle
zamieszania.
-Nie
pana wina panie…- zaczęła Ula.
-Sebastian
Olszański- dodał, przedstawiając się Uli i całując w dłoń tak jak jakiś czas
temu poznając Wiolettę.
-Janka
Kowal- odparła, przybierając tożsamość ich własnej kucharki.
Cała trójka
też obserwowała ich z daleka, a z gestów można było odczytać, że Febo dalej
jest wzburzona, a Marek robi wszystko, aby ją uspokoić. W końcu ich oczom ukazał
się widok, Marka całującego Paulinę.
-Zamyka
usta Paulinie- poinformował ich Sebastian.
—Inaczej z nią się nie da. A skąd wy się znacie? – zmienił temat.
-Moja babcia
jest główną kucharką i gosposią u rodziców Wioletty, a ja tam mieszkałam jakiś
czas- odparła Ula vel Janka, przypominając sobie niejaką panią Marysię pełniącą
oba te stanowiska u Kubasińskich a o której słyszała same miłe słowa.
Jednocześnie spoglądała też na oderwanych już od siebie Paulinę i Marka i
odchodzących w stronę gości.
-Znamy
się więc w zasadzie od dziecka- dodała Wioletta. — U- zaczęła słowo Ula, ale
nie dokończyła. — Uwielbiałyśmy swoje towarzystwo, razem uczyłyśmy się, bawiłyśmy
i dalej tak jest- mówiła, mając tak naprawdę na myśli syna pani Marysi Maćka, z
którym przyjaźniła się od dziecka, a teraz z pomocą jej rodziców kształcił się
na inżyniera. —Babcia Janki jest dla nas
kimś więcej niż gosposią i traktujemy należycie. Tato od małości wpajał we mnie
tę zasadę.
-Bardzo
mądry człowiek- odparł Sebastian. —Ja sam staram się leczyć i uczyć o higienie
stany niższe i ludność wiejską za Bóg zapłać. Czasami dają mi mendel jaj,
twaróg albo jakąś kurę, bo są nauczeni, że jak coś dostają, to trzeba odpłacić
się podobną miarką. We krwi to mają. Tylko Febo chyba zatrzymali się na XIX wieku.
Wyzysk i zdzierstwo to najgorsze co można uczynić.
-Panie
Sebastianie wiarę w młodych ludzi mi pan przywraca- odparła Ula z szacunkiem.
-
Zwłaszcza że tyle się słyszy o frywolnych zabawach i hulankach kawalerki-
dodała Wioletta. —A pan jest prawym człowiekiem, prawdziwym dżentelmenem i tym
bardziej będzie mi miło towarzyszyć panu na przejażdżce- rzekła na koniec z
całą promiennością.
-To ja
jestem kontent panno Wioletto, spędzić czas w taki miłym towarzystwie- odparł, podając jej ramię.
Na
ponowne spotkanie z Markiem Ula długo nie czekała, bo wkrótce po odejściu
Wioletty i Sebastiana pojawił się obok niej. Wykładała owoce na paterę, gdy
poczuła woń jego perfum. W spiżarce bowiem była wystarczająco blisko niego i
długo, aby zapamiętać zapach i poznać na końcu świata.
-Najmocniej
przepraszam za Paulinę Janko- rzekł jej do ucha i nie wysilając się na zwrot
pani ani panno, a co argumentowała niższym statusem społecznym, a nie
bezpośredniością.
- Nie
ma za co przepraszać- odparła, próbując mówić bez drżenia głosu. —To ja poniekąd
wywołałam zamieszanie.
-To
Paulina ma trudny charakter- wtrącił, skubiąc kiść winogron. — Znam ją od
dziecka i wiem, że wybucha bez powodu. Trzeba było zawsze jej ustępować – mówił,
choć Ula uważała, że opowiadanie obcej osobie o czyichś problemach jest wysoce
niestosowne.
-Przykre-
odparła krótko.
-Dwa
lata nie było jej w Polsce i mama to przyjęcie zorganizowała z okazji jej
powrotu- oznajmił jej też.
-Tak
wiem. Pana ojciec mi powiedział- odparła trochę bezmyślnie, gdy Marek zamilkł
na chwilę, aby przełknąć, to co jadł.
-
Rozmawiałaś z moim ojcem? – zdziwił się podejrzliwie.
-Gdy
najmowałam się, to dowiedziałam się, że to przyjęcie to na jej cześć –
wytłumaczyła szybko.
-Dokładnie
– rzekł już mniej podejrzliwie. —Dlatego
też Paula czuła się honorowym gościem i nie chciała, aby coś zepsuło jej zabawę.
Nie będzie ci się jednak już naprzykrzać, bo razem z Aleksem jej bratem odwiozłem
ją do ich domu. Mają tutaj niedaleko posiadłość, ale na stałe mieszkają w
Mediolanie. A ty doszłaś już do siebie? –
zapytał na koniec.
- Tak
i dziękuję za wstawienie się za mną- odparła, spoglądając na niego przelotnie.
-Nie
ma za co dziękować- mówił, podkręcając uśmiech, gdy tylko Ula spojrzała na
niego. —Pozwolić, aby obrażała cię bezpodstawnie, byłoby niehonorowe. To jesteś
znajomą Wioletty i dzięki niej tu jesteś- ni to zapytał, ni stwierdził i zamykając
temat Pauliny.
-Poniekąd.
Moja babcia była i jest gosposią u Kubasińskich i mieszkałam tam jakiś czas z
rodzicami– opowiedziała tę samą historię co Sebastianowi. —A tu znalazłam się za sprawą Agaty od
Cieplaków. To moja znajoma i pomaga u nich. Pana mama potrzebowała kogoś do
obsługi, to jestem. Z Wiolettą zaś spotykam się od czasu do czasu- dodała,
mówiąc po raz pierwszy całą prawdę.
-Rozumiem-
rzekł, kiwając głową. — To, co porabiasz pomiędzy spotkaniami z Wiolettą a
obsługą przyjęć- zapytał nieoczekiwanie. — Pytam, bo w to, że jesteś służącą,
nie wierzę.
- Jestem
prostą urzędniczką w szkolnej kancelarii na Topolowej- odparła, rzucając
kolejnym kłamstwem, skoro praca służącej nie przeszłaby.
-To
znaczy, że popołudnia masz wolne? – zapytał.
- A, dlaczego
pan pyta? – odparła pytaniem na pytanie i przeczuwając odpowiedź.
-Bo mam
szczere chęci umówić się z tobą na spotkanie Janko- odparł bez ceregieli.
Znachor-
wiem, że powieść została napisana i zekranizowana później, ale dodałam na
potrzeby opowiadania.