Propozycja
Marka była bardzo kusząca, ale dokładnie wiedziała, że nie jest to dobry moment
na randkowanie. Najpierw musiała poodkręcać wszystkie kłamstwa, a plan świtał
jej w głowie.
- Na
razie wolałabym, aby zostało tak, jak jest Marek- odparła zdecydowanie. —Muszę
poukładać sobie te sprawy.
-Oby
nie trwało to miesiące Janko- rzekł bez urazy. —Mówiąc parę dni, miałem na
myśli tydzień góra dwa.
-Tyle
mi starczy- zapewniała. —Później zobaczymy Marek.
Zobaczymy
jak, to będzie, gdy poznasz prawdę o mnie. Znienawidzisz i odejdziesz albo
wybaczysz i może pokochasz.
-Ale będziemy spotykać się przez ten czas
Janko? – zapytał pełen obaw. — Jest tyle miejsc, do których moglibyśmy pójść.
Kino, ZOO, cyrk, muzeum, teatr. Zwykłymi spacerami czy kawiarnią też nie
pogardzę.
-Widzę, że przygotowałeś się na pogodę i
niepogodę- rzekła wyraziście.
-Tak
już mam, że jak biorę się za coś, na czym mi zależy, to czasu nie marnuję Janko-
odparł rzeczowo. Zamierzał również tak te spotkania przeprowadzać, aby były to randki, ale nie nazywając rzeczy po imieniu.
-Mam
to samo Marek. Moja ciocia zawsze mówi, że jeśli się czegoś naprawdę pragnie,
jeśli się dąży do tego, to laur zwycięstwa musi należeć do nas. Ja się tego
trzymam i często powtarzam.
-Mądra
kobieta z tej twojej cioci. A wracając
do nas, to proponuję kino na wtorek. Chyba że wolisz coś innego, to się
dostosuję. Chociaż to mężczyźni planują takie rzeczy.
-Może
być to kino Marek- wtrąciła.
-I nie
jedz za dużo na obiad- dodał tajemniczo. —Po kinie zapraszam cię na małe co
nieco do mojej ulubionej knajpki. Mój kolega prowadzi ją, chociaż akurat
wyjechał i nie on szefuje kuchni, ale smaki pozostały.
-Oby
to nie była smażalnia ryb Marek, bo mam uczulenie na ryby- z góry uprzedziła.
-Z ryb
pewnie coś mają, ale jest sporo innych dań do wyboru, więc możesz być spokojna.
-A
gdzie to? - zapytała głównie dlatego, aby przekonać się czy jest w bezpiecznej
odległości od jej domu i aby uniknąć przypadkowego spotkania z kimś znajomym.
-Jeśli
powiem, gdzie to nie będzie niespodzianki- argumentował. —Powiem, tylko że w
pobliżu naszego pierwszego spotkania.
-Bardzo
miła okolica – odparła z małą ulgą, bo od jej ulicy Złotej było dość daleko.
Marek
natomiast zaprezentował się w szortach i to krótsze niż inni panowie i bez
koszulki. To zaś powodowało, że jej wzrok często opierał się na jego torsie.
Marek dokładnie wiedział o tym i widział, jakie robi wrażenie na niej i innych
paniach, ale nic nie mówił. Za to wspólnych kąpieli i chlapania się nawzajem
wodą, nie odmawiał sobie.
-Zbudujemy
zamek Marek- zapytała, gdy wyszli z wody. —Z Betti czasami buduję.
-Betti?
Słyszałem gdzieś to zdrobnienie- odparł, zastanawiając się głośno. —Chyba
rodzice mówili tak o młodszej córce Cieplaków.
-Po
opublikowaniu powieści Z tobą
przez całe życie (wymyśliłam
tytuł) jest to popularne zdrobnienie- wytłumaczyła, choć nie musiała.
-Pewnie Ula jej starsza siostra je wynalazła- wymruczał z wyczuwalną ironią.
-Dlaczego
tak myślisz? - pytała urażona jego złośliwością.
- Bo jak
mniemam to romans, a pamiętam, że jak miałem ze dwadzieścia dwa- trzy lata a
ono o dobre dziesięć mniej to biegała za mną i wpatrywała się jak w obrazek. Już
wtedy miłość miała w głowie. Znasz ją? - zapytał nieoczekiwanie.
-Aby,
aby- rzekła błaho. —Znam Agatę ich dziewczynę do pomocy w sprzątaniu. To co z
tym zamkiem Marek? Budujemy? - pytała, aby nie musieć słuchać i odpowiadać na
pytania o sobie.
Ula
miała również tę zaletę, którą szybko docenił, że zawsze była zadowolona, a on nie
cierpiał kobiet, które ciągle marudziły na tłok, hałas, upał, czy prostackie
zabawy. Poza tym umiała cieszyć się drobiazgami. Bukieciki kwiatów, lody czy czekoladki sprawiały
jej autentyczną radość i błysk w oczach. Marek zaś widząc, to nie szczędził jej
tych przyjemności. W sklepiku z pamiątkami w ZOO kupił jej nawet wisiorek ze
słonikiem.
-Jest
piękny- mówiła, przyglądając się błyskotce z turkusu. —Ale nie musiałeś od razu wybierać
najdroższego słonika. W ogóle nie musiałeś mi nic kupować. Dzieckiem nie jestem
i nie potrzebuję pamiątek z wyjść.
- Wiem,
że nie musiałem, ale podobał mi się, a mama ma podobny- argumentował. —Dostała go od ojca
przed ślubem i przynosi szczęście mamie do dzisiaj. Słonie z trąbą są amuletem
szczęścia.
-Tyle
to wiem- wtrąciła. —Mam nawet nad łóżkiem obrazek z takim słonikiem.
-I co
działa? – pytał z zainteresowaniem.
-Czasami.
Szczęścia
w miłości mi na pewno nie przynosi, bo nie jesteś we mnie zakochany.
-To powinnaś skargę złożyć- odparł żartobliwie. —A ten na pewno przyniesie ci szczęście, bo prezenty dane ze szczerego serca są bardziej do tego przystosowane.
-Ciekawe Marek- rzekła zaintrygowana. —Ty to wymyśliłeś, bo nigdy o czymś takim nie słyszałam.
-Ciekawe Marek- rzekła zaintrygowana. —Ty to wymyśliłeś, bo nigdy o czymś takim nie słyszałam.
Oprócz
tych spraw bardziej przy ziemskich Marek dbał również o duchowe adorowanie jej i
raz po raz raczył ją szczerym komplementem. Były też kolejne i śmielsze
pocałunki, na które on był zawsze chętny. Efektem tych wszystkich zabiegów było
to że z każdym kolejnym spotkaniem był coraz bardziej nią oczarowany i wbrew
siebie coraz bardziej ulegał uczuciu, jakim zaczął darzyć Jankę. Tego zaś nie
było w jego planach i nie podobało się mu.
Chciał być z Janką, ale nie chciał zakochać się jak jakiś szczeniak.
Wszystko
to, co działo się między nimi, nie przeszkodziło mu jednak w pójściu do Sonii na
chwile rozkoszy. Spotkanie miało jednak nieoczekiwany przebieg, bo w momentach
uniesienia pod zamkniętymi oczami widział Jankę ubraną w strój kąpielowy i to
ją całował i pieścił, a nie Sonię. To
zaś spowodowało, że znacznie zmalała mu ochota na igraszki z kochanką. Było to
o tyle dziwne dla niego, bo choć zdarzało mu się już, że będąc z kobietą, która
nie potrafiła zaspokoić go w łóżku, to tęsknił za niezawodną Sonią, to teraz
były to marzenia o kobiecie, której nie skosztował w pełni. Jego gorsza kondycja nie umknęła nawet uwadze
Sonii. Kobieta sprawnie wzięła się za uwodzenie, ale wkrótce zauważyła, że efekty jej pieszczot nie mają takiego rezultatu jak zawsze.
-Dziwnie
zachowujesz się dzisiaj – rzekła, gdy tylko skończyli a on zaczął się ubierać
pośpiesznie. — Zawsze byłeś taki męski, a dzisiaj jakbyś nie miał sił, jesteś
rozkojarzony i odchodzisz tak szybko. Jeszcze tydzień temu byłeś całkiem inny - mówiła z wyrzurami.
-Wydaje
ci się Soniu- odparł błaho, zapinając spodnie.
-Wiem,
jak było- mówiła klarownie. — Do tej pory lubiłeś poleżeć ze mną w łóżku, zachwalałeś
mnie, mówić, jak było ci dobrze, a teraz uciekasz. Pojawiła się inna? – ni to stwierdziła, ni
zapytała. —Mężczyzna traci wigor przy jednej kobiecie, gdy pojawia się nowa i
młodsza. To reguła stara jak świat Marek.
-Nie
ma innej- odparł zdecydowanie. — Mówiłem ci już, że jesteś najlepsza i nie
zrezygnuję z ciebie. Po prostu mam sporo pracy i muszę odpocząć. Następnym
razem pofolgujemy sobie podwójnie- mówił, pieszcząc jej brodę. —Znowu będę
najlepszym kochankiem. Dokładnie takim jak lubisz i spiję z twojego ciała samą
słodycz.
-Obiecujesz?
– pytała z obawami.
- Słowo
honoru ślicznotko- odparł, choć pewien słów nie był. Na do widzenia musnął jej
usta i czym prędzej uciekł z jej mieszkania.
Od
Sonii po raz pierwszy wyszedł niezaspokojony, niezadowolony i zły na własne
odczucia i myśli. Zdecydowanie nie podobał mu się fakt, że trzymając w
ramionach jedną kobietę, to marzył tak intensywnie o innej. W dodatku nie potrafił z tego powodu wykazać
się tak, jakby chciał i zyskać pełnej przyjemności z baraszkowania z Sonią. Żałował
nawet, że Sebastian wyjechał na tydzień a z którym mógłby porozmawiać o swojej
małej niedyspozycji i poradzić się go jak się tego pozbyć i co ewentualnie
niegroźnego mógłby zażyć.
W
przeciwieństwie do niego jego rodzice mieli powody do zadowolenia i to duże, bo
wszystko wskazywało na to że ich jedynak w końcu ustatkuje się, a wybranką
będzie Ula. Syn opowiedział im bowiem o
poznanej dziewczynie i były to same komplementy i zalety. Bystre oko matki zaś dostrzegło błysk w
oczach syna, gdy opowiadał o niej, a czego nie widziała w zamierzchłych
czasach, gdy opowiadał o jakichś innych pannach. Natomiast w to że dalej uważał ją za Jankę, nie ingerowali i zostawili swojemu losowi i Uli.
Detektyw
miał dla nich również dobre wieść, bo po upewnieniu się przez niego, że Marek
wraz ze znajomymi otwiera restaurację, opowiedział im o tych planach. Taki
obrót sprawy cieszył ich, bo oznaczało to że nie chciał żyć tylko z dochodów z majątku,
ale z własnej pracy i przedsiębiorczości.
Ula
tymczasem nieświadoma tego co porabia ukochany, kończyła pisać list do niego. Obiecała sobie, że w ciągu dwóch
tygodni wszystko uporządkuje, a termin mijał za dwa dni. Dobrzańskim również
obiecała, że wszystko wyjaśni Markowi. Oboje bowiem pojawili się cztery dni temu
popołudniem w ich cukierni i porozmawiali z nią szczerze.
-Wiemy
Uleńko, że spotykasz się z Markiem- zaczęła Helena.
-I jesteś
Janką dla niego- dodał Krzysztof.
-Wiem,
że nie powinnam proszę państwa, ale… – zaczęła ze zdenerwowaniem.
-Spokojnie
drogie dziecko nie przyszliśmy tu z wymówkami- wtrąciła życzliwie Helena. — Marek
nie może nachwalić cię przy nas i cieszy nas to. Chcemy wyjaśnić tylko tę historię
z Janką.
-Na
tym przyjęciu, kiedy pomagałam, to pomylił mnie z jedną z posługaczek i zaczął
uwodzić, a później zaproponował spotkanie. Powiedziałam mu wtedy, że jestem
Janką, bo pomyślałam, że jak powiem prawdę, to może nie zainteresuje się Ulą
Cieplak- wyjaśniła niemal na jednym tchu.
-Masz
sporo racji- odparł Dobrzański. —Może nic by nie zrobił, aby zawrzeć dłuższą
znajomość i dalej fruwałby z kwiatka na kwiatek.
-Obiecuję,
że już niedługo powiem mu prawdę- zapewniła. —Sama wiem, że nie mogę długo
ciągnąć tego kłamstwa. I zapewniam państwa, że kocham Marka.
-W to
nie wątpimy- odezwała się ponownie Helena. —A nasze błogosławieństwo już masz. Znamy
cię od dziecka i lepsza synowa nie mogłaby się nam trafić. Widzę w jego oczach błyski, gdy mówi o tobie i jeśli jeszcze nie zakochał się w tobie, to jest bliski tego.
-Gdyby było to prawdą, to byłabym
najszczęśliwszą kobietą na świecie, proszę pani- odparła ze szczęściem.
Miejski
Luna Park w sobotni wieczór zgromadził sporo warszawiaków.
I nie były to tylko dzieci, bo dochodziła dziewiętnasta, ale i dorosłe osoby. Marek
również zaprosił tam Ulę i zatroszczył się o atrakcje. Była więc karuzela, beczka śmiechu, gabinet
luster i strachu, zjeżdżalnia. Ula jak było mu łatwo przewidzieć, wśród tych
wszystkich huśtawek czuła się znakomicie, a uśmiech nie znikał z jej twarzy. Dla
Marka zaś patrzenie na nią tak promienną było samą przyjemnością.
Atrakcji typowo dla dorosłych również nie
brakowało. Była to wysoka karuzela oraz urządzenie do mierzenia mięśni i
strzelnica. Z tych dwóch atrakcji skorzystał Marek i najpierw wystrzelił
dwadzieścia pięć punktów na trzydzieści możliwych i Ula została właścicielką
średniego misia. Później na testerze mięśni zawalczył o czekoladę. Wtedy też
Ula, korzystając z okazji, że dał jej do potrzymania marynarkę i nie patrzył w
jej stronę, to wsunęła mu do wewnętrznej kieszeni marynarki list. Marek trzymał
tam chusteczkę z inicjałami M.D., mały grzebyk i lusterko, czyli zestaw
eleganta oraz miętówki, które do niego nie należały, ale najwidoczniej były
potrzebne.
Jeśli
zauważy i przeczyta, to jutro wszystko się wyjaśni i okaże, czy mam u niego
szansę za te kłamstwa, czy nie-
myślała, zapinając guziczek w owej kieszeni. A
jeśli nie zauważy listu, to jutro powiem mu o nim.
Ze
zdobyciem czekolady nie powiodło mu się, choć Marek chciał wykazać się przed
Janką. Młot, którym uderzał był jednak zbyt ciężki, a kula oznaczająca
zwycięstwo zatrzymała się tuż przed końcem skali. Pocieszał go tylko to że
prawie wszyscy mężczyźni dochodzili do tego poziomu.
Ula
dla siebie również znalazła coś i chciała kupić sobie wróżbę, ale to Marek
zapłacił za nią, bo zobowiązał się płaceniem za wszystko. Wśród wielu karteczek wybrała tę jedyną.
-Wierzysz
w to Janko? - pytał z wyraźną kpiną, gdy rozkładała karteczkę.
-Lubię
czasami oddać się takim wróżbą i pomarzyć. Marzenia nic nie kosztują, a nuż
widelec się uda i spełnią się, jakby powiedziała Wioletta- mówiła, uśmiechając się
do tego, co czytała.
Miłość jest już blisko ciebie i twoje marzenia wkrótce się spełnią. Ktoś o kim marzyłaś, zauważy cię w pełni i
zyskasz jego serce. Musisz być tylko cierpliwa, bo mężczyzna przeznaczony ci
boryka się z uczuciami i potrzebuje więcej czasu. Pamiętaj jednak, że w
gwiazdach jesteście sobie przeznaczeni i nic, i nikt tego nie zmieni.
- Coś
dobrego Janko? Uśmiechasz się tak promiennie.
-Nawet
bardzo dobrego- odparła z rozmarzeniem.
-A
mogę zobaczyć? – pytał, wyciągając rękę. —Jako darczyńca mam chyba równe prawo do
wglądu.
-Nie
prosiłam cię o kupno wróżby- odparła, chowając wróżbę do torebki. —I jeśli
pokażę, to się nie sprawdzi. Mówiłeś kiedyś coś podobnego.
-Fakt
mówiłem. Czy ty musisz mieć tak dobrą pamięć Janko? – zapytał na koniec.
W Luna Parku
zostali jeszcze chwilę, a później Marek odprowadził Jankę na przystanek
tramwajowy. Sam zaś pojechał do Rysiowa i po toalecie położył się spać. Głęboki
sen jednak długo nie nadchodził, a gdy był w półśnie i wspominał spędzony czas
w Luna Parku i inne randki zrozumiał, że zakochał się
w Jance i nie wiedział, co ma zrobić z tym fantem. Do rana zaś zasnąć już nie
mógł i miał sporo czasu na rozmyślania.
Ula
również nie mogła spać, bo myślała o wróżbie i tym co przyniesie niedziela.
Oby to
nie była To ostatnia niedziela, jak śpiewa Fogg* Byłaby to ironia losu.
Nasz pierwszy taniec był właśnie do tego tanga.
Na
niedzielne popołudnie Ula czekała z bijącym sercem, a później odliczała minuty
do szesnastej. Marek również jechał na spotkanie
z rozterkami a wszystko, co chciał jej powiedzieć miał poukładane w głowie. Tym
razem na spotkanie wybrali park nieopodal jednej z cukierni Dobrzańskich.
-
Cześć Janko- rzekł bardzo oficjalnie.
-Cześć
– odparła, wyczuwając w jego głosie dokładnie tę nutkę. —Czytałeś mój list? -
zapytała, bo imię Janka myliło ją i nie była pewna tego.
-Jaki
list? – zapytał podejrzliwie.
-Włożyłam
ci wczoraj do wewnętrznej kieszeni marynarki- wyjaśniła.
-Nie
zaglądałem tam. A co było w tym liście? Coś ważnego?
-Wolałaby,
abyś go przeczytał, gdy będziesz sam i jutro porozmawiamy.
-Tajemnicza
dzisiaj jesteś – mówił, spoglądając na nią. —Może chociaż mały rąbek...
-Dzień
dobry panienko Urszulo, cześć Marek- przerwał mu znienacka Jakub, szofer seniorów
Dobrzańskich. — Miło was tu widzieć i to razem. Zwłaszcza że mówiłeś ostatnio…
-Jaka znowu
Urszulo? – wtrącił Marek.
-To
właśnie było w tym liście Marek- odparła, unikając jego wzroku. —Nie jestem
żadną Janką Kowal tylko Urszulą Cieplak- postanowiła już nic nie kłamać.
-Nieprawda
Janko. Byłem kiedyś we firmie u ojca i widziałem
Ulę Cieplak i nie jesteś nią- mówił podniesionym tonem.
-Widocznie
pomyliłeś mnie z kimś- rzuciła w odpowiedzi.
-To
Ula jest tą tajemniczą Janką – odezwał się ponownie Jakub. —Ale heca Marek. A
Ula to na pewno Ula. Bywała u was na obiedzie i sam woziłem ją.
-Możesz
zostawić nas samych Kuba- odparł szoferowi rodziców, a zarazem drugiemu
lokajowi, którego znał od dziecka i mówili do siebie po imieniu.
-Stałam
się Janką, zwykłą dziewczyną, bo tylko tak mogłam uwagę zwrócić na siebie- zaczęła
wyjaśniać, gdy szofer odszedł i zanim on coś powiedział. —Już przy poznaniu u
ciebie w domu na przyjęciu próbowałeś całować, a później umówiłeś się ze mną.
-Czyli
to moja wina Janko? - stwierdził ostro.
-Nie
twoja, ale znając twój charakter, to uznałam, że tak będzie najlepiej. Panną z
dobrego domu nie zainteresowałbyś się tak szybko.
-Teraz
będziesz wytykać mi mój charakter jak matka- rzekł z sarkazmem.
-Nie
Marek i przeprasza- mówiła cicho. —Wiola mówiła mi, że źle może się to
skończyć.
-I
miała rację Janko, a raczej Ulo. Pomyliłem się co do ciebie i odwołuję nasze
randki.
Na odpowiedź
nie miała szansy, bo obok pojawił się Pshemko i zaczął swoją tyradę.
*Piosenka
powstała 7 lat później, ale ładnie komponowała mi się do tekstu.
To się porobiło. Ale w sumie takiej reakcji można się było spodziewać po Dobrzańskim. Z tym listem fajny pomysł ;) Szkoda że Ulka nie zdążyła mu wszystkiego wyjaśnić. Może Marek przeczyta ten list. No i Pshemko ciekawe co z nim.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Kłamstwo ma krótkie nogi jak to mówią. List owszem przeczyta już w kolejnej części. Czy coś zmieni nie zdradzę.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
No to się porobiło. Prawda wyszła na jaw. Marek czuje się oszukany i w pewnym stopniu go rozumiem. Ale i po części zachowanie Ulki również. Myślę, że w tej sytuacji panicz Marek nie będzie chciał jej znać. Ale może pomogą sami Dobrzańscy seniorzy. Są przecież po stronie Uli.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Julita
Powiem tak. Dobrzańscy dalej będą za Ulą a z Markiem to sprawa się skomplikuje.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Tak czułam, że prawda, jeśli wyjdzie na jaw skłóci oboje. Myślę, że Marek poczuł się mocno urażony i ucierpiało jego ego. Stworzyłaś sytuację, w której nie wiadomo, co się dalej wydarzy. Wydaje się, że następstwa tego kłamstwa są oczywiste. On urażony właśnie z nią zerwał odwołując wszystkie randki. Co teraz zrobi? Będzie pluł sobie w brodę, że dał się oszukać? Sam też nie jest święty. Zakochuje się w dziewczynie i chodzi na dziwki? Nie przeszkadza mu to? Uważa, że Ula nie była wobec niego w porządku, a on wobec niej był? Plusem jest to, że Ula ma po swojej stronie seniorów i być może oni będą mieć wpływ na pogodzenie się młodych. Czekam na następną część.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam. :)
Trochę się wydarzy w kolejnej części i pojawi się Seba. Trochę mu nagada na temat jego zachowania i rozterek. Na temat Sonii również. W ogóle sprawa się skomplikuje, bo odkochać się nie jest łatwo. Nie jest nawet łatwo być z inną jak kocha się inną. O czym zresztą już przekonał się Marek będąc u Sonii, bo jednak coś mu przeszkadzało. Tu jego natura zadziałała i to że tak żył i prowadził się parę lat.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.