niedziela, 10 czerwca 2018

Panicz Marek cz. 10


Propozycja Marka była bardzo kusząca, ale dokładnie wiedziała, że nie jest to dobry moment na randkowanie. Najpierw musiała poodkręcać wszystkie kłamstwa, a plan świtał jej w głowie.
- Na razie wolałabym, aby zostało tak, jak jest Marek- odparła zdecydowanie. —Muszę poukładać sobie te sprawy.
-Oby nie trwało to miesiące Janko- rzekł bez urazy. —Mówiąc parę dni, miałem na myśli tydzień góra dwa.
-Tyle mi starczy- zapewniała. —Później zobaczymy Marek.
Zobaczymy jak, to będzie, gdy poznasz prawdę o mnie. Znienawidzisz i odejdziesz albo wybaczysz i może pokochasz.
-Ale będziemy spotykać się przez ten czas Janko? – zapytał pełen obaw. — Jest tyle miejsc, do których moglibyśmy pójść. Kino, ZOO, cyrk, muzeum, teatr. Zwykłymi spacerami czy kawiarnią też nie pogardzę.
-Widzę, że przygotowałeś się na pogodę i niepogodę- rzekła wyraziście.
-Tak już mam, że jak biorę się za coś, na czym mi zależy, to czasu nie marnuję Janko- odparł rzeczowo. Zamierzał również tak te spotkania przeprowadzać, aby były to randki, ale nie nazywając rzeczy po imieniu. 
-Mam to samo Marek. Moja ciocia zawsze mówi, że jeśli się czegoś naprawdę pragnie, jeśli się dąży do tego, to laur zwycięstwa musi należeć do nas. Ja się tego trzymam i często powtarzam.
-Mądra kobieta z tej twojej cioci.  A wracając do nas, to proponuję kino na wtorek. Chyba że wolisz coś innego, to się dostosuję. Chociaż to mężczyźni planują takie rzeczy.
-Może być to kino Marek- wtrąciła.
-I nie jedz za dużo na obiad- dodał tajemniczo. —Po kinie zapraszam cię na małe co nieco do mojej ulubionej knajpki. Mój kolega prowadzi ją, chociaż akurat wyjechał i nie on szefuje kuchni, ale smaki pozostały.
-Oby to nie była smażalnia ryb Marek, bo mam uczulenie na ryby- z góry uprzedziła.
-Z ryb pewnie coś mają, ale jest sporo innych dań do wyboru, więc możesz być spokojna.
-A gdzie to? - zapytała głównie dlatego, aby przekonać się czy jest w bezpiecznej odległości od jej domu i aby uniknąć przypadkowego spotkania z kimś znajomym.
-Jeśli powiem, gdzie to nie będzie niespodzianki- argumentował. —Powiem, tylko że w pobliżu naszego pierwszego spotkania.
-Bardzo miła okolica – odparła z małą ulgą, bo od jej ulicy Złotej było dość daleko.



 Przez kolejne dwa tygodnie spotykali się dość regularnie i za każdym razem było sympatycznie i coś innego. W kinie śmiali się z gagów Flipa i Flapa, w cyrku z klauna, a w ZOO z małpek i słoni. Na potańcówce zaś wybawili się za wszystkie czasy. Zwykłe spacery również były wyjątkowe, bo mogli rozmawiać do woli. Był też wypad motorem za miasto nad wodę i to oboje zapamiętali najbardziej. Sam dojazd nad wodę był już, wyjątkowy, bo Ula mogła przytulać się do ukochanego i napawać się zapachem jego wody kolońskiej. Marek też nie narzekał, bo było mu miło czuć Ulę za sobą. Na plaży zaś było jeszcze piękniej, bo mógł podziwiać jej kształtną figurę w stroju kąpielowym przywiezionym z Paryża, a odsłaniającym spory kawałek kształtnych ud i dekolt.


Marek natomiast zaprezentował się w szortach i to krótsze niż inni panowie i bez koszulki. To zaś powodowało, że jej wzrok często opierał się na jego torsie. Marek dokładnie wiedział o tym i widział, jakie robi wrażenie na niej i innych paniach, ale nic nie mówił. Za to wspólnych kąpieli i chlapania się nawzajem wodą, nie odmawiał sobie. 
-Zbudujemy zamek Marek- zapytała, gdy wyszli z wody. —Z Betti czasami buduję.
-Betti? Słyszałem gdzieś to zdrobnienie- odparł, zastanawiając się głośno. —Chyba rodzice mówili tak o młodszej córce Cieplaków.
-Po opublikowaniu powieści Z tobą przez całe życie (wymyśliłam tytuł) jest to popularne zdrobnienie- wytłumaczyła, choć nie musiała. 
-Pewnie Ula jej starsza siostra je wynalazła- wymruczał z wyczuwalną ironią.
-Dlaczego tak myślisz? - pytała urażona jego złośliwością.
- Bo jak mniemam to romans, a pamiętam, że jak miałem ze dwadzieścia dwa- trzy lata a ono o dobre dziesięć mniej to biegała za mną i wpatrywała się jak w obrazek. Już wtedy miłość miała w głowie. Znasz ją? - zapytał nieoczekiwanie.
-Aby, aby- rzekła błaho. —Znam Agatę ich dziewczynę do pomocy w sprzątaniu. To co z tym zamkiem Marek? Budujemy? - pytała, aby nie musieć słuchać i odpowiadać na pytania o sobie.

Ula miała również tę zaletę, którą szybko docenił, że zawsze była zadowolona, a on nie cierpiał kobiet, które ciągle marudziły na tłok, hałas, upał, czy prostackie zabawy. Poza tym umiała cieszyć się drobiazgami.  Bukieciki kwiatów, lody czy czekoladki sprawiały jej autentyczną radość i błysk w oczach. Marek zaś widząc, to nie szczędził jej tych przyjemności. W sklepiku z pamiątkami w ZOO kupił jej nawet wisiorek ze słonikiem.


-Jest piękny- mówiła, przyglądając się błyskotce z turkusu.  —Ale nie musiałeś od razu wybierać najdroższego słonika. W ogóle nie musiałeś mi nic kupować. Dzieckiem nie jestem i nie potrzebuję pamiątek z wyjść.
- Wiem, że nie musiałem, ale podobał mi się, a mama ma podobny- argumentował. —Dostała go od ojca przed ślubem i przynosi szczęście mamie do dzisiaj. Słonie z trąbą są amuletem szczęścia.
-Tyle to wiem- wtrąciła. —Mam nawet nad łóżkiem obrazek z takim słonikiem.
-I co działa? – pytał z zainteresowaniem.
-Czasami.
Szczęścia w miłości mi na pewno nie przynosi, bo nie jesteś we mnie zakochany.
-To powinnaś skargę złożyć- odparł żartobliwie. —A ten na pewno przyniesie ci szczęście, bo prezenty dane ze szczerego serca są bardziej do tego przystosowane.
-Ciekawe Marek- rzekła zaintrygowana. —Ty to wymyśliłeś, bo nigdy o czymś takim nie słyszałam.
Oprócz tych spraw bardziej przy ziemskich Marek dbał również o duchowe adorowanie jej i raz po raz raczył ją szczerym komplementem. Były też kolejne i śmielsze pocałunki, na które on był zawsze chętny. Efektem tych wszystkich zabiegów było to że z każdym kolejnym spotkaniem był coraz bardziej nią oczarowany i wbrew siebie coraz bardziej ulegał uczuciu, jakim zaczął darzyć Jankę. Tego zaś nie było w jego planach i nie podobało się mu.  Chciał być z Janką, ale nie chciał zakochać się jak jakiś szczeniak.

Wszystko to, co działo się między nimi, nie przeszkodziło mu jednak w pójściu do Sonii na chwile rozkoszy. Spotkanie miało jednak nieoczekiwany przebieg, bo w momentach uniesienia pod zamkniętymi oczami widział Jankę ubraną w strój kąpielowy i to ją całował i pieścił, a nie Sonię.  To zaś spowodowało, że znacznie zmalała mu ochota na igraszki z kochanką. Było to o tyle dziwne dla niego, bo choć zdarzało mu się już, że będąc z kobietą, która nie potrafiła zaspokoić go w łóżku, to tęsknił za niezawodną Sonią, to teraz były to marzenia o kobiecie, której nie skosztował w pełni.  Jego gorsza kondycja nie umknęła nawet uwadze Sonii. Kobieta sprawnie wzięła się za uwodzenie, ale wkrótce zauważyła, że efekty jej pieszczot nie mają takiego rezultatu jak zawsze.


-Dziwnie zachowujesz się dzisiaj – rzekła, gdy tylko skończyli a on zaczął się ubierać pośpiesznie. — Zawsze byłeś taki męski, a dzisiaj jakbyś nie miał sił, jesteś rozkojarzony i odchodzisz tak szybko. Jeszcze tydzień temu byłeś całkiem inny - mówiła z wyrzurami.
-Wydaje ci się Soniu- odparł błaho, zapinając spodnie.
-Wiem, jak było- mówiła klarownie. — Do tej pory lubiłeś poleżeć ze mną w łóżku, zachwalałeś mnie, mówić, jak było ci dobrze, a teraz uciekasz.  Pojawiła się inna? – ni to stwierdziła, ni zapytała. —Mężczyzna traci wigor przy jednej kobiecie, gdy pojawia się nowa i młodsza. To reguła stara jak świat Marek.
-Nie ma innej- odparł zdecydowanie. — Mówiłem ci już, że jesteś najlepsza i nie zrezygnuję z ciebie. Po prostu mam sporo pracy i muszę odpocząć. Następnym razem pofolgujemy sobie podwójnie- mówił, pieszcząc jej brodę. —Znowu będę najlepszym kochankiem. Dokładnie takim jak lubisz i spiję z twojego ciała samą słodycz.
-Obiecujesz? – pytała z obawami.
- Słowo honoru ślicznotko- odparł, choć pewien słów nie był. Na do widzenia musnął jej usta i czym prędzej uciekł z jej mieszkania.
Od Sonii po raz pierwszy wyszedł niezaspokojony, niezadowolony i zły na własne odczucia i myśli. Zdecydowanie nie podobał mu się fakt, że trzymając w ramionach jedną kobietę, to marzył tak intensywnie o innej.  W dodatku nie potrafił z tego powodu wykazać się tak, jakby chciał i zyskać pełnej przyjemności z baraszkowania z Sonią. Żałował nawet, że Sebastian wyjechał na tydzień a z którym mógłby porozmawiać o swojej małej niedyspozycji i poradzić się go jak się tego pozbyć i co ewentualnie niegroźnego mógłby zażyć.

W przeciwieństwie do niego jego rodzice mieli powody do zadowolenia i to duże, bo wszystko wskazywało na to że ich jedynak w końcu ustatkuje się, a wybranką będzie Ula.  Syn opowiedział im bowiem o poznanej dziewczynie i były to same komplementy i zalety.  Bystre oko matki zaś dostrzegło błysk w oczach syna, gdy opowiadał o niej, a czego nie widziała w zamierzchłych czasach, gdy opowiadał o jakichś innych pannach. Natomiast w to że dalej uważał ją za Jankę, nie ingerowali i zostawili swojemu losowi i Uli.
Detektyw miał dla nich również dobre wieść, bo po upewnieniu się przez niego, że Marek wraz ze znajomymi otwiera restaurację, opowiedział im o tych planach. Taki obrót sprawy cieszył ich, bo oznaczało to że nie chciał żyć tylko z dochodów z majątku, ale z własnej pracy i przedsiębiorczości.



Ula tymczasem nieświadoma tego co porabia ukochany, kończyła pisać list do niego. Obiecała sobie, że w ciągu dwóch tygodni wszystko uporządkuje, a termin mijał za dwa dni. Dobrzańskim również obiecała, że wszystko wyjaśni Markowi. Oboje bowiem pojawili się cztery dni temu popołudniem w ich cukierni i porozmawiali z nią szczerze.
-Wiemy Uleńko, że spotykasz się z Markiem- zaczęła Helena.
-I jesteś Janką dla niego- dodał Krzysztof.
-Wiem, że nie powinnam proszę państwa, ale… – zaczęła ze zdenerwowaniem.
-Spokojnie drogie dziecko nie przyszliśmy tu z wymówkami- wtrąciła życzliwie Helena. — Marek nie może nachwalić cię przy nas i cieszy nas to. Chcemy wyjaśnić tylko tę historię z Janką.
-Na tym przyjęciu, kiedy pomagałam, to pomylił mnie z jedną z posługaczek i zaczął uwodzić, a później zaproponował spotkanie. Powiedziałam mu wtedy, że jestem Janką, bo pomyślałam, że jak powiem prawdę, to może nie zainteresuje się Ulą Cieplak- wyjaśniła niemal na jednym tchu.
-Masz sporo racji- odparł Dobrzański. —Może nic by nie zrobił, aby zawrzeć dłuższą znajomość i dalej fruwałby z kwiatka na kwiatek.
-Obiecuję, że już niedługo powiem mu prawdę- zapewniła. —Sama wiem, że nie mogę długo ciągnąć tego kłamstwa. I zapewniam państwa, że kocham Marka.
-W to nie wątpimy- odezwała się ponownie Helena. —A nasze błogosławieństwo już masz. Znamy cię od dziecka i lepsza synowa nie mogłaby się nam trafić. Widzę w jego oczach błyski, gdy mówi o tobie i jeśli jeszcze nie zakochał się w tobie, to jest bliski tego.
-Gdyby było to prawdą, to byłabym najszczęśliwszą kobietą na świecie, proszę pani- odparła ze szczęściem.



Miejski Luna Park w sobotni wieczór zgromadził sporo warszawiaków. I nie były to tylko dzieci, bo dochodziła dziewiętnasta, ale i dorosłe osoby. Marek również zaprosił tam Ulę i zatroszczył się o atrakcje.  Była więc karuzela, beczka śmiechu, gabinet luster i strachu, zjeżdżalnia. Ula jak było mu łatwo przewidzieć, wśród tych wszystkich huśtawek czuła się znakomicie, a uśmiech nie znikał z jej twarzy. Dla Marka zaś patrzenie na nią tak promienną było samą przyjemnością.


 Atrakcji typowo dla dorosłych również nie brakowało. Była to wysoka karuzela oraz urządzenie do mierzenia mięśni i strzelnica. Z tych dwóch atrakcji skorzystał Marek i najpierw wystrzelił dwadzieścia pięć punktów na trzydzieści możliwych i Ula została właścicielką średniego misia. Później na testerze mięśni zawalczył o czekoladę. Wtedy też Ula, korzystając z okazji, że dał jej do potrzymania marynarkę i nie patrzył w jej stronę, to wsunęła mu do wewnętrznej kieszeni marynarki list. Marek trzymał tam chusteczkę z inicjałami M.D., mały grzebyk i lusterko, czyli zestaw eleganta oraz miętówki, które do niego nie należały, ale najwidoczniej były potrzebne.
Jeśli zauważy i przeczyta, to jutro wszystko się wyjaśni i okaże, czy mam u niego szansę za te kłamstwa, czy nie- myślała, zapinając guziczek w owej kieszeni. A jeśli nie zauważy listu, to jutro powiem mu o nim.
Ze zdobyciem czekolady nie powiodło mu się, choć Marek chciał wykazać się przed Janką. Młot, którym uderzał był jednak zbyt ciężki, a kula oznaczająca zwycięstwo zatrzymała się tuż przed końcem skali. Pocieszał go tylko to że prawie wszyscy mężczyźni dochodzili do tego poziomu.
Ula dla siebie również znalazła coś i chciała kupić sobie wróżbę, ale to Marek zapłacił za nią, bo zobowiązał się płaceniem za wszystko.  Wśród wielu karteczek wybrała tę jedyną.
-Wierzysz w to Janko? - pytał z wyraźną kpiną, gdy rozkładała karteczkę.
-Lubię czasami oddać się takim wróżbą i pomarzyć. Marzenia nic nie kosztują, a nuż widelec się uda i spełnią się, jakby powiedziała Wioletta- mówiła, uśmiechając się do tego, co czytała.
Miłość jest już blisko ciebie i twoje marzenia wkrótce się spełnią.  Ktoś o kim marzyłaś, zauważy cię w pełni i zyskasz jego serce. Musisz być tylko cierpliwa, bo mężczyzna przeznaczony ci boryka się z uczuciami i potrzebuje więcej czasu. Pamiętaj jednak, że w gwiazdach jesteście sobie przeznaczeni i nic, i nikt tego nie zmieni.
- Coś dobrego Janko? Uśmiechasz się tak promiennie.
-Nawet bardzo dobrego- odparła z rozmarzeniem.
-A mogę zobaczyć? – pytał, wyciągając rękę.  —Jako darczyńca mam chyba równe prawo do wglądu.
-Nie prosiłam cię o kupno wróżby- odparła, chowając wróżbę do torebki. —I jeśli pokażę, to się nie sprawdzi. Mówiłeś kiedyś coś podobnego.
-Fakt mówiłem. Czy ty musisz mieć tak dobrą pamięć Janko? – zapytał na koniec.
W Luna Parku zostali jeszcze chwilę, a później Marek odprowadził Jankę na przystanek tramwajowy. Sam zaś pojechał do Rysiowa i po toalecie położył się spać. Głęboki sen jednak długo nie nadchodził, a gdy był w półśnie i wspominał spędzony czas w Luna Parku i inne randki zrozumiał, że zakochał się w Jance i nie wiedział, co ma zrobić z tym fantem. Do rana zaś zasnąć już nie mógł i miał sporo czasu na rozmyślania.
Ula również nie mogła spać, bo myślała o wróżbie i tym co przyniesie niedziela.
Oby to nie była To ostatnia niedziela jak śpiewa Fogg* Byłaby to ironia losu. Nasz pierwszy taniec był właśnie do tego tanga.

Na niedzielne popołudnie Ula czekała z bijącym sercem, a później odliczała minuty do szesnastej.  Marek również jechał na spotkanie z rozterkami a wszystko, co chciał jej powiedzieć miał poukładane w głowie. Tym razem na spotkanie wybrali park nieopodal jednej z cukierni Dobrzańskich.
- Cześć Janko- rzekł bardzo oficjalnie.
-Cześć – odparła, wyczuwając w jego głosie dokładnie tę nutkę. —Czytałeś mój list? - zapytała, bo imię Janka myliło ją i nie była pewna tego.
-Jaki list? – zapytał podejrzliwie.
-Włożyłam ci wczoraj do wewnętrznej kieszeni marynarki- wyjaśniła.
-Nie zaglądałem tam. A co było w tym liście? Coś ważnego?
-Wolałaby, abyś go przeczytał, gdy będziesz sam i jutro porozmawiamy.
-Tajemnicza dzisiaj jesteś – mówił, spoglądając na nią. —Może chociaż mały rąbek... 
-Dzień dobry panienko Urszulo, cześć Marek- przerwał mu znienacka Jakub, szofer seniorów Dobrzańskich. — Miło was tu widzieć i to razem. Zwłaszcza że mówiłeś ostatnio…
-Jaka znowu Urszulo? – wtrącił Marek.
-To właśnie było w tym liście Marek- odparła, unikając jego wzroku. —Nie jestem żadną Janką Kowal tylko Urszulą Cieplak- postanowiła już nic nie kłamać.
-Nieprawda Janko.  Byłem kiedyś we firmie u ojca i widziałem Ulę Cieplak i nie jesteś nią- mówił podniesionym tonem.
-Widocznie pomyliłeś mnie z kimś- rzuciła w odpowiedzi.
-To Ula jest tą tajemniczą Janką – odezwał się ponownie Jakub. —Ale heca Marek. A Ula to na pewno Ula. Bywała u was na obiedzie i sam woziłem ją.
-Możesz zostawić nas samych Kuba- odparł szoferowi rodziców, a zarazem drugiemu lokajowi, którego znał od dziecka i mówili do siebie po imieniu.
-Stałam się Janką, zwykłą dziewczyną, bo tylko tak mogłam uwagę zwrócić na siebie- zaczęła wyjaśniać, gdy szofer odszedł i zanim on coś powiedział. —Już przy poznaniu u ciebie w domu na przyjęciu próbowałeś całować, a później umówiłeś się ze mną.
-Czyli to moja wina Janko? - stwierdził ostro.
-Nie twoja, ale znając twój charakter, to uznałam, że tak będzie najlepiej. Panną z dobrego domu nie zainteresowałbyś się tak szybko.
-Teraz będziesz wytykać mi mój charakter jak matka- rzekł z sarkazmem.
-Nie Marek i przeprasza- mówiła cicho. —Wiola mówiła mi, że źle może się to skończyć.
-I miała rację Janko, a raczej Ulo. Pomyliłem się co do ciebie i odwołuję nasze randki.
Na odpowiedź nie miała szansy, bo obok pojawił się Pshemko i zaczął swoją tyradę.

*Piosenka powstała 7 lat później, ale ładnie komponowała mi się do tekstu.

6 komentarzy:

  1. To się porobiło. Ale w sumie takiej reakcji można się było spodziewać po Dobrzańskim. Z tym listem fajny pomysł ;) Szkoda że Ulka nie zdążyła mu wszystkiego wyjaśnić. Może Marek przeczyta ten list. No i Pshemko ciekawe co z nim.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kłamstwo ma krótkie nogi jak to mówią. List owszem przeczyta już w kolejnej części. Czy coś zmieni nie zdradzę.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  2. No to się porobiło. Prawda wyszła na jaw. Marek czuje się oszukany i w pewnym stopniu go rozumiem. Ale i po części zachowanie Ulki również. Myślę, że w tej sytuacji panicz Marek nie będzie chciał jej znać. Ale może pomogą sami Dobrzańscy seniorzy. Są przecież po stronie Uli.
    Pozdrawiam serdecznie
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak. Dobrzańscy dalej będą za Ulą a z Markiem to sprawa się skomplikuje.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  3. Tak czułam, że prawda, jeśli wyjdzie na jaw skłóci oboje. Myślę, że Marek poczuł się mocno urażony i ucierpiało jego ego. Stworzyłaś sytuację, w której nie wiadomo, co się dalej wydarzy. Wydaje się, że następstwa tego kłamstwa są oczywiste. On urażony właśnie z nią zerwał odwołując wszystkie randki. Co teraz zrobi? Będzie pluł sobie w brodę, że dał się oszukać? Sam też nie jest święty. Zakochuje się w dziewczynie i chodzi na dziwki? Nie przeszkadza mu to? Uważa, że Ula nie była wobec niego w porządku, a on wobec niej był? Plusem jest to, że Ula ma po swojej stronie seniorów i być może oni będą mieć wpływ na pogodzenie się młodych. Czekam na następną część.
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę się wydarzy w kolejnej części i pojawi się Seba. Trochę mu nagada na temat jego zachowania i rozterek. Na temat Sonii również. W ogóle sprawa się skomplikuje, bo odkochać się nie jest łatwo. Nie jest nawet łatwo być z inną jak kocha się inną. O czym zresztą już przekonał się Marek będąc u Sonii, bo jednak coś mu przeszkadzało. Tu jego natura zadziałała i to że tak żył i prowadził się parę lat.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń