Po tym,
co usłyszała, to miała ochotę wyjść, ujawnić się, powiedzieć co o nim myśli i
zobaczyć jego minę. Zatrzymały ją jednak słowa Antonia.
-A ta
Janka to, jaka jest w tych sprawach Marco? – pytał zachęcająco. —Dobrze całuje.
Czy
oni wszyscy tylko to jedno mają w głowach-
zastanawiała się w myślach? Jak
dobrać się do dziewczyny?
-Tego
jeszcze nie wiem- odparł lakonicznie. —Dzisiaj mija dopiero tydzień od czasu,
jak się poznaliśmy i nie jest nawet moją dziewczyną. Ale usta i uśmiech ma
bardzo ładne- dodał z rozmarzeniem. —I piękne błękitne oczy.
Bardzo
miło słyszeć Marek.
- To
nad czym ty się zastanawiasz – kontynuował Włoch. — Mały skradziony całus nie
zaszkodzi, a może dużo zdziałać.
Nie ma
to, jak dobra rada kumpla po fachu- myślała
z irytacją. Ciekawa jestem czy jutro skorzysta.
- Na
razie to my spotykamy się bez zobowiązań i świetnie bawię się w jej
towarzystwie. Jest między nami jakaś gra uczuciowa i nie chcę jej przestraszyć.
Ona nawet rumieni się na mój dotyk.
Jeszcze
trochę a opowie im szczegóły spotkań- pomyślała
dla odmiany ze złością. I to
kobiety podobno nieustannie plotkują.
-Czyś
ty się w niej nie zakochał przypadkiem- odezwał się dla odmiany Lolek i czym
zainteresował ją.
Jeśli
teraz powie tak, to oszaleję z radości i z tą całą kotarą wyskoczę na sale.
Niezależnie od tego, co inni powiedzą.
-Fantazja
cię ponosi – zaprzeczył momentalnie i rozczarował Ulę. —Znasz moje zdanie na temat
miłości i zakochiwania. To jest dobre tylko
dla kobiet.
Zapatrywania to on ma iście nonsensowne. Tylko
dla kobiet. Dobre sobie. Mówi, jakby
chodziło o chodzenie w sukienkach albo rodzenie dzieci. To jest tylko
zarezerwowane dla kobiet.
-Te
twoje poglądy Marek- odrzekł z pożałowaniem Lolek. —Chciałbym doczekać chwili,
gdy zakochasz się na zabój.
-Jeśli by się tak stało, to musiałaby
mieć coś z mojej mamy, naszej kucharki, byłej niani i takiej jedne dziewczyny.
-Czyli
chciałbyś, aby obdarowywała cię miłością jak mama, rozpieszczała i dogadzała jak kucharka, miała urodę niani i dawała przyjemności takiej jednej-
zawyrokował w odpowiedzi Karol.
-W
samej rzeczy Lolek- rzekł wyraziście. — Powinna jeszcze pozwalać na wszystko jak babcia i
umieć zatrzymać mnie w domu i swoim łóżku. Nie powinna też ględzić bez sensu.
-Wymagania
to masz wysokie Marek- stwierdził Lolek.
- I najważniejsze,
żeby pozwoliła mu chodzić na mecze z kumplami- dodał Antonio. —Tak jak moja dama mi pozwala.
-To obowiązkowo- odparł Marek.
I co
teraz Ula-
pytała tymczasem samą siebie. Komplikujesz
sobie życie. Mam nauczyć go miłości i uczuć. Żyć bez miłości też byłoby bez
sensu. Do tego zadręczać się czy nie poszedł do innej. I dlaczego w nim
musiałam się akurat zakochać? Przecież połowa
światu tego kwiatu.
Panowie
w kawiarni zostali jeszcze jakiś czas, ale rozmawiali na temat piłki nożnej i
czekającym ich popołudniem meczem pomiędzy Legią Warszawa a Pogonią Lwów. Ula zaś
po tym, co usłyszała, miała mieszane uczucia. Marek niby mówił o niej w samych
zaletach, ale kto chciałby być koniecznością. W dodatku z kimś, kto ciągle rozgląda
się za innymi kobietami. Ze swoich rozterek postanowiła zwierzyć się Wioli. Już
prędzej były umówione na popołudnie, to wsiadła w pierwszy tramwaj i pojechała do
posiadłości Kubasińskich.
-Marek
z kolegami był dzisiaj u nas w kawiarni- zaczęła, gdy usiadły razem w ogrodzie.
-I
wszystko się wydało Ulka – wtrąciła.
-Nic
się nie wydało, Wiola. Daj mi opowiedzieć wszystko po kolei. Zauważyłam go, jak
wchodził z dwoma kolegami, to się schowałam za zasłonką, a oni akurat usiedli
za nią i zaczęli rozmawiać o naszych kelnerkach i że muszą zatrudnić równie
ładnie.
-Po co
im kelnerki? – zapytała, gdy Ula zamilkła na chwilę, aby upić łyk soku.
-Nie
wiem. Do tego nie doszli. I nie to jest najważniejsze. Później temat zszedł na
mnie, to znaczy na temat Janki. Marek mówił, jaka to jestem ładna, mądra,
intrygująca i takie tam Wiola. Same zalety. Nie powiem było, to miłe do czasu,
jak temat nie zszedł na temat małżeństwa i nie powiedział, że jest mu dobrze,
jak jest i na ślub ochoty nie ma. W końcu powiedział, że chyba tylko ze mną
mógłby się ożenić.
-Ale
to chyba dobrze? – pytała niezdecydowanie, bo nie nadążała za wypowiedzią Uli. —Chce
brać z tobą ślub pomimo tego, że nie wie, kim jesteś.
-Właśnie,
że niedobrze Wiola- odparła pewnie. —Wychodzi
na to że mam być ostatecznością, a nie miłością. On jest dokładnie jak ci
bohaterowie niektórych romansów, gdzie połowa z nich ma nałożnice, prowadzi się
jak Marek, a ślub traktują jak dopust boży. Marek w dodatku nie wierzy, że
można kogoś kochać i brać ślub kochając.
-Teraz rozumiem- mówiła posępnie. — Pocieszę
cię, jeśli powiem, że później, gdy poznają, co to znaczy miłość i zakochują się
na zabój, to się zmieniają.
-Chyba
tylko w książkach i filmach- wymruczała bez wiary. —W prawdziwym życiu rzadko
tak bywa. Wiem przynajmniej co myśli i znam jego plany.
-I co
teraz zrobisz? Dalej będziesz spotykać
się z nim- pytała z zainteresowaniem. —Jakby co to Maciuś ciągle jest tobą
zainteresowany- delikatnie wspomniała o swoim przyjacielu.
-Dzięki
Wiola, ale serce nie sługa- grzecznie odmówiła. —Maciek może i jest odpowiednim chłopakiem na
męża i bardzo lubię go, ale moje serce jest zajęte od dziesięciu lat i nic na
to nie poradzę. A wracając do Marka, to
skoro on zamierza grać uczuciami, to ja również mogę dalej ciągnąc swoją grę. Sam
powiedział, że na razie nic nie jest na poważnie. Na jutro jesteśmy umówieni,
to stoczymy kolejną grę słowno- uczuciową.
Marek
tymczasem niedzielne popołudnie miał już zaplanowane. Parada, spacer po parku i
kino. W nocy zaś miał piękny sen z Janką i samym sobie w roli głównej. Chodzili
razem po górach, trzymając się za ręce, a Janka była ciągle uśmiechnięta, radosna
i wyglądała pięknie. Sam też na brak humoru nie narzekał i cieszył się tymi
chwilami. O tyle było to dziwne, bo rzadko coś mu się śniło i jeśli tak było,
to snów nie pamiętał. Teraz było to tak realne, że chciał dalej spać i śnić. Rano natomiast stwierdził, że faktycznie trzeba kiedyś ożenić się, spłodzić dziedzica i skoro ma już zakładać rodzinę to tylko z Janką.
Wśród
tych drugich była Ula i Marek. Ona ubrana odważnie i elegancko, bo w błękitną bluzkę
we wzory z odsłoniętymi ramionami, a Marek bardziej luzacko i wyglądał na
rozrabiaka w koszuli w kratę i kaszkiecie.
Trudno było też, aby nie spoglądali na siebie z wyrazem zachwytu.
-Chciałem
być kiedyś żołnierzem – rzekł jej do ucha, gdy oglądali przygotowania do defilady.
—Tak do trzynastu lat. Teraz wiem, że ciężko być wojskowym. Upał a oni w
mundurach muszą się prażyć. Później to marzyłem, aby być wynalazcą, odkrywcą i
podróżnikiem jak Fogg z Osiemdziesiąt
dni dookoła świata.
-Tak
jak każdy chłopiec Marek. A tym żołnierzem chciałeś być, dlatego że za mundurem
panny sznurem? - zapytała przekornie.
- Skąd
Ula. Jeszcze wtedy nie interesowały mnie dziewczyny. A ty kim chciałaś być jako
dziewczynka?
Od
czasu jak skończyłam trzynaście lat to twoją żoną- pomyślała.
-Jak
to dziewczynka. Mamą i żoną. Chciałam mieć jeszcze drogerię i móc wąchać
wszystkie te kremy, wody toaletowe, proszki. I czytałam typowo dziewczęcą
literaturę.
- Romanse
nazywając rzecz po imieniu- rzekł z wyraźną przycinką.
- Książki
z serii o Ani- wtrąciła. —To nie jest typowy romans, chociaż ślub Ani i
Gilberta ma miejsce. I nie wiem, co masz
do romansów, skoro mówisz o tym tonem wymówki.
-Bo
ciągle podobny schemat przewija się w nich. Ona zazwyczaj dobra, on z tych
gorszych, kiedyś spotykają się i po komplikacjach biorą ślub. I ile można
czytać o miłości do grobowej deski Janko? Z kolejnymi latami małżeństwa i tak jest
to przyzwyczajenie- mówił nonszalancko. —Może nie zawsze, ale jest i
małżonkowie spotykają się głównie w czasie posiłku.
-Jeśli
tak myślisz to mi ciebie szkoda Marek- odparła dosadnie.
-Jestem
za stary, aby wierzyć w jedyną prawdziwą miłość- tłumaczył swoje racje, które
już dobrze znała. —I gdyby istniała miłość, to chociażby raz trafiłaby mnie,
choć najmniejsza strzała Amora. Zresztą część moich znajomych, szczęśliwych
małżonków- dodał z akcentem, brała śluby z rozsądku, bo połączenie majątków
dawało korzyść. Trzeba też oczywiście dziedzica
spłodzić w prawowitym łożu- dodał na koniec zaczepnie.
-To ty jako jedynak masz zadanie bojowe- rzuciła
ripostą. — A czas ucieka paniczu Marku. Zwłaszcza że nie masz jeszcze żony, a i
tak panowie mają to do siebie, że sypialnie żon odwiedzają rzadko, a swoje
potrzeby zaspokajają gdzie indziej- dodała, wprawiając go w osłupienie.
Odpowiedzieć
mu ani dalej rozmawiać niedane im było, bo orkiestra zaczęła grać marsza, a
wojsko rozpoczęło swój przemarsz w kolumnach bądź na koniach. Musiał jednak przyznać, że Janka po raz
kolejny w rozmowie była górą i coraz bardziej chciał chociaż raz wygrać z nią i
zamknąć jej skutecznie buzię. Nawet jakby miał to być pocałunek.
Wojskowi
w końcu przedefilowali, działa przejechały, a ludzie opuszczali plac defilad. Oni zaś wraz z nimi i niektórymi z nich
powędrowali w stronę parku na obiecany przez Marka spacer. Chwilę pochodzili
alejkami, nakarmili kaczki i poszli w stronę rabat z kwiatami. Po drodze Marek
kupił im lizaki w kształcie serca.
-Proszę-
rzekł, podając jej drobiazg. —Możesz poczekać i zjeść w kinie Janko. To tak w zamian cukierków.
-Dzięki
Marek- odparła, uśmiechając się z wdziękiem. —Już z wyglądu jest słodki. Ale czy musimy iść do kina? Pogoda taka
ładna, a tam będzie zaduch.
- Nie
musimy. Kino możemy zostawić na jakiś dzień, gdy pogoda nie będzie dopisywać. Dzikuska tak
szybko nie zejdzie z ekranów.
-Wybrałeś
romans? Zadziwiasz mnie.
-Do
wyboru było to albo późniejszy seans i western W
starej Arizonie. Na
miłośniczkę westernów jednak mi nie wyglądasz.
-Aż
takim jesteś znawcą kobiet? – pytała, odganiając jednocześnie natrętną
pszczołę, która dobrała się do jej lizaka, zanim ona zdążyła spróbować go.
—Psia kręć- dodała gwałtownie.
-Użądliła
cię- zapytał z troską i zanim zdążyła coś zrobić, to wziął jej dłoń do swojej i
delikatnie pocałował miejsce ze śladem żądła.
-To nic
takiego- mówiła z onieśmieleniem na jego gest.
Marek co prawda całował już ją w rękę przy powitaniu i pożegnaniu, ale
tym razem było to coś całkiem innego. Stał w dodatku bardzo blisko niej. —Nie jestem uczulona na jad pszczeli- dodała,
spoglądając na niego. On zaś jakby czekał na to, bo chwilę później pochylił się
i delikatnie musnął jej usta.
A
jednak posłuchał rad tego całego Antonia-
przemknęło jej przez myśl, zanim oddała mu swoje usta w pełni.
Był to
jej pierwszy pocałunek, a kolana już uginały się pod nią. Serce zaś zaczęło bić
szybciej, a lizak upadł na ziemię. Marek tymczasem z delikatnością pieścił jej
usta, obejmując w pasie, a ciepło ust rozchodziło się po całym ciele.
-Przepraszam
Janko. Nie powinienem- rzekł, gdy oderwali się od siebie.
-Nie
powinieneś- poparła go, oblizując nerwowo usta.
-Ale
całował cię już ktoś? – zapytał wprost.
-A ty
masz zwyczaj całować każdą znajomą dziewczynę? – odparła pytaniem na pytanie. —
I kim właściwie jestem dla ciebie?
- Na
pewno zwykłą znajomą nie jesteś Janko- oświadczył klarownie. —Znajomą to jest pani ze sklepiku przy
urzędzie, gdzie pracuję. Ty jesteś młodą, interesującą dziewczyną, z którą
chętnie spędzam czas- dodał, podkreślając swój uśmiech.
- Pewnie
każdej tak mówisz- odparła, choć wiedziała, że mówi prawdę, bo miała okazję coś
podobnego usłyszeć, gdy rozmawiał ze znajomymi. Nie chciał jednak wyjść na osobę, która łyka
każdy pierwszy lepszy komplement. Była też ciekawa co będzie dalej. —A ja
jestem w dodatku zwykłą urzędniczką, a nie dziewczyną po szkołach i z dobrego
domu.
-Zapewniam
cię, że w twoim towarzystwie czuję się znacznie lepiej niż przy pannach z
dobrego domu, jak to ujęłaś- mówił, cedząc słowa. —One są nudne i chichoczące z
byle powodu, a ty na każdym kroku czymś mnie zaskakujesz. Spotkania z tobą są
zajmujące, czekam na nie z utęsknieniem i nie chcę tego kończyć. Chcę nawet
więcej. Chcę widywać cię dalej i liczę na dłuższą znajomość.
-Ale
jak to widywać dalej? – pytała z zająknięciem, gdy skończył mówić.
-Inaczej
to ujmę. Chcę umawiać się z tobą na randki Janko.
Matuchno
kochana, on chyba naprawdę chce swój plan wprowadzić w życie. Długo nawet nie
czekał. I co mam mu odpowiedzieć?
Szczere do końca to nie jest.
-Teraz
nie musisz dawać mi odpowiedzi- kontynuował, gdy Ula zajęta była swoimi
myślami. —Poczekam parę dni, jeśli trzeba będzie.
A już myślałam, że w tej części Ula przyzna się do tego, kim naprawdę jest.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się też, czy w rozmowach z kolegami Marek mówi prawdę. Chodzi mi o to, że tak twardo obstaje przy swoim postanowieniu pozostania singlem jak najdłużej. Może to tylko taka poza przed nimi i utwierdzanie ich w przekonaniu, że aby mieć kobietę nie trzeba się z nią od razu żenić? Teoretycznie wie, że powinien to zrobić, by spłodzić potomka, ale w praktyce jest od tego daleki. Ula słyszy to wszystko i chyba jej się to nie podoba. Komplementy są bardzo miłe, ale na tym się kończy, bo nie idą za tym żadne deklaracje.
Trochę się zdziwiłam, że na spotkaniu wyraził chęć umawiania się z nią nie na randki, ale określił to schadzkami. Schadzka kojarzy mi się z czymś, co robi się w tajemnicy, w ukryciu, coś, co traktuje się jak rzecz owianą tajemnicą, a przecież oni pokazują się razem publicznie i nie kryją się. Nie mogę doczekać się momentu, gdy prawda wyjdzie na jaw i Ula przyzna się kim tak naprawdę jest. Ciekawa jestem reakcji Mareczka, bo chyba będzie mocno zdziwiony.
Zdjęcie, na którym jest Ula i Marek pokazuje tego ostatniego w kaszkiecie nie w berecie. Swojego czasu Filip przyznał się w jakimś z wywiadów, że bardzo lubi to nakrycie głowy i rzeczywiście kilka razy pokazywali go w różnych kaszkietach. Pozostałe zdjęcia z parady idealnie pasują do rozdziału.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Miało być w tej części, ale nie zdążyłam napisać a chciałam dodać. Tym miało się nawet zakończyć.
UsuńCo do Marka to w tym co mówi i myśli jest wszystko prawdą. Nie wierzy w miłość i nie chce wiązać się na stałe z kobietą. Ale wie też że kiedyś będzie musiał i wybrał Jankę. Zrobił nawet pierwszy krok w tym celu całując Ulę i proponując kolejne spotkania. Ula zaś jest w gorszej sytuacji, bo kocha i wie dokładnie jakie ma podejście do tych spraw Marek.
Nad nakryciem Filipa jakoś szczególnie się nie zastanawiałam, a schadzka brzmiało mi bardziej staro, choć kojarzyło się dokładnie tak samo jak Tobie.
Pozdrawiam miło i dzięki za długi komentarz.
"Poczekam parę dni,..." ależ on wspaniałomyślny.
OdpowiedzUsuńA ja nadal czekam kiedy wyjdzie, że Janka i Ula to ta sama osoba. I opis miny Marka oraz co zrobi. Myślę iż Marek zaczyna powoli zakochiwać się w Uli.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Wszystko w kolejnej części. Jeśli dam radę to może coś prędzej dodam, ale część krótszą będzie.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Ja tam wolę poczytać jeszcze kilka rozdziałów, żeby ta znajomość rozwinęła się jeszcze bardziej. Marek w końcu zrozumie co czuje do Uli vel Janki, i nie będzie takim lekkoduchem. I wtedy, najlepiej na spotkaniu obu rodzin...
OdpowiedzUsuńJuż w kolejnej części prawda wyjdzie na jaw. Ale nie zmienia to faktu że Marek nie pokocha Uli. Do spotkań rodzin dojdzie, ale później.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.,
RanczUla dodasz na dniach kolejny rozdział. Codziennie zaglądam i nie mogę doczekać się wyjawnienia prawdy. Zadowolę się nawet krótkim wpisem. Oby tylko był już. Pozdrawiam serdecznie Marcela.
OdpowiedzUsuńJestem na finiszu to może dzisiaj będzie w godzinach popołudniowych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Opowiadanie jest mega ciekawe. Strasznie mi się podoba. ;) Jedno z lepszych opowiadań, jakie czytałam na temat Uli i Marka :) A wracając do historii. Ciekawe jak mama Uli zareaguje na to że Ula (Janka) spotyka się z Dobrzańskim. O rodziców Marka i tatę Uli jestem spokojna i na pewno się ucieszą ;) A przede wszystkim jak sam Marek zareaguje na to wszystko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Wielkie dzięki za tyle pochwał. Kolejna część już dodana a o Cieplakach to strzeliłaś w dziesiątkę, bo planuję o nich w kolejnej części.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.