Spotkanie
z Febo przyniosło niespodziewany efekt, bo Marek zaczął rozmyślać nad zdaniem,
które sam wypowiedział.
Może
po związku z tobą takie kobiety jak Ula zaczęły mnie interesować Paulino.
Mógł
przekonać się o tym już tego samego dnia, gdy po pracy był z nią we fundacji
mamy, która zajmowała się dziećmi z najuboższych i wielodzietnych rodzin oraz
zaniedbanych przez rodziców. Pojawiał
się tam wystarczająco często, aby poznać problemy fundacji i dzieci objętych
opieką. Teraz po wyjeździe rodziców do sanatorium przyjechał, aby zobaczyć, jak
sekretarka radzi sobie z prowadzeniem rachunkowości i spotkać się z
podopiecznymi. W czasie, gdy on zajmował się sprawami papierkowymi, Ula wraz z
wolontariuszami zajęła się dziećmi. Poszła do świetlicy i tam bawiła się nimi i
pomagała w odrabianiu lekcji. Jej łagodność i podejście do dzieci spowodowały,
że szybko wokół niej pojawiła się gromadka dzieci. Taką też zastał Marek. Przystanął w drzwiach
i przyglądał się Uli i kilku dziewczynkom, które z zapałem słuchały jej opowieści
o programie Damy i
wieśniaczki. Przypominała w tym jego matkę, która nie
ograniczała się tylko do siedzenia za biurkiem i szefowania fundacja, ale i
przychodziła do świetlicy. Paulina również pojawiała się we fundacji, ale głównie
wtedy, gdy działo się coś ważnego i nigdy nie widział jej, aby któremuś z
dzieci poświęciła choć trochę czasu na zabawę czy rozmowę. Z racji, że było
jeszcze dość wcześnie, to poszedł w drugi koniec sali, gdzie stał stół do futbolu
i razem z chłopcami zagrał partyjkę meczu. Gra nie przeszkadzała mu, aby raz po
raz spoglądać na Ulę i słuchać jej łagodnego i szczerego śmiechu. Po dwóch
godzinach pobytu we fundacji pojechali do Latchorzewa.
-Skradłaś
ich serca Ula- rzekł, jak tylko wyszli z fundacji.
-To po
prostu miłe i grzeczne dzieciaki. Potrzebują tylko zainteresowania i miłości.
-Moja
mama mówi to samo. Zawsze chciała mieć więcej dzieci, ale nie wyszło i swoją
miłość przelewa na podopiecznych.
-Bardzo
szlachetne. A ja chętnie na stałe zgłoszę się do pomocy. Popołudniami i tak nie
mam nic ciekawego do roboty. Ala jest dwa razy starsza ode mnie to i tematów do
rozmowy za bardzo nie ma. Tam się przynajmniej przydam.
-Dziękuję
Ula w imieniu mamy. Na pewno ucieszy się z kolejnej kompetentnej osoby. A ja
służę swoim samochodem. Musiałabyś dojeżdżać prawie pół Warszawy dwoma
autobusami do fundacji.
-Zapamiętam
sobie. Możemy wybrać się tam ponownie w piątek. Jutro ogarnę mieszkanie, zrobię
sobie pranie i zakupy, a na piątek nie mam nic zaplanowane.
-Może
być piątek Ula- odparł.
Ostatni
wieczór pobytu Uli w Latchorzewie był równie udany co dwa poprzednie. Razem
zajęli się kolacją i sprzątaniem. Później był czas na zażycie trochę ruchu i
wybrali grę w badmintona. Marek lubił tę grę i już prędzej zaopatrzył się w
siatkę, paletki i lotki.
-A ty
możesz tak się forsować po operacji- zapytała troskliwie, kiedy zaproponował
krótką grę. —Rano jogging a teraz paletki.
-Spokojnie
Ula. Piętnaście minut gry mi nie zaszkodzi. Konsultowałem się zresztą z
lekarzem. Pierwsze dwa tygodnie musiałem spasować, a później zacząć delikatnie
trenować. Rano ciągle też nie biegam, tylko chodzę. Ale miło, że się martwisz
Ula.
-Po
prostu jesteś moim ulubionym, najlepszym i ukochanym szefem i nie chciałabym,
żeby coś ci się stało- stwierdziła wesoło.
-Oprócz
donosicielstwa nie lubię podlizywania się Ula- odparł, wysilając się na powagę.
—Którą stronę wybierasz?
-Prawą.
Ula w
umiejętnościach gry w badmintona nie ustępowała Markowi i choć na początku
chciał dać jej fory, to grał jak z równym.
Z Pauliną oczywiście na takie spędzanie czasu nie mógł pozwolić sobie,
bo nie znosiła męczyć się, a jedynym jej sportem było chodzenie po sklepach. Podobnie
było z troską o niego, a przykładem mogło być to, kiedy ważniejsze były
zaręczyny od jego zdrowia.
Po grze zajęli się rabatami, trawnikiem i
ogródkiem. Podlali kwiaty i warzywa, wyrwali parę chwastów. Gdy był już prawie
ciemno, to wrócili do domu. Przed snem był czas na obejrzenie dobrej polskiej
komedii Kochaj albo rzuć. Ula również miała czas, aby się spakować. Rano
natomiast, gdy tylko usłyszała, że Marek poszedł pobiegać, zajęła się
przygotowaniem śniadania. Chciała, aby był to również rodzaj podziękowania za
gościnę, to postarała się o coś specjalnego. Na stole pojawił się omlet i tosty
na bagietce. Marek do domu wrócił w
chwili, gdy wyciągała tosty z piekarnika.
-Zrobiłam
śniadanie Marek- rzekła, jak tylko pojawił się w drzwiach. —Chciałam
odwdzięczyć ci się za te trzy dni gościnności.
-Naprawdę
nie musiałaś Ula. Było mi miło cię gościć.
- Nie
musiałam, ale chciałam- wtrąciła. —Ja tak nie potrafię Marek. Brać, a nie
odwdzięczyć się w żaden sposób.
-Cała
ty. Dobrze, chociaż że mówisz w kategoriach śniadania podziękowania, a nie
pożegnania.
-Widzisz
Marek. We wszystkim można znaleźć jakieś pozytywy. Masz żelazko? – pytała,
nakładając omleta. —Chcę wyprasować sobie bluzkę.
-Zostało
na Siennej i dopiero jutro odzyskam je z innymi rzeczami. Nie zamierzam
zostawiać Pauli ani żelazka, ani kina domowego, pościeli czy firanek. Zresztą
żelazka nie używała, a firanki w oknach uważała za oznakę zacofania i nigdy nie
kupowała i nie zawieszała.
-To
trochę inaczej niż u mnie. Nie lubię gołych okien. Muszą być firanki, żaluzje
niekoniecznie i do ozdoby kwiaty albo jakieś drobiazgi. Figurki, świeczniki.
- U
mamy w oknach zawsze tak było i za zacofanie mama tego nie uważała. Będę musiał
kupić sobie coś takiego tutaj Ula- mówił, patrząc na puste okna. —Może w sobotę
znalazłabyś czas na większe zakupy ze mną? –zaproponował nieoczekiwanie. —Nie
znam się na kupowaniu firanek.
-Ok. Marek-
odparła, siadając przy stole. —I tak nie mam nic w planach.
Po
śniadaniu Marek zapakował walizkę Uli do samochodu i pojechali do pracy. Popołudniem
zaś, po przywiezieniu przez Maćka kluczy, odwiózł do mieszkania Ali, a sam
pojechał do Latchorzewa. Czwartkowe samotne
popołudnie dłużyło się mu i brakowało kogoś, do kogo mógłby się odezwać. Z
nudów wraz z sąsiadem postawił kojec dla psa, który miał wkrótce pojawić się w
jego gospodarstwie. W piątek było znacznie lepiej, bo po pracy razem z Ulą wybrali
się do fundacji i spędzili razem kolejne trzy godziny. Wieczorem zaś wybrał się
z Sebastianem do klubu, ale żadna dziewczyna nie potrafiła zainteresować go.
Sebastian z racji, że był z Wiolettą i był jej wierny, to również łasy na wdzięki
dziewczyn nie był. Długo w klubie więc nie zostali. Marek za to zaprosił go
wraz z Wiolettą na weekend do Latchorzewa.
W
sobotę rano Marek pojawił się pod blokiem, gdzie mieszkała Ula i pojechali na
zakupy. Oprócz działów przemysłowych odwiedzili i dział spożywczy. Zakupy z Ulą
przebiegły szybko, bo dokładnie wiedziała co kupić i ile, aby Marek nie
wyrzucał resztek do kosza. Obiecała również pomóc mu w przygotowaniu grilla dla
Wioli i Sebastiana. Sama również została zaproszona na weekend. W podzięce za
wszystko, co robiła Ula dostała mały prezent. Pozytywkę w kształcie
czterolistnej koniczyny.
-Nie musiałeś mi nic kupować- mówiła, ale mało przekonująco, bo drobiazg podobał się jej.
-Wiem Ula, ale chciałem. Ty kiedyś podarowałaś mi kamień księżycowy mój szczęśliwy amulet, to chciałem odwdzięczyć ci się w podobny sposób. Oby przyniosła ci szczęście tak jak mi przyniósł twój kamyk.
-Na pewno Marek- mówiła z wiarą. —Będę nakręcała ją zawsze, gdy będzie mi smutno. I dziękuję.
-To ja dziękuję, że pomagasz mi i we fundacji.
-To ja dziękuję, że pomagasz mi i we fundacji.
W
drodze do Latchorzewa wstąpili do schroniska po psa. Wybór padła na brązowego
niedużego psa Bruna, który swoją obecność ogłosił wesołym szczekaniem. Od jednego
z opiekunów dowiedzieli się też, że poprzedni właściciel zmarł i pozostawił po
sobie czteroletniego pieska i dwuletniego kota Jakuba. Oba zwierzaki żyli ze
sobą w zgodzie i dobrze byłoby zaadoptować je razem. Kotek okazał się
przytulnym mruczkiem i od razu zaczął łasić się do Uli, wyczuwając w tym szansę
dla siebie. Godzinę później po załatwieniu wszystkich spraw, dokupieniu kuwety,
żwirku, misek i jedzenia dla kota jechali we czwórkę do Latchorzewa. Na miejscu
Bruno od razu trafił do kojca a Jakub na czas adaptacji do nieużywanego
jeszcze pokoju.
Po nakarmieniu kur, królików, psa i kota zajęli wypakowywaniem
sprawunków i zajęli się przygotowywaniem obiadu oraz sałatki i mięsa i na
grilla. Wiola i Sebastian pojawili się natomiast o piętnastej.
-Dom
pobudowałeś, drzewo zasadziłeś, to pozostało ci spłodzić syna Marek- stwierdził Sebastian, rozglądając się po pomieszczeniu.
-A my
kobiety później musimy sprzątać, podlewać i wychowywać- odparła mu Ula. —Reguła
stara, jak świat.
- Nie
zapomnij Ula, że ich trzeba również wychowywać- odezwała się Wioletta.
-Do
tego jesteście stworzone- odparł Sebastian.
-Typowe
męskie myślenie- oburzała się Kubasińska. —Najlepiej zrobić z kobiety kurę
domową, żeby was obsługiwała.
-Dla
mnie lepsza kura domowa Wioluś, niż taka, która nie umie włączyć pralki
automatycznej.
-A
później idziemy w odstawkę, bo harując jak te dzikie mrówki w domu i pracy starzejemy
się, a nasze miejsca zajmują piękne i młode kobiety. Tyle mamy z poświęcania
się za prowadzenie domu. Dobrze mówię Ula.
-Nie
można wszystkich wrzucać do jednego worka- odparła dyplomatycznie, nie chcąc
wchodzić między nich. —Twoi rodzice i Marka są wiele lat ze sobą i jest dobrze.
I nie ma tak, żeby tylko jedna strona była winna.
Marek
tymczasem przysłuchując się ich rozmowie i patrząc, jak Ula krząta się pomiędzy
częścią kuchenną i jadalnią, ponownie przypomniał sobie ostatnie spotkanie z Pauliną. Słuchając ich, zazdrościł również
przyjacielowi miłości i że ma kogoś koło siebie z kim może toczyć spory.
-Ula
dobrze mówi- kontynuował Olszański. —Z biegiem lat z czarodziejek zmieniacie
się w czarownice i stąd te nieporozumienia i kłótnie- mówił, patrząc na Wiolettę. —Prawda Marek?
-Nie obraź się Seba, ale mi życie jeszcze miłe- odparł, widząc mściwe miny dziewczyn.
-Faceci- odezwała się ponownie Wioletta. —Z biegiem lat oni nie dziecinnieją Ula, tylko zmieniają się z misiaczka w prosiaczka.
Popołudnie
i wieczór spędzony we czwórkę upłynął im już bez zgrzytów i w przyjemnej
atmosferze. Wiola i Sebastian jako goście odpoczywali, a Ula z Markiem zajęli
się grillem i resztą potraw. Głównie to Ula krążyła od kuchni do dworu i
pilnowała, aby wszystko było na czas na stole. Sebastian przywiózł również
zgrzewkę piwa dla siebie i Marka oraz wino dla Wioli i Uli. Wypite trunki dały o sobie znać i zrobiło się
również wesoło. Przed dziesiątą, aby nie przeszkadzać sąsiadom, z ucztowaniem
przenieśli się do domu. Tam Marek i Sebastian zajęli się oglądaniem siatkówki a
Ula z Wiolą swoimi babskimi sprawami.
Następnego
dnia rano, gdy Marek pojawił się w kuchni Ula już tam była. Stała przy oknie z
kubkiem kawy, patrzyła na wschód słońca i wyglądała przepięknie tak zamyślona.
Z urody zawsze mu się podobała i miał ochotę na znacznie inne relacje niż
służbowe i koleżeńskie. Teraz dodatkowo ubrana była w błękitny szlafroczek,
który odsłaniał jej zgrabne łydki, a pasek w talii podkreślał jej kibić. Chwilę później odwróciła się do niego i posłała
uśmiech. W tym krótkim momencie poczuł, że na jej uśmiech i powitanie, serce
zabiło mu mocniej.
-Cześć
Marek. Obudziłam cię?
-Cześć.
Nie, nie obudziłaś.
Może
po związku z tobą takiej kobiety zaczęły mnie interesować i potrzebuję takiej
kury domowej- kołatały
mu w głowie własne słowa. A we
czwartek brakowało mi Uli, a nie kogoś do rozmowy. I pasuje tutaj jak
ulał. Te trzy dni pod wspólnym dachem
były wspaniałe. Tak jak nasze wizyty we fundacji. Ani razy nie miała focha.
Nawet najmniejszego niezadowolenia. Nie wiedziałem nawet, że tak może być.
Kolejne
godziny niedzieli jeszcze bardziej utwierdzały go w przekonaniu, że czuje do
Uli znacznie więcej niż koleżeństwo czy przyjaźń. Z wyznaniami tego, co czuje postanowił
jednak poczekać tydzień, aż sprawa pokazu się nie zakończy. Bał się reakcji Uli i że przeszkodzi, to w przygotowaniu do pokazu. A to, o czym mówił
mu Sebastian od paru dni, Paulina załatwiła jedną wizytą.
Po
weekendzie na Marka spłynęło sporo niespodzianek. Już rano w poniedziałek zadzwonił
do niego Aleks i oznajmił mu, że poznał piękną Peruwiankę i chce swój pobyt w
Ameryce przedłużyć. Przy okazji dowiedział się, że babcia Pauli wyrzuciła ją z
domu w Mediolanie, bo ta przyprowadziła znajomych, którzy wynieśli parę cennych
rzeczy. Z góry zastrzegł również, że
Paulina nie ma korzystać z jego mieszkania. Krótko po jego telefonie odwiedziła
go w biurze Julia i opowiedziała o wspólnym nieudanym mieszkaniu z Pauliną.
Okazało się bowiem, że Paulina godzinami zajmuje łazienkę, nie sprząta po sobie,
nie robi zakupów i tylko rozkazuje jej pomocy domowej i chodzi niezadowolona z powodu
hałasu, bo Julia mieszkała na pierwszym piętrze obok ruchliwej drogi. Z braku lepszego pomysłu na uwolnienie Julii
od Pauliny Marek postanowił zakwaterować ją na tydzień w hotelu, a później
wysłać ją na dwa tygodnie do Tunezji. Z takiego obrotu sprawy Febo była jak
najbardziej zadowolona. Szybko jednak spotkała ją niemiła niespodzianka, bo
Marek opłacił jej tylko nocleg, a za inne usługi hotelowe musiała płacić ze swojej
kieszeni. Podobnie było z Tunezją. Dał jej tylko bilet, foldery i wytyczne
hotelu, a kwestia finansów było jej sprawą. O tym, co będzie później z Pauliną na razie nie myślał, bo miał
ważniejsze sprawy.
On
tymczasem mógł ze spokojem przygotowywać się do pokazu, który miał odbyć się w
najbliższą sobotę. To zaś powodowało, że musiał zostawać z Ulą po godzinach w
pracy. Obojgu to jednak nie przeszkadzało, bo oznaczało dłuższe przebywanie w
swoim towarzystwie. We środę wrócili z sanatorium Dobrzańscy i Marek razem z
Ulą pojechali do nich przywitać się i opowiedzieć o przygotowaniach do pokazu. Gdy
już rozsiedli się, to Helena nie wypuściła ich bez kolacji, tylko posadziła obok
siebie i dogadzała. Widziała bowiem, jak patrzą na siebie i że Ula pomagała
Markowi w domu i we fundacji. Zwłaszcza to drugie było dla niej miłe.
W piątek
po pracy spotkała Ulę miła niespodzianka. Marek bowiem zaprosił ją na kolację do
Książęcej. Chciał podziękować jej w ten sposób za pomoc w przygotowaniu pokazu
i uczcić koniec przygotowań. Tuż po wyjściu z lokalu, gdy przechodzili przez
park pojawiła się obok nich dziewczynka z koszyczkiem z kwiatami.
-Kwiaty
dla ładnej pani, proszę pana- zagadnęła.
-Chętnie-
odparł, wręczając dziewczynce dwadzieścia złotych. —Proszę Ula to dla ciebie-
dodał po chwili, wręczając jej bukiecik fiołków.
-Dzięki
Marek. Są słodkie- mówiła, wąchając kwiatki.
-Ula
to dobry moment, aby, aby- zaczął, próbując znaleźć odpowiednie słowa.
-Na
co? -zapytała, nie doczekawszy się dokończenia zdania.
-Może
usiądziemy tutaj na chwilę? -spytał, prowadząc w stronę jednej z ławek. —Chciałem
powiedzieć ci dopiero jutro po pokazie, ale teraz jest odpowiedniejszy moment
Ula- mówił, biorąc za rękę. —Chciałbym, żeby między nami było inaczej- wyrzucił
z siebie. —Ostatnie dni były takie cudowne. I wiele zrozumiałem. Jesteś dla
mnie kimś ważniejszym niż przyjaciółką. Zakochałem się w tobie. Dasz mi szansę
na bycie twoim chłopakiem? -zapytał prosto. —Chciałbym spotykać się z tobą, po
pracy, patrzeć na ciebie, słuchać cię, rozmawiać. Czuję, że wiele nas łączy.
-Zaskoczyłeś
mnie- odparła z bijącym sercem.
-Nie
musisz odpowiadać od razu Ula- wtrącił. —Tylko pomyśl o tym.
-Nie
muszę myśleć, bo czuję to samo i chcę tego samego- rzekła, patrząc mu w oczy.
-Czyli
mam szansę? -zapytał niepewnie.
- Tak
Marek. Zakochałam się w tobie tuż przed twoimi niedoszłymi zaręczynami.
Chciałam nawet odejść z pracy, aby nie musieć cierpieć. Później, gdy nic nie
wyszło z zaręczyn, zaczęłam znowu marzyć. Zwłaszcza po tym, jak zabrałeś mnie
do Latchorzewa. Zakochałam się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia.
- I
pasujesz tam jak żadna inna Ula- stwierdził, gładząc po brodzie. —A ja byłem
chyba ślepy przez te miesiące, gdy już poznałem cię, a dalej byłem z Pauliną.
Później po rozstaniu z Paulą lepiej też nie było. Dopiero w ostatnią niedzielę,
gdy byłaś u mnie, zrozumiałem swoje uczucia. Stałaś przy oknie i nie mogłem
oderwać oczu od ciebie. A gdy spojrzałaś na mnie, to moim ciałem przeszedł
dreszcz i wiedziałem, że się zakochałem. Nigdy do tej pory nie kochałem i było
to dla mnie coś nowego Ula.
-Pamiętam.
Patrzyłeś wtedy tak dziwnie na mnie- mówiła drżącym głosem, a spowodowanym
pieszczotą Marka i wyznaniami. — Myślałam, że rozbierasz mnie w myślach, a nie,
że się zakochałeś.
-Poniekąd
też rozbierałem Ula- przyznał się szczerze. —Do tej pory tylko to mnie interesowało. Jak
zaciągnąć dziewczynę do łóżka, a zakochałem się bez tego i nawet bez
pocałunków. Tak szczerze. Kocham i jestem kochany- mówił, tuląc ją do siebie. —Ostatnie
dni bez ciebie w Latchorzewie były takie puste-dodał, wpatrując się w jej
twarz. —Brakowało mi wspólnych śniadań, wspólnie spędzonych popołudni i
wieczorów.
-Wiem
o czym mówisz- mówiła cicho.
-Mogę
Ula? – zapytał, pocierając kciukiem wargę Uli.
Chwilę
później, gdy kiwnęła głową, muskał Ulę w usta.
Ula
całowała się już w swoim życiu, ale nigdy nie przeżywała coś takiego przyjemnego.
Usta Marka były słodkie i pieściły jej usta, jakby robili to już wiele razy, a
nie pierwszy raz.
Do
mieszkania Ula wracała bardzo szczęśliwa. Marek bowiem odprowadzał ją,
trzymając za rękę, a przed blokiem pożegnał się kolejnym delikatnym
pocałunkiem. Tego wieczoru też Ula długo nie mogła zasnąć. Słuchając pozytywki,
podarowanej przez Marka, myślała, że marzenia się spełniają. Tak jak i amulety
przynoszą szczęście. Jej szczęście przyniosła pozytywka z koniczyną a Markowi
kamień księżycowy, bo otworzył serce na miłość.
EPILOG
Dzień
później odbył się pokaz kolekcji F&D Gusto. Kolekcja okazała się strzałem w
dziesiątkę, bo tuż po zakończeniu na projektanta spływały gratulacje. W czasie
bankietu natomiast Marek i Ula wyjawili sekret o łączącym ich uczuciu. Kolejne dni zaś wypełnione były miłością, czułościami,
spotkaniami i pocałunkami. Z oświadczynami Marek długo nie czekał, bo oświadczył
się jej dwa tygodnie później, gdy poszli na kolejną przechadzkę po
Latchorzewie. Miał to być ich dzień i ich szczęście, to odpuścili sobie
organizowania hucznych zaręczyn. Uczcili je tylko szampanem i pierwszą wspólną
nocą.
Ze
ślubem postanowili poczekać do kwietnia, bo listopad był zbyt przygnębiającym
miesiącem, później wypadał Adwent, w karnawale nie można było znaleźć wolnych
terminów, a na kolejne tygodnie przypadał Wielki Post. W kwietniu natomiast dni
były dłuższe i lepsza pogoda, aby udać się z Warszawy w podróż do panny młodej.
To w rodzinnych stronach Uli zaplanowali sobie te najważniejsze dla nich
chwile. Sam ślub miał mieć miejsce w kościółku w Rysiowie, a na wesele Marek
zarezerwował zajazd, w którym niegdyś pomagała Ula. Wynajął go wraz z pokojami
na sobotę i niedzielę, aby goście mieli, gdzie spać.
Paulina
tymczasem w dalekiej Tunezji poznała bogatego Szkota. Mężczyzna był wdowcem po
pięćdziesiątce z dorosłymi dziećmi, miał dużą posiadłość w Szkocji i tytuł
lorda. Taki kąsek był dla niej zbawieniem i szybko zakręciła się obok
mężczyzny. Zaręczyny, ślub i podróż poślubna były jak z bajki. Później nastała
codzienność, bo na luksusy musiała zapracować. Stada, owiec i krów,
przetwórstwo oraz hektary pól potrzebowały nakładu pracy. W dodatku posiadłość
mieściła się z dala od dużych aglomeracji i otaczał ją jedynie wiejski
krajobraz, wiejska sielanka i rozrywka.
Życie
Uli Dobrzańskiej u boku męża w Latchorzewie było zgoła inne, bo żyła jak dama.
Marek rozpieszczał ją i mieli sporo okazji na wspólne wyjścia, wyjazdy,
spotkania z przyjaciółmi. Taki życie nie zrobiło z niej jednak zarozumiałej i
leniwej kobiety, bo Ula miała czas na pracę, prowadzenie domu, zajmowaniem się
mężem i córeczką Igą. Do tego ciągle wyglądała pięknie i zawsze była uśmiechnięta
i życzliwa.
Świetna część. Każdy dostał to na co całe życie pracował. Ula ujęła wszystkich swoją dobrocią, mądrością i to chyba najbardziej ujęło wszystkich.
OdpowiedzUsuńTeraz taka mała uwaga dwukrotnie napisałaś jedno zdanie
"W piątek po pracy spotkała Ulę niespodzianka, bo Marek zaprosił ją na kolację do Książęcej."
Dziękuję za dzisiaj
Gorąco pozdrawiam
Julita
Puenta taka miała być.Dama stała się wieśniaczką a wieśniaczka damą. Sam epilog chciałam bardziej rozpisać, ale męczyłam się z nim dwa dni i nic nie wychodziło, to dodałam to, co miałam. To, co najważniejsze, że role się odwróciły chyba jest zrozumiałe.
UsuńFakt zdanie się powtórzyło.To, dlatego że mam zwyczaj kopiowania z Worda częściami na bloga i musiałam za dużo sobie podświetlić, a czytać na podglądzie nie czytałam.
Pozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Jednak nastąpiła zamiana ról. Ula stała się damą a Paulina wieśniaczką, mimo iż weszła do utytułowanej rodziny. Tak naprawdę myślę sobie, że bycie damą czy wieśniaczką to nie status społeczny a raczej stan umysłu. Dziewczyna może pochodzić ze wsi, ale jeśli jest głodna wiedzy i wie, co chce osiągnąć w życiu nic nie stoi na przeszkodzie i bardzo dobrze o niej świadczy gdy konsekwentnie dąży do celu. Paulina określała siebie kobietą z klasą, wywyższała się, bo uważała siebie za kogoś lepszego od innych a tak naprawdę była dość prymitywna i ograniczona. Nie znała realiów życia, była współwłaścicielką firmy, o której nie miała bladego pojęcia. Gdyby przyszło jej samej nią zarządzać, w krótkim czasie doczekalibyśmy pięknej katastrofy. W rzeczywistości Febo była totalną miernotą i poza urodą i niezłą figurą nie przedstawiała sobą nic. Kariery nie zrobiła, z Markiem jej się nie udało. Przegrała szansę na życie u jego boku a jedynym ratunkiem przed samotnością okazał się podstarzały facet z dorosłym przychówkiem. Dzięki niemu robi teraz karierę wypasając bydło na szkockich łąkach. To z pewnością nauczy ją pokory i nie zadzierania nosa.
OdpowiedzUsuńUla i Marek zasłużyli na szczęście i to właśnie od losu otrzymali.
Bardzo ładne i pomysłowe opowiadanie. Ciekawa jestem czym nas zaskoczysz za tydzień. Serdecznie pozdrawiam. :)
Tak właśnie jest. Nie miejsce urodzenia świadczy o człowieku tylko to jakimś się jest.Ula swoją dobrocią, życzliwością zaskarbiła sobie miłość Marka i Dobrzańskich a Paulinie pozostała praca aby mięć chwilę wytchnienia w czasie urlopu.
UsuńTeraz chcę dodać jedną część cyklu Uli z Rysiowa a później zabrać się na Skazani na miłość. Chociaż chodzi mi po głowie kolejne mini z czasów XIX wieku.
Dziękuję za wpis i pozdrawiam miło.
Świetne zakończenie. Niby Paula wyszła za mąż za lorda, ale i tak musi pracować. A Ula ma czas i na pracę i na przyjemności ;) Zaskoczyło mnie że Aleks nie chce pomóc swojej siostrze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Taki był plan aby Paulina poznała co to znaczy prawdziwe życie. Chciałam najpierw pozostawić w Tunezji i tam ożenić, ale az tak okrutna nie jestem a skąpy Szkot był odpowiedni.
UsuńDzięki za wpis i pozdrawiam miło.
Aleks przekonał się jaka jest siostra po jej wyskoku u babci.
UsuńPaula spodziewała się bywania na salonach ,a nie na pastwiskach. Ale cóż należały się jej za pogardliwe,plugawe docinki,wścibskie słowa rzucane pod adresem Uli. Role się odwróciły. na niekorzyść jednej za to na znaczną korzyść Ulki ,bo jest szczęśliwą żoną,matką ,a małżonek traktuje jak damę. Piękne zakończenie. Pozdrawiam serdecznie :).
OdpowiedzUsuńNawet na pewno spodziewała się, że będzie leżeć i pachnieć a okazało się, że tytuł od pracy nie zwalnia. Tak jak od pracy bycie właścicielem F&D nie zwalniało Marka i Aleksa.
UsuńDziękuję za wpis i pozdrawiam miło.
'w firmie' 'w fundacji'!! Ilość błędów stylistycznych w tych opowiadaniach jest POTWORNA:/ przykro mi że chcac pisać kompletnie nie zwraca pani uwagi a język polski i na panujące w nim zasady.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze mam rodzinę. Półtoraroczną córeczkę, męża, drugie dziecko w drodze i to im poświęcam najwięcej czas a nie na poprawność bloga.
UsuńPo drugie nie takie błędy robią dziennikarze, celebryci, politycy.
Po trzecie nikt nie każę Pani czytać. Są inne blogi i wystarczy mi ilość odwiedzin w ciągu dnia.
Po czwarte proponuję samej coś napisać i samej przekonać się, że łatwe niej jest.
PS 1. Kolejny wpis usunę. Tu odpowiadam, tylko dlatego że tak wypada.
PS2 Dziękuję Kama za wsparcie.
Kolejna jakaś rozgrywka? Amicus i Małgosia znudziły się. Powód zawsze się znajdzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie RanczUla. Kama
Tu jest całkiem inna sytuacja, ale od czegoś konflikt można zacząć. Bądź co bądź jeszcze raz dziękuję za wsparcie Kamo, Kamilo. Już cię lubię. Choć znam parę dziewczyn o tym imieniu, to raczej się nie znamy.
UsuńPozdrawiam miło i dzięki za wpis.
Świetne opowiadania, masz talent!
OdpowiedzUsuń