Życie Uli i Marka od prawie dwóch miesięcy wyglądało jak w dobrym, szczęśliwym małżeństwie. W mieszkaniu Marka mieli część
swoich rzeczy i kosmetyków, i tam wracali po pracy. Ula zajęła się również
gotowaniem i gdy Marek wracał do domu, to czekał na niego obiad. Kolację zaś
razem przygotowywali. Później wspólnie
sprzątali i szli spać. Rano jedli wspólnie śniadanie i omawiali bieżące sprawy
oraz zakupy. Markowi żyło się z Ulą znacznie inaczej niż z Pauliną, bo było spokojnie
i mógłby już zawsze tak żyć. Sielankę wspólnego mieszkania Markowi mącił tylko
fakt przylotu Pauliny na parę dni do Polski na spóźnione święta. Febo bowiem od
ponad pół roku więcej czasu spędzała w Mediolanie u babci niż w Warszawie.
Seniorka Febo w ostatnich miesiącach podupadła na zdrowiu i potrzebowała
kogoś z rodziny. Nie robiła to jednak z dobrego serca, tylko dlatego że babcia posiadała
spory majątek a oprócz niej i Aleksa były i inne wnuki. Nie przyleciała nawet
na święta Bożego Narodzenia, bo jej kuzyni zapowiedzieli swoją wizytę i
obawiała się, że wykorzystają okazję, aby coś ugrać. Markowi było to akurat na
rękę, bo święta w towarzystwie rodzeństwa Febo zawsze były dla niego męką.
Przylot Pauliny pokrywał się
z czterodniowym wyjazdem Uli do domu na rodzinną uroczystość i dlatego udało
się Markowi zachować w tajemnicy zarówno Ulę przed Pauliną, jak i pobyt Pauliny
w Warszawie przed Ulą. Zwłaszcza Uli nie chciał dręczyć takimi wiadomościami. Dla
niego były to też bardzo długie dni, bo już następnego dnia po wyjeździe Uli
zatęsknił za nią. Nawet w swoim własnym domu czuł się obco, a Paula była
jeszcze bardziej nie do zniesienia. Pocieszał się tylko tym, że za parę tygodni skończy trzydzieści lat, rodzice dają mu udziały, a on rozstanie się z
Pauliną i przestanie ukrywać się z Ulą. Udziały były też jedyną niezgodą w ich
relacjach, bo Ula chciała, aby w końcu ich związek nie był tajemnicą, a Marek trzymał
się tego, aby poczekać do jego urodzin.
-Te nasze ciągłe ukrywanie
się staje się męczące -mówiła z wyrzutami. —Nie możemy wyjść ani do kina, ani
na spacer. Tylko udziały się liczą.
-Zrozum Ula. Nie jestem
pazerny, tylko myślę rozsądnie – mawiał w takich chwilach. —Gdybyśmy ujawnili
się teraz i rozstał z Pauliną, to rodzice uznaliby, że ciągle jestem
niedojrzały, aby dostać udziały. Zwłaszcza że Paula jest ich pupilką od dawna i
umie nimi manipulować. Ciągle biegała do nich na skargę, że ją zdradzam.
-Ale i tak później możesz
mieć kłopoty -argumentowała. —Zarówno prywatnie jaki i w pracy. Febo mają dwa
głosy w radzie i ty z ojcem po jednym, a w razie remisu, to głos prezesa się
liczy. A ty po takiej akcji możesz stracić poparcie ojca i będziesz miał jeden swój głos.
-Nie Ula. Ojciec może i jest
w sprawach domowych pod pantoflem mamy, ale w sprawach firmy jest sprawiedliwy
i nigdy nie szkodziłby na rzecz firmy. Poza tym, rodzice oprócz udziałów mają
jeszcze dużą posiadłość z eleganckim domem, dzieła sztuki, domek na Mazurach.
Mogę z tego wszystkiego zrezygnować i zostawić nawet Febo, ale nie udziały.
Firma to ja. Ula obiecuję ci, że już niedługo z Pauliną będzie łączyć mnie
tylko firma, a my będziemy mogli się ujawnić.
-A co zrobiłbyś, gdyby
warunkiem rodziców było oddanie ci swoich udziałów w prezencie ślubnym?
Czas pobytu Pauli w Polsce i
nieobecność Uli Marek zabijał dłuższym pobytem w pracy. Febo oczywiście
sprawdzała go tam i na każdym innym kroku. Na jego szczęście nie wymagała od
niego seksu, bo miała swoje dni, a które zawsze przechodziła boleśnie i obficie
i nie w głowie było jej kochanie się z narzeczonym. Marek uświadomił sobie
również, że bycie z Paulą byłoby jak zdrada Uli, a od prawie pół roku był jej
wierny.
Dwa dni po powrocie Uli Marek
postanowił powiedzieć jej o szwalni. Przygotowywali sobie jajecznicę na kolację
i gdy Ula kroiła kiełbaskę, a on cebulę podjął temat.
-Pamiętasz Ula, jak rozmawialiśmy,
o tym, że wszystko co mam zawdzięczam rodzicom, a chciałby sam coś stworzyć
-zagadnął.
-Pamiętam.
-I dlatego, gdy nie było
ciebie, to pogrzebałem w Internecie i znalazłem ogłoszenie o możliwości wykupu upadającej
szwalni. Mam trochę oszczędności a na resztę wziąłbym dobry kredyt pod zastaw domu.
Wiem, że łatwiej byłoby przez firmę jako żyrant, ale nie chcę firmy obciążać
kredytem. Wszystko przechodzi przez biuro Aleksa i wydałoby się, że chcę kupić
szwalnie, a ma to być tajemnica. Tylko Seba wie i ty teraz.
- I jak rozumiem mam ci pomóc
w znalezieniu odpowiedniego kredytu?
-Dokładnie tak. Mam na wykup
szwalni trzy tygodnie. Pomożesz mi?
-Pewnie. Zjemy, a później
usiądziemy i ze spokojem przejrzymy oferty.
Po kolacji usiedli w salonie
na kanapie z laptopem na kolanach i przeglądali oferty, kwoty i oprocentowania. Wszystko to, co proponowała Ula, miało jednak zawsze jakieś wady.
-Możesz cofnąć – rzekł z
zainteresowaniem. —A ten kredyt? -zapytał, pokazując palcem na ekranie reklamę
kredytu małżeńskiego.
-Ale to jest kredyt małżeński
-odparła ironicznie. —Nie umiesz czytać? Choć faktycznie byłby najlepszy, ale ty
nie masz żony.
-Ale zamierzałem się wkrótce ożenić
Ula.
-To jak już się ożenisz, to pogadamy
-odparła, mrucząc.
-Ty skusić się nie dasz? Będę
dobrym mężem -mówił żartobliwie, aby wprowadzić Ulę w dobry nastrój przed
dalszą rozmową.
-Brzmi to trochę jak
oświadczyny.
-Bo to są oświadczyny Ula. Chociaż
wiem, że nie tak powinny wyglądać. Mogę jedynie poprawić się troszkę -dodał,
padając przed nią na kolana. —Kochanie
wyjdziesz za mnie już teraz, a nie za parę miesięcy.
-To znaczy, że chciałeś mi
się wkrótce oświadczyć? -pytała podejrzliwie.
-Konkretnie to w Walentynki -skłamał, bo konkretnego terminu nie miał.
-Tylko że ty masz czas na
kupno szwalni tylko trzy tygodnie -stwierdziła po pierwszym szoku. —Jak chcesz
tego dokonać? Wszędzie są kolejki. I w kościele i w urzędzie.
-Mam znajomego w USC i może
termin przyspieszyć -mówił, siadając na powrót na kanapie obok Uli. —Poza tym zimą
nie ma tylu ślubów. A ślub kościelny weźmiemy latem.
Wtedy zaprosimy krewnych i znajomych i wyprawimy huczne wesele. Teraz będzie
skromnie. My i świadkowie.
-To znaczy, że w tajemnicy mielibyśmy się pobrać -ni
stwierdziła, ni zapytała z wyczuwalnym smutkiem.
-Tak byłoby najlepiej. Chociaż wiem, że i ślub inaczej
sobie wymarzyłaś.
-Ślub za kredyt mało jest romantyczny -mówiła z ciągłym
niezadowoleniem.
-Najważniejsze jest to, że się kochamy Ula i że chcemy
być razem. A ta szwalnia to nasza przyszłość -argumentował. —Nie wiem, jak
długo zachowam stołek prezesa. Zwłaszcza jak wyjdzie na jaw, że mam żonę i nie
jest nią Paulina.
-A twój znajomy? -pytała sensownie. —Wszystko może zdradzić.
-Nie zdradzi, bo rodziców nie zna, a Paula kiedyś obraziła jego żonę i wyświadczenie, takiej przysługi będzie dla niego przyjemnością. Ula zrobisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie? -zapytał ponownie.
-Nie zdradzi, bo rodziców nie zna, a Paula kiedyś obraziła jego żonę i wyświadczenie, takiej przysługi będzie dla niego przyjemnością. Ula zrobisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie? -zapytał ponownie.
-Zgoda Marek. Wyjdę za ciebie
i razem weźmiemy kredyt.
Po tych słowach przyciągnął
do siebie i namiętnie pocałował.
-Kochanie a ta szwalnia
będzie prezentem ślubnym dla ciebie -rzekł, gdy oderwali się od siebie.
-Nie musisz Marek.
-Ale chcę Ula.
Gdy następnego dnia Ula
wróciła do domu z zakupami na kolacjo- obiad czekała na nią niespodzianka.
Marek bowiem kończył nakrywać stół, a po mieszkaniu roznosił się zapach pieczonego
kurczaka. Na stole zaś stał duży bukiet kwiatów.
-Coś świętujemy Marek? -zapytała widząc to wszystko. —Poznaliśmy się piątego, pierwszy raz całowaliśmy ósmego, a zamieszkaliśmy razem nie wiadomo,
kiedy tak naprawdę.
-Nasze zaręczyny -odparł,
zakręcając się przy stole i zabierając z niego kwiaty i pudełko z salonu Apart.
Chwilę później był już przy Uli z otwartym puzderkiem i wziął ją za rękę.
-Ula przyjmij ten pierścionek na znak moje
miłości i wierności- mówił, wsuwając go na palec.
-Wariat -stwierdziła z
uśmiechem.
-Zakochany wariat -kochanie.
—Dostanę buziaka?
-Dostaniesz, ale najpierw
sprawdź, co ci kipi Marek -odparła.
Kolejnego dnia Ula musiała
pójść do Wioletty swojej koleżanki i poprosić ją, aby była jej świadkową.
-Jak mam być twoją świadkową?
Zaliczyliście wpadkę z Markiem? -pytała, patrząc na jej brzuch.
-Nie Wiola. Nie jestem w
ciąży.
-To skąd tak nagła decyzja? -
pytała. —Zawsze byłaś taka rozsądna.
To dla miłości Wiola -pomyślała.
-Kochamy się Wiola i chcemy
stworzyć rodzinę. Gdy ty poznasz, kogoś w kim się zakochasz, to również
będziesz tak szczęśliwa, jak ja. To jak zgadzasz się Wiola? Nie mam tu nikogo
innego w Warszawie.
-Zgoda Ula. Będę twoją
świadkową. Tylko to trochę dziwne Ula. Bierzecie ślub, a żyjecie w konspiracji.
-Marek ma powody, ale
niedługo się to zmieni. I dziękuję Wiola.
Ślub Markowi udało się zorganizować
w dwa tygodnie i w środę ostatniego dnia stycznia pojechali do Urzędu Stanu Cywilnego. Zanim
nastąpiło to, to ostatnią noc Ula spędziła u Wioli i tam ubierała się na
wyjście. Przy okazji Wiola przygotowała dla niej namiastkę wieczoru
panieńskiego i zafundowała jej metamorfozę. W tym samym czasie Sebastian
oblewał z Markiem w klubie jego wieczór kawalerski. Następnego dnia Ula z Wiolą
oraz Marek z Sebastianem mieli przyjechać osobno do urzędu. Pierwsi byli
panowie i czekali na pojawienie się pań. Te wkrótce dojechały, a na ich widok
obaj oniemieli, bo nie tylko nowa Ula zrobiła wrażenie na przyszłym mężu, ale i
widok Wioli rozpromienił twarz Sebastiana.
-Witajcie -rzekł Marek.
—Pięknie wyglądacie. Proszę Ula bukiet dla ciebie -dodał, podając ślubną wiązankę.
-Nie mówiłaś, że masz tak ładną
koleżankę -odezwał się i Olszański do Uli, ale patrząc na Wiolettę.
-A Ula nie mówiła, że świadek
będzie tak przystojny -odparła Kubasińska.
-Poznajcie się -odezwała się
Ula. —Wiola, Marek mój narzeczony i jego przyjaciela Sebastian -mówiła,
pokazując na odpowiednie osoby.
Sama ceremonia była krótka, a
oprócz tej czwórki był obecny jeszcze Sławek kolega Marka z żoną, który pomógł
mu przyspieszyć ślub. Po ślubie natomiast Sebastian uwiecznił wszystkich na
zdjęciach. Później pojechali do jednej z restauracji oddalonych od F&D na
uroczysty obiad.
-Powinno być gorzko, gorzko,
ale jesteśmy w restauracji i w waszej sytuacji nie byłoby wskazane -rzekł
Sebastian.
-Odbijemy sobie w noc
poślubną Seba i w czasie podróży poślubnej -odparł mu Marek. —A ty Wiolą
zaopiekuj się i odwieź do domu.
-Z przyjemnością -mówił z
zadowoleniem i patrząc na Wiolettę.
W czterodniową podróż
poślubną do SPA w Bieszczadach wyjechali nazajutrz o świcie. Pierwszy dzień pobytu zepsuł im jednak
telefon od Pauliny. Wracali właśnie z jednego ze szlaków, gdy zadzwoniła. Marek
zaś dla świętego spokoju i za namową Uli odebrał.
-Kochanie zgadnij, gdzie
jestem? -zaszczebiotała do słuchawki.
-Nie mam czasu na zgadywanki
Paula. Idę zaraz na obiad.
-Na lotnisku w Mediolanie i kolację
zjemy….
-Paula, ale mnie nie ma w
Warszawie -wtrącił brutalnie.
-To, gdzie jesteś? -pytała ze
wzburzeniem.
-Tam, gdzie ty nigdy nie
chciałaś jechać. W Bieszczadach.
-I ja mam w to uwierzyć? Nie
bądź śmieszny -mówiła z ironią.
-Zawsze mogę wysłać ci
zdjęcie. Poproszę któregoś z turystów, aby mi zrobił.
-Nie trzeba. Ciekawa jestem, jaką
panienkę…
-Sam jestem -przerwał jej po
raz kolejny. —Znajdź mi taką dziewczynę, która byłaby chętna tu przyjechać zimą
i zaszyć się w domku bez wygód.
-Powiedźmy, że mówisz prawdę.
Zawsze chciałeś zamieszkać w takiej dziczy. Kiedy wracasz?
-W poniedziałek albo we wtorek -skłamał, bo strzelał, że Febo będzie wracała do Mediolanu w niedzielę.
-To, kto będzie zajmować się
firmą w tym czasie? Aleks jest w Mediolanie.
-I, dlatego że on wyjechał, mogłem
i ja wyjechać i odpocząć. Wolę zostawić firmę w rękach Pawła i pani Hani niż w
rękach twojego brata -mówił, mając na myśli swojego asystenta i wieloletnią
sekretarkę prezesa, którą dostał razem z posadą w spadku po ojcu. —A co cię sprowadza tak nagle
do Warszawy?
-Pomyślałam, że skoro nie
będę mogła być za dwa tygodnie na twoich urodzinach, to teraz je uczcimy.
-Bardzo szlachetne Paula -ironizował. —Po
raz kolejny udowodniłaś, kto jest dla ciebie najważniejszy. Jestem chyba trzeci w kolejce po
bracie i babci.
-Jeśli tak mamy rozmawiać, to
lepiej będzie, jak w ogóle nie będziemy – mówiła obrażonym tonem. —Muszę iść
odwołać swój lot -dodała i chwilę później wyłączyła się, nie mówiąc nawet słowa
pożegnania.
-Co miało znaczyć, te znajdź
mi taką, która -zapytała Ula, gdy rozłączył się z Febo.
-To dla dobra sprawy kochanie.
I zadziałało, bo tematu nie drążyła i sama przyznała rację, że takiej nie
znalazłbym.
Kwadrans później, gdy byli już
w restauracji zadzwoniła do Marka jego sekretarka z wiadomością, że Paulina
dzwoniła i wypytywała, gdzie jest i z kim. Pani Hania powiedział jej , to co sama
wiedziała, czyli że Marek wyjechał w Bieszczady na parę dni.