Małe przypomnienie. Historii Polski nie uwzględniam.
Swój debiut na salonach Ula
nie tak sobie wyobrażała. Pomijając to, że miał mieć miejsce rok temu, to teraz
ojciec tuż po balu szykował jej o dwadzieścia lat starszego męża.
-Lekarz to najlepsza partia,
jaka może się trafić -mówił na jej protesty.
-Nie dla mnie tato
-protestowała z całą upartością. —I nie potrzebujemy ich pieniędzy. Z naszego
młyna pół okolicy korzysta, a z piekarni pół Warszawy je chleb, bułki i rogale.
-Nie chodzi o pieniądze
córciu tylko o prestiż -wtrącił. —Byłabyś panią doktorową, mieszkała w
Warszawie w wielkim domu.
-Tytuł nie jest mi do niczego
potrzebny. A na wsi jest mi dobrze. Lubię swoje łąki, las, konie, koleżanki-
argumentowała. Nie kocham go. Chcę poślubić kogoś z miłości.
-Rycerze na białym koniu nie
istnieją -odparł Cieplak. —Za dużo czytasz tych swoich romansideł.
Piotra Sosnowskiego poznali
ponad rok temu, gdy matka Uli rodziła swoje trzecie dziecko. Nastąpiły wtedy
komplikacje i to on zajął się pacjentką. Mama Uli niestety zmarła przy porodzie
pozostawiając przy życiu najmłodsze dziecko, a znajomość z lekarzem pozostała.
Z racji żałoby też Ula nie uczestniczyła w balu osiemnastolatek rok temu jak
jej dwie przyjaciółki Wioletta i Paulina. Obie również wspierały ją w kłopocie.
Głównie, dlatego że obie kochały z wzajemnością i miały błogosławieństwa
rodziców na swoje związki.
-Ty masz się najlepiej Wiola -mówiła
Ula, gdy we trójkę spotkały się na przechadzce. —Twój Cebulek jest akceptowany
przez twoich rodziców.
-Mama zawsze mówi, że
przyszły zięć musi zgadzać się z matką panny w wierze, a z ojcem w polityce. U
mnie tak jest -odparła panna Kubasińska.
-Mój Lew ostatnio ma tylko u
matki względy -odezwała się Paulina Febo. —Tato najchętniej widziałby mnie u
boku jakiegoś Marka Dobrzyńskiego.
-A kto to? -pytała Ula.
—Nazwisko jakby było mi znajome.
-To kolega Sebastiana ze
szkół -wyjaśniła Wioletta. —Wrócił właśnie ze studiów w Anglii.
-I syn nowych wspólników ojca
przy okazji -dodała Febo. —Mają tkalnię pod Łodzią. Będą u nas zresztą na balu.
-Słyszałam Ula, jak
plotkowali w służbówce o Sosnowskich, że niezbyt dobrze traktują służbę -odezwała
się ponownie Wioletta. —Ich synowa od starszego syna żaliła się swojej
pokojówce, a z naszą kucharką są kuzynkami, to wiem. Sama też nie ma za wesoło.
Oni wielkie państwo na niżej urodzonych statusem źle patrzą.
- I tylko bogatych by leczył-
stwierdziła Febo. —Bardzo materialiści z nich. Ciągle im mało.
-Musiałabyś znaleźć sposób na
zniechęcenie go do siebie -dumała głośno Wiola. —Mogłabyś na przykład udawać,
że zmysły ci się pomieszały.
-Tak nagle Wiola? -pytała
Ula.
-Zawsze możesz powiedzieć, że
z konia spadłaś -dodała Paulina. — Słyszałam o takim wypadku z opowiadań babci.
Trzeba byłoby ci tylko siniaków narobić tak dla wiarygodności.
-I myślicie, że udałoby mi
się tak udawać przez dłuższy czas? -pytała z wątpliwościami. —Piotr to
lekarz.
-Możesz na szybko znaleźć
sobie starającego się Ula -dodała Wioletta.
-Tato przegoniłby go.
-Jak byłby to ktoś z szlacheckim
tytułem samego doktorka by przegonił -argumentowała druga koleżanka.
-Tylko gdzie takiego znaleźć
Paulino?
-U mnie na balu maskowym.
Pełno będzie kawalerów.
-Jest jeszcze inny sposób
-zaczęła płochliwie Kubasińska. —Czytałam w jednej z książek Ula. Tylko jest to
niemoralne. Musiałabyś się zhańbić albo udawać, że się tak stało.
-To już chyba wolę ten
pierwszy sposób dziewczyny albo samej znaleźć sobie kogoś. Nie chciałabym być
wytykana palcami jak Władka i Agnieszka.
-Władkę, to Adam upił i
uwiódł. Panna z takim posagiem to niezły kąsek -rzuciła wymownie Paulina.
-Fakt, ale swoje przeszła.
-To, co Ulka? Narwany konik?
-ni pytała, ni stwierdziła Wiola.
-Tak. Może się uda, chociaż
na jakiś czas zniechęcić Sosnowskiego. Tylko po balu. Mam sukienkę z
odsłoniętymi ramionami i nie chcę z siniakami pokazywać się na zabawie.
-Zobaczysz Ula -pocieszała
Wioletta. —I owca będzie syta i wilk syty.
W kolejnych dniach Ula
jeszcze bardziej przekonywała się, że Piotr to najgorsza rzecz, jaka może ją
spotkać. Od kucharki rodziny Kubasińskich bowiem dowiedziała się, że kobiety w
mniemaniu panów Sosnowskich są jak dzieci i głosu w ważnych sprawach nie mają.
Najlepiej też, aby nie umiały czytać, liczyć, rodziły tylko dzieci i dawały
przyjemność mężczyzną.
Czerwcowy bal maskowy u
Pauliny miał miejsce tydzień później i zgromadził sporo osób z pobliskich
majątków, tych odleglejszych, Warszawy i innych miast. Muzyka, dobre jedzenie,
ciepła czerwcowa noc powodowały też, że wszyscy goście bawili się dobrze. Ula
czas spędzała głównie z Wiolettą i Pauliną. Czasami dołączali do nich chłopcy w
ich wieku i zabawiali dziewczyny. Koleżanki namawiały ją, aby wśród nich
znalazła kogoś, kto mógłby uchodzić za ubiegającego się o nią. Ona jednak kandydata
na ewentualnego narzeczonego wśród nich nie szukała. Byli przed studiami albo
dopiero co je rozpoczęli i ich przyszłe żony według standardów miały dopiero po
około dziesięć lat. W drugim końcu ogrodu zaś bawili się i popijali trunki
kawalerowie w odpowiednim wieku do ożenku. Wśród nich był hrabia Marek
Dobrzański. On jednak nie planował w najbliższym czasie porzucać stanu
kawalerskiego i nawet nie patrzył w stronę dziewczyn. Wystrzegał się nawet ich
z obawy, że jeśli jakaś matka dostrzegłaby, choćby małe zainteresowanie córką
przyśle do niego swaty. On wolał wdowy i młode mężatki, których mężowie byli
sporo starsi od żon i w sypialnie się już nie sprawdzali.
Po północy Ula dowiedziała
się, że jeszcze dzisiaj ojciec chce ogłosić jej zaręczyny z Piotrem. W panice
uciekła więc daleko za stodołę. Tam w blasku księżyca dojrzała uciekającą ze
stodoły panią Ludmiłę Kalinowską. Kobietę znała trochę i wiedziała, że ma około
czterdziestu lat i męża starszego od jej ojca, czyli około
sześćdziesięcioletniego dżentelmena. Jej uwadze nie umknął również fakt,
że pani Kalinowska, uciekając upuściła swoją maskę z balu. Podniosła ją i
poszła w stronę stodoły. Ciekawa była z kim zabawiała się na sianie. Tam w
świetle pełni księżyca wypatrzyła młodego mężczyznę, który zapadał akurat w sen
po baraszkowaniu i wypitym alkoholu. Druga butelka leżała nietknięta obok.
Długo nie myśląc i dla swojej odwagi oraz argumentów dla ojca i innych, że ktoś
musiał spoić ją, upiła się połową wina, resztą pokropiła sukienkę i położyła
obok mężczyzny. Wiedziała też, że wkrótce zaczną jej szukać. Na to długo nie
musiała czekać, bo zanim koguty zaczęły piać, usłyszała, że ktoś się zbliża.
Mężczyzna leżący obok również się obudził.
-Co ja tu robię? -pytała
sennie. —Nie pamiętam nic. W głowie mi się tak kręci.
-Kim pani jest -odrzucił
odpowiedzią mężczyzna leżący obok i w chwili, gdy w stodole pojawił się jej
ojciec w towarzystwie pana Febo i Sebastiana Olszańskiego.
***********************
-Panie
Cieplak tu ktoś jest -usłyszeli oboje głos gospodarza zabawy, pana Febo, który
oświetlał ich twarze lampą naftową.
-Pytałem,
kim pani jest i co robi obok mnie? -pytał Marek, siadając na sianie. —Nie
przypominam sobie, żebyśmy się poznali. Zapamiętałbym panią.
- Nie
pamiętam nic. W głowie mi się tak kręci -powtórzyła głośno Ula. —Co ja tu
robię?
-Marek
co ty zrobiłeś? -odezwał się Olszański, który jako drugi pojawił się w stodole.
Zanim pojawił się Cieplak. —Zhańbiłeś tę modą dziewczynę?
-Nie
wiem. Wypiłem sporo i pamiętam, tylko że byłem tu z kimś.
-Co
się tu dzieje? -pytał Cieplak. —Ula wyglądasz, jakbyś łajdaczyła się na sianie.
-Tato
ja nic nie pamiętam. W głowie mi szumi.
-Ja wszystko
wyjaśnię -odezwał się Marek.
-Nie
ma co wyjaśniać -stwierdził Febo. —Sytuacja jest jednoznaczna. Sukienka
porozpinana, włosy w nieładzie.
-Taki
wstyd, taki wstyd -odezwał się ponownie Cieplak. —Ludzie na języki cię wezmą. Co pomyśli sobie Piotr? Szukał cię.
-On
tato najmniej mnie interesuje. Nie chcę
go za męża i mam nadzieję, że go zraziłam. I ciekawa jestem, dlaczego do tej pory się nie ożenił, skoro to taka dobra partia?
-Mówicie
o Piotrze Sosnowskim? Tym lekarzu? -zapytał Marek.
-Taką
partię przez pana Ula straciła. To szanująca się rodzina.
-Taka
tato, że kobiety i służących ciągle traktują jak w pańszczyźnie. Cofają się o
dwadzieścia lat. Nowobogaccy -prychnęła na koniec.
-Teraz
tylko pozostaje wydać cię chyba za Alojzego Młoczyńskiego -mówił załamanym
głosem Cieplak. —On potrzebuje kogoś młodego i zdrowego do prowadzenia domu.
-Jak
za niego?! -zapytała z przerażeniem. —Tato on jest gruby, odrażający i stary -dodała,
przypominając sobie znajomego ojca, który ciągle ślinił się na widok, co
ładniejszych służących i innych kobiet. —Żaden ojciec nie chciałby dla córki
takiego losu. Nawet dla tytułu baronowej.
-Córka
ma rację -wtrącił Febo. —Dwie żony pochował.
-Widzisz tato. Inni wiedzą, tylko nie ty. Kiedyś inny byłeś. Rozumiałeś mnie.
-Trzeba
było prędzej pomyśleć, co robisz. Twoja matka się w grobie przewraca -mówił nie zważając na wypowiedź córki i Febo.
-Mama
nie pozwoliłaby na coś takiego -mówiła pewnym głosem. —I kto się Betti zajmie? Ma dopiero rok.
-Wdowa
Alicja jest zainteresowana mną, a ja nią. Dwie gospodynie nie są potrzebne w
naszym domu.
-Wolę
już pójść, gdzie mnie nogi poniosą niż wydać się za tego starca -odparła
odważnie. —A pani Ala jest mi przychylna.
-Wstyd
pozostanie. Całą rodzinę zhańbiłaś.
-To
do stawu się wrzucę i zejdę ci z oczu.
-Panie
Cieplak ja zawiniłem i ja powinienem ożenić się z pana córką -wtrącił odważnie
Marek, przerażony tym, co mówi Ula.
-A, kim
pan jest, że chce mówić mi co mam robić? -dopytywał podniesionym tonem. —Wy
wszyscy panicze w tych nowoczesnych strojach tak samo wyglądacie.
- Marek Dobrzański. Mam majątek z drugiej strony Warszawy i tkalnie pod Łodzią.
-Z tych Dobrzańskich? -zapytał z respektem na nazwisko.
-Tak z tych -odparł bez wyższości. —Jestem hrabią, ale nie mam zwyczaju tytułować się. Inaczej nie mogę postąpić, niż prosić o rękę córki. Możemy wrócić na zabawę i ogłosić zaręczyny. Albo jutro na sumie w kościele ogłosić zapowiedzi.
-Z tych Dobrzańskich? -zapytał z respektem na nazwisko.
-Tak z tych -odparł bez wyższości. —Jestem hrabią, ale nie mam zwyczaju tytułować się. Inaczej nie mogę postąpić, niż prosić o rękę córki. Możemy wrócić na zabawę i ogłosić zaręczyny. Albo jutro na sumie w kościele ogłosić zapowiedzi.
-Nikt
nie uwierzy w taki obrót sprawy -mówił antypatycznie Cieplak. —Tak nagle mielibyście stać się parą.
-Uwierzy,
proszę pana. Z tego, co wiem pana rodzina była w żałobie przez ostatni rok i
można zawsze powiedzieć, że nie był to czas na ogłaszanie zaręczyn. Albo że spotykałem się z pana córką w tajemnicy przed panem u państwa Febo bądź Kubasińskich. Mój serdeczny przyjaciel jest adoratorem panny Wioletty przyjaciółki pana córki.
-Ja mogę potwierdzić, że są parą od dawna -rzekł Sebastian.
-Ja mogę potwierdzić, że są parą od dawna -rzekł Sebastian.
-A
jeśli już ktoś was widział, to co? -dumał Cieplak.
-Nie
widział. Inaczej zrobiłby larum na całą okolicę. Możemy śmiało wprowadzić w
życie mój plan.
-Przynajmniej
zachowuje się pan jak mężczyzna. Ma pan zgodę na poślubienie córki.
-Tato,
ale ja go nie znam -odezwała się ponownie Ula.
-Ty
już nic nie mów. Albo on, albo Młoczyński. Wybieraj.
-Wolę
jego -odparła bez zastanowienia.
-Za
tydzień wyprawimy przyjęcie zaręczynowe -oznajmił Marek. — A pana panie Febo poprosimy
o zachowanie dyskrecji, aby nikt się o niczym nie dowiedział.
Chwile
później Ula z ojcem i panem Febo wyszli ze stodoły. Został tylko Sebastian.
-Marek czy ja dobrze słyszałem? -pytał podejrzliwie. — Chcesz się żenić?
Przecież nie wiesz nawet, czy ją tknąłeś.
-Seba nie wiem, czy coś było między nami, czy nie, a raczej nie, bo
pamiętałbym.
-To po co te oświadczyny. Dlatego że mówiła, że rzuci się do stawu.
-To też, ale słyszałem przerażenie w jej głosie, gdy ojciec oświadczył jej,
że wyda ją za tego lubieżnika Młoczyńskiego.
Mógłby być jej dziadkiem.
-Fakt perspektywa nieciekawa dla dziewczyny.
-Możesz wyobrazić sobie ich razem w łóżku? On gruby i obleśny i ona taka delikatna.
Przygniótłby ją swoim cielskiem.
-To lepiej, żebyś ty ją przygniatał.
-Dla niej na pewno lepiej. A ja kiedyś i tak będę musiał się ożenić. Ta
jest przynajmniej chyba bardzo ładna i chyba jest tą koleżanką Wioletty z
majątkiem.
-Majątku przecież nie potrzebujesz.
-Nie, ale będzie można pomnożyć go. Mają
sporo żyznej ziemię, kamienice w mieście i w posagu coś wniesie. Do tego ma
charakterek. Myślę, że ona zrobiła to specjalnie. Miała zostać żoną niechcianego
Piotra Sosnowskiego i wymyśliła sposób, aby uniknąć małżeństwa z nim. Ja z przyjemnością ją poślubię.
-Czyli ma to być słodka zemsta na Piotrze -stwierdził z chytrym uśmiechem
Sebastian. —Odebranie jej dziewczyny?
-To też, ale ocalenie Uli od ślubu z Młoczyńskim jest najważniejsze.
*Pana ze zdjęcia bardzo lubię i cenię. Po wielu próbach znalezienia odpowiedniego zdjęcia to pasowało najbardziej i napisałam, to co musiałam napisać o baronie Młoczyńskim.
*Pana ze zdjęcia bardzo lubię i cenię. Po wielu próbach znalezienia odpowiedniego zdjęcia to pasowało najbardziej i napisałam, to co musiałam napisać o baronie Młoczyńskim.