W czasie, kiedy Ula z koleżankami ciągle rozmawiały na temat plotek, jakie
rozpowiedział Sosnowski, a Marek planował z rodzicami i Cieplakiem plany
matrymonialne, to w innej części placu zabawy część ludność spoglądała na pola,
gdzie w oddali między drzewami widzieli coś dziwnego.
Marek z oświadczynami nie zamierzał długo czekać i gdy tylko odnalazł w
tłumie Ulę w towarzystwie koleżanek, to pojawił się obok niej.
-Ula możemy porozmawiać na osobności chwilę -zagadnął.
-Ostatnia nasza rozmowa sam na sam źle się zakończyła -wymruczała. —Ale
możemy. Wiola Paulina zostawicie nas samych.
-Pewnie Ula. Już nas nie ma -odparła Febo za siebie i za Wiolettę.
-Czyli słyszałaś już, co porozpowiadał Sosnowski -zapytał, gdy koleżanki
Uli odeszły.
-Tak. Znalazł w końcu sposób, żeby zemścić się na nas obu.
-Ale jest jedno wyjście, żeby wyjść z tego honorowo Ula. Uważam, że
powinniśmy się ożenić – rzekł, biorąc za rękę.
-Chyba żartujesz.
-Nie Ula.
-Najpierw dowiedziałam się od Piotra o powodach twojego zainteresowania mną,
a teraz jeszcze to.
-Ula tłumaczyłem ci, że kłamał. Naprawdę podobasz mi się i czuję do ciebie
coś wyjątkowego. Rozmawiałem też z moimi rodzicami i z twoim ojcem i są zgodni.
Nasz ślub zamknie wszystkim usta.
-Mamy ożenić się, tylko dlatego że tak wypada albo z przymusu? Ja zamierzam
wyjść za mąż z miłości, a nie z jakiegoś obowiązku. I jeszcze te oświadczyny.
Żadnego romantyzmu.
-Ale to tak na teraz Ula. Wrócimy do
naszych rodzin i oświadczę ci się, jak należy.
-Nie Marek. Wolę wyjechać do ciotki i tam szukać szczęścia niż brać ślub
pod presją. Już raz byłam pod presją poślubienia kogoś.
-To są dwie różne sprawy.
-Ale z jednym finałem. Przed ołtarzem. Wracam do domu Marek. Przejdę przez
pole i na oczy nikomu się nie pokażę.
-Ula to nie jest dobry pomysł. Ucieczka jest przyznaniem do winy.
-W takim razie pójdę w towarzystwo i powiem prawdę, jak było. Jeśli chcesz
pomóc, to chodź ze mną Marek.
Kiedy już pojawili się w centrum zabawy, to uczestnicy mieli już inny temat
do rozmowy.
-Ula, Marek widzieliście? -zapytała ich Wioletta.
-Co? -pytała Ula.
-Jak, co? Wszyscy widzieli -wtrąciła Paulina.
-Jakby bryczka, ale bez konia i na trzech kołach. Ludzie mówią, że diabeł
ciągnął, a konie zawracały i prychały. Teraz o tym wszyscy mówią, a nie o was.
-Może wypili za dużo i mają omamy -zawyrokowała Ula.
-Wszyscy Ula? -pytała Febo.
-Może to automobil -zaczął Marek. —Taki pojazd popularny we Włoszech i
Niemczech. Napędzany prądem albo specjalną substancją.
-Ki czort ten automobil -zapytał nieoczekiwanie Cieplak.
-W przyszłości ma zastąpić dorożki, bryczki. I faktycznie konie boją się tego
jak ognia. Płoszą się i prychają.
Chwilę później obiekt zainteresowań znowu pojawił się na horyzoncie, a
kwadrans później zbliżał się na miejsce zabawy. Większość mieszkańców tymczasem
pochowała się i porozbiegała po domach. Gdy tajemniczy pojazd wjechał na
centralny plac, to okazało się, że przyjechał nim Bartek Dąbrowski w
towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Kiedy pojazd zatrzymał się Bartek zeskoczył z niego z gracją.
-Witam szanowne państwo -rzekł zadowolony z siebie. —Wróciłem.
-I to z jaką efektywnością -odezwał się jeden z mieszkańców. —Strachu narobiłeś.
-Nie chciałem. Znajomy musiał wypróbować swój nowy nabytek na wiejskich wertepach i zaproponowałem nasze okolice. Za tydzień jedziemy na wyścigi do samego Berlina i trzeba było wypróbować jak automobil zniesie wyboje. A jak uda się nam coś osiągnąć, to później czekają inne kraje.
-I to z jaką efektywnością -odezwał się jeden z mieszkańców. —Strachu narobiłeś.
-Nie chciałem. Znajomy musiał wypróbować swój nowy nabytek na wiejskich wertepach i zaproponowałem nasze okolice. Za tydzień jedziemy na wyścigi do samego Berlina i trzeba było wypróbować jak automobil zniesie wyboje. A jak uda się nam coś osiągnąć, to później czekają inne kraje.
-Czyli do nas nie wracasz prędko? -pytał Cieplak.
-Szefie za jeden wyścig można zarobić tyle, co przez pół roku u pana. Nie
licząc nagrody. Głupkiem byłbym, nie przyjmując oferty pana Musso - Sadowskiego na kierowcę. Źle
u pana nie było, ale ta oferta jest lepsza. Przyjechałem tylko pożegnać się. Prędzej,
jak w przyszłym roku nie wrócę w te strony. Może nawet odkupię od pana to pole
przy lesie.
-Dąbrowski będzie teraz interesującą partią -rzekł Marek do Uli.
-Bartek zawsze był z tych, których interesował łatwy zarobek i na pewno
znajdzie dziewczynę chętną na jego majątek. Ale pomógł nam. On jest w centrum uwagi, a nie my.
Zabawa dla Uli skończyła się prędzej niż dla innych uczestników, bo musiała
wrócić do domu z siostrą. Gdy już nakarmiła Beatkę i ululała kołysanką do snu,
zajęła się sobą. Późnym wieczorem, leżąc już w swoim pokoju, usłyszała pukanie
do okna. Gdy spojrzała w tę stronę, to
ujrzała Marka, który twarz rozświetlał lampą naftową. Okno miała uchylone, to
chwilę później wskoczył na parapet, a później do pokoju Uli.
-Marek co tu robisz? -zapytała cicho.
-Przyszedłem skraść ci pocałunek na dobranoc.
-Zwariowałeś Marek. Wyjdź stąd natychmiast. Tato zaraz wróci i możesz
obudzić Betti.
-Tak myślałem, że zadowolona nie będziesz. Kiedy poszłaś do domu, to udało
mi się porozmawiać z Dąbrowskim i jego towarzyszem. Bartek powiedział mi, że
Sosnowski był tego dnia w Rysiowie, gdy spalił się wasz magazyn. Jest też
przekonany, że to on podpalił. On sam uciekł, bo bał się, że wplącze go w pożar
albo w inne przestępstwo. Obiecał, że zezna to co wie.
-Nigdy nie posądzałabym Bartka, że zachowa się tak przyzwoicie.
-Widocznie zmądrzał. Jest jeszcze
coś Ula i o tym chciałem ci powiedzieć. On i ten Włoch bez przyczyny tu nie przyjechali,
bo okazało się, że mają wspólnego znajomego. Syn tego Musso zaczął
studiować medycynę z Sosnowskim we Włoszech, ale na drugim roku zrezygnował i
został konstruktorem aut. Znajomości jednak utrzymał z kolegami i okazało się,
że Sosnowski nie zdał ostatniego egzaminu i nie ma prawa do wykonywania zawodu.
-To jak dostał tutaj pracę?
-Pewnie ktoś mu sfałszował papiery. Podobno już na studiach nie cieszył się
dobrą opinią i ledwo przez studia przebrnął. Jutro powiadomię o wszystkim
odpowiednie władze.
-Myślisz, że w końcu dostanie, to na co zasłużył?
- Tak Ula. Już niedługo nie będzie taki bezkarny i odpowie za wszystko,
co zrobił nam i Jadzi.
-Oby tak było. I dziękuję, że tyle robisz dla nas.
-Ula utrudnianie życia Sosnowskiemu, jest dla mnie przyjemnością. Jadzia ciężko przeżyła to, co zrobił. Gotowa
była rzucić się do stawu. Chcę jeszcze w twoich oczach nabrać przychylności.
-Trochę jej już masz.
-Ula ja naprawdę czuję, że jest coś między nami.
-To, jeśli te coś już określisz, to odezwij się do mnie.
-Czyli jeszcze mnie nie wyrzuciłaś ze swojego życia i mam szansę.
-Jeśli będziesz starał się o mnie, jak należy, to może kiedyś -mówiła marginalnym tonem.
-Dziękuję. Warto było skraść się do
twojej alkowy nie tylko z tego powodu-mówił, spoglądając na jej koszulę nocną. —Może jeszcze kiedyś wpadnę? Mogę?
-Nawet tak nie myśl. I dobranoc Marek -wyprosiła go z miejsca.
-Dobranoc Ula. Miłych snów -odparł i tą samą drogą, co wszedł, to i
wyszedł.
Następnego dnia popołudniem Marek pojawił się w Parku Miejskim. Usiadł w
umówionym miejscu na jednej z ławek i czekał na Sosnowskiego. Ten pojawił się w
towarzystwie dwóch wynajętych przez siebie oprychów. Widok Marka zamiast
Dąbrowskiego zaskoczył go. Porozglądał się jeszcze po parku, ale oprócz
pucybuta w pobliżu Marka oraz klienta i paru dżentelmenów nieco dalej, to obecne
były same damy i dzieci.
-Zdziwiony jesteś widząc mnie -zagadnął Marek, podchodząc do nich. —Musimy porozmawiać i lepiej będzie jak odprawisz swoich koleżków. Nie są potrzebni ci do niczego.
-Są moimi znajomymi i nie mam powodów, żeby mieli odchodzić.
-Skoro chcesz żeby usłyszeli, jaki to jesteś mściwy, to mogą zostać. Zresztą my możemy odejść. Buty przy okazji wyczyszczę sobie. Po porannej burzy są zabłocone.
-To czego chcesz? -zapytał, gdy odeszli kawałek i zatrzymali się, gdzie pucybut czyścił komuś buty. —Czasu nie mam.
-To ja ci wysłałem anonim, bo podejrzewam o podpalenie magazynu -mówił trochę ściszonym głosem. —Są dowody na twoją winę i teraz jestem tego pewny.
-Są moimi znajomymi i nie mam powodów, żeby mieli odchodzić.
-Skoro chcesz żeby usłyszeli, jaki to jesteś mściwy, to mogą zostać. Zresztą my możemy odejść. Buty przy okazji wyczyszczę sobie. Po porannej burzy są zabłocone.
-To czego chcesz? -zapytał, gdy odeszli kawałek i zatrzymali się, gdzie pucybut czyścił komuś buty. —Czasu nie mam.
-To ja ci wysłałem anonim, bo podejrzewam o podpalenie magazynu -mówił trochę ściszonym głosem. —Są dowody na twoją winę i teraz jestem tego pewny.
-Niby jakie dowody?
-Słyszałem, że na
miejscu pożaru znaleziono srebrne etui na zapałki, a miałeś takie. Sprawdziłem
cię podstępem i nie masz go.
-Bzdury? -rzucił odważnie.
-To nie są bzdury -odparł zdecydowanie Marek. —Pamiętasz nasze ostatnie spotkanie tutaj? Podszedł do nas pewien mężczyzna i poprosił o ogień. Podpaliłeś mu
papierosa ze zwykłego pudełka zapałek. To był mój kolega. On i drugi kolega mieli cię przez cały czas na
oku.
-I to ma być dowód mojej winy. To poszlaki i każdy sąd mnie uniewinni. Mogłem je gdziekolwiek zgubić, a ty nie miałeś prawa mnie śledzić.
-I tak pechowo etui znaleziono przy zgliszczach. Przestraszyłeś się jeszcze i przyszedłeś na spotkanie.
-Co miałem zrobić, jak ktoś wysyła mi groźby.
-Jest jeszcze
świadek.
-Niby kto? -kpił. —Ten Dąbrowski.
-Zaskakujące jest, że o nim właśnie wspomniałeś. To jest już przyznanie się do winy. Poskładałem wszystkie fakty i jak myślę, to spodziewałeś się, spotkać go tutaj. On wczoraj odnalazł się i powiedział całą prawdę. Byłeś tydzień
temu w pobliżu młyna i chciałeś zemścić się najpierw na panu Józefie, a później
na mnie.
-Kolejne bzdury. Jakiś parobek ma mi zagrozić?
-Ten parobek nawiązał znajomość z panem Musso -Sadowskim. Jak mniemam nazwisko,
jest ci znane. Tak jak imię Franz.
-Do czego zmierzasz? -zapytał przez gardło.
-Do tego, że bezprawnie leczysz ludzi. Nie zdałeś egzaminu końcowego. I nie
zaprzeczaj, że tak nie jest. Mogę poświęcić się i pojechać do Rzymu i
sprawdzić.
-Czego chcesz za milczenie?
-Czyli to prawda? Najpierw fałszerstwo, później gwałt i podpalenie. Na parę
ładnych lat więzienia się nazbierało. I nie ma takich pieniędzy ani rzeczy, które
powstrzymałyby mnie przed pójściem na posterunek.
-Wszystkiego się wyprę -odparł ze wzburzeniem. —Zwłaszcza podpalenia nikt
mi nie udowodni. Moje słowa przeciw twoim.
-Wszystko już wiemy panie Sosnowski -odezwał się pucybut, który okazał się żandarmem.
-Jest pan winny z trzech paragrafów -dodał mężczyzna udający klienta
pucybuta.
Mina Sosnowskiego bezcenna, gdy się zorientował co się stało. Widać, że ten człowiek ma znacznie więcej na sumieniu niż dotychczas było wiadomo.
OdpowiedzUsuńUla rzecz jasna nie ugiętą i Marek będzie miał trudny orzech do zgryzienia aby przekonać ją do siebie.
Z okazji świąt Zmartwychwstania Pańskiego wszystkiego najlepszego, spokojnych i pogodnych.
Dziękuję Ci bardzo za dzisiaj.
Cieplutko pozdrawiam w pierwszy dzień świąt.
Julita
Na pewno był zaskoczony i to nie raz. Najpierw tym że Marek się pojawił, później że zdemaskował go a na koniec , że policjanci mieli go na tacy. Teraz pozostaje tylko Markowi zdobyć przychylność Uli i przyznać się do tego że kocha.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Świetna część a zwłaszcza jej końcówka. Marek załatwił doktorka w białych rękawiczkach. Chciałabym widzieć jego minę, gdy nagle odezwał się przebrany za pucybuta żandarm. Intryga, żeby przyłapać Sosnowskiego przyznającego się do zarzutów, perfekcyjna. Teraz wreszcie przestanie bruździć i leczyć, bo do tego ostatniego nie ma prawa. To bardzo mnie zaskoczyło, bo nie sądziłam, że będzie miał tyle tupetu i bezczelności, żeby leczyć ludzi bez dyplomu. Ciekawe jak wielu z nich zaszkodził.
OdpowiedzUsuńUla nie daje się namówić na zaręczyny. Jej argumenty są dość logiczne, ale czy naprawdę musi wyjeżdżać do ciotki, żeby ludzie przestali gadać i żeby odciąć się od Marka? Bądź litościwa i daj szansę ich miłości a z ust Marka niech popłynie wreszcie "kocham cię".
Serdecznie pozdrawiam życząc rodzinnych świąt. :)
Nie było podsłuchów ani dyktafonów więc trzeba było zastosować możliwości na tamte czasy. Nad tym ile wyleczył a ilu zaszkodził nie będę pisać, bo nawet się nie zastanawiałam. Planuję jeszcze jedną część, więc słowa kocham cię wkrótce padną.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.