W sklepie Ula zaszalała i wydała trzysta złotych na zakupy spożywcze i chemię. Nie brała jednak nic ciężkiego typu cukier i mąkę tylko droższą kawę, słodycze, wędliny, sery, jogurty i owoce. Na kolację zaś kupiła parówki cielęce i zrobiła je później w cieście oraz krewetki, pieczarki i bułki bagietki na zapiekanki. Pozostałe dwieście złotych wydała na prezenty. Dla Betti miała zestaw pięćdziesięciu kredek, dla ojca kubek, a dla Jasia poduszkę z napisem Super brat. Sobie zaś kupiła bluzkę. Do domu wróciła po piętnastej. Rodzeństwo zastała w kuchni przy objedzie.
-Tato, gdzie? -zapytała, stawiając na stole dwie torby.
-Poszedł naprawiać zawiasy od szafek u Dąbrowskiej -odparł brat. —A ty co taka obładowana? Na bank napadłaś?
-Znalazłam portfel jednego bogacza i dał mi duże znaleźne -wyjaśniła, wypakowując torby. —Całe pięćset złotych. —Kupiłam to co zazwyczaj omijam na półkach i małe upominki dla was.
-To masz fartowny dzień dzisiaj Ula -odparł młody Cieplak — Najpierw pieniądze od Maćka, później dostałaś się do teleturnieju, z którego z pustymi rękoma nikt nie wychodzi, a teraz to.
-Nawet w horoskopie mi wróżono przypływ gotówki.
-To jak Ulcia wygra teleturniej, to będziemy bardzo bogaci? -pytała Beatka.
-Będzie nas stać na remont dachu, leczenie ojca i jeszcze nam trochę zostanie kochanie.
-Za resztę kupiłbym w końcu jakiś samochód Ula -rzekł Jasiu. —Albo duży telewizor w pakiecie z dobrą ofertą programową i Internetową.
-Jak się ma trochę więcej pieniędzy, to trzeba je szanować Jasiu, a nie szastać -tłumaczyła niczym jak ojciec.
-Ja tylko tak mówię. Na przerwie powiedziałem kolegom, że wystąpisz w teleturnieju i tak sobie rozmawialiśmy co i kto by sobie za to kupił. Fury i motory wygrały. Ja kupiłbym sobie motor, ale dla ciebie lepsze będzie auto Ula.
-Musiałeś się pochwalić. Nie wiesz co to dyskrecja?
-I tak by się dowiedzieli. Będziesz pierwszą osobą z Rysiowa, która wystąpi w telewizji, więc jest się czym chwalić.
Zanim Ula zaczęła robić kolację, zadzwoniła do niej pani Anna Kubicka z banku. Była ona sekretarką dyrektora personalnego i jedną z tych osób, które doceniały Ulę.
-Ula tak nieoficjalnie, to prawdopodobnie masz szansę. Po twoim odejściu niezła afera wynikła i Krawczyk z zawałem wylądował w szpitalu, a jak wiesz, to do niego należał ostateczny wybór.
-Ale Kinga to córka kuzynki dyrektora Szczepanika mimo wszystko -odparła pesymistycznie. —I co stało się Krawczykowi.
- Podobno wydało się, że Krawczyk po znajomości i za łapówki już prędzej zatrudniał inne osoby. Prezes niezłą jatkę zrobił wszystkim dyrektorom i audytora chce sprowadzić. A decyzję, kogo zatrudnią, ma podjąć Szymańska. Ona zawsze była nastawiona życzliwie do ciebie i chwaliła za rzetelność.
-Oby była to prawda pani Aniu. Tak bardzo potrzebuję tej pracy. Z renty ojca nie wyżyjemy.
Marek tymczasem również wrócił do domu, ale w przeciwieństwie do Uli nikogo w nim nie było. Gdyby nie pudełko po diecie pudełkowej pozostawione przez Paulinę mógłby nawet przypuszczać, że od rana w domu nikogo nie było. Febo właśnie tym się żywiła od dwóch tygodni i wydawała na swoje fanaberie pięćdziesiąt złotych dziennie. On natomiast stołował się głównie w niewielkiej restauracji w pobliżu firmy, gdzie serwowano domowe obiady w cenie piętnastu złotych za dwa dania. Czasami obiad do firmy przynosił Sebastian i dzielił się z nim. Jego narzeczona Wioletta pomimo wielu wad miała to do siebie, że gotowała i sprzątała mieszkanie, które dzieliła z narzeczonym. W przeciwieństwie do Pauliny, która nigdy nie gotowała, a w domu porządku pilnowała pani Iwona, która jednocześnie była nianią Iwa. Odwoziła i przywoziła do szkoły oraz czasami pilnowała popołudniami, gdy on był zajęty. Iwo również obiady jadał poza domem, bo w szkole. Dzisiaj nie było ich w domu, bo pani Iwona miała wolne popołudnie, a Iwo był na dwudniowych zawodach pływackich pod Wrocławiem i miał wrócić wieczorem. Chwile spędzane z Iwem były dla niego bezcenne i poświęcał mu sporo czasu. Pomagał mu w lekcjach, zawoził na basen i na lekcje włoskiego oraz grał w piłkę na podwórku. On również chodził na wywiadówki do szkoły. Gdy był mniejszy, to czytał mu bajki i przychodził do jego pokoju, gdy płakał w nocy.
Korzystając z chwili samotności, przejrzał pocztę. Pośród dwóch rachunków było awizo na Paulinę Febo. Próbował dodzwonić się do niej w tej sprawie, ale telefonu nie odbierała. Dlatego sam poszedł na pocztę. List był nadany z Mediolanu z kancelarii Michaela Tocco. Nazwisko było mu znane, bo był on prawnikiem rodziny Giovanny przyjaciółki Pauliny. Jej matka, a chrzestna Pauliny zmarła niespełna miesiąc temu i przypuszczał, że prawnik kontaktuje się z nią w tej sprawie. Paulina obecnie była jej jedyną krewną, choć bardzo daleką.
Na kolację Ula zrobiła tyle jedzenia, że zaprosiła Maćka. Sąsiad skończył pracę, był głodny i chociaż czekał na niego w domu obiad, to chętnie pojawił się u Cieplaków.
-Skąd ta uczta -zapytał na widok półmisków.
-Ulcia znalazła pieniądze na ulicy -oznajmiła Beatka.
-Konkretnie to portfel Marka Dobrzańskiego. Tego od tej firmy modowej.
-Ty to masz szczęście Ula. Teleturniej, znaleźne, praca w banku. À propos mody to słyszałaś, że zamykają hurtownię z odzieżą używaną.
-Tato coś mówił. Słyszał od Dąbrowskiej, ale ona zawsze coś dopowie i nie wiadomo czy wierzyć.
-Teraz to prawda. Pamiętasz, jak chodziliśmy tam do pracy na sortowanie.
-Pewnie, że pamiętam. Trochę ubrań sobie i rodzinie przynieśliśmy. A dlaczego zamykają? Przecież niezły dochód mają z niej Kalkowie.
-Tak było kiedyś, ale Mariusz Kalka jest kiepskim kierownikiem. Jego ojciec potrafił prowadzić interesy, a jemu się nie chce. Nawet nikogo nie słucha. Ja bym wiedział jak kokosy na tym zbić.
-Jeszcze rano chciałeś agencję nieruchomości -przypomniała mu Ula.
-Ja chcę mieć coś swojego Ula. Nieważne co.
-To jak będę już pracowała w banku, to znajdę ci świetny kredyt i kupię jedno albo drugie Maciuś. A na razie pomóż nam to zjeść.
Po kolacji wzięła się za podliczenie rachunków za media. Przyszedł również kosztorys naprawy dachu i tu potrzebne było piętnaście tysięcy. Do tego dochodziła operacja ojca. Kosz prywatnego zabiegu wynosił dziesięć tysięcy, a na państwową operację była kolejka. Dlatego tylko prywatny zabieg wchodził w rachubę.
Gdybym wygrała w tym teleturnieju główną nagrodę, to starczyłoby na najpotrzebniejsze rzeczy – rozmyślała. W banku od razu nie zarobię i na dach, i na operację ojca. Zostałaby jeszcze połowa i faktycznie może jakieś auto za dziesięć tysięcy bym kupiła.
Zanim poszła spać, wróciła myślami do Marka, bo trudno było jej wymazać go z pamięci. Widziała go przez parę minut, ale dokładnie pamiętała, jak uśmiechał się i jak brzmiał jego głos. Nawet ciągle czuła zapach jego perfum, choć marki nie znała. Trochę informacji również znalazła o nim w Internecie. Marek z tego co pisali, miał trzydzieści lat i był jedynakiem. Sporo angażował się w sprawy charytatywne i społeczne i razem z matką stworzyli akcję Strat w Dorosłość. Było również sporo jego zdjęć. Na niektórych był z tym jego przyjacielem, z którym go widziała. Bardziej zainteresowały ją jednak zdjęcia z Pauliną Febo i ich synem Iwo. Chłopiec był tak samo ładny jak ojciec, choć tych uroczych dołeczków po ojcu nie odziedziczył.
Następnego dnia Ula z niecierpliwością czekała na jakąś wiadomość z banku. Ta nadeszła w południe i była dla Uli pozytywna. Od poniedziałku miała pracować jako analityk finansowy z możliwością awansu albo zmiany stanowiska.
W przeciwieństwie do rodziny Cieplaków nad Dobrzańskimi i firmą F&D zbierały się czarne chmury. Okazało się bowiem, że ich kluczowa szwalnia ma problemy i zajął ją komornik. Wraz z maszynami również ich tkaniny, które dostarczyli na szycie jesiennej kolekcji. Na tym problemy się nie skończyły, bo Krzysztof kłopoty w firmie przypłacił pobytem w szpitalu. Dlatego Marek musiał zająć jego miejsce i wraz z Aleksem Febo firmowym Compliance zmierzyć się z zaistniałą sytuacją. Ta dobrze nie wyglądała, bo czekała ich długa droga do odzyskania własności. Trzeba było również szybko znaleźć nową szwalnię i tkaniny, aby oni wywiązali się z umów i nie musieli płacić odszkodowania.
Kolejnego dnia Ula jechała już podpisać umowę. Pensja, jaką ją oferowano, była spora, więc do domu wracała szczęśliwa. Po drodze mijała market, w którym robiła zakupy i wysłała kupon Lotto. Na szybie sklepu widniał wielki napis.
TU PADŁA WYGRANA W KUMULACJI! WARTOŚĆ WYGRANEJ PONAD 60 MLN. SZCZĘŚLIWE NUMERY TO 7-8-19-26-48-49. ZWYCIĘZCY GRATULUJEMY.
Była w autobusie i nie wiedziała, co zrobić. Cieszyła się, że siedziała, bo mogłaby jeszcze z wrażenia zemdleć. Odruchowo przycisnęła do siebie torebkę, bo tam miała wygrany kupon.
-Wygrać taką kasę i człowiek ustawiony na całe życie -usłyszała czyjąś rozmowę.
-Ja robotę rzuciłbym w cholerę -odparł ktoś.