Po świątecznej przerwie i chorobowym Ula do pracy jechała z nadzieją, że zobaczy w końcu Marka. Nie widzieli się bowiem już dwa tygodnie. Liczyła nawet, że odwiedzi ją w czasie chorobowego, świąt albo tuż przed. Jednak się go nie doczekała. Miała też sporo czasu, aby zastanowić się nad powodem jego nieobecności w Rysiowie. Powód był dla niej zaś tylko jeden, czyli powrót Pauliny do Polski i do samej Pauliny. W portierni spotkała pana Władka i odebrała od niego klucz od sekretariatu.
- Jeszcze od gabinetu szefa -zagadnęła.
-Pani nic nie wie? -ni zapytał, ni stwierdził. —Jest w Mediolanie. Wszyscy polecieli jeszcze przed świętami.
-Nie wiedziałam -odparła smutno. Przy okazji domyśliła się, dlaczego Marka nie było w Rysiowie. —Nie było mnie w pracy od trzynastego. Chora byłam.
-Faktycznie. Pan Ma Marek miał wypadek -wyjaśnił portier.
-Marek miał wypadek? -powtórzyła. —Jaki wypadek. Co mu jest?
-Nie wiem dokładnie. Pan Olszański będzie wiedział.
Na więcej szczegółów musiała więc poczekać na Sebastiana i jego przyjście do pracy. Ten jednak, zamiast przyjść zadzwonił tylko i powiedział, że źle się czuje. Później okazało się, że choroba ciągle pośrednio prześladuje Ulę, bo Olszański miał zapalenie wyrostka robaczkowego i tak szybko nie miał wrócić do pracy. Tym samym nie miał okazji wyjaśnić Uli, w jakim celu Marek poleciał do Mediolanu.
W sekretariacie w zamian za Sebastiana pojawiła się kadrowa Ala.
-Dobrze, że jesteś Ulka -rzekła kobieta. —W firmie wszystko stoi po wyjeździe Dobrzańskich i Febo.
-Może pani powiedzieć mi, co się stało? Nie było mnie tu od paru dni i nic nie wiem. Jaki wypadek miał Marek i dlaczego we Włoszech.
-Nie wiem, dlaczego tam poleciał. Podobno do kochanki. Jakieś auto zderzyło się z taksówką, którą jechał i wylądowało w szpitalu. Jeszcze przed świętami wszyscy polecieli do Mediolanu. Więcej nie wiem i trzeba poczekać, aż pan Krzysztof z panem Aleksem, nie wrócą.
To, co usłyszała jednocześnie ucieszyło, ale i zmartwiło. Ucieszyło, bo wiedziała, dlaczego nie pojawił się u niej, a zasmuciło, bo był tam nie wiadomo, w jakim stanie. Nie wiedziała też, po co poleciał w tajemnicy przed nią do Mediolanu.
Do Polski wrócił sam Aleks, bo trzeba było lecieć z przesiadkami. Z Mediolanu do Bonn a później do Krakowa i do Warszawy pociągiem. Dlatego dla Krzysztofa była to za długa podróż. Od Febo dużo się nie dowiedzieli, bo i też bali się go pytać. Po Nowym Roku do Polski planowali wrócić Dobrzańscy i Paulina. Jej powrót nie bardzo podobał się seniorom, bo chcieli, aby została w Mediolanie i zajęła się ich synem. Przekonała ich jednak, że do Polski przyleci na tydzień do dwóch, a jak Marek będzie, miał wyjść ze szpitala, to wróci do Włoch i się nim zajmie na czas rekonwalescencji. Nie to jednak najbardziej rozczarowało i zszokowało Dobrzańskich.
Nowiny, jakie przywiózł Krzysztof ucieszyły Ulę, bo według jego słów Marek wracał do zdrowia. Prezes jeszcze tego samego dnia, co pojawił się w pracy, zwołał małe zebranie pracowników, aby powiedzieć, co słychać u niego.
-Krwiaki się wchłaniają, żebra i ręka zrastają, a stłuczenia goją. Wszystkim przesyła pozdrowienia i życzenia -mówił, spoglądając na kartkę.
Chcę wszystkich razem i każdego z osobna pozdrowić i życzyć pomyślności i udanej współpracy z naszą firmą. Święta w szpitalu nie są tym, co chciałem przeżyć ani nikomu życzyć. Brakuje mi tej atmosfery. Jak to mówią doceniamy coś, jak stracimy. Chyba najbardziej tęsknię za cukiernią Ptyś i makowcem, jaki ostatnio tam jadłem. Obym niedługo wrócił i znowu mógłbym tam pójść. Z serdecznymi pozdrowieniami Marek.
Ja również chcę złożyć wszystkim spóźnione życzenia świąteczne i noworoczne -kontynuował od siebie Krzysztof, kiedy Ula myślała o tych ostatnich zdaniach, które jakby były skierowane do niej, bo kiedy ostatni raz byli tam, jedli właśnie makowiec.
Brak jakiegokolwiek kontaktu z Ulą doprowadzało Marka do szału. Mógł wypytać matkę albo ojca o nią, ale tym samym zdradziłby, że nie jest mu obojętna. W końcu postanowił napisać list i dać do wysłania Antonio. Napisał go dzień przed świętami, ale do Polski doszedł po dwóch tygodniach. Wysłał go na adres swojego mieszkania i zaadresował do siebie. Liczył, że Sebastian odbierze go, otworzy i odda Uli. Nie wiedział, tylko że przyjaciel zachoruje i będzie do zdrowia dochodził u rodziców, a odebraniem listów i rachunków miała zająć się Paulina. List zaadresowany ręką Marka i wysłany z Mediolanu zainteresował ją.
Mediolan 23.12.1965
Ula kochanie.
Na początku mojego listu chcę Cię serdecznie pozdrowić, mocno uściskać i powiedzieć jak bardzo tęsknię za Twoim uśmiechem i śmiechem. Myślę o Tobie cały czas i wracam do wspólnie spędzonych chwil. Nigdy nie spotkałem tak cudownej kobiety jak Ty. Jesteś moim aniołem i gdy byłem przy Tobie, czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Cały czas wspominam wspólnie spędzone chwile. Rozmowy, pocałunki i to jak się kochaliśmy. Było warto czekać na Ciebie. Gdy zacząłem uświadamiać sobie, że zakochuję się w Tobie, nie wiedziałem nawet, co to znaczy miłość i nie to łączyło z Pauliną. Kiedy już wrócę, zrobię wszystko, żebyś była najszczęśliwszą kobietą, moją żoną.
Teraz trochę o tym co się stało. Sebastian zapewne opowiadał Ci o powodach przyjazdu tu. Antonio to moja szansa, aby otworzyć oczy rodzicom na to, jaka jest Paulina i raz na zawsze uwolnić się od niej i pomysłu na wspólne życie. Pech mnie jednak spotkał. Na szczęście czuję się już lepiej i już niedługo się spotkamy. To myśli o Tobie dodają mi siły. Mam nadzieję, że z Twoim ojcem jest również lepiej. Tato powiedział mi, że zasłabł. Powinienem być z Tobą, ale pamiętaj, że myślą jestem o każdej porze. Jak wrócę, nadrobimy stracony czas.
Chcę jeszcze życzyć Ci szczęśliwych Świat Bożego Narodzenia. Choć wiem, że list dojdzie później. Jeszcze wszelkiej pomyślności w Nowym 1966 Roku. Oby to był rok początku naszego wspólnego życia.
Twój kochający i tęskniący Marek.
Ps. Mówiłem już, że jesteś najpiękniejszą w firmie dziewczyną?
Paulina czytała list i wzbierała się w niej złość. On nigdy nie napisał do niej takiego listu. Chwilę później potargała i schowała do swojej torebki. Gdy znalazła kolejne zdjęcie Uli, jeszcze bardziej się wściekła i do firmy wróciła podminowana. Pech chciał, że tuż po powrocie natknęła się na Ulę.
-Wiem, że coś łączy panią z Markiem -wysyczała jej, ściskając za ramię i odciągając na bok. —Widziałam twoje zdjęcie w jego mieszkaniu.
-Dlaczego miałabym opowiadać pani o osobistych sprawach -odparła odważnie.
-Bo to mój chłopak i ma pani odczepić się od niego. Otarł się o śmierć i zrozumiał, kogo kocha i kto jest dla niego najważniejszy. Dla pani nie ma żadnych uczuć.
-Marek taki nie jest -odparła odważnie, ale i rozważała taką ewentualność. —Wam się nie udało.
-Uważaj, co mówisz i robisz, bo zawsze mogę opowiedzieć Helenie i Krzysztofowi o wszystkim -groziła rozjątrzonym tonem. —Wylecisz z pracy za takie coś. Ja teraz lecę do niego i prędzej niż za miesiąc nie wrócimy. Będzie miała pani sporo czasu na przemyślenia, co jest dla pani najlepsze.
Pod koniec stycznia stało się faktem to, co Ula podejrzewała. Zaczęła się gorzej czuć, a comiesięczna dolegliwość się nie pojawiała od dwóch tygodni. W końcu poszła do lekarza i na badania. Na wyniki musiała czekać dwa długie dni.
Szkoda, że nie ma takiego magicznego urządzenia, które już teraz pokazałoby, czy jestem w ciąży, czy nie. Co będzie, jak jestem, a nie będę z Markiem? Będę je kochała. Może u babci będę mogła się zatrzymać, bo w Rysiowie będę palcami wytykana, jak Jadzia.
Wyniki w końcu przyszły. Kiedy już je miała w ręku, to przystanęła w małym korytarzyku laboratorium. Chwilę później słyszał zza niedomkniętych drzwi rozmowę.
-Cieplakówna męża to nie ma -mówiła jedna z laborantek.
-Nie ma. Jeszcze w listopadzie przyjeżdżał do niej jakiś bogacz. Podobno właściciel firmy, gdzie pracuje.
-Wyjeździł swoje i zniknął -rzekł ktoś inny.
- Same kłopoty spadają na Cieplaka. Śmierć żony, choroba i teraz córka panna z dzieckiem.
Ula długo myślała, co ma zrobić i rozważała nawet, żeby zwolnić się z pracy, zanim zrobi to Paulina. Febo na pewno domyśliłaby się, że Marek jest ojcem jej dziecka i powiadomiłaby Helenę i Krzysztofa. W tym samym czasie w czwartek rano w firmie pojawił się Sebastian. Od miesiąca nie było go tu i ciekaw był co słychać i jak czuje się Marek. Ula, spotkała go przed firmą, kiedy wracała z poczty i korzystając z okazji wypytała go o to, co tak naprawdę myślał o niej Marek.
-Nie wiem, co myśleć Seba -mówiła z rozpaczą. —Paula dała mi do zrozumienia, że jest wciąż z Markiem, a z tego co mówił Krzysztof, to jakby dał znak od Marka. Paulina powiedziała jeszcze, że jak nie odczepię od niego, to wszystko opowie panu Krzysztofowi. Mogę stracić pracę.
-Kłamie. Marek ciebie kocha, a nie Paulinę. A do Mediolanu poleciał do swojego przyjaciela, aby sprowadzić go tutaj, aby on powiedział Dobrzańskim prawdę o Paulinie. Wszystko mogę zaświadczyć przed panią Heleną i panem Krzysztofem.
Paulina tymczasem dwa dni prędzej, choć wiedziała, że szans na powrót do Marka nie ma, postanowiła, że utrudni życie Uli za to co jej zrobiła. Dlatego powycinała z gazety duże litery i nakleiła na papier. Później zmieniając pismo zaadresowała list na firmę i prezesa. Ula sama go doręczyła szefowi. Kwadrans później Krzysztof otworzył list.
Pana sekretarka bierze łapówki za zatrudnienie do firmy, prowizje od współpracujących firm i spotykała się potajemnie z pana synem -przeczytał i odłożył na bok. Donosicieli i donoszenia nie znosił. Teraz w dodatku w wersji anonimowej. Oskarżenia pod adresem Uli również uważał za bezpodstawne, bo pracowali razem ponad pół roku i nie miał jej nic do zarzucenia. Mimo to sprawę zamierzał wyjaśnić. Teraz jednak czekał na żonę, bo niedługo mieli wspólnie wyjść na spotkanie ze znajomymi. Kiedy tylko schował list w szufladzie, to w drzwiach pojawił się Sebastian.
Olszański przyszedł przywitać się i zgłosić swój niedługi powrót do pracy. Przy okazji chciał napomnieć o Uli. Ta pojawiła się już na początku spotkania, gdy przyszła z papierami do szefa i spytać, co przynieść im do picia. Mdły zapach perfum Sebastiana spowodował, że zakręciło się jej w głowie i musiała chwycić się szafki.
-Dobrze się czujesz? -zapytał momentalnie.
-To nic Seba. Muszę świeżego powietrza sobie dostarczyć. Za duże tempo na pocztę i z poczty miałam.
-Ula ty przypadkiem nie jesteś...?
-Helena miała tak samo, jak była w ciąży z Markiem -rzekł Krzysztof.
Jak na zawołanie Helena przyszła z zapowiedzianą wizytą, ale z mężem nie wyszła.
Marek tymczasem ze szpitala wyszedł w tajemnicy przed rodzicami i Pauliną. Zatrzymał się u Antonio na kilka dni, aby nabrać sił przed powrotem do Polski. W tym zaś pomagał mu Antonio i zarezerwował lot na ostatni dzień stycznia. Sam również dla bezpieczeństwa towarzyszył mu w podróży. Do Polski wrócić w poniedziałkowe przedpołudnie, w czasie, kiedy Febo leciała do Włoch. Po wylądowaniu kolega udał się do swojej rodziny, a on od razu z lotniska taksówką skierował się do swojego mieszkania. Kiedy się odświeżył, swoim samochodem pojechał do firmy. Liczył, że zastanie tam Ulę i będzie mógł z nią wreszcie porozmawiać i się zobaczyć. W sekretariacie natknął się jednak na Wiolettę.
-Dzień dobry -rzekł wesoło.
-Marek. Ty tu? Miałeś być w połowie miesiąca.
-Ale jestem teraz - mówił, zaglądając do gabinetu ojca. —Gdzie Ula i ojciec?
-Wyszli razem i z twoją mamą. Słyszałam, jak twoi rodzice mówili, że daleko nie jadą tylko na Stalingradzką.
-Jak na Stalingradzką Wiola? -pytał, próbując przypomnieć sobie, co się tam mieści, bo wydawało się mu, że rodzice tam jeździli.
-Nie wiem dokładnie, ale słyszałam, że twoi rodzice mówili, że wszystkim się zajmą i że nie ma czymś się przejmować. Chyba o jej ojca chodzi? Ostatnio Ulka chodziła taka przygnębiona, zamyślona. A ty już całkiem zdrowy? Niezłego stracha nam narobiłeś.
-Bywało lepiej. Co w firmie i u Sebastiana?
-Pshemko projektuje, Iza szyje, a Aleks ciągle rozstawia ludzi po kątach. Dobrze, że chociaż Paulina wróciła do Mediolanu. Ostatnio uwzięła się na Ulkę. Ona poleciała dzisiaj do ciebie a ty tu.
-Bywa, że się ludzie mijają. Co z Ulą i z Pauliną.
-Gdyby
nie Sebastian, to Ula zwolniłaby się nawet z pracy. Na szczęście wybił jej to z
głowy i oddał ją pod opiekę twoich rodziców. Zamknęli się w konferencyjnej we trójkę i rozmawiali. Gdy przyszłam do nich z kawą, słyszałam, jak twoja mama
mówiła do Uli, że nie ma się denerwować, bo to nie koniec świata, a nerwy
szkodzą.Wszyscy wyszli zdenerwowani. Zwłaszcza twoi rodzice. Twoja mama mówiła, że nie ma na co czekać, bo dość złego się stało.
-Stalingradzka -rzekł do siebie z przerażeniem i pobiegł do drzwi wyjściowych.
Do prywatnej przychodni, gdzie leczyła się jego matka, jechał łamiąc przepisy i ryzykując spotkanie z milicją. Na miejsce dotarł po piętnastu minutach. Przed budynkiem stał samochód ojca, a na korytarzu zaś spotkał swoich rodziców. Uli nigdzie nie było widać.
-Marek, co tu robisz? -zapytała matka.
-Jak mogliście zmusić ją do przyjazdu tutaj -mówił z wyrzutem. —To moje dziecko.
-Marek, o co ty nasz posądzasz? -odparł mu z takim samym wyrzutem ojciec. —My nigdy byśmy nie namawiali Uli na usunięcie ciąży. To nasz wnuk albo wnuczka.
-To, po co przywieźliście ją tutaj w tajemnicy?
-Ulę tak bolał brzuch, że postanowiliśmy nie wozić jej po państwowych przychodniach, tylko tutaj przyjechać -wyjaśniała matka. —Wymiotowała, chodziła zgięta w pół. Na szczęście nie jest to wyrostek ani nic z ciążą tylko zwykła niestrawność. Może po pomarańczach. Dziecku nic nie grozi. A Ula jest teraz w toalecie.
-Rozumiem, że zamierzasz zachować się przyzwoicie i ożenisz się z Ulą albo chociaż dasz swoje nazwisko dziecku -rzekł ojciec.
-Zamierzam się z nią ożenić. To ją kocham i ukrywałem. Przyleciałem z Antonio. On powie wam, jaka jest Paulina.
- Nie musimy już rozmawiać z nim -odezwała się matka. —Wiemy już wszystko i przepraszamy, że ci nie wierzyliśmy z ojcem. Dzień przed powrotem do Polski, gdy byłam w mieszkaniu Pauliny szukając starych zdjęć Agnieszki i Francesco, znalazła w szufladzie Pauliny broszurę kalendarzyka małżeńskiego oraz kalendarzyk kieszonkowy z roku 1964 z różnymi znaczkami w poszczególnych miesiącach. Tym samym twoje słowa o rozwiązłym życiu Pauliny w Mediolanie stały się prawdziwe. Z ujawnieniem prawdy chcieliśmy poczekają, aż nie wrócisz do Polski, bo w szpitalu nie mieliśmy się już pojawić, a i szpital nie byłby dobrym miejscem na rozmowę. Do tego czasu postanowiliśmy udawać, że jest ciągle mile widziana u twojego boku.
-Ona naprawdę nie byłaby dobrym materiałem na żonę i matkę.
-Wiemy synu -odparł Krzysztof.
Jak tylko skończyli rozmawiać, na korytarzu pojawiła się Ula. W jednej chwili pobiegł do niej, wziął w ramiona i okręcił się z nią, unosząc lekko do góry.
-Ula, Ula w końcu mogę cię zobaczyć -szeptał do ucha. —Już wszystko wiem -dodał, kiedy postawił na ziemi. —Będziemy mieli dziecko. Owoc naszej miłości. Poczęte w miłości. To najwspanialszy prezent, jaki mogłem dostać pod choinkę -mówił, trzymając jej twarz w swoich dłoniach. —Spóźniony, ale jest. Tak bardzo cię kocham.
-I ja ciebie Marek -rzekła pełnią szczęścia.
Do pracy za zgodą swojego szefa Ula już nie wróciła, tego dnia tylko pojechała do mieszkania Marka, aby móc w spokoju porozmawiać o minionych tygodniach. Ula dowiedziała się o liście, który nigdy nie doszedł do niej i próbach oczerniania go na każdy kroku przez Paulinę. Febo do Polski wróciła szybko. Lecąc nie wiedziała, co ją czeka i przekonana była, że dalej jest przychylna Dobrzańskim. Spotkania z nią nie odmówił sobie również Marek i przyszedł na ustaloną godzinę do domu rodziców.
-Miło was widzieć -rzekła z uśmiechem. —Nawet ciebie, chociaż to co zrobiłeś Marco, nie było mądre. Przylatywać do Polski samemu. Mogło coś ci się stać.
-Miło za troskę, ale sam nie przyleciałem. Jest ze mną Antonio.
-Jesteś zakłamaną manipulantką Paulino -rzekła Helena. —Znalazłam ciekawe rzeczy u ciebie w domu w Mediolanie. Teraz wiemy, że nie byłaś odpowiednią osobą na żonę Marka. Wszystko to, co mówił Marek o twoim trybie życia, było prawdą. Twój stary kalendarzyk dużo powiedział o tobie.
-Nie grzebie się w cudzych rzeczach -wysyczała. —I to wy pchaliście mnie w ramiona Marka.
-Na szczęście zdążyliśmy się opamiętać -rzekł Krzysztof. —Opowiadanie wymyślonych historiach o Uli było kolejną podłością z twojej strony. Znałem ją parę miesięcy i wiedziałem, jaka jest.
-Taką, że
uczepiła się zajętego mężczyzny i rozkładała przed nim nogi -wyrzuciła
brutalnie. —Napisałeś jej w liście, jak bardzo było ci dobrze i że ją kochasz. To było jak policzek. Mi nie napisałeś nigdy takiego listu. Ta zdzira...
-Nie mów tak o Uli -przerwał jej Marek przeszywającym tonem. —Będzie moją żoną i matką moich dzieci.
Ze ślubem musieli ze względu na stan Uli się pospieszyć i pobrali się w ostatnią sobotę karnawału. Na jedenastą pojechali do Urzędu Cywilnego w miejscowości, do której administracyjnie należała Ula, a o szesnastej do kościoła w Rysiowie. Przyjęcie duże nie było i wszyscy pomieścili się w małej remizie przy OSP Rysiów. Później mogli już przygotowywać się do roli rodziców. Marek do nowej roli przygotowywał się bardzo poważnie i wypożyczył odpowiednie książki o ciąży i noworodkach. Razem z Ulą zaczęli wybierać również imię dla ich dziecka. W wypadku córeczki miałaby być to Renata, a syna Roch. W ostatnich dniach lata na świat przyszła ich córeczka Renata. Rocha doczekali się również, bo trzy lata później.
W roku 2016 przypadały ich złote gody. Obchodzili je wraz ze dwójką swoich dzieci, dwoma wnuczkami i trzema wnukami. Był również prawnuk Marek Dobrzański. Ciągle trudno było im uwierzyć, że cywilizacja poszła aż tak bardzo naprzód. Teraz mogli porozumieć się w każdej chwili i że gdyby były takie telefon, jak teraz w latach sześćdziesiątych ominęłoby ich sporo niedomówień. Mogli nawet widzieć i porozmawiać z wnukiem Kamilem, który na stałe mieszkał ze swoją dziewczyną Igą modelką jednej tamtejszej agencji. On jak żartowali w rodzinie, wdał się w dziadka i z urody i charakteru. Często mawiali, że wszystko wokół nich się zmienia i tylko ich wielka miłość się nie zmieniła.
Co za piękne zakończenie! Rozpłynęłam się i nie tylko nad szczęściem Uli i Marka, ale także nad wyrozumiałością seniorów, do których miałam poprzednio pretensje, że nie wierzą swojemu jedynakowi. Jestem w pełni usatysfakcjonowana upokorzeniem Pauliny. Za manipulatorstwo, podłość, złośliwość, wieczną konfabulację a także naginanie i fałszowanie faktów dla własnych potrzeb poniosła zasłużoną karę. Dobrzańscy stworzyli pozory akceptacji jej u boku syna i chyba nieźle ją rozczarowali. To było jak siarczysty policzek. Niech wraca do nocnych klubów Mediolanu i dalej prowadzi życie ekskluzywnej dziwki, bo to jej wychodzi najlepiej.
OdpowiedzUsuńŚwietna historia i świetnie się czytało. Czekam na kolejne perełki. Pozdrawiam. :)
Seniorzy musieli na własne oczy się przekonać kto mówił prawdę, ale później zachowywali się bez zastrzeżeń i zaakceptowali Ulę.
UsuńTeraz fartowny dzień muszę nadrobić.
Pozdrawiam miło i dziękuję za komentarz.
No i piękna niespodzianka na Dzień Kobiet i to z tak fajnym zakończeniem 🤗 Dziękuję i wszystkiego dobrego 🍀
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzenia i nawzajem. Inaczej nie mogłam zakończyć.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Wszystko co dobre szybko się kończy. Nie będę ukrywała że będzie to moją ulubiona historia, bo była z czasów mojego dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Zosia.
Miło, że się wstrzeliłam w gust.
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam miło.
Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka. Tak właśnie stało się z panną FE. Myślała, że nie wyjdą jej kłamstwa i się przeliczyła. Zachowanie Dobrzańskich bardzo na plus. Przyznam się, że obawiałam się tego jak oni się zachowają jak prawda wyjdzie na jaw. Mam na myśli dla kogo ich syn zostawił Paulinę.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za to opowiadanie.
Cieplutko pozdrawiam we wtorkowe przedpołudnie.
Julita
Dobrzańscy nie tacy źli jak ich namalowałam. Musieli mieć wszystkie fakt. A i Krzysztof znał już Ulę od dobrej strony.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Bardzo piękne zakończenie tej historii. Paulina dostała to na co zasłużyła, a Marek i Ula są szczęśliwi. Oby zawsze były takie zakończenia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco ;)
Jakoś nigdy do tej pory nie dałam innego zakończenia niż ślub i dzieci. Tylko b2 inna bajka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło i dziękuję za komentarz.
Bardzo fajnie się czytało otym ,że każdy dostał na to co zasłużył. Dobrzańscy uwierzyli synowi. Paula dostała nauczkę ,a Marek i Ula szczęśliwi.Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńUwierzyli, ale dopiero kiedy znaleźli dowody. Na szczęście od razu zaakceptowali Ulę.
UsuńDziękuje za wpis i pozdrawiam.