Rozmowa z Pauliną była dla Dobrzańskich szokująca i niesmaczna. Pomijając to, że oni byli starej daty i uważali, że takie rzeczy powinny nastąpić dopiero po ślubie. Wiedzieli też co prawda, jak prowadzi się ich syn, ale nie upoważniało to Pauliny, aby opowiadała o tym.
Następnego dnia, jak tylko Marek przyszedł do pracy, to musiał zmierzyć się z ojcem i matką. Wstąpił do sekretariatu na chwilę, aby przywitać się z Ulą, ale natknął się na rodziców i okazji nawet na krótką rozmowę nie było.
-Mama tu o ósmej rano- dziwił się. —Stało się coś?
-Mamy do porozmawiania.
-Możesz wejść z nami do mojego biura -dodał ojciec. —Przyleciała Paulina i odwiedziła nas wczoraj wieczorem.
Rozmawiać o niej nie chciał, ale też nie chciał od rana kłócić się z rodzicami. Ciekawiło go też, co takiego wymyśliła Paulina, bo mina i ton ojca wskazywał, że nic miłego to nie jest.
-Brakuje jeszcze Pauliny, a jest tu najważniejsza -usłyszała Ula Helenę, zanim zamknęły się drzwi gabinetu Krzysztofa. —Musimy porozmawiać o was.
-Nie możesz jej tak traktować -dosłyszała coś w tym stylu Ula z ust Krzysztofa. —Tyle lat razem.
-Mówiłem, że nas już nie ma i nie będzie -odparł Marek, ale tego Ula nie usłyszała, bo mówił ciszej i był dalej od drzwi niż jego rodzice. Oni natomiast rozbierali się z płaszczy, a że wieszak był tuż przy drzwiach, to słyszała ich lepiej.
-W Mediolanie …. -Ula dosłyszała jeszcze głos Heleny i reszty rozmowy już nie, bo i seniorzy przeszli głębiej do gabinetu.
-Kiedy niby zabawiałem się nią? Pół roku tam nie byłem.
-Opowiedziała nam, co się działo przez ostatnie cztery lata w Mediolanie, gdy nas tam nie było.
-Niby, co się działo? -pytał ich syn i spoglądając to na matkę to na ojca.
-Zabawiałeś się z nią jak z panienką lekkich obyczajów i teraz zostawiłeś. Obiecałeś ślub.
-Tak wam powiedziała? Mama ma rację. Brakuje Pauliny przy tej rozmowie. Ja chętnie przedstawię swoją wersję moich pobytów w Mediolanie. Ostrzegam, że miłe nie będzie. A nasz ślub to był wasz wymysł, nie mój. Kiedy będzie okazja na konfrontację z nią.
-Ma być za kwadrans w konferencyjnej. Poszła przywitać się z Pshemko.
Chwilę później cała trójka pojawiła się w sekretariacie, a Krzysztof poprosił Ulę o cztery kawy do konferencyjnej. Kiedy już nalewała kawę do filiżanek, w pokoju socjalnym pojawiła się Wioletta.
-Paulina przyleciała do Polski -oznajmiła posępnie —Jest od kwadransika, a już rozstawia ludzi po kątach.
-Wiem, że jest. Niosę im kawę. Ciekawa jestem, po co tak nagle przyleciała?
-Jak to po co? Dała się w końcu przekonać Dobrzańskim i dla dobra związku z Markiem wróciła. Tyle czasu ją namawiali. I Marek i Dobrzańscy.
-Tak ci powiedziała -podpytywała.
-Coś w rodzaju, że czas ustatkować życie. Powinna się w końcu na coś zdecydować, a nie latać raz tu raz tam. Raz zawracać głowę Markowi, a raz znikać z jego życia. Wóz albo woźnica, a nie ciągnąć dwie sroki za pióra.
Paulina faktycznie poszła do pracowni mistrza, ale głównie po to, aby obejrzeć dwie nowe modelki Bożenę i Dorotę, a nie przywitać się z mistrzem. Febo czuła bowiem że za zerwaniem z nią stoi kobieta, a nie brak porozumienia z Markiem.
W sali konferencyjnej można było rozmawiać swobodniej niż w gabinecie Krzysztofa, bo drzwi były dźwiękoszczelne i nawet jeśli ktoś podnosił głos, to słychać na korytarzu nie było. Kiedy Ula tam weszła, Marek siedział naprzeciwko reszty, jakby byli po różnych stronach barykady. Szybko podała kawę i wyszła.
-Paulina, jak mówiliśmy, oskarża cię, że ohydnie ją traktowałeś -mówiła Helena tuż przed pojawieniem się Uli.
-Bzdury. W ogóle jak mogłaś opowiadać rodzicom o takich sprawach -mówił z oburzeniem Marek, kiedy zostali ponownie sami. —To nasze prywatne sprawy. Chciałaś się zemścić, bo cię zostawiłem?
-Ktoś w końcu musi przywołać cię do porządku -odparła opryskliwie Febo.
-Bardzo szlachetne, że martwisz się o inne, bo z tobą już nigdy nic nie będzie -drwił.
- Może opowiesz nam swoją wersję Marek, skoro twierdzisz, że Paulina wszystko wymyśliła -nalegał ojciec.
-Prawda jest taka, że to ona przyszła pierwsza do mojej sypialni. Zanim zostaliśmy parą. Było to po moich dwudziestych pierwszych urodzinach i pierwszym mężczyzną w jej życiu nie byłem. Pewnie nawet nie drugim, bo wiedziała, jak zabrać się do rzeczy. Obudziła mnie dobieraniem się do mnie. Wiedziała wiele o tych sprawach, bo z góry uprzedziła, że to jej bezpieczne dni. Nigdy jej do niczego nie zmuszałem.
-Kłamie -zaprotestowała ostro Paulina. — Wiemy, jak żyjesz Marek.
-Ale rodzice nie wiedzą, jak ty żyłaś w Mediolanie. Zabawy do świtu, przyprowadzanie cię przez taksówkarzy chcących, aby zapłacić za kurs. Tu się nie mogłaś tak bawić, wolałaś więc zostać w Mediolanie.
-Lepszy nie byłeś. Zabawiałeś się z Lucią i Rosą. Naszymi modelkami. Po hotelach z nimi łóżka wycierałeś.
-Ale nie udawałem przykładnej narzeczonej -wtrącił.
-Nie dojdziemy do żadnych wniosków Heleno -rzekł Krzysztof. —Oskarżają się nawzajem i nie wiemy, kto kłamie.
-Oczywiście, że on -odparła stanowczo Febo. —Miał czas, aby wszystko wymyślić z Olszańskim.
-A ty od tygodnia, aby wszystko zaplanować.
W czasie rozmowy podjął decyzję, aby w tajemnicy polecieć do Włoch i sprowadzić Antonio. On jeden mógł zaświadczyć, jak zachowywała się Paulina w Mediolanie i jak rozbiła jego narzeczeństwo, opowiadając podobne zmyślone historie. Na lotnisko pojechał od razu po zakończonej rozmowie. Chciał co prawda najpierw porozmawiać z Ulą, ale w sekretariacie nie było ani jej, ani kurtki i torebki. Napisał szybko krótką notatkę i schował do jej prywatnego notesu. Sam również ubrał się i pojechał swoim samochodem na Okęcie. Szczęście dopisało mu, bo dostał bilet na jutrzejszy poranny lot do Mediolanu. Powrót trudniej było mu zaplanować, ale liczył, że znajdzie jedno wolne miejsce na samolot do jakiegoś miasta w Polsce, a później pociągiem dojedzie do Warszawy. Po wizycie na lotnisku pojechał do banku, aby wymienić pieniądze na liry. O swoich planach poinformował tylko Olszańskiego, bo nie chciał siać paniki i zniknąć tak nagle. Na wypadek pytań miał mówić, że pojechał do Andrzeja kolegi z liceum mieszkającego na Mazurach i który był kierownikiem ośrodka wypoczynkowego, a obecnie zimowego. Na wypadek, gdyby nie zdążył przylecieć do środy, to miał mówić, że poleciał do Mediolanu po swoje rzeczy i pieniądze ulokowane w banku.
Ula tymczasem, kiedy już podała kawę, jak co dzień około dziewiątej poszła na pocztę odebrać i wysłać listy. Zajęło jej to godzinę i gdy wróciła, było już po rozmowie Marka z Pauliną i rodzicami. Po wejściu do sekretariatu nie zdążyła się jeszcze rozebrać z kurtki, gdy w drzwiach dzielących jej pokój z gabinetem prezesa, pojawił się Krzysztof.
-Tylko się nie denerwuj -zaczął z niewyraźną miną. —Dzwoniła jakaś Kobielska ze szkoły w Rysiowie i powiedziała, że twój ojciec zasłabł w sklepie i wzięło go pogotowie.
-Tato. Gdzie teraz jest? Wie pan? Choruje na serce.
-Nie wiem nic więcej niż to, że zasłabł -mówił z troską. —Zostaw wszystko i jedź do domu. Sam mam kłopoty ze sercem.
-Dziękuję panu. Jeśli siostra była z nim, to pewnie się martwi.
-Tym bardziej powinnaś z nią być. Jeśli będziesz potrzebowała wolnego w poniedziałek, to śmiało możesz brać urlop -zaproponował na koniec z życzliwością.
Uli nie trzeba było dwa razy namawiać. Zgarnęła tylko torebkę, swój notes i pojechała do Rysiowa.
Marek do firmy wrócił po trzynastej i jeszcze na korytarzu, gdzie mieścił się sekretariat i gabinet Krzysztofa, usłyszał charakterystyczny dźwięk maszyny do pisania. Choć wydawało się mu, że ktoś pisze jakby jednym palce, a nie biegle. Na tym piętrze tylko drzwi od sekretariatu były zawsze otwarte, więc przypuszczał, że stamtąd dźwięk dochodzi, że Ula jest w sekretariacie i będzie mógł z nią porozmawiać.
-Tato -zdziwił się na widok ojca przy biurku Uli. —A Ula, gdzie?
-Dzwonił ktoś z jej miejscowości i powiedział, że jej ojciec zasłabł. Dałem jej wolne do końca dnia, a ja staram się napisać te umowy.
Z ojcem było znaczniej lepiej niż myślała, ale musiał pozostać w szpitalu na parę dni, aby zrobić badania i dobrać odpowiednie leki. Jej niestety choroba również nie ominęła jej, bo już w sobotę wieczorem czuła, że bierze ją angina. Zaaplikowała sobie miód z mlekiem, lipę i czosnek, ale wieczorem w niedzielę nadal źle się czuła. W nocy temperatura podskoczyła jej do trzydziestu ośmiu stopni. Dalej samej się nie leczyła, tylko poszła do przychodni. Lekarz dał jej odpowiednie leki i tygodniowe zwolnienie lekarskie. Do firmy już nie jechała, tylko wysłała Jasia do kadr. Po chorobowym do Świąt Bożego Narodzenia pozostały tylko poniedziałek wigilijny i dlatego Krzysztof już na początku miesiąca zapowiedział wolny dzień dla wszystkich pracowników. Liścik, który natomiast Marek zostawił jej w notesie, przeczytała dopiero w sobotę rano.
Ula spotkajmy się dzisiaj po pracy w naszej cukierni. Będę czekał ok. 15.30
Marek tak jak napisał, po pracy poszedł do ulubionej cukierni jego i Uli na spotkanie z nią. Co prawda wiedział, co się stało i liczył, że Ula nie przyjdzie. Wolał, żeby on czeka na próżno niż Ula, gdyby pomyślała, że Marek pewnie nie przyjdzie, bo będzie myślał, że zajęta jest ojcem. W ślad za nim poszła Paulina i pomimo mrozu minus dziesięć czekała pod lokalem, aby zobaczyć, z kim się umówił. Po półgodzinie stania niczego się nie dowiedziała, bo Marek sam wszedł i sam wyszedł.
Następnego dnia wcześnie rano Marek z jedną małą walizeczką pojechał na lotnisko. W Mediolanie wylądował o czasie, czyli po dziesiątej. Złapał taksówkę i podał kierowcy papierek z adresem. Rano musiał wstać o świcie, więc chciał skorzystać z ponad półgodzinnej jazdy i się zdrzemnąć. Kiedy jednak otworzył oczy, zobaczył biały sufit i dwie osoby w kitlach.
-Co się stało? Gdzie jestem? -pytał z trudem, bo coś uwierało go w gardle, a światło raziło w oczy.
-Signor Dobrzański -zapytał jeden z lekarzy.
-Tak.
- Jest pan tu od soboty, a mamy środę rano. Pamięta pan coś? -pytali po włoski i chociaż trochę umiał i rozumiał, to teraz trudno było się mu skupić.
-Antonio Kowalewski -odparł po polsku, dodając jego adres. —Telefon, powiadomić.
Kiedy lekarze odeszli od jego łóżka pomyślał o rodzicach, Uli i Sebastianie i że muszą się martwić. Głównie myślał o Uli, bo od czasu spędzonej ze sobą nocy nie mieli okazji nawet porozmawiać.
Szkoda, że nie ma takich telefonów albo urządzeń, z których można by było zadzwonić wszędzie i do każdego. Takich przy łóżkach chorego.
Antonio w szpitalu pojawił się po trzech godzinach i obiecał, że spróbuje dodzwonić się do firmy F&D i powiedzieć co się stało.
We środę nieobecność Marka w końcu zaczęła niepokoić Dobrzańskich i Paulinę. Sebastian tak jak obiecał, na początku mówił, że jest u Andrzeja, ale w końcu sam zaczął się martwić i powiedział prawdę, że poleciał do Mediolanu, aby zabrać swoje rzeczy i podjąć pieniądze.
Paulina w wyjaśnienia Sebastiana nie uwierzyła i przekonana była, że poleciał do kochanki modelki. Dlatego poszła do biura Marka, aby w jego biurku poszukać dowodów na kochankę. Szuflady były zamknięte na klucz, ale klucze znalazła w szafie. Dwie górne otwarła bez problemu, jednak oprócz papierów z firmy nic nie było. Najniższa szuflada również była zamknięta, ale żaden klucz nie pasował. Z tym poradziła sobie, bo wyjęła dwie powyższe szuflady i dostała się do najniższej. Z niej wyjęła dwie czekolady z Włoch jakieś błyskotki i notes Marka. To w nim znalazła zdjęcie Uli z uroczym wpisem.
Gdy Cię smutek ogarnie, gdy Cię smutek otoczy
Weź to zdjęcie i popatrz w kochające cię oczy.
Mimo to dalej przekonana była, że Marek poleciał do kochanki i że Ula jest tylko kochanką tu na miejscu i z nią był umówiony w cukierni.
Telefon od Antonio postawił na nogi Dobrzańskich i Paulinę. Cała trójka z miejsca zaczęła przygotowania do podróży do Mediolanu. Samolotu z Warszawy do Mediolanu nie było, musieli więc lecieć z przesiadką w Wiedniu i zajęło im to cały piątek.
Marek jak na tak poważny wypadek bardzo poważnie ranny nie był. Miał stłuczone żebra, sporo siniaków, wstrząśnięcie mózgu, uraz twarzy oraz złamanie ręki. Mimo to najbliższe dwa -trzy tygodnie miał spędzić w szpitalu a później na rehabilitacji. Dobrzańscy, choć on protestował, załatwili mu ośrodek we Włoszech. Paulina miała również opiekować się nim w tym czasie. Tym samym liczyli, że oboje znowu zbliżą się do siebie i wyjaśnią nieporozumienia.
Robi się bardzo intrygująco. Paulina nie odpuszcza. Dobrzańscy jak zwykle ślepo wierzą w słowa panny Febo. Ten wypadek i podróż rodziców Marka do Włoch może w końcu otworzy im oczy. Tylko aby Ula tego nie odebrała jako zdradę, bo przyjdzie Markowi się tłumaczyć jeszcze i jej.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za tę część.
Cieplutko pozdrawiam w sobotnie popołudnie.
Julita
Dobrzańscy wiedzą jak żyje Marek i dlatego wersja Pauliny im pasowała. Ale gdy rozmawiali już we tróję pewności nie mieli kto kłamie.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Kłaniają się czasy kiedy trudno było gdzieś dojechać i dodzwonić się. Stąd te wszystkie kłopoty Uli i Marka. Brak możliwości skontaktowania się. Teraz możliwości są ale ile razy ludzie z tego nie potrafią korzystać. Liczę że Uli i Markowi uda się w końcu spotkać i porozmawiać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Zosia.
Tak od końca to oczywiście, że się spotkają. Co do reszty fakt teraz życie oparte na telefonach i takich problemów, aby Ula z Markiem się skontaktowali nie byłoby.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
O rany... Dobrzańscy sami pchają Paulinę w ramiona Marka chociaż wyraźnie im powiedział, że nie chce z nią być. Jakim językiem trzeba mówić do tak opornych na wiedzę ludzi? Jakich sposobów użyć, żeby odstręczyć od siebie tę podłą Włoszkę, która nie ma żadnych hamulców i jest w stanie posunąć się do wszystkiego byleby osiągnąć swój cel. Szkoda, że seniorzy nie uwierzyli Markowi. Skoro mówił, że panna FE sama wepchała mu się do łóżka i w dodatku w wieku zbliżonym do wieku Marka doskonale wiedziała, że to co ma między nogami nie służy wyłącznie do sikania, to musiała być to prawda. Ewidentnie Paulina lubi ten "sport" a Mediolan stanowił dobre miejsce, by ukryć swoją rozwiązłość. Teraz może wciskać ten kit o tym swoim cnotliwym życiu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Już niedługo Paulina dostanie pierwszego minusa u Dobrzańskich i opuszczą trochę. Marek w końcu to ich jedynak i jego szczęście będzie dla nich najważniejsze.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.
Mam nadzieję, że ta zagmatwana sytuacja się szybko wyjaśni i Paula odczepi się od Marka. Trochę dziwi mnie postawa seniorów, bardziej ufają Pauli niż własnemu synowi.
OdpowiedzUsuńPo rozmowie z synem nie wiedzą sami co myśleć na ten temat. Przyzwyczaili się do myśli, ze się pobiorą i do tego dążyli.
UsuńPozdrawiam miło i dziękuję za wpis.