Kto stoi za podesłaniem do Kuriera Warszawskiego notatki o ich zaręczynach i rychłym ślubie nie wiedzieli. Tak jak o tym kto może rozsiewać plotki, że spotykają się od jakiegoś czasu. Mieli tylko przypuszczenia, że to Paulina, aby ratować swoje małżeństwo albo Karol były chłopak Uli z głupiej zemsty. Marek próbował dojść do prawdy w gazecie, ale niczego się nie dowiedział. Razem z Ulą postanowili napisać sprostowanie i zażądać, aby ukazało się w wydaniu sobotnio-niedzielnym na pierwszej stronie gazety i to na połowie strony.
Zanim jednak nadeszła sobota wynikła sprawa cioci Uli i jej prezentu ślubnego oraz problemów w fabryce mebli Cieplaka. Ciotka Ludmiła przysłała do wnuczki brata telegram z gratulacjami, a od jej prawnika dostała powiadomienie o korzyściach majątkowych związanych ze ślubem.
-Słyszałem od twojej ciotki, że możesz fortunę dostać za zamążpójście -zagadnął Marek, gdy przyszedł, aby napisali sprostowanie.
-Nie pana sprawa -odparła, krótko.
-Tylko mówię.
-Pojadę do niej i wytłumaczę, że to pomyłka, że ktoś z nas zakpił. Co prawda trudno będzie ciotce wytłumaczyć, bo jest przed dziewięćdziesiątką, ale spróbuję.
-Ale to majątek. Tyle można za to zrobić?
-A pan nie powinien przejmować się panią Pauliną i panem Antonio? Szuka podobno dowodów na wasze schadzki.
-Powinienem i przejmuję się cały czas.
Przez kolejny kwadrans pisali sprostowanie. Ustalili też, że popołudniem razem zaniosą je do redakcji gazety. Gdy Marek ponownie się pojawił u niej, zastał Ulę nad gazetą i jakimiś papierami.
-Wiem, kto stoi za podesłaniem ogłoszenia -zaczął, mówić od drzwi. — To narzeczona twojego byłego ukochanego. Chyba bała się, że ten cały Karol zerwie z nią i ponownie wróci do ciebie.
-Nie miał szans -odparła cicho i bez zainteresowania.
-Stało się coś? -zapytał, wyczuwając jej stan.
-Tato ma kłopoty w fabryce.
-Słyszałem -odparł, siadając obok. —Nie on jeden. Wszędzie jest kryzys.
-Inni mnie nie interesują. Gdybym miała szansę, jakoś pomóc mu nie zawahałabym się chwili -mówiła, spoglądając na Marka. Marek również nie mógł odmówić sobie patrzenia na nią. Głównie zaś na usta.
-Twoja ciotka oferuje ci majątek za zamążpójście -rzekł dla żartu. —Na początek by starczyło. A tak na serio twój ojciec powinien pomyśleć, aby zmienić nieco produkcję na coś, co zawsze schodzi. Zwykłe krzesełka, stoły, wyposażenia klas, zabawki. Koniki na biegunach, kołyski dla lalek, klocki.
-To jest pomysł. Dziękuję.
-Może pocałunek dostanę w podzięce? -zapytał, nastawiając policzek. —Taki malutki.
Pocałunek Marek dostał nie tylko w policzek, ale i w usta. To on sam, kiedy Ula była już blisko niego, przyciągnął do siebie i pocałował w delikatnie.
-Co ma to znaczyć -wydukała.
-Moja słodka zemsta za te docinki Ula. Karol albo cię nie całował, albo źle to robił. Jesteś taka zawstydzona. Idziemy do tej gazety, czy musisz ochłonąć? -dodał, zanim Ula zdążyła cokolwiek powiedzieć.
-Bardzo panu zależy na uniknięciu konfliktu z panem Antonio? -zapytała nieoczekiwanie. — Bo mi bardzo zależy, aby fabryka ojca nie upadła.
-Proponujesz mi ślub?
-Pan to powiedział. Kobiecie nie wypada się oświadczać.
-Nie wiem, czy taka nieznośna i zuchwała żona jest mi potrzebna do szczęścia. Klaudia była potulna.
-Chcę uratować pana przed panem Antonio i nie powinien mieć pan wygórowanych warunków -wtrąciła z niecierpliwieniem. —Taki miał pan plan z ciocią Anitą i Pauliną. Gdyby pan Antonio wiedział, co pan tu robił przed paroma miesiącami, miałby pan poważne kłopoty. Może nie miałby pan już w ogóle żony tylko ciotkę Paulinę na utrzymaniu. Pana reputacja ma również dużo do życzenia.
-A ja mogę umożliwić ci uzyskanie od cioci dużych pieniędzy Ula. Dlatego również nie powinnaś mieć wygórowanych warunków -rzekł ze złością. —Postaram się być dobrym mężem.
-Tylko co powiemy naszym bliższym znajomym? Kto uwierzy w nagły ślub?
-Od czasu bankietu minęły dwa tygodnie, więc jest trochę czasu, aby się zakochać i podjąć decyzje. Albo będziemy mówić, że ze względu na to, że byłaś koleżanką Klaudii, nie chciałaś, aby nasz związek wrzucał się w oczy i chciałaś poczekać z ujawnieniem się jakiś czas. A ci dalsi znajomi będą myśleli, że ogłoszenie o naszych zaręczynach nie było fałszywe.
-To ma sens. Może niektórzy uwierzą panie Dobrzański.
-Oby. I mów mi Marek. Inaczej nici z naszych planów.
Tak jak przypuszczali, ich rychły ślub wywołał spore zainteresowanie wśród warszawiaków. Niektórzy nawet przypatrywali się Uli czy nie zaokrągliła się w talii. Zdarzało się też, że inne panny i ich matki patrzyły na nią wrogo. Ula dostała nawet przydomek i nazwana została drugą żoną Dobrzańskiego albo druga pani Dobrzańska. Najbardziej jednak obawiała się, że będzie porównywana do Klaudii.
-Powinniśmy coś o sobie więcej wiedzieć -mówiła Ula jeszcze tego samego dnia wieczorem, co zawarli pakt i gdy wyszli na kolację, aby się w końcu razem pokazać. —Ja jestem raczej całkiem inna niż Klaudia.
-To już sporo wiem o tobie. A ty co chcesz wiedzieć o mnie?
-Wszystko. Od tego, gdzie mieszkasz do tego co lubisz.
-Mam zarówno dom koło rodziców jak i mieszkanie w Warszawie. Wolę jednak wieś i tylko dlatego tu mieszkam, aby nie musieć do pracy daleko jeździć. A co lubię? Sporo rzeczy. Lubię rosół, kaczkę z jabłkami, biegać rano jak jestem na wsi i towarzystwo interesujących kobiet.
-I jak mniemam, rozmawiacie o kryzysie i dymisjach rządu Piłsudskiego i Sławka? Albo o pogodzie?
-Tylko wtedy, kiedy ich mężowie wracają nieoczekiwanie do domu. Za dużo naczytałaś się romansideł Ula. Nie jestem romantycznym adoratorem. Miłość jest ulotna.
-Dalej kochasz Klaudię -zapytała i po raz pierwszy patrząc na niego inaczej, jako kogoś, kto może być nieszczęśliwy, a nie jako kogoś, kto się źle prowadzi. —Tacy byliście szczęśliwi na ślubie.
-Klaudia nie żyje i czas rozpocząć nowe życie z kimś innym. Nie ma sensu rozdrapywać ran.
Dalej tematu nie drążyła, bo wyczuła, że Markowi jest ciężko mówić o tym.
W pierwszą niedzielę po ich umowie Marek wraz z rodzicami miał pojawić się u Cieplaków, aby poprosić Józefa o rękę córki. Ula oczywiście musiała prędzej powiedzieć ojcu o wizycie i o związku z Markiem. Prawdy jednak powiedzieć nie mogła. Do rodzinnego domu przyjechała dzień po tym jak informacja o zaręczynach pojawiła się w gazecie. Nie musiała nawet mówić, z czym przyjechała do domu.
-Czy to prawda córciu, co piszą o tobie i o Marku Dobrzańskim? -zapytał ojciec, wymachując przed jej oczami Kurierem Warszawskim.
-Tak tato. Marek. Oświadczył mi się i przyjęłam go. W niedzielę chce tu przyjechać i oficjalnie się oświadczyć.
-Na pewno chcesz tego córciu? On podobno nie ma dobrej reputacji. I jeszcze rodzina Klaudii.
-I dlatego jakiś czas temu ustaliliśmy, że nie będziemy się afiszować. Ale też Marek ma prawo ułożyć sobie życie.
-Ma, ale Nowiccy to nasi przyjaciele. Jak będą się czuć ,patrząc na zięcia, biorącego ślub z inną?
-Wesele chcemy małe, więc może ich nie zaprosimy. Kocham go tato -skłamała bez zająknięcia. —Już na weselu Klaudii mi się podobał -dodała i to, co było prawdą.
-Czarnej polewki mu nie podam córciu. Obyś tylko nie była kiedyś nieszczęśliwa przy nim.
Marek miał podobną rozmowę ze swoimi rodzicami. Na co dzień mieszkał w mieszkaniu w Warszawie i dlatego pojawił się u nich na podwieczorku. On prawdy również nie mógł powiedzieć.
-Mamo, tato postanowiłem się ponownie ożenić -rzekł im najprościej, jak się dało. —Z Ulą Cieplak. Jesteście zaproszeni na niedzielę do Rysiowa na obiad zaręczynowy. Poproszę wtedy Ulę o rękę. To znaczy jej ojca, bo ona mi już obiecała.
-Więc to prawda, co pisali wczorajsze gazety i o czym wszyscy mówią -rzekła z radością Helena. —Tak bardzo się cieszymy synku. Tylko dlaczego tak nagle? Na przyjęciu u Pauliny nic nie mówiłeś.
-Od kilku tygodni spotykam się z Ulą mamo -wyjaśniał, to co ustalił z Ulą. —Po prostu nie chcieliśmy rzucać się w oczy ze względu na Klaudię i dlatego najczęściej widywaliśmy się u Pauliny albo cioci Uli Anity. A poza tym wiecie, jaki jestem. Uwielbiam zaskakiwać.
-A co z jej charakterem Marek. Znasz już sposób na zamknięcie jej ust? -zapytał Krzysztof, nawiązując do niedawnej rozmowy.
-Żebyś wiedział, że chyba mam tato -odparł, przypominając sobie, jak ją pocałował, a Ula nic nie powiedziała.
Obiad przygotowany przez Ulę i jej ciocię, jak przystało na taką uroczystość, był bardzo wystawny. Było dokładnie to, co Marek lubił, czyli rosół i kaczka. Na deser natomiast legumina i dwa rodzaje ciasta. Całe towarzystwo się znało, dlatego ominęli ten punkt i po przywitaniu Marek mógł przejść do celu wizyty.
-Panie Józefie byłbym zaszczycony, mogąc poślubić pana córkę -mówił podniosłym głosem. —Kocham ją i z nią chcę się zestarzeć.
-Moją zgodę masz -odparł bez entuzjazmu. —Ula kocha pana i liczę, że będziecie szczęśliwi.
-Dziękuję -odparł i obrócił się w stronę Uli. — Ula -rzekł, klękając przed nią. —Chciałbym, jak należy poprosić, abyś wyszła za mnie. Zgadzasz się?
-Tak -odparła najprościej, jak się dało i pomijając słowa o zaszczytach, jak to bywało w jej książkach, gdy ukochana kogoś przyjmowała oświadczyny.
I po wszystkim. Jestem zaręczona -myślała, patrząc na swoją dłoń, którą przed chwilą Marek pocałował z uszanowaniem.
Pierścionek zaręczynowy nie był tak okazały jak w przypadku pierwszej pani Dobrzańskiej, bo ten rodzinna pamiątka i razem z inną biżuterią Klaudii przepadł razem z Klaudią. Uli jednak bardzo się podobał.
-Jest piękny Marek. -rzekła, bo wypadało coś powiedzieć.
-Nie tak jak ty kochanie -odparł słodko Marek.
-Bardzo się cieszymy drogie dziecko, że Marek w końcu się zdecydował i gratulujemy -odezwała się Helena. —Najwyższy czas, aby ponownie założył rodzinę. Obawialiśmy się z mężem, że zniechęcił się do małżeństwa.
-A ja się przyłączam do gratulacji -dodał Krzysztof, kiedy uściskał przyszłą synową. — Marek tyle opowiadał nam o tobie.
-Dziękuję. Postaram się być dobrą żoną i synową.
- I ode mnie przyjmijcie gratulacje -odezwała się Józef. — Pięknie wyglądacie razem -dodał, jak wyczuła Ula grzecznościowo. — A teraz zapraszam do stołu. Ula sama przygotowała kaczkę.
W kolejną niedziel Ula z ojcem i rodzeństwem pojawiła się na obiedzie u Dobrzańskich. Przy okazji tej wizyty obejrzała włości Marka. Po ślubie tam właśnie mieli zamieszkać. Dom Marka i jego rodziców dzieliło tylko podwórko i był bardziej nowoczesny i większy. To Klaudia przed laty wybrała go, aby mieć lepsze udogodnienia. Po jej zaginięciu Marek nie wyprowadził się z niego i teraz nie było sensu, aby zamieniać się z rodzicami. Oprócz domu obejrzała ogród i sad oraz poznała gosposię i kucharkę Marka panią Mariannę. Kobieta od razu wzbudziła w niej również sympatię.
-Miło panią poznać -mówiła z życzliwością. —Pracuję tutaj od prawie sześciu lat, a mąż jest od drobnych napraw.
-Dzień dobry -odparła, podając dłoń kobiecie na przywitanie. — Ula jestem i nie trzeba mi mówić per pani. Nie czuję się panią.
-Nie wypada. Ja tu pracuję.
-Wypada. Ula wystarczy.
-Nie przekona pani Uli i radzę się zgodzić pani
Marianno -wtrącił Marek. —A ty Ula jakbyś potrzebowała pokojówki, chętna
dziewczyna na pewno się znajdzie. Nigdy jakoś nie rozmawialiśmy o prowadzeniu
domu.Klaudia miała dziewczynę do pomocy.
-Zwariowałeś. Nigdy nie miałam i nie zamierzam mieć pokojówki. Królową nie jestem. Razem z twoją gosposią poradzimy sobie z prowadzeniem domu.
Kiedy poszli do ogrodu, pojawił się Mateusz. Ten w przeciwieństwie do pani Marianny dobrego wrażenia na niej nie zrobił. W jego wzroku Ula wyczytała jakiś fałsz.
-Mateusz zajmuje się moim ogrodem i rodziców -wyjaśnił Marek. —Jest też szoferem ojca.
-Dzień dobry pani -przywitał się z cwaniackim uśmiechem. —Liczę, że pani będzie zadowolona z mojej pracy jak pani Klaudia.
-Zobaczymy panie Mateuszu -odparła oficjalnie. —Jeśli chodzi o ogród mam wymagania.
Przez kolejne dni Ula z Markiem prawie codziennie gdzieś wychodzili. Były to zwykłe spacery, wyjścia do kina, do cukierni albo szli z zaproszeniami ślubnymi do znajomych. Jeszcze przed oficjalnym zaręczynami obawiał się spotkań z Ulą, bo w jego przekonaniu była ciągle podlotkiem. Dzieliło ich jedenaście lat i nie miał pojęcia, o czym miałby z nią dyskutować. Klaudia jak wychodziła za niego również była w wieku dziewiętnastu lat i potwornie nudził się w jej towarzystwie. Szybko przekonał się jednak, że z Ulą nie jest tak źle. Miała też to do siebie, że nie chichotała głupkowato, jak miały w zwyczaju inne dziewczyny i kobiety w jego towarzystwie. Włączając w to Paulinę i Klaudię. Przyzwyczaił się nawet do jej uszczypliwych uwag.