poniedziałek, 1 listopada 2021

Znak

-Co nam przywieziecie z dlugiego świata -zapytał ponad pięcioletni Kuba Dobrzański, swoich dziadków, gdy szykowali się w podróż do Szwajcarii. — Ja chcę auto.

-A ja duzą lale -dorzuciła trzyletnia Julka, podskakując z radością i pokazując wielkość lalki.

-Kochani babcia z dziadkiem nie lecą do innego świata tylko na odpoczynek do Szwajcarii -wyjaśnił im ojciec. —Drugi świat jest tam w niebie, gdzie jest babcia Magda.

-Ale Wiktor powiedział, że to drugi świat, jak był w gólach.

-Może miał na myśli inny świat. Tak czasami się mówi jak jest gdzieś lepiej -wytłumaczył mu dziadek Krzysztof. — A o zabawki możecie być spokojni. Wybierzemy wam najładniejsze zabawki, jakie będą w sklepie.

-A nie wiecie, że tak sępić jest bardzo brzydko wy małe sępy -rzekła do swoich dzieci Ula Dobrzańska, która weszła do holu, gdzie stała reszta jej rodziny, gotowa do wyjścia.

-To jedyne nasze wnuczęta i nasza radość Ula. Rozpieszczanie ich jest wpisane w rolę babci i dziadka -odparła jej Helena.

-Wiem mamo. Ja pewnie będę kiedyś taka sama.

-Tata też leci? -zapytał Kuba, widząc, że ojciec ubiera buty i bierze dużą torbę.

-Nie skarbie. Tato odwiezie dziadków na lotnisko, pójdzie do sklepu i wraca na kolację do domu. Ktoś baję ci musi przeczytać. A do czasu mojego powrotu pozbieraj zabawki z salonu i nie wyręczaj się mamą. 

 

Do seniorów Ula z Markiem postanowili przeprowadzić się, gdy okazało się, że Ula jest w kolejnej ciąży i ich mieszkanie na Siennej byłoby za małe dla czterech osób. Z propozycją wyszli sami seniorzy, gdy Ula z Markiem chcieli zacząć szukać dla siebie domu. O relacje, jakie będą między Ulą a Heleną, nikt się już nie bał, bo Helena już dawno pogodziła się z faktem, że synową jest Ula, a nie Paulina. Zresztą po pokazie F&D Gusto i wyjeździe Febo do Włoch stosunki między rodzeństwem, a seniorami nawet nie oziębiły się, tylko mocno się zredukowały. Paulina i Aleks przylatywali tylko na zarząd i ewentualnie dzwonili z okazji świąt albo innych uroczystości.

 

Po wyjściu teściów i męża Ula włączyła dzieciom bajki w salonie i zajęła się sprzątnięciem małego bałaganu pozostawionego w salonie przez przepakowywanie walizek i resztek jedzenia z podwieczorku.  W połowie sprzątania Ula usłyszała jakiś trzask w kuchni. Kiedy tam weszła zegar, który wisiał nad szafką, leżał na podłodze.

I tak się kończą prośby męża o lepsze umocowanie zegara -pomyślała.

Chcąc nie chcąc wyjęła szczotkę i pozamiatała szkło oraz plastik. Później włączyła mały telewizor zainstalowany w kuchni i zajęła się kolacją. Zadzwoniła jeszcze do męża, aby kupił również kakao Puchatek, ale nie odbierał. Tak samo było po kolejnym kwadransie. Wtedy zaczęła się denerwować.

Tymczasem w telewizji w wiadomościach regionalnych z Warszawy pokazywali migawki z jakiegoś wypadku na stacji benzynowej. Z tego co zauważyła i zrozumiała to, że jakieś czerwone sportowe BMW było roztrzaskane.

Dalej nie oglądała, bo usłyszała dzwonek do drzwi.

Znowu zapomniał klucza albo ma dwie torby zakupów i nie może otworzyć -myślała, idąc w stronę drzwi. Cały Marek.

Zamiast Marka w drzwiach stało dwóch policjantów.

-Dobry wieczór -rzekł jeden z nich salutując. —Aspirant Damian Górecki. Pani Urszula Dobrzańska?

-Tak -odparł cicho.

-Był wypadek … . Przykro nam.

 

To, co mówił policjant, ledwo do niej docierało. Słyszała jakby początek i koniec. Później, jak w transie zadzwoniła do Rysiowa i Sebastiana i wyjaśniła, co się stało.  Poszła jeszcze do sąsiadów, aby poprosić panią Olę, aby do czasu przyjazdu Ali zajęła się Julką i Kubą.  Pan Adam jej mąż natomiast zaproponował, że podwiezie ją do szpitala. Na miejsce dojechali w kwadrans i od razu pobiegła w stronę wejścia. Biegnąc, potykała się o jakieś osoby, ale nie było to ważne. W izbie przyjęć było sporo osób i poczuła się zagubiona. Na szczęście był tam już Sebastian.

-Seba ten policjant mówił, że był wybuch, że ranny, że mama -mówiła bezwładnie i wycierając łzy. —Muszę do lekarza. Muszę do Marka. Tata nie żyje.

-Ula uspokój się -mówił, prowadząc do krzesełka. W pobliżu była dyżurka pielęgniarek i poprosił dla Uli coś na uspokojenie.  — Z tego co wiem, panią Helenę operują. Marek podobno wyciągnął ją z samochodu. Chciał jeszcze ojca wyciągać, ale nie dał rady. Strażacy go odciągali, czy tam pracownicy stacji.

-Ale gdzie on jest? Muszę do niego iść -mówiła, zrywając się z krzesełka. —Muszę iść do lekarza.

-Pójdę z tobą Ula. Mi nic by nie powiedzieli.

Lekarz trochę czasu miał dla nich i zaprosił do swojego gabinetu.

-Zacznę od tej gorszej wiadomości -rzekł, rozkładając jakieś papiery. —Pani Dobrzańska jest operowana. Nie będę ukrywać, że jej stan jest bardzo poważny. Straciła sporo krwi, ma oparzenia, uraz głowy. Znacznie lepiej ma się pan Marek Dobrzański. Oprócz poparzonych dłoni nie ma innych obrażeń. Teraz jest pod wpływem środków przeciwbólowych i nasennych.

-Mogę pójść do niego?

-Tak. Pielęgniarka zaprowadzi panią.

W sali, gdzie leżał Marek, spędziła trochę czasu. Głównie głaskała męża po bandażach i cicho płakała. Kiedy wróciła na izbę przyjęć, oprócz Sebastiana był również Jasiek z Józefem. Ich oczekiwanie na wiadomości od operujących lekarzy zakończyły się niestety tym najgorszym. Po czterech godzinach od śmierci Krzysztofa, Helena Dobrzańska dołączył do męża już na wieczność.

 

Następnego dnia w prasie zaczęły ukazywać się pierwsze nekrologi z wyrazami współczucia, a na ręce Uli i Marka spływały kondolencje. Prasa również rozpisywała się na temat wypadku. Jedynym winnym był młody kierowca pod wpływem narkotyków, który nie zapanował nad swoim BMW i z całą siłą uderzył w stojącego Lexusa. Siła była tak duża, że auto przemieściło się o kilkanaście metrów i uderzało o metalowy słup. Chwilę później zaczął wydobywać się dym i w końcu wybuchł płomieniach.

Ula tymczasem zajęła się formalnościami związanymi ze śmiercią teściów. Musiała pójść do zakładu pogrzebowego, po akt zgonu i do księdza. Kiedy  biegała po urzędach, Sebastian tak jak jej obiecał,  poszedł do Marka. Przyjaciela zastał wpatrzonego w sufit.

-Wyrazy współczucia Marek -rzekła cicho. —Ode mnie i od Wiolki.

-Dzięki. Widziałem to wszystko Seba. Jak uderza w samochód, jak dym się pojawił, krew.

-Marek nie myśl o tym -przerwał mu. —Oszalejesz.

-Wiem, ale nie potrafię. Mają przysłać psychologa.

-Dobry pomysł. Co cię napadło, żeby rzucać się w ogień. Mogłeś zginąć.

-Uli się udało mnie wyciągnąć. Myślałem, że i mi się uda. A tu nic. Ani matki, ani ojca.

-Twój tato podobno nie miał szans. Jak staliście na tej stacji, musiał odpiąć pasy i uderzył głową w przednią szybę.

-Gdybym nie poszedł zapłacić za benzynę, teraz może by mnie już nie było Seba. Jak o tym pomyślę? Co Ula by zrobiła?

-Ale żyjesz i masz dla kogo żyć. Masz wspaniałą kochającą żonę i dwa szkraby, które teraz czekają na ciebie.

-Teraz mam tylko ich Seba. Ula była rano u mnie. Taka zapłakana.

-Wiem. Ciężko wszystko przechodzi.

 

Oprócz spraw związanych z pogrzebem teściów i wizyt w szpitalu u męża,  Ula musiała jeszcze porozmawiać z dziećmi. Chciała sama powiedzieć im, co się stało, ale Kuba, który chodził do przedszkola, usłyszał o wypadku od kolegów. Dzieci choć niechcąco zrobili to na swój sposób i wypytywali o to co nie powinni i to co słyszeli w domu. To zaś spowodowało, że mały Dobrzański nie mógł się uspokoić i musiała przyjechać do przedszkola. W przedszkolu mieli panią psycholog i w jej gabinecie we trójkę mogli porozmawiać ze spokojem. 

-Pytali mnie, jak to jest nie mieć babci i dziadka i czy widziałem już spalonego dziadka -opowiadał łkając i tuląc się do mamy. —To, gdzie on i babcia są.

-Kochanie nie słuchaj wszystkiego, co mówią twoi koledzy -zaczęła tłumaczyć synowi, głaszcząc po głowie.  — Babcia i dziadek są teraz w niebie i z góry patrzą na ciebie, Julkę, tatusia i na mnie. Nie zobaczysz ich jednak, jak się śmieją, mówią. Ani ja, ani tata. Będziemy jednak pamiętać o nich. Będziemy oglądać zdjęcia, filmy i chodzić na grób. Będziemy zanosić kwiaty i znicze jak na grób babci Magdy.  

-Możesz narysować jeszcze jakieś obrazki z podpisem od Kuby i zanieść na grób dziadków -zaproponowała psycholog. —Będzie im miło, bo to będzie tylko coś od ciebie.

-Taka laurka?

-Tak i pani Aldona ma rację. Poza tym teraz masz trzech Aniołów Stróży, a nie jednego. A nawet czterech, bo jest jeszcze babcia Magda. Całą czwórką patrzą na ciebie cały czas i opiekują się tobą i Julką. 

-Babcia opowiadała mi o aniołach. Oni są aniołami?

-Tak synku. A ty byłeś ich aniołkiem tu na ziemi. I Julka.

-To narysuję duże serce dla dziadka i kwiatki dla babci -odparł po namyśle. —Babcia lubiła kwiatki. Podpiszę od Julki i Kuby.

-Świetny pomysł kochanie -odparła Ula, przytulając syna.

Mniej problemu było z Julcią, bo miała niespełna trzy lata i nie rozumiała, co to znaczy umrzeć.

 

Marek w szpitalu długo nie musiał pozostać. Powrót do domu jego żalu jednak nie zmniejszył. Miał przynajmniej dzieci przy sobie, Ulę i to dodawało mu siły w tych trudnych dla niego dniach. 


 

-Wiesz Marek wtedy, kiedy wydarzył się ten wypadek, to ja to czułam -mówiła, siadając blisko niego. —To znaczy, dostałam znak. Zegar w kuchni spadł i zatrzymał się na siedemnastej pięćdziesiąt. Wtedy wydarzył się wypadek. Tak jest w raporcie policji.  

-Tato, zanim poszedłem zapłacić za paliwo, powiedział mi, nie spiesz się synu, przecież ci nigdzie nie uciekniemy. I uciekli na tamten świat.

-Smutek przejdzie Marek -pocieszała, obejmując męża.  — Na początku bardzo boli, ale ból mija. Wiem, jak było z moją mamą. Ona tak samo odeszła tak nagle.

-Śpieszmy się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą Ula -szeptał jej do ucha. — Czas ponaprawiać pewne sprawy kochanie.

 

 

Z pogrzebem poczekali dwa tygodnie, aby Marek mógł uczestniczyć w uroczystościach w miarę dobrej kondycji. Dwie urny z prochami były tylko małym punktem wśród morza kwiatów i na tle dużego ołtarza. Ksiądz, który dobrze znał małżeństwo, odprawił piękne nabożeństwo, a przy kazaniu niejeden żałobnik uronił łzy. Mówił o ich pracy, o fundacji Heleny o radości z wnuków i o wychowaniu rodzeństwa przyjaciół, którzy w podobny sposób, bo tragicznie odeszli z tego świata.

Wspomniane rodzeństwo w pogrzebie również uczestniczyło. Zanim jeszcze żałobnicy weszli do kościoła podeszli do Uli i Marka. Oboje w dłoni trzymali po jednej róży.

-Chcieliśmy złożyć wam wyrazy głębokiego współczucia. My wiemy najlepiej, jak to jest -zaczęła Paula, patrząc raz na Marka, raz na Ulę z Julką na rękach to znów na Kubę stojącego między nimi. —Jest nam ogromnie przykro.

-Jeszcze dwa dni przed ich wypadkiem rozmawialiśmy przez telefon. Trudno było nam uwierzyć -dodał Aleks. 

-Dziękuję, że przyjechaliście -odparł Marek, ściskając ich dłonie. 

-Moglibyśmy porozmawiać Marek? -zapytał jeszcze Febo. 

-Oczywiście -odparł bez zastanowienia. —Oczywiście jesteście zaproszeni na poczęstunek po pogrzebie. Restauracja naprzeciwko cmentarza. Będzie czas, aby porozmawiać. Mamy o czym.

-To nie jest dobre miejsce i czas -wtrącił Aleks. —Możemy wpaść do was jutro po szesnastej?

-Może być. Adres znacie.

 

Aleks i Paulina na spotkanie przyszli punktualnie. Któreś z nich musiało wpaść na pomysł prezentów dla małych Dobrzańskich, bo przyszli z lalką dla Julki i samochodem dla Kuby.

-Dziadek z babcią obiecali nam -mówił z ożywieniem Kuba. —Może z nieba powiedzieli im, co mają kupić.

-Synku nie im tylko … -zaczął, ale nie wiedział, jak określić gości.

-Może być ciocia i wujek -wyręczyła go Paulina.

-Dokładnie tak. To jest ciocia Paulina i wujek Aleks. Kiedyś mieszkali w Polsce a teraz mieszkają w Mediolanie. To takie miasto daleko stąd.

-Fajnie mieć więcej cioć i wujów.

-To, o czym chcecie pogadać? -zapytał Marek, kiedy Ula przyniosła kawę, a dzieci zajęte były zabawą.

-Może ja powiem -odezwała się Paula. Helena i Krzysztof, chyba chcieli, aby nasze rodziny nie tylko firma łączyła. Chcieli nas pogodzić.

-Skąd takie przypuszczenia? -pytał Marek, spoglądając na rodzeństwo.

-Dowodów jako takich nie mamy -wyjaśniała Paula.  — Poza telefonami z ostatnich dwóch tygodni sprzed ich śmiercią i rezerwacją dla nas na weekend w tym samym hotelu. Helena w jednej z rozmów mówiła, że nie można dalej tak żyć i jest im ciężko patrzeć jak losy rodziny się toczą.

-Dzień przed ich wyjazdem mama powiedziała mi coś takiego -rzekła Ula. —Ula z tym wyjazdem wiążę nie tylko wypoczynek. Tylko to na razie tajemnica. Nie wiedziałam, co ma na myśli. Teraz staje się to logiczne.

-Helena i tak długo dusiła w sobie to, co na sercu jej leżało -stwierdził Aleks. — Urazy nie warto pielęgnować. Oboje zawiniliśmy Marek.

-Kochana mama -odezwał się Marek. —Szkoda, że takiej chwili nie doczekała.

-Mam rozumieć, że zgadzasz się z rodzicami Marco? -pytała Febo. —Uważasz, że czas na pogodzenie nas i wszystkie żale pozostawić za sobą?

-Tak Paula, Aleks. Sam myślałem, o tym gdy wróciłem do domu ze szpitala. W szpitalu jest sporo czasu na myślene. Co było, to było. Ja zrobiłem obojgu wam dużo złego w sferze prywatnej, wy knuliście w firmie. Przepraszam za wszystko. 

-My również przepraszamy Marek -rzekł Aleks wyjątkowo szczerze.

-Szkoda, tylko że dopiero nieszczęście musiało się stać, aby coś zrozumieć -rzekła Ula.

-Niestety -poparła Paula. 

-Tylko dlaczego mi mama nic nie wspomniała? -zastanawiał się Marek.

-Tego się nie dowiemy. Może, dlatego że ciągle byłeś zapracowany -odparła Ula.

-Nawet na oczy nie widzieliśmy waszych dzieci -odezwał się ponownie Aleks. — Wiedzieliśmy, tylko że to dziewczynka i chłopiec i że Helena i Krzysztof świata poza nimi nie widzieli.

-To prawda. A co u was słychać? -pytał Marek.

-Poznałam jednego Simone. To znaczy Szymona -powiedziała Paula. —Ma uroczą kuzynkę Weronikę -dodała, patrząc wymownie na brata.

 


Czas mijał, a razem z tym smutek i żal się zmniejszał. Marek czasami sam, a czasami z rodziną chodził na grób rodziców i dbał, aby zawsze były świeże kwiaty i zapalone znicze. Tym samym uczył dzieci, że pamięć o bliskich po śmierci jest tak samo ważna jak zza ich życia.

 

 

 

Podobieństwo do mini Julity, zwłaszcza wątku Febo, jest całkiem przypadkowe!!!

 

6 komentarzy:

  1. Coś mnie tknęło aby zobaczyć, czy jest coś nowego. Patrzę i pojawił się nowy wpis. Historia bardzo mnie wzruszyła zwłaszcza ten wypadek Marka i jego rodziców, którzy ponieśli śmierć. To były najgorsze chwile Uli i Marka, że tak nagle i niespodziewanie zakończyło się ich życie. Gest Heleny, która chciała pogodzić Ulę i Marka z rodzeństwem Febo bardzo mi się spodobał. Paulina i Alex zrobili ten krok, aby spełnić marzenie Dobrzyńskiej po śmierci. Ta historia z pewnością wszystkich nauczyła jakie życie jest kruche. Nie licząc tragedii, to opowiadanie jest mega interesujące i elegancko się je czytało 🙂. Pozdrawiam serdecznie i czekamy na kolejne 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Helena w serialu była taka nieprzystępna i chciałam trochę zmienić jej wizerunek. Dlatego to od niej pierwszej wyszedł pomysł pogodzenia Febo i Dobrzańskich. Choć Marek pomyślał, o tym będąc w szpitalu, a po śmierci Dobrzańskich również Paulina i Aleks. Tak więc cała trójka dorosła do pewnych rzeczy.
      Takie miałam przesłanie, że najlepiej z niektórymi sprawami nie zwlekać, bo później może nie być czasu.
      Pozdrawiam miło i dziękuje za komentarz.

      Usuń
  2. Poniekąd powielę Twoje pytanie czy musiałaś uśmiercić oboje Dobrzańskich?
    Kiedyś sama nie wierzyłam w coś takiego jak znaki przepowiadające czyjąś śmierć. Aż sama tego doświadczyłam.
    Helena to mądra kobieta i myślę, że w swój plan wtajemniczyła Krzysztofa. Widać, że bardzo zależało jej na naprawie rodzinnych relacji.
    Dziękuję Ci bardzo za to opowiadanie.
    Cieplutko pozdrawiam w deszczowy wtorkowy ranek.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie ja tylko scenarzyści B2 a ja tylko w fabułę chciałam się wstrzelić i przedstawić jak mogło być.
      Nad tym jakoś się nie zastanawiałam, czy Krzysztof wiedział, ale pewnie tak. Tyle lat byli ze sobą, że powinni wszystko sobie mówić.
      Pozdrawiam miło i dziękuje za komentarz.

      Usuń
  3. Smutna i tragiczna mini. Można ją podsumować tak, że coś się kończy i coś się zaczyna. Seniorzy ginąc w wypadku właściwie pozostawili tylko jedną niedokończoną sprawę a mianowicie pogodzenie zwaśnionych Febo ze swoim synem. Na szczęście ten ostatni wiele zrozumiał, bo tak ciężkie doświadczenia zawsze czegoś uczą i bez wahania podał rodzeństwu dłoń na zgodę. Ja sama jestem niedowiarkiem i nie wierzę ani w niebo ani w piekło, ale jeśli istnieje to pierwsze, to miło mieć świadomość, że nasi kochani zmarli patrzą na nas z góry i czuwają nad nami. Tak właśnie sądzi większość ludzi a ja przekonam się o tym, jak już będę po tamtej stronie.
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała trójka wiele zrozumiała przez ten wypadek. Z jednej strony szkoda, że tak późno, ale i lepiej późno niż wcale. Piekło, niebo i czyściec to tajemnica, która dla żyjących jest nie do rozwiązania. Dzieciom najłatwiej jest tak wytłumaczyć odejście kogoś bliskiego. Co będzie po naszej śmierci to pożyjemy zobaczymy ;);). Ja wierzę, że ci zmarli przede mną czekają na mnie w raju.
      Pozdrawiam miło i dziękuję za komentarz.

      Usuń