Tydzień temu nic nie było, bo jak pisałam, trafiłam do szpitala. Ta część miała być też ostatnia, ale miałam sporo czasu, aby zmienić nieco treść i wpadłam na pomysł, aby pognębić rodzeństwo Febo.
Marek z podjętych decyzji zamierzał wywiązać się jak najszybciej. Dlatego po powrocie znad Wisły zadzwonił do Pauliny przebywającej w Mediolanie. Rozmowa na temat odwołania ślubu jednak na telefon nie była i dlatego wypytał, tylko o to kiedy wraca i co porabia. Tak jak się spodziewał, nie wspomniała nic o kłopotach, ani o tym, że Aleks przyleciał do niej. Poinformowała go za to, że babcia nie czuje się dobrze i dlatego wraca dopiero w piątek, a nie nazajutrz. Po pracy natomiast pojechał do rodziców.
Wizyty u nich obawiał się, bo miał powiedzieć o złej kondycji firmy i o odwołaniu ślubu. Tymczasem to oni niego zaskoczyli swoimi decyzjami i wiadomościami.
-Marek czy ty kochasz Paulinkę -zapytała Helena bez ogródek, kiedy przyniosła kawę dla Marka i herbatę dla męża.
-Skąd takie pytanie? -zapytał, patrząc podejrzliwie na rodzicielkę.
-Bo nie obeszło cię, to co stało się w Mediolanie -odparła zgodnie z tym co zauważyła z mężem.
-Nie kocham i nie zamierzam się z nią żenić -rzekł równie szczerze.
-Tego się właśnie obawialiśmy -odparła Helena.
-Od dawna jest między nami źle -zaczął tłumaczyć się gorączkowo. — Oskarża o ciągłe zdrady, kazała Wioli mnie szpiegować, knuje z Aleksem. Najchętniej powiedziałby również rodzicom, że jest już ktoś inny, ale wolał poczekać, aż sprawa z Pauliną ucichnie. — I nie przekonacie mnie do zmiany zdania -dodał tylko na koniec.
-Nie zamierzamy synu. Chcieliśmy tylko wiedzieć -odparł ojciec.
-Zaskoczyliście mnie. Myślałem, że gorzej to przyjmiecie.
-Nie jesteśmy jeszcze takimi zgredami Marek -odparła życzliwie matka. — Wy rozmawiajcie sobie o firmie, a ja pójdę pomóc przy kolacji pani Zosi.
-Nie tylko o Paulinie chciałem rozmawiać, ale i o firmie -rzekł ojciec po odejściu żony. — Zadzwonił do mnie Ignacy (jego kolega z Mediolanu, który powiedział mu o Paulinie) z nowymi informacjami. Aleks tak od dwóch lat ma wiele wspólnego z Scacchi. Tak przynajmniej twierdzi jego zięć Sergio, który pracuje w ich firmie, zajmuje się eksportem i nazwisko Febo przewija się przez domumentację. Tak mniej więcej w tym samym czasie Marek nasza firma zaczęła mieć mniejsze zyski, niż w innych latach. Myślałem wtedy, że wszędzie tak jest, ale jak teraz myślę, o tym to może być inna przyczyna. Mama w tamtym czasie ciągle sforsowała mnie, że za dużo pracuję, odbija się to na moim zdrowiu i dlatego finansami zajmował się głównie Aleks, jako dyrektor finansowy.
-Myślisz, że firmę okradał? -zapytał, kiedy ojciec przerwał, aby napić się herbaty.
-To właśnie musimy sprawdzić. Ty i pani Cieplak. Adama bym nie angażował, bo był prawą ręką Aleksa.
-Zajmiemy się tym tato -zapewnił. — W sumie ja w sprawie firmy również tu przyszedłem -mówił, nabierając nieco odwagi, po tym, że Aleks nie jest w oczach ojca bez skazy. — Trudno mi o tym mówić, ale powinieneś wiedzieć, zanim zbierze się zarząd. Firma nie jest w najlepszej kondycji. Odszkodowanie za materiały było większe i nie wypracowaliśmy tyle zysków, co założyliśmy -kontynuował, gdy ojciec nic nie mówił. — Nie chciałem wyjść na takiego, który sobie nie radzi i dlatego razem z Ulą wpadliśmy na pomysł kredytu. Ula miała zarejestrowaną firmę i ja jako prezes podżyrowałem kredyt, który mi dała. Za miesiąc musimy zacząć spłacać.
-Ile tego kredytu Marek? -zapytał wyraźnie rozczarowany.
-Ponad milion, a za miesiąc na konto PRO -es muszę wpłacić trzysta tysięcy.
Przez resztę wieczoru opowiadał ojcu o działalności firmy PRO -es. Kiedy skończył złość ojca była już zdecydowanie mniejsza, bo razem z Ulą znaleźli sposób na sprzedaż starych kolekcji i zyski z tego choć nieduże, ale były.
Następnego dnia Ula nie zdążyła jeszcze dojść do swojego biura, kiedy natknęła się na Wiolettę. Kubasińska stała przy windzie i rozmawiała, z kimś przez telefon.
-Dasz wiary, że nie należy mi się ulga za zakup staników, bo spóźniam się z zapłatą -rzekła do Uli, kiedy skończyła rozmawiać i weszły do windy. — Od dwóch lat kupuję tam staniki.
-Wiola nie warto nerwów sobie psuć z powodu stanika.
-Należy mi się ta ulga, jak psu miska kości -mówiła swoje. — Nazwyają się Scacchi i myślą, że wszystko im wolno. Ile to my się znamy Ulka? -zapytała, zmieniając nagle temat.
-Parę ładnych miesięcy. Dlaczego pytasz?
-Właśnie Ula. Parę miesięcy, czyli znamy się jak łyse owce i wyleję ci tę kawę na ławę -mówiła, ściszając głos i konspiracyjnie, choć w windzie byli sami. — Chodzi o Marka. Zaufaj mi. Nie chcę, żebyś cierpiała przez niego jak Aśka i Lidka. On umie pięknie mówić, ale i umie kombinować. Uważaj, jak Marek będzie chciał dać ci błyskotki albo czekoladki. On nie gra czystymi kartami. On będzie miał cel, żeby coś osiągnąć. Bo widzisz…
-Dziękuję Wiola, że mnie uprzedziłaś -wtrąciła, nie dając dokończyć Wioli. — Nie dam się Markowi zmanipulować -dodała, gdy wychodziły z windy.
Do swojego biura szła poirytowana rozmową z Wiolą i decyzją, że musi jak najszybciej porozmawiać z Markiem i powiedzieć mu o rozmowie z Wiolettą. Kwadrans później z teczką z dokumentami poszła do niego.
-Nie musimy się spieszyć z raportem Ula -rzekł jej od drzwi. —Rozmawiałem wczoraj z Paulą i wraca dopiero w piątek. Tak więc zarząd najprawdopodobniej dopiero po niedzieli. Chyba że Aleks będzie chciał zwołać prędzej.
-Stało się coś, że nie przylatuje? -zapytała automatycznie, bo ciągle myślała o rozmowie z Wiolą.
-Coś z jej babcią -odparł tym samym kłamstwem, które wcisnęła mu Paulina. — Aleks również poleciał do Mediolanu. Mamy Febo z głowy i możemy na spokojnie wszystko ustalić i napisać.
-Mamy za to inny problem Marek. Miałam dziwną rozmowę z Wiolą. Ona mówiła tak, jakby wiedziała o tym liście od Sebastiana.
- Coś ci pokażę Ula -rzekł, sięgając do szuflady. — Wiolka znalazła go w śmietniku i postanowiła zarobić. Wysłała mi anonim z żądaniem dziesięciu tysięcy. W sobotę, kiedy byliśmy tutaj, znalazłem w jej szufladzie powycinaną gazetę i sam lisy Seby.
-Zapłaciłeś jej? -zapytała, oglądając dowody winy Wioli.
-Skąd. Nie zamierzam dawać jej grosza.
-Ale to oznacza, że może wszystko Paulinie powiedzieć.
-Spokojnie Ula. Wytłumaczyłem jej, że szantaż jest karalny. Będzie milczeć.
- Oby Marek. Afera nie jest nam potrzebna przed zarządem.
-Afera będzie na zarządzie Ula -mówił z dziwnym ożywieniem. — Rozmawiałem wczoraj z rodzicami i jeśli okaże się prawdą, to co ojciec odkrył, będziemy mieć Aleksa z głowy. Tato powiedział mi, że Aleks część firmowych pieniędzy prawdopodobnie przelewał na konto znajomych we Włoszech bądź swoje konto. Przyjdzie dzisiaj i razem we trójkę przyjrzymy się sprawie. Ja powiedziałem mu o obecnym kryzysie i kredycie.
-I jak zareagował?
-Myślałem, że będzie gorzej. Sprawa Aleksa mnie nieco uratowała, to że miałem odwagę się przyznać oraz że PRO-es przynosi zyski. Musimy teraz zabrać się za Aleksa i sprawdzić jego powiązania z rodziną Scacchi Ula.
-Scacchi? - powtórzyła. — Słyszałam, jak Wiola rozmawiałam na ten
temat, z kimś przez telefon. Ma jakieś problemy ze zniżką na zakup bielizny. Dzwoniła
przy mnie do ich sklepu.Chyba internetowego.
-To od tego zaczniemy Ula -odparł, zabierając laptopa z biurka. Siadaj -dodał i wskazał Uli miejsce na kanapie. Sam usiadł obok. —Scacchi bielizna -wpisał w wyszukiwarkę. Chwilę później wyświetliły się im wyniki. —No proszę. Mają sklepy w Polsce, ale o tym nie wiedziałem.
-Po dwa w Poznaniu i Wrocławiu i jeden w Łodzi. Dziwne, że tu w Warszawie nie ma Marek.
-Dokładnie -odparł
Marek. — Scacchi Alex butik z ekskluzywną bielizną Łódź. Scacchi Paola butik z ekskluzywną bielizną
Poznań. Podobnie było z trzema innymi
butikami noszące nazwę Agnes, Sofia, Francesco. — Babcia Pauliny i Aleksa ma na imię Sofia.
Przypadek to nie jest, że wszystkie sklepy są od imion zacnej rodziny Febo. A sklepów nie ma w Warszawie, aby się nikt o nich nie dowiedział -stwierdził wymownie.
- Wszystkie w galeriach Marek. Sprawdźmy kiedy pierwszy powstał.
To również udało się im ustalić i okazało się, że pierwszy otwarto dwa lata temu, a kolejne powstawały co trzy -cztery miesiące. Pierwsze sukcesy dodały im zapału do tego, aby poprzeglądać rachunki i przelewów firmy z ostatnich dwóch lat. Zajęło im to prawie cały dzień, ale opłacało się jednak ślęczeć nad dokumentami, bo okazało się, że nie wszystkie faktury są jasne.
-On chyba za firmowe pieniądze otwierał butiki i sprowadzał towary -wywnioskował Marek. Musimy dokładnie wszystko sprawdzić.
-Patrzyłam na ceny w butikach i najtańszy komplet bielizny kosztuje pięćset złotych. Markowe piżama dla dziecka ponad sto, a zwykłe skarpetki dwadzieścia złotych.
-Aleks obławiał się kosztem firmy.
Do pomocy przyszedł również Krzysztof i we trójkę przedyskutowali również obecny stan finansowy firmy. Ku ich zdziwieniu większy wpływ na kryzys miał Aleks. Marek przy okazji opowiedział ojcu o wszystkich przekrętach Aleksa. Od kradzieży prezentacji przed rokiem do tej ostatniej, kiedy próbował przekupić Wiolettę.
Pracę skończyli przed piętnastą i wtedy dopiero Marek mógł porozmawiać z Ulą na tematy prywatne. Byli akurat w biurze Uli bez okien na korytarz i mogli pozwolić sobie na nieco bliższy kontakt, niż gdy byli u Marka w gabinecie, gdzie okna również na korytarz wychodziły.
-Co byś powiedziała na kino dziś po pracy? -zapytał, obejmując w pasie. — Jestem winny ci seans.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł. Lepiej nie rzucać się ludziom w oczy. Wiola jeszcze zacznie sobie coś dopowiadać. Możemy pójść tak zwyczajnie do parku i na zapiekanki. Zawsze mamy wytłumaczenie, że o pracy gadamy.
-Niech będą zapiekanki Ula. Ale nie chcę długo ukrywać naszego związku. Mam przecież udowodnić ci, że naprawdę kocham cię i mi zależy.
-Pamiętam, że mówiłeś. Wyjście na zapiekanki, to nie wyklucza.
Wyjście na zapiekanki i do parku od dawna im wychodziło i tym razem było podobnie. Po parku był jeszcze czas na pójście do galerii handlowe. Marek musiał pójść odebrać okulary od optyka dla ojca a Ula, korzystając z okazji chciała kupić dla Betti na dzień dziecka duży drewniany domek dla lalek, który wymagał przewiezienia go samochodem. Wizyta u optyka natomiast zakończyła się tym, że i Ula skusiła się na nowe okulary. Przed podwiezieniem jej do Rysiowa Marek pojechał jeszcze do rodziców zawieść ojcu okulary. Kiedy wrócił, miał propozycję dla Uli.
-Tato dał mi dwa zaproszenia na otwarcie nowego kortu tenisowego pana Terleckiego na jutro. Pójdziesz ze mną?
-Nie wiem czy to dobry pomysł i czy pan Terlecki akurat mnie chciałby widzieć -odparła, akcentując słowo akurat. — Nie bardzo za sobą przepadamy. Nie mam się nawet w co ubrać.
-W końcu mówisz jak kobieta -rzucił z ripostą i uśmiechem. — Jutro coś z magazynu weźmiesz albo kupimy. A o pana Dariusza się nie martw. Długo tam nie zabawimy. Z godzinę. Wypadałoby się pokazać, skoro współpracujemy.