- Nie musisz już szpiegować Cieplak -zakomunikował mu Aleks. — Zwalniamy cię z tej misji. Sami sobie poradzimy.
-Wzruszające Aleks. Mam być wam wdzięczy? -pytał, ubierając się na wyjście.
-Nie byłeś zadowolony, że musisz, to teraz powinieneś być, że nie musisz -dodała Paulina.
-W niczym nam nie pomogłeś -kontynuował Aleks. —Są skuteczniejsze sposoby.
-To dlatego byłeś w Rysiowie? I kto jeździ ciemnozielonym Oplem?
-Nie rozumiem? O co ci chodzi?
-Wysyłasz za mną ludzi i wypytujesz miejscowych o Ulę.
-Coś ci się pomieszało -odparł, nie dając w żaden sposób odczuć, że traci grunt pod nogami.
-Nic mi się nie pomieszało. Tak się składa, że wiem. Masz pecha, bo trafiłeś na znajomego Uli w barze. Wypytywałeś go o Cieplaków.
-Jakiemuś barmanowi wierzysz?
-Tak -odparł, nie zdradzając, że to Bartek naprowadził go głównie na trop.
-A ty co robisz -odezwała się ponownie Paulina. — Jeździsz do niej do Rysiowa i kupujesz prezenty. Nie taki był plan. Miałeś widywać się z nią w Warszawie.
-Szpiegujesz mnie?
-Przypadkiem w twojej marynarce znalazłam rachunek z PEWEX-u. Kupowałeś perfumy, których nie używam.
-I na co ma być ten dowód?
-Że dajesz prezenty tej przybłędzie -odparła opryskliwie.
-Wyrażaj się Paula -wtrącił ostro. — To po pierwsze. Po drugie to moje zakupy i mogę robić z nimi, co chcę. Nie będę ci się tłumaczył. Wychodzę. Będę wieczorem.
-Można wiedzieć, gdzie idziesz -pytała Febo.
-Nie do Uli -skłamał w połowie. — Umówiłem się z kolegą z Brwinowa. Nie widzieliśmy się piętnaście lat, wczoraj spotkaliśmy się i na dzisiaj umówiliśmy.
Jadąc do Rysiowa Marek cały czas myślał o rozmowie z rodzeństwem. Oboje doprowadzili go do wściekłości. Zwłaszcza Paulina tym, że grzebie w jego kieszeniach. Tego, że perfumy były dla pani z kadr na imieniny od całej jego brygady, a nie dla Uli, nie zamierzał jej mówić. Postanowił również, że powie Uli prawdę i że będzie przekonywał ją, aby zatrzymała mieszkanie. Dzisiaj jednak odda tylko bucik Beatki i umówi się z nią w tygodniu. Rozmowa miała być bowiem trudna i nie na szybko. Rysiów dobrym miejscem też nie był. Wolał neutralne miejsce. Chciał jeszcze przygotować się do rozmowy. Wjeżdżając na drogę do Rysiowa napotkał dziewczynę łapiącą stopa i przystanął.
-Do Rysiowa można? -zapytała.
-Tak.
Chwilę później autostopowiczka usiadła na przednim siedzeniu i zaczęła rozmowę.
-Ty jesteś Marek Dobrzański -stwierdziła, z takim podekscytowaniem, jakby spotykała samego Pawła Stasiaka, Thomasa Andersa, czy Tomasza Stokingera.
-Znamy się? -zapytał, patrząc na nią, aby sobie przypomnieć dziewczynę.
-Byłeś na zabawie po odpuście w Rysiowie. Ulkę poderwałeś. Marzena jestem.
-Aha -odparł, choć dalej jej nie kojarzył.
-Ale nie stąd cię znam. Byłeś wraz z rodziną w gazecie Moda i Styl. F&D to twoja rodzinna firma.
-Ja nie pracuję w firmie.
-Wiem. Ula już mi wytłumaczyła.
-Jak Ula wytłumaczyła -zapytał z zaskoczeniem.
-Mówiła, że jesteś strażakiem i że nie musisz pracować od razu w rodzinnej firmie, czy tak jakoś.
Ula wie, że jestem od Febo, że kłamię -myślał gorączkowo. — Tylko dlaczego nie spytała mnie o nic. Zachowuje spokój, jakby nic się nie stało, a powinna wpaść w złość i wszystko mi wygarnąć. Przede wszystkim nie powinna chcieć dalej widywać się za mną, a spotyka? To do Uli niepodobne. Musi mieć jakiś powód. Co chce osiągnąć, udając przede mną, że wszystko jest dobrze? Sprawdza mnie?
-Nie potrzebujecie przypadkiem krawcowej -zapytała, wyrywając go z myśli. — Ale nie do szwalni tylko do pracowni projektanta. Nawet Ulę chciałam poprosić, żeby z tobą pogadała w tej sprawie.
- Z tego co się orientuję, nasz projektant ma dość krawcowych. Podanie jednak możesz przynieść. Z mistrzem ciężko wytrzymać i krawcowe odchodzą i przychodzą. Gdzie mam się zatrzymać? -zapytał, gdy mijali znak Rysiów.
-Przy tej kapliczce po lewej.
Kiedy pożegnał się z dziewczyną, wrócił myślami do Uli.
I co teraz mam zrobić -pytał sam siebie. Udawać, że jest dobrze, że o niczym nie wiem? Skoro Ula udaje, dlaczego nie miałbym i ja udawać. Póki co nie będę też o nic wypytywać i poczekam na to co zrobi. A bucik będzie musiał poczekać do wtorku. Dzisiaj nie pojadę do Uli.
Przejechał jeszcze parę metrów i na najbliższym dogodnym miejscu zawrócił i pojechał z powrotem do Warszawy. Jego krótki pobyt w Rysiowie tak bez echa jednak nie przeszedł, bo bywał już tu wystarczająco dużo razy, aby rozpoznawano jego auto. Dlatego już półgodziny później Ula wiedziała, że był i że z samochodu wysiadała Marzena.
Do spotkania z Sebastianem pozostały dwie godziny, dlatego Marek postanowił, że pojedzie do rodziców w odwiedziny i opowiedzieć im o wizycie w Brwinowie. Rodziców zastał przy popołudniowej kawie i dlatego po przywitaniu Helena poszła do kuchni po kawę dla syna, a Krzysztof z synem do salonu.
-I jak było w podróży sentymentalnej? -zapytał, mając na myśli wczorajszy wyjazd syna.
-Wszystko się zmieniło tato. Nie tylko szkoła, ale miasteczko. Rynek odnowiony, jest park. A sama szkoła rozbudowana z prawdziwym boiskiem i salą gimnastyczną. Spotkałem Sebastiana Olszańskiego. Zawsze grałem z nim w warcaby. Dzisiaj umówiłem się z nim.
-Kiedyś muszę się też wybrać -odparł z uśmiechem na wspomnienia.
-Marek -przerwała im Helena, pojawiając się w salonie z ciastem i kawą. — Dzwoniła niedawno Paulinka i mówiła, że ją zaniedbujesz?
-Konkretnie jak zaniedbuję?
-Nie masz dla niej czasu, wychodzisz sam, znikasz.
-Dobrze zrozumiałem, że Paulina tu dzwoniła ze skargą. Do tego już się posuwa.
-Uważa, że kogoś masz -kontynuowała Helena. —Znalazła rachunek za perfumy i same perfumy w eleganckim opakowaniu. Ona nie używa tej marki.
-Żmija -wymruczał.
-Marek Paulina jest twoją narzeczoną, więc nie powinieneś mówić o niej żmija -upomniała go matka.
-Jak mogła dzwonić do was z takimi rzeczami? I czy mówiła wam, z kim się spotykam?
-To ty powinieneś odpowiedzieć na to pytanie.
-Paulina też wie. To ta dziewczyna od spadku. Oni ciągle nie mogą pogodzić się, że dziadek przepisał mieszkanie na obcą osobę. To oni wymyślili, abym się zainteresował Ulą, spotykał się z nią i wybadał, jaka jest.
-Dobrze zrozumieliśmy -wtrącił podniesionym głosem Krzysztof. — Wykorzystujesz tę dziewczynę.
-Zbyt mocno powiedziane tato.
-To, że Paulina i Aleks wymyślili coś tak głupiego i podłego, nie dziwię się, ale że ty się zgodziłeś brać w tym udział, to inna sprawa. Nie tak cię wychowaliśmy -mówił ostro Krzysztof.
-Nie pomyślałeś o tej dziewczynie? -zawtórowała matka. — Zawróciłeś jej w głowie i zaraz zostawisz.
-Więc to wszystko moja wina?
-Powinieneś się nie zgodzić -upierał się Krzysztof.
-Pójdę już -rzekł, wstając z kanapy. —Nic tu po mnie. Kowal zawinił, a cygana powiesili. Kawy już nie wypiję.
-To niezłe ziółko jesteś -zaśmiał się Olszański. — Narzeczona i druga dziewczyna na boku.
-Ula to tylko znajoma.
-I to dla znajomej oczy ci błyszczą, jak o niej mówisz, a jak o narzeczonej to mina nietęga.
-A ty oprócz prowadzenia dokumentacji pracowniczej zajmujesz się analizą uczuć?
-Nie. Mówię, jak jest.
Rozmawiali już dobre półgodziny, gdy Marek zauważył Wiolettę Kubasińską zaglądająca przez okno do klubu Dekada. Była ona kosmetyczką i koleżanką Pauliny Febo.
-Przepraszam Seba, ale muszę na chwilę wyjść -rzekł, wstając od stolika.
Chwilę później pojawił się obok Wioletty.
-Wiola, co tu robisz? -zapytał bez przywitania.
-Marek co za niespodzianka -odparła z uśmiechem.
-Paulina kazała ci tu przyjść? Znowu ogon mi przystawiła?
-Jaki ogon? Szczawiu się najadłeś?
-Szaleju Wiola. Mówi się szaleju. To co tu robisz?
-Byłam na różańcu i patrzę, a tu znajome auto stoi i myślę sobie, że zobaczę, co tu robisz.
-Na różańcu we wrześniu?
-Marek nie wiedziałem, że masz tak ładne koleżanki -odezwał się znienacka Sebastian, patrząc z zauroczeniem na Kubasińską. Wioletta również nie mogła oderwać wzroku od niego.
- Seba to Wiola znajoma Pauliny, Wiola to mój kolega z podstawówki -przedstawił ich sobie.
-Przysiądziesz się do nas? -zapytał Olszański, nie pytając o zdanie Marka.
Dalej czuł się jak intruz, bo zarówno Wiola jak i Seba byli na najlepszej drodze, aby znajomość kontynuować.