niedziela, 15 maja 2022

Testament cz.11

 

Słowa Marka zaskoczyły Ulę. Oczywiście chciała być jego dziewczyną, ale dla siebie samej, a nie dla sąsiadów i słowa o sąsiadach do końca się jej nie spodobały.

-Marek nie musisz. Poradzę sobie z Maćkiem i Marzeną. Nie musisz dla mnie tego robić. Nie musisz dbać o moją reputację.

-Ula ja się nie poświęcam, jeśli tak myślisz. Ja po prostu nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny jak ty i dlatego chcę być z tobą -wyjaśnił, rozwiewając jej obawy.   

-To znaczy jakiej? Nie jestem ani przebojowa, ani ładna.

-Poprzednie dziewczyny, z którymi się spotykałem, były puste, a ty jesteś piękna. I żadną tak miło mi się nie gadało i nie słuchało. Nie paplesz, co ci ślina na język  przyniesie, tylko mówisz przemyślanie.  Masz najpiękniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widziałem i piękny szczery uśmiech. Żadna dziewczyna nie rumieniła się również, gdy całowałem ją w usta albo jak mówię komplementy. 

- A Paulina? Nic nie ma z tego? -pytała, patrząc na niego badawczo. — Byłeś z nią jakiś czas, więc musiałeś mieć powody.

-Paulinę znam od dziecka i moi rodzice i jej zamarzyli, żebyśmy kiedyś się pobrali i zjednoczyli firmę -zaczął, opowiadać wszystko zgodnie z prawdą i swobodnie. — Chyba jej uroda spowodowała, że się nią zainteresowałem. Jednak teraz wiem, że ja i ona razem to zły pomysł. Z ładnej miski się nie najesz, jak to mówią. Nawet do tego wniosku moi rodzice doszli. Nie chcę byle jakiego związku, tylko szczęśliwego i udanego. W twoim towarzystwie czuję się tak zrelaksowany. Daj nam szansę -prosił, biorąc za rękę. — Wiem, że może się nam udać. Musimy tylko zacząć od początku nasze spotkania.

-Nie wiem, czy potrafię tak szybko puścić w niepamięć, zaufać.

-Ula, ale z czasem -zachęcał.

-Spróbujmy -odparła, choć bez zdecydowania. — Zobaczymy, do czego nas to zaprowadzi.

-Dziękuję -odparł, całując w dłoń. — W takim razie na dobry początek proponuję wyjście w jedno z moich ulubionych miejsc. Tu niedaleko.

-Już tak od razu? Chciałam do ojca pójść. Zanieś mu jabłka, kompot.

-Nie ma  na co czekać. Na razie nie powiem gdzie. Nich będzie to niespodzianką. A do szpitala zdążysz. Bez obawy. Jeśli pozwolisz, to również spotkam się z twoim ojcem, a później do domu odwiozę.

-Tylko że do pracy idziesz na noc. Powinieneś się przespać.

-Miło, że się martwisz -odparł, patrząc na Ulę z czułością . — Paulina nawet po nocce czasami nie dała mi się wyspać. Zawsze było coś ważniejszego niż moje zdrowie i odpoczynek.

-Smutne -rzekła cicho i ze współczuciem. — Kocha cię i powinna dbać o ciebie, a nie mieć tylko siebie na uwadze.

-Bardziej niż mnie, kochała moją pozycję, urodę i takie tam.  Jednak nie mówmy o niej to nasz czas -mówił, wstając od stolika. Chodźmy na naszą niespodziankę.

Marek, jak szybko okazało się,  zabrał ją na wystawę pod hasłem Nie tylko pieski i kotki. Polub akwaria, terraria i klatki. Przy tej okazji ponownie wrócili do czasów dzieciństwa. Ula opowiedziała mu o chomikach, króliczku, kotkach i piesku z lat dzieciństwa. Marek psa miał również, a do tego akwarium.  Teraz chciał ponownie założyć.   

 


-Paula nie bardzo widziała zwierzątko w mieszkaniu. Pies brudził, niszczył meble i musiałaby z nim wychodzić, jak ja byłem przez dwanaście godzin w pracy. Rybek też nie chciała, bo akwarium psuło wystrój mieszkania. Jakoś nigdy nie przepadała za zwierzętami. Nawet jako dziecko nigdy nie rozczulała się nad małymi pieskami czy kociakami.

-Nie każdy musi być od razu świętym Franciszkiem Marek.

-Czasami mam wrażenie, że jedynym przyjacielem wśród zwierząt są jej futra. Ma ich cztery. Z norek, lisa, szynszyli, soboli. Przyzwoity samochód można by za nie kupić.

-Ja miałam kiedyś płaszczyk z królika, ale nie lubiłam w nim chodzić, bo widział te króliki u Szymczyków. Mama w końcu je sprzedała i kupiła mi zwykłą kurtkę.

-To mamy kolejną wspólną cechę. Nie lubimy naturalnych futer. Dwa lata temu Paulina podarowała mi na gwiazdkę kawałek futra na obszycie kaptura przy kurce. Najlepsze jest w tym to, że sprowadziła skóry futra w kawałkach i nasz projektant zaprojektował jej kurtkę i został jej ten kawałek i nie wiedziała, co ma zrobić z pozostałym kawałkiem.

Po wyjściu z wystawy a przed pójściem do szpitala Marek wstąpił do jednego ze sklepów dewizowych, aby nie iść z pustymi rękoma w odwiedziny. 

 


W siatce wkrótce pojawiły się czekoladki, banany, ciasteczka, kiełbaski i soki.  Kiedy weszli do jego sali, łóżko obok było zasłane i czekało na nowego pacjenta, a pacjenta z drugiego łóżka nie było w sali. Józef natomiast drzemał.

-Cześć tatko -powiedziała cicho Ula z obawy, że może go przestraszyć.

-Córcia -odparł, siadając na łóżku.  


-Dzień dobry panu -przywitał się uprzejmie i Marek. — Jak się pan czuję?

-Dzień dobry -odparł, równie życzliwie. — Dużo lepiej jest. Jeśli dobrze pójdzie, po niedzieli wyjdę do domu.

-To dobrze. A to dla pana na wzmocnienie i osłodę -dodał, pokazując torbę z zakupami.

-Po co to wszystko panie Marku? -pytał, patrząc na to co wyciągał Marek.

-Bo nie wypadało przyjść z pustymi rękoma i czuję się współwinny, że znalazł się w szpitalu. Ula pokazała mi list i zdjęcia.

-To Marzena wysłała list i zdjęcia tato, a nie Febo -wyjaśniła Ula. — Porównałam pismo. Pewnie razem z Maćkiem wszystko wymyśliła. Bartek mówił, że Maciek szybko się zwinął z naszej kuchni, jak zasłabłeś i została tylko pani Szymczykowa. Ona wyczytała w gazecie o Marku i o -mówiła z wahaniem -Paulinie Febo.

-Jak o Febo? -pytał, patrząc raz na Ulę i raz na Marka.

-Byłem związany z nią przez ostatnie miesiące i to dla Uli zostawiłem Paulinę -wyjaśnił Marek.

-Toć oni jeszcze bardziej będą odgrywać się na Uli -stwierdził wyraźnie zaniepokojony słowami Marka. — Porzucona kobieta zdolna jest do wszystkiego.

-Nie pozwolę na to panie Józefie. Zależy mi na Uli i będę ją chronił. Poza tym, jeśli będą robić problemy, to mogą stracić spadek po dziadku. Był taki dopisek w testamencie, a pan Moniuszko nie zawaha się skorzystać.

-A ty tato nie myśl o tym -dodała Ula. —Tylko się denerwujesz.

-Ula ma rację. Spokój najważniejszy. Moja  mama tak mówi ojcu. Tato również leczy się na serce.

-Tylko że łatwiej powiedzieć niż się dostosować -stwierdził z częściową racją.   

- Powinien pan spojrzeć na sytuację z innego punktu i cieszyć, że ma pan koło siebie kogoś, kto się martwi o pana, a nie narzekać. Gorzej byłoby gdyby była odwrotna sytuacja i nie miałby pan nikogo takiego.

-Mądrze powiedziane panie Marku.  Wracając do Febo, to skoro pan i Febo znaliście się, a później zapoznał się pan z Ulą -zaczął wnioskować Józef, ale nie zdążył dokończyć.

-Dobrze pan myśli, bo nie pojawiłem się w życiu Uli przypadkowo i na początku nie byłam szczery z Ulą -rzekł jednym tchem. — Uli już wszystko powiedziałem i pan prawdę powinien również znać. Miałem dowiedzieć się, jaka jest pana córka i dlaczego została wymieniona w testamencie po dziadku Febo. Myśleli, że to kochanka ich dziadka i tym sposobem pozbawią ją łatwo testamentu. Albo, że jest nieślubną córką ich dziadka. Scenariusza, że to adoptowana córka ich wuja i że on zapisał jej i pana żonie mieszkanie nawet pod uwagę nie brali. To  jeszcze bardziej ich rozzłościło i nakręcało. Próbowałem przekonać ich, żeby dali spokój, bo Ula jest inna niż myślą, ale nie dali się przekonać. Ich zawziętość coraz bardziej mi przeszkadzała, a spotkania z Ulą sprawiały coraz większą przyjemność i nie potrafiłem przestać się spotykać. W końcu zacząłem spotykać się z Ulą w tajemnicy przed Pauliną. Ula jest całkowitym przeciwieństwem Pauliny -mówił z czułością. — Dobra, pogodna, uczynna, zadowolona z tego co ma, inteligentna, życzliwa.

-To prawda, panie Marku -poparł w całą wzniosłości i dumą. —Dokładnie taka jest.

-Taka córka to skarb panie Józefie.

-Od dziecka taka była -mówił z ciągłą dumą. —Mądrą, rozsądną i chętną do pomocy. Nie potrafiła nawet kłamać.

-Halo ja tu jestem -próbowała, przerwać im Ula te wszystkie pochlebstwa.

-Tym bardziej mi głupio, że ja byłem całkiem inny na początku i kłamałem. I przepraszam.

-Najważniejsze panie Marku, że potrafił się pan przyznać do błędu. Nie wszyscy są tacy odważni. I cieszę się, że Ula spotkała pana i związała się z panem.

-To nasze takie podwójne szczęście panie Józefie, bo ja się cieszę, że poznałem Ulę. 

Miłą pogawędkę przerwało im nadejście pielęgniarki z nowym i starszym pacjentem, którego musiała położyć na łóżku, rozpakować i zrobić ostatnie badania. Oprócz tego zbliżała się czas końca odwiedzin. Dlatego pożegnali się z Cieplakiem i obiecali przyjść nazajutrz. 

 

 

Plan na dalszy dzień był taki, że Marek miał odwieźć  Ulę do Rysiowa. Ruszyli już w drogę, jednak daleko od szpitala nie odjechali. Dojeżdżając bowiem do budynek, w którym miał kancelarię pan Moniuszki, zauważyli radiowóz i samego pana Moniuszko, rozmawiającego z dwoma milicjantami przy wejściu.

-Chyba coś się stało Marek.

-Sprawdzimy -odparł, zwalniając szybkość samochodu. — Jest wolny parking.

Kiedy wyszli z auta, Moniuszko szybko ich zauważył i musiał coś powiedzieć do mundurowych, bo oboje się obrócił w ich stronę.

-Dzień dobry panu -przywitała się Ula. — Coś się stało.

-Dzień dobry. Ktoś włamał się do kancelarii i właśnie opowiadałem milicjantowi, że prowadziłem ostatnio między innymi pani sprawę. To pani Urszula Cieplak -wyjaśnił milicjantom. —Ta od rodziny Febo.

-To będziemy musieli z panią porozmawiać -odparł, jeden z nich zwracając się do Uli. — Pani poda nam dowód osobisty. Spiszemy dane i będziemy się kontaktować.

-Nasz spotkanie musimy przełożyć -tłumaczył prawnik Uli, kiedy spisywali Ulę. — Posprzątanie tego bałaganu zejdzie mi cały dzień.  Może nawet jeszcze przez sobotę i niedzielę. Dzisiaj dopiero po czternastej miałem otwierać, a zastałem kancelarię przekopaną jak po wizycie rewizyjnej.

-Spokojnie panie Moniuszko -uspakajała Ula. — Najważniejsze, że panu nic się nie stało.

Marek został również spisany, bo miał sporo powiązań z Ulą i Febo. Oboje napomnieli milicjantowi o Wioletcie i dzisiejszej rozmowie, chociaż byłoby to praktycznie niemożliwe, że brat Gośki zaczął już działać.

-Znamy tego delikwenta i sprawdzimy -oznajmił milicjant, zamykając notes. — Chociaż mało prawdopodobne, żeby zaczął już działać -dodał, to samo co oni myśleli.

Chwilę później zasalutował i odszedł do radiowozu.

-Wpadniemy jeszcze na chwilę do F&D -oznajmił Uli, gdy oddalali się. — Daleko nie jest, bo pięć minut stąd na pieszo. Chcę z Aleksem porozmawiać.

-Ja wolę się nie spotykać się z Aleksem

-Ciebie ukryję przy pracowni krawieckiej. Tam Aleks się nie zapuszcza i wejdziemy tylnym wejściem, bo bliżej mamy.Oprowadziłbym cię jeszzce, ale czasu dzisiaj nie będzie.

Do rodzinnej firmy faktycznie doszli szybko i tak jak zapowiadał Marek, zostawił ją na dole a sam poszedł na górę. Aleksa zastał w jego biurze.

-Nic z twojego planu Aleks -mówił podstępem. — Włamanie do kancelarii pana Moniuszki się udało, ale Ula już prędzej podpisała akt własności mieszkania. Mieszkanie jest już jej.

-Włamanie, szantaż, śledzenie -mówił nerwowo. — Co jeszcze wymyślisz?  

-Pytanie brzmi co jeszcze ty wymyślisz.

Kiedy Marek rozmawiał z Aleksem, Ula oglądała zdjęcia w gablocie z pokazów mody. Była tak pochłonięta, że nie usłyszała, że ktoś obok niej się pojawił. 


 

-Idealnie -usłyszała czyiś głos. – Prostota w swojej prostocie -mówił jakiś mężczyzna z siwymi włosami, choć nie wyglądał na starego. Przedmiotem jego zainteresowania zaś była jej kolorowa spódniczka uszyta z pofarbowanej tetry. —To twoje dzieło i pomysł?

-Krawcowa mi uszyła, bo zostało mi trochę pieluch po siostrze i barwników. Tylko że mówiła, że to chała.

-To biorę patent -mówił, zacierając dłonie. — Zrobię z tych pieluch sukienki, bluzki, spódniczki. Będzie tanio i praktycznie. Dołożę wstawki z koronki albo wstawki będą z tetry. — A pani należy się zapłata za pomysł.

 

Spotkanie z mistrzem przedłużyło pobyt w F&D. Również sprawa Moniuszki zajęła trochę czasu. Tym samym Marek nie mógł już odwieźć Uli do Rysiowa tylko odprowadzić na przystanek. Tam się pożegnali i umówili na jutro. Marek obiecał przyjechać do niej około południ.

 Po powrocie do domu wiele czasu przed wyjściem do pracy nie miał. Zjadł tylko na szybko kanapkę, umył się i przebrał się z garnituru w dżinsy, podkoszulkę i marynarkę. Pech chciał, że w ciągu tej półgodziny  zadzwoniła Paulina.

-Trzeci raz dzwonię Marek -oznajmiła mu opryskliwie i bez powitania. —Gdzie się szlajasz? -pytała, ale zanim odparł, Febo dalej prowadziła swój wywód. — Co miało znaczyć to spakowanie mnie i przywiezienie rzeczy do Aleksa.

-Dokładnie to, co powiedziałem Aleksowi. Nie zamierzam dalej ciągnąć naszego związku i dlatego spakowałem twoje rzeczy i odwiozłem do Aleksa. 

-Nie pozbędziesz się mnie jak niepotrzebnego sprzętu -wtrąciła gwałtownie. — Zbyt wiele czasu razem byliśmy. Wracam jutro rano. — Będę na lotnisku po ósmej. Masz mnie odebrać z lotniska i wtedy porozmawiamy -dodała rozkazująco.  

-Nie przyjadę po ciebie -mówił ze spokojem. — Są taksówki, komunikacja miejska, masz brata. Ja będę po nocnej zmianie i zamierzam się wyspać. I nie myśl kontaktować ani wpływać na moich rodziców. Tato dzwonił do mnie i powiedział, że są ze mną. Nic nie wskórasz.

-Zobaczymy jeszcze -odparła z goryczą.

-Zobaczymy czy zobaczymy Paula. Chwilę później usłyszał, jak rzuciła słuchawką.


8 komentarzy:

  1. Febo jak widać nie przebierają w środkach i posuwają coraz dalej. Dobrze się stało, że Ula przyjęła przeprosiny Marka i zgodziła na jego propozycję bycia w związku. W oczach Józefa również wiele zyskał mówiąc całą prawdę i wyznając co czuje do najstarszej córki Cieplaka.
    Dziękuję Ci bardzo za tę część.
    Cieplutko pozdrawiam w niedzielny wieczór.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem to Febo stoją za tym co się stało. Chcieli zyskać na czasie. Ciąg dalszy tego wątku już w kolejnej części. Marek mocno podbudował się przychylnością Józefa. Teraz będzie znacznie mu lepiej układać sobie życie z Ulą.
      Pozdrawiam milutko i dziękuję za komentarz.

      Usuń
  2. fabio nie dlugo wpadna we wlasne sidla

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I w swoje i w innych.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam milutko.

      Usuń
  3. Pamiętam mode tetrową. Byłam w podstawówce. Wspomniałam o tym na fb. To były wspaniałe czasy i miło wrócić w towarzystwie Uli i Marka.
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na zdjęciach wyczaiłam, a ciocia krawcowa powiedziała, że szyła z tetry przewiewna sukienki bluzeczki i sukienki. Były tylko mało trwałe. Miło, że mogłam przenieść w tamte czasy.
      Pozdrawiam milutko i dziękuję za komentarz.

      Usuń
  4. Marek wobec Cieplaka jest do bólu szczery, ale to bardzo dobrze, bo najwyraźniej zaskarbił sobie przychylność Józefa. Intrygująco zapowiada się konfrontacja Marka i Pauliny. Może być gorąco. Markowi chyba otworzyły się oczy, kiedy został wmanewrowany w knucie rodzeństwa i ich kolejne uczynki. Oboje prą do celu po trupach nie zważając na to, czy ktoś ucierpi, czy nie. Zero przyzwoitości, zero skrupułów. Dwie podłe kanalie. Sądzę, że zdemolowanie kancelarii pana Moniuszki, to też ich sprawka jeśli nie bezpośrednio, to pośrednio. Musieli kogoś wynająć do tej roboty, bo sami są za wielkimi tchórzami i nie lubią sobie brudzić rączek. Nawet wyjazd Pauliny niczego tu nie usprawiedliwia, bo zapewne ona i braciszek działali w porozumieniu. Nie rozumiem tylko, co chcieli przez to włamanie osiągnąć. Jeśli chcieli zniszczyć dokumenty, nic by nie osiągnęli, bo Ula przecież podpisała odbiór spadku. Może oni o tym nie wiedzieli?
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marek skłamał Aleksowi i Ula miała dopiero następnego dnia podpisać spadek. Febo natomiast chciał zyskać na czasie. Uporządkowanie papierów trochę czasu by zajęło. O tym w kolejnej części. Tak jak powrót Pauliny i spotkanie z Markiem. Szczerość z Józefem spowodowana była tym, że raz oszukiwał i teraz postawił na samą prawdę. Może inaczej by ta rozmowa się potoczyła gdyby Cieplak nie skojarzył faktów pojawił się w życiu jego córki ,kogoś z otoczenia Febo.
      Pozdrawiam milutko i dziękuję za komentarz.

      Usuń