poniedziałek, 26 marca 2018

Wielkanoc 2018 Cykl mini.


(…)
Idą święta, wielkanocne idą święta.
O tych świętach nasz baranek pamięta.
Ma na szyi mały dzwonek dźwięczący,
będzie dzwonił, będzie skakał po łące. –
nuciła Emilka przygotowując z ojcem koszyczki do święconki.


-Dlaczego robimy baranka z masełka, a nie inne zwierzątko? Na przykład zajączka? - pytała ojca, przerywając piosenkę. —Przecież baranka robi się i z masła i z cukru, czekolady i jeszcze z ciasta jak babeczki, a zajączka z samej czekolady.
-Taka jest tradycja kotku- odparł, układając w koszyczku chleb i babkę. — Poza tym trudno byłoby zrobić zajączka z masła, bo zajączek ma zbyt duże uszy i pod serwetką nie mieściłyby mu się. Przykleiły i zniekształciły pod przykryciem.
-Ja mam z czekolady i wychodzą mu i jest dobrze- argumentowała po swojemu niespełna siedmiolatka.
- To prawda kochanie, ale czekolada to co innego niż masło.  Baranek jest mniejszy i łatwiejszy do ustawienia w koszyczku.  Przynieś ze stołu jeszcze sól i wędlinę.
-Brakuje jeszcze jajek- oznajmiła ojcu.  —A jutro musimy podzielić się nim. Pani mówiła w przedszkolu. My, babcia Helena, dziadek Krzysiu i wujek Pshemek.
-Jajka chłodzą się we wodzie kochanie. Włożymy je, jak ostygną i jak obkleimy nalepkami. Nie chcemy przecież, żeby baranek od nich się roztopił.
-Pani mówiła nam jeszcze, że jajko jest symbolem nowego początku czegoś i nowego życia.
-Bo to prawda. Jajeczka oznaczają początek nowego życia i nadziei. 
- A gdzie jest mama? – zagadnęła nieoczekiwanie. —Chciałam zapytać o coś- dodała poważnie.
- Mamę zapytać- zdziwił się, patrząc podejrzliwie na córeczkę. —Zawsze mnie pytałaś o wszystko.
-Ale tego możesz nie wiedzieć tatusiu - stwierdziła bardzo sugestywnie.
-Może jednak będę wiedział- nalegał.
-Skąd ja i Tomek wzięliśmy się w brzuszku mamy? -  zapytała, spoglądając wymownie na ojca. — Tak jak i Nati, Sara i ten ich trzeci dzidziuś co go nie widać, a jest w brzuszku cioci Wioletty? Natalka powiedziała, że jej tatuś powiedział, że ciocia jest bez humoru, bo jest przy nadziei.
-Aha- odparł z zakłopotaniem.
- Natalka powiedziała jeszcze, że jej mama powiedziała, że to wujek Sebastian dał dzidziusia cioci Wioli, bo zasiał nasionko w jej brzuszku i z niego rośnie dzidziuś jak roślinka w ziemi.  To jak to jest z dziećmi.
-Kochanie- zawołał Marek w stronę góry domu, gdzie Ula ubierała synka na wyjście do kościoła. —Emi chce wiedzieć, skąd się biorą dzieci.

Rozmowę uświadamiającą Emilkę Ula odkładała tak długo, jak się dało. Najpierw poszli na święconkę a później na spacer. Popołudniem zaś włączyła pociechom bajki, a sama zajęła się pakowaniem całej czwórki. Marek bowiem z okazji jej niedawnych urodzin zorganizował im romantyczny trzydniowy wyjazd we dwoje, a dzieci w tym czasie miały zostać pod opieką dziadków. Z upływem czasu i zbliżającej się kolacji Ula miała nadzieję, że córka zapomni o sprawie, a ona będzie mogła przygotować się na rozmowę. Po kąpieli jednak sprawa dzieci wróciła i przebiegała przy zamkniętych drzwiach w pokoju Emilki. Usiadła razem z córeczką na jej łóżeczku i patrząc na ich wspólne zdjęcie w ramce zastanawiała się, co ma powiedzieć niespełna sześcioletniej dziewczynce. Marek tymczasem pomimo wysiłku podsłuchiwania nic nie słyszał.


-Kochanie, gdy jakaś pani i pan a w twoim wypadku mamusia i tatuś bardzo kochają się, to są bardzo blisko siebie- mówiła rozważnie dobierając słowa. —Śpią razem w jednym łóżku, całują się, pieszczą, przytulają. Zdarza się też, że gdy idąc spać, nie ubierają się w piżamkę, tylko tak jakby rozrabiają w łóżku i wtedy czasami w brzuszku kobiety pojawia się dzidziuś. Na początku jest bardzo malutki i nie widać go, ale z każdym dniem rośnie i kiedy nadchodzi dzień, że nie ma miejsca w brzuszku mamy, to się rodzi. Dzidziuś to taka mała fasolka, która rośnie i wyrasta na dziecko.
-Natalka mówiła o groszku- wtrąciła Emilka.
- Kochanie groszek, fasolka na jedno wychodzi. To ziarenko i to ziarenko.
-Nie chłopiec i dziewczynka? – dopytywała.
-Możemy ustalić, że fasolka to dziewczynka Jolka, a groszek to chłopiec Grześ.
-To, jak zjemy fasolkę, to będzie dziewczynka, a jak groszek to chłopiec? -  wydedukowała.
- Nie do końca kochanie. Nie ma różnicy, co się je i ani mama, ani tata nie decyduje, czy urodzi się chłopiec, czy dziewczynka. To geny decydują. Każdy człowiek ma w sobie te geny, które są odpowiedzialne za wiele rzeczy. Między innymi za to, jacy jesteśmy.
-To bardzo trudne mamusiu- stwierdziła głosem bezradności.
- Bo to jest skomplikowane kochanie- odparła łagodnie. Jak będziesz większa to zrozumiesz. Teraz najlepiej będzie, jak kupię ci książeczkę o tych sprawach i o tym, jak zbudowane jest ciało człowieka- dodała, postanawiając przekupić nieco córeczkę, aby na dzisiaj zakończyć jej pytania. —Obejrzymy razem obrazki i wtedy porozmawiamy. Albo jakąś zabawkę edukacyjną z lalką- nęciła.   Zgoda?
- Zgoda- odparła bez namysłu.

Późnym wieczorem, gdy Ula przyszła do sypialni Marek nie mógł oprzeć się pokusie, aby nie zapytać o przebieg rozmowy.
-No i kochanie- zagadywał.
-Co no i? – pytała bez zainteresowania.
-Jak poszło ci z Emilką? Ja kiedyś będę Tomka uświadamiał, to chciałbym wiedzieć co mówić.
-Skoro już wiedziała o brzuszku mamy, to oszczędziłam jej opowiadań o kapuście i bocianie i powiedziałam, że dziecko rośnie w brzuszku mamy po tym, gdy rodzice rozrabiali w łóżku.
-Rozrabiali? - rzekł wyraźnie rozczarowany. —Tylko tyle? Trochę dziwne stwierdzenie, jak na rozmowę uświadamiającą. 
-A może miałam mówić jej o członkach, pochwie, stosunku i dojrzewaniu? – wtrąciła  kpiąco. — Albo zrobić wykład o motylkach czy powiedzieć, że czym Tomek robi teraz siusiu, to kiedyś będzie  robił dzieci.
- Nie. Po prostu pytam, czy nie dociekała jak to ona? – odparł spokojnie. — A tam na marginesie kochanie to strasznie lubię rozrabiać w łóżku- dodał, szepczą do jej ucha.
-Kto by pomyślał- wymruczała, czując jego usta na szyi.

Następnego dnia po ósmej Marek zapakował bagaże i rodzinę do samochodu, a Ula żurek, pasztet, sernik oraz ulubione babeczki dzieci i pojechali do Dobrzańskich seniorów na śniadanie wielkanocne. Na miejscu czekał na nich również Pshemko, to mogli od razu usiąść do stołu podzielić się jajkiem i złożyć życzenia.


Po śniadaniu na dzieci w ich pokoiku w domu dziadków czekały drobne prezenty od zajączka, a po dwunastej Ula i Marek udali się na lotnisko i odlecieli do Świnoujścia.  Stamtąd zaś nocnym rejsem do Ystad. Przeprawa promem Polonia była jedną z atrakcji ich wyjazdu i dostarczającą im niezapomnianych chwil.




-Jest tu prawie tak pięknie, jak w SPA- rzekła Ula do męża, stojąc na pokładzie promu, oglądając oddalające się Świnoujście i patrząc na wodę Bałtyku.
-Prawie- mruknął z niezadowoleniem. —Staram się już siedem lat pobić SPA i nic. Myślałem, że chociaż teraz zachód i wschód słońca na promie przebije SPA. W końcu kochanie pomysłów zacznie mi brakować.
-Na pewno nie zabraknie. Jesteś taki kreatywny.
-No nie wiem.  Nie wiem, co to będzie za te pięćdziesiąt lat. Nadzieja w tym, że skleroza nas dopadnie i nie będziemy pamiętać, co był parę lat wcześniej.
-To taką nam starość szykujesz Marku Dobrzański- rzuciła z wyrzutem. —Może jeszcze złośliwych staruszków.
-Nudno nie byłoby przynajmniej- podchwycił jej odpowiedź. —A tak czekałyby nas tylko ciepłe kapcie, kocyk, fotel bujany, ewentualnie jakaś gazeta albo książka i jedynie co obchodziłoby to regularne posiłki.
-Jesteś okropny- droczyła się z nim. —Mile okropny. Ja naszą starość inaczej sobie wyobrażam. Wspólne spacery, wieczory, kominek, pies i kot. Ale to miłe, że chcesz zostać ze mną tyle lat.  
-Oczywiście, że zamierzam być z tobą do samej starości kochanie. W chorobie i zdrowiu i tak długo, dopóki nas Bóg nie rozłączy.



Tej nocy, choć mieli swoją kajutę nie kładli się spać, bo na pokładzie było wystarczająco dużo atrakcji. Na dobry początek nocy była kolacja a później można było pójść na dyskotekę, do sklepu, na program muzyczno- taneczny albo barmański, do czytelni, restauracji, małej sali kinowej albo na piwo do Pubu. Najwięcej jednak ludzi przewijało się na otwartym pokładzie, bo noc jak na początek kwietnia była ciepła a niebo bezchmurne. Pasażerowie mogli skorzystać z lunet i oglądać niebo albo wypatrywać lądu.  Rejs zaś skończył się śniadaniem i symbolicznym polaniem wodą.

Z trafieniem do szpitala Emilka problemów nie miała, bo jadąc do przedszkola albo dziadków mijała go. Była tu zresztą ponad rok temu po zatruciu pokarmowym w przedszkolu. Z wejściem do środka poradziła sobie również, bo poszła do największych rozsuwanych drzwi  z podjazdem do karetek. Pojawienie się zaś tuż po siódmej samotnej dziewczynki na Izbie Przyjęć zdziwiło obecny tam personel. Tłoku o tej porze nie było, bo pacjentów z przejedzenia z pierwszego dnia świąt już nie było, z drugiego zaś jeszcze nie było. Tak jak i amatorów Śmigusa Dyngusa, to pielęgniarka z lekarką zainteresowały się nią.



 -Dzień dobry – przywitała się poważnie, podchodząc do kontuaru. — Chciałam spytać, jak to jest z tymi dziećmi w brzuszku- szybko wyjaśniła cel swojej wizyty i zanim ktokolwiek zdążył się odezwać. — Ja z dziadkiem i Tomkiem rozrabiałam w łóżku i spałam z dziadzią, a mama powiedziała mi, że jak się rozrabia, śpi i całuje to są później dzieci.
-Jak ci na imię skarbie? - zapytała lekarka na dobry początek rozmowy, bo sytuacja, choć zabawna ze względu na rozrabianie i łóżko wyglądała poważnie. —Ja mam na imię Justyna, a to jest siostra Monika- dodała na zachętę.
Oceniła również wizualnie dziewczynkę i po droższych ubraniach i butach stwierdziła, że pochodzi z zamożniejszej rodziny.
-Emilka Dobrzańska- odparła grzecznie.
-Emilko, jeśli boisz się, że możesz mieć dziecko, to zapewniam cię, że na pewno nie teraz-  uspakajała łagodnie. —Jesteś za mała.
-Tak myślała, że brzuszek mam za mały- stwierdziła wyraźnie ucieszona. — Ale ciocia Wiola powiedziała kiedyś, że to dziadek i wnuczka a dzidziusia im się zachciało.
-Czasami dzieci źle rozumieją dorosłych- rzekła, sadzając ją na blacie kontuaru. —Możesz powiedzieć nam, gdzie są twoi rodzice? – pytała zachęcająco. —Pewnie bardzo się martwią, że nie ma cię w domku i łóżeczku.
-Wyjechali na trzy dni statkiem za morze i teraz razem z moim małym braciszkiem Tomkiem mieszkam u babci Heleny i dziadka Krzysia- wyjaśniła szczegółowo.
-Rozumiem- odparła lekarka, zbierając się na zadanie następnego pytania. —A opowiesz mi jeszcze o tym jak to rozrabialiście z dziadkiem w tym łóżku? Dziadek skrzywdził cię albo brata? A może było fajnie?
- Bawiliśmy się razem w wojnę poduszkową, gilgaliśmy, wygłupialiśmy i wylało się nam kakao na kołderkę- mówiła z ożywieniem. —Wtedy przyszła babcia i powiedziała, że rozrabiamy, a powinniśmy już dawno spać z Tomkiem. Później dziadek czytał nam bajkę i spaliśmy razem trochę.
-To miałaś udaną zabawę z dziadkiem- odparła z ulgą, bo wyglądało na to, że jej domysły się nie sprawdziły. —Chyba bardzo dziadka lubisz.
-Tak- przytaknęła, kiwając również głową. —Przychodzi po mnie do przedszkola, gdy mama i tata pracują. Babcię też lubię, ale nie rozpieszcza mnie tak jak dziadek. Jest bardziej surowa i nie pozwala na niektóre zabawy, a dziadek pozwala.
-Babcie czasami tak mają skarbie, że marudzą, ale bardzo kochają swoje wnuczęta- zapewniała.   — Teraz pewnie martwi się z dziadkiem, że ciebie nie ma. Znasz może numer telefonu do dziadków albo ich adres.  Trzeba odwieść cię do domu.
-Wiem, gdzie mieszkają- odparła. —Na Wesołej numer pięć.

Do domu, choć nie było to do końca zgodne z prawem, wróciła karetką.   Tam zastali już radiowóz i spanikowanych Dobrzańskich. Dziadkowie zdążyli zauważyć jej nieobecność tak jak i brak jej butów, kurtki, czapki i szalika i zawiadomili policję o zniknięciu wnuczki. Bez wyjaśnień nie obyło się jednak i doktor Justyna opowiedziała o powodach ucieczki małej Dobrzańskiej. Na szczęście władza nie miała nic do Krzysztofa i tak jak personel szpitala uważała całe zajście za zabawną historię.  Na telefon do Uli i Marka dziadkowie nie zdecydowali się, bo wszystko skończyło się szczęśliwie, a im tylko zepsułoby wyjazd.
Popołudniem z Rysiowa do Dobrzańskich razem z Beatką przyjechali drudzy dziadkowie i spędzili razem kilka godzin.  Obie rodziny Dobrzański i Cieplakowie starali się trzymać tradycji i odwiedzać w czasie dwóch najważniejszych kościelnych świąt w roku. Teraz pomimo braku Uli i Marka było podobnie. Był wspólny obiad, spacer, podwieczorek, kolacja i polanie wodą. Trzynastoletnia już Betti zajęła się też pilnowaniem swoich siostrzeńców i zabawą z nimi. Dziadkowie bez obawy mogli zostawić wnuków pod jej opieką i zająć się rozmową, bo była sumienna, odpowiedzialna i rozważna.

Ula i Marek tymczasem nieświadomi wydarzeń w domu dobili do Ystad i zameldowali się w pokoju hotelowym. Po śniadaniu i zaopatrzeni w przewodnik poszli zwiedzić okolicę. W ich trzydniowych planach było obejrzenie charakterystycznych kamieni, zamku, kilku kościołów, centrum miasta, nabrzeża oraz muzeum. Postarali się również o kupno pamiątek dla rodziny i znajomych.



-Miło jest spędzać czas z dziećmi, ale brakowało mi sam na sam z tobą Marek- rzekła Ula podczas wieczornego poniedziałkowego spaceru. —Jest tak przyjemnie.
-Dzieci rosną, to będziemy mieli coraz więcej czasu dla siebie kochanie- odparł, przytulając do siebie. —Nie będą tęskniły, jak będziemy wyjeżdżać, zadawać trudnych pytań.
-Możliwe, ale nie zapomnij, że małe dzieci mały kłopot, a duże dzieci duży kłopot- stwierdziła klarownie. —Na razie jest spokój i jedynie jest problem, gdy mają iść spać albo jeść. Dopiero później zaczną się problemy.  Szkoła, wagary, dorastanie i bunt nastolatka. Mamy jeszcze jakieś dziesięć lat spokoju.
-Racja. Zwłaszcza jak wdają się w tatusia. Ty zawsze byłaś taka ułożona, nie psociłaś. Wiem od twojego ojca.
-Nie wiem, czy jest to powód do chwalenia się albo dumy Marek- rzuciła z ironią za jego wypowiedź.
-Wolałabyś być łobuziarą? Być może nie zakochałbym się w łobuziarze, nigdy nie spotkalibyśmy się albo nie dogadywali.  Miałem dość takich zabawowych kobiet.
-Chyba że Marek.




W środę wieczorem Ula i Marek samolotem wrócili do Warszawy i prosto z lotniska pojechali na kolację do Dobrzańskich oraz odebrać swoje pociechy. Stęsknione dzieci rzuciły im się też od razu w ramiona, a oni dowiedzieli się o historii z drugiego dnia świąt.
-Byli grzeczni? – zapyta Ula, gdy usiedli już przy stole. —Tylko tak szczerze.
-Najedliśmy się trochę strachu Ula- zaczął jej teść, ale patrząc na wnusię. —Emilka w poniedziałek wcześnie rano wybrała się na samotną wyprawę do szpitala- sprecyzował.
-Prawdziwą karetką przywieźli mnie do domu mamusiu i była policja w domu- wtrąciła Emilka, zanim Krzysztof przeszedł do szczegółów.
-To prawda kochani- kontynuował Krzysztof. —Szybko zauważyliśmy jej nieobecność. Najpierw szukaliśmy w domu a później, gdy okazało się, że nie ma kurtki i butów to w ogrodzie i okolicy. W końcu zawiadomiliśmy policję.
-Prima Aprilis był w niedzielę- rzekła Ula, choć na żart to nie wyglądało. Zwłaszcza że Emilka o podwiezieniu przez karetkę mówił bardzo poważnie.
-Nie jest- odparł senior Dobrzański. —To taki trochę zabawny zbieg okoliczności. 
-To, co się w stało, że tam poszła? – zapytał rodziców Marek. —Coś jej było?
-Chciała dowiedzieć się, jak to jest z dziećmi-  wyjaśniła Helena. —Bała się, że skoro spała z dziadkiem, to może mieć dziecko.  
-Emi, co ci do główki przyszło samej wychodzić i iść do szpitala? - rzuciła Ula z reprymendą w stronę córki.  —Mogło ci się coś naprawdę stać. Tyle razy mówiliśmy ci, żebyś sama nigdzie nie chodziła i nie rozmawiał z nieznajomymi.
-Nie było was, a babci nie chciałam pytać- odparła ze skruchą mała Dobrzańska. — Dziadek to mąż babci i mogła być zła na mnie za to. A mówiłaś mamusiu, że dzieci biorą się, jak się rozrabia w łóżku, a ja z dziadkiem rozrabiałam i spałam- mówiła tak, jakby chciała winę zrzucić na mamę.
- To tylko dziecko Ula- usprawiedliwiała wnuczkę Helena. —Nie taki rzeczy przychodzą dzieciom do głów.
-Ty i twoje rozrabianie kochanie – rzekł również Marek do Uli rozbawiony wyjaśnieniami córki. —A ty kotku- zwrócił się do córeczki, pstrykając delikatnie w nosek —nie rób więcej takich akcji.  Oprócz tego, że mogła stać ci się krzywda, jak mówiła mama, to zmartwiłaś dziadków.
-I będziecie musieli poważnie porozmawiać ze mną?  Tak dziadzia mówił- podsumowała ojca.



środa, 21 marca 2018

Pięć w jednym cz. 9 i 10


Część 9
Pielgrzymki z wizytą u Uli i Jędrzeja pomału kończyły się, a jedną z ostatnich odwiedzających ich osób była Monika Milewska. Dziewczyna przyjechała do nich w sobotnie przedpołudnie razem ze swoją ciocią Alicją i zostały na całe popołudnie. Z odwiedzin dziewczyn Ula była jak najbardziej zadowolona, bo mogła usłyszeć o wszystkich nowinach i plotkach z Rysiowa i firmy.

 

- Mówię ci Ula- opowiadała Ala. —Dąbrowska była u nas we wtorek i samą siebie przeszła. Jak to ona rozsiadła się w kuchni i oświadczyła mi i twojemu ojcu, że z Moni byłaby dobra partia dla Bartusia.  Jak to ona powiedziała?  Ta wasza Moniczka to dziewczyna jak patrzy. Urodziwa, wygadana, temperamentna i z ikrą. Nie taka szara gąska, co odezwać się boi. Ona umiałaby z Bartusiem postępować i wyprowadzić na ludzi. Swoje lata to już chyba ma. Tak jak Bartek.
-Cała Dąbrowska- zaśmiała się Ula, nosząc synka, aby odbiło mu się po jedzeniu.  — Ale przynajmniej zaczyna dostrzegać powagę sytuacji Bartka.
-I tu masz rację- odparła Cieplakowa. — Kobiety nie znosiłam od początku, ale czasami mi jej żal.  Ciężkie ma życie z tym swoim synalkiem i sporo jej nerwów napsuł.  Teraz pewnie też boi się, że Bartek może znowu wpaść w kłopoty i wykombinowała sobie, że Monisia może być sposobem na problemy z Bartkiem. Jakiejś osobistej ochrony zachciało się jej dla Bartka.
 - Skąd ja znam te gierki i knowania- wymruczała Ula. —On zawsze szedł na łatwiznę i chciał wybić się czyimś kosztem- zwróciła się do Moniki.  —I jak widać, matka nie odbiega charakterem od syna daleko.
-Gdybym wiedziała, że tak się to skończy, to palcem nie kiwnęłabym na tych dwóch kolesiów, co go napadło- odparła Monika, mająca na myśli wydarzenia sprzed tygodnia, kiedy to w Rysiowie powaliła na ziemię dwóch mężczyzn, którzy to wdali się w przepychanki z Bartkiem, a jego matka była świadkiem tego wszystkiego. —Facet teraz nie daje mi spokoju.  Przychodzi do firmy albo do klubu i próbuje umówić się na kawę. Raz, drugi mówię mu, że nie jestem zainteresowana a on swoje. Moni co ci szkodzi. Przecież nie gryzę. Może być przyjemnie.
-Z nim trzeba sprawy załatwiać ostro i nie patyczkować się zbyt długo- radziła Ula. —Przechodziłam przez to samo, to wiem.
-To wczoraj miał okazję poczuć, co to znaczy nie- oznajmiła im nieoczekiwanie. —Przyszedł do mnie do klubu niby na lekcję samoobrony, to pokazałam mu jeden dość mocny chwyt. Z materacu podnosił się z jękiem, to musiało zaboleć.
-Serio? – zapytała Ula bez najmniejszego współczucia dla Dąbrowskiego. —Przywaliłaś mu w pewne miejsce.
-Chciał, żeby pokazać mu coś najskuteczniejszego to pokazałam.
-Nigdy takich metod nie uważałam za dobre, ale należało mu się za mnie i za Marka. Rok temu na walentynki pobił mi Marka.
- Polecam się na przyszłość Ula- odparła. —Jakbyś miała kogoś komu trzeba dołożyć, to wal prosto do mnie.
-Teraz wiem, dlaczego Dąbrowska spojrzała dzisiaj rano na mnie w sklepie, tak jakbym rodzinę jej wymordowała- odezwała się jej ciotka. —A z tym twoim zamążpójściem ma rację. Powinnaś zacząć myśleć o mężu i dzieciach. Za dwa miesiące skończysz trzydzieści lat. Popatrz na Ulę i Marka. Są tacy szczęśliwi razem z Jędrzejem.
-  Ciotka od lat odkłada pieniądze do koperty na mój i Marcina ślub- oznajmiła Uli. —Założenie rodziny zostawiam Marcinowi ciociu. Jest starszy ode mnie i zakochany w Konstancji.
-  Raptem piętnaście minut starszy- odparła bratanicy.
-Jeśli znajdę kogoś tak miłego i dobrego jak Marcin i przystojnego jak Marek to obiecuję, że pomyślę o założeniu rodziny- odparła solennie.
-A latka ci lecą- nie ustępowała ciotka.
-Chyba znam kogoś takiego- zagadnęła tymczasem Ula.  —Artur. Miły, dobry, czuły, inteligentny. A z urody mógłby śmiało robić za starszego brata Marka.
-I z jakiej porządnej rodziny. Nie to, co Dąbrowski- dodała Ala.
-Zabawne - rzuciła z niechęcią w ich stronę. — Jesteśmy kumplami, jakbyście nie wiedziały- dodała.
-To bardzo dobry początek na coś więcej- argumentowała Dobrzańska. —I nie mów mi, tylko że nie robi na tobie wrażenia.
-Robi, ale jako kolega- odparła jej. 
-A on myśli tak samo?  Pytam, bo wydaje mi się, że Artur czuje coś do ciebie- postanowiła nieco skłamać z nadzieją, że takie małe niejasności mogą zdziałać cuda. —Widzę, jak patrzy na ciebie i ostatnio jak tu był to mówił o tobie w samych superlatywach.
-Wydaje ci się Ula- mówiła, nie będąc pewna tego, czy koleżanka mówi prawdę, czy kłamie.
-Mówię tylko, to co widzę – odparła bez zająknięcia.

Marek tymczasem wraz ze znajomymi zajęty był przygotowaniami do świątecznej aukcji charytatywnej we fundacji mamy, a która miała odbyć się za parę dni. Tego roku do akcji dołączyła również firma Artura oraz medialnie portal Co tam.

 

-Popołudnie z Arturem Sagowskim- przeczytał Marek kolejną pozycję na liście fantów aukcji. —Wystawiłeś siebie? - zapytał ze zdziwieniem kuzyna.
-Twoja mama nie miała nic przeciwko temu, to wstawiłem na licytację wieczór z przystojnym facetem, czyli ze mną- odparł z uśmiechem.
-Ciekawy jestem, za ile pójdziesz- zastanawiał się głośno Marek. —Na zachętę kwotę wywoławczą ustalimy na pięć stówek.
-Termin i to, co będziesz robić obojętne – zagadnęła do nich Ela.
- A co, zainteresowana jesteś? - zapytał Artur.
-Może- odparła krótko.
-Wszystko do ustalenia Elu. Uprzedzam, tylko że łóżko w to nie wchodzi.
-Nawet nie myślałam o tym- oburzyła się lekko na niego.  —Chodzi mi o pójście na ślub i wesele siostry.
-Tylko tyle- zdziwił się Artur.
-Tyle i aż tyle- wymruczała jakby do siebie.  —Siostra ma wesele tydzień po świętach, a ja ciągle nie mam z kim pójść. Nie chcę sama siedzieć przy stole i czekać aż ktoś łaskawie poprosi mnie do tańca.
-To możesz przestać szukać i brać zaproszenie dla mnie- odparł jej bez dłuższego zastanowienia.   
-Serio mówisz? – pytała i spoglądała podejrzliwie na Sagowskiego.
-Bardzo serio. Jestem wolny, planów na tę sobotę też nie mam, tańczyć umiem. Tak jak zachować się w towarzystwie.  Do tego mam dobrą aparycję, jestem komunikatywny i zabawny. Garnitur również się znajdzie.
-Faceci ideały nie istnieją- rzuciła w jego stronę. —Musi za tym pójściem kryć się jakiś podstęp.
- Bierz, a nie wyszukuj sobie problemów- doradzał Marek. —Lepszej osoby towarzyszącej nie znajdziesz.
- Wszystko fajnie i pięknie, ale pytanie brzmi, czy będzie mnie stać na niego- pytała Dobrzańskiego, ale patrząc na drugiego z mężczyzn. —Ma tyle zalet, że może okazać się, że to wesele będzie najdroższe w moim wydaniu.
-Jak dla ciebie to bez licytacji się obędzie i całkowicie za darmo pójdę- odparł sam zainteresowany.
-Nie tylko ideał to jeszcze bezinteresowny i uczynny- mówiła z poważaniem. —Z świecą drugiego takiego faceta szukać.
-To uważaj, bo po tych wszystkich peanach i idealizowaniach zażyczę sobie jakąś gratyfikację.
- Kawa, dobra książka, krawat, woda kolońska- rzucała propozycjami.
-Odznaka dla obywatela dobroczynności w zupełności mi wystarczy- wtrącił.  —Tak dla kolekcji do odznaki dla najlepszego studenta, przedsiębiorcy roku, mistrza kierownicy, najlepiej ubranego facet, działacza Anina, honorowego dawcy krwi i czytelnika z podstawówki w 1995 roku.
- O odznace dla świetliczaka A.D. 1989 nie wspominając- wymruczała.
- Półek u mnie w dostatku Elu- odparł z uśmiechem na jej ripostę.
-Szkoda, że Uli nie ma z nami- rzekł im Marek. —Miałaby tu te swoje pole do popisu.

Ranek i przedpołudnie na pracy w końcu minęło i Marek mógł wrócić do domu, żony i synka. Zrobił jeszcze zakupy i gdy przekraczał próg mieszkania, to zastał Ulę stojącą przy kuchence kończącą gotować obiad. Synek zaś spał smacznie w łóżeczku. Zajrzał do niego i poszedł przywitać się z Ulą.

 

-Witaj kochanie- rzekł, całując w policzek. —Udane miałaś popołudnie?
-Bardzo udane- odparła, uśmiechając się do niego. —Jędrzejek był grzeczny w czasie odwiedzin babci i cioci i pozwolił zająć się gośćmi. Później opowiem ci o wizycie.  A ja ci minął czas na pracy. Wszystko zrobiliście?
-Tak, a cała reszta była jeszcze bardziej udana- oznajmił z tajemniczym zadowoleniem. —Elka i Artur umówili się na spotkanie- dodał, chcąc jak najszybciej podzielić się nowinami na temat tej pary. —A konkretnie na ślub siostry Eli i na spotkanie przedślubne.
-Dziwne, że się umówili- odparła bez jego entuzjazmu. — Przecież oni do siebie w ogóle nie pasują. Widać to gołym okiem. Elka romantyczka a Arturowi daleko do rycerza.
-Nie idzie ci dogodzić kochanie- stwierdził z przekąsem, próbując również surówki. —Jeszcze całkiem niedawno chciałaś wszystkich swatać naokoło, a teraz jak zaczęło się coś dziać, to jesteś niezadowolona.
-Nie jestem niezadowolona, tylko że Ela pasuje do Tomka, a nie do Artura- wyjaśniła mu.
-Nie znam się kochanie, ale wydaje mi się, że wyglądało to całkiem inaczej. Gdybyś słyszała ich wymianę zdań. Rozmawiali tak, jakby znali się od dawna i przekomarzali.
-To tylko pozory Marek- mówiła, rozkładając talerze. —Musi być jeszcze chemia. Mówiłam ci już. Julia i Janek, Majka i Michał, Ela i Tomek, Monika i Artur.
-Wszystkich po własnej myśli nie wyswatasz- hamował jej zapędy. —Ciebie na przykład chcieli wyswatać na siłę z Piotrem, bo wydawał się idealny dla ciebie i nic z tego nie wyszło. Tak samo może być z Elą i Tomkiem. Czasami wydaje się nam, że coś jest oczywiste, a tak nie jest.
-A czasami wydaje się, że jest coś bez przyszłości, a los sprawia, że jest całkiem inaczej- rzuciła kontrargumentem.  —Tak jak było z nami. Wydawało się, że nasza miłość jest beznadziejna, a jednak jesteśmy razem. I nie mów, że tak nie było.
-Nie zamierzam zaprzeczać kochanie- odparł przy jej uchu. —Powiem nawet więcej. Między nami beznadziejnie było nawet parę razy. Najpierw jak byłem z Pauliną, a kiedy odmieniło mi się, nie chciałaś mnie znać. Jeszcze później pojawił się Piotr i wszyscy dookoła mówili tylko o nim i o waszym wyjeździe, a ty myślałaś, że wróciłem do Pauli.
-To teraz wiesz, że czasami musi zadziałać ktoś z zewnątrz, żeby nie przegapić czegoś ważnego.
-W zasadzie masz rację- mówił bardziej przychylnie na plany Uli. —Pamiętaj, tylko że może Tomek nie jest zainteresowany Elą. Ela zresztą też ma sporo okazji do tego, żeby coś między nim zaczęło się dziać.   Nie angażuj się więc zbyt mocno, bo może nie chcą tego.
-A ja myślę, że oni po prostu nie potrafią tak szczerze porozmawiać- rzekła pewna swoich słów. —Tak jak my kiedyś.
-Nie da się ciebie przegadać- odparł, przytulając żonę do siebie. —Tylko nic na siłę Ulka. A jak minęła wizyta Ali i Moniki? – zmienił temat. —Wspominałaś, że coś się ciekawego stało.
-Wyobraź sobie, że Bartek od czasu jak Monika pomogła mu, to kręci się obok niej.  Powiedziała mi i Ali dzisiaj o tym. Przychodzi do niej do klubu i firmy i chce umówić się na randkę.
-Wiedziałem, że będą z tego kłopoty- rzekł z cynicznym parsknięciem.  —Facet znowu szuka sobie kłopotów.  
-Spokojnie Marek- odparła, gładząc po ramieniu. — Monika poradziła sobie z nim doskonale. Znokautowała go. Podobno mocno.
-Oby. Nie trawię go.
-Tak? Ciekawa jestem, dlaczego? -droczyła się z nim.
-Dawne nieporozumienia- odparł mało konkretnie.
-Jesteś dzisiaj bardzo tajemniczy kochanie.
-Jesteś dzisiaj bardzo ciekawska kochanie. A ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
-Zaryzykuję jednak.  Pamiętasz, że obiecaliśmy sobie kiedyś nie mieć przed sobą tajemnic. Słucham więc. Co masz mi do powiedzenia?
-Makaron ci kipi- odparł, patrząc w stronę kuchenki.
-Makaronem się nie wykręcisz- odparła, idąc w stronę kuchenki indukcyjnej.
-Facet dostawiał się do takiej jednej dziewczyny, która nie chciała mieć z nim nic wspólnego, a ja stanąłem w jej obronie- zaczął wyjaśniać. —Później okazało się jeszcze, że to złodziej, szantażysta i ma powiązania z nieciekawymi typami. 
-I, dlatego trzeba zrobić wszystko, żeby trzymał się z dala od Moniki- odparła poważnie.  —A boję się, że może jej nie odpuścić.

Część 10

Przypuszczenia Uli co do Bartka potwierdziły się szybko, bo już w poniedziałek tuż przed fajrantem pojawił się przed siedzibą F&D. Miał jednak pecha, bo Monika z firmy sama nie wyszła. Obecność Dobrzańskiego nie zdziwiła go, ale mężczyzny obok niego jak najbardziej. Facet był bowiem kopią Marka.  Mina na obecność w jego mniemaniu dwóch Dobrzańskich była bezcenna.

-Co się tak patrzysz- zagadnęła do Dąbrowskiego bez wysilania się na przywitanie. —W oczach ci się nie mieni. Jest ich dwóch. Marka już znasz, a to Artur mój chłopak- skłamała z nadzieją, że Artur jest wystarczająco bystry, aby jej nie wydać.
-Nie mówiłaś, że masz chłopaka- odparł podejrzliwie.  —To jakaś ściema Moni. Wiem, że jesteś sama- dodał, zbliżając się do nich.
-To teraz ma – wtrącił pewnie Sagowski, obejmując ją w pasie. — I radzę ci trzymać się od niej z daleka. Jestem w tych sprawach zasadniczy i nie mam zwyczaju dzielić się moimi dziewczynami z innymi. Zrozumiałeś.
-Ale Moni przecież tak dobrze nam się rozmawiało i w ogóle.
-Głuchy jesteś, czy aż tak ciężko myślący? – do rozmowy włączył się i Marek. —Masz się odczepić od Moniki i mojego kuzyna. Wystarczająco dużo namieszałeś w moim życiu i Uli, to chociaż teraz spadaj. Chyba że prosisz się o kłopoty i policję? 
- Nie. Dziękuję- odparł ewidentnie wystraszony.  —Wpadnę do klubu Monika- dodał jeszcze na koniec.
-Dzięki chłopaki- rzekła Milewska po odejściu Dąbrowskiego. —Facet działa mi na nerwy.
-Sama też zapewne dałabyś sobie radę- odparł jej Marek. —Ula opowiadała mi o incydencie w klubie. Podobno powaliłaś go na materac.
-Skoro nie działają słowa, to trzeba inaczej zadziałać Marek.
-A jeśli dalej będzie cię nachodził to mów- wtrącił Artur. — Bez problemu mogę robić za twojego chłopaka- dodał, dając jej również do myślenia nad tym, co właśnie usłyszała od niego, jak i nad tym, co niedawno powiedziała jej Ula. —Może przy okazji ja się uwolnię od takiej jednej Elizy. Od dawna ma ochotę na mnie i teraz kiedy jestem wolny szuka sposobów na spotkanie za mną.

Ula tymczasem ze synkiem poszła do parku na spacer i na umówione spotkanie z Elą. Kowalik bowiem zadzwoniła do niej rano i zapytała o jej wolny czas i chwilę rozmowy. Ona sama z zaproszenia była jak najbardziej zadowolona, bo przez niedzielę dużo myślała o wydarzeniach z soboty i chciała porozmawiać z koleżanką.

 

-To, co masz do mnie Ela? – zagadnęła pierwsza. —Mówiłaś, że masz prośbę do mnie.
-Taka ludzka sprawa, a nie chciałam przez telefon głowy ci zawracać, bo mówiłaś, że usypiasz małego.
-Spokojnie nic się nie stało a na spacer i tak się wybierałam- wtrąciła. —To dowiem się, o co chodzi?
-Mogłabyś umówić mnie z Pshemko? Albo przynajmniej z osobą od waszych magazynów, a która pomogłaby mi wyszukać jakąś ładną sukienkę dla mnie na wesele Natalii. Trochę sklepów odwiedziłam, ale nic nie mogłam znaleźć na moją figurę i rozmiar, a świadkowa powinna wyglądać jako tako.
- Oby nie ładniej od panny młodej. A sukienką się nie martw. Jeśli Pshemko nic nie wskóra to dam ci namiary do Maćka mojego przyjaciela. On rządzi magazynami i starymi kolekcjami. Coś na pewno znajdziesz tam.
-Dziękuję ci Ula. Pomału kompletuje wszystko na wesele. Buciki są, dodatki również. Tak jak facet. Artur zgodził się pójść ze mną. Taka koleżeńska przysługa.
-Tak wiem. Marek mówi mi, że z nim się wybierasz. Trochę dziwne towarzystwo jak dla mnie. Myślałam, że z Tomkiem pójdziesz- przeszła do bardziej interesującego ją tematu.
-Tak samo myślałam- wymruczała. —Tomek dokładnie wiedział, że szukam kogoś na wesele i gdyby tylko chciał, to zaproponowałby mi swoje towarzystwo już dawno. 
-Nie każdy jest taki asertywny i kreatywny jak Artur. A Tomka najwidoczniej coś musi blokować przed pójściem z tobą na ślub i wesele i związek.
-Chyba ma uprzedzenia na związki po związku z Sylwią- stwierdziła cierpko.
-Kiedyś to minie Ela- pocieszała przyjaciółkę. —Marek powiedział mi niedawno, że w końcu odżył po związku z Pauliną. Z Tomkiem może być tak samo.
-Właśnie może- odparła bez wiary. —Szkoda, że nie ma jakichś testów na takie dokładne sprawdzenie czy chłopak albo dziewczyna coś czuje do ciebie.  Związki byłyby prostsze i człowiek nie marnowałby czasu na innych.
-Na pewno łatwiej byłoby żyć, ale dreszczyk niepewności jest taki przyjemny.
- Fakt. I tak źle i tak niedobrze Ula. Nie układa mi się w uczuciach. Tak jak Majce i Julii.
Po powrocie do domu Ula wzięła się za wypisywanie i wysyłanie dodatkowych zaproszeń na aukcję charytatywną, a która miała odbyć się w najbliższą niedzielę. Od Wioletty wiedziała bowiem że zarówno Majka, jak i Julia dalej chodzą po firmie zamyślone i zakochane, ale i nic nie robią w sprawie swoich ukochanych.  Okazją do tego, aby coś się zmieniło było ściągnięcie Janka i Michała z Krakowa do Warszawy i przyjście ich na aukcję. Dla Tomka miała również zaproszenie a obecność dziewczyn i Artur była zapewniona z urzędu.

Kolejne pięć dni sprzyjały rozwojowi znajomości Artura i Moniki, a powodem ich większej zażyłości był Bartek, który nie zamierzał odpuścić sobie Milewskiej. Przychodził do niej do klubu i dalej namawiał na randkę. Artur pojawiał się tam również przy okazji swoich wizyt na siłowni i dalej udawał jej chłopaka. Robił to zresztą bardzo przekonująco, bo Dąbrowski uwierzył w ich związek, ale nie przeszkadzało mu w dalszym uwodzeniu Moniki. Oni jednak robili swoje i po swoich zajęciach razem wychodzili na kolację albo na spacer, lepiej poznawali się, odkrywali wspólne zainteresowania, żartowali i dużo rozmawiali.  Nie było między nimi nieporozumień ani konfliktów. Darzyli natomiast siebie sympatią, szacunkiem i zrozumieniem.
Tymczasem sprawy pomiędzy Julią i Jankiem oraz Majką i Michałem tkwiły w martwym punkcie. Cała czwórka, choć była najbliżej spełnienia swojej miłości, bo darzyli się uczuciem, to sposobności okazać tego nie mieli. Dziewczyny bowiem od dłuższego czasu mieszkały i pracowały w Warszawie a panowie w Krakowie i okazji do spotkań i rozmowy nie było. Rady dawane Julii i Majce przez Ulę i Wiolettę, żeby pierwsze coś zrobiły, nie przynosiły zaś żadnego skutku.  
Najgorzej jednak układały się sprawy pomiędzy Elą i Tomkiem. Elka po rozmowie z Ulą zaczęła żałować, że poprosiła Artura na pójście z nią na wesele i że nie porozmawiała na ten temat z Tomkiem.  Jej plany w redakcji Co tam tajemnicą też nie były i znalazły się osoby, które wyciągały z ich znajomości nieprawdziwe wnioski. W dodatku Tomek również wierzył w te informacje i zaczął jej unikać.

Największa sala Fundacji Heleny Dobrzańskiej tej niedzieli zamieniła się na salę aukcyjną i zabawową i szybko zapełniała się zaproszonymi gośćmi i tymi osobami, które zaproszenia kupili indywidualnie. Chętnych zaś nie brakowało, bo na licytację wystawionych było sporo wartościowych rzeczy. Obrazy, projekty Pshemka, rzeczy podarowane przez znane i lubiane osoby. Ula pomimo małego dziecka, wraz z synkiem, pojawiła się tam również na małe dwie godziny. Jędrzejka zostawiła w gabinecie teściowej pod opieką Betti i Ali i sama mogła uczestniczyć w aukcji i obserwować co się dzieje na sali.
-Zobacz, cały czas są razem- zagadnęła jeszcze na początku aukcji do Marka. — Z przyjemnością patrzy się na ten obrazek. Majka, Julia, Janek i Michał razem- wyrecytowała.
-Kochanie są razem, bo znają się najlepiej. Zwłaszcza panowie. Nie wyobrażaj sobie za dużo- hamował jej zapędy.
-Ja wiem swoje kochanie- twardo stała przy swoim. — Z daleka widać, że czują się dobrze w swoim towarzystwie.  Są wpatrzeni w siebie, uśmiechnięci, radośni i rozbawieni- argumentowała.  — Do końca imprezy też daleko i może dużo się jeszcze wydarzyć. A wszystko to   dzięki twojej mamie, że wpadła na pomysł aukcji i że mogłam ich zaprosić- dodała na koniec.
-Mama zawsze miała trafne pomysły na takie charytatywne imprezy i na zasilenie konta fundacji- odparł.
Tymczasem kolejną pozycją na liście aukcyjnej był Artur. Jego oferta miała też spore zainteresowanie, bo z pięciuset złotych kwoty wywoławczej szybko zrobił się tysiąc.
-Artur robi furorę- zagadnęła Monika do stojącej obok Konstancji. —Zwłaszcza ta blondyna jest zawzięta na niego.
-To Eliza- wyjaśniła kobieta. —Już dawno była zainteresowana Arturem. Jeszcze za moich czasów. Ale Artur minę ma nieciekawą, gdy podbija cenę- dodała.
-Osiemset dwadzieścia- zawołała nieoczekiwanie Milewska w stronę licytatorki. —Artur pomógł mi ostatnio, to czas się odwzajemnić– wytłumaczyła zdziwionej Grylak.
Parę minut później prowadząca po raz ostatni uderzyła młoteczkiem i oświadczyła, że sprzedane pani w koszuli w niebiesko-białe paski za półtora tysiąca.
-Niezła licytacja- odezwała się chwilę później Konstancja. —Zrobiłaś Elizę na szaro.
- Dzięki. Myślisz, że mogę rozłożyć zapłatę na raty? – zapytała przyszłą bratową.
-Jestem twoim dłużnikiem- usłyszały chwilę później głos Artura. —Zdecydowanie nie miałem ochoty na wyjście z Elizą.
-Drobnostka- odparła. —Ty pomogłeś mi z Bartkiem, to się odwdzięczyłam.
-Czegoś takiego się nie spodziewałam- rzekła również w drugim końcu sali Ula do Marka. —Nasza Monia wylicytowała Artura.
- Nie powiem, mnie również zaskoczyła- odparł. —Ciekawy jestem, co nią kierowało. Nie mówiła nic, że chce wziąć udział w licytacji.
-Może to był instynkt. Albo Moni zaczęła coś czuć do Artura- dedukowała. —Mówiłeś, że w ostatnio widywali się częściej.  Gdyby tak jeszcze między Elką i Tomkiem coś się wydarzyło- zamarzyła na koniec.
Na te coś długo czekać nie musiała, bo w kolejnej licytacji udział wziął Tomek razem z redakcyjnym kolegą Mikołajem, a przedmiotem ich wzajemnego licytowania się była Mikołajkowa niespodzianka dla niej.   Inne osoby chętne również były, ale widząc ich zawziętość odpuściły sobie. Po zaciętym boju zwycięzcą został Tomek, który za wylicytowaną rzecz dał siedemset złotych. Chwilę później i ku zdziwieniu Eli niespodzianka trafiła do jej rąk.  Zawartość paczuszki zaś zaskoczyła wszystkich.

 

Tego dnia przypadały również Mikołajki, to aukcja została połączona z mikołajkową zabawą dla dzieci objętych opieką fundacji Dobrzańskiej. Zaproszony zespół grał dziecięce melodie, a na stole pojawiły się słodycze, ciasto, owoce, napoje, gorąca czekolada, chipsy i kawa dla dorosłych. Przyszedł również Mikołaj z drobnymi upominkami dla dzieci.  Ula jednak w tej części już nie uczestniczyła, bo razem z dzieckiem i mężem pojechała do domu. Tymczasem we fundacji zaczęły się dziać wyjątkowe rzeczy.
 
CDN PO MINI WIELKANOC