poniedziałek, 26 marca 2018

Wielkanoc 2018 Cykl mini.


(…)
Idą święta, wielkanocne idą święta.
O tych świętach nasz baranek pamięta.
Ma na szyi mały dzwonek dźwięczący,
będzie dzwonił, będzie skakał po łące. –
nuciła Emilka przygotowując z ojcem koszyczki do święconki.


-Dlaczego robimy baranka z masełka, a nie inne zwierzątko? Na przykład zajączka? - pytała ojca, przerywając piosenkę. —Przecież baranka robi się i z masła i z cukru, czekolady i jeszcze z ciasta jak babeczki, a zajączka z samej czekolady.
-Taka jest tradycja kotku- odparł, układając w koszyczku chleb i babkę. — Poza tym trudno byłoby zrobić zajączka z masła, bo zajączek ma zbyt duże uszy i pod serwetką nie mieściłyby mu się. Przykleiły i zniekształciły pod przykryciem.
-Ja mam z czekolady i wychodzą mu i jest dobrze- argumentowała po swojemu niespełna siedmiolatka.
- To prawda kochanie, ale czekolada to co innego niż masło.  Baranek jest mniejszy i łatwiejszy do ustawienia w koszyczku.  Przynieś ze stołu jeszcze sól i wędlinę.
-Brakuje jeszcze jajek- oznajmiła ojcu.  —A jutro musimy podzielić się nim. Pani mówiła w przedszkolu. My, babcia Helena, dziadek Krzysiu i wujek Pshemek.
-Jajka chłodzą się we wodzie kochanie. Włożymy je, jak ostygną i jak obkleimy nalepkami. Nie chcemy przecież, żeby baranek od nich się roztopił.
-Pani mówiła nam jeszcze, że jajko jest symbolem nowego początku czegoś i nowego życia.
-Bo to prawda. Jajeczka oznaczają początek nowego życia i nadziei. 
- A gdzie jest mama? – zagadnęła nieoczekiwanie. —Chciałam zapytać o coś- dodała poważnie.
- Mamę zapytać- zdziwił się, patrząc podejrzliwie na córeczkę. —Zawsze mnie pytałaś o wszystko.
-Ale tego możesz nie wiedzieć tatusiu - stwierdziła bardzo sugestywnie.
-Może jednak będę wiedział- nalegał.
-Skąd ja i Tomek wzięliśmy się w brzuszku mamy? -  zapytała, spoglądając wymownie na ojca. — Tak jak i Nati, Sara i ten ich trzeci dzidziuś co go nie widać, a jest w brzuszku cioci Wioletty? Natalka powiedziała, że jej tatuś powiedział, że ciocia jest bez humoru, bo jest przy nadziei.
-Aha- odparł z zakłopotaniem.
- Natalka powiedziała jeszcze, że jej mama powiedziała, że to wujek Sebastian dał dzidziusia cioci Wioli, bo zasiał nasionko w jej brzuszku i z niego rośnie dzidziuś jak roślinka w ziemi.  To jak to jest z dziećmi.
-Kochanie- zawołał Marek w stronę góry domu, gdzie Ula ubierała synka na wyjście do kościoła. —Emi chce wiedzieć, skąd się biorą dzieci.

Rozmowę uświadamiającą Emilkę Ula odkładała tak długo, jak się dało. Najpierw poszli na święconkę a później na spacer. Popołudniem zaś włączyła pociechom bajki, a sama zajęła się pakowaniem całej czwórki. Marek bowiem z okazji jej niedawnych urodzin zorganizował im romantyczny trzydniowy wyjazd we dwoje, a dzieci w tym czasie miały zostać pod opieką dziadków. Z upływem czasu i zbliżającej się kolacji Ula miała nadzieję, że córka zapomni o sprawie, a ona będzie mogła przygotować się na rozmowę. Po kąpieli jednak sprawa dzieci wróciła i przebiegała przy zamkniętych drzwiach w pokoju Emilki. Usiadła razem z córeczką na jej łóżeczku i patrząc na ich wspólne zdjęcie w ramce zastanawiała się, co ma powiedzieć niespełna sześcioletniej dziewczynce. Marek tymczasem pomimo wysiłku podsłuchiwania nic nie słyszał.


-Kochanie, gdy jakaś pani i pan a w twoim wypadku mamusia i tatuś bardzo kochają się, to są bardzo blisko siebie- mówiła rozważnie dobierając słowa. —Śpią razem w jednym łóżku, całują się, pieszczą, przytulają. Zdarza się też, że gdy idąc spać, nie ubierają się w piżamkę, tylko tak jakby rozrabiają w łóżku i wtedy czasami w brzuszku kobiety pojawia się dzidziuś. Na początku jest bardzo malutki i nie widać go, ale z każdym dniem rośnie i kiedy nadchodzi dzień, że nie ma miejsca w brzuszku mamy, to się rodzi. Dzidziuś to taka mała fasolka, która rośnie i wyrasta na dziecko.
-Natalka mówiła o groszku- wtrąciła Emilka.
- Kochanie groszek, fasolka na jedno wychodzi. To ziarenko i to ziarenko.
-Nie chłopiec i dziewczynka? – dopytywała.
-Możemy ustalić, że fasolka to dziewczynka Jolka, a groszek to chłopiec Grześ.
-To, jak zjemy fasolkę, to będzie dziewczynka, a jak groszek to chłopiec? -  wydedukowała.
- Nie do końca kochanie. Nie ma różnicy, co się je i ani mama, ani tata nie decyduje, czy urodzi się chłopiec, czy dziewczynka. To geny decydują. Każdy człowiek ma w sobie te geny, które są odpowiedzialne za wiele rzeczy. Między innymi za to, jacy jesteśmy.
-To bardzo trudne mamusiu- stwierdziła głosem bezradności.
- Bo to jest skomplikowane kochanie- odparła łagodnie. Jak będziesz większa to zrozumiesz. Teraz najlepiej będzie, jak kupię ci książeczkę o tych sprawach i o tym, jak zbudowane jest ciało człowieka- dodała, postanawiając przekupić nieco córeczkę, aby na dzisiaj zakończyć jej pytania. —Obejrzymy razem obrazki i wtedy porozmawiamy. Albo jakąś zabawkę edukacyjną z lalką- nęciła.   Zgoda?
- Zgoda- odparła bez namysłu.

Późnym wieczorem, gdy Ula przyszła do sypialni Marek nie mógł oprzeć się pokusie, aby nie zapytać o przebieg rozmowy.
-No i kochanie- zagadywał.
-Co no i? – pytała bez zainteresowania.
-Jak poszło ci z Emilką? Ja kiedyś będę Tomka uświadamiał, to chciałbym wiedzieć co mówić.
-Skoro już wiedziała o brzuszku mamy, to oszczędziłam jej opowiadań o kapuście i bocianie i powiedziałam, że dziecko rośnie w brzuszku mamy po tym, gdy rodzice rozrabiali w łóżku.
-Rozrabiali? - rzekł wyraźnie rozczarowany. —Tylko tyle? Trochę dziwne stwierdzenie, jak na rozmowę uświadamiającą. 
-A może miałam mówić jej o członkach, pochwie, stosunku i dojrzewaniu? – wtrąciła  kpiąco. — Albo zrobić wykład o motylkach czy powiedzieć, że czym Tomek robi teraz siusiu, to kiedyś będzie  robił dzieci.
- Nie. Po prostu pytam, czy nie dociekała jak to ona? – odparł spokojnie. — A tam na marginesie kochanie to strasznie lubię rozrabiać w łóżku- dodał, szepczą do jej ucha.
-Kto by pomyślał- wymruczała, czując jego usta na szyi.

Następnego dnia po ósmej Marek zapakował bagaże i rodzinę do samochodu, a Ula żurek, pasztet, sernik oraz ulubione babeczki dzieci i pojechali do Dobrzańskich seniorów na śniadanie wielkanocne. Na miejscu czekał na nich również Pshemko, to mogli od razu usiąść do stołu podzielić się jajkiem i złożyć życzenia.


Po śniadaniu na dzieci w ich pokoiku w domu dziadków czekały drobne prezenty od zajączka, a po dwunastej Ula i Marek udali się na lotnisko i odlecieli do Świnoujścia.  Stamtąd zaś nocnym rejsem do Ystad. Przeprawa promem Polonia była jedną z atrakcji ich wyjazdu i dostarczającą im niezapomnianych chwil.




-Jest tu prawie tak pięknie, jak w SPA- rzekła Ula do męża, stojąc na pokładzie promu, oglądając oddalające się Świnoujście i patrząc na wodę Bałtyku.
-Prawie- mruknął z niezadowoleniem. —Staram się już siedem lat pobić SPA i nic. Myślałem, że chociaż teraz zachód i wschód słońca na promie przebije SPA. W końcu kochanie pomysłów zacznie mi brakować.
-Na pewno nie zabraknie. Jesteś taki kreatywny.
-No nie wiem.  Nie wiem, co to będzie za te pięćdziesiąt lat. Nadzieja w tym, że skleroza nas dopadnie i nie będziemy pamiętać, co był parę lat wcześniej.
-To taką nam starość szykujesz Marku Dobrzański- rzuciła z wyrzutem. —Może jeszcze złośliwych staruszków.
-Nudno nie byłoby przynajmniej- podchwycił jej odpowiedź. —A tak czekałyby nas tylko ciepłe kapcie, kocyk, fotel bujany, ewentualnie jakaś gazeta albo książka i jedynie co obchodziłoby to regularne posiłki.
-Jesteś okropny- droczyła się z nim. —Mile okropny. Ja naszą starość inaczej sobie wyobrażam. Wspólne spacery, wieczory, kominek, pies i kot. Ale to miłe, że chcesz zostać ze mną tyle lat.  
-Oczywiście, że zamierzam być z tobą do samej starości kochanie. W chorobie i zdrowiu i tak długo, dopóki nas Bóg nie rozłączy.



Tej nocy, choć mieli swoją kajutę nie kładli się spać, bo na pokładzie było wystarczająco dużo atrakcji. Na dobry początek nocy była kolacja a później można było pójść na dyskotekę, do sklepu, na program muzyczno- taneczny albo barmański, do czytelni, restauracji, małej sali kinowej albo na piwo do Pubu. Najwięcej jednak ludzi przewijało się na otwartym pokładzie, bo noc jak na początek kwietnia była ciepła a niebo bezchmurne. Pasażerowie mogli skorzystać z lunet i oglądać niebo albo wypatrywać lądu.  Rejs zaś skończył się śniadaniem i symbolicznym polaniem wodą.

Z trafieniem do szpitala Emilka problemów nie miała, bo jadąc do przedszkola albo dziadków mijała go. Była tu zresztą ponad rok temu po zatruciu pokarmowym w przedszkolu. Z wejściem do środka poradziła sobie również, bo poszła do największych rozsuwanych drzwi  z podjazdem do karetek. Pojawienie się zaś tuż po siódmej samotnej dziewczynki na Izbie Przyjęć zdziwiło obecny tam personel. Tłoku o tej porze nie było, bo pacjentów z przejedzenia z pierwszego dnia świąt już nie było, z drugiego zaś jeszcze nie było. Tak jak i amatorów Śmigusa Dyngusa, to pielęgniarka z lekarką zainteresowały się nią.



 -Dzień dobry – przywitała się poważnie, podchodząc do kontuaru. — Chciałam spytać, jak to jest z tymi dziećmi w brzuszku- szybko wyjaśniła cel swojej wizyty i zanim ktokolwiek zdążył się odezwać. — Ja z dziadkiem i Tomkiem rozrabiałam w łóżku i spałam z dziadzią, a mama powiedziała mi, że jak się rozrabia, śpi i całuje to są później dzieci.
-Jak ci na imię skarbie? - zapytała lekarka na dobry początek rozmowy, bo sytuacja, choć zabawna ze względu na rozrabianie i łóżko wyglądała poważnie. —Ja mam na imię Justyna, a to jest siostra Monika- dodała na zachętę.
Oceniła również wizualnie dziewczynkę i po droższych ubraniach i butach stwierdziła, że pochodzi z zamożniejszej rodziny.
-Emilka Dobrzańska- odparła grzecznie.
-Emilko, jeśli boisz się, że możesz mieć dziecko, to zapewniam cię, że na pewno nie teraz-  uspakajała łagodnie. —Jesteś za mała.
-Tak myślała, że brzuszek mam za mały- stwierdziła wyraźnie ucieszona. — Ale ciocia Wiola powiedziała kiedyś, że to dziadek i wnuczka a dzidziusia im się zachciało.
-Czasami dzieci źle rozumieją dorosłych- rzekła, sadzając ją na blacie kontuaru. —Możesz powiedzieć nam, gdzie są twoi rodzice? – pytała zachęcająco. —Pewnie bardzo się martwią, że nie ma cię w domku i łóżeczku.
-Wyjechali na trzy dni statkiem za morze i teraz razem z moim małym braciszkiem Tomkiem mieszkam u babci Heleny i dziadka Krzysia- wyjaśniła szczegółowo.
-Rozumiem- odparła lekarka, zbierając się na zadanie następnego pytania. —A opowiesz mi jeszcze o tym jak to rozrabialiście z dziadkiem w tym łóżku? Dziadek skrzywdził cię albo brata? A może było fajnie?
- Bawiliśmy się razem w wojnę poduszkową, gilgaliśmy, wygłupialiśmy i wylało się nam kakao na kołderkę- mówiła z ożywieniem. —Wtedy przyszła babcia i powiedziała, że rozrabiamy, a powinniśmy już dawno spać z Tomkiem. Później dziadek czytał nam bajkę i spaliśmy razem trochę.
-To miałaś udaną zabawę z dziadkiem- odparła z ulgą, bo wyglądało na to, że jej domysły się nie sprawdziły. —Chyba bardzo dziadka lubisz.
-Tak- przytaknęła, kiwając również głową. —Przychodzi po mnie do przedszkola, gdy mama i tata pracują. Babcię też lubię, ale nie rozpieszcza mnie tak jak dziadek. Jest bardziej surowa i nie pozwala na niektóre zabawy, a dziadek pozwala.
-Babcie czasami tak mają skarbie, że marudzą, ale bardzo kochają swoje wnuczęta- zapewniała.   — Teraz pewnie martwi się z dziadkiem, że ciebie nie ma. Znasz może numer telefonu do dziadków albo ich adres.  Trzeba odwieść cię do domu.
-Wiem, gdzie mieszkają- odparła. —Na Wesołej numer pięć.

Do domu, choć nie było to do końca zgodne z prawem, wróciła karetką.   Tam zastali już radiowóz i spanikowanych Dobrzańskich. Dziadkowie zdążyli zauważyć jej nieobecność tak jak i brak jej butów, kurtki, czapki i szalika i zawiadomili policję o zniknięciu wnuczki. Bez wyjaśnień nie obyło się jednak i doktor Justyna opowiedziała o powodach ucieczki małej Dobrzańskiej. Na szczęście władza nie miała nic do Krzysztofa i tak jak personel szpitala uważała całe zajście za zabawną historię.  Na telefon do Uli i Marka dziadkowie nie zdecydowali się, bo wszystko skończyło się szczęśliwie, a im tylko zepsułoby wyjazd.
Popołudniem z Rysiowa do Dobrzańskich razem z Beatką przyjechali drudzy dziadkowie i spędzili razem kilka godzin.  Obie rodziny Dobrzański i Cieplakowie starali się trzymać tradycji i odwiedzać w czasie dwóch najważniejszych kościelnych świąt w roku. Teraz pomimo braku Uli i Marka było podobnie. Był wspólny obiad, spacer, podwieczorek, kolacja i polanie wodą. Trzynastoletnia już Betti zajęła się też pilnowaniem swoich siostrzeńców i zabawą z nimi. Dziadkowie bez obawy mogli zostawić wnuków pod jej opieką i zająć się rozmową, bo była sumienna, odpowiedzialna i rozważna.

Ula i Marek tymczasem nieświadomi wydarzeń w domu dobili do Ystad i zameldowali się w pokoju hotelowym. Po śniadaniu i zaopatrzeni w przewodnik poszli zwiedzić okolicę. W ich trzydniowych planach było obejrzenie charakterystycznych kamieni, zamku, kilku kościołów, centrum miasta, nabrzeża oraz muzeum. Postarali się również o kupno pamiątek dla rodziny i znajomych.



-Miło jest spędzać czas z dziećmi, ale brakowało mi sam na sam z tobą Marek- rzekła Ula podczas wieczornego poniedziałkowego spaceru. —Jest tak przyjemnie.
-Dzieci rosną, to będziemy mieli coraz więcej czasu dla siebie kochanie- odparł, przytulając do siebie. —Nie będą tęskniły, jak będziemy wyjeżdżać, zadawać trudnych pytań.
-Możliwe, ale nie zapomnij, że małe dzieci mały kłopot, a duże dzieci duży kłopot- stwierdziła klarownie. —Na razie jest spokój i jedynie jest problem, gdy mają iść spać albo jeść. Dopiero później zaczną się problemy.  Szkoła, wagary, dorastanie i bunt nastolatka. Mamy jeszcze jakieś dziesięć lat spokoju.
-Racja. Zwłaszcza jak wdają się w tatusia. Ty zawsze byłaś taka ułożona, nie psociłaś. Wiem od twojego ojca.
-Nie wiem, czy jest to powód do chwalenia się albo dumy Marek- rzuciła z ironią za jego wypowiedź.
-Wolałabyś być łobuziarą? Być może nie zakochałbym się w łobuziarze, nigdy nie spotkalibyśmy się albo nie dogadywali.  Miałem dość takich zabawowych kobiet.
-Chyba że Marek.




W środę wieczorem Ula i Marek samolotem wrócili do Warszawy i prosto z lotniska pojechali na kolację do Dobrzańskich oraz odebrać swoje pociechy. Stęsknione dzieci rzuciły im się też od razu w ramiona, a oni dowiedzieli się o historii z drugiego dnia świąt.
-Byli grzeczni? – zapyta Ula, gdy usiedli już przy stole. —Tylko tak szczerze.
-Najedliśmy się trochę strachu Ula- zaczął jej teść, ale patrząc na wnusię. —Emilka w poniedziałek wcześnie rano wybrała się na samotną wyprawę do szpitala- sprecyzował.
-Prawdziwą karetką przywieźli mnie do domu mamusiu i była policja w domu- wtrąciła Emilka, zanim Krzysztof przeszedł do szczegółów.
-To prawda kochani- kontynuował Krzysztof. —Szybko zauważyliśmy jej nieobecność. Najpierw szukaliśmy w domu a później, gdy okazało się, że nie ma kurtki i butów to w ogrodzie i okolicy. W końcu zawiadomiliśmy policję.
-Prima Aprilis był w niedzielę- rzekła Ula, choć na żart to nie wyglądało. Zwłaszcza że Emilka o podwiezieniu przez karetkę mówił bardzo poważnie.
-Nie jest- odparł senior Dobrzański. —To taki trochę zabawny zbieg okoliczności. 
-To, co się w stało, że tam poszła? – zapytał rodziców Marek. —Coś jej było?
-Chciała dowiedzieć się, jak to jest z dziećmi-  wyjaśniła Helena. —Bała się, że skoro spała z dziadkiem, to może mieć dziecko.  
-Emi, co ci do główki przyszło samej wychodzić i iść do szpitala? - rzuciła Ula z reprymendą w stronę córki.  —Mogło ci się coś naprawdę stać. Tyle razy mówiliśmy ci, żebyś sama nigdzie nie chodziła i nie rozmawiał z nieznajomymi.
-Nie było was, a babci nie chciałam pytać- odparła ze skruchą mała Dobrzańska. — Dziadek to mąż babci i mogła być zła na mnie za to. A mówiłaś mamusiu, że dzieci biorą się, jak się rozrabia w łóżku, a ja z dziadkiem rozrabiałam i spałam- mówiła tak, jakby chciała winę zrzucić na mamę.
- To tylko dziecko Ula- usprawiedliwiała wnuczkę Helena. —Nie taki rzeczy przychodzą dzieciom do głów.
-Ty i twoje rozrabianie kochanie – rzekł również Marek do Uli rozbawiony wyjaśnieniami córki. —A ty kotku- zwrócił się do córeczki, pstrykając delikatnie w nosek —nie rób więcej takich akcji.  Oprócz tego, że mogła stać ci się krzywda, jak mówiła mama, to zmartwiłaś dziadków.
-I będziecie musieli poważnie porozmawiać ze mną?  Tak dziadzia mówił- podsumowała ojca.



8 komentarzy:

  1. Kochana ty to masz fantazję. Rozrabiali w łóżku. Uśmiałam się do łez. A mała Emi to w ogóle powalił mnie. Ale i takie pomysły przychodzą do głowy.
    Nie będziemy już widzę, widziały się to również Wesołych Świąt. 🐤🐰

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Patka.Po błędach wnioskuję, że znowu pisałaś w autobusie. :)
      Tak Emi to dziecko z pomysłami jak mało które. Jest też ciekawe świata.Jak każde inne w jej wieku.
      Pozdrawiam miło i dzięki za wpis.

      Usuń
  2. Tobie również Wesołych Świąt oraz mokrego dyngusa.
    Marek jak zwykle w twoich miniaturkach jest wspaniałym mężem ale i świetnie sprawdza się w roli ojca.
    Mała Emilka jest przecudna, przezabawna i jeszcze kilka takich prze by się znalazło. Faktem jest, że małe dzieci mają niesamowite pomysły i równie niesamowicie są ciekawe świata i życia. To Ulki tłumaczenie było świetne.
    Aczkolwiek jestem troszkę ale to naprawdę troszkę zawiedziona. Myślałam, że po takiej gorącej nocy w czasie Świąt Bożego Narodzenia to pani Dobrzańska będzie w stanie błogosławionym. Myślę jednak iż Marek pozazdrości przyjacielowi trzeciego dzidziusia i sam weźmie się do roboty.
    Pozdrawiam serdecznie
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DZięki za życzenia i nawzajem.
      Czy kiedyś i Ulę po raz trzeci zrobię mamą to nie wiem. Tak daleko nie wybiegam myślami. Po tym co zrobiła Emi mogą mieć dylemat. Ale nie mówię, że nie.
      Chyba prawie każde dziecko kiedyś zadaje te pytanie o dzieci. Tu nie było inaczej.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  3. Twoja Emilka potrafi kompletnie rozbroić człowieka. Niewiarygodne, co czasem może przyjść dzieciom do głowy. Pytanie "skąd się biorą dzieci" naprawdę musiało ją dręczyć, skoro trafiła z nim do szpitala. Odważne dziecko. Tak czy siak cała sytuacja bardzo zabawna i czytałam z uśmiechem na ustach. Marek i Ula złapali trochę oddechu uwolnieni od rodzicielskich obowiązków. To świetny pomysł i takie wyjazdy sam na sam są jednak potrzebne, żeby choć na chwilę oderwać się od codzienności i zadbać o higienę własnych nerwów. Tym razem Wielkanoc zeszła nieco na dalszy plan. Emilka rośnie i takie niewygodne dla rodziców pytania będą się pewnie pojawiać coraz częściej.
    A ja życzę Tobie i Twoim bliskim pięknych, wiosennych świąt, uśmiechu i pozytywnej energii. Wszystkiego najpiękniejszego. :)
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również Wesołych Świąt.
      Dokładnie tak. Nawet w najbardziej kochającej się rodzinie, rodzice potrzebują trochę czasu tylko dla siebie , intymności , odpocząć od dzieci ich pytań i psot. Zwłaszcza gdy tym dzieckiem jest Emilka. I miło mi, że Emi umiała wprawić Cię w dobry nastrój.Pomimo tego że sytuacja była nie do końca zabawna.
      Fakt tym razem mniej o świętach , bo nie miałam żadnego konkretnego pomysłu na święta to połączyłam obie te rzeczy.
      Dzięki za pis i pozdrawiam miło.

      Usuń
  4. Hahaha. Ach te dzieci. Emilka jest genialna :D Gdy zobaczyłam słowo szpital myślałam że naprawdę coś się stało Emilce. Fajny pomysł z tym wyjazdem Uli i Marka. Taka miła odmiana :) Viola i Seba - rozszaleli się z tymi dziećmi. Już trzecie. :D
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak myślałam, że Emi będzie na pierwszym miejscu. Zastanawiałam się tylko czy nie przesadziłam z tym szpitalem. Dlatego też musiałam gdzieś wysłać Ulę i Marka a romantyczna podróż wydawała się idealna.
      Dzięki za wpis i pozdrawiam miło.

      Usuń