sobota, 30 kwietnia 2016

Wypadek Marka. Miniaturka



+18

Było już dawno po siedemnastej, ale część pracowników F&D ciągle była w firmie. Za trzy dni miał odbyć się pokaz kolekcji F&D Gusto i zostało wiele jeszcze do zrobienia. To, co przygotowywane było przez miesiąc musiało być poprawione w ciągu niespełna pięciu dni. Cała ekipa pracowała, więc na zdwojonych obrotach. Uli trudno było jednak skupić się na pracy. Myślami była w szpitalu z Markiem. Rano, gdy wracał do domu po całonocnej wspólnej pracy miał wypadek. Czuła się winna i chciała go przeprosić i powiedzieć, że kocha. Nie miała jednak okazji ani porozmawiać z nim ani nawet zobaczyć się.  Była w szpitalu, ale Paulina jego była albo i niebyła narzeczona broniła wstępu do niego. Do firmy wróciła smutna i zrozpaczona.
On już wybrał -myślała ze smutkiem. Wybrał Paulinę a mi znowu przyjdzie płakać.  Najchętniej już chciałabym sobie popłakać. Być już w domu w swoim łóżku i porządnie sobie popłakać. Ale jeszcze nie mogę. Nie mogę zostawić firmy i pokazu.

Wzięła się w końcu w garść i poszła do Sebastiana podpisać umowy dla modelek. Miała też ochotę wypytać go o Marka. Paulina tylko pobieżnie powiedziała o jego stanie zdrowia. Seba był u niego później i może wiedział coś więcej.
-Wiesz może jak z Markiem?-zapytała na sam koniec.  – Paulina mówiła mi, że miał mieć jakieś badanie. Coś wykazało?
-A może po prostu pójdziesz do niego i sama sprawdzisz-rzekł niemiło.
- Po, co?-spytała wzruszając ramionami.
-Ula a po co chodzi się do szpitala?- zapytał z ironią. –Albo idzie się na badania, leżeć tam albo w odwiedziny.
- Byłam tam rano i Marek nie chciał mnie widzieć-bronił się.
-Co!?-zdziwił się.
-Paulina mi tak powiedziała. Spotkałam ją na korytarzu i powiedziała mi, że to do niej dzwonił i żeby przyjechała.
-Powinienem się domyślić- pokręcił z niedowierzaniem głową. – Ula to są jakieś totalne bzdury. Owszem dzwonił, ale nie on tylko jakaś pielęgniarka na domowy numer. On tam czekał na ciebie. Tylko na ciebie. Pytał nawet mnie czy wiesz i czemu nie przyjechałaś. On cię kocha cię Ula. Mogłabyś w końcu, w to uwierzyć.
-Naprawdę- wyraźnie rozpromieniała.
-Tak Ula-rzekł stanowczo. – Powinnaś teraz do niego pojechać.
-Tak właśnie zrobię Seba-rzekła wstając zza stolika. Nie mogę dopuścić żeby miłość mojego życia wyjechała.

Dwa razy nie trzeba było jej zachęcać.  Wzięła tylko torebkę, złapała pierwszą lepszą taksówkę i pojechała. Gdy dojechała do szpitala na dworze było już szaro.  W jego sali również panował mrok. Drzwi były uchylone to nawet nie pukała tylko weszła.  Marek spał, chwilę popatrzyła na niego w końcu podeszła i wzięła za rękę.   Marek z drzemki przebudził się chwile później.  Przez na wpół otwarte i zamglone oczy zauważył siedzącą przy nim kobietę, ale w sali było ciemno i Ulę wziął za Paulinę. Nie chciał rozmawiać z nią ani wysłuchiwać o czekającej ich podróży. Zamknął oczy i wolał dalej udawać, że śpi z nadzieją, że Paulinie wkrótce znudzi się czekanie i wyjdzie.
-Marek –szepnęła.  W końcu obudziłeś się.
-Ula? – rzekł cicho jakby do siebie. – Przyjechałaś jednak- ucieszył się i uścisnął jej dłoń.
- Tak. Rano też byłam, ale Paulina nie dała mi się z tobą zobaczyć-tłumaczyła się wpatrując się w niego. – Nie mówmy jednak o tym teraz- dodała i machnęła ręką.  – Przyjechałam, bo muszę powiedzieć ci coś ważnego.   Rozmawiałam z Sebastianem i powiedział mi, że, że ty. Jeśli to prawda Marek to wspaniale, bo ja też cię bardzo mocno kocham.
- Co?- zapytał i chciał podnieś się, ale nie dał rady.  – Ula możesz zawołać lekarza. Coś się dzieje z oczami. Widzę jakby przez mgłę a w głowie kręci mi się.

Parę minut później Marek przewieziony został na ponowną tomografię a prosto po niej na salę operacją.  Dowiedziała się tylko, że powstał krwiak i uciskał na nerwy wzrokowe. Marka z pracowni tomograficznej wywieźli chwile później.
-Ula –szepnął wyciągając do niej rękę. Kocham cię nad życie i jedyne, czego pragnę to ożenić się z tobą. Obiecaj mi, że jak wyjdę stąd cały to wyjdziesz za mnie.
-Oczywiście, że za ciebie wyjdę kochanie- odparła ujmując jego dłoń i idąc obok jego łóżka. – Tylko szybko wyzdrowiej i nie myśl, że może coś ci się stać.
-A Piotr-dopytywał się nie zważając, że przysłuchują się tej rozmowie dwie pielęgniarki.
- Powiedziałam mu dzisiaj, że między nami się nie uda i że go nie kocham. Zrozumiałam to dopiero, gdy dowiedziałam się, że miałeś wypadek.
- Tak bardzo cierpiałem, gdy widywałem was razem a później ten wyjazd –mówił ze smutkiem.
- Nie myśl o tym już- przerwała mu.  – Teraz najważniejsze jest twoje zdrowie.
-Musimy już wjeżdżać na blok- tym razem przerwała im jedna z pielęgniarek, gdy znaleźli się przy rozsuwanych drzwiach. – Może pani dać buzi narzeczonemu na do widzenia –dodała na, co oboje uśmiechnęli się.
-Pa kochanie-rzekła z czułością.
-Pa - odparł i puścił jej rękę.
Po zniknięciu Marka za drzwiami bloku operacyjnego zadzwoniła do Sebastiana.  Chciała powiadomić również Dobrzańskich, ale nie znała ich numeru telefonu i poprosiła o to Sebastiana. Zadzwoniła również do domu, aby ojciec się nie martwił.  Olszański do szpitala miał najbliżej i zjawił się parę minut później razem z Wiolettą. Wkrótce po nich dojechali Dobrzańscy z Pauliną. Rodzice Marka skierowali się prosto do dyżurki a Paulina dołączyła do Sebastiana i Wioletty.
-Mogę wiedzieć, co pani tu znowu robi- syknęła.
-Może tak milej- odpowiedziała za Ulę, Wioletta. –  Ula była przy nim jak zaniewidział i ma prawo tu być.
- To dziękuję, ale teraz już poradzimy sobie bez pani- mówiła wyniośle.
-Paula- wtrącił się do rozmowy Sebastian ostrym tonem. –  Przestań się ośmieszać i zrozum w końcu, że Marek cię nie kocha.  Nie ko-cha- przesylabizował.  Kocha Ulę. Tylko Ule i z nią chce być. I to z nią się ożeni jak tylko wyjdzie ze szpitala. I Ula ma prawo tu być. A to, co zrobiłaś rano to było świństwo mówiąc tak po ludzku. Myślałaś, że się to nie wyda?
- A może miałam siedzieć z założonymi rękoma- odparła nieuprzejmym tonem. – Jestem pewna, że gdybyśmy wyjechali to Marek wróciłby do mnie.
- Nawet za sto lat tego by nie zrobił Paulino. A wiesz, dlaczego?-zapytał Sebastian. Bo jesteś wyniosła i zimna.
-Dokładnie tak- zawtórowała Wioletta. –   Jesteś zimna jak ten martwy płaz.
 -A ona jest zwykłą uzurpatorką – warknęła Febo. Podstępem zdobyła władzę i wszystkich ogłupiła.  A wy staliście się beznadziejni i pozbawieni rozumu- rzekła spoglądając z pogardą na Sebastiana i Wiolettę. Okradnie firmę i zostaniecie z niczym.
- Ula nie jest z tych- wstawiła się Wioletta za przyjaciółką.   Ona jest porządna. Złodziejką też nie jest.  Można polegać na niej jak na tym Czarnym Ali Babie.
- Spokojnie Wiola- odezwała się w końcu Ula. –  Po pierwsze nie jestem żadną uzurpatorką- zwróciła się do Pauliny.  Gdyby nie ja to firma poszłaby z torbami albo władze przejąłby pani brat, co byłoby jeszcze gorsze niż bankructwo. Nowa kolekcja to jest szansa na odbudowanie firmy.
-Kolekcja-zaśmiała się.  – Pshemko ze szczytu spadnie na samo dno.
- A po drugie – kontynuowała Ula nie zważając na jej krytykę.  – Marek nigdy nie związałby się z panią, bo ma swój rozum i wie, jakie ciężkie życie czekałoby go z panią.
Odpowiedzieć nie zdążyła, bo na korytarz wrócili Dobrzańscy i po dowiedzeniu się o jego zdrowie wyszła tłumacząc się pakowaniem.
Rodzice Marka byli dla niej zdecydowanie milsi i nie dali odczuć, że jest tu niemile widziana.  Pokrzepiające też były ich słowa.
- Znam dobrze Marka i wiem, że teraz zakochał się naprawdę pani Urszulo- rzekł Dobrzański przysiadając obok niej. – Nigdy tak jak przez ostatnie tygodnie się nie zachowywał.  Szkoda, że pani wyjeżdża- rzekł z żalem.  – Gdyby mógł to nieba przybliżyłby pani.
- To bardzo miłe, co pan mówi- odparła lekko zakłopotana.  – I jednak nie jadę.
– Miło to słyszeć – odezwała się również Dobrzańska. –  Muszę przyznać się, że gdy Marek powiedział mi, dla kogo rzuca Paulinę byłam mocno zszokowana i uważałam to za kaprys i kolejne przelotne uczucie-wyznała szczerze. –  Próbowałam nawet dla jego dobra odwieść go od tego pomysłu, ale on uparcie trzymał się swoich uczuć i deklaracji.  Nie znałam cię dobrze, wiedziałam tylko o nieatrakcyjnym wyglądzie i nie myślałam, że Marek spojrzy na wnętrze kobiety. Zrobił to chyba po raz pierwszy w życiu. Zawsze obracał się wśród pięknych kobiet.
- Mi również trudno było w to uwierzyć, że pokochał mnie, taką prostą dziewczynę z Rysiowa- rzekła spoglądając na Dobrzańską z sympatią.  – I mogę zapewnić państwa, że kocham Marka równie mocno.
-Tak jak Marek panią- kontynuowała Dobrzańska. –  Teraz wiem, że myliłam się i nie był to tylko romans. Może moglibyśmy mówić ci z mężem po imieniu?- zaproponowała nieoczekiwanie.
-Będzie mi miło-odparła szczęśliwa, bo wyglądało na to, że rodzice Marka zaakceptowali ją.

Trzy godziny później neurochirurg wyszedł z bloku operacyjnego z dobrymi wiadomościami.
-Państwa syn miał dużo szczęścia, że pani Ula odwiedziła go-rzekł patrząc na nią. –  Jeszcze z pół godziny a mógłby całkiem stracić wzrok a nawet życie. Teraz jego stan jest stabilny i życiu już nic nie zagraża. Musi jednak przynajmniej przez dwa – trzy dni być utrzymywany w śpiączce farmakologicznej. Dopiero później okaże się, w jakim stopniu i czy w ogóle został uszkodzony wzrok.
-To znaczy, że Marek może nie widzieć-zatroskała się Dobrzańska.
- To tylko najgorszy scenariusz, ale tak jak mówiłem musimy poczekać aż odzyska przytomność.
Było już północy, gdy Marka przewieźli na OIOM i mogli przez szybę spojrzeć na niego. Sebastian zaproponował też Uli, aby zanocowała u niego i Wioletty. Rano przed pójściem do pracy również pojechała do szpitala. Przez chwilę posiedziała przy nim, pogłaskała po dłoni, powiedziała kilka słów i pojechała do firmy. Wieczorem miał odbyć się pokaz i choć z trudem jej to przychodziło musiała być tam i wszystkiego dopilnować.
Pokaz, wbrew oczekiwaniom Pauliny odniosła sukces a mistrz za kolekcję dla przeciętnego Polaka zbierał same pozytywne recenzje.  Ula jednak z sukcesu w pełni cieszyć się nie potrafiła i myślami była w szpitalu z Markiem i chciała pojechać do niego jak najszybciej.
Po trzech dniach od operacji Marek mógł zostać wybudzony ze śpiączki. Ula była w pracy, gdy zadzwonił do niej Krzysztof z tą informacją i propozycją, że jeśli chce to może przyjechać. Chciała pojechać, ale musiała zająć się liczeniem kosztów pokazu. Z pomocą przyszła jej Wioletta zapewniając, że śmiało może jechać a ona z Anią i Sebastianem wszystkim się zajmą.
Gdy dotarła do szpitala Marek był już wybudzony, ale na dłuższe wizyty nie był gotowy i do sali można było wchodzić pojedynczo. Miał też po intubacji problemy z mową. Tylko na chwilę mogła wejść, popatrzeć na niego, trochę porozmawiać.
Dzień później stan jeszcze bardziej poprawił się i mógł być przewieziony na zwykłą salę.  Odzyskał również w pełni mowę.
-Jesteś- szepnął wyciągając do niej rękę.
-Jestem-odparła siadając na łóżku.
- To dobrze, bo chciałem spytać cię o coś ważnego i nie daje mi to spokoju- zaczął poważnie.    Ula wtedy na korytarzu, gdy zgodziłaś się za mnie wyjść to nie, dlatego że miałem być operowany i było ci mnie żal.
- Oczywiście, że nie- zapewniała gładząc jego dłoń.  – Kocham cię Marek. Całe życie czekałam na ciebie.
-Ja też cię kocham i nic więcej do szczęścia nie jest mi potrzebne- rzekł czule. – Możesz schylić się- poprosił z błyskiem w oczach. – Chciałbym pocałować cię a kroplówka i ta aparatura trochę przeszkadzają w siadaniu.
Schyliła się tak jak ją poprosił. Była przygotowana na lekkie muśnięcie ust, ale Marek wolną ręką przytrzymał głowę i zmysłowo muskał je górną a później dolną wargę.
-Kochanie jak tylko wrócę do pełni sił zrobię to znacznie lepiej- szepnął jej prosto w ucho. – I oświadczę się jak należy.

Marek w szpitalu przebywał jeszcze dwa tygodnie i nabierał siły. Okulista miał dla niego całkiem dobre wieści, bo jego wzrok był w lepszym stanie niż przypuszczano. Szans na całkowite wyleczenie pourazowego uszkodzenia nerwu wzrokowego, co prawda nie miał i już do końca życia miał mieć osłabioną ostrość wzroku to odpowiednio dobrane okulary miały to korygować.  Ula wpadała do niego dwa razy dziennie. Rano przed pracą i popołudni po pracy. Zaczęło być to męczące i Marek zaproponował jej, aby wprowadziła się do niego już teraz. Ustalili, bowiem prędzej, że po wyjściu ze szpitala i na czas rekonwalescencji zamieszkają razem. Dając jej klucze zapewnił, aby czuła się jak u siebie w domu, zapełniła lodówkę i poukładała wszystko po swojemu.
W dniu jego powrotu do domu Ula wzięła wolne i przygotowała powitalny obiad. Później do samego wieczora leżeli na kanapie w salonie i cieszyli się swoim towarzystwem. Rozmawiali, całowali się i nadrabiali stracony czas.
-Chciałbym już dzisiaj z tobą kochać się, ale to nie jest wskazane- usprawiedliwiał się wieczorem.
-Wiem i nie mam żalu-rzekła łagodnie. – Będziemy spać koło siebie, cieszyć się sobą i to mi w zupełności wystarczy, bo jeszcze całkiem niedawno były to tylko moje marzenia a teraz jest rzeczywistość.
-I moje skarbie-rzekł patrząc prosto w jej oczy. – Stały się one długo po twoich, bo stały się one dopiero od czasu wyjazdu do Spa, ale były. Jeśli zrozumiałaś, co chciałem powiedzieć.
- Zrozumiałam. Tylko, o czym teraz będziemy marzyć kochanie?

Dzień później Marek wybrał się na samotne zakupy do jubilera. Pamiętał mniej więcej, jaki pierścionek podobał się jej i chciał kupić coś podobnego.  Zdecydował się na mały pierścionek z białego złota z szafirem i brylancikami. W drodze powrotnej wstąpił jeszcze do kwiaciarni i do sklepu spożywczego. Po powrocie do domu zajął się obiadem.  Ukochana wróciła o obiecanej godzinie. Elegancko zastawiony stół, bukiet kwiatów tak, jaki i Marek w garniturze zaskoczyło ją, ale domyśliła się skąd to wszystko. Marek z oświadczynami długo nie zwlekał i nie robił z tego ceregieli.  Tuż po przyjściu i zdjęciu przez Ulę kurtki tak zwyczajnie uklęknął przed nią i poprosił o rękę.
-Ula czy wyjdziesz za mnie? –zapytał wprost otwierając małe bordowe pudełeczko w kształcie serca.
-Myślę, że jest to bardzo prawdopodobne Marek, ale pod warunkiem, że ślub będzie skromny i zero seksu przed ślubem.
-Na takie małe ustępstwo jestem gotowy się zgodzić- odparł bez zastanowienia wsuwając na jej palec pierścionek. Następnie wstał z kolan i zwieńczył tę uroczystą chwilę namiętnym pocałunkiem.
Tydzień później w mieszkaniu Marka wyprawili małe przyjęcie zaręczynowe dla najbliższej rodziny i przyjaciół.




Pięć tygodni później
-To by długi dzień skarbie-szepnął, kiedy znaleźli się w sypialni.
-Skoro jesteś zmęczony to może powinieneś od razu położyć się spać- zasugerowała.
-Aż tak żeby nie kochać się z tobą to nie jestem- szybko odparł nachylając się nad nią.
Przywarł wargami do jej ust delikatnie muskając je. Chciał stopniowo rozbudzać siebie i Ulę. Miała to być ich pierwsza noc po wypadku i noc poślubna. Ślub udało im się załatwić w pięć tygodni i był tak jak Ula chciała skromny. Tylko najbliższa rodzina i przyjaciele.
 Delikatne pocałunki wkrótce przestały im wystarczać. Nie jestem przecież na pierwszej randce- myślał Marek. Usta Uli były takie słodkie a jej zapach skóry sprawiał, że ogarnął go głód żądzy.  Znalazł zamek od sukienki i rzucił niedbale na kanapę w salonie. Jego marynarka wylądowała wkrótce obok i wrócił do jej ust. Teraz całował zachłannie nie tylko usta, ale i szyję, dekolt i piersi. Wziął ją w końcu na ręce i zaniósł na łóżko. Jego ręce wędrowały po całym ciele Uli głaszcząc i pieszcząc. Ula w tym czasie mierzwiąc jego włosy oddawała pocałunki.
-Marek nie powstrzymuj się zbyt długo- szepnęła pomiędzy jednym pocałunkiem a drugim pocałunkiem.
Jej słowa zdziwiły go, ale i podziałały na niego natychmiast. Szybko pozbył siebie i Ule z bielizny. Pieszcząc jej piersi czuł jak narasta w nim pożądanie. Ula w dodatku tak zmysłowo wzdychała i bawiła się jego torsem.   Ten pierwszy raz w Spa był spokojny a teraz wszystko wskazywało, że będzie to gorąca noc.  Ich oddechy stawały się coraz szybsze a ruchy gwałtowniejsze.  Wyczuł chwilę, kiedy Ula rozchyliła nogi i mógł wejść w jej ciało. Trzymała go mocno rękami i nogami tak jakby nigdy nie chciała już go wypuścić. Ciągle smakując jej usta i kąsając piersi delikatnie zaczął poruszać się. Ula szybko dostosowała się do jego rytmu i ekstaza pożądania wzrastała w nich obojga. Chcąc poczuć go głębiej wygięte jeszcze plecy. Ruch ten jeszcze bardziej ich zespolił, Marka bardziej pobudził a do spełnienia brakowało niewiele. Doszli równocześnie rozkoszując się swoimi orgazmami a jej wnętrze wypełnił żar.  Poprzednim razem Marek był zabezpieczony tak jak przed laty Bartek i dopiero teraz mogła poczuć w pełni tą rozkosz. Ta fala rozkoszy zalewała ją raz po raz i chciała, aby trwała jak najdłużej.  Ruchy jednak stawały się coraz słabsze i w końcu opadł na nią wyczerpany, zaspokojony i szczęśliwy.
-Nie sprawiłem ci bólu- zapytał, gdy oddech uspokoiły się całkiem. To było dość szalone.
-Nie kochanie-zaśmiała się kładąc głowę na jego torsie. – To był niesamowite i proszę o więcej takich nocy.
-Kiedy tylko zachcesz skarbie- odparł kąsając jej ucho.  – Nawet marzę, o czym takim w naszym biurze – dodał patrząc na nią łobuzersko. –  I jak tylko wrócimy z podroży poślubnej zamierzam kochać się z tobą na biurku, na kanapie i na fotelu- obiecywał zmysłowym głosem.
-A możesz dać mi to na piśmie-zapytała nieśmiało. – Tak na wszelki wypadek gdybyś zmienił zdanie.

Jeśli są błędy to przepraszam. Nie mam czasu sprawdzić, a do środy nie chciałam czekać z publikacją.  

środa, 27 kwietnia 2016

W ostatniej chwili 10



Marek zaskoczył ją kompletnie i gdyby nawet miała czas na zastanowienie się gdzie mają iść albo miałaby zgadywać to na coś takiego nie wpadłaby nawet za sto lat.
- Masz tam kogoś?- zapytała po pierwszym oszołomieniu.  Babcie, dziadka jakąś ciotkę, wujka. Chociaż nie to byłoby głupie i niemożliwe- dodała, bo sama doszła do wniosku, że to, co powiedziała jest niedorzeczne.
- Nie Ula, nie mam –odparł dla pewności. –  Po prostu postanowiłem zostać wolontariuszem- wyjaśnił jej powody pójścia do Domu Opieki Społecznej. Na tych moich ostatnich zajęciach rozważany był temat, że sami na świecie nie jesteśmy i że warto zauważyć drugiego człowieka.  I nie chodzi o biednych, bezdomnych czy potrzebujących, ale o taką zwykłą codzienną życzliwość i o to czy stać ludzi na nią w tych czasach. Dało mi to trochę do myślenia i okazało się, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz coś takiego zrobiłem.
-Byłeś ze mną na zabawie- przerwała mu na chwilę. Zapomniałeś już? I nie mów, że to nie była życzliwość, bo była.
- No tak- przyznał jej rację.  Była to życzliwość. Ale kiedyś było tego więcej i byłem inny, byłem harcerzem i pomagałem a teraz cała moja pomoc ogranicza się do wpłat na fundację mamy. Najwyższy czas, aby zrobić coś większego, z czego będę mieć satysfakcję i będę dumny z tego. Przemek napomknął o tym ośrodku przypadkiem, że chodzi tam i po zajęciach spytałem go czy ktoś obcy mógłby również przyjść i pomóc, czy tylko jest to zarezerwowane dla studentów albo dla osób mające jakieś kwalifikacje czy uprawnienia. Okazało się, że praktycznie każda osoba jest mile widziana tylko trzeba prędzej przyjść a nie tak prosto z ulicy albo być przez kogoś poleconym.  Przemek zadzwonił od razu i uprzedził, że jestem od niego i że przyjdę we środę.
-Rozumiem-odparła będąc ciągle nie tylko pod wrażeniem postanowienia Marka bycia wolontariuszem, ale i tego, co jej właśnie powiedział. –   Ale dlaczego akurat DPS Marek? Jest tyle innych instytucji, gdzie można iść. Choćby właśnie fundacja twojej mamy. Praca z dziećmi jest łatwiejsza niż z schorowanymi staruszkami.
- Właśnie Ula- rzekł z uwydatnieniem. –  Cała dobroczynność i wolontariat skupione są przede wszystkim na domach dziecka, chorych dzieciach, hospicjach, a domy opieki czy starców są pomijane.  Ula, Przemek mówił, że nie wiele trzeba tam robić, aby podopieczni znajdujący się tam poczuli się szczęśliwi. Wystarczy przyjść wysłuchać ich, porozmawiać z nimi, poczytać książkę, gazetę. Czasami pomóc umyć się, zjeść a gdy dopisuje pogoda wyjść na spacer. Zwykła rozmowa wystarczy, aby nie czuli się samotnie i że są odtrąceni.
-To, dlatego zaproponowałeś mi te wyjście?-odparła z lekkim uśmiechem. Pomyślałeś, że jak wczuję się w ich położenie to, ci nie odmówię.
- Z tym pierwszym masz rację- przyznał się szczerze.    Ale nie, że cię tym przekonam. Gniewasz się?
-Nie- zaprzeczyła szybko.  – Jestem tylko mocno zaskoczona.
- Chyba nie bardziej niż Sebastian- zaśmiał się radośnie. –  W piątek, gdy byliśmy na siłowni to powiedziałem mu gdzie się wybieram. Wyciskał akurat sztangę na leżąco i z wrażenia upuścił na siebie. Dobrze, że nie połamał sobie żeber ani nie zrobił innej krzywdy. Później wygłosił mi mowę jak bardzo to zmieniam się i że z tymi zmianami przesadzam. Cały Seba.  Ponarzekał, pomarudził a dzisiaj już mu przeszło i życzył nam nawet powodzenia.  Ale nie odpowiedziałaś jeszcze na moje pytanie Ula? Pójdziesz tam ze mną?
-Marek wiesz przecież, że nie mogłabym ci odmówić w takiej sprawie- rzekła skromnie.
- Cieszę się-odparł z ulgą.  – Z tobą będzie mi raźniej, bo ja ci jeszcze nie powiedziałem, ale ten zakład prowadzą zakonnice.

 Nazajutrz Ula z pracy wyszła punktualnie i rozejrzała się po ulicy. Umówiła się z Markiem, że będzie czekać na nią przed bankiem. Było jednak ciemno i trudno było dojrzeć jego samochód. Chwile później usłyszała klakson i mrugnięcie światłami po drugiej stronie ulicy.  Zielone światło wkrótce pojawiło się i mogła przejść. Marek w tym czasie wysiadł z samochodu i po przywitaniu otworzył jej drzwi samochodu.
-Dobrze, że jesteś Ula-zagadnął, gdy włączał się do ruchu. – Przez cały dzień bałem się, że w ostatniej chwili zmienisz zdanie.
 - Nie mogłaby- odparła spoglądając na niego z sympatią. –  Chyba, że naprawdę musiałoby mi coś ważnego wypaść.   Wczoraj wieczorem w Internecie poczytałam o tym ośrodku, obejrzałam kilka zdjęcia i jak na ośrodek tego typu to wyglądał całkiem przyjemni. Nie powinno być źle.
-Zobaczymy.  Najgorzej jest zacząć, jak to mówią. Później jest już z górki.
Po niespełna dziesięciu minutach byli już na przyklasztornym parkingu.
- Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia Św. Wincentego a Paulo Szarytki-przeczytała Ula pierwszy z szyldów.  Dom Pomocy Społecznej „Wrzos.”
-To, co Ula idziemy- rzekł po zamknięciu auta. – Proszę Ula, panie przodem.
 Tuż za portiernią przywitała ich około czterdziestoletnia Siostra Eugenia.  Zanim zajęli się pracą zakonnica krótko wprowadziła ich w obowiązki i opowiedziała o placówce.  Zakład składał się z czterech oddziałów. Dla kobiet, mężczyzn, osób leżących a w oddzielnym budynku dla osób niepełnosprawnych umysłowo. Większa część zakonnic czas poświęcała właśnie tym ostatnim pacjentom i dla pozostałej reszty podopiecznych czasu nie starczało i dlatego pomoc wolontariuszy była dla nich cenna.
Spędzili tam całe dwie godziny, ale nie odczuli tego i czas szybko im minął. Ula wysłuchała kilku zwierzeń i wspomnień z czasów wojny, pomogła umyć i nawinąć na wałki włosy, roznieść kolację a bardziej zniedołężniałą kobietę również nakarmić.   Marek natomiast z pielęgniarzem Kamilem na oddziale męski miał podobne zajęcia. Żałował, że nie jest z Ulą, ale dzisiaj bardziej był potrzebny Kamilowi. Młody pielęgniarz okazał się być miły, tłumaczył mu wszystko i pracowało się z nim dobrze. Tuż po dziewiętnastej, gdy skończyli sprzątać po kolacji oni również skończyli swój pierwszy dzień wolontariatu. Przy pożegnaniu z jedną ze sióstr obiecali przyjść w poniedziałek.
- To, co Ula teraz czas na kolację dla nas- zaproponował, gdy w holu ubierali się. –  Nie wiem jak ty, ale ja zgłodniałem. Niedaleko stąd jest mała knajpka to możemy tam podjechać.
-Z chęcią coś zjem- zgodziła się bez namysłu.  –To takie smutne Marek.   Z tego, co mówiły te panie to większość z nich to osoby samotne, bez najbliższej rodziny. My jesteśmy dla nich zbawienni.
- Wiem.  Kamil opowiedział mi kilka podobnych historii i tym bardziej nie żałuję, że przyszliśmy tu. 
-Ja też. Widziałeś te motto w sali rekreacyjne? „ Życie nabiera sensu, gdy umiemy cieszyć się nim czyniąc je piękniejszym dla drugiego człowieka”.  My to właśnie dzisiaj zrobiliśmy. Daliśmy im chwile radości-rzekła uśmiechając się do niego.
-Nie masz aparatu-stwierdził, gdy przypatrzył się jej dokładniej.
- A myślałam już, że nie zauważysz - rzekła z lekkimi wyrzutami.
-Ula przedtem, gdy rozmawialiśmy ciągle było ciemno i dlatego nie zauważyłem- wytłumaczył się. – Masz bardzo ładny uśmiech-dodał szczerze.
-Dzięki-odparła czerwieniąc się lekko i posyłając słodki uśmiech. – Nie masz nawet pojęcia jak się cieszę, że wczoraj w końcu zdjęli mi te żelastwo. 

 Przez kolejne trzy tygodnie chodzili tam regularnie, co poniedziałek i środę a w ostatnim przedświątecznym tygodniu dodatkowo i w sobotę.  Ula przełożyła nawet swój kurs francuskiego z poniedziałku na czwartek, aby móc tu przyjeżdżać.  Po tym pierwszym dniu, kiedy pracowali całkiem osobno to w kolejnych bytnościach tam mieli okazje razem działać. Współpraca wychodziła im całkiem dobrze. Umieli rozbawić podopiecznych, zachęcić do zajęć, różnych gier, zabawy.  Marek zauważył również, że Ula ma wiele cierpliwości dla bardziej wymagających pacjentów. Zakonnice również chwaliły ją za tę cechę, która w tej pracy jest ważna. O Marku mogły powiedzieć równie ciepłe słowa, bo nigdy od cięższych prac się nie wymigiwał i wyręczał je.  Po wyjściu z DPS-u zawsze chodzili na kolację, rozmawiali a później odwoził Ulę do domu.
 Sebastian, choć zadowolony ciągle nie był z nowego hobby Marka to widział w tych wyjściach przyjaciela tylko jedną zaletę, bo chodził tam z Ulą.  Sam również działał i zaprosił Ulę w ramach za pomoc w wzięciu kredytu na mieszkanie na parapetówkę.  Parapetówki, co prawda w planach nie miał, ale czego nie robi się dla przyjaciela. Oprócz niej był tylko Marek, Karolina, Patrycja, jego kolega Mikołaj oraz siostra ze szwagrem i dwójką ich dzieci, sześcioletnią Hanią i czteroletnim Bartkiem. Siostra Sebastiana instruktorka aerobiku nie mogła nadziwić się perfekcyjnej figurze Uli. Błękitna sukienka od Pshemka leżała na niej idealnie. Marek również to zauważył tak, jaki i Mikołaj. Chłopak z charakteru był podobny do Sebastiana i Marka i z miejsca zainteresował się dziewczyną. Dobrzańskiemu zdecydowanie nie spodobało się to i z przyjemnością potwierdził to, co powiedział mu o Uli Sebastian.
 Coś nieznanego pchało go do Uli i nie wiedział gdzie ma te uczucie ulokować. Od czasu jak pozbyła się aparatu i zmieniła okulary na bardziej twarzowe przyłapywał się, na tym, że przypatrywał się jej zbyt długo.  To, że oczy i usta ma bardzo ładne i ładną figurę zauważył już przy drugim spotkaniu. Teraz po prawie  trzech miesiącach znajomości nijaka już dla niego nie była.  Była taka naturalna i dziewczęca.  Miała też kojący charakter i dobrze na niego oddziaływała. Zdecydowanie najlepsze usposobienie ze wszystkich dotychczas poznanych kobiet.  Przy niej czuł spokój, zrelaksowanie i że staje się lepszym człowiekiem.  Nie musiał też przed nią niczego udawać, bo brała go ze wszystkimi wadami, jakie miał. Dobrze im się też rozmawiało się, wręcz czytali w myślach.
 Ula zdała sobie sprawę, że Marek coraz bardziej się jej podoba. Pod względem urody spodobał się jej już przy pierwszym spotkani, ale teraz z czasem jak poznawała go lepiej to podobał się jej pod względem charakteru. Nie raz, gdy patrzyła na niego w czasie pracy w DPS-ie, myślała, że nie taki zły diabeł jak go malują. Lubiła spotykać się z nim dyskutować, odkrywać inny świat. Czuła, że przy nim z kopciuszka staje się księżniczką.  W takich właśnie chwilach bała się, że jeśli zakocha się w nim, a jest to bardzo prawdopodobne, to trudno będzie jej przebywać blisko niego.

W ostatnim przedświątecznym pobycie w DPS-ie, choć było więcej wolontariuszy mieli sporo zajęć.  Ula pomagała w kuchni, przystrajała choinki w kolejnych pokojach i zawinęła włosy na wałki, bo jak mówiły panie robiła to bardzo fachowo. Marek natomiast z innymi mężczyznami przywieszał na zewnątrz lampki. Był również przygotowany dla wszystkich stół z wigilijnymi potrawami. Nikt czasu, aby usiąść i zjeść na spokojnie jak jest w przypadku wieczerzy wigilijnej nie miał i działał on na zasadzie Stołu Szwedzkiego. Przy pożegnaniu natomiast siostry dzieliły się opłatkiem z wolontariuszami, składały im życzenia i wręczyły za okazaną pomoc upominki w postaci małej gipsowej figurki Jezusa leżącego na sianku. Do prezentu dołączona była również kartka świąteczna wykonana przez podopiecznych.
Ula i Marek dla siebie również mieli przygotowane prezenty.  Z podarowaniem ich poczekali na koniec spotkania. Po wyjściu z ośrodka odwiózł ją do samego Rysiowa i dopiero tam przed domem złożyli sobie życzenia, cmoknęli w policzki i dali prezenty. Mieli nie otwierać ich do wigilii, ale ciekawość wzięła górę.  Ula tuż po zamknięciu drzwi rozpakowała swój mały kartonik. Na bordowej aksamitce leżała para kolczyków z szafirem. Marek wykorzystując pomysł dziewczyny postanowił podarować jej coś z biżuterii z jej szczęśliwym kamieniem zodiakalnych. Swój prezent natomiast rozpakował chwilę później. Zjechał na pobocze i tam bezpiecznie odpakował. Ula wiedząc już o zainteresowaniach Marka wybrała dla niego najnowszy model amerykańskiej ciężarówki wojskowej z armatą do samodzielnego sklejania.

Po rozstaniu z Ulą, Marek pojechał prosto na lotnisko odebrać Paulinę.  Jej pobyt w Polsce do udanych i spokojnych jednak nie należał.  W miarę spokojnie było tylko do czasu wyjazdu na wigilię do Dobrzańskich. Mieli wychodzić, gdy Marek całkiem przypadkiem znalazł folder zachęcający do spędzenia Sylwestra w Paryżu.
  –To miała być niespodzianka – rzekła karcącym głosem za grzebanie w jej szufladzie.    Wylot trzydziestego a powrót pięć dni później. Będą tam też moi znajomi z uczelni- mówiła tak jakby sprawa była przesądzona. –  Już dawno chcieli cię poznać to w końcu będzie okazja.
- Paula- przerwał jej. –  Rok temu umawialiśmy się, że Sylwestra w tym roku spędzimy z Sebastianem.  Mam już nawet zaproszenia do restauracji „ Kwinto". Mówiłem ci o tym zresztą z miesiąc temu. Zapomniałaś?
-Nie –odparła słodko poprawiając mu krawat.    Ale pomyślałam, że w Paryżu będzie romantyczniej. To jeden z najdroższych i najwykwintniejszych Bali Sylwestrowych w całym Paryżu. Stephan cudem załatwił mi te zaproszenia. Kochanie to może być nasz niezapomniany Sylwester.
 -Nie wiem jak ty, ale ja nigdzie nie lecę-odparł zdecydowanie oddając jej broszurę i nie przejmując się jej zapewnieniami o niezapomnianym sylwestrze.
- Wszystko już załatwiłam a ty mówisz, że nie jedziesz- zmieniła ton z miłego na wzburzony. – Inny by się ucieszył, ale nie ty. Ty wolisz Sebastiana od Paryża i mnie.
-A ty wolisz Paryż i swoje koleżanki ode mnie i Warszawy- rzucił trafną ripostę.
- Nie bądź złośliwy-odburknęła urażona. – Musimy już wychodzić. Porozmawiamy jak wrócimy.
Po przyjeździe do Dobrzańskich Paulina poskarżyła się Dobrzański z nadzieją, że znajdzie u nich poparcie. Marek obojętny na jej żale nie pozostał i przedstawił swoje argumenty.
- Trzy razy z rzędu ulegałem jej pomysłom na Sylwestra – tłumaczył rodzicom. –  Teraz zamierzam spędzić go po swojemu z Sebastianem w Polsce, a nie z jej znajomymi w Paryżu.
- Paulino, Marek ma rację – poparł go nieoczekiwanie Krzysztof. –  Dokładnie pamiętam, że rok temu obiecałaś mu to i nie możesz ciągle narzucać mu swojej woli.  
- Zrobiłam to żebyśmy pobyli ze sobą- odparła, aby zdobyć przychylność i współczucie Dobrzańskich. Tak dawno nie widzieliśmy się.
- A tu w Polsce nie bylibyśmy razem?-zapytał sensownie Marek.  – I chyba nawet bardziej, bo nie byłoby z nami przez cały czas twoich znajomych-dodał ironicznie. A tak na marginesie Paulino, kiedy zamierzałaś powiedzieć mi o tym wyjeździe? Dzień przed?
 -Kochani jest wigilia, za chwilę mamy przełamać się opłatkiem, złożyć życzenia a wy kłócicie- przerwała im Helena. Porozmawiacie o tym w swoim domu na spokojnie, sami- zadecydowała, na co Paulina skrzywiła się z niezadowoleniem, bo nie tak wyobrażała sobie przebieg rozmowy.
Pomimo braku Aleksa, który najczęściej psuł atmosferę ta wigilia również była farsą.  Dobrzańscy próbowali pogodzić skłóconych narzeczonych, ale chociaż na zewnątrz uśmiechali się to w środku wrzeli. Nawet rozdawanie prezentów i śpiew kolęd nie były radosne. Marek podarował rodzicom bilety do teatru a Paulinie starą pozytywkę. Ona natomiast dla narzeczonego miała książkę „Młodzieńcza miłość „ – romans z przesłaniem dla niej i dla niego z adnotacją, że jest to historia ich życia i miłości, a dla Dobrzańskich przywiozła z Włoch album z najpiękniejszymi zabytkami Europy. Od rodziców wyjechali prędzej niż zazwyczaj i ciągle skłóceni. W drodze do domu Paulina ponownie dawała upust swojemu niezadowoleniu.
-Zadowolony jesteś? Zepsułeś rodzicom święta-oskarżyła go.
-Ja? To ty poskarżyła się pierwsza nie ja.
-Miałam prawo wyżalić się-warknęła przez zaciśnięte usta.  – Niech wied jaki jesteś samolubny. Zrobiłam to dla nas. Nigdzie razem nie jeździmy. Kiedy ostatni raz byłeś u mnie we Włoszech?-pytała ze wzburzeniem.  – Przez ostatnie pół roku widzieliśmy się tylko raz.
-To ty wybrałaś uczelnię we Włoszech, nie ja – przypomniał jej.  – Ja proponowałem ci Warszawę albo Kraków, ale nie ty. Ty nie chciałaś kształcić się w kraju. I jak dobrze pamiętam wyjeżdżając obiecałaś przylatywać do Polski częściej niż ja do Włoch. Nie rób mi, więc wyrzutów.  Tym bardziej, że ostatnie dwa przyjazdy odwołałaś.
-I, dlatego chciałam żebyśmy nadrobili ten stracony czas- wróciła do tematu ich rzadkich spotkań, zmieniając również ton na milszy. Z Sebastianem możemy bawić się za rok. Obiecuję ci.
-Nie Paula- przerwał jej ostro.  – Dawno temu ustaliliśmy, że sprawy świąt, wakacji czy wyjazdów będziemy ustalać razem a przez ostatnie trzy lata Sylwester to był tylko twój wybór. Najpierw była Hiszpania na całe święta, dwa lata temu byliśmy w Pradze z twoją koleżanką a rok temu musiałem męczyć się u Aleksa, bo oblewał nowy dom.  Ja zdania nie zmienię i zamierzam bawić się z Sebastianem w Polsce z tobą albo bez ciebie. Wybór należy do ciebie.

Po powrocie do domu Paulina poszła od razu do salonu, aby uspokoić nerwy czymś mocniejszym. Marek natomiast poszedł się przejść. Ponad godzinę chodził bez celu po okolicy i w końcu poszedł na pasterkę. Nie był na niej parę dobrych lat i zatęsknił za tą atmosferą mszy. Gdy wrócił Paulina spała w pokoju gościnnym a rano po przebudzeniu nie było jej. Mieli iść razem do Aleksa, ale skoro nie czekała na niego aż obudzi się i poszła sama to nie zamierzał dołączać do nich. Nie lubił go zresztą i była to niechęć obustronna.  Zrobił sobie mocną kawę i wziął się za sklejanie samochodu od Uli. Montowanie militari zawsze go odprężało.  W domu zjawiła się tuż przed przyjściem na podwieczorek Dobrzańskich. Przed nimi udawała miłą i kochającą narzeczoną. Marek natomiast nie zamierzał okłamywać swoich rodziców i otwarcie powiedział im, że w sprawie Sylwestra zdania nie zmienił i pogodzony z Pauliną nie jest. 
Kolejną noc Paulina również spędziła w pokoju gościnnym a na całe drugie święto gdzieś wyszła. Dokładnie wiedział, że odseparowanie go od łóżka i samotne wyjścia są tylko po to, aby wymusić na nim zmianę decyzji albo ukarania go. Nie przejmował się tym w ogóle i leżąc samotnie na kanapie w ich salonie miał sporo czasu do przemyślenia.
Przez cały okres jej wyjazdów nigdy nie było dobrze, ale aż tak źle jak jest teraz to nie było.  Nawet w łóżku nie było tak jak dawniej, przestała być atrakcyjna i nie dała zadowolenia. Po pięciu miesiącach bez niej i prawie trzech bez kobiety powinny być fajerwerki, ale nie było ich. Nawet przez te ostatnie dwie noce, gdy spała obok w pokoju nie tęskniłem do kontaktu z nią.  Jedno z ostatnich ogniw, które łączyło mnie z nią przestało istnieć.  Drugie zresztą też. Zmieniłem się nie mam już kochanek i nie ma mi, co wybaczać- rozważał dalej.  Nawet rodzice zaczynają rozumieć. A przynajmniej ojciec. Karolina i Sebastian mają rację Czas zakończyć ten związek.  Czas przestać udawać wielką miłości w wielkiej rodzinie Febo- Dobrzańscy. Dzisiaj nie będę psuł sobie świątecznego wieczoru. W telewizji leci siatkówka i chcę obejrzeć w spokoju mecz. Będzie na to czas jutro albo w kolejne dni.
 Okazji do porozmawiania jednak nie miał, bo Paulina skróciła swój pobyt i wyjechała obrażona następnego dnia rano, zanim zdążył podjąć temat. Nie zamierzał jej ani zatrzymywać, ani przepraszać a tym bardziej ustępować w sprawie Sylwestra.  Znał ją dobrze i wiedział, że ten nieoczekiwany wyjazd to kolejna jej manifestacja. Przyniósł też odwrotny efekt niż zamierzała Paulina, bo nie tylko nie zmartwił Marka, ale utwierdził w przekonaniu, że podjął słuszną decyzję. Martwił się tylko, że nie udało mu się z nią porozmawiać a przez telefon nie chciał tego załatwiać.

Do pracy przyszedł w całkiem dobrym humorze. Karolinie i Uli, chociaż obie były jego przyjaciółkami i pytały go o święta to o swoim postanowieniu o rozstaniu z Pauliną na razie nie wspominał. Uważał, że Sebastian, jako jego najdawniejszy przyjaciel powinien, jako pierwszy dowiedzieć się i to z nim chciał porozmawiać.  W czasie świąt dzwonił do niego i wspomniał mu tylko o pomyśle Pauliny na wyjazd na Sylwestra do Paryża. Olszański do pracy wrócił dzień później.
- W końcu to zrozumiałem Seba- rzekł prosto z mostu tuż po wejściu do jego biura.  – Paulina to największa pomyłka mojego życia i ciągnąć ten związek dalej nie ma sensu.
- W końcu - ucieszył wstając zza biurka.  – Powiedziałeś jej już to.
-Nie, ale dowie się przy najbliżej okazji-rzekł pewnie.  – Nie chciałem psuć sobie wtorkowego wieczoru, a wczoraj rano, gdy wstałem była już spakowana i oświadczyła tylko, że wraca do Włoch. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć to podjechała taksówka i wyszła.
- Szkoda- odparł z niezadowoleniem. – Ale dobre, chociaż to, że się zdecydowałeś- dodał klepiąc go po ramieniu. – Tylko trzymaj się tego i nie daj się znowu jej i rodzicom omotać.
 - Bez obawy Seba zdania nie zmienię-mówił zdecydowanie.    Nie zamierzam być Karolem, ale szczęśliwym Stanisławem.(dla przyp. część 3 przedstawienie teatralne).
-I to mi się podoba-rzekł z dumą z postanowienia przyjaciela. – To, kiedy ten szczęśliwy dzień?
 - Aleks trzydziestego stycznia ma urodziny a drugiego lutego jest zarząd to przyleci do Polski to wtedy porozmawiamy. Trochę długo, ale skoro wytrzymałem z nią siedem lat to jeszcze jakoś ten jeden miesiąc też dam radę. 

Sylwester Marek spędził tak jak planował z Sebastianem i Patrycją. Olszański napomknął mu nawet, aby zadzwonił do Uli i zaprosił na zabawę.  Marek i bez jego namowy zaprosił ją i to jeszcze tego samego dnia, w którym wyjechała Paulina. Popołudniem spotkali się w ośrodku i tam zaproponował jej wyjście na bal sylwestrowy.  Ula zdziwiła się zaproszeniem, bo na takie wyjście powinien pójść z narzeczoną a nie z koleżanką, ale nie pytając o powody zgodziła się.  Wieczorem, kiedy poszli na kolację sam opowiedział jej o kłótni z narzeczoną i o jej wyjeździe.  Po tym wyznaniu po raz kolejny próbowała zrozumieć Paulinę i Marka i ich związek oparty na nie wiadomo, na czym, ale nie potrafiła.

Sylwester zaaranżowany był na lata międzywojenne włączając w to stroje. O sukienkę dla Uli postarał się Marek i wybrał jej czarną długą dopasowaną w talii sukienkę z odsłoniętymi ramionami i szal boa. Włosy natomiast podobnie jak na zabawę firmową upięła w kok z kilkoma tylko kosmykami wypuszczonymi z upięcia.  Założyła również szkła kontaktowe, które kupiła sobie z okazji świąt i kolczyki od Marka.
Bal rozpoczął się o dziewiętnastej i trwał do białego rana.  Sala przystrojona była w kolorowe serpentyny zwisające z sufitu, łańcuchy, brokatowe gwiazdki, baloniki a ściany ozdabiała draperia. Zabawa tak jak za dawnych czasów rozpoczęła się od przywitania przez mistrza ceremonii i zatańczenia przez wszystkie pary poloneza. Później grane były najczęściej stare szlagiery raz po raz przerywane nowszymi melodiami. Od początku balu atmosfera była bardzo sympatyczna i magiczna a na stołach niczego nie brakowało. Były potrawy z drobiu, dziczyzny, ryby, owoce, ciasta. Północ nadeszła szybko i przy światłach kandelabrów i kinkietów wzniesiono noworoczny toast. Później odbył się mały pokaz pirotechniczny. Po północy wybrano również króla, królową i parę balu. Tym pierwszym tytułem obdarzony został Marek i w nagrodę dostał butelkę dobrego wina. Zabawa rozkręcała się z godziny na godzinę i cała czwórka bawiła się świetnie. Tańczyli, żartowali, rozmawiali. Inni uczestnicy również okazali się bardzo towarzyscy i cała sala bawiła się znakomicie. O tą miłą atmosferę dbał wodzirej i organizował zabawy zbiorowe. Na chwilę wytchnienia natomiast można było wyjść do ogródka.  Latarnie i pełnia księżyca dawały dostateczną ilość światła, aby nie błądzić w ciemnościach i widzieć się nawzajem. Ula z Markiem również wyszli odetchnąć świeżym powietrzem.  Ula oparta o balustradę tarasu z uśmiechem opowiadała Markowi o ostatniej wigilijnej przygodzie Betti. Patrząc na nią i słuchając poczuł coś dziwnego.  Sam nie wiedział, kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się a jego ręka powędrowała do kosmyka jej włosów gładząc przy okazji policzek.  Przez chwilę wpatrywała się w jego oczy i czuła jego oddech na swojej twarzy. Chwilę później przywarł delikatnie wargami do jej ust. Marek na jednym krótkim muśnięciu nie poprzestał i delikatnie poruszył ustami.  Kiedy wyczuła tę pieszczotę przez jej ciało przeszedł taki sam dreszcz jak podczas zabawy i niechybnie upadłaby gdyby nie trzymał ją w swoich ramionach. Tamten pocałunek był przypadkowy a ten całkowicie zamierzony i nie wiedziała, co ma o tym sądzić. Usłyszała też czyjeś westchnienie, lecz dopiero po chwili zrozumiała, że to było jej własne westchnienie i to, czego bała się stało się faktem. Zakochała się w Marku i kompletnie nie wiedziała, co ma zrobić z tym fantem.
 
CDN PO MINI WYPADEK MARKA